Cieszę się jej szczęściem.. ale obawiałam się tego .. bo dawała sygnały, mówiła, że się nie zabezpieczyła. Ale to dla mnie nadal szok, nie wierzę w to. Że ona, że z nim, że są ze sobą tak krótko, że jeden strzał i pach ! Udało się !
Moje serce krwawi, nie ma męża przy mnie, łzy jak groch spadają na moje kolana. Nieustannie, nie ubłagalnie, dobijając mnie jeszcze bardziej.
Wiem, ze z nikim nie mogę się tym podzielić a to tak boli ! Nie mam komu powiedzieć, nikt nie rozumie, nikt nie zna tego, nie czuje tego co ja czuję, co trzymam w środku i z czym muszę się mierzyć każdego dnia. Gdy widzę bliskich, obcych i ich dzieci i w ogóle dzieci to....chcę umrzeć !
Tak bardzo czuję się winna tego, że jej tak bardzo zazdrościłam. Że nie potrafiłam cieszyć się z nią jej szczęściem.
Rozpłakałam się jak do mnie zadzwoniła aby mi powiedzieć o swojej stracie. To takie straszne. Jestem dla niej ważna, a ja byłam na nią taka zła.
Nigdy sobie tego nie wybaczę.
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 grudnia 2017, 21:35
Jestem zmęczona tym wszystkim. Nie potrafię tego zrozumieć.
Znowu złoszczę się na wszystko i na wszystkich w okół za moje nieszczęście. Szczególnie w pracy.
A wszystko muszę trzymać w sobie bo nikt nie wie o tym co przeżywam, co czuję, czego doświadczam.
Chyba łatwiej byłoby mi się pogodzić z chorobą/przyczyną, nawet jeśli byłaby nieodwracalna.
A tak to czuję się taka "zawieszona w próżni", licząc na cud każdego miesiąca.
Brak mi słów aby wyrazić to co czuję
Wielka szkoda.
Pa pa
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 stycznia 2018, 18:51
Męczy mnie już to wszystko.
Naprawdę mam dosyć. Wszystkiego !
Kochana, przytulam Cię do serca :* chyba wszystkie to znamy....
Rozumiem Cię w pełni, ja też już nie potrafię się cieszyć ciążami przyjaciółek i rodziny. Przeciwnie, wzbudza to mnie mnie złość. A dzisiaj idziemy na imprezę, na której będzie para w ciąży takiej łatwej, zaplanowanej, bez starań, w pierwszym miesiącu. I ja im nawet nie pogratuluję, no bo przecież rozbeczałabym się.
Ja jej pogratulowałam ale bylo ogromnie ciężko powstrzymać łzy. Poryczałam się dopiero jak się rozstałyśmy. Upadłam na kolana i wyłam jak bóbr. :(
Jak ja cie rozumiem...jak dobrze wiem co czujesz...my przymierzamy sie do kolejnej proby in vitro...juz sie boje porazki...tak duzo mnie koszowala poprzednia proba... a pracuje w przedszkolu i co chwile mamy zachodza w kolejne ciaze...moje znajome przyjaciowlki wszystkie juz sa mamami...
Marzyłam aby wrocic do pracy z dziećmi. Moja psycholog przekonała mnie, że dla kogoś takIego jak ja, praca z dziećmi to byłaby tortura. Wiem, że muszę w koncu zaakceptować rzeczywistość, że maleństwo może się w moim życiu nigdy nie pojawić. Podziwiam Cię !