Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
Pierwszy w życiu test owulacyjny, zrobiony tak z ciekawości, dodatni. Nie mam porównania, odniesienia, niczego. Wypadałoby zadziałać, coby on na marne nie poszedł
Wiesz... z tymi testami to jest tak, że one nie pokazują owulacji w punkt 'dziejącej się' tylko nadchodzącą (w ciągu 24-36 godzin). Te testy badają poziom LH, który rośnie tuż PRZED owulacją. Także - jak jest pasek to sygnał, że coś się kroi. Pasek pozytywny może być o różnym natężeniu - dlatego lepszą informację daje zrobienie kilku testów pod rząd - teoretycznie pasek powinien ciemnieć, a potem blaknąć (blaknięcie daje sygnał, że owu prawdopodobnie była). W praktyce - z tymi pozytywnymi testami różnie bywa - ja w moim udanym cyklu miałam testy pozytywne chyba w 3 różnych momentach cyklu ;) ... i za każdym razem myślałam, że to JUŻ ;) A prawdopodobnie dopiero za trzecim razem to było TO ;))) Tobie życze oczywiście wstrzelenia się za pierwszym podejściem... ale wiesz - nie ma co się krępować z 'dorabianiem uszek, noska itp.) ;)) Powodzenia!
Bardzo Ci dziękuję za odpowiedź. Dzisiaj powtórzyłam test i jest dużo jaśniejszy. Cokolwiek było, już minęło:) W przyszłym cyklu spróbuję ich odpowiednio wcześniej użyć.
Wczoraj byliśmy na pierwszych urodzinach cheśniaczki męża. Nie wiedziałam, że mona aż tak wkurzonym z urodzin od dziecka wracać. Ludzie / rodzina absolutnie nie potrafiła się zachować. Kilka przykładów.
1. Dziadek dziecka przywiózł ze sobą psa. Na wejściu prawie przejechałam się na podkładzie dla psa. Bo to przecież normalne, że pies szcza i sra a goście siedzą i jedzą. Pies - szczeniak skakał gościom po nogach, pozahaczał rajstopy, porozrzucał sierść wszędzie.(nie jestem fanką sterylności, sama mam psa i kota, ale czy na roczek dziecka trzeba koniecznie go ze sobą zabierać?).
Kontynuacja psich przygód. Ludzie się napracowali przygotowali żarcie, mięcho różnej maści. Na co dziadek(ten od psa) radośnie odciął pierś z kurczaka, pokroił na drobne kawałki zawołał psa i zaczął bydle karmić. Bo jak wszyscy dowiedzieliśmy się przy stole, piesek rzygał "tak gęsto" po drodze, więc na pewno jest głodny i musi napełnić brzuszek. Nosz kurwa mać. Przecież by nie zdechł. Grrrrr. Później chwycił psa na kolana i przemawiał do niego słodko, jednocześnie opanowując to, że się wyrywał, bo chciał do żarcia. Oczywiście wszelki zachwyt nad psem był wskazany, a chociaż jest rasowy wygląda jak zwykły kundel z potężnymi uszami. Na co moja teściowa stwierdziłą, że pies jest przesłodki(bo skoro ja nie, to ona tak) i dawaj pchać mi go na kolana, na moje świeżo wyprane, CZARNE spodnie. Udało mi się z tego wybronić. Gdyby ktoś pytał, ten dziadek swej wnuczki ani razu na ręce nie wziął.
2. Ześwirowana na punkcie dobrego żywienia ciotka, przemyciła w torebce swoje świeżo wyciskane soki i polewała sobie pod stołem pogryzając tabletkami na lepsze trawienie. Ta sama ciotka w momencie rozpakowywania prezentów, zachwycała się tylko i wyłącznie swoim, objaśniała wszystkie funkcje szczekającego psa i instruowała jak podawać mu kość, żeby zaczął wydawać z siebie odpowiednie dźwięki. Nie muszę wspominać, że rodzice nie byli tym ani trochę zainteresowani.
3. Chór(2) babć które gęgały do dziecka jednocześnie, ale każda co innego: jak jedna - baba to druga - dziadzia.
4. Moja "ulubiona" kuzynka, spóźniła się 1h choć najbliżej mieszka i tradycyjnie jadłą tort z patery ręką, wybierając ulubione elementy.
5. Zachowanie babci przy rozpakowaniu prezentów. Krzyczała, rozrywała opakowania prezentów. Starała się usilnie skoncentrować uwagę dziecka na prezentach(bo przecież drogie i każdy próbował przebić ceną) a dziecko najbardziej zainteresowane było ... balonikiem nadmuchiwanym helem, który w ostatnim momencie kupiliśmy jako dodatek do prezentu. I patrzyła na sufit na ten balonik, ale babcia siłą S - I - Ł - Ą, odwracała jej główkę żeby skupiła się należycie na prawdziwych prezentach.
Więcej mi się pisać nie chcę, ale myślę że coś by się jeszcze znalazło.
Wróciliśmy do domu. Mąż z migreną, ja z tradycyjnym bólem głowy. Teraz mamy cały rok na to, żeby wymyśleć wymówkę dlaczego w przyszłym roku nas na tych urodzinach nie będzie.
Przeglądałam ostatnio moje wykresy. Uczciwie zrobionych tj i śluz i temperatura od początku do końca jest ich aż ... 3. Przez rok udało mi się tylko 3 razy się dokładnie, szczegółowo poobserwować. Ale mimo to odnalazłam ciekawostkę. Jakiś rok temu temperatura w fazie poowulacyjnej rosła sobie powoli, w którymś momencie sięgnęła 36,8 i zaczęła spadać. W tym cyklu od razu jest podniesiona i na razie utrzymuje się. Może to przez euthyrox?
He he - jak ja dobrze pamiętam te teksty z początku tego roku - "gdyby od siedzenia na ovu zachodziło się w ciążę to bym już wielokrotną matką była". Na razie wielokrotną nie, ale kto wie, może to siedzenie coś tam daje ;))
Wczoraj przed południem będąc w mieście nie oparłam się pokusie i zakupiłam test sztuk 2. Dzisiaj oczywiście jeden z nich wykorzystałam, choć temperatura rano spadła i pewnie wróży to zbliżającą się @, plus za wcześnie jeszcze na testowania. Nie muszę dodawać, że wyszedł negatywny
Jutro wyruszam do apteki po zapas dostinexu, euthyroxu, jodidu i kwasu. Ten cykl przepadł. Dzisiaj plamienie, jutro @. Trzeba się przygotować porządnie, może wrócę do wiesiołka? Następne dni płodne wypadają po świętach, więc na relaksie będziemy działać.
A jak tam u Ciebie z witaminą D? Ostatnio suplementacja witaminy D stała się dosyć 'modna' - przynajmniej sądząc po ilości reklam w TV, ale to akurat dobra moda, zwłaszcza jesienno-zimową porą.
Nie biorę, chociaż teściowa mnie kiedyś zachęcała. Czy niedobór może utrudniać zajście w ciążę? Boję się, że zaraz będę brała tych tabletek tyle, co moja babcia i będę musiała sobie pudełeczko rozdzielające na rano, południe i wieczór zakupić :D
Bezpośrednego związku z płodnością wit. D chyba nie ma, przynajmniej ja nie trafiłam na takie info, a kiedyś szukałam - w tym kontekście właśnie. Natomiast w ramach przygotowania organizmu do ciąży warto sprawdzić poziom wit. D - bo potem w czasie ciąży i tak jest wskazana suplementacja, zapotrzebowanie się zwiększa - a dziecko z Ciebie wyciągnie, więc to bardziej kwestia zadbania o siebie. I rozumiem Twoje obawy - też nie jestem lekożercą ani suplementożercą i prawde mówiąc szlag mnie trafia jak widzę te wszystkie reklamy - pastyleczka na to, na tamto, siamto...
Jednodniowa obraza na ovu poskutkowała niezmierzeniem temperatury rano Dzisiejsza wizyta w aptece, -130 złotych w portfelu, na półce uzupełniony i poszerzony zapas tabletek. Jeszcze trochę i będę musiała dzielić na rano, wieczór i południe w specjalnym pudełeczku Spróbuję znowu ten cykl z wiesiołkiem, chociaż generalnie chyba aż tak strasznie z tym śluzem u mnie nie jest.
Jeszcze dwa dni pracujące i WOLNE. Nie mogę się już doczekać. Póki co jeszcze w ten weekend, pewnie jak większość przygotowuję parę spraw na święta. Z tych niefajnych: sprzątanie, z tych ulubionych: pieczenie ciasteczek i pierniczków
Dla mnie w zeszłym roku święta też były takie 'niby wszystko ok, ale jednak czegoś brak'. Marzyło mi się, że kiedyś przy kolacji wigilijnej będzie można bliskim wyjątkowy prezent zrobić. Ale się nie udało... a równocześnie dowiedziałam się, że u mojej przyjaciółki taki właśnie 'mój' wymarzony wieczór miał miejsce - jej brat i bratowa podzielili się wieściami z rodziną. I tak mi wtedy 'łyso' było - bo z jednej strony szczerze się ich radością cieszyłam, a z drugiej strony jakoś tak podwójnie mi smutno było. Ale ostatecznie nie ma tego złego, nie wyszło na Gwiazdkę, ale już na 'Zająca' się udało. I Tobie życzę małego wielkiego cudu świątecznego ;)
Dziękuję dziewczęta za dobre słowo. Nie jestem podłamana, raczej poirytowana. Jedyne co mogę teraz robić to szamać lekarstwa, no i działać kiedy trzeba i się chce. A reszta procesu to już wiedza tajemna, na którą wpływu szczególnego nie mam:)
Wieczorem po kolacji wigilijnej mąż stwierdził, że już po świętach. Może przesadził troszeczkę, ale faktycznie jak zwykle szybko minęło. Dożeramy resztki jedzenia, lenimy się i korzystamy z przerwy od pracy.
W tym cyklu szaleję z testami owulacyjnymi. Tak bardzo się rozkręciłam, że zaczęłam je robić dobre 5 dni przed właściwym czasem. Za to odpuściłam sobie trochę poranne mierzenie temperatury, musieliśmy odespać szał świąt i przygotowań przedświątecznych.
Testuję dzielnie. Wczoraj test owulacyjny był "prawie" pozytywny, dziś zdecydowanie pozytywny, tzn. według mojej subiektywnej obserwacji Według artykułu, który dziś przeczytałam za najpóźniej 5 dni powinno dojść do wzrostu temperatury(zazwyczaj po około 3 dniach od pierwszego pozytywnego testu temp. rośnie). Sprawdzę sobie więc, czy przebiega to u mnie prawidłowo.
Podsumowując mijający okres płodny, które ładnie zbiega się z mijającym rokiem.
1. Testy owulacyjne były pozytywne.
2. Po pierwszym teście nastąpił skok temperatury w odstępie dwóch dni, czyli tak jak być powinno. Przed skokiem był delikatny spadek.
3. Śluz przez jeden dzień był mega świetny, i według męża wewnątrz było go sporo
4. Ból owulacyjny z prawej strony - wyczuwalny.
5. Piersi wrażliwe i bolące.
6. Seks był w odpowiednich momentach, z przerwami na nabranie mocy.
Teraz tylko nie zwariować przez te kilkanaście dni do okresu lub testu.
Pojutrze do pracy. Bardzo podoba mi się to wolne. Mogę odpocząć, nadrobić zaległości w sprzątaniu, układaniu itp. Boję się też, że jak wrócę do pracy, to cykl mimo tabletek mi się rozreguluje, a stres podbije mi wyniki. Wiem, że to może mało postępowe i współczesne, ale jak tylko zajdę w ciążę idę na zwolnienie. Właśnie żeby wyeliminować sobie czynnik stresowy.
Póki co cisza przed testowaniem.
Dzisiaj rano nie mogłam się oprzeć i zrobiłam test, nawet cień cienia się nie pojawił. Mąż marudził, że to za szybko i mam spróbować się kontrolować. Dobrze, że był to jedyny test w domu. Teraz tylko muszę się "kontrolować" i za szybko nie kupić kolejnego. Ale generalnie nadzieja jak zwykle w takiej sytuacji prysła, tym bardziej że absolutnie nie czuję niczego, co mogłoby sugerować ewentualną ciążę. W każdym razie sprawdziłam prognozowane dni płodne na ten miesiąc. Może umówię sobie jeszcze wizytę u gina, jakoś tak przed ewentualną owulacją, żeby zajrzał i zobaczył co się dzieje i czy wszystko gra i buczy.
Sytuacja wciąż niepewna. Jak zwykle ma 2 wersje zakończenia:
Wersja A - optymistyczna - jest ciąża.
Wersja B - mniej optymistyczna - ciąży brak, w związku z czym wybieram się do nowego lekarza, który jest jednocześnie edno i ginekologiem no i dodatkowo ordynatorem oddziału położniczego w moim szpitalu. Jak mogłam go wcześniej nie zauważyć? Same plusy, wydam mniej kasy bo przyjmuje na NFZ a nawet jeśli pójdę prywatnie, to do jednego a nie dwóch oddzielnych lekarzy. Poza tym zaoszczędzę jeszcze czas, no i dobrze że jest w szpitalu.
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.