Znów się nie udało, marzenie moje i męża trzeba odłożyć na później. W 2017 już nie uda nam się zostać rodzicami...
Dzień kobiet, Nie pomogło dzisiejsze wyjście z dziewczynami na miasto z okazji dnia kobiet - dołączyły do nas dwie koleżanki będące aktualnie na chorobowym, bo za miesiąc rodzą.
Widok ich, takich pięknych, szczęśliwych, z brzuszkami jak piłeczki, sprawił, że serce niemal mi pękło a nogi zrobiły się jak z waty.
Ciesze się ich szczęściem, ale jestem tylko w stanie sobie wyobrazić jak wielką radość muszą czuć i bardzo im tego zazdroszczę. Od chwili jak je zobaczyłam cały czas chce mi się płakać.
Mąż widzi to, próbuje mnie pocieszać, a ja staram się ograniczać moje emocje, bo wiem, że jemu też jest ciężko...
Nowy ginekolog podszedł do sprawy kompleksowo - przepisał serie badań, w różnych dniach cyklu. Jutro kolejne badanie, a kolejne po pojawieniu się miesiączki.
Tak bardzo chciałabym ruszyć na przód, usłyszeć "na pewno będziesz mamą", brakuje mi tej pewności i radości z życia. Na razie pozostaje mi bezsilność i wiele znaków zapytania.
Do tej pory badania wyglądają następująco:
18 DC: 9,76ng/ml
22 DC: 15,69ng/ml
Nie wygląda to źle, ale zawsze mogło by być lepiej. Zaczyna mnie to wszystko zastanawiać, czy to na pewno będzie niedomoga ciałka żółtego. A może endometrioza? Tak wiele na nią wskazuje. Tydzień przed okresem zaczyna mnie boleć podbrzusze, takie dziwne uczucie, jakby rozciąganie, czasem ukłucie. Wczoraj doszedł do tego ból dolnej częśći kręgosłupa, taki sam jak podczas okresu. Dziś mam lekkie skurcze, i dalej pojawia się różowe zabarwienie na papierze toaletowym. To może być endometrioza, której tak bardzo się boję, bo to paskudna choroba.
Jestem w trakcie drugiej Nowenny Pompejańskiej, wiele ludzi piszę, że w trakcie jej odmawiania przytrafia się im wiele złych rzeczy, jednak po wszystki otrzymują spokój a nawet ich prośby zostają spełnione. Wierzę, że u mnie tak właśnie będzie.
Dziś rano obudziłam się skonana, brak regeneracji sił i energii... ze mną musi dziać się coś niedobrego bo z każdym miesiącem czuję się coraz gorzej. Chyba pierwszy raz cieszę się, że jutro pojawi się @ (bo temperatura mi spadła), w 3 dniu będę mogła przeprowadzić resztę badań, w tym marker Ca125, który może potwierdzić endometriozę. Tak bardzo chciałabym wiedzieć na czym stoję, niepewność i tak wiele znaków zapytania nie pozwala mi ruszyć z miejsca.
Nie modlę się też tak jak bym tego chciała, brak mi należytego skupienia, a poszczególne "zdrowaśki" w Nowennie Pompejańskiej, odmawiam jak wyklepaną regułkę. Jestem na siebie zła, że tak bardzo schodzę na łatwiznę...
Niektóre dziewczyny wraz z @ czują przygnębienie, smutek, płaczą. Ja czuję pustkę, nicość. Swoje już wypłakałam tydzień temu. Tak, już tydzień przed okresem wiem, że się pojawi. A więc zawsze mam tydzień na to by pogodzić się z porażką. Co miesiąc boli bardziej, do tego bólu nie można się przyzwyczaić, jest to jak rozdrapywanie starych ran, które przez 3 tygodnie ledwo zdążyły się zawiązać. Nie potrafię wyluzować, co więcej, z każdym dniem jestem bardziej przerażona, że nie zostanę matką. Wiem, że Bóg nie daje nikomu ciężaru większego nad ten, który da się radę dźwignąć. I mówię sobie, że będzie dobrze, że aki jest Boski plan, a na końcu jego będzie wielkie szczęśćie, ale strach jest tak ogromny, że nie raz nade mną wygrywa.
Jeżelinie ma być mi dane zostanie matką, to Boże proszę o siłę, bym mogła pogodzić się z Twoją wolą.
Myślę, że nieco zmartwiła się tym, że jest u mnie coś nie tak, ale bardzo mi ulżyło móc jej chociaż o tym powiedzieć. Gdy po wszystkim usłyszę wyrok - endometrioza - łatwiej mi będzie jej to przekazać. Bo prędzej czy później dowiedziałaby się o tym - endometriozę leczy się m.in. laparoskopowo, a my mieszkamy razem z moimi rodzicami, więc na pewno by coś zauważyła. A ja nie mam już siły żyć za maską, że wszystko jest okej.
Kolejny dzień @. Powoli zaczynają pojawiać się skrzepy, na razie małe, ale czuję, że jutro będą takie jak zawsze.
18dc: 9,76ng/ml
22cd: 15,69ng/ml
26cd: 6,64ng/ml
Gdy pytałam dziewczyny na forum co o nich myślą - to zdania są podzielone. Jedni piszą, że są w normie, inni, że trochę za niski. Jedno jest pewne - trzeba czekać na resztę wyników, które są bardziej szczegółowe i na pewno wiele wniosą do mojej diagnostyki, a zaraz po tym udać się z nimi do mojego ginekologa. Umówiłam już wizytę na 24.03.
Chcę usłyszeć konkretną diagnozę, chcę czuć pewność, że on wie skąd u nas tyle niepowodzeń zwiążanych ze staraniami.
Wczoraj też rozmawiałam z moim mężem o ewentualnym braku potomstwa. Mam wspaniałego mężczyzę, mówił bym nie zamartwiała się na zapas, a jeśli nawet nie będzie nam dane posiadanie potomstwa, to będzie mnie kochał. To wielki skarb mieć takie wsparcie, i czuć, że oboje jesteśmy w tym razem. We dwoje. Kocham go bardzo mocno!
Dziękuję Ci Boże za mojego męża.
Dzisiaj na wizycie pierwszy raz padło słowo, które podejrzewałam już u siebie, ale tak bardzo nie chciałam go usłyszeć - Endometrioza. Jak na razie to tylko podejrzenie, a więc i kolejna seria badań do wykonania, ale jeśli się to potwierdzi czeka mnie laparoskopia.
Wyrok przyjęłam ze stoickim spokojem, już i tak zbyt wiele łez wylałam, podejrzewając u siebie to paskudztwo. Ale nie poddam się, jeśli to endometrioza, to będę walczyła dalej by zostać kiedyś mamą.
Musi się udać! Nie po to Bóg obudził we mnie instynkty macierzyńskie by teraz zostawić z niczym. To by się kupy nie trzymało.
Poza tym, jestem w trakcie Nowenny Pompejańskiej. Bazując na doświadczeniach wielu ludzi - w trakcie jej odmawiania też wiele złego działo się w ich życiu, zły mącił i robił wszystko by jeszcze bardziej upaść i zwątpić. Nie należy się jednak poddawać, bo wszystko zawsze dobrze się kończyło. I u mnie też tak będzie. Matka Boża czuwa.
Wczoraj też powiedziałam mamię o prawdopodobnej diagnozie. Przyjęła to ze spokojem, co i mi dodało wiele siły. Nie wie, że może to mieć wpływ na płodność, ale na razie jej tego oszczędzę, w końcu nic nie jest jeszcze potwierdzone.
Dziś mam zrobić sobie zastrzyk na pęknięcie pęcherzyka, nie wiem jak się do tego zabiorę, ale dam radę.
Za tydzień chcę iść z moim na badanie nasienia. Dzięki temu będziemy mieli całkowity przegląd sytuacji.
Przed samym "zabiegiem" obejrzałam kilka filmików na youtubie, po czym udałam się do łazienki...i do dzieła. Nie powiem, bałam się, ale jak już przyłożyłam igłę do brzucha, to nawet nie zauważyłam jak już ją wbiłam Jestem taka z siebie zadowolona
W sobotę pojechałam również zobaczyć się z moją roczną chrześnicą. Uwielbiam ją, i kocham nad życie. Prawdziwy z niej słodziak. Jak patrzę na moją szwagierkę, jak się nią zgrabnie opiekuje, jak to wszystko ogarnia, to jestem pełna podziwu. Szwagierka jest bardzo młoda, ma 23 lata, ciąża była nieplanowana, rodzina bardzo ubolewała, że tak szybko musiała wkroczyć w macierzyńskie życie, a ja patrząc na nią myślę sobie, jak głupia byłam świadomie odkładając decyzję o zostaniu mamą.
Teraz zrobiłabym wszystko by cofnąć czas i zacząć starania wcześniej.
W tym tygodniu wytyczyliśmy dom na działce. Nareszcie mam to wszystko zwizualizowane i mogę zacząć pwyobrażać sobie jak będzie wyglądał teren wokół naszego domku marzeń.
W przyszłym tygodniu ruszamy z fundamentami, jak dobrze pójdzie to może wyjdziemy z ziemi przed świętami. Jestem bardzo szczęśliwa i podekscytowana na samą myśl o przyszłych postępach. Chcę by tylko to teraz siedziało w mojej głowie, bym zajęła się tym całą sobą i by mnie to pochłonęło doszczętnie. W życiu trzeba mieć cele, nie tylko starania o powiększenie rodziny. Dziecko przyjdzie w najlepszym dla niego momencie. Muszę o tym pamiętać.
Dziś mój mąż był oddać nasienie na badania. Sam to zaproponował. Nie musiałam go o to prosić, widać, że jemu również zależy na tym by mieć jasność w tym temacie. Wyniki odbiorę w poniedziałek, i pokaże je mojemu ginekologowi. Ale to dopiero po świętach....
Dziś jadę jeszcze raz zbadać progesteron, w środę prolaktynę z obciążeniem, odbiorę też wyniki nasienia męża. Do ginekologa zapiszę się na poświętach.
Z nowinek na placu budowy - w środę ruszamy z fundamentami jak pogoda na to pozwoli. Już tereaz widzę, że to ciężka droga i pełna niebezpieczeństw....dla małżeństwa. Nie ze wszystkim się zgadzamy, nie wszystko podoba nam się tak samo. Sztuka kompromisu będzie nieodzowna.
Dziś idę do ginekologa. Nigdy jeszcze nie byłam na wizycie pod koniec cyklu. Może coś wypatrzy? Dam też kolejne wyniki badań moich i męża.
A na koniec najważniejsze - torbiel na prawym jajniku Skąd ona się tam wzięła? Niepęknięty pęcherzyk mimo zastrzyku? Endometrioza?
Jeszcze dzisiaj musiałam koniecznie przebadać progesteron. Za dwa tygodnie kolejna wizyta, dzień przed nią mam jeszcze raz zbadać prolaktynę. Coraz więcej znaków zapytania...
Niestety, tak jak przypuszczałam, owulacje mam już za sobą, więc przyszła kilka dni wczęśniej niż zwykle, może to przez bromka? Niestety przez to nie wstrzeliliśmy się z serduszkowaniem, testy owulacyjne z allegro zaszwankowały i tylko raz pokazały bladą drugą kreskę. poza tym, mój K. miał problem z kręgosłupem.
Dobra wiadomość to taka, ze prolaktyna spada, ale 18,9 to ciągle za wysoko, więc teraz zwiększamy dawkę bromka do 1/2 tabletki dziennie. Ale już widzę pewien progres - nareszcie po tak długim czasie pojawił się śluz płodny! Niech już zostanie ze mną na każdy cykl!
Jestem dobrej myśli. Bo gin powiedział, że moje plamienia na pewno są spowodowane niskim progesteronem, a on z kolei za wysoką prolaktyną. Jak prolaktyna spadnie wszystko powinno wrócić do normy. Oby tak się stało!
Starania uczą cierpliwości i pokory, ale powolutku, powolutku i do celu...
Ten tydzień jest Tygodniem Miłosierdzia. Odmawiam Nowennę do Miłosierdzia Bożego... i tu takie promyczki nadziei i się pojawiaj. Nieśmiało ufam, że kiedyś się uda.
Na początku tego cyklu nie liczyłam, że znów się uda - nie byłam pewna, czy trafiliśmy na owulację i czy prolaktyna zacznie spadać. Jednak chyba sama się nakręciłam, sama w sobie wzbudziłam nadzieję... i teraz cierpie ze swojej winy. Miałam dzisiaj ewidentny PSM, może nieco mniejszy niż co miesiąc, ale idealnie 7 dni przed @. Czyli schemat się powtórzył... byle tylko nie było plamień... proszę niech nie będzie już plamień....
Zupełnie Cię rozumiem.. jestem parę lat starsza od Ciebie i mimo ze juz 14 rok nam leci razem to dopiero od 2 lat myslelismy ze juz finansowo damy rade.. 0o 12 latach slub ;) pozniej jedna z kontroli gine przed wymarzonym kilkumeisieczym wyjazdem i na stół operacyjny - torbiel. Ja w szpitalu po operacji a za moment 3 przyjaciolki prawie wszystkie w tym samym terminie rodza.. o ironio.. czulam sie jak jakas niepelnowarosciowa kobieta... pare miesiecy czekania na zregenerowanie sil, plan by zaczac przy okazji rocznicy slubu i pare dni przed mialam ciezki wypadek. Koniec leczenia moze za jakies 5-6 lat jak prognozuje moj chirurg. Nie chce tyle czekac.. wszystkim w kolo udaje sie nieplanowane ciaze miec a ja tez zaluje ze po prostu zawsze uwazalismy i odkladalismy.. ale przynajmniej wydarzenia ostatnie umocnily mnie w pewnosci ze mam wsparcie wspaniałego mezczyzny i probujemy. Zycze Ci aby szybko sie Wam udalo :)
Wiem co czujesz, ja gdy dowiedziałam sie ze znajoma zaszła w ciaze to tez sie załamałam, płakałam dwa dni. Ale dałam rade sobie przetłumaczyc ze to nic nie zmieni, i kiedys tez bede miała to szczescie:)
Jak sie nie planuje to sie na to nie zwraca uwagi w ogole, teraz kazdy symptom zapisujemy, pewnie psychika jakos Nas blokuje ;/