X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki "Mamo..."
Dodaj do ulubionych
1 2 3

16 listopada 2012, 10:36

Czwarty dzień w szpitalu...Początki były całkiem optymistyczne.Beta we wtorek przyrosła, progesteron też podskoczył, w środę na usg widziałam serduszko mojego dziecka...Pomyślałam że wszystko na pewno bedzie dobrze...ale wczoraj wyniki były bardzo słabe, beta praktycznie nie przyrosła...Lekarz powiedział, że bez obrazu usg po takich wynikach mozna przypuszczac ze ciaza obumiera.To brzmiało jak wyrok, dotarło do mnie ze wszystko zaczyna sie powtarzac.Załamałam się, nie mogłam powstrzymać łez...Już zaczęłam myśleć o tym co ze mną jest nie tak, co jeszcze nie dziala jak trzeba?A może jest coś czego nie da się u mnie naprawić lekami i nie będzie mi dane mieć dziecka...Ale z drugiej strony czułam podswiadomie, ze to nie moze tak sie skonczyc, nie teraz, jeszcze nie teraz.Zaczęłam szperać w necie i okazało się ze po przekroczeniu 10000 beta hcg juz tak nie przyrasta i rzetelny jest tylko obraz usg, który mialam miec na drugi dzien.Dziewczyny na forum też mi to powtarzaly. Prosiłam Boga żeby nie zabierał mi kolejnego dziecka.Dziś od rana czekałam na badanie jak na szpilkach, kiedy mnie zawołali szłam z duszą na ramieniu, całą droge modląc się o łaskę...Pomogło, na obrazie widziałam znów to samo maleńkiee serduszko, które biło miarowo.Płakałam ze szczęścia, wielka ulga, wielkie nadzieje...czy dalej będzie nam sprzyjało szczęście? jak długo? czy damy radę do końca?Lekarz powiedział, ze dzieciaczek całymi siłami chce żyć, że ja wszystkimi siłami chcę to życie mu dać.Ma rację, niczego innego nie chcę, o niczym innym nie marzę.Lekarz powiedział, że zależy mu zebym została na weekend w szpitalu, w poniedziałek powtórzymy badania, zrobimy usg.Oczywiście zostanę, jesli to ma pomóc, zrobię wszystko.W czwartek konsultacja u prof. mam nadzieję że dotrwamy do tego czasu, na pewno łatwo się nie poddamy...

20 listopada 2012, 10:04

Jak to dobrze obudzić się we własnym łóżku;)Po wczorajszym usg wypuścili mnie do domu, choć beta przyrasta miernie, jak to określił lekarz wykonujący badanie.Z 10060 na 11250 po 4 dniach...no faktycznie szału nie ma;( ale moze taka już jestem i może to normalne w moim przypadku.Pojutrze porozmawiam z prof. o tym zobaczymy jaka będzie jej opinia na ten temat.Na tą chwilę ciszę się że moje dziecko żyje,że jego serce bije, a to daje nadzieję.Mam minimalny niedobór płynu owodniowego, więc muszę więcej pić i powinno być lepiej.Czekam do czwartku, do konsultacji, tylko prof jest chyba w stanie mnie uspokoić, jesli będzie widziała szanse na szczęśliwe zakończenie, oby tak było.
Modlę się codziennie o łaskę dla nas i dziękuję Bogu za kolejny dzień, który przeżyliśmy RAZEM.

22 listopada 2012, 21:04

Wizyta u prof. juz za mną, podobnie jak badanie usg.Jestem szczęśliwa, bo dziś znów mogłam zobaczyć moje dzieciątko;)Rośnie z dnia na dzień, a serduszko bije miarowo.Usłyszałam dziś, że na razie wszystko jest dobrze...Boże jaka ulga i jakże to dziwne,że wszystko jest DOBRZE...Założono mi kartę ciąży, termin na 4 lipca;) Oby to faktycznie był nasz termin...Za niecały miesiąc badania prenatalne, ufam,że to tylko dla potwierdzenia że dziecko jest zdrowe.Muszę być dobrej myśli, nie doszukiwać się nieprawidłowości, złych znaków, nie martwić się brakiem objawów, bo to tylko zbędne nerwy, a to nie jest wskazane w moim cudownym stanie;)Wierzę, że Bóg jest z nami, lepszego wsparcia nie mogłam sobie wymarzyć;)

5 grudnia 2012, 10:11

Nie wiem jak ubrać w słowa to co czuję, co myślę...Straciłam kolejne dziecko...Zamiast dawać życie, zabieram je po raz kolejny...Czuję się bezużyteczna, pusta, niepotrzebna.Miałam nadzieję,że może podczas zabiegu dostanę jakiegoś krwotoku i zdechnę na tym pieprzonym stole, to załatwiłoby sprawę raz a dobrze

6 grudnia 2012, 17:04

4 grudnia.Wtorek rano.Dzień zaczął się dziwnie, obudziłam się z dziwnym lękiem, zrezygnowana, rozdrażniona i ze złymi przeczuciami, które rzadko kiedy są bezpodstawne...Od rana krążyły po głowie złe myśli, że coś jest nie tak...Tłumaczyłam sobie że jestem przewrażliwiona,że wymyślam.Przypomniałam sobie co mi się śniło tej nocy...piękny sen...śniłam że mam dziecko, maleńkie, dopiero co urodzone,śliczne, to była dziewczynka, karmiłam ja piersią, a ona wciąż była głodna.Karmienie jej sprawiało mi tak ogromną przyjemność,że mogłam robić to bez końca, ona patrzyła na mnie swoimi ciemnymi oczkami...niezapomniany widok...Pomyślałam sobie, że tak będzie za kilka miesięcy, ale jakoś to do mnie nie docierało, było nieosiągalne.Zasnęłam.Po dwóch godzinach obudził mnie telefon.Zaspana poszłam do łazienki i zamarłam...To co najgorsze zaczęło się...Nie wiedziałam co robić, choć sytuacja dobrze mi znana z doświadczenia, jednak jak się okazuje na utratę dziecka nigdy nie można być przygotowanym.Plamienie było brązowe, tliła się nadzieja, że może jeszcze nie wszystko stracone. Pojechałam do szpitala.Lekarka zbadała mnie, zaczęła uspokajać,że jak brązowe to jeszcze nie jest źle, ale usg nie pozostawiło już żadnych złudzeń.Lekarka odwróciła monitor w moja stronę.Widziałam moje dziecko. Wpatrywałam się próbując zobaczyć pulsujące serduszko...na próżno, ono już nie biło, nie biło...
Potem wszystko biegło znajomym torem: tabletki na wywołanie, ból, czekanie na poronienie, zabieg.Tak odeszła MOJA CÓRKA RÓŻA.Wierzę,że to ona śniła mi się tamtej nocy...

W szpitalu położna zapytała mnie czy jestem wierząca i dała nowennę do Błogosławionego Stanisława Papczyńskiego. Powiedziała, żeby modlić się do niego, a dzieciątko przyjdzie wreszcie do mnie...Wierzę

7 grudnia 2012, 08:58

Poszłam wczoraj do gin zapytać co dalej?Byłą zaskoczona,że po jej leczeniu straciłam kolejne dziecko.Zaczęła coś mówić o błędzie genetycznym, nie wierząc sama w swoje słowa...ale nie poddała się, kazała zrobić następne badania genetyczne, mąż badanie nasienia, ale to dopiero za 12 tygodni....12 DŁUGICH TYGODNI czas jest moim największym wrogiem, z którym nie mam szans wygrać.Muszę czekać tak długo na wykonanie badań, potem kolejne 8 tygodni na wyniki...Marzenie o dziecku cały czas się oddala, wydaje się niemalże nieosiągalne.Mam zaufanie do mojej gin, wierzę, że znajdzie przyczynę i mimo tego wszystkiego co już się wydarzyło i co jeszcze może się wydarzyć kiedyś będę mamą...
Muszę pozbierać swoje myśli, swoje uczucia, choć to takie trudne.Mam niekontrolowane napady płaczu, bezsilności...ale to minie...
Tak liczyłam na szczęśliwe święta w tym roku, mieliśmy powiedzieć rodzinie,że oczekujemy dziecka.Teraz najlepiej,gdyby świąt po prostu nie było...

12 grudnia 2012, 23:18

Dni mijają...jak to dobrze...W tym grudniowym rozgardiaszu czas może faktycznie płynie szybciej.Wszystko zmierza do Świąt, których nie potrafię sobie wyobrazić...Chciałabym mieć w sobie tyle siły, by móc uśmiechać się przy wigilijnym stole, by bez łez wysłuchać życzeń, które będą składać mi najbliżsi-już dziś wiem jak będą brzmiały "...i żeby wreszcie powiększyła się wasza rodzina...", by ze spokojem patrzeć jak dzieci rozpakowują swoje prezenty...Gdyby Adaś się urodził miałby teraz 10 miesięcy, gdyby Ewa nie odeszła miałaby teraz 5 miesięcy, gdybym nie straciła Róży, wiadomość o niej byłaby najlepszym prezentem dla całej naszej rodziny na tą Wigilię...Gdyby....

Jak to dobrze, że mam pracę...leczy mnie z chorych myśli...

Wiadomość wyedytowana przez autora 12 grudnia 2012, 23:19

25 grudnia 2012, 21:29

Święta...
Czas, kiedy wszyscy powinni byś razem, kiedy w każdym domu powinno być słychać rozmowy i śmiech, kiedy zapominamy o wszystkim co boli, co złe, wybaczamy lub liczymy na wybaczenie...
To najgorsze święta w moim życiu. Mieliśmy w nie podzielić się wesołą nowiną z naszą rodziną.Zamiast tego nie mogłam powstrzymać łez, dusiłam w sobie ten potworny żal, który wierci mi dziurę w sercu każdego dnia co raz głębiej i głębiej.Nikt poza moją mamą nie wie, że straciłam kolejne dziecko. Brat nie pojawił się na Wigilii, odcina się od wszystkich przez swoje beznadziejne zachowanie, wierząc oczywiście w słuszność swojego postępowania.Tuż przed Wigilią mój mąż zawiódł mnie, rozczarował, zrobił wiele głupich rzeczy, o których nie wiem już co mam myśleć...Nie wiem w co wierzyć...To tak bardzo boli.KANAŁ

Mimo to jednak są święta, słyszałam, że to magiczny czas, więc nietypowo składam dziś sama sobie życzenia wierząc, że się spełnią...
Życzę sobie zdrowia, żeby lekarze znaleźli przyczynę i wyleczyli mnie, życzę sobie wytrwałości, żeby choć na moment nie opuściła mnie wola walki, życzę sobie cierpliwości, abym mimo wszystko potrafiła żyć normalnym życiem, życzę sobie wiary, abym nigdy nie zwątpiła w szczęśliwe zakończenie, wreszcie życzę sobie spokoju, którego zaznam, gdy zostanę MAMĄ

7 stycznia 2013, 13:07

Jak to mówią: Nowy Rok-Nowe Szanse...

Szanse na co? Nadzieje na co? Na sukces?Na spełnienie marzeń? Nie sądzę...Dla mnie ten rok będzie kolejnym rokiem oczekiwania, badań, wyników, diagnoz bardziej lub mnie trafnych, leczenia...W tym roku nie zostanę mamą...

A miało być tak pięknie,
Miło nie wiać w oczy nam,
I ociekać szczęściem,
Miało być sto lat, sto lat!!

Nie chcę stu lat bez dziecka, wolałabym przez dzień móc trzymać je w ramionach...czuć jego ciepło, zapach...cząstka mnie

Nie pytam już "dlaczego?",bo żaden człowiek nie jest w stanie udzielić mi odpowiedzi, nikt, nie może mnie zapewnić, że następnym razem wszystko będzie dobrze, wierzę, że to wszystko ma jednak jakiś sens, jakiś cel, to co mnie spotkało, wiele mnie nauczyło i jeszcze pewnie nauczy.Nie tracę nadziei, myślę, że nic nie jest w stanie mi jej odebrać, nigdy się nie poddam.

"Bóg mówi prosto, o krzywych liniach życia..."

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 stycznia 2013, 11:52

15 stycznia 2013, 11:57

Wczoraj myślałam o sobie...o swoim życiu i pędzącym na oślep świecie.Czas ucieka tak szybko, nie tak jak kiedyś.Gdy byłam dzieckiem uwielbiałam siadać na stole w kuchni i patrzeć przez okno, prawie każdego dnia widziałam to samo, dni wlokły się leniwie, nie spieszyłam się, nie martwiłam się prawie o nic, zastanawiałam się jak to będzie gdy będę dorosła...jakie będzie moje życie.Pory roku nie następowały tak szybko po sobie, jak teraz...a może po prostu teraz nie czekam z utęsknieniem na śnieg czy wakacje...teraz czekam na ŻYCIE...na życie mojego dziecka.Czas biegnie bezlitośnie i mam wrażenie, że przelatuje mi przez palce to co najważniejsze, ale nie mam na to wpływu, robię wszystko co mogę, ale to tak niewiele.Wiem że jestem jeszcze młoda i może wszystko się jakoś ułoży. Mój mąż w tym roku skończy 37 lat...dużo i nie dużo....Może to takie nienowoczesne, ale to już chyba najwyższy czas...chciałabym mu dać dziecko, stworzyć rodzinę.....a JA NIE MOGĘ.

25 stycznia 2013, 23:09

Dziś odwiedziłam forum ciążowe...dziewczyny, które mają podobny termin do mojego "byłego" terminu właśnie zaczynają czuć pierwsze ruchy swoich maleństw...Teraz to byłby najwspanialszy czas ciąży...Czuć, że Moje Dziecko żyje we mnie i dzięki mnie...Boże, tak mi źle.Nauczyłam się już żyć ze smutkiem w sercu.Na zewnątrz staram się nie okazywać tego, żyć jak gdyby nigdy nic, ale co to za życie?!UDAWANE...

27 kwietnia 2013, 10:11

Długo nie pisałam...
Chyba dlatego, że nie chciałam codziennie myśleć o tym samym.Z perspektywy czasu widzę ,że to nic nie pomogło.Czasami zastanawiam się , czy to już nie obsesja?! Sa dni, kiedy myślę, że chyba czas pomyśleć o innym rozwiązaniu...
Ale zanim zaczniemy myśleć o tym na poważnie, daje nam jeszcze jedną szansę.Mamy za sobą kolejne badania, u mnie nie wiele wniosły do sprawy-mam minimalnie podwyższoną ilość komórek NK, ale na tyle mało,że nie stanowi to problemu.Dostałam suplementy obniżające ich ilość.Mąż natomiast ma słabe wyniki nasienia.Też dostał suplementy, ale nie może przestać palić, choć błagam go o to i wie jakie to dla mnie ważne.Nie obwiniam go broń Boże o poronienia, bo wiem ze głowna przyczyna leży we mnie, ale ma to też wpływ na poczęcie i to czy dziecko od początku będzie silne i zdrowe.Nie wiem jak do niego dotrzeć...Jestem bezsilna.Gdy mu powiedziałam, że to ostatnia próba na jaką się decyduje, on stanowczo był przeciwny.Nie rozumie ile mnie to kosztuje, jak odbiera mi chęć życia strata dziecka.Zabolało strasznie,że traktuje mnie jak...no własnie, jak kogo? albo jak co? Trefne laboratorium w którym jak dotąd przeprowadzono same nieudane eksperymenty?!Wiem,że mnie kocha, ale jego zachowanie tak bardzo mnie rani... Trace nadzieję i siłę.Tyle razy powtarzałam,że nigdy się nie poddam.Teraz nie jestem już tego taka pewna.Jest na świecie tyle dzieci, które potrzebują miłości...Bedzie jeszcze czas pomyśleć o tym.Teraz skupiam się na najbliższych miesiącach.Lekarz kazała jak najszybciej starać się o ciążę.Boję się.Mąż bierze swoje witaminy od niecałego miesiąca i może jest za wcześnie na staranie.Niby prof. nie wpominała żeby zwlekać...Sama nie wiem co o tym myśleć.Postanowiłam oddać decyzję losowi.Jak się uda, znaczy że tak miało być. Dowiemy się za dwa tygodnie...

6 maja 2013, 13:46

Dziś zrobiłam pierwszy test-negatywny.To jeszcze wczesnie, ale nie dają mi spokoju moje dziwne objawy. od dłuższego czasu mam wrażliwe piersi i ból jak na @ od owulacji.Mam troszkę mętlik w głowie i nie bardzo chce mi się wierzyć,że mogło nam się udać już za pierwszy razem.To byłoby do mnie nie podobne...Sama też do końca nie chciałam aby to sie stało tak szybko, chciałam, ze by mój mąż pobrał przez jakiś czas swoje suplementy na nasienie i dopiero wtedy zadzialac.Zobaczymy jak to będzie.Musze troszke odczekać i powtórzyc test, albo poczekać na @.Znając moją niecierpliwość, raczej w grę wchodzi pierwsza opcja;)
Jeśli zajdę w ciążę, to ciekawa jestem co los zafunduje mi tym razem?Kolejną szkołę życia? czy może miejsce na podium w wyścigu do macierzyństwa?? Mam nadzieję, że jeśli nie teraz, to w ogóle kiedyś dobiegnę do mety...

12 maja 2013, 21:47

Nowy cykl.Nie jestem w ciąży.Może to i dobrze.Planowałam zacząć starania dopiero od maja, więc jak by nie było, wszystko idzie zgodnie z planem;)
Zobaczymy jak nam pójdzie tym razem? Gdyby udało nam się w tym cyklu, wszystko zatoczyłoby krąg.Dwa lata temu zaszłam w pierwszą ciążę, pamiętam, że wtedy cykl rozpoczął się tylko dzień wcześniej niż w tym roku...Może się uda, a zakończenie tym razem będzie szczęśliwe? Zobaczymy.
Przeglądałam ostatnio swoje wyniki i przy schorzeniach które mam, nie są one aż tak tragiczne. Jeśli zajdę w ciążę muszę chyba zacząć myśleć o sobie jak o zdrowej kobiecie, zapomnieć o ogromnym ryzyku...Może takie właśnie myślenie sprawi, że w mojej psychice znajdzie sie miejsce na pozytywne myślenie.

4 czerwca 2013, 06:06

W tym roku Dzień Dziecka, był faktycznie Dniem Dziecka...zobaczyłam tego dnia bladziutką kreseczkę na porannym teście zwiastującą kolejny etap w naszym życiu. Przyjęłam to z dużym spokojem, cieszę się, ale wiem, że to dopiero maleńki krok w stronę szczęścia.Jak będą wyglądały najbliższe miesiące?czy przetrwamy? Jaki jest przygotowany dla nas scenariusz życia?Mam nadzieję,że to nie będzie kolejny dramat...
Póki co ze spokojem patrze w przyszłość, bo przecież co jest mi pisane i tak się wydarzy...

16 czerwca 2013, 10:10

Jestem po pierwszej wizycie u lekarza.Na razie podobno wyniki są dobre.Mam nadzieję,że tak zostanie.Dostałam dodatkową dawkę progesteronu i musimy czekać do następnej wizyty.Za niecałe trzy tygodnie mam nadzieję,że zobaczę serce mojego dziecka.Do tego czasu marzę o spokoju, marzę o mdłościach, bólu piersi i innych objawach ciążowych, które utwierdzałyby mnie w przekonaniu,że wszystko jest w porządku.Teraz poza delikatnym bólem piersi nie odczuwam żadnych zmian w swoim organizmie, no może czasami rano lekkie zawrotu głowy.
Nie wiem sama jak mam podchodzić do obecnej sytuacji, tak bardzo boję się rozczarowania, ale też tak samo bardzo wierzę,że tym razem może dotrwamy do końca.
CZAS- mógłby czasami biec trochę szybciej...

21 czerwca 2013, 19:23

Przez ten cały stres, będę żyła przynajmniej 5 lat krócej...Żyję w ciągłej niepewności, czy wszystko z moim dzieckiem w porządku, czy żyje...Wsłuchuję się w swój organizm każdego dnia.Ostatnio ból piersi zelżał, niepokoiło mnie to, bo poprzednim razem to nie zwiastowało nic dobrego...Postanowiłam zrobić bete,żeby sprawdzić czy wszystko w porządku i tu ku mojemu zaskoczeniu 92508! Pięknie! Ucieszyłam się ogromnie i odetchnęłam troszeczke...jest szansa;) Sprawdziłam swój wynik z poprzedniej ciąży z bardzo podobnego terminu-wynik miałam dokładnie 100 razy mniejszy...To dało mi chęć do życia, oddycham głębiej, jestem spokojniejsza.Obym za dwa tygodnie zobzczyła zdrowe bijące serduszko swojego dzieciątka...

7 lipca 2013, 07:02

No i zobaczyłam...;) Moje maleńkie dzieciątko z pięknie bijącym serduszkiem...Jaka to była ulga gdy na monitorze mogłam zobaczyć ten pulsujący punk w ciałku mojego Maleństwa;) Rośnie bardzo dobrze- to już prawie 2cm mojej małej wielkiej miłości;) Tak bym chciała by tym razem historia miała szczęśliwe zakończenie. Jeśli wszystko będzie układało się pomyślnie, to za 3,5 tygodnia będziemy mieć badanie prenatalne.
Jestem na zwolnieniu, bo okazało się, że mam dużą torbiel na jajniku i muszę bardzo na siebie uważać, mam nadzieję, że się wchłonie i nie będzie mnie więcej niepokoić.
Niech czas teraz przyspieszy;) już nie mogę się doczekać, kiedy znów zobaczę swojego bobasa;)

19 lipca 2013, 20:20

Cudzie trwaj...
Moje myśli, uczucia, wątpliwości, radości i smutki, wszystko ma jedno imię:DZIECKO
Żyję w nadziei, że wszystko u Niego dobrze, że rośnie i rozwija się prawidłowo...Jeśli na tą chwilę ma się dobrze, to jak na razie moja "najdłuższa" ciąża, mój mały sukces;) Głęboko wierzę, że tak będzie dalej, choć od czasu do czasu jakieś plamienia podcinają mi skrzydła i zabierają oddech...Tydzień temu zgłosiłam się na dyżur do znajomego lekarza,żeby sprawdził czy wszystko dobrze, bo miałam spore plamienie.Na szczęście nie zwiastowało nic złego, choć gdy to zobaczyłam zrobiło mi się ciemno przed oczami i pomyślałam o najgorszym.Drżę na myśl o tym co było i co może się wydarzyć, ale staram się odpędzać złe myśli.
Strach będzie mi towarzyszył chyba do końca ciąży...Za kila dni planuję pójść na usg żeby zobaczyć co u malucha i mam nadzieję się uspokoić.Za dwa tygodnie jak dobrze pójdzie badania prenatalne.Jestem o nie dziwnie spokojna.Mam przeczucie,że pod względem genetycznym dzieciątko jest zdrowe.
Ciąża powinna być czasem radości i spokoju.W moim przypadku to niewykonalne.Dodatkowo mój mąż nie bardzo mnie wspiera, mogłabym nawet powiedzieć, że się zmienił...a może zawsze taki był..? Nie rozumie mnie, nie jest troskliwy, opiekuńczy.Wręcz przeciwnie.Prosząc go o jakieś małe rzeczy po prostu odmawia, nie przejmuje się niczym, ma tysiąc ważniejszych rzeczy. Czasami odnoszę wrażenie, że to, czy donoszę ciążę nie jest dla niego najważniejsze. Nie wiem teraz jak będzie się zachowywał gdy może dziecko przyjdzie na świat?Mimo swoich 37 lat zachowuje się jak niedojrzały nastolatek.Czy będzie mi pomagał?Kiedyś bez wahania odpowiedziałabym TAK! Dziś-NIE JESTEM PEWNA.To przykre, a najgorsze jest to że kłócimy się przez to, a to nie jest najlepsze dla dziecka.Dlatego staram się wyluzować i nie zwracać na to uwagi, to wszystko co mogę zrobić. Inaczej wyobrażałam sobie naszą wspólną drogę do rodzicielstwa.Mam jedynie nadzieję, że wkrótce się otrząśnie i wróci MÓJ MĄŻ.

22 lipca 2013, 22:52

Dziś byłam na dodatkowej wizycie, żeby zobaczyć czy z Maluchem wszystko dobrze i JEST DOBRZE!!Nie do wiary, JEST DOBRZE!!Moja radość jest ogromna, oddycham głębiej i uśmiecham się sama do siebie;) Maluszek ruszał rączkami i zmieniał pozycje-cudowny widok;)Ma już 4 cm, a serce bije jak dzwon;) Mam ogromną nadzieję,że tak pozostanie, że wreszcie sprowadzę to Dzieciątko na świat.Z Bożą pomocą wierzę,że to możliwe...
1 2 3