Rośnie tez pięknie karmie piersią już tylko w nocy. Pokarm mi już zanika, w nocy przy pierwszej pobudce coś tam poleci, a potem już nic. Czyli pewnie pociągniemy do tego 6 miesiąca, a potem już będzie wyłącznie butelka. Nawet fajnie, ze latem będę już mogła wypić alkohol Byłoby super, gdyby Dudu nie domagał się butelki w nocy. Narazie sama pierś w nocy wystarcza, myślę ze wypije jakieś 80 ml, czyli w sumie to nie jest tak ze się najada, tylko pociągnie trochę, by znów zasnąć.
A jak wyglądają nocki? Teraz trochę lepiej od Ok 2 tygodni. Był czas kiedy budził się dosłownie co godz. Teraz budzi się zazwyczaj 3 razy, czasem częściej, ale wtedy samo podanie smoczka wystarczy. Praktycznie codziennie koło 5 rano wybudza się i zasypia, kręci się przez conajmniej pół godziny i albo zaśnie i będzie spał do 7, albo nie uda się zasnąć i się rozbudzi, a wtedy jest poranna kupa, przebieranie i kołysanie i tak zasypia po 6, by spać do 7.
Dziś noc nie była łatwa. Dudu od północy wybudzał się co chwilę i chyba nie spał za bardzo głębokim snem tylko drzemał całą noc, a ja cały czas czuwałam. Na dodatek ok. 2 przyszedł Fifi, który zrobił siku do pampersa i chciał go zmienić. Tak, zakładamy cały czas pampersa na noc. Noc zakończyła się o 6, kiedy Dudu stwierdził, ze już nawet drzemać mu się nie chce. Otworzyłam instagrama i już wiem, że nie jestem dziś jedyną niewyspaną mamą, a przyczyną jest superksiężyc. To mi dało nadzieję, że być może wrócimy do jednej pobudki w nocy, od jakiegoś tygodnia było już taaaak dobrze… teraz Dudu odsypia. Rano zazwyczaj drzemka trwa 40 min, a dziś trwa już godzinę.
Dziś dzień mamy… prezent od chłopaków, to płaczliwy ranek 😅 Dudu z niewyspania, a Fifi chyba wstał lewa nogą. Zresztą ja chyba nie lubię świętowania dnia kobiet/mamy/dziecka… może nie tyle nie lubię, co zwyczajnie ich nie świętuję. Mamą jestem codziennie, kocham nią być każdego dnia i staram się cieszyć każdą cudowną chwilą z moimi dziećmi, tak szybko rosną… ❤️
Szykują się duże zmiany w naszym życiu rodzinnym. Fifi od września idzie do przedszkola, Dudu ma już wybraną nianię, a mama… idzie do pracy 🥳 bardzo się cieszę, przeszłam jedna rozmowę o prace i dostałam ją! Nie mam narazie doświadczenia, na początek będzie szkolenie, mam nadzieje, ze się w niej szybko odnajdę. Po trzech latach bycia mamą na cały etat czuję, ze to jest ten moment, by wrócić do aktywności zawodowej. Dobrze mi było być obok moich dzieci, zwłaszcza z Fifim, którego długo karmiłam piersią. Ostatnie miesiące z dwójka dzieci były jednak ciężkie i czułam coraz wieksza gotowość, by coś zmienić. Uważam, ze miałam wielkie szczęście mogąc być tak długo z dziećmi. Nie żałuje ani chwili. Teraz czas podreperować budżet, zająć się sobą, swoją karierą… nareszcie wyskoczę z dresów, będę miała powód by się rano umalować, uzupełnić garderobę, takie nic a cieszy 😁 zaczynam od 2 tygodnia września, tak ze będę mogła być przy Fifim podczas jego pierwszych dni w przedszkolu i przy Dudu w jego pierwszych dniach z nianią. Trochę mnie to wszystko stresuje. Wiadomo, co nowe i nieznane często powoduje mały lek, to naturalne, ale jestem dobrej myśli.
Teraz został mi miesiąc wakacji, na następne tak długie mogę trochę poczekać. Staram się cieszyć chwilami z moimi chłopcami, kocham ich tak bardzo… 😭
Od 2 tygodni jestem mamą pracującą ) bardzo mnie to cieszy, chociaż jest mi jednocześnie ciężko. Nowa praca ciut stresuje, bo nowa. Fifi w szkole, z początku była euforia i radość, z czasem jednak zrozumiał, ze szkoła to obowiązek, a nie rekreacja, nie ma ze idę kiedy mam ochotę, trzeba chodzić codziennie. Kiedy skończyła się adaptacja i zaczęły się drzemki, przestał chcieć chodzić do szkoły, przy pierwszej drzemce płakał, ze chce do mamy, potem płakał rano kiedy tata go odprowadzał… w tym tygodniu jest dużo lepiej, chyba zrozumiał system, zaakceptował. Wie ze mamy nie ma w domu, bo pracuje i wróci wieczorem.
Z Dudu jest trochę ciężej. To już 2 tygodnie u niani, a on nie umie u niej spać. Zazwyczaj śpi dwa razy dziennie po 1,5/2 godziny. U niani często śpi tylko raz pół godziny na cały dzień. A wczoraj w ogóle nie spał. Martwi mnie to… mam nadzieje, ze w końcu nauczy się zasypiać u niani. Plus jest taki, ze wracam do domu, Dudu kapie się, je i idzie spać, i praktycznie codziennie jest spokoj o 19h.
A teraz o mnie. Od 2 tygodni mam prace. Bardzo się cieszę, po 3 latach zmieniania pieluch Praca w firmie ubezpieczeniowej, wszystkiego uczę się od zera, na początku byłam trochę zestresowana, bo miałam wrażenie ze nigdy nie ogarnę, ale teraz widzę światełko w tunelu. Jeszcze dużo przede mną, szkolenia itd, ale to sprawia, ze nie jest nudno. Potem myślę, ze taka praca może być upierdliwa. Co najważniejsze, zdobędę doświadczenie, wynagrodzenie jak na początek mnie satysfakcjonuje, godziny pracy elastyczne, sama dedykuje o której zacznę i skończę, ważne by przepracować wymagana ilość godzin w tygodniu. Myślę ze nie mogłam lepiej trafić. No i jak na tutejsze warunki dojazd jest Ok, nie tracę dużo czasu.
I tak zaczęło się nowe życie naszej małej rodzinki. Jeszcze musimy się zorganizować, przyzwyczaic. Ja jestem padnięta już o 20:00 😅 Dudu robi pobudkę praktycznie codziennie o 5 rano, help!
Tyle na dzis, wysiadam z pociągu
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 września 2021, 07:40
Mijają 2 miesiące w pracy, 2 miesiące próbnego okresu, który przedłużono o kolejny miesiąc. Ta niewiadoma mnie wykańcza, zostawią mnie czy nie? Ciagle im za mało, musisz się postarać jeszcze bardziej, liczą się statystyki, a jednocześnie nie mamy czasu, by pomoc ci się doskonalić. Nie jestem doskonała. Przeszkadza mi to. Po dwóch miesiącach w nowej pracy, nie jestem w niej najlepsza. Mam mało wiary w siebie, od zawsze, zawsze uważam, ze jestem za mało wystarczająca. I choć zdaje sobie sprawę z tego, ze te myśli wcale nie musza równać się z prawda, to ciągle uważam, ze wszyscy wokół są lepsi, ważniejsi, zasługują na więcej niż ja. Jak te cholerne myśli wyplewić? Od jakiegoś czasu myślę o psychoterapii, nie wiem dokładnie z czym miałabym tam pójść, ale czuje, ze mam w głowie pewne nie do końca poukładane sprawy. Muszę się rozeznać, jeśli zostanę w tej pracy, być może uda mi się, by takie sesje były refundowane przez moja firmę.
Za 3 tygodnie Dudu skończy roczek ❤️ Niania po 1,5 miesiąca poddała się i nas zostawiła. Dudu nie potrafił u niej spać. Przez to był marudny, niania jest starszą panią, nie dała rady. Znaleźliśmy nową, droższą, mieszkającą dalej. Od jutra mieliśmy zacząć adaptację, ale… Dudu złapał bostonkę. Wiec potrzebujemy zaświadczenia od lekarza, ze wirus już nie zaraza, by moc rozpocząć adaptacje. Do tego górne dwójki wychodzą. Do tego katar. Łatwo nie jest. Jednak małe dzieci do 3 roku życia powinny być przy mamie… w dzisiejszym świecie, nie ma na to miejsca. Fifi będąc przy mnie, na piersi przez ponad rok, nie zachorował ani razu. Przez 3 lata miał tylko kilka razy katar. 75% ostatnich dwóch miesięcy Dudu przechorował. Na szczęście gorączkowanie przypadało zawsze na weekendy, lub chwile przed weekendem, mąż nie wziął jak do tej pory wolnego. W moim przypadku wolne na chore dziecko nie wchodzi w grę. Dopiero odważyłabym się po dostaniu umowy na czas nieokreślony. Chciałabym juz wiedzieć, ze zostane w tej pracy…
Byliśmy teraz w weekend w górach. Cztery noce. Wypoczęłam mentalnie, ale nie fizycznie. Wciąż mało snu. Dudu źle śpi w nocy, w dzień drzemki są krótkie, nie miałam czasu się zdrzemnąć w dzień. Cieszę się, ze tylko 3 dni pracy dzielą mnie od weekendu.
Fifi zaskakuje nowymi umiejętnościami. Pewnego wieczora zaproponował tacie, ze policzy balony na obrazku, tata przekonany ze będzie „jeden, dwa, cztery, sześć” był w lekkim szoku, kiedy Fifi policzył bezbłędnie do dwunastu po polsku muszę trochę się namęczyć, podejść do nauki zabawa, ale jeszcze chwila i będzie umiał do dziesięciu (narazie „zjada” zawsze 3 😏). Do szkoły chodzi z chęcią. Po szkole często odreagowuje swoje frustracje. Czasem jest nieznośny, testuje nasza cierpliwość… ale mamy jej w miarę dużo.
Dudu rośnie. Już nie przybiera dużo na wadze ( przez kilka pierwszych miesięcy przybrał wystarczająco dużo 😁), za to zaczyna wyrastać z niemowlęctwa wstaje na nogi już od wakacji letnich, nowością jest przemieszczanie się trzymając się mebli. Ostatnio odważa się puszczać jeden przedmiot, by złapać inny w celu przemieszczenia się. Myślę, ze to kwestia kilku tygodni, by zaczął chodzić. Jest przeeeesłodki… kocham go. Żal mi, ze nie jestem przy nim non stop… brakuje mi takiej więzi, jaka miałam z Fifim. Ale ta, którą mam z Dudu musi mi wystarczyć. Dlatego nie narzekam, kiedy budzi sie o 4 nad ranem i nie da sie odłożyć do swojego łóżeczka. Chociaż jest to męczące, bo 2 godziny później wstaje do pracy, kładę go przy mnie i cieszę sie, kiedy wyburzając sie ze snu szuka mojej szyi, a znajdując ja zasypia ponownie ❤️
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 listopada 2021, 14:47
Dudu wkrótce skończy 15 miesiecy. W 13 miesiącu zaczął chodzić. Tak znienacka. Nie próbował za bardzo, zawsze przemieszczał się na czworakach, aż nagle pewnego dnia wstał i przeszedł 2 metry 😃 był taki szczęśliwy! I od tamtej pory chodzi. I chodzi bardzo dobrze, bez potykania się, przewracania, jest bardzo ostrożny, mysle ze to ze jest dobrze zbudowany tez robi swoje jest silnym chłopcem. Jest kochanym chłopcem, przynosi taka radość każdego dnia. Straszna gaduła 😄 dyskutuje z nami non stop, mam wrażenie ze on naprawdę nam coś opowiada, co chwila tylko się upewnia czy nadal słuchamy i czy nadążamy za nim 🙈 kocham go wielką miłością 🥰 zawsze uśmiechnięty, kiedy mnie tuli swoimi rączkami rozpływam się, kiedy daje buziaki jestem cała obśliniona, ale kocham kocham kocham…
Fifi rośnie, bardzo lubi przedszkole, ale nigdy nie opowiada co było danego dnia w szkole. „Nic” - zawsze odpowiada… myślałam ze to przez to, ze nie wie jak powiedzieć po polsku, ale mężowi tez mówi ze nic nie robił 😁 poza tym kocham słuchać jak opowiada. Wciąż kocha ksiazki, dużo spędza czasu sam przy książkach, bo ja nie mam już tyle czasu by mu czytać, ale nie odpuszczamy nigdy czytania przed snem.
Bracia są zżyci… oczywiście są często krzyki, bo się wygłupiają, jeden drugiemu zabiera zabawki, staram się za bardzo nie interweniować, niech naucza się sami rozwiązywać swoje „problemy”. Widzę ze Dudu mimo ze jest młodszy, nie pozwala soba rządzić. Czasem odpuszcza, a kiedy mu na czymś zależy, narobi takiego pisku, ze Fifi odpuszcza 😁 razem się wygłupiają, Dudu uwielbia oglądać wygłupy brata, a Fifi uwielbia go rozśmieszać, są chwile kiedy się tulą do siebie, dają sobie buziaki, są tez takie, w których Dudu gryzie Fifiego…
Kocham moje życie. Kocham moja rodzinę.
Dudu (hmm… muszę policzyć) ma 18 miesięcy. Aktualnie mamy gorszy okres. Wychodzą mu dolne kły, a wychodzą mu już od jakichś 2 tygodni i dalej ich nie widzę. Dudu się wścieka, jest strasznie drażliwy, nie wolno go dotknąć (zwłaszcza Fifi nie może), nie wolno mu niczego odmówić (tutaj jest ciężko, bo granice jakieś trzeba utrzymać), piszczy z byle powodu… w dodatku jest zakatarzony i ma zapalenie spojówek. Eh… mam nadzieje, ze to wszystko w końcu przejdzie i do wakacji odnajdę mojego przesłodkiego bobasa
Nadal jest gadułą, zaczyna trochę mówić, mówi „dziękuję”, nawet sobie czasami dziękuje 😁 mówi „nie” kiedy nie potrafi/nie da rady czegoś zrobić i potrzebuje pomocy, poza tym coraz wyraźniej powtarza wyrazy. A co mnie nieco zaskakuje, to ze nuci piosenki. Jeszcze kilka miesiącu temu zauważyłam, ze powtarza za bratem kilka nut. Dziś nuci całe linijki piosenek. Chyba ma „dobre ucho”
Fifi ma ponad 3,5 roku. Trochę boli mnie, ze od kiedy zaczęłam pracować, a Fifi poszedł do przedszkola z mówieniempo polsku jest słabo, tzn często ma problem z wyrażeniem swoich myśli. Czasem pyta mnie o coś, nie bardzo rozumiem, staram się odpowiadać, ale często zadaje kilka razy to pytanie, bo nie o taka odpowiedz mu chodziło… czasem jest ciężko, ale z tatą tez bywa ciężko. To nie jest tak, ze tylko po polsku mu ma problemy. Cały czas uczy się mówić… kupiłam nowe książki, sama na nie się cieszyłam prawie jak Fifi, nareszcie coś nowego do poczytania wieczorami.
Ostatnio mamy cięższy okres u obojga. Dudu jak wspomniałam, maruda nie z tej ziemi. A Fifi mnie testuje, moja cierpliwość testuje. Kiedy go o coś proszę, mówię coś do niego, ignoruje mnie. Typu „przestać uderzać łyżką o stół”, Fifi dalej uderza. Potrafi mnie to doprowadzić do takiej złości… wydaje mi się, ze on chce więcej mojej uwagi. Widzi, ze jestem wyrozumiała na psoty młodszego brata, być może chce się poczuć ważny, w stylu „ja będę robić rzeczy, których mi nie wolno, wtedy będę miał uwagę mamy, będzie mi tłumaczyć, ze tak nie wolno”. To jest cholernie trudne, bo kiedy półtoraroczne dziecko rozrabia, wiem ze ono się uczy granic, mam cierpliwość, by stawiać te granice. Kiedy 3,5 letnie dziecko przekracza te granice, wiedząc o tym ze je przekracza i ma w tym jakiś cel, to o ta cierpliwość jest mi ciężko. Dudu pochłania bardzo dużo mojej energii, zwłaszcza ostatnio. Mało mam jej dla Fifiego. A on mi się „odpłaca”. Teraz znów się ganię za to co właśnie napisałam, bo to ma negatywny wydźwięk. Przecież podświadomie czuję, skąd to jego zachowanie. Zachowania naszych dzieci odzwierciedlają nasze zachowania.
Ciagle uczę się być mamą, to jest trudne zadanie.
Jedno wiem, kocham tych moich urwisów.
Pracuje już na umowę stałą, praca okazała się spoko, płaca lepsza niż w poprzedniej, mam 3 dni pracy zdalnej, jest super
Chłopcy rosną, choć cały czas są moimi malutkimi… kocham obu, mam pełno miłości dla obu, ale chłopcy nie potrafią się dzielić mną. Ah pojawia się zazdrość, chyba zazdrość, albo po prostu mało poświęcam czasu dzieciom. Wiadomo, ze oni potrzebują mamy, jej uwagi, a mają jej mało bo pracuje. Nie jest łatwo być pracującą mamą, nie da się zrobić wszystkiego na 100%. Dom jest „ogarnięty” a nie posprzątany, chłopców w tygodniu widzę 2 godz dziennie przy czym mamy godzinę na zabawy, godzinę na kąpiel i kolację. O 20 dzieciaki w łóżku i wtedy mogę odsapnąć po całym dniu. I mamy czas z mężem dla siebie (o ile Fifi zaśnie). Ostatnio Fifi się interesuje, dlaczego my nie idziemy jeszcze spać, co będziemy robić itd.
Od kilku dni jestem sama, bo chłopaki pojechali na wakacje, a ja dołączę dopiero za kilka dni.
Muszę powiedzieć, ze podoba mi się ten spokój. Wolność. Raz spałam nawet do 8:30 (przy pracy zdalnej), nie pamietam kiedy ostatni raz wstałam po 8! Dziś zastanawiam się co robić, trochę posprzątam chatę, pójdę pobiegać albo poćwiczę jogę. Może pomaluje sobie paznokcie? Chwilo trwaj!
Wolność… właśnie. W pracy mam kolegę z innego działu, poznaliśmy się bo jeździmy tym samym pociągiem i tak staliśmy się dobrymi znajomymi. Czasem jemy razem lunch, widzimy się rano i po pracy. Dobrze się dogadujemy. Z czasem zaczęliśmy się umawiać, by zawsze jechać tym samym pociągiem, czasem jak nie zdążyłam, on czekał chwile na mnie. Ostatnio byłam szkolona do innych obowiązków, przy których czasem naprawdę nie mam nic do roboty, wiec z nudów pisaliśmy sobie na pracowniczym komunikatorze. Zazwyczaj dużo gadamy o jedzeniu i tak od słowa do słowa, umówiliśmy na hamburgera wieczorem. Długo się zastanawiałam czy powinnam, lunch w pracy to co innego. Ale zgodziłam się. Umówiliśmy się na dana godzinę przed restauracją, nie wymieniliśmy się nr telefonu. Zjedliśmy sobie po hamburgerze nad brzegiem rzeki, potem poszliśmy na drinka. Spędziliśmy fajnie czas na rozmowie o wszystkim, o niczym. Zapytał co robie w weekend, czy nie chciałabym mu pomoc malować salonu w jego domu (od dawna mówił o tym remoncie, ze mu opornie idzie), ale widząc ze się zakłopotałam szybko się wycofał.
No i cholera, zastanawiam się gdzie jest granica, czy jej nie przekroczyłam… w pracy na pewno nie. Ale z tym wypadem chyba tak. Nic, absolutnie nic się nie stało, nie było żadnych podtekstów, ale coś jednak wisi w powietrzu…
Nie miałam ochoty wczoraj przerywać tego spotkania. Mam ochotę pomoc mu w tym malowaniu. I wiem, ze gdybyśmy się wymienili numerami, pisalibyśmy cały czas, w końcu spotkalibyśmy się, bo coś nas do siebie ciągnie.
Wiec na szczęście się nie wymieniliśmy. On wie, ze mam męża i dzieci, rozmawiamy o wszystkim. Cholera. Znowu mi się to przytrafiło. Zauroczenie innym mężczyzną. Wiem, ze kiedy wrócą chłopcy, nigdy więcej nie będzie okazji spotkać się z nim poza pracą. Ale to spotkanie trochę mi zamieszało w głowie. Na szczęście nie mamy możliwości się skomunikować poza pracą…
No nic, wylałam swoje myśli, którymi nie mogę podzielić się z nikim.
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 sierpnia 2022, 20:14
Poniedziałek. Spotkaliśmy się na przerwie. Idąc do windy minęłam jego kolegę z działu. Zobaczyliśmy się na ostatnim pietrze na tarasie, jego kolega przyszedł i usiadł niedaleko nas jak gdyby nigdy nic, tak ze słyszał nasza rozmowę. Stwierdziliśmy ze zjedziemy na dół, kiedy wchodziliśmy do windy zauważyłam, ze ten kolega tez zbliża się do wind. Powiedziałam, ze ten jego kolega chyba za mną chodzi. Po pracy nie dogadaliśmy się i wróciliśmy innymi pociągami.
Wtorek. Spotkaliśmy się rano w pociągu, był lekko poirytowany, dlaczego pojechałam wcześniejszym pociągiem, bez pytania dał mi swój telefon, żebym wpisała mój nr. Powiedział tez, ze jego kolega o mnie wypytywał i żebym na niego uważała. Umówiliśmy się na pizzę wieczorem… znów nic się nie stało, ale atmosfera była gęsta. Dawał mi do zrozumienia, ze coś jest na rzeczy… jednak nienachalnie, kiedy nie było odpowiedzi z mojej strony, nie nalegał.
Spędziliśmy znów miły wieczór, a ja kretynka chcę więcej. Ale nie będzie nic więcej, powiedziałam mu, ze kiedy zwróci mąż, wracamy do normalnego życia i już nie będzie okazji się spotkać. Wiem, ze ta więź miedzy nami zginie… To był kolejny mały epizod mojego życia.
Wracam do normalności.
Odpowiadając na komentarze…
Tak, miedzy mną i mężem jest w porządku. Tylko od kiedy są dzieciaki, nie spędziliśmy takiego czasu razem, jaki spędziłam z kolega. Z nim uciekłam od codzienności, poczułam się wolna. On przez wiele lat był pilotem helikoptera, opowiadał o swojej pasji, rozmawialiśmy o podróżach… Chyba codzienność, praca, małe dzieci wymagające dużo naszej uwagi jakoś przygasiły intymność moją i męża. Kochamy się, uprawiamy seks, jest super. Tylko czegoś brakuje, rozmów o czym innym niż życie codzienne, obowiązki, zakupy itd. Chwil sam na sam.
Uległam urokowi kolegi, to jest pewne. Tak, poczułam motylki. Trudno mi było nie dać się ponieść całkowicie, nie poddać się pożądaniu. Wiec tu chyba trzeba powiedzieć stop. Bo właściwie nie przekroczyłam jedynie tej fizycznej granicy.
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 sierpnia 2022, 22:20
W sierpniu miałam tydzień wolny. Spędziliśmy go u rodziny męża. Dziwnie było na początku… po tych spotkaniach z kolegą, dołączyłam do męża i było dziwnie. Byłam trochę nieobecna.
Dziwnie było tez kiedy po wakacjach wróciłam do pracy. Z kolegą. W pociągu siedząc obok siebie rozmawialiśmy jak zawsze, ale od czasu do czasu musnęliśmy się ramionami i ciarki mnie przechodziły. Czasem nasze spojrzenia się spotykały i jakby oboje wiedzieliśmy o czym myśleliśmy, a oczym na głos nie mówiliśmy. Potem kolega wyjechał na urlop. Teraz będę pracować w innych godzinach. Już nie będziemy jeździć często tym samym pociągiem, w połączeniu z praca zdalną nasze spotkania będą bardzo ograniczone. To bardzo dobrze.
Kolega został przeniesiony do innej lokalizacji w mieście. To znaczy ze nie będziemy się już widywać. Powiedział, ze chyba się zwolni. Nie podoba mu się ta zmiana, inne godziny, i ze najgorsze jest to ze nie będzie mógł mnie widywać. Potem właśnie padły te słowa…
„Co się wydarzyło w Madison County” dzis w głowie mi ten film, właśnie sobie włączyłam. Oddaje mój nastrój, emocje, chyba właśnie mi się przytrafia podobny scenariusz. A moje emocje to ta scena z końca filmu… w deszczu.
Nigdy nie myślałam, ze może mi się to przytrafić. Do niczego miedzy nami nie doszło, ale i tak oboje wiemy, ze się coś tli, coś co nie ma prawa bytu. I to boli. Ta niemoc. Wiem, ze on cierpi, a ja mam wyrzuty sumienia. Cholera.
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 września 2022, 21:18
Znaleźliśmy oczywiście sposób by się widywać. Mimo ze pracuje teraz w innym miejscu, nadal jeździ tym samym pociągiem. Raz ja pojechałam wcześniej, raz on, widywaliśmy się po te 20 min w pociągu. Potem nadarzyła okazja, by spędzić wspólnie wieczór. Oczywiście, ze nie wytrzymaliśmy. Były pocałunki, rozmowy, pieszczoty, wino… nie poszliśmy na całość tylko dlatego, ze nie mieliśmy zabezpieczenia. Wspaniały wieczór. Nie będę udawała sama przed sobą, ze tak nie było. Daleko mi od ideału. Co się stało potem? Podczas tego wieczoru pieścił moja szyję, pocałunkami, intensywnie, poddałam się tym pieszczotom… potem okazało się ze mam malinkę, tak. Gówniażerską malinkę! Od lat nie miałam! Tak, zrobił mi ją obcy facet. Na początku stwierdziłam, ze Ok, zniknie. Uroczy wieczór trwał. To doświadczenie… czułam się tak pożądana, tak pożądałam. Od dawna sie tak nie czułam. I chyba sie trochę zakochałam. Nie przyznałam mu tego. Choć on parokrotnie mi przyznał, ze sie we mnie zakochał.
Potem ochłonęłam. Następnego dnia stwierdziłam, ze za kilka dni zobaczę sie z mężem i tak, malinka na pewno nie zniknie. Nie panikowałam. Ale zaczęłam rozmyślać co jeśli…mąż mi zada pytanie. Malinka na szyi?
I uświadomiłam sobie, ze nie mogę ryzykować tego co mam, wywrócić do góry nogami mojego życia. Nie dopuszczam myśli, ze mogłabym stracić męża. Wiec chyba się jednak nie zakochałam z koledze? Naprawdę, poddałam się jedynie pożądaniu? Nie rozumiem siebie. Co mi się stało? Czy czegoś mi brakuje? Powiedziałam koledze, ze nie mogę tego kontynuować, ze nie mam zamiaru zostawiać męża wiec to wszystko nie ma sensu. Przyznał mi, ze rzeczywiście nie ma sensu skoro chce zostać przy mężu. Powiedział mi, ze ma złamane serce, ze będzie potwornie za mną tęsknił. I tak mijają tygodnie, a ja potwornie za nim tęsknie. Za rozmowami, za dotykiem… nie rozumiem już nic. Jestem zagubiona. Za każdym razem kiedy pociąg wjeżdża na jego stacje wypatruje jego. Wypatruje jego aktywności na komunikatorze pracowniczym. Muszę przestać, muszę zapomnieć.
Czego jestem pewna? Tego ze nie chce rozbić mojej rodziny. Chce zostać z mężem, kocham go. Jest dobrym człowiekiem. Mamy wspaniale dzieci. Chce wrócić do normalności.
Z drugiej strony, w głowie mam cały czas mętlik. Potrzebuje czasu. I spokoju.
Kiedyś myślałam, ze życie jest proste. Wyszłam za mąż, szczęście, rodzina. I tak już zostanie. Co może się stac? A No tak, to początkowe zmartwienie, ze przecież mąż może mnie zostawić dla innej… o ironio.
Zagotowałam sobie taka sytuacje. Teraz muszę się wygrzebać emocjonalnie. Jestem człowiekiem, nie jestem ideałem, stało się.
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 listopada 2022, 14:06
W pracy jest ok. Moja praca nie jest łatwa. Ale dość szybko awansowałam, zarobki są w porządku i można powiedzieć, ze zaczęło się nam powodzić. Ale co z tego, skoro nie widzimy naszej przyszłości w dużym mieście?
Dudu robi duże postępy w mówieniu. Zaczynają się dyskusje miedzy braćmi, kocham ich podsłuchiwać 🤓 rozmawiają ze sobą po francusku, kiedy rozmawiamy miedzy sobą, to po polsku.
Jak wyglada sytuacja z kolega z pracy? Mamy cały czas kontakt, czasem się widzimy w pociągu. Chyba się wyleczyłam, albo ugasiłam pożar. Powiedziałam mu, ze nie będziemy mogli się spotkać na żaden lunch, kawę czy drinka wieczorem, choć okazji było wiele. To już nigdy nie będzie zwykła znajomość, wolę nie ryzykować, nie ufam sobie…
Z mężem nam się układa dobrze, choć jesteśmy trochę zabiegani oboje, miedzy pracą, dziećmi, innymi zajęciami. Kochamy się, mamy dobra relację, uprawiamy seks, po tylu latach znamy się, nasze ciała na pamięć. Seks zawsze kończy się orgazmem. Chciałoby się powiedzieć ze idealnie. Ale kiedy wracam do początku tego akapitu i go czytam, sama czuje jakieś „ale” w tym wszystkim.
Czasem nachodzą mnie takie myśli, czy na pewno znamy się na wylot? A co jeśli mój mąż tez przeżył taki „romans”, a co jeśli on poszedł na całość? A jeśli on tez sobie zadaje takie pytania? A może mimo iż oboje się kochamy, mamy oboje pragnienia, pociągają nas inne osoby, ale boimy się to przed sobą przyznać? Może opcją byłby związek otwarty? Sama nie wierze w to co pisze. Nigdy bym się nie odważyła.
Jeśli mąż przeżył to samo, nie chciałabym się o tym dowiedzieć. I wiem, ze nigdy nie obarczę męża taką informacją, jeśli ktoś ma się z tym męczyć to ja sama.
A tak w ogóle, co to wszystko ma znaczyć? Skąd te wszystkie moje myśli, pytania, pragnienia? Czy to jest jakiś kryzys?
Czasem się zastanawiam… to wszystko, ta cała historia zeszła się ze strata bliskiej mi osoby. Nagłą stratą, o której nie chcę pisać. Czasem się zastanawiam czy ze mną wszystko w porządku. Dlaczego nie płaczę, nie mówię o niej, nie wspominam jej, dlaczego zamiast ubolewać na jej odejściem jestem na nią zła? Cholera. Nie chcę szukać przyczyn moich rozterek w tej całej historii, ale czy ja nie próbowałam uciec od żałoby w romans, by zająć czymś głowę?
Cały czas burdel w tej głowie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 maja 2023, 20:51
Starszy syn skończył 5 lat. Jaki on jest śliczny… te jego piękne zielone wielkie oczęta. Staje się chłopcem, zaczynaja się poważniejsze rozmowy. Zapisałam go na zajęcia z polskiego, bardzo chętnie na nie chodzi. Mój kochany, pierworodny. Myślę ze jest w nim potencjał na sportowca, będziemy go w tym wspierać.
Dudu wkrótce skończy 3 lata. Kocham tego rumcajsa. Jego bezpośredniość. Od września chodzi do przedszkola. Oh jak wszystko z nim przychodzi łatwo. Odpieluchowanie - pieluszki stały się suche, rezygnujemy z nich - zero wpadek. Zero! Przedszkole? Zero problemu, zawsze chodzi z przyjemnością, nigdy nie marudzi, ze chce zostać w domu. Kocha czytać książki. Bałam się ze z językiem polskim będzie trudniej, bo od 10 miesiąca życia był z nianią, ale zdałam sobie sprawę jak dobrze sobie radzi. Dużo łatwiej przyswaja wiedzę niż starszy brat.
A co u mnie? Praca, praca… mam tyle pracy. Czas mi mija tak szybko. Nie długo kilka dni urlopu, trochę odsapnę.
Z kolegą tak jakby Ok, nadal się czasem widujemy w pociągu. Przeszło mi. Myślę ze on tez zrozumiał, ze to co było nie miało szans. Nie wracamy do tego.
Dzieci są starsze, zaczęło się nam powodzić, zaczęliśmy z mężem planować podróże, niedługo wyjeżdżamy we dwoje. Chyba zaczyna się nowy etap, pozbyliśmy się pieluch 😅 możemy się skupić na nas, na naszych potrzebach.
Czasem zastanawiam się czy chciałabym 3 dziecko. Mam 35 lat. Jeśli warunki by sprzyjały - tak, chciałabym. Jednak dziś wiem, ze to pragnienie nie jest tak silne, by przez kilka lat gnieździć się w skromnym mieszkaniu z 3 dzieci. Wiec chyba zostaniemy już rodzinka 2 + 2. I dobrze mi jest z tym. Jestem szczęściarą. Jestem szczęściarą, jestem wdzięczna za moje życie.