X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki "Life is a rollercoaster, just gotta ride it"
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4

9 września 2014, 20:57

Coś nie mogę się wygrzebać z dołka psychicznego. Zapadłam się parę centymetrów w muł i stoję w miejscu. I, jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, powodów jest kilka. Po pierwsze dziecko i ciąża, po drugie sprawy zawodowe nie do końca satysfakcjonujące/frustrujące, po trzecie ciche dni z najlepszą przyjaciółką a raczej idziemy w ciche miesiące, jak by tego było mało jeszcze kwestie finansowe i recepta na przygnębienie gotowa. Dochodzi do tego taka przewlekła obawa o ogólną przyszłość...I chyba jeszcze parę innych powodów też by się znalazło. Troche czuję się sama ze swoimi problemami, oczywiście mam męża i jest dla mnie wsparciem ale jak co do czego, chwilowo czuję się osamotniona. Mam wrażenie jakby jądro pecha i przygnębienia było gdzies w okolicach mojego serca. Jakbym była źródłem pecha dla wszystkich... Do tego jestem po prostu zmęczona, mieliśmy bardzo intensywny okres wakacyjny i wielkie dzięki, że to już koniec. Przez to wszystko zupełnie zaniedbałam fitness i to też powód mojej frustracji.
Pojutrze zaczynam nowy cykl. Cykl z HSG w 16 dc, a co za tym idzie, bez starań.
W tym cyklu zupełne zero objawów. Nawet piersi prawie wcale nie bolą ani bóle miesiączkowe nie występują min tydzień przed terminem jak to bywało wcześniej. Ubiegły cykl zakończył się nagle spektakularnym spadkiem i nagłym bólem brzucha więc podejrzewam, że teraz będzie podobnie.

13 września 2014, 11:00

No i tak też się stało: 15 dpo temperatura bach, brzuch bam i tak oto wczoraj wieczorem rozpoczęłam kolejny już cykl. Będzie bogato w wydarzenia bo idę do innego gina tuż po @ - głównie chodzi mi o usg a także sprawdzenie czy ma może jakąś ciekawą koncepcję co do mojej przyszłości.
Bo jak na razie plan jest taki - robimy HSG i jeśli wynik ok czyli drożne, mamy 3 miesiące na intensywne starania a później sięgamy po pomoc/dalsze badania/klinikę leczenia niepłodności. Wersja numer 2 czyli jeśli HSG będzie złe...to będzie bardzo źle i myślimy właściwie o jednym...
15 dc wypada mi HSG co oczywiście przekreśla zupełnie starania w tym cyklu. Trochę smutno :( ale może trzeba odpocząć od tego wszystkiego?
Nastrój nadal średni, mam wrażenie, że byle co a złapię doła ale chwilowo lepszy. Muszę się naprawdę w końcu ogarnąć bo tak po prostu nie można.

16 września 2014, 15:28

W końcu zaczynam łapać wiatr w żagle i odzyskuję prawidłowy światopogląd ;) Właściwie od powrotu z Tajlandii czuję, że mnie nosi...ciągnie w świat. Jest byt piękny by spędzać go tylko w jednym miejscu. Zakochałam się po prostu. Może to głupio zabrzmi ale aż czuję motylki w brzuchu gdy pomyślę ile tego pięknego świata przed nami :) marzy mi się podróż, daleka, gdzieś gdziekolwiek, byle dalej...Niestety jak to już bywa u nas w PL marzenia trudno jest realizować :( naprawdę żyjemy w kraju, który w niczym nie pomaga, gdzie życie jest ciężkie i często przytłaczające czy to dla młodych czy dla starszych. I zamiast cieszyć się młodością tyramy od świtu do nocy za 25 zł brutto, jak mamy szczęście :/
Pewnie jak na nasze polskie standardy powodzi nam się nieźle, jesteśmy w stanie trochę odłożyć no i chociaż częściowo spełniać marzenia. Bo moim zdaniem tylko to aby się spełniać ma sens, tylko to warte jest prawdziwego wysiłku. Tylko bycie szczęśliwym według swojej własnej miary ma sens :)
Przed nami niestety wciąż jedna, potężna jak na warunki polskie, i do tego jeszcze warszawskie inwestycja...zakup mieszkania :/ czeka nas więc kredyt i ta cała otoczka. Dlatego musimy oszczędzać bo wiem, że przed nami wiele wydatków. Ale...jejku jak mnie skręca a przecież dopiero wróciliśmy....jak ja wytrzymam? Połknęłam bakcyla ;-)

17 września 2014, 19:47

Więc tak:
*starania od następnego cyklu do lutego - to będą równe 2 lata starań
*jak nic -> walę wszystko i olewam, pakujemy walizki i lecimy na 2 tygodnie do Malezji...:-)
*wracamy z nowymi siłami i mówimy "dzień dobry" klinice leczenia niepłodności


POSTANOWIONE

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 września 2014, 21:06

21 września 2014, 18:07

Wizyta u ginekologa całkiem w porządku. Ogólnie wywarł na mnie dość dobre wrażenie. Nie wiem dlaczego, ale wyszłam od niego z przeczuciem, że będzie dobrze i że "to ten" ;) Jeśli tylko hsg będzie dobre (nad czym coraz częściej się zastanawiam w czarnych barwach) to mam wrażenie, że z pomocą pana dr może wkrótce się nam poszczęści :) Tyle z moich odczuć.
Zrobił mi usg - prawidłowe. Aczkolwiek stwierdził, że mam łukowate dno macicy (pierwsze słyszę), zaznaczając przy tym, że jedynym odpowiednim badaniem aby to stwierdzić jest hsg więc bardzo dobrze, że je robię. Ech no cholernie się cieszę z mojego nadchodzącego wielkimi krokami badania ;/ Zaczynam się bać, chociaż na studiach widziałam jak to badanie wygląda, ale boję się bólu i oczywiście diagnozy. Boję się, że coś tam nie tak w tych moich wnętrznościach. W każdym razie w piątek po hsg idę do gina w celu monitoringu. To będzie 15 dpo i spodziewam się, ze właśnie wtedy wystąpi owulacja. Wtedy też umówimy się kiedy robię Prolaktyne i Progesteron (7dpo). Ten cykl bez starań chyba że hsg udałoby się nam połączyć z inseminacją ;)
Niedługo też mąż powtarza badanie nasienia i z kompletem badań idziemy do pana doktora :) Widzę, że on jeszcze w nas wierzy, nie boi się, ma jakiś plan, pomysł na nas. Może dlatego wyszłam od niego z tymi pozytywnymi odczuciami. W chwili kiedy ja przestałam w nas wierzyć znalazł się ktoś kto uważa inaczej. Tego właśnie chciałam :)

26 września 2014, 16:10

Już po hsg :) Chciałoby się powiedzieć, że nie taki diabeł straszny ale bym skłamała.
Badanie do przyjemnych nie należy. Przed dostałam ketonal dożylnie. Podawanie kontrastu jest bolesne - dziwne uczucie rozpierania i pełności, jakby moja macica miała zaraz pęknąć, do tego dochodzi coś jak bardzo silny ból miesiączkowy. Ale na szczęście trwa krótko (około pół minuty) i jest to coś co da się przeżyć. Po badaniu, jeszcze zanim wstałam moje pierwsze słowa to "nigdy więcej". Po także miałam lekkie krwawienie, to chyba w miarę normalne, nie wiem, a może związane z tym, że udało się nam coś przepchać. Bo najlepsze w tym jest to, że moje jajowody są drożne, jeden przepuścił kontrast z oporem czyli udrożnił się w trakcie badania :-)Teraz mamy się starać :-) Strasznie się cieszę! Mam nadzieję, że może "to" było przyczyną naszych niepowodzeń i teraz już będzie z górki. Tak bardzo bym chciała!
Badanie robiłam na nfz, razem ze mną było 10 babeczek. Jak to w grupie, było nam raźniej, w kolejce pod gabinetem utworzyła się taka mini grupa wsparcia. Z tego co wiem u części dziewczyn był niedrożny jeden jajowód (nie udało się przepchać) a u jednej oba :(
Jeszcze dzisiaj wizyta u ginekologa, zobaczymy kiedy owulka bo od kilku dni mam płodny śluz więc powinna być około jutra. Panie kazały się starać i to w tym cyklu. Zobaczymy jak będzie z samopoczuciem i kiedy minie mi to plamienie.

W każdym razie jestem dobrej myśli <3

29 września 2014, 16:22

20 cykl na tapecie.
W sumie miał być bez starań ale nie do końca tak wyszło ;) W dniu hsg na usg pęcherzyk 23 mm, wg lekarza wkrótce miał pęknąć. Niestety kiedy wieczorem ketonal przestał działać przeżyłam prawdziwą męczarnię i dopiero bateria leków przeciwzapalno-przeciwbólowo-rozkurczowych przywróciła mnie do świata żywych. Mam bolesne miesiączki ale jeszcze nigdy w mojej karierze nie miałam tak regularnych i mocnych skurczów macicy. Dosłownie moja macica postanowiła "urodzić" ten kontrast. Brr. Do tego lekkie krwawienie ale żywoczerwoną krwią z domieszką skrzepów. Ale już jest dobrze. Nawet udało nam się w potencjalnie płodnym okresie przemycić parę serduszek co by za bardzo nie wypaść z obiegu ;) Nie chciałabym tak zupełnie tracić tego cyklu ale z drugiej strony chętnie bym już odpoczęła, to wieczne oczekiwanie i te kłucia, pikania, wrażliwe piersi i spółka już mnie męczą - zwłaszcza, ze nic nie znaczą...
Coś tam podziałaliśmy, zobaczymy czy cokolwiek z tego będzie, czy się nie spóźniliśmy bo przez te badania i leki przeciwbólowe zupełnie nie czułam owulacji a do tego w tym cyklu nie mierzę temperatury.
Trochę się martwię tym moim hsg. Co prawda jeden jajowód bez wątpliwości drożny a drugi udrożniony w trakcie badania. Zastanawiam się czym była spowodowana ta niedrożność, czy może nawrócić? bo skoro raz się "zapchał" to może ponownie? I najważniejsza rzecz, która mnie nurtuje - czy ten jeden niedrożny jajowód mógł być przyczyną niepłodności? takiej 1.5 rocznej? Bo przecież drugi działa dobrze.
Sporo pytań i sporo wątpliwości, a chyba na większość z nich odpowie Duch Święty i jak zawsze upływ czasu :)
Póki co chyba odzyskałam trochę nadziei :)Coś się w końcu zadziało...

1 października 2014, 19:22

HSG: Jama macicy prawidłowa. Oba jajowody prawidłowo drożne na całym swoim przebiegu, lewy jajowód zakontrastował się z opóźnieniem. Środek cieniujący swobodnie rozlewa się po jamie otrzewnowej.
Wczorajszy monitoring - już po owulacji ale wytworzyła się torbiel krwotoczna ciałka żółtego o średnicy 4 cm :/ Ginekolog twierdzi, że nie ma się czym martwić i jest wszystko w porządku.

Boże proszę spraw w końcu ten cud!!

4 października 2014, 00:37

Tak podczytuje pamiętniki dziewczyn, które starają się kilka miesięcy np. 3 i przeżywają, że im się nie udaje...Jeeejku, jak to fajnie było się starać 3 miesiące...ile euforii było w tym, i sex w sumie dużo lepszy ;) Jak fajnie było mieć tą żywą nadzieję a nie tylko taką oklapłą. Wierzyć, że ma się ten potencjał do stworzenia życia, dla mnie to było super, świadomość, że może teraz się uda i że jesteśmy płodni. Jeszcze pamiętam jak sobie myślałam, że może nawet nie będę musiała wykupywać abonamentu premium bo przecież pewnie w pierwszym cyklu na OF się uda... Kiedy to było, kiedy tak naprawdę minęła radość? Chyba pierwsze 12 miesięcy starań dawało jeszcze jakąś pokrzepiająca nadzieję...
Ostatnimi czasy z moją psychiką jest lepiej, powoli wracam na stare tory i nawet jest ok. Po chwilowym natłoku pracy, wyjazdów i wydatków znów wróciłam na fitness i dorwałam się do książek. I może na zewnątrz się śmieję, rano wchodzę do pracy z uśmiechem bo po prostu nie umiem inaczej, ale głęboko w środku jest mi bardzo często źle. Mam uczucie przewlekłości, to zbyt długo już trwa, dlatego teraz głównie czuję wypalenie i zmęczenie. Nasilenie tego nie jest duże bo funkcjonuję normalnie i nawet nie pamiętam kiedy ostatnio płakałam z powodu naszej niepłodności. Taki constans ale z tendencją spadkową. I czasem kusi mnie żeby KOMUŚ powiedzieć, wygadać się. Bo mam tą bzdurną nadzieję, że może ten KTOŚ będzie mnie umiał pocieszyć. Może mi powie o czymś czego nie wiem. Może mi powie jak się robi dzieci albo chociaż dlaczego ich nie mogę mieć? Ale po kilku sekundach ochota przemija i czuję ulgę, że nie puściłam pary z ust, uff. I tak w kółko. W rodzinie też już coraz bardziej temat naszego dziecka zanika, choć nikt nic nie wie to również przestali pytać. Może się domyślają. My sami nawet w rozmowach nie mówimy "jak będziemy mieć dziecko" tylko wkrada się słowo kiedyś - "jak kiedyś będziemy mieć dziecko". Właściwie nawet nie rozmawiamy zbyt dużo na ten temat, trochę jakbyśmy sami nie chcieli przed sobą przyznać, że ten problem istnieje. Ale jak nas najdzie to z reguły rozmawiamy o tym, czy jeśli dojdzie do decyzji o in vitro to co wtedy, co zrobimy? Ale zawsze wtedy myślę, że "tam" jeszcze nie jesteśmy i mamy czas. A pomyśleć, że jeszcze parę lat temu myślałam, że fajnie mieć dziecko z tzw. wpadki, takie spontaniczne. I zawsze tak to sobie wyobrażałam. Boże, jak to wszystko się zmienia...teraz jestem na etapie, że chcę zajść w ciążę naturalnie, proszę, bez inseminacji i takich tam...a wiem, że jeszcze trochę i będę chciała w ogóle mieć dziecko, jakkolwiek. Nikogo nie dyskryminuję itp, nie mam nic do in vitro czy innych metod wspomaganego rozrodu tylko...czy to tak dużo chcieć zajść w ciążę NORMALNIE? I wiem o tym, bo to moja decyzja, że jeśli w ciągu kilku najbliższych miesięcy nam się nie uda, wtedy idziemy do kliniki leczenia niepłodności, a to oznacza zgodę na inseminację. Bo tylko to nam mogą zaproponować na ten moment. I tyle w temacie.
Z innych odczuć, mam teraz taki okres wycofania. On tak na prawdę trwa już dobre pół roku, tak myślę. Przestaliśmy się spotykać ze znajomymi, tak stopniowo. Głupie jak cholera ale to chyba reakcja obronna. Bo wiem, że ONI planują ciążę i IM się pewnie uda. I Bogu niech będą za to dzięki! że się komuś jeszcze udaje...więc podświadomie unikam zażyłości żeby ograniczyć ten ból gdy dowiem się, że ONA jest w ciąży i są szczęśliwi. Boję się też swojej reakcji, bo nie wiem jaka będzie. Ogólnie jeszcze jestem normalna, w końcu otaczają mnie dzieci i ciąże w pracy, i mnie cieszą. Tylko jak myślę o moich znajomych, którzy kurna mają wszystko, i przychodzi im to tak łatwo, to jest mi źle i boję się tego, i boję się siebie, nie chcę taka być. Mam taką zasadę żeby w życiu postępować tak aby jak najmniej żałować. Bo najbardziej ze wszystkiego nie lubię niewykorzystanych szans i zmarnowanych okazji. I staram się ale z ciążą mi nie wychodzi, to nie zależy ode mnie. Druga zasada tyczy się tego, aby w wieku, powiedzmy, 80 lat dobrze wspominać młodość i być zadowolonym z siebie, ze swojego życia. No z tym tez może być ciężko w obecnej sytuacji. I jeszcze jest trzecia rzecz. A mianowicie, to banał na maksa ale co tam, uważam, że dobry banał nie jest zły ;) Trzeba marzyć i spełniać swoje marzenia. I to też staram się robić, i nawet mi się udaje co mnie bardzo cieszy. Tylko ta ciąża...

Wylałam smutki i żale. Ciekawe czy choć jedna duszyczka to przeczyta. W sumie mi wszystko jedno, najważniejsze to pozbyć się tych myśli i zastanowić nad sobą przez chwilę. Przecież musimy żyć dalej, w ciąży czy nie, bo właśnie "Dzisiaj jest pierwszym dniem reszty mojego życia" i muszę iść dalej.

8 października 2014, 20:33

Czekam na @ i kolejny cykl, który zacznie się w sobotę. W tym, tuż po hsg (jak już byłam w stanie) przemyciliśmy parę serduch ale pewna jestem, że za późno. Wiele (monitoring) wskazuje na to, że owulacja była najpewniej w dniu badania. Cóż, tego się spodziewałam i takie było założenie tego cyklu - przebadać się i spokojnie czekać na @. No to czekam.
Dziwne to jest, co cykl to inaczej. Kompletnie tego nie rozumiem. Poprzednie 2 miesiące w drugiej fazie piersi nie bolały, pełen luz. Zawsze, nawet przed staraniami bolały, właściwie po tym poznawałam, że już "po". W tym cyklu od kilku dni znów bolą. To znów podbrzusze mnie pobolewa, to jajnik zakuje. Dziwne to, zawsze inaczej i nigdy nie wiadomo czego się spodziewać. Życie nauczyło mnie, że niczego ;-) No to siedzę i na weekendowy wyjazd jak zawsze spakuję podpaski. W tym miesiącu nawet temperatury nie rozpieszczają, jak już zmierzę. Za parę dni nowy cykl, jak to się mówi "Nowy cykl, nowe nadzieje". Chciałabym w końcu przeżyć reaktywację nadziei, starankowego powera, dosyć już tego "zawieszenia". Chcę żeby w moim życiu coś (a raczej ktoś) się w końcu zadziało. Dosyć sztucznych objawów i zwodniczych temperatur...Jak to było w moim ukochanym filmie (Crazy, stupid, love) "I need some inspiration here..." Myślę, że wystarczająco inspirujące byłyby na początek dwie kreseczki ;-)

9 października 2014, 17:12

Dzisiaj miałam dobry dzień. Humor ostatnio mi dopisuje, nawet nadchodząca @ nie jest w stanie go popsuć ;-) Podejrzewam, że jest to spowodowane piękną pogodą jaka ostatnio u nas gości. Mam nadzieję, że nie zanotuję załamki jak się zrobi ciemno, zimno i ponuro. Spotkałam dzisiaj, powiedzmy, że przez przypadek znajomą, która też sporo się starała o ciążę, ma za sobą poronienie a 2 miesiące temu urodziła w 35 hbd córeczkę. Bardzo miło było z nią porozmawiać, to taka otwarta osoba, jako jedna z 2 osób wie o naszym problemie. Znamy się krótko, poznałyśmy kiedy była w ciąży a temat pojawił się jakoś tak spontanicznie. Dobrze jest mieć kogoś z kim można pogadać, a przede wszystkim kogoś kto Cię wesprze. Od razu mi lepiej a rozmawiałyśmy może 10 minut :) To wszystko sprawia, że jakoś mi raźniej, dół chwilowo odpuścił i czarne myśli też zniknęły. Co mogę powiedzieć, znów ćwiczę i może to też jest przyczyna tej poprawy :) Uwielbiam to! Dosłownie czuję jak endorfiny rozchodzą się po moim krwioobiegu haha.

Co do starań...chyba po prostu trzeba się zaopatrzyć w grubą skórę i czekać czekać czekać...Może tak czasami jest?

Co do cyklu...za parę dni @ a mnie nie boli nawet na nią brzuch :-/ Myślę: jak bym zrobiła test i ujrzała jedną krechę to wtedy od razu pojawiłby się ból - znany czynnik wywołujący okres i bóle okresowe ;) Myślę 2: Pewnie po hsg moja macica się tak odprężyła, że teraz po prostu bezboleśnie mnie zaleje i tyle. A to wredota, tyle lat razem a ona wciąż tak mnie zaskakuje!

11 października 2014, 16:02

Jak to się mówi: nowy cykl, nowa nadzieja... Czyżby?
Chwilowo postanowiłam skończyć z dołowaniem. Wystarczy mi ból zadawany przez innych...Ostatnio szwagierka mając do oddania ciuszki po swojej córeczce, postanowiła, że część z nich zostawi bo pewnie X się kiedyś przydadzą. To nic, że X jest od nas młodsza, tkwi w związku z ograniczonymi perspektywami i nie ma w planach w najbliższym czasie powiększać rodziny. Pewnie jej się przydadzą. I dopiero po jakimś czasie stwierdziła, że nam też się może przydadzą. Wiem, bez sensu się czepiam ale ta rozmowa odbyła się dwa razy i za każdym razem przebiegała tak samo. I za każdym było mi tak samo bardzo przykro. I wiem, że powinnam się nie przejmować, staram się, ale to było trochę poniżej pasa. Wiem, że szwagierka nie wie o naszych problemach, podobnie jak reszta rodziny, i powiedziała to po prostu, nawet o tym nie myśląc. Cieszę się, że nikomu nie powiedzieliśmy bo nie wyobrażam sobie spotykać się z współczuciem z ich strony. Już chyba wolę być traktowana jako egoistka, która woli zwiedzać świat i robić karierę niż rodzić dzieci <Ha, co za ironia, jest zupełnie na odwrót ale cichutko...ja tu działam w podziemiu> Tylko ktoś, kto sam nie ma dzieci/nie mógł ich mieć/długo się starał wie z czym to się je i jakie nam towarzyszą emocje. Przepraszam, ale ludzie, którzy wpadli, udało im się od razu bądź są wiatropylni nigdy tego nie zrozumieją i dlatego nie ma sensu z nimi na takie tematy rozmawiać.
Wczoraj zaczęłam kolejny cykl. @ boli jak zawsze i daje w kość. Zobaczymy jak będzie, postaram się być w tym cyklu bardziej optymistyczna. W końcu kiedyś się chyba musi udać ;)

13 października 2014, 20:51

"Życie to takie czary-mary. Rzadziej czary, częściej mary" A. Majewski
To czarujmy :)

17 października 2014, 23:37

Boże ale bym sobie poryczała! Ale jestem w pracy i nie mogę...Tak tego potrzebuję, łzy mi stają w oczach a muszę się trzymać. Mam dość ludzi, po prostu czy w pracy czy w rodzinie, zawsze coś nie tak. Nie dogodzisz. Mało tego, chcesz pomóc a jeszcze baty zbierzesz. Jak wyhodować grubszą skórę? Chyba lepiej być gburem i mieć wszystkich w przysłowiowych czterech literach, wtedy pewnie będzie łatwiej...

Kolejny cykl - ten pierwszy po hsg. Co powiedzieć? Chyba powinnam konać z ekscytacji bo przecież wszyscy mówią, że teraz właśnie powinno się udać. To nasz cykl... A po prostu jest jak zawsze i pewnie tak samo się skończy. Do znudzenia tak samo. Wiem, że tak naprawdę w każdej chwili może się udać i mam świadomość, że może zaskoczyć ot tak. Nie znam dnia ani godziny. Ale coraz mniej w tym nadziei i radości a coraz więcej suchych faktów. Z każdym miesiącem jest coraz trudniej, mam wrażenie, że psychicznie jest ze mną coraz gorzej. Chciałabym znów odzyskać wiarę...

To wszystko źle wpływa na nasz związek. Nasze relacje zmieniły się a ja to zaczęłam dostrzegać. Coraz mniej między nami bliskości, oddalamy się. Coraz rzadziej widzę miłość w spojrzeniu męża... On udaje, że jest ok, nic nie mówi. A może jemu jest dobrze tak jak jest? Mi jest źle bo ten główny filar mojego życia - małżeństwo - idzie w stronę, w którą nigdy nie chciałam iść. Zawsze uważałam, że może dziać się co chce ale my będziemy szli razem, zawsze czułam się bezpieczna, że nic nam nie grozi, że mamy siebie a to najważniejsze...Teraz już niczego nie jestem pewna. Czuję, że zawodzę strasznie, na całej linii - jestem kiepską żoną, siostrą, ciocią, córką, wnuczką i można wymieniać dalej.
A może to po prostu normalne, że po tylu latach związku (9), mieszkania ze sobą (5) i małżeństwa (2) nadchodzi lekkie ochłodzenie - kryzys? Proszę żeby tak było, i żeby minęło, bo zawsze uważałam, że miłość to najlepsze co mnie spotkało w życiu - czego nie zaplanowałam, na nie nie zapracowałam - po prostu mi się przydarzyło, spotkało w najmniej spodziewanym momencie. Bycie kochaną dawało mi poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Ostatnio go coraz mniej niestety :(

Nie oczekuję złotych rad, po prostu chcę się wygadać bo nie mam komu. W pracy jestem, nie wypada wyć a i w domu przy mężu już nie chcę bo za dużo tego smutku i przygnębienia, którego nie zapraszałam do swojego życia. Miało być inaczej! Chciałabym pozytywniej ale ten pamiętnik to taki mój mały śmietniczek gdzie sobie wyrzucam zepsute myśli i niepotrzebne emocje. Tu mogę się wygadać, zrzucić ciężar myśli i znów być pogodna - czyli być sobą :)

22 października 2014, 17:08

Jak ja bym już chciała zajść w ciążę! Czasami to pragnienie jest tak silne, ze aż wyczuwalne...

Aktualnie 13 dc, śluz powoli robi się rozciągliwy ale póki co jest go mało. Owulacja może być koło 15 a nawet 16 czy 17 dnia bo dochodzę do siebie po paskudnej infekcji, wciąż męczy mnie katar i ból gardła. W piątek idę do ginekologa, zrobiłam progesteron i prolaktynę 7 dpo w poprzednim cyklu. Wygląda na to, że są w porządku. Czyli dalej stoimy, czekamy na coś - iskrę, palec boży czy cud...

25 października 2014, 19:18

Wczoraj byłam u ginekologa. Powiem szczerze, że mam mieszane uczucia...Doktorek zobaczył wyniki - prolaktyna ok, ale stwierdził, że za mało progesteronu (ok 6) w 7 dpo i tu upatruje przyczynę niepowodzeń...Hmmm. I tak oto wylądowałam na Duphastonie 2x tabl w drugiej fazie cyklu. Boję się go brać, nigdy nie brałam żadnych leków, antyków ani innych preparatów poza lekami p/bólowymi czy antybiotykami sporadycznie. Boję się działań niepożądanych a także tego, że powkręcam sobie jakieś objawy ciążowe. Nie wiem jak zachowa się mój organizm. Poza tym, nigdy nie miałam problemów z drugą fazą cyklu, żadnych ale to żadnych plamień, przyzwoity wzrost temperatury i odpowiednia długość fazy lutealnej. Czy to możliwe żebym miała dysfunkcję fazy lutealnej?? Zrobił mi też usg - w prawym jajniku piękny pęcherzyk 21 mm, endometrium 10 mm, dużo śluzu w szyjce. Kazał się starać. Przedstawił mi też nasze opcje (o których oczywiście wiem) czyli:
- staramy się naturalnie i czekamy
- inseminujemy
- w dalszej kolejności robimy in vitro

Sprawę już przemyślałam i wiem, że na pewno próbujemy póki co naturalnie, nie wiem jak długo? Pewnie dopóki starczy nam cierpliwości. Myślę, że na spokojnie dajemy sobie pół roku a wiosną...zobaczymy. Na razie nie wyobrażam sobie inseminacji... Mam wątpliwości czy duphaston będzie rozwiązaniem naszych problemów i czy dzięki niemu w końcu zajdę w ciążę ale spróbuję. Póki co mam brać duphaston przez 4 kolejne cykle. Co dalej zależy od nas - mogę do niego przyjść w każdym momencie, najlepiej w ciąży :)

27 października 2014, 23:12

Wygląda na to, że owulacja była wczoraj - od popołudnia do wieczora odczuwałam silny ból owulacyjny po prawej stronie czyli tam gdzie wyhodowałam jajeczko. Mam nadzieję, że pękło i jest wszystko ok. Tak w ogóle to chyba po raz 3 pod rząd mam owulację z prawej strony... dużo częściej czuję prawy jajnik w okresie okołoowulacyjnym, czy to normalne? Na monitoring już nie idę bo dr stwierdził, że za bardzo nie ma sensu, że jajeczkuję i jest cacy. No poza tym progesteronem ale o tym pisałam ostatnio.
Teraz mam tylko nadzieję, że jutrzejsza temperatura pójdzie w górę i spokojnie zacznę łykać duphaston.
Ostatnio jestem w dobrym humorze, powróciło pozytywne nastawienie i znów mam dobre przeczucia, że się uda, będą żyli długo i szczęśliwie <haha>. Nawet na wykresie widać, że spędziliśmy z mężem bardzo miły weekend...bardzo bym chciała żeby z tego coś w końcu było :)Boję się tylko, że wkrótce znów się rozczaruję i będzie jak zawsze...Moje emocje to taka sinusoida, góry i doliny, smutek i szczęście. No i chyba w końcu naprawdę zaczyna mi się nasilać potrzeba zaciążenia...jeszcze do niedawna podchodziłam do tego "uda się to się uda" a teraz podczytuje dziewczyny, które są w ciąży i też mi się marzy mój własny brzuszek. Ech, a on jak na złość nie chce się objawić.

31 października 2014, 16:41

Trzeci dzień z duphastonem, piąty po owulacji. Chyba odczuwam działanie dupka - jestem senna, mam zwiększony apetyt i częściej siusiam. To tak na razie. Bałam się złego samopoczucia ale na szczęście jest dobrze. Biorę ten lek jakby od niego zależało moje życie ;) W ogóle pokładam dużo wiary w ten cykl, może to błąd i za jakiś czas będzie mi głupio, że to napisałam...ale jestem pełna nadziei, mam dobre przeczucia <3 Muszę powiedzieć, że cieszę się z tego duphastonu, nawet jeśli ten cykl będzie niewypałem to i tak jestem zadowolona bo czuję, że coś robię. Mam nadzieję <3

4 listopada 2014, 15:54

26 dzień cyklu, 9 dpo, 7 z duphastonem.
Czuję się...dziwnie. Podbrzusze od 3 dni boli, nie za bardzo jak na okres, raczej delikatnie kłuje, mam uczucie jakby było napęczniałe,ciężkie, kilka razy aż poczułam jakby mnie łaskotało w okolicy jajników. W nocy nie boli ale wystarczy, że wstanę i pochodzę a się odzywa. Do tego od tych kilku dni pobolewa mnie krzyż, mam wzdęte podbrzusze i bolą mnie piersi, mam wrażenie, że coraz mocniej, jestem osłabiona. No i wykres piękny - pierwszy raz mam taki :) Ale to mój pierwszy cykl z duphastonem więc może to on wywołuje takie zawirowania?? Normalnie temperatura dochodzi w mojej drugiej fazie cyklu do max 36.90, pojedyncze skoki do 36.96 s a w ubiegłym w 10 dpo raptem 36.80.
Jeśli to kropuszek...Boże, to by był cud...po tak długim czasie nie jestem w stanie w to nawet uwierzyć! Wydaje mi się, ze wszystko jest bardziej prawdopodobne od TEGO. Nie wyobrażam sobie, że @ może tak po prostu nie przyjść a na teście mogą być 2 kreski... Ale jestem dziwnie spokojna, co ma być to będzie, nie mam na to wpływu. Codziennie rano oczekuję, ze temperatura pewnie spadnie bo zawsze tak jest a ona póki co rośnie, nie mogę się napatrzeć na mój wykres, tak mi się podoba ;)
Jak to się mówi, trzeba być przygotowanym na najgorsze a mieć nadzieję na najlepsze :)

<3

7 listopada 2014, 15:12

Dzisiaj nie wytrzymałam i zrobiłam betaHCG i progesteron. I chociaż już wiem. Beta < 0.1 i tyle w temacie...po prostu życie byłoby zbyt piękne gdybym zaszła w końcu w ciążę...trochę oczekiwałam takiego wyniku pomimo najpiękniejszego wykresu jaki miałam do tej pory. Jak widać wykres wykresem a co ma być to będzie. I do tego duphaston - należę najwyraźniej do szlachetnego grona osób, którym podnosi temperaturę i to pieruńsko. Znów życie pokazało mi środkowy palec, jak mogłam w ogóle pomyśleć, że może być inaczej...Nawet nie chce mi się nic mówić, pisać, trzeba żyć dalej bo nie byłam i nie wiem czy i kiedy będę w ciąży. Jak kobiety to robią, że zachodzą w ciążę??
Martwi mnie progesteron 6.66 z dzisiaj. To tyle, trochę się nakręciłam w tym cyklu, wykres narobił mi nadziei ale czas powrócić do smutnej rzeczywistości. Cieszę się, że zrobiłam betę i przynajmniej jeden dzień mniej bez tej cholernej NADZIEI!
1 2 3 4