Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Spełnić ostatnie marzenie
Dodaj do ulubionych
1 2 3
WSTĘP
Spełnić ostatnie marzenie
O mnie: 27-letnia szczęśliwa żona, pani swojego domu, radosna gaduła, której tylko jednej rzeczy brakuje do pełni szczęścia.
Czas starania się o dziecko: O nasze małe wielkie Szczęście staramy się już prawie 1,5 toku, przed nami kolejne pół roku oczekiwania, a później...zobaczymy...
Moja historia: Chciałam rozpocząć starania na kilka miesięcy przed ślubem, ale mąż nie chciał ryzykować, że będę się źle czuć w czasie naszego Wielkiego Dnia. Gdybyśmy wtedy wiedzieli, iż poczęcie wcale nie jest tak prostą sprawą, jak to się wydawało... Starania zaczęliśmy zaraz po ślubie, gdy po roku się nie udawało, wybrałam się do ginekologa. Szybko znalazł przyczynę mojej niepłodności: wielka torbiel na lewym jajniku. 07 sierpnia 2014 roku miałam robioną laparotomię, podczas której usunięto torbiel, a także mniejszą, niewidoczną na usg na prawym jajniku. Wycięto mi też 2 cm prawego jajnika. Rozpoznanie: endometrioza. Na pół roku dostałam tabletki visanne i musimy przerwać starania, ostatnią tabletkę wezmę 27 stycznia, później mamy 3 cykle, by zajść w ciążę, jeśli się nie uda....sama nie wiem, co dalej :(
Moje emocje: Na początku towarzyszyły mi radość i ekscytacja. Po kilku nieudanych próbach zajścia w ciążę dopadł mnie pewnego rodzaju lęk, ale wciąż miałam nadzieję. Teraz, gdy mam już zdiagnozowaną endometriozę, strach jest silniejszy od pozostałych emocji. Może jeszcze tylko smutek go przewyższa. Mam problemy z pogodzeniem się z tym, iż przez kolejne pół roku nie możemy zajść w ciążę. Poza tym wszystkie pary dookoła nas nagle zaciążają i bardzo ciężko mi przy każdej takiej informacji. Boję się pytań, dlaczego my nie mamy jeszcze dzieci. Nie wiem, co będę odpowiadać ludziom :(

3 listopada 2013, 17:07

Dziś zaczynamy nowy cykl. To już nasz szósty. Czy będzie owocny? Jak wiele miesięcy ucieknie mi przez palce, podczas gdy ja, zamiast cieszyć się życiem, odliczam od owulacji do okresu i od okresu do owulacji?

Na co dzień staram się o tym wszystkim nie myśleć. Chcę cieszyć się pierwszymi miesiącami małżeństwa. Chcę upiększać dom i ogród, doskonalić swoje umiejętności kulinarne, pogłębiać relacje w naszym związku. Ciężko jednak nie myśleć o swoim największym marzeniu, tym bardziej, gdy każdego dnia mierzy się temperaturę i pilnie śledzi swój wykres...

W ciągu 2 lat spełniły się wszystkie moje największe marzenia, jedno po drugim. Na każde z nich dłuuugo czekałam, a teraz jestem mężatką, mam u boku ukochanego męża, mieszkamy w fajnym domu, mamy duży ogród, wspaniałe zwierzaki, interesującą pracę i tylko dziecka brakuje nam do pełni szczęścia.

Chciałabym, żeby to był ten cykl. Nie chcę znów czekać latami na spełnienie kolejnego marzenia...

4 listopada 2013, 18:59

Myślę sobie, że to ostatni cykl spontanicznych, bezstresowych starań, jeśli teraz się nie uda, idę do lekarza, bo gdyby coś miało być nie tak, to nie chcę marnować czasu. Ale wierzę, że jednak obecny cykl zakończy się dla nas szczęśliwie, trzeba myśleć pozytywnie :)

8 listopada 2013, 22:03

Mam taką ochotę na męża, że zaraz oszaleję :P Zawsze tak mam zaraz po okresie, że przychodzi mi silna ochota na przytulanki i tak to trwa aż do owulacji :P Biedny ten mój mąż przez 2 tygodnie, jak ciągle za Nim biegam i kuszę ;-) Teraz tylko czekam aż wróci do domu... :D

Mam problemy z zaznaczaniem rodzaju śluzu na wykresie, zawsze mam taki pomiędzy i nie wiem, co zaznaczyć. Niby powinno się ten bardziej płodny, ale jak rak robiłam, to w zeszłym miesiącu przez 13 dni świeciło nam zielone światełko i mąż o mało się nie zamęczył :P Bo czy po dniówce, czy po nocce - wykorzystywaliśmy każdą okazję. Jak widać, nic to nie dało :(

Z tym cyklem wiążę duże nadzieje, zauważyłam, że wiele osób na ovf miało tu drugi cykl udany, pewnie dlatego, że pierwszy to takie zbadanie terenu, a w drugim wykresie już wiadomo, co i jak. Nie chcę się rozczarować. Ale wszystkie kobiety dookoła zachodzą teraz w ciążę. Dlaczego ja miałabym nie dołączyć do tego szczęśliwego grona? Trzeba myśleć pozytywnie :)

9 listopada 2013, 17:14

Wczoraj dopadły mnie smuteczki związane z miejscem zamieszkania. Bardzo lubię nasz dom, nasz ogród, naszą codzienność i nasz kawałek świata. Ale wszystkich przyjaciół, znajomych, rodzinę, wszystkich zostawiłam w Mieście. Miasto nie jest bardzo daleko, a jednak tak ciężko spotkać się z kimś choć na godzinę - a może: zwłaszcza na godzinę - gdy sama podróż w jedną stronę zajmuje drugie tyle...

Mam ogromną chęć wyjść z kimś na kawę, albo posiedzieć na kawie w domu. Mąż dziś i jutro do pracy na "nockę", która zaczyna się już o godzinie 17... Widział, jak bardzo jestem dziś przygnębiona i zrobił coś, czego po Nim bym się nie spodziewała, bo to nie taki typ faceta :P Widać, nawet po 5,5 roku razem potrafi mnie czymś zaskoczyć ;-) Otóż zapytał, czy przed pracą ma podjechać do sklepu i przywieźć mi coś słodkiego na poprawę humoru! :D Z okazji nie skorzystałam, choć słodycze to mój największy nałóg. Ale wzruszył mnie ten gest :)

Snuję się po domu, mam zbyt wiele czasu tylko dla siebie i myśl o dziecku uparcie ciśnie mi się do głowy. Nie chcę cały czas o tym myśleć, a jednocześnie - chcę. Kobieta - nikt Jej nie potrafi zrozumieć, nawet Ona sama ;-)

10 listopada 2013, 18:38

Dziś była u mnie koleżanka ze swoimi dwiema cudownymi córeczkami. Pracowałam kiedyś jako niania i opiekowałam się tymi ślicznymi, kochanymi aniołkami. Są już takie duże... Dobrze, że widujemy się od czasu do czasu. Dziś w naszym domu rozbrzmiewał dziecięcy śmiech, a ja pomyślałam, że może za niedługo będzie tak już każdego dnia.

Postanowiliśmy, że jeśli w tym miesiącu się nie uda, to w następnym cyklu włączamy do akcji testy owulacyjne. Mam nadzieję, że nie będzie takiej konieczności...

13 listopada 2013, 18:58

Cieszy mnie każda ciąża na ovf, ale dziś mam podły nastrój. Mam wrażenie, że nagle wszystkie kobiety wokół mnie zachodzą w ciążę, a tylko ja nie. Coraz więcej moich koleżanek jest w ciąży, wszystkie po miesiącu-dwoch starań. U nas lada moment stuknie pół roku i...nic :( Wiem, że 6 cykli to jeszcze nie tak dużo, ale wkurza mnie, że na wszystko w życiu muszę tyle czekać, podczas gdy z natury jestem takim strasznym niecierpliwcem... Można sądzić, że życie w ten sposób próbuje mnie nauczyć pokory, cierpliwości, ale nic z tego, taka jestem i zawsze taka będę. Mam dziś taki kiepski dzień, że jak nigdy, na okrągło myślę o dzidziusiu i ciągle chce mi się płakać, bo na pewno znowu nam się w tym cyklu nie uda :( Nawet testy owulacyjne wychodzą negatywne, a ja już tak bardzo chciałabym mieć pewność, że w tym miesiącu zrobiliśmy, co w naszej mocy, by powołać na świat owoc naszej miłości. Ech, zaczyna mnie to wszystko przytłaczać :(

14 listopada 2013, 16:17

Pierwszy raz mam tak, że niecierpliwię się i wypatruję owulacji. Dziś wreszcie pozytywny test, a może tylko mi się wydawało, bo tak długo wpatrywałam się w te kreski, że w końcu nie potrafiłam ocenić, czy i która jest ciemniejsza. Uznałam zatem, że zaznaczę pozytywny, zawsze to kilka dni więcej, by wykorzystać męża, ha ha :D W naszym związku to raczej ja mam większy temperament i większe potrzeby. Misiek miał je na początku, a teraz wkroczył już w taki wiek, że jest fanem współżycia raz na tydzień :P Długie starania o dzidziusia mają zatem ten niewątpliwy plus, że dłużej mogę się cieszyć częstym seksem, przynajmniej przez 1/3 cyklu :D :P Wolałabym jednak szybko "zaskoczyć" i doczekać się upragnionego dzieciątka. Zobaczymy jak to będzie, nie potrafię jednak przestać myśleć o tym, że ten cykl MUSI zakończyć się dwiema kreseczkami na teście ciążowym. Przeczucie? Wmawianie sobie? Marzenie? Sama nie wiem. Wiem, że powinnam być cierpliwa i pokorna, ale wiedza to za mało, by zwalczyć swoje typowe cechy ;-) 2 lata temu końcówka roku otwarła mi drogę do spełnienia wszystkich największych marzeń, może teraz też tak będzie...? Mąż marzy o tym, by dziecko urodziło się latem. Miał być lipiec (mąż jest z lipca), ale nam nie wyszło, został nam jeszcze termin na sierpień lub ewentualnie na wrzesień. Więc jak? Musi się udać! ;)

20 listopada 2013, 19:57

Coś jest nie tak. Albo z moim ciałem, albo z moją psychiką. Bardzo nie chcę sobie w tym cyklu niczego wmawiać, nie chcę się nakręcać, nie chcę czekać, chcę myśleć, że co ma być to będzie.
Ale organizm (lub psychika) płata mi figle. Jestem dopiero 4 dpo, a już się dzieją ze mną dziwne rzeczy.
Od samej owulacji brzuch boli mnie jak na @. Nie mocno, ale jest to odczuwalne, no i towarzyszy mi przez cały dzień.
Od wczoraj cały czas chce mi się pić.
Codziennie lekko bo lekko, ale pobolewa mnie głowa.
Bolą mnie piersi.
Dwa razy rozpłakałam się przez głupoty.

Naprawdę nie chcę myśleć, ani się nastawiać. Przecież na objawy ciążowe i tak byłoby za wcześnie. Tylko dlaczego zauważam u siebie takie dziwne rzeczy? Najlepiej niech ten cykl się szybko skończy, a następny chyba sobie odpuszczę. Muszę wyluzować. Muszę :(

22 listopada 2013, 10:12

Przez ostatnie dni miałam cichą nadzieję, jakieś takie przeczucie, że tym razem się udało. Dziwne bóle podbrzusza i jajników dawały mi do myślenia, tak samo jak spora ilość śluzu. Jeszcze wczoraj kładłam się z myślą, że chyba naprawdę za niedługo spełni się nasze marzenie. Dziś jednak wstałam, zmierzyłam temperaturę i nadzieje rozpłynęły się niczym poranna mgła. Idę z tym wykresem krok w krok za poprzednim. Jutro pewnie nastąpi nieznaczny skok temperatury, by pojutrze znów spaść i tak schodzić coraz niżej aż do okresu. Zrobiło mi się bardzo smutno, poczułam się zrezygnowana, nie chcę już karmić się comiesięczną nadzieją i odliczać: do końca okresu - do starań - do owulacji - do terminu @... Męczy mnie to wszystko. Z jednej strony chcę zrobić wszystko co mogę, by zwiększyć szanse na zapłodnienie, z drugiej strony może nie powinnam się tak nakręcać, mierzyć temperatury i wsłuchiwać się w swoje ciało? Sama nie wiem, co robić, co myśleć, jak postępować. Jestem zła na cały świat, że oto kolejnego marzenia nie mogę spełnić od razu, tylko muszę czekać i czekać. I tak naprawdę nie mam na to większego wpływu, bo co mogliśmy, to zrobiliśmy. Dlaczego los nie chce nam dać dzidziusia? właśnie teraz, gdy sytuacja zawodowa i finansowa tak bardzo sprzyjają zajściu w ciążę? Czy moi rodzice doczekają się bycia dziadkami? Czy my doczekamy się bycia rodzicami?
Mam dziś taki okropny nastrój... :( To chyba przed okresem!

23 listopada 2013, 22:47

Wydaje mi się, że jutrzejsza temperatura wszystko wyjaśni, ciężko doczekać do rana ;-) Wszystko przez to dzisiejsze mini-plamienie, które- och, jak ja bym chciała! - może być przecież zapowiedzią Cudu. Nie, nie chcę się nakręcać, ale...nawet Mąż w tym cyklu stał się jakiś niecierpliwy i ciągle pyta, kiedy mam dostać @ i kiedy zrobimy test. Boże, nie pozwól, byśmy się znów boleśnie rozczarowali...

Tylko spokój (i szybszy upływ czasu) może nas uratować. Jeszcze tylko 4 dni i wszystko będzie jasne.

26 listopada 2013, 19:09

Teoretycznie jutro powinnam dostać @, ale temperatura dziś ani nie spadła, ani nie wzrosła, utrzymuje się na poziomie 36,6... Brzuch coraz bardziej boli jak na @ i przez to wszystko nie wiem, co o tym myśleć. Gdybym miała pewność, że @ jutro przyjdzie, to próbowałabym się już do niej psychicznie przygotować, ale rośnie we mnie nadzieja i...trwam w zawieszeniu. Towarzyszą mi różnorodne, przeciwstawne emocje, od nadziei i euforii, po całkowitą rozpacz i rezygnację, jak na huśtawce. Niech to się wreszcie skończy, albo chcę jutro @, albo pojutrze piękne dwie kreski na teście! Muszę jutro męża po test wysłać, bo ja nie zdążyłam wczoraj kupić i nie posiadam... Może to i dobrze, bo gdybym go miała w domu, to pewnie zrobiłabym go dzisiaj :P a to za wcześnie...Ech, boję się.

27 listopada 2013, 09:51

Wiem, że 6 bezowocnych cykli to jeszcze nie tragedia. Że są pary, które starają się latami. A jednak dla mnie jest to osobista tragedia, zwłaszcza, że tym razem naprawdę wszystko było jakoś inaczej. Ja się na to nie godzę, buntuję się przeciw temu, nie chcę tego. Pragnę dziecka, a nie kolejnych miesięcy rozczarowań, łez, smutku, żalu, strachu... Nie chcę tak żyć. A jednocześnie nie potrafię odpuścić. Nie wiem, co mam robić. Szaleją we mnie negatywne emocje. Chcę się obrazić na cały świat i przestać się starać, ale chyba nie jestem w stanie tak postąpić. Co mam zrobić, żeby się z tego wygrzebać? Żeby nie myśleć, nie analizować, nie zastanawiać się, nie czekać? Żyć zwyczajnie, zgodnie z zasadą "co ma być to będzie"? Nie potrafię... :( Jest mi dziś cholerne źle, czekam na tę wredną @, która przyjdzie lada moment, znów wszystko psując. Chcę się zakopać w jakiejś jamie, zostać sama i wyć.

28 listopada 2013, 12:58

Nie wiem, czy kiedykolwiek w moim życiu w ciągu jednego dnia byłam tak pełna nadziei, a zarazem - tak zrezygnowana. Mam ochotę na zmianę śmiać się i płakać, bo nie wiem, które zjawisko jest bardziej adekwatne do mojej dzisiejszej sytuacji. Byłam w 100% pewna, że dziś wstanę razem z @. A tu nie tylko ona się nie pojawiła, ale jeszcze temperatura zaliczyła skok! Niewielki, bo niewielki, ale przed i w czasie @ nie rośnie u mnie, tylko utrzymuje się na jednakowym poziomie 36,2.
Zgłupiałam całkowicie. Nawet trochę zaczęłam się cieszyć, bo wczoraj widziałam w galerii kilka takich wykresów, gdzie właśnie około 10-12 dpo był spadek, a później skok i wszystkie one kończyły się pozytywnym testem ciążowym.
Ach, gdybym tylko miała test w domu, to już bym wszystko wiedziała, nie żyła złudnymi nadziejami i nie biegała co 5 minut do łazienki, mając wrażenie, że właśnie przyszła @...
Niestety, jak tylko uwierzyłam, że mogło się udać, pojawiło się delikatniutkie plamienie. Właściwie to kremowo-rozciągliwy śluz zmienił barwę z białego na jasnoróżowy. Na wkładce jest tego mała plamka, troszkę było na papierze i tyle. I nadal nic. Nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć, z jednej strony jestem pewna, że zaraz przyjdzie @, z drugiej strony temperatura, objawy i samopoczucie wskazują, że może jednak się nie zjawi.
Chyba za chwilę zwariuję z tej niewiedzy!!

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 listopada 2013, 12:58

29 listopada 2013, 22:30

Wiele razy słyszałam, że aby się udało, nie można się spinać, trzeba odpuścić. Zastanawiałam się: Jak to możliwe? Odpuścić, skoro tak bardzo się chce? Działać spontanicznie, podejmując tak odpowiedzialną decyzję? W głowie mi się to nie mieściło! Ale po wczorajszej sytuacji, po rozczarowaniu, jakie nadeszło razem z @ powiedziałam sobie: dość! Prędzej do wariatkowa trafię niż matką zostanę, jeśli będę podchodzić do tego tak, jak w chwili obecnej. Dlatego w tym cyklu zrobię, co w mojej mocy, żeby się wyluzować. Seks tylko wtedy, gdy oboje będziemy mieli ochotę, brak mierzenia temperatury po owulacji, żeby się nie nakręcać i życie pełnią życia, a nie od okresu do owulacji i od owulacji do okresu. Mam nadzieję, że wytrwam w tym postanowieniu. I że moja cierpliwość, spokój i pokora zostaną wkrótce wynagrodzone.

3 grudnia 2013, 16:52

Ogarnęła mnie jakaś dziwna rezygnacja. Nic mi się nie chce. Jakoś zmuszam się jeszcze do porannego mierzenia temperatury, ale nie czekam już z ekscytacją i zniecierpliwieniem na dni płodne. Tym razem podchodzę do tego wszystkiego jakoś tak na chłodno. Może to dobrze? Sama nie wiem. Na nic się nie nastawiam, co ma być to będzie.

6 grudnia 2013, 20:36

Czuję w sobie spokój. Mam mnóstwo na głowie i brakuje mi czasu na zamartwianie się. Myślę pozytywnie i w chwili obecnej jest mi wszystko jedno, jak zakończy się ten rok :) O wiele lepiej żyje mi się z takim nastawieniem :D

14 grudnia 2013, 19:59

Dziś pierwszy raz w tym cyklu odczułam to znane chyba wszystkim staraczkom ukłucie zazdrości. Było tym silniejsze, że najprawdopodobniej "trafił mi się" cykl bezowulacyjny i nie będzie najcudowniejszego, wyczekiwanego prezentu pod choinką :(

Jechałam autobusem i obserwowałam szczęśliwą rodzinkę. Młode małżeństwo z dwójką dzieci. Wszyscy byli uśmiechnięci, bawili się, śmiali się i widać było tę Ich miłość i radość, oczu nie mogłam od Nich oderwać.

Ja też tak chcę. Nasz związek jest cudowny, wspaniały. Ale gdyby jeszcze pojawiło się w nim dziecko to wiem, że dopełniłoby nasze szczęście. Pozostaje czekać na kolejny, ósmy już cykl starań. Dopada mnie rezygnacja i strach...

22 grudnia 2013, 12:15

Przez kilka dni miałam irracjonalne wrażenie, że się udało. Intuicja podpowiadała mi, że jest dobrze, że ten cykl będzie nasz. To uczucie nie chciało mnie opuścić, a ja bałam się, że przez to za bardzo się nakręcę. Wczoraj jednak to wszystko odeszło w zapomnienie. Teraz z kolei mam wrażenie, że na pewno się nie udało. Ech, być kobietą... :P Najchętniej wyłączyłabym myślenie na kilka dni. Nie chcę gdybać, zastanawiać się i dopatrywać się w sobie objawów, bądź ich braku. Na szczęście ten przedświąteczny czas wypełniony będzie przygotowaniami, pracą i obowiązkami domowymi, więc na gdybanie zostanie już niewiele czasu. Ten fragment cyklu tuż przed miesiączką jest najgorszy, ale już niedługo wszystko będzie jasne.

27 grudnia 2013, 20:33

Jest mi dziś niewyobrażalnie smutno. Co chwilę chce mi się płakać. Weszłam po świętach na facebook, by sprawdzić co słychać u moich znajomych. 5 koleżanek wrzuciło zdjęcia ze swoimi "najpiękniejszymi prezentami pod choinką" w postaci niemowląt, jedna koleżanka wrzuciła zdjęcie z USG, a kolega napisał, że oczekuje narodzin drugiego syna. Wszyscy z mojego rocznika. Nic na to nie poradzę, że Im zazdroszczę, że też tak chcę, że łzy płyną, że się boję. Naprawdę myślałam, że to wszystko potrwa jakieś 3 miesiące. Ale osiem...? A może i 10, 12, 20, wieczność... :(( Nie potrafię dziś myśleć o niczym innym, nie potrafię się na niczym skupić. A jeszcze dziś przyszedł do nas przyjaciel, który wrócił na święta zza granicy i pyta, kiedy będą po naszym domu jakieś brzdące biegać. Mój mąż odpowiada, że pracujemy nad tym, ale to nie takie łatwe, jak się wydawało, a później spojrzał na mnie, powiedział: "Przepraszam, że to mówię, ale tak jest...To kobiety się za bardzo nakręcają i spinają, gdy nie udaje się przez miesiąc, dwa, trzy, a ten stres wcale nie pomaga, tylko jeszcze bardziej utrudnia sprawę". Niby to wiem, wiem, że ma rację, a jednak zrobiło mi się jeszcze bardziej przykro :( Teraz Oni poszli na piwo, a ja siedzę sama i ryczę. Dziś zupełnie nie radzę sobie z emocjami :((

10 stycznia 2014, 22:25

Gdy wchodzę czasem na Pamiętniki uderza mnie jedno: przeplatanie się w kolejnych postach różnorodnych emocji. Najpierw jest optymizm, później nadzieja i czas oczekiwania, jakieś zniecierpliwienie, a następnie smutek, złość i żal. A później znów optymizm i tak w kółko. U mnie jest to samo. Czuję się, jak na karuzeli - raz góra, raz dół. Teraz jest zdecydowanie góra, bo to ta lepsza część cyklu: dużo czułości, dobry seks, optymistyczne nastawienie i twarz bez pryszczy ;-) Zupełnie się nie nastawiam na ten cykl, przy czym "zupełnie" nie oznacza, że nie liczę po cichu na brak @. Raczej oznacza, że zupełnie nie wierzę, że się uda. Skoro nie udało się poprzednie 7 razy, to niby dlaczego akurat za 8 miałoby się udać? Z drugiej strony, czemu miałoby się nie udać? Na razie nie rozmyślam, nie zastanawiam się, skupiam się na związku, na miłości i żyję dniem obecnym.
1 2 3