---
A poza tym - urządzanie mieszkania na półmetku. Łazienki prawie gotowe, na ścianach pojawiają się kolory i jest coraz piękniej! W weekend zamówiliśmy wymarzone łóżko (idealne do starania )) i jak dobrze pójdzie to za miesiąc wielka przeprowadzka..... )
Najgorzej, że przypuszczam, że ten cykl nie jest naszym ostatnim. Choroba na początku cyklu, bezsenność, stresy. Nawet nie przywiązuje wagi do mierzenia temperatury. Testy owulacyjne leżą nie ruszone. Kicham, smarkam i czekam na @.
Gdzie nie spojrzę kobiety w ciąży! W pracy koleżanka rodzi w wakacje, kolegi dziecko urodzi się w marcu. Na facebooku co chwile ktoś ze znajomych ogłasza, że się spodziewa dziecka. Na osiedlu gdzie się wprowadzamy same małe dzieci... I przez to wszytko mam wrażenie, że to takie proste, że wszystkim się udaje, tylko ja muszę czekać. Nie chciałabym być zazdrosna, bo to nie prowadzi do niczego dobrego, ale jednak coś kłuje od środka, że ja też, ja też chcę... Udało się, nie udało tym razem? Jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek znaki, rozum mówi, żeby nie dopuszczać do siebie takich myśli - bo później tylko kolejne rozczarowanie. Serce jednak, serce jest uparcie optymistyczne. I szepcze "a może...dlaczego nie...". Tak bardzo bym chciała...
Normalnie o tej porze cyklu powinnam być zestresowana i rozdrażniona, a jestem radosna i spokojna. Intuicja mi mówi, że coś się zmieniło. I tej optymistycznej myśli się będę trzymać. A jak przyjdzie @ trudno - optymizm i dobre samopoczucie na pewno nie zaszkodzi.
Staram sobie nie wmawiać objawów, tym bardziej że jest na nie za wcześnie. Jedyne nad czym się zastanawiam to mini skurcze i takiej jakby bulgotanie w brzuchu na wysokości pępka - chyba w jelitach?. Może to być tylko jakaś niestrawność, ale trudno mi nie przypisywać tego do ewentualnego nowego lokatora - a może po prostu za dużo słodyczy jem ostatnio - i może stąd te skurcze i zgaga? Okaże się za tydzień.
----
A oprócz tego mieszkanie prawie gotowe - zostały jeszcze tylko podłogi do zamontowania oraz montaż kuchni - to wszytko w przyszłym tygodniu )). Za dwa tygodnie planujemy przeprowadzkę. Cieszy mnie to ogromnie i odrobinę przeraża.
Ja robię wszelkie badania, sprawdzam, mierze, nie pije alkoholu "na wszelki wypadek", a on nie umie nawet zrezygnować z noszenia komórki w spodniach, jak go prosiłam aby zaczął brać kwas foliowy, bo na pewno nie zaszkodzi to wziął jedną tabletkę i...zapomniał. Na to, aby zrobić badania nasienia też sam nie wpadnie - a ja bym chciała aby pewne rzeczy też z jego strony wyszły, zamiast udawać, że nie ma problemu - bo najwyraźniej jest.
Jak mu dziś to wszytko wygarnęłam to wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Przez to całe staranie, wszytko się psuje między nami....
Dziś Wielki piątek i ja też już bym chciała pozbyć się tego mojego krzyża, który ostatnio dostarcza nam sporo łez i zmartwień. Boże, proszę pomóż nam z tym naszym małym, wielkim cudem.
Uwielbiam ten nasz nowy domek. Sąsiadujemy z lasami, więc z każdego okna mamy cudny widok, a jedyny hałas to trel ptaków (i czasem samoloty, bo to blisko lotniska). Na końcu naszych bliźniaków wybudowali nam śliczny plac zabaw - może to w końcu przekona Matyldę, aby się pojawiła! )
Dziś znów staram się nie dopatrywać symptomów ciąży i znów mi się to nie udaje. Chociaż w poprzednich miesiącach było to samo - i już powinnam wiedzieć, że ani ból piersi ani pulsowanie jajników nic nie znaczy, to jak największy uparciuch znów się nakręcam.
Dziś pewnie wystartuję z nowym cyklem, oby to był ten ostatni.
Dziś mężuś robi badanie nasienia. Bardzo bym chciała, aby wyniki były dobre, choć trochę się boję. W dzieciństwie miał zabieg i usunięcie jednego jądra, więc jest ryzyko, że coś jest nie tak - ale mocno wierzę, że to drugie jajko samo daje radę! Za kilka dni wszytko się wyjaśni.
Czasem ludzie o tym zapominają i starania o dziecko przesłaniają im całe życie. Przestają troszczyć się o siebie, poświęcać czas na pielęgnację związku - skupiając całe swoje życie na staraniach. Ja czasem też się zapominam. Ale później przypomina mi się to, co mi kiedyś powiedziała przyjaciółka: "Mąż powinien być na pierwszym miejscu. Dziecko na drugim." - wtedy się oburzyłam! Ale jak to?! Wytłumaczyła mi, że to z mężem się zestarzeje, że dziecko ma się przy sobie tylko ok. 20 lat, a później trzeba pozwolić mu rozwinąć skrzydła i "odlecieć". Wychowuje się je dla kogoś i oczywiście trzeba je darzyć ogromem miłości, ciepła, troski - dać mu wszytko co najcenniejsze, ale pamiętać, że za kilka lat zostaniemy znów sami, w 4 ścianach, z mężem. I dlatego nie można zapominać o tej relacji - z resztą, dziecko mające kochających się rodziców, rodzinę - zyska najwięcej.
Więc pamiętajmy o sobie - między odliczaniem do dni płodnych...i do zielonego! I korzystajmy z tego, że mamy tak dużo czasu dla siebie - bo nasz upragniony, mały szkrab nam sporo tego czasu zabierze na najbliższe kilka lat - czego wam (i sobie) bardzo życzę.
Jacie... pamiętam moją przeprowadzkę w zeszłym roku. Nie mogłam się przyzwyczaić do nowego miejsca :-) życzę dużo radosnych chwil w nowym miejscu. I kupcie dobre łóżko. .. nasze skrzypi ;-)
no my już się nie możemy doczekać. Teraz mieszkamy w kawalerce, a przeprowadzamy się do malutkiego - ale jednak - bliźniaka. Osobny salon i sypialnia już nas cieszy, a co dopiero jeszcze taras i maleńki ogródek. :) Na wiosnę odetchniemy :)