Ogólnie jestem na huśtawce, czasem ze mną lepiej, czasem gorzej. Trend jest jednak taki, że moje podejście się zmieniło. Gdy zaczynaliśmy starania jakoś nie bardzo wierzyłam w sukces, w to, że będę mamą, czułam że łatwo nie będzie, nie za 1 razem, to może za 3, a może za 5. Nie wyobrażałam sobie siebie w ciąży...Od kiedy jestem na ovu, mierzę temperaturę i zaklinam los na wszelkie sposoby zmieniłam to negatywne myślenie. Nie wiem czy mam silny charakter, porażki mnie raczej demotywują i nie czerpie z nich siły a jednak od kiedy tu jestem i co miesiąc odwiedza mnie stara, dobra, znajoma po chwili załamki myślę - co by tu zmienić, co zrobić żeby nie stracić nadziei i nie stać w miejscu. Plan na następny cykl daje mi nadzieję i siłę do pozytywnego myślenia.
Te 11 miesięcy na pewno sprawiły, że dojrzałam...do macierzyństwa ale też chyba ogólnie. Może po to właśnie tak jest, temu służą te miesiące oczekiwania. Może nie byliśmy przygotowani do tego? Człowiek uczy się cierpliwości i pokory wobec losu gdy z miesiąca na miesiąc boleśnie pozbywa się złudzeń i tak samo mozolnie miesiąc po miesiącu odradza się w nim ziarenko nadziei. Bo czym byśmy byli gdyby nie ona? To ONA odróżnia człowieka od reszty przyrody. Tylko człowiek jest w stanie patrzeć w przyszłość i czekać z nadzieją na odmianę losu...
Ale cóż, prawda jest taka, że gdyby to wszystko było takie proste nie pisałabym dziś tych słów....
Będzie dobrze. Życie jest piękne, szkoda go na dołowanie się
Tak myślę, że nasze nastawienie jest bardzo ważne w życiu codziennym a co za tym idzie w staraniach. Pozytywna energia, którą z siebie dajemy wraca do nas dlatego pora skończyć ze smutaniem i otworzyć się na radość
Poza tym mam parę planów na ten cykl i z nimi wiążę nadzieję, bo przecież trzeba coś robić żeby nie zwariować
Do tego relax, fitness, sen, kino i planowanie wiosennej podróży gdzieś przed siebie
Jest mi ciężko ale jednocześnie praca z dziećmi dużo uczy. Na mojej twarzy często jest uśmiech bo koło dziecka nie da się przejść obojętnie Przebywanie z dziećmi sprawia, że jestem pogodna. Dzieci to cudowne małe istotki Do pracy z dziećmi trzeba mieć powołanie
Często też niestety oglądam dramaty, historie rozrywające serce. Ciężko jest patrzeć na cierpienie małego ciałka, często rodzice zawodzą..czasem jest smutno. Historie, które są w mojej pracy na porządku dziennym w zwykłym życiu są spełnieniem koszmarów rodzica.
I w tym wszystkim ja - niemal rok bezskutecznie usiłująca zajść w ciążę. Można by rzec chichot losu...Ja tak nie myślę. Wiem co to znaczy być rodzicem, widzę jak bywa ciężko. Do oczy nie napływają mi łzy z każdym dzieckiem, które widzę i każdą kobietą w stanie odmiennym, która mnie mija. Staram się zaakceptować to jak jest i uczę się radości od tych maluchów, które codziennie widuję
Wierzę, że gdzieś tam w przyszłości jest moje małe szczęście.
Proszę o tą małą (zieloną) kropkę nad "i" mojego życia
W tym cyklu moją nadzieją jest Conceive +. Co prawda wielkich problemów ze śluzem nie dostrzegłam u siebie ale kto wie, może akurat tego nam trzeba. Jeśli się nie uda, to też mam plan - jak zawsze wizyta u nowej ginekolog - aktualny gin po świetnie zapowiadającej się 3 miesiące temu pierwszej wizycie kompletnie mnie rozczarował. Ok, rozumiem, że może niepłodność to nie jego działka ale opowiadanie bajek, mówienie mi jak to jestem jeszcze młoda i mam czas, że pewnie stres w pracy, a może na wiosnę stymulacja Clostribegytem (bez wskazań??)... że jak nie będzie wychodziło 2 lata to wtedy badania bez zaproponowania mi choćby monitoringu jednego cyklu - no proszę, przecież to porażka na całej linii.Jestem całkowicie rozczarowana. Ostatnia wizyta u niego- mam wrażenie, że chciał się mnie pozbyć jako niewygodniej pacjentki- nic nowego nie wniosła poza moim upewnieniem się, że następnym razem już się nie spotkamy. Pokiwałam parę razy głową "tak, tak, oczywiście" i do widzenia, nie będę marnować czasu.
Jestem teraz na neonatologii. Ciekawe miejsce dla osoby bezskutecznie starającej się zajść w ciążę od niemal roku, nie powiem. Pewnie gdybym nosiła pod serduszkiem moje własne szczęście byłoby inaczej. Nie jest źle, nie załamuje się nad każdą kobietą w ciąży czy każdym noworodkiem. Życie jest jakie jest, nie zawsze jak byśmy chcieli i nie wiadomo co tam jeszcze ma dla nas. Może razem z mężem też będziemy drżącymi dłońmi obejmować malucha i płakać ze szczęścia? Musi tak być, chyba nie ma innego scenariusza?
Narodziny to coś...intymnego i pięknego. Żadne szpitalne warunki, lepsze czy gorsze tego nie potrafią odebrać ani zapłacenie za poród 16 tys. nie upiększy tego bardziej. Kiedy po godzinach wysiłku pojawia się na świecie nowy człowiek, zapewniam, wszystkim, łącznie z personelem, robi się tak miło na sercu a wzruszenie rodziców udziela się wkoło. Może nie za bardzo wypada nam to okazać ale patrzymy z czułością na tego malucha - przecież to ten mały człowiek jest tu najważniejszy. Naprawdę, nie ma słów by opisać tą radość i wzruszenie, które się czuje.
Staram się mysleć, i w sumie do owulacji mi to wychodzi, że brak ciąży to nie katastrofa. Jesteśmy we dwoje, żyje się fajnie. Nie czuję się gorsza czy coś z tego powodu że nie ma z nami dziecka. Przy tak długich staraniach podchodzi się do wszystkiego spokojniej. Od kilku miesięcy chodzę regularnie na fitness. Oczywiście myślałam żeby się zapisać już dużo wcześniej ale jak to bywa stwierdziłam, że po co się zapisywać, pewnie wkrótce się uda...ta, jasne. W końcu się zapisałam i nie żałuję. Szlifuję formę, zgrabną sylwetkę. A jak się uda? będę przeszczęśliwa:) ale oczywiście po owulce zapala się w główce światełko - a jak ćwiczenia uniemożliwią implantację itepe o czym 95% kobiet w ogóle nie mysli. I chyba tak trzeba - co ma być to będzie. A z resztą, jak nie chodziłam i tak się nie udawało Podobnie ostatnio zrobiłam zakupy bieliźniarskie, kupiłam ładne staniki. Podobnie kiedyś myslałam, ze może lepiej teraz nie kupować "no bo jak się uda" bla bla bla. Cóż, nie udało się 10 miesięcy, w sumie nie wiem czemu ma udać się teraz?
Uff, luz, tego mi trzeba. Od dzisiaj wchodze na OF rano zapisac temp i wieczorem. Koniec i basta. Muszę sobie nałożyć ograniczenia bo ześwirowac można od tego wlepiania się w wykresy.
Mój mąż od jakiegoś czasu modli się do św. Rity piękne to
Plus tego spadku dzisiejszego jest jeden - zmobilizował mnie do szybszego umówienia się do nowej gin, która zajmuje się niepłodnością. Niestety wizyta dopiero 12.03 ale wiąże z nią nadzieje i liczę na profesjonalne podejście
Mam doła ostatnio, tak długo już to trwa, ile jeszcze? Kiedy o tym myślę, jak długo nam się nie udaje, to nie mogę uwierzyć że mnie to dotyczy, jakby nie docierało, było nieprawdopodobne, że moje życie może być tak ch..owe w tym aspekcie źle mi z tym. Dlaczego inni mają łatwiej w życiu a my wiecznie pod górę? Nawet pierdzielone rozmnażanie przychodzi nam z trudem. To smutne, rozczarowujące. Tak jakbym sama się na sobie zawiodła, gorzej być nie może.
Coraz częściej nachodzą mnie myśli czy nam się w ogóle uda? I kiedy? Czy każda radość w naszym życiu musi być okupiona ciężką pracą, łzami i smutkiem? Nie możemy choć raz być szczęśliwi na kredyt? Po prostu zwyczajnie szczęśliwi? Taki kurna promyczek od życia, do spłacenia później? Czemu nie mamy nikogo po swojej stronie?
Źle mi bardzo, rok starań, nadziei i jedno wielkie NIC. Co miesiąc tylko czerwona żałoba po marzeniach i tak od nowa, od nowa. Nie wiem ile jeszcze wytrzymam tej karuzeli ...
W związku z tym wszystkim w tym cyklu temperaturę mierzę w dniach 6-20 d.c., po 20 dc termometr ląduje w szufladzie!18 dc idę do nowej ginekolog, mam nadzieję że coś zaproponuje, to moje światełko w tunelu i już teraz jedyna nadzieja jaką mam. Poza tym jeszcze jak poprzednio: Coneive Plus, kwas foliowy, witamina D,sport, Salfazin dla męża, może wiesiołek dla mnie? Zastanawiam się. Nie chcę za bardzo ingerować w organizm bo wydaje się, że funkcjonuje wzorcowo - kurde, regularne te moje @ jak w mordę strzelił
A i jeszcze, w tej desperacji co dostrzegłam, ach desperatka cykl zaczęłam 23 lutego a zakończę (lub nie ) 23.marca. 23 to od wielu lat moja ulubiona, szczęśliwa liczba proszę, proszę, proszę......
Ogólnie dołek z początku cyklu trochę mnie opuścił, mam wrażenie, że przeszedł w fazę przewlekłą. Teraz mam już tylko poczucie, że chyba naprawdę nigdy nam się nie uda, przestaję już w to wierzyć. Żyję z dnia na dzień. Skupiam się na ćwiczeniach, mam karnet open na fitness i staram się go wykorzystywać. Poza tym zamarzyła mi się wycieczka w jakieś egzotyczne, piękne miejsce i tak rozmyślamy z mężem o urlopie w Kenii ale to dopiero około grudnia-stycznia 2015 (teraz tam zaczyna się pora deszczowa). Ach piękne, piękne plaże
Zaglądam na owu, przeglądam wykresy dziewczyn i gęba mi się cieszy ilu się udaje Boże ta zielona kropa to coś dla czego warto żyć nie znam Was dziewczyny ale to coś wspaniałego gdy marzenia się spełniają i to czasem wbrew wszystkiemu...autentycznie gratuluję wszystkim i cieszę się Waszym szczęściem Czasem myślę czy i ja kiedyś wstawię tu zieloną kropę i niestety tego nie wiem
Na forum tyle dziewczyn z zielonymi kropkami ostatnimi czasy, aż zazdrość zbiera. Czemu nie ja?? Mam wrażenie, że wszystkim się udaje tylko nie mi...
Jutro wizyta u nowego ginekologa, dr zajmuje się pacjentkami z niepłodnością. Ciekawe co mi powie?
Sama nie wiem co myśleć o tym cyklu. Na pewno w FL trochę inaczej niż zwykle - od 3 dpo bóle miesiączkowe,mega ból piersi,senność i zmęczenie,które po 3 dniach minęły. Później już spokojniej. Piersi raz bolą, raz nie, coś tam gdzieś zakuje w podbrzuszu, głownie popołudniami, parę razy brzuch jak na @ zaboli...śluzu kremowego bo ja wiem czy więcej? jeśli już to minimalnie...Wolę sobie nie robić nadziei ale wiadomo jak to jest czeka się na ten jeden cykl...zwłaszcza że już rok
No niby wiem, że rok to nie tragedia ale...no właśnie.
Wizyta u ginekologa....w sumie nie wniosła niczego odkrywczego poza tym, że jak do maja się nie uda to robimy hsg bo wg pani dr tylko to jeszcze pozostało do zrobienia na ten moment. Jesteśmy zdrowi, młodzi i staramy się krótko (tu bym dyskutowała czy rok to krótko...) więc rokujemy dobrze...Ech łatwo się mówi...
Właśnie jak zdrowi,młodzi itp itd to chyba rok to długo?? Bo jak ktoś ma problemy ze zdrowiem i okres 1/2 roku to wiadomo że może zejść dłużej. A co z ludźmi,którym się udaje za 1 razem? Też krótko?
Tak naprawdę to ta cała sytuacja z naszymi nieudanymi staraniami już mnie nie wkurza - wcześniej denerwowałam się. Teraz już mnie to tylko coraz bardziej martwi, jest mi smutno. Nie wołam już "czemu to życie/ ten świat jest taki niesprawiedliwy, dlaczego innym pijakom/kryminalistom się udaje a nam nie" dotarło do mnie w końcu, że sprawiedliwość jest wytworem człowieka a nie natury. Jest założeniem, czymś umownym czemu my sami nadaliśmy granice - to sprawiedliwe a to nie. To zwykła definicja. Sztuczny twór. To nam się wydaje, że zasługujemy na sukces na dziecko bo młodzi, normalni, wykształceni...Ale tak naprawdę to bzdura. W ogóle to naiwne, myśleć, że coś Ci się należy - w nagrodę? Nikt z nas nie ma na to wpływu - musimy tylko grać jak najlepiej takimi kartami jakie dostaliśmy. I tyle. Bo czy antylopa na sawannie ma żal do lwa, że na nią poluje? Nie, takie jest życie. Jednym się udaje,innym nie. Tylko nam ludziom trudno to zaakceptować bo oddaliliśmy się od natury, zapomnieliśmy, że sami jesteśmy jej częścią i podlegamy jej prawom jakkolwiek chcemy wierzyć, że to my mamy nad nią władzę. To ona rządzi nami czy tego chcemy czy nie. I właśnie w takich sytuacjach to widać - problemy z płodnością, nieuleczalna choroba. Można mieć mnóstwo pieniędzy i piękny dom ale przeznaczenia się nie oszuka. Tak bardzo chcemy mieć wpływ na nasz los, planujemy go i marzymy - ale często zapominamy, że może nasza przyszłość będzie inna niż chcemy.
Dlatego właśnie mi smutno. Bo uświadamiam sobie, jak wiele jest poza mną. Jak mało ode mnie zależy. Staram się, próbuję i nic. Te starania odzierają z człowieczeństwa tak myślę, pokazują nam, że jednak nie jest tak jak nam się wydaje. Zabierają poczucie komfortu, bezpieczeństwa, że teraz będzie dobrze bo byliśmy grzeczni. Życie jest niesprawiedliwe, było i będzie. Trzeba żyć i cieszyć się tym co mamy, nie mieć w sobie tej goryczy. Nie zazdrościć. Skupić się na sobie.
Ale jest mi cholernie smutno gdy o tym myślę...
Dzisiaj 14 dc, owulka tuż tuż, test ovu +. Serduszka są
Mój wykres piękny jak na razie,delikatna fala, zmierzająca mam nadzieję w stronę szczęśliwego finału. Serio, patrzenie na nią mnie relaksuje i oczywiście gdzieś z tyłu głowy pojawiają się myśli, że z tak pięknego wykresu to już musi się coś urodzić To mój 5 wykres na OF i najładniejszy no ale starczy tych zachwytów...
Jak to zrobić żeby całkowicie nie myśleć? Jak to zrobić żeby widząc inne zielone kropy nie marzyć o swojej? O tych uczuciach emocjach, ach...marzę. Chyba już taki charakter, cholera...pewnie znowu nic z tego, pewnie znowu...muszę powtarzać bo zawsze jednak jest ta cholerna nadzieja. Co miesiąc to przerabiam. Czekam i marzę. Ciężki przypadek
Ogólnie nastrój ostatnio dobry, żyję życiem codziennym i nadzieją. Rozsądek podpowiada, że będzie jak zawsze ale...tyle cudów wszędzie widać. Czekam na mój Aktualnie jestem na oddziale gdzie chyba z połowa dziewczyn w ciąży, ewidentnie wirus krąży Tylko ja to niestety z tych co rzadko chorują, odporność dobra Ale może w końcu się poszczęści
Czekam...
Wg owu jestem dzisiaj w 4 dpo ale pierwotnie wyznaczył owulację dzień wcześniej, wtedy kiedy ona była rzeczywiście - najniższa temperatura, szczyt śluzu, ból owulacyjny i + test. Także dzisiaj 5 dpo. Dziś rano odnotowałam spadek aż do linii podstawowej co mnie trochę zdziwiło. Wiem, że nic nie wiem.
Właściwie nie nastawiam się na nic, póki co jestem spokojna i zdaję się na los - co ma być to będzie. Objawów brak za co jestem bardzo wdzięczna! Jedynie piersi troszkę wrażliwsze i nic poza tym a jest to mój normalny objaw poowulacyjny. Luz luz luz.
Chociaż podoba mi się mój wykres, fajnie gdyby tak pojawił się w galerii wykresów ciążowych
Także wczoraj po południu zaliczyłam spore osłabienie, uderzenia gorąca a za chwilę zimna. Od kilku dni około 15 jestem też bardzo senna ale nie traktuję tego jako objaw. Wykres póki co obiecujący ale w galerii nie takie widziałam, które kończyły się @...
Dzisiaj spokojniej, podbrzusze i jajniki tylko parę razy dokuczyły z samego rana, śluzu kremowego jak zawsze, piersi lekko bolesne przy dotykaniu jak zawsze. Bólu na @ na razie brak - zawsze pojawia się około 9-10 dpo.
Jeśli tendencja się utrzyma to może zrobię test - myślę o czwartku wtedy byłby 14 dpo więc powinien już coś powiedzieć.
Oczywiście już sprawdziłam, że gdyby się udało to termin wypadałby na Boże Narodzenie
Wobec tego czekamy na małego koziorożca Oby
Wykres ładny ale co z tego? No nic, ciąży nie ma i już wątpię czy kiedykolwiek będzie. Trochę mi przykro bo przecież co miesiąc jest ta iskierka nadziei. Ale z miesiąca na miesiąc łez co raz mniej.
Wg prognozy cykli następny okres płodny na początku maja, później @ w połowie a po niej robię stopień czystości pochwy i pod koniec czerwca HSG. To daje jeszcze 2 cykle szansy bez ingerencji medycznych. Jak przez wakacje wciąż bez zmian to już pozostaje nam klinika leczenia niepłodności.
A z resztą, kto to wie...bez planu na życie to cały mój plan.
Żyjemy dalej... we 2
Jest jak zawsze - kolejny cykl starań. 15. Chyba.
Zdystansowałam się do ovu całkowicie, wchodzę aktualizować wykres i tyle. Wcześniej podczytywałam dziewczyny na forum, a że nie jestem bardzo aktywną społecznościowo osobą to się szczególnie nie udzielałam. Po ostatnim obiecującym a jakże rozczarowującym cyklu zrezygnowałam i z tego mojego minimalnego udziału w życiu portalu. Zaczęło mnie boleć gdy widziałam, że co rusz przychodzą dziewczyny i po kilku miesiącach im się udaje, a my nadal nic...zamiast radości jak zawsze, zaczęłam czuć zawiść i coraz większy żal
Teraz żyję dalej, trochę zobojętniałam, bardzo pragnę dziecka ale zrozumiałam, że tak niewiele od nas zależy w tej materii...zwróciłam się w stronę wiary, modlitwa daje mi spokój i poczucie,że jest tak bo istnieje jakiś plan a nie po prostu to życie takie ch....owe i nadzieję, że gdzieś w przyszłości czeka na mnie moje dziecko...
Póki co robię to co lubię, sporo ćwiczę i cieszę się tym co mam - wspaniałym mężem, udanym małżeństwem a jeśli się pojawi ktoś malutki tym więcej powodów do radości
Czas leci bardzo szybko, od cyklu do cyklu - dlatego tak szybko. Porażka - Spokój - Spokój - Spokój - Nadzieja - Zwątpienie - Desperacja - Znów Porażka. Tak co miesiąc. Ehh w tym wszystkim jeszcze normalne życie, smutki i radości - bo przecież życie to nie tylko bezowocne starania. Zdecydowanie zbyt dużo jak na jedną osóbkę.
Obiecałam sobie, że poprzedni cykl,w którym się dosyć napaliłam, że nam się W KOŃCU udało był ostatnim takim świrem z mojej strony. Trzeba trzymać fason. To trochę śmieszne ale rzeczą, która mnie najbardziej oprzytomniła <jak kubeł zimnej wody> była mina kobiety w laboratorium wydającej mi wynik beta hcg < 0.1 - taka mieszanka smutku i zażenowania - chyba nie bardzo potrafiła spojrzeć mi w oczy. Ehh pani kochana, ja to przechodzę co miesiąc od ponad roku, sam fakt niepowodzenia nie jest niczym nowym dla mnie, głowa do góry.
Abonament premium poszedł se, się wziął i skończył. Przyznam szczerze,że nieźle mi bez niego, do niczego mi niepotrzebne te detektory oznak ciąży - chyba co najwyżej urojonej ani prognozy @,która i tak przyjdzie.
Tak więc żyję, jedna noga przed drugą, powolutku i pomalutku, drobne kroki. Liczy się dzisiaj i ewentualnie jutro jeśli dzisiaj jest piątek
Bardzo chcę wierzyć, że najlepszy dzień mojego życia jest jeszcze przede mną
https://www.youtube.com/watch?v=Y66j_BUCBMY
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 maja 2014, 20:51
Dzisiaj 8 dpo i czuję się jak zawsze czyli j/w. Lekki ból głowy, senność rano, senność po południu, cycochy jak 2 kamienie. Normalnie bym sobie może ciążę wkręcała ale już przestałam. Jakoś wyjątkowo w tym miesiącu jestem na nie - widzę po swojej temperaturze, że znów się NIE udało. Po owulacji wzrosła o 0.3 stopnia na 1 dzień a później cały czas marne 0.2 st.C ponad kreskę i stoi sobie w miejscu. Nie wróży nic dobrego. Patrze na ten wykres i wkurza mnie po prostu - nuda i brak perspektyw. Inne dziewczyny mają piękne dające nadzieję wzrosty a mój w tym miesiącu jakiś taki niedorobiony. No żal.
Także poza tym nudnym wykresem brak czegokolwiek co można by podciągnąć pod tzw. objaw.
Jeszcze tydzień do @. A później zobaczymy.