Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
O mnie: 26 lat na karku.Jestem młoda...nie do końca zdrowa, nie do końca szczęśliwa...Mam wspaniałego męża, niedługo nasza druga rocznica ślubu.Jesteśmy razem od 8 lat ucząc się nawzajem życia i miłości.
Czas starania się o dziecko: O dziecku marzyłam od dawna, jeszcze jak byłam młodą dziewczyną.Oczywiście nie mówiłam o tym nikomu, no bo przecież to nie czas, to nie ta pora. Jednak po naszym ślubie tj wrzesień 2010 chciałam jak naszybciej zajść w ciążę i wreszcie usłyszeć najpiękniejsze słowo "MAMO"...Niestety los miał dla mnie inny plan...
Moja historia: Na początku w sumie starałam sie sama o ciążę.Nie rozmawiałam o tym ze swoim mężęm, chciałam zrobić mu niespodziankę...On oczywiście też chciał mieć dziecko, ale kiedy, to już nie było dla niego istotne. Wiedziałam kiedy miałam dni płodne, obserwowałam swój organizm, ale od początku moje wątpliwośći budził brak śluzu płodnego w czasie owulacji, co z resztą trwa do dziś. Jednak mimo to nie przejmowałam sie i starałam się dalej.Po 8 miesiącach postanowiłam pierwszy raz poradzić się lekarza w tej sprawie. Oczywiście zapewnił mnie ze wszystko jest w porzadku i za wczesnie mówić o jakimś problemie, bo przecież magiczne 12 miesięcy starań jeszcze nie minęło...Czytałam mnóstwo na ten temat, schudłam, bo przecież lekka nadwaga moze przeszkadzac w poczeciu, zaczelam łykac jakies witaminki i inne, az wreszcie natknęłam sie na ziła o. sroki.Pomyślałam spróbuję.Do tego siemie lniane i olejek z wiesiołka i BINGO!! Dwie kreski w pierwszym cyklu picia ziółek!!CUD!!! Radość jaka zapanowała w naszym domu była nie do opisania.Dopiero co kupilismy mieszkanie,remont, nowe zycie i do tego jeszcze DZIECKO.Czułam sie najszczęsliwsza na swiecie.Plany, nadzieje, gdzieś w głowie imię dla MOJEGO DZIECKA. Szczęście odeszło tak szybko jak przyszło...W 7 tygodniu plamienie, leki, obserwacja serdudszka...biło...biło do 9 tygodnia...Lekarz twierdzi, że tak się zdarza, dziecko musiało być ociążone poważną wadą genetyczną i organizm odrzucił je...Szpital, zabieg, akt urodzenia z adnotacją "DZIECKO MARTWO URODZONE" Wybrałam dla niego imie ADAM.MÓJ SYN.Musiałam GO pochować...nie mogłam inaczej, musiało być "godne" miejsce dla niego, miejsce, gdzie mogłabym przyjść i zapalić świeczkę.Mąż odradzał, mama też, tłumacząc,żeby nie roztrząsać "tego"...Nie mogłam. Na pokropku byliśmy tylko ja i mąż. Byłam spokojniejsza, wiedąc,że postąpiłam zgodnie ze swoim sumieniem.
Nie poddaję się. Walcze dalej.;Lekarz kazał odczekać 3 miesiące i próbować. Grzecznie posłuchałam i po trzech miesiącach druga kreska blada, ale jest.Biegiem do lekarza. Badanie pokazuje zarodek dużo mniejszy niż być powinien...Leki, leżenie, czekanie. Za tydzień...kropeczka urosła!!! Będzie dobrze. Leki, zwolnienie lekarskie, leżenie, oszczędzanie się, nadzieja. 10 tydzień, wizyta, zarodek nie rozwijał sie od 6 tygodnia.Lekarz mówi że mu przykro. Mnie było przykro bardziej.Lekarz powiedział o badaniach genetycznych, po po drugim razie to już można, bo po pierwszym to przecież jeszcze nie pora.Szpital, zabieg.Ciąża była za wczesna żeby wydać akt urodzenia.Ja mimo to nadałam JEJ imię EWA.MOJA CÓRKA.
Oczywiście ze sie nie poddaję!!!!!!! Zrobiliśmy z mężęm badania genetyczne, oczywiście prywatnie, bo ze skierowaniem czekałabym 8 miesięcy.Wyszły negtywne, czyli jesteśmy zdrowi. W międzyczasie torbiele na jajnikach, podwyższony poziom beta hcg.Mój lekarz pyta mnie "Jak myślisz co Ci jest, co jest nie tak?"" Lekarz mnie pyta, co mi jest!to jakas paranoja!! Wtedy byłam już pewna, ze musze zmienic lekarza. Szperałam w necie dniami i nocami, aż wreszcie wybrałam. PROF.MAŁGORZATA- ona może mi pomóc. Wizyta, wywiad, lista badan do zrobienia, "Widzimy się z wynikami".Podobał mi się jej profesjonalizm. Za 1,5 miesiąca na drugiej wizycie, diagnoza-"WYNIKI NA POGRANICZU PCO.Leki, dieta, dużo ruchu, widzimy się w ciąży" Podejrzewałam ze mam to cholerstwo, ale jak usłyszałam to od pani PROF. nogi ugiełys się pode mną.Świadomość jednak ze jestem pod fachową opieka dodaje mi sił. Przestrzegam zalecen i staramy sie trzeci cykl i cisza.....
Moje emocje: Moje emocje od ponad roku popadają ze skrajności w skrajność. Pamiętam dziś jak cieszyłam się gdy dowiedziałam się że po raz pierwszy jestem w ciąży. Nie potrafię tego opisać.Pamiętam jak cieszyli sie nasi rodzice gdy dowiedzieli sie ze zostana dziadkami...A potem ta trauma, kiedy wszystko prysło.Widok małych dzieci i kobiet w ciąży sprawial ból nie do opisania. W tym czasie wiele moich kolezanek pozachodziło w ciążę i teraz maja zdrowe dzieciaczki. Wypłakałam morze łez kiedy myślałam ze poroniłam bo moje dzicko miało najpewniej jakas chorobę genetyczną- według lekarza oczywiscie!!Nie mogłam sie z tym pogodzić.Teraz kiedy wiem ze to nie prawda, jest mi troche lżej.Za drugim razem podchodziłam do tego inaczej, od poczatku wiedziałam ze nie ma sie co nastawiac, bo moze byc różnie i niestety sie nie myliłam.Rozczarowanie, niemoc, złość na siebie. WĄTPIŁAM I NADAL WĄTPIE W SWOJĄ KOBIECOŚĆ. Mam ogromne poczucie winy ze nie mogę dac mojemu mężowi dziecka, kiedy on tak bardzo chce je miec. On oczywiscie caly czas powtarza ze powoli, nie na siłę, wszystko będzie dobrze, ze bedziemy jeszcze mieli gromadke dzieci.Moja siostra urodziła córkę mniej więcej w tym samym czasie kiedy ja miałam mieć termin za drugim razem. Nasze dzieci byłyby w tym samym wieku. Za dwa tygodnie będę Matką Chrzestną jej córeczki. JEST MI TAK CIĘŻKO!!! I tak na prawde wokól mnie nie ma nikogo kto by wiedział jak bardzo jest mi ciężko.Czasami modlę się za moje dzieci, prosząc, by następnym razem poprosiły Boga żeby mi nie odbierał dziecka, już dwoje moich dzieci jest u NIEGO.Następne niech będzie dla mnie...Niech ktoś kiedyś powie do mnie "MAMO"
Korci mnie od rana żeby pójść na bete...nadzieja która się we mnie tli jest coraz wieksza.Z drugiej strony tak bardzo boje sie rozczarowania...kolejnego.Może poczekać do niedzieli lub chociaz soboty i zrobic domowy...?wpadam chyba w paranoję...Idę do pracy.
Obiecywałam sobie już nie pamiętam ile razy, że nie bede robic testów przed terminem @, ale oczywiście babska ciekawość wzieła górę. Początkowo nic tam nie zauważyłam.Dopiero po kilku minutach jakis cien kreseczki gdzies dostrzegłam. Pewnie gdybym pokazała go komukolwiek, nikt by nic tam nie zauważył.A może i mi się tylko zdaje...Ale oczywiście ziarenko niepewności zostało zasiane...poszłam na bete. Czekam. Dzisiejszy dzień do 17 będzie trwał chyba nie wiek a epokę....Jestem sama z tym wszystkim. Obiecałam że jesli uda się następnym razem, to nikomu o tym nie powiem, oczywiście poza moim mężęm.Niech każdy zauważy sam;)
wynik negatywny...czuje się jak niepotrzebny mebel...
Zadzwoniłam po wynik...WYNIK 2 JEDNOSTKI...Nie wierzyłam...na prawdę tym razem czułam że to mój szczęśliwy czas...Dobrze że jestem sama w domu, mogę chociaż popłakać...
Boże, nie tak miało być!!!! Dlaczego tak mnie doświadczasz???Ile jeszcze???
Jeśli chciałeś nauczyć mnie pokory, to CI sie udało, jeśli chciałeś mnie ukarać, to powiedz czym tak zawiniłam??? Jeśli chciałeś mnie czegoś nauczyć, to nauczyłam się że jestem bezradna wobec Twojej woli, jeśli mogę o coś prosić, proszę o ŁASKĘ.
Wiem, z TOBĄ nie można sie kłócić...
biedactwo... tak mi przykro. Miesiąc w miesiąc te same nadzieje, złudzenia, wsłuchiwanie się w swoje ciało, a potem jedno wielkie rozczarowanie. Znów i znów..... W jakim celu prowadzi ON na nas doświadczenia, po co testuje granice wytrzymałości psychicznej??? wie chyba tylko ON sam... łączę się w bólu. Nowy cykl , nowe szanse powtarzam sobie jak mantrę... tylko ja chyba już nie wierze w pozytywne rozpatrzenie mojego blagania :-(
jak czytam twój wpis do pamiętnika to zupełnia tak jak bym słyszała siebie słowo w słowo. Te same słowa. Ciesze się, że Bóg w końcu ciebie wysłucham i mam nadzieje, że 3 dzieciątka już wam nie zabierze :D
Dziś chyba ostatni dzień mojego cyklu, który miał być tym szczęśliwym...Temperatura spadła, więc jutro pewnie czeka mnie @...znowu to samo...Dni będą znów wlekły sie niemiłosiernie.Jestem już tym taka zmęczona...Mój mąż dziś poprosił żebym urodziła mu córeczkę...widział dziś piękną małą dziewczynkę i tak mu się zamarzyło...Nie zdaje sobie sprawy ile mnie to wszystko kosztuje, ze nie ważne jest dla mnie czy urodziłabym chłopca czy dziewczynkę...byleby tylko urodzić dziecko.Czasami myślę, ze miał pecha, że trafił na mnie.Z inną miałby już pewnie rodzinę w komplecie...
Mam ochotę zniknąć, nie czuć nic choć przez chwilę...
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 września 2012, 23:12
Zaczynamy od nowa...Znów pierwszy dzień cyklu.Jestem zmęczona.
W najbliższą niedzielę zostanę matką chrzestną córeczki mojej siostry.Dziś kupowałam dla niej sukieneczkę, buciki...to wszystko jest dla mnie takie przygnębiające...
Gdyby wszystko potoczyło się inaczej, pewnie teraz sama przygotowywałabym chrzciny mojej małej EWY.Może to dziwne, przecież to był początek początków ciąży, ale czułam że jeśli donoszę, to będzie dziewczynka...
Często myślę o moich małych aniołkach, zastanawiam się jak by wyglądały, gdyby było im dane zobaczyć ten świat na własne oczy...jakie by były?jak to jest być MAMĄ? Może kiedyś...
Kochana...jestem pewna, że słowo mamo usłyszysz szybciej niż Ci się wydaje...
wiem, że ciężko w to uwierzyć, bo sama upadam i często wątpię... Bóg nie mówi NIE... jest łaskawy dla tych, którzy przy nim trwają...Powie Masz albo poczekaj...obyśmy doznali Łaski i długo nie czekali na nasze cuda :)
Chodzę przygnębiona...boli mnie głowa od niedzieli.
Musiałam odetchnąć świeżym powietrzem, pojechałam z mężem do lasu po pracy...widziałam pierwszy raz w życiu prawdziwe świetliki.Niesamowity widok, wyglądały jak małe iskierki w ciemności.Coś wspaniałego...;)Poprawił mi się nastrój,a z nim powraca chyba moja wiara w spełnienie marzeń.Czasami maleńka, niepozorna rzecz zmienia nastawienie...
Tak się wstydzę...tego że mam takie a nie inne problemy. Już teraz wiem skąd te przesądy, że nie powinno się mówić nikomu o ciąży przed ukończeniem 1 trymestru...Gdybym trzymała buzię na kłódkę, dziś nikt by o niczym nie wiedział, a na pytania odnośnie powiększenia rodziny odpowiadałabym twardo że na razie nie planujemy albo że chcemy na razie nacieszyć się sobą, w końcu jesteśmy młodym małżeństwem. Ale ja oczywiście chciałam wykrzyczeć całemu światu, że zostanę mamą!!Przez myśl mi nie przeszło, że może coś pójść nie tak, że wszystko może się skończyć w jednej chwili.Teraz odnoszę wrażenie że wszyscy o tym wiedzą i myślą o mnie "to ta, co nie może urodzić dziecka" Pewnie wyobrażam sobie zbyt wiele, może wcale tak nie myślą i to moje chore wyobrażenia, ale nie mogę się pozbyć tego przekonania.
Potrzebuję dziecka jak powietrza...
Na razie jeszcze wierzę,że będę je kiedyś mieć, wtedy wszystko by się zmieniło...
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 grudnia 2012, 09:27
Jak ja dokładnie wiem, co czujesz kochana...nie znamy się, ale przeszłam przez to samo i dokłądnie te same myśli krążyły wtedy w mojej głowie, proszę nie poddawaj się, jedynie czas naprawdę leczy rany...trzymam za Ciebie mocno kciuki, to był jak na razie najgorszy dzień w moim życiu, ale głowa do góry- do nas też w końcu los się uśmiechnie!
Wiem, że tylko ktoś, kto przeszedł przez to sam wie, co się czuje, jak ciężko stanąć na nogi, bo przecież czas nie zatrzyma się nawet na moment. Współczuję Ci również. To prawda, tu można się nie znać, ale wspólne przeżycia łączą, szczególnie tak bolesne, pewnie dlatego tak dobrze się rozumiemy...Jestem z Tobą.
Co Ci po ludzkim gadaniu , nie przejmuj się tym absolutnie. Nie masz się czego wstydzić , byłaś szczęśliwa i miałaś prawo się tym cieszyć, nikomu nic do tego .. główka do góry :*
Od niedzieli mam chrześniaczkę Natalię.Mała wyglądała przecudnie w sukienuni, którą jej kupiłam na jej pierwsze w życiu święto.Dziecko to taki wyjątkowy dar...Ciężko mi było tego dnia.Tak ciężko nie myśleć o tym co było...
Planujemy budowę domu z moim mężem.Chcemy, aby to był duży dom.Ja nie odstępuję od trzech pokoi na górze, bo tyle chce mieć dzieci...Jeszcze na tyle w to wierze, ze nie dopuszczam do siebie innej mysli...Będę mieć dużą rodzinę.
Nieprawda!!!Dopuszczam inne myśli.Zastanawiam się czasami co bedzie, jesli nie bedzie nam dane mieć własnego dziecka?! jak bedzie wygladało nasze życie? oczywiscie za wczesnie by myslec o czyms takim, bo przeciez mozna powiedziec ze jestesmy na poczatku naszej drogi do pełnej rodziny, tyle jeszcze mozemy zrobic, aby osiagnac nasz cel.Wiem ze jestem zbyt niecierpliwa.Bo ja bym chciala teraz, zaraz, JUŻ!! muszę chyba przystopowac, bpo tak się nie da żyć.Ostatnio dzieje sie ze mną coś dziwnego, z byle powodu wpadam w panikę, osttnio zostawilam kluczyli od samochodu w stacyjce, zapominam się...Nie jestem sobą...
Jakis dziwny jest mój obecny cykl.testy owulacyjne wyszly pozytywne duzo wczesniej niz zwykle. temperatura tez podskoczyla wczesniej, wiec owulacja tez byla wczesniej...to troche do mnie nie podobne bo cykle mam praktycznie jak w zegazku co 27 dni...zobaczymy co z tego wyniknie.moze to dobry znak, moze tym razem coś sie z tego wykluje;) oby tak bylo.za tydzien nasza druga rocznica ślubu.tak bym chciała przekazać mężowi dobre wieści...
Daje nam jeszcze dwa miesiace.Jesli nic sie nie wydarzy dobrego, ide do mojej prof.Koncza mi sie leki, a mój gin, który wczesniej sie mną zajmowal nie bardzo chce przepisywac mi recepty na leki, które prof. mi zlecila przyjmowac dopóki nie zajdę w ciążę.To wszystko zaczyna mnie męczyć.
Żygać mi się chce już tymi tebletkami, termometrami, wykresami, badaniem tego i owego.Nic z tego nie wynika,nic to nie daje...Nie chce mi się...
Cierpliwość to dobra cecha...moja ostatnio jest wystawiana na wiele prób;)Czekam więc jeszcze tydzien.Ciekawe czy za te magiczne 7 dni mój cykl znów się zakończy?...czy może potrwa drochę dłużej...może jakieś 9 miesięcy;)?MARZENIE...Gdybym sama nie dawała sobie takich nadziei, chyba bym oszalała.Może nie jestem szczera wobec siebie, bo czasami jak wypełniam tabelke z objawami w ovu toszkę naciągam rzeczywistość...ale ilosc punktów, która rosnie kazdego dnia w detektorze tak cudownie poprawia mi nastrój;) wiem, to nienormalne.chyba powinnam zacząć leczyć sie na głowę, a nie na niepłodność!!;)no cóż...
Za trzy dni nasza druga rocznica ślubu, a z moim M ciche dni...Nie znoszę tego!!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 września 2012, 08:39
Jutro nasza druga rocznica...nie tylko ślubu ale także rozpoczęcia staran o dziecko... Ten czas tak szybko płynie...Tyle już przeszlismy przez te dwa lata,tyle miłości, tyle kłótni, nowe mieszkanie, plany na przyszłość, dwie nieudane ciąże, chwile załamania i wciąż nieustająca nadzieja, ze kiedyś wszystko się uda.
Tak bardzo marzę, żeby się udało.Gdyby to było teraz, to byłby najlepszy prezent dla nas obojga w tę rocznicę.Ale jest za wczesnie na testowanie. Jutro dopiero 11dpo.Z resztą temp mi skacze codziennie.Niby to dość wysokie temp, ale jednak skaczące i chyba to jeszcze n ie ten czas.Jednak oczywiście twardo wierze, ze nie wszystko jest do przewidzenia w tych sprawach. Przy poprzednich ciążąch nie miałam przeciez zadnych objawów, tem co prawda nie mierzyłam, ale nic nadzwyczajnego u siebie nie zaobserwowałam...więc, ze mną nic nigdy nie wiadomo;)
hmmm...a moze jednak mały tescik nie zaszkodzi?;)jutro pewnie bedzie gdzies 50% szans ze moze wyjsc pozytywny;))
dawno nie mialam czasu zeby cos tu zanotowac...albo moze nastrój miałam nieodpowiedni...no cóż, nieważne.Dziś 7 dc czekam na ten ważny czas, ale tym razem inaczej.Nie chcę niczego robic na siłę, bo to mija sie z celem.
BĘDĘ W CIĄŻY, TO TYLKO KWESTIA CZASU.
Tego sie trzymam i wierzę w to szczerze.Muszę zacząc mysle o innych rzeczach, może wreszcie o sobie...może pójdę na fitness, jesli moje lenistwo mnie nie pobije;) miałam odpuścić sobie szkołe, ale nie zrobię tego.Zorganizowany każdy dzień sprawia ze za wiele nie ma czasu na zbędne rozmyślania.Zawsze marzyłam,k aby ciąża była dla mnie niespodzianką, zaskoczeniem.Wiem, że teraz to nierealne, bo stramy się o dziecko, ale moze chociaż przez chwilę pożyję sobie swobodnie... jesli się uda.Nic na siłę.Biorę leki, więc jakby nie było co dzień jestem siadoma swojej sytuacji, ale postaram sie już tak nie nakręcać w czasie dni płodnych.Popijam sobie winko wieczorem dla lepszego nastroju...i endometrium oczywiscie;) ziólka od czasu do czasu i żel conceive bo mam odwieczny problem ze sluzem.Będzie co ma być.Uda sie, będzie cudownie, nie uda sie, trudno, pewnie to nie ten czas...
Witaj, wiem co czujesz mam pcos i leczylam sie 2,5 roku. Jedzilam sie badalam bralam leki lezalam w szpitalach przytylam do 110kg i po co? Po to by od ponad 1,5 roku slyszec pare razy dziennie"mama" albo"a widzisz" bo jestesmy na etapie mowienia. Przy pcos niestety tak jest ze ciezko donosic ciaze ja od 11 tc mialam zagrozona ciaze az do porodu cc:/ lezalam cale 9 miesecy polowe z tego czasu w szpitalu ale sie udalo i TOBIE TEZ SIE UDA!!!!
dajesz mi nadzieję...ja też moge leżec plackiem w domu, w szpitalu, gdziekolwiek byleby sie doczekać tego małego wielkiego cudu.Głeboko wierzę, że jesli uda mi sie zajść w ciążę to tym razem bedzie dobrze.Tylko to mnie trzyma przy zdrowych zmysłach.Cieszę sie że Tobie się udało, wiele przeszłaś, ale wiesz, że było warto.Dziękuje za słowa otuchy.
Dzień MOICH DZIECI.Byłam na cmentarzu, zapaliłam świeczki moim małym aniołkom, pomodliłam się...tylko tyle mogę dla nich zrobić.Zycie jest takie niesprawiedliwe, zabiera coś, czego jeszcze do końca nie zdążyło dać...Czas biegnie tak szybko, ale nie jest dla mnie łaskawy, nie pozwala zapomnieć, z resztą, o czym ja mówię, choćbym mogła, to nie chcę i nie zapomnę.Bo jak można wymazać z pamięci choćby marzenia o dziecku, które ma przyjść na świat, które daje nadzieję?Nie da się! Moje dzieci odeszły zanim zdążyły do mnie przyjść, zanim zdołałam je przytulić, ucałować, wziąć w ramiona...
wczoraj miała mega koszmarny nastrój.Powróciły myśli, wspomnienia i znów to uczucie bezradości, kmpletnej nieprzydatnosci do niczego;| posprzatałam pokój, który miał być pokojem dziecinnym, powiesiłam firanki....i poryczałam się jak mała dziewczynka.
Dziś słoneczko zaświeciło choć za oknem szara jesien, zrobiłam test i zobaczyłam drugą bladą kreseczkę. okres powinnam dostać w czwartek, więc jest jeszcze trochę czasu. mam nadzieję że to się potwierdzi i jutro lub pojutrze kreseczka będzie ciemniejsza;) Może tym razem historia będzie miała szczęśliwe zakończenie...
piękny pamiętnik, popłakałam się..
znajoma historia choć nie do końca.. jesteśmy małżeństwem też od 2010 r., od tego czasu się staramy.. Poroniłam w 7 tygodniu dokładnie w 2 rocznice ślubu.. Od tego cyklu starań ciąg dalszy.. Trzymam kciuki by się udało.. bo wiem co czujesz.. Powodzenia..
dokładnie cie rozumiem i współczuję, wiem jak jest ciężko, jak presja otoczenia może wpływać na psychikę.trzymam za ciebie kciuki i nie trać nadziei, tylko to trzyma przy życiu takie przypadki jak my.
dziś miała przyjść @ i nie przyszła;))) za to na tescie porannym dwie wyraźne kreseczki...Nie wierzę że jestem w ciąży...nie wierzę.To dopiero malutki kroczek do szczęścia.Szczęśliwa będę gdy wezme w ramiona swoje dziecko...
Boże, mam nadzieje że tym razem mi pozwolisz...
Czekaja mnie teraz badania.Musze zgłosić sie jak najszybciej do mojej pani prof w kontrolą beta HCG i progesteronem.mam nadzieje ze do tego czasu wszystko będzie przebiegać spokojnie.Wiem ze powinnam myśleć pozytywnie, ale po moich przejsciach tak ciężko mi uwierzyć ze moja historia moze miec również szczęśliwe zakończenie.Musze chyba stale sobie powtarzac, ze robilam badania, biore leki, zmieniłam swój tryb życia, więc dlaczego cos ma pójść nie tak?Będę to powtarzać sobie jak mantrę
Oczywiście nie będziemy nikomu mówić o naszym małym sekrecie;) poczekamy aż będzie widać
Cudownie <3, rośnij w siłę maleństwo, i Ty kochana rośnij w silę spokoju, będzie dobrze, tym razem się uda, jesteś pod kontrolą, za 8 msc weźmiesz swojego małego Skarba w ramiona- wierzę w to!!
będę trzymać kciuki za Ciebie by te 8 miesięcy przeleciało tak szybko i byś mogła trzymać swoje maleństwo w ramionach:) teraz na pewno będzie wszystko dobrze. Wierze w to:)
Popłynęła mi łza niejedna gdy czytałam Twój pamiętnik...dziewczyno Ty jak mało kto zasługujesz na to by być mamą...dzięki Tobie ja będę się starać być jeszcze lepszą mamą dla swojego syna...
na pewno jesteś wspaniałą mamą dla swojego synka;)nie może być inaczej, przecież byłaś z nim od kiedy zaczął istnieć.mam nadzieję że i mnie będzie dane zobaczyć jak to jest...na razie wszystko idzie ku dobremu;)
Jestem po pierwszej konsultacji.Pani profesor jak zwykle brzmiała rzeczowo, choc dziś stać było ja nawet na mały żart;) jest bardzo charakterystyczna, zdystansowana, ale przede wszystkim dobra w tym co robi.mam kontynuować leczenie, dostałam dodatkowo duphaston i zastrzyki clexane.bałam się go zrobić sama sobie w brzuch, ale jakos poszło.Czego sie nie robi, dla dziecka...Dziś wiem,że jestem gotowa na wszystko.Nic nie ma większej wartości, nie mnie nie przestraszy, nie zniechęci, zniosę wszystko. Oby wszystko toczyło sie pomyślnie, tak bardzo życzyłabym sobie nudnej ciąży;) może tym razem...Na razie podchodzę do tego z dziwnym dystansem, to aż niepodobne do mnie;) staram się nie nakręcać, dociera do mnie to,że wszystko co mogłam zrobić,żeby było dobrze już zrobiłam, teraz niech się dzieje wola nieba.Już nie biegnę od razu na usg zeby zobaczyć choć małą kropeczkę dającą nadzieję na dziecko, przeciez to niczego mi nie zagwarantuje, ani nie zmieni.Stosuje sie do zaleceń prof. to ona decyduje kiedy usg jest potrzebne.Czekam więc do 22.11.Może ktoś wtedy zechce mi sie przedstawić)
Czytam Twoją historię już jakiś czas..bardzo się cieszę!!i trzymam kciuki za Ciebie. a tak poza tym to Twoja prof brzmi tak jak moja..tez Małgorzata zresztą.. zero sentymentow..ale rzeczowo i do celu.
Kolejny dzień minął...ale niestety przyznaję że czas wlecze mi się niemiłosiernie.najchętniej zasnęłabym i obudziła za kilka miesięcy,żeby ten najtrudniejszy okres mieć już za sobą. Nie da się muszę przejść przez wszystko krok po kroczku;) Czasem zastanawia mnie brak objawów ciążowych i oczywiscie dopatruje się nieprawidłowośći, ale chyba niepotrzebnie.Każdy organizm jest inny i każdy inaczej reaguje.I tak w porównaniu z poprzednimi ciążami przynajmniej nam wrażliwe brodawki i sutki, nawet odnoszę wrażenie że całe piersi stały się minimalnie wrażliwsze.Nie mam żadnych plamnien, to mnie cieszy.Mam nadzieję, że tam w środku wszystko gra i dziecko rośnie jak trzeba.BETA przyrasta, podobnie jak progesteron, temp. ciągle ok 37 stopni.może wszystko jest ok.Pewność zyskam za 2,5 tygodnia.Póki co biorę leki i robię te cholerne zastrzyki od których zaczyna mnie boleć cały brzuch.To nic. Przyzwyczaje sie niedługo i pewnie przestanie mi to aż tak przeszkadzać.Najważniejsze by były skuteczne.Wiem,że nagroda jaka mnie czeka za to wszystko jest najcenniejsza;)
Trzymam za Ciebie kciuki, będę śledzić Twoją historię. Sama również poroniłam i zastanawiam się, czy przy kolejnej ciąży będę potrafiła być tak dzielna jak Ty :)
jestem pewna że będziesz;)pragnienie dziecka potrafi zdeterminować życie każdej kobiety, nic nie jest wtedy ważniejsze.trzymam kciuki,żebyś jak najszybciej doczekała się swojego cudu;)
Przeczytałam wszystkie Twoje notatki i bardzo się cieszę, że wreszcie Ci się udało :) Trzymam kciuki :* mam nadzieję, że mi też się uda zajść w ciążę :) póki co się nie da... :(
Przeczytałam wszystkie Twoje notatki i bardzo się cieszę, że wreszcie Ci się udało :) Trzymam kciuki :* mam nadzieję, że mi też się uda zajść w ciążę :) póki co się nie da... :(
Kolejny dzień...
Od wczoraj mam dziwne, nie do końca dobre przeczucia...Nie umiem sama tego wyjasnić. Odnoszę wrażenie, że coś złego może się zdarzyć.To dziwne, wiem, to ja jestem dziwna.Każde dziwne zakłucie, ból brzucha traktuję jak złą przepowiednię.Wczoraj zauważyłam, że piersi tak jakby są mniej wrażliwe i oczywiście zaczęłam myśleć o najgorszym.Mam nadzieje,że to tylko moja chora wyobraźnia, że to moja psychika nie jest w stanie przyjąć do wiadomości, że wszystko tym razem może zakończyć się szczęśliwie.Oby tak było.Czekam na 22 listopada jak na zbawienia, mając nadzieję,że tego dnia zobaczę bijące serce mojego dziecka...Jeśli jednak będzie inaczej...co wtedy?Nie umiem sobie tego wyobrazić, to by był gwóźdź do mojej trumny...
Bedzie dobrze wierze w to całym sercem, przeczytałam wszystkie wpisy i rycze jak wół. Nasze starania są niczym w tym co Wy- Ty przeszłaś. Bedę tu zaglądała z nadzieją na podniesienie na duchu i dobre wiadomości. Tymczasem życzę spokojnego przeżywania podejrzewam, że najszczęsliwszych chwil
Witaj, moim zdaniem, to co czujesz jest zupełnie naturalne. Ja również poroniłam i wiem, że gdy w końcu zajdę w ciążę, będę drżała z niepokoju. Na Twoim miejscu starałabym się pamiętać, że jesteś pod bardzo dobrą opieką. Dużo odpoczywaj i zajmij umysł czymś pozytywnym. Tylko to możesz zrobić dla swojego dzidziusia. Daj mu tyle poczucia bezpieczeństwa ile tylko możesz. Trzymam mocno kciuki za Ciebie i Twoje Maleństwo. Przesyłam Wam dużo ciepła :)
dziękuję Wam za słowa wsparcia.to dla mnie bardzo, bardzo ważne i pomocne.czasami sama muszę na głos mówić do siebie, że będzie dobrze, żeby w to wierzyć i codziennie proszę swoje dzieciątko by było silne.życzę wam powodzenia bo każda z nas zasługuje na to by być mamą.
Witam koleżanko.. i jak samopoczucie? pisałam 22.X.. Zobaczyłam wczoraj dwie kreseczki na teście ciążowym i wraz z nimi jak i u Ciebie narodziły się obawy.. czy aby wszystko będzie dobrze, czy skończy się jak ostatnio i pęknie jak bańka mydlana... Boję się a jednocześnie cieszę ogromnie.. a jak u Ciebie.. dawno nic nie wpisałaś..
Kobieca intuicja...ciekawe zjawisko.Od kilku dni coś nie dawało mi spokoju.Dzis poszłam kontrolnie zrobić bete i progesteron...Gdy odebrałam wyniki zrobiło mi sie ciemno przed oczami...Beta na pograniczu normy, a progesteron poniżej...Dwa tygodnie temu wynik prawie 30, dziś nieco ponad 9.Czułam, że to zbyt piękne żeby mogło trwać...Zadzwoniłam do mojej gin. chłodnym głosem powiedziała że musze zrobić usg.Od razu zadzwoniłam do lekarza, który akurat dziś przyjmuje.Siedziałam w poczekalni z duszą na ramieniu...W gabinecie poryczałam się oczywiście, mimo to że przez godzine tłumaczyłam sobie że musze być dzielna.Nie zadziałało. Lekarz okazał się wspaniałym człowiekiem przede wszystkim, zaczął pocieszac, a raczej uspokajać. Opowiedziałam mu o swoich dotychczasowych wątpliwych sukcesach na polu ciążowym.Wysłuchał, przejrzał wyniki,zrobił badanie i ...zobaczyłam bijące serduszko;) wciąż bije. nie wiem jakim cudem i jak długo jeszcze, ale wciąż żyje.Powiedział, że jest mały, jak na ten tydzień.Nadzieja nie umarła, choć wchodziłam do tego gabinetu ze świadomością, że wchodzę po wyrok.Dzwoniłam do mojej gin,żeby się doradzić co mam teraz robić, ale cały czas rozłączało połączenie, potem nie odbierała, napisałam do niej sms, ale nie odpowiedziała.Nie wiem co o tym myśleć...Muszę być gotowa na najgorsze, wiem to, ale wiem też,że jeszcze nie wszystko stracone.Jutro idę do szpitala, gdzie pracuje lekarz u którego dziś byłam.Powiedział,że naradzi się z innymi lekarzami,że stanie na rzęsach żeby mi pomóc, że dziś pomodli się za mnie....
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.
pięknie opisane,ja też straciłam moje maleństwo, rozumiem Cię i będę tu zaglądać ,trzymam za Ciebie kciuki !!!!
Kochana trzymam za Ciebie kciuki mam nadzieje ze Twoje aniołki w tym cyklu ześlą Ci upragnioną kruszynkę :)
Dziękuje Ci za Twoją historę, piękna. Wzuszyłam się i mocno Ci kibicuje. Będę sobie o Tobie pozytywnie myśleć!