Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Starania o dziecko z PCOS.
Dodaj do ulubionych
1 2 3

11 października 2018, 19:15

Porada
1. Spożywanie kawy nie nasila insulinooporności, może przyczyniać się do lipolizy (rozkładu tłuszczu).
2. Niewielkie ilości alkoholu nie powodują otyłości i są neutralne z punktu widzenia wydzielania insuliny.
3. Insulinooporność i PCOS u osób szczupłych - zalecana przede wszystkim dieta z niskim IG i kontrola cukru co rok + metformina.
4. Metformina działa doraźnie, zmniejsza insulinooporność w trakcie bieżącego stosowania.
5. Do rozwoju PCOS potrzeba współistnienia insulinooporności i predyspozycji genetycznych w zakresie zaburzeń pracy jajnika. U pacjentek szczupłych głównym czynnikiem jest prawdopodobnie genetyka.
6. Do ustąpienia objawów PCOS często wystarczy:
- dieta z niskim IG,
- niezbyt duży wysiłek 30 min codziennie (najlepiej po południu lub wieczorem, nie zaleca się rano z powodu ryzyka hipoglikemii 3h po posiłku),
- metformina,
- spadek masy ciała.
7. Czy pacjentki z PCOS mają szansę na zajście w ciąże? - U zdecydowanej większości jest taka szansa, jeśli leczenie jest odpowiednie.
8. Metformina, a ciąża:
- dotychczasowe badania nie wskazują na wywoływanie wad płodowych przez stosowanie leku w ciąży,
- metformina ma kat. B - nie wykazano działania teratogennego u zwierząt i nie zaobserwowano niekorzystnych działań u ludzi,
- w Polsce brak rekomendacji co do stosowania tego leku w ciąży, decyzja należy do lekarza prowadzącego,
- wyniki badań dowodzą, że stosowanie metforminy w ciąży zmniejsza ryzyko poronień (u pacjentek z PCOS), ale wykazano zwiększoną częstość przedwczesnych urodzeń,
- u kobiet ze znaczną insulinoopornością, wysokimi wartościami androgenów, nawracającymi poronieniami powinno się stosować metforminę w ciąży.
9. Polifenole obecne w różnych przyprawach, warzywach i owocach działają podobnie jak metformina.
10. W PCOS u kobiet otyłych utrata wagi może wznowić owulację.
11. Metformina:
- pomaga przywrócić cykle owulacyjne (min. pół roku leczenia),
- wspomaga spadek masy ciała,
- uwrażliwia tkanki na insulinę,
- zmniejsza ryzyko wystąpienia cukrzycy ciężarnych,
- ma korzystny wpływ na profil lipidowy i ciśnienie tętnicze.
12. Badania wykazały, że 6-miesięczne stosowanie metforminy u szczupłych osób nie wpłynęło na stężenie insuliny i glukozy ale przywróciło cykle miesiączkowe i owulację, natomiast u osób otyłych wpłynęło na insulinę i glukozę, utratę masy ciała oraz przywróciło cykle. Jest to lek pierwszego rzutu w PCOS (nie antykoncepcja).

I na koniec przykład sytuacji autorki książki:
- szalejące PCOS, zaawansowana, niestabilna insulinooporność, niedobór LH i estraidolu, niewydolne jajniki. Dzięki diecie, dbaniu o ruch i unikaniu stresu zaszła w ciążę bez dłuższego starania się. Takie historie lubimy :))

14 października 2018, 14:45

Wczoraj ponowna wizyta u gina i pęcherzyk miał 25 mm. W dwa dni urósł 5 mm. Mówię do niej Boże żeby tylko w torbiel się nie zamienił, więc kazała przyjść jutro, w poniedziałek sprawdzić, czy pękł. Czytałam, że luteina pomaga wchłonąć się torbieli więc będzie decyzja. Jeśli pękł i tak trzeba będzie brać na utrzymanie ciałka żółtego. Jak pęcherzyk miał 20 mm w USG było go widać jako czarne kółeczko, a teraz gdy miał 25 przez jego fragment przebiegała półkolista kreska. Gina określiła to jakąś nazwą ale nie pamiętam i mówiła, że tworzy się to na dosłownie chwilę prze pęknięciem, że może się to stać za godzinę lub dwie.
Mam nadzieję, tak zdrowo logicznie, że ta kreska to oznaka zmian na błonie pęcherzyka. Boże, kto by się nad tym normalnie zastanawiał... Inne zachodzą i o tym nie wiedzą, a ja się głowię nad kreską na jajku :p Ale fajnie tak poszerzać wiedzę i mieć świadomość zmian.
W internecie nie znalazłam póki co więcej informacji na temat szans na pęknięcie tak wyglądającego pęcherzyka.
Znalazłam za to info, że kobiecy orgazm może się przyczynić do szybszego zajścia, bo pomaga "wciągnąć" plemniki do macicy poprzez skurcze. Już od dawna się nad tym zastanawiałam, bo orgazm powoduje ruchy szyjki itp. ale dopiero teraz wpadłam na to, by o tym poczytać. Piszą, że najlepiej dojść jednocześnie ale nie łudźmy się, takie rzeczy głównie w filmach, a nie na żądanie. Poza tym uważam, że gdy się w ogóle nie dojdzie zawsze facet może po wszystkim zająć się kochanką innym sposobem ;) Orgazm 10 - 20 min. po seksie niczemu nie przeszkodzi.

P. się nakręcił, obiad poszedł w odstawkę po powrocie :) Kochaliśmy się tak jak powinniśmy w te dni, stosowałam te różne sposoby, żeby wspomóc plemniki (w granicach rozsądku) :D Łapię się wszystkiego, choćby wydawało się najgłupsze, lub nieudowodnione tylko po to, by nabrać pewności, że zrobiłam co mogłam. Aktualnie odkryłam ten utwór Lady Gaga ft. Bradley Cooper - Shallow

Gdy słucham muzyki wyobrażam nas sobie w różnych sytuacjach z dzieckiem, czy moim ciężarnym brzuchem. Zawsze lubiłam marzyć i zawsze tworzyłam scenki do muzyki, czy biegnę, leżę w wannie, relaksuję się. Piękne są te wyobrażenia. Cudownie wyobrażać go sobie w roli taty, jak przytula, podnosi małego brzdąca, jak się bawią, jak gładzi i całuje mnie po brzuchu, uśmiecha się do mnie szczęśliwy. Chcę nas takimi widzieć i koniec. I tak będzie choćbym miała się skichać.
Metformina w zwiększonej dawce odbiera mi apetyt. Jem bo muszę się dobrze odżywiać. Mdłości, czy bóli brzucha nie mam.
Odpuściłam branie estrofemu (mam nadzieję, że ta jedna dawka którą wzięłam nie spowodowała właśnie, że rośnie jajko do 25 i nie pęka), po jutrzejszej kontroli okaże się, co dalej. Jeśli wszystko pójdzie ok zacznę brać po tabletce, niestety nie powiedziała mi teraz ile wynosi endometrium, ale może bez zmian jeśli pominęła. Uspokoiła, że do 28 mm jajko jest jeszcze ok.

Zapytałam o wciąż nurtującą mnie sprawę płynu w zatoce Douglasa i pewności co do pęknięcia, niestety nie świadczy to o dobrze rozwiniętym pęcherzyku, bo pękają również te upośledzone, do niczego nie nadające się, one również dają płyn. Ale dobre i to w sumie, że cokolwiek pęka, może zaburzenia w takim razie dotyczą bardziej rozwoju jajka, co stymuluje się tabletkami niż ciałka żółtego i tego całego zespołu niepękania. Zastrzyki są drogie i zawsze lepiej obyć się bez nich.

Edit. 19:20
Martwiłam się, bo spadła mi temperatura o 3 stopnie ale wyczytałam, że to naturalny spadek owulacyjny więc chyba pękł mi pęcherzyk :) Nic się nie nastawiam ale... :D Zobaczymy jaka będzie jutro. Trochę się przestraszyłam w duchu, bo miałam 36,3 - 36,5 a tu nagle 36,0, a zmierzona w innym miejscu w buzi 35,8. Oby teraz tylko rosła! Niestety ze śluzem kiepsko, bo cały czas wydaje się kremowy. Oby nie zaprzepaściły się przez to szanse.

Wiecie może jak wstawia się tu zdjęcia?

Wiadomość wyedytowana przez autora 14 października 2018, 19:23

15 października 2018, 13:00

Rano temperatura 36,22 wiec urosła o 0,2 :) teraz oby tylko rosła i taka już pozostała. Miałam jecheać na usg przed wyjazdem nad morze ale gina będzie dopiero o 17 do 20 wiec nie wiem, czy zdążymy wrócić. Jak szlam do gabinetu stres jak przed maturą. Jezu jak można się tak nakręcić! Muszę odpuścić, naprawdę, bo tym wiekszy ból będzie, gdy powie że zrobiła się torbiel. Czy ktoś może mi porządnego plaskacza dać? :D starego lepiej nie proszę :D

15 października 2018, 22:16

Muszę się wyżalić...
Pęcherzyk dalej widoczny na USG, dziś 15 dc., prawie 33 mm. Dostałam mimo to Pregnyl na pęknięcie, bo gina powiedziała, że do 35 mm udaje się coś z takich wyłuskać po lekach. Teraz na forach też spotkałam się z takim zdaniem. Nie mam już wielkich nadziei. Lek działa po ponad 30 h, jutro pęcherzyk może być jeszcze większy i bezwartościowy. Gina trochę nadziei mi dała, myślę, że nie pakowałaby mnie w leki wiedząc, że nie ma żadnych szans ale nie nastawiam się. Jedno dobre, że endometrium powiększyło mi się dwukrotnie, dzisiaj ma 14 mm. Zostałam pocieszona, że nawet gdyby wtedy pęcherzyk pękł nie miałby szans na zagnieżdżenie się, a teraz ma. Także tak czy siak by nie wyszło, a po pregnylu jeszcze jest szansa. Spróbować trzeba.

Wszystko tam na dole boli podczas seksu, czytałam że bywa tak przy torbielach itp., a że pęcherzyk jest spory myślę, że to przez niego. Jak przestanie boleć będę wiedziała, że pękł.
No cóż, nie zawsze się udaje. Nastawiam się bardziej na następny cykl zapowiedziany też z zastrzykiem. Zrobię go w odpowiednim momencie z dobrze rozwiniętym pęcherzykiem to i szanse będą większe.
Mam nadzieję, że u was lepiej :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 15 października 2018, 22:20

21 października 2018, 18:25

Baba jak to baba, zawsze jest ciekawa. Dlatego zrobiłam test 7 dzień po zastrzyku sprawdzić, czy utrzymuje się HCG ale ku mojemu zdziwieniu wyszedł negatywny. Mam nadzieję, że w ogóle pękł ten pęcherzyk... Wszystko jest takie niejasne, niejednorodne, nieoczywiste, że mam ochotę zarzucić wszelkie obserwacje, dać działać naturze i po prostu czekać.
Wciąż jestem pełna nadziei choć intuicja podpowiada, że się nie udało. Może ze względu na przerośnięty pęcherzyk i mniejsze dzięki temu możliwości.
Ovu pokazuje, że @ powinna dziś nadejść ale żadnych objawów nie mam. Jeśli endometrium sięgało 14 mm już widzę tony podpasek i tamponów do wymiany co 20 minut...
Jeśli zastrzyk zadziałał, pęcherzyk mógł pęknąć 16-17 dc., 7-10 dni na implantację, to na dobrą sprawę testować powinnam 28-29. Jeśli @ przyjdzie szybciej wszystko będzie jasne, jeśli nie nigdy nie wiadomo, ale w PCO okres jest bardzo nieregularny to tu się nastawiać na za wiele nie można.

Zły czas nastał, zapuściłam się. Na urlopie pozwalałam sobie na chipsy, lody, pizzę i inne tego typu rzeczy. Przestałam biegać, ale dzisiaj może w końcu zawezmę dupsko. Przeziębiłam się, wczoraj i przedwczoraj straciłam głos, skrzeczałam zamiast mówić, albo w ogóle nie mogłam wypowiedzieć słowa. Niezwykle irytujące, szczególnie gdy chcesz nawarczeć na faceta :p

Kilka dni przymierzałam się, by zrobić tu wpis, zawsze w innym nastroju. Dziś jest w miarę ok. Wolałabym zacząć od nowa cykl, zrobić zastrzyk przy odpowiednim pęcherzyku i nie myśleć tyle. Gdy tracę nadzieję, siadam do forum, wczytuję we wpisy typu "test negatywny 3 dni, a po 5 pozytywny i mam dziś dziecko" ... Czyli jak z niemożliwego stało się możliwe i tego samego próbuję dopatrywać się w sobie licząc, że mi też uda się oszukać przeznaczenie. Wolałabym mieć prawdziwe przeczucie, że się udało.
A tu dupa.

31 października 2018, 09:25

Nie pisałam, bo nie chciałam zapeszać. Ale dziś 31 dc., okresu dalej brak i dalej negatywny test. Nie rozumiem już o co chodzi. Objawy już tydzień po owulacji były bardzo obiecujące, choć nie chciałam się nakręcać, gdzieś tam w tyle głowy tliło się, że może się udało. Nigdy wcześniej nie miałam tak szybko bólu jajnika (co prawda przeciwnego do owulacji, ten z którego było jajeczko ani razu nie zabolał), potem podbrzusza, piersi się powiększały ale dopiero na ok. 3 dni przed @, a tu już tydzień po owulacji bolesne sutki i powoli ból przechodził na całe piersi. Ten fakt mnie już zdziwił, bo jak przed @ zaczynały boleć to po prostu całe od razu, łącznie z sutkami, a w tym wypadku sutki oddzielnie bolały 3 dni i dopiero całość. Codziennie od tamtego czasu jestem wzdęta w okolicy macicy, a rano jak to rano, normalnie brzuch był płaski, dopiero w ciągu dnia po jedzeniu się zmieniał (zresztą troszkę wyżej, a nie w okolicy macicy).

Temperaturę przestałam mierzyć, bo w przypadku mojej pracy to bez sensu. Parę razy zapomniałam termometru i już dupa. A wracam po 7:00 dnia następnego, budzę się w szpitalu, często nocki są przerywane lub udaje się przespać 2 godzinki, zależy ilu będzie pacjentów, pomiary są bezsensowne w takim wypadku. Z innych objawów, które zaobserwowałam zbyt szybko jak przed @ to drażliwość, bardzo zmienny nastrój, aż sama się na siebie wkurzałam, że zachowuję się jak dziecko (wcześniej nie zdarzały mi się żadne PMS-y i tego typu rzeczy, albo występowały pojedyncze objawy).
3 dni temu zauważyłam żyły na piersiach ale nie są tak mocno widoczne jak czytałam z historii innych kobiet, poza tym zdarza się, że widać je również przed okresem, a we wcześniejszych cyklach tego nie monitorowałam, nie wiem więc czy mam tak zawsze, czy to nowość. Od 2 dni mam ciągłe uczucie głodu, wczoraj co 2 godziny myślałam o jedzeniu, lekki głód pojawiał się nawet zaraz po jedzeniu (jem tylko to co pełnoziarniste i ze względu na błonnik powinno dłużej trzymać mnie sytą i tak dotychczas było) + wzmożone pragnienie. Wody od zawsze piję dużo, w pracy to standardowo 2 butelki. Jedyne co jest inne, to uczucie pragnienia. Piję wodę, bo ją lubię i wiem, że jest zdrowa, ale nie miałam takiej suchości w gardle i pragnienia 10 minut po wypiciu. A po pół godzinie czuję się tak, jakbym nie piła pół dnia.
Parę razy zdarzyła się bez znanej przyczyny biegunka. Ostatni raz miałam tak przy radykalnej zmianie diety na pełnoziarnistą i od tego czasu nie jem nic innego. No i ostatnie, od 4 dni lekki dyskomfort podczas seksu, jakby macica była tak twarda i tak nisko, że się tam - wiadomo co - obija i uciska. I za każdym uciśnięciem ciągnie prawy jajnik, gdzie owulacja była z lewego. Ciągnie skurczowo tak jeszcze przez chwilę po seksie, ustaje i już w ogóle go nie czuć. A wtedy co bolał tydzień po owulacji, podczas seksu nie dawał znaku :)
Mam mętlik w głowie, przestałam już czytać forum z objawami :p Co będzie to będzie, ale nie mam pojęcia co o tym myśleć. Czy iść na krew, czy dopiero jak test wyjdzie pozytywnie? Beta kosztuje 40 zł, nie chcę bez sensu wydawać kasy. Mogłabym w pracy po znajomości zrobić ale zaraz koledzy i koleżanki się dowiedzą, a plotki nie są teraz potrzebne. Jestem prawie rok po rozwodzie, każdy wie że mam kogoś nowego i zaczną się spekulacje, że pewnie wpadliśmy, bo kto normalny sobie dzieciaka robi tak szybko itp.
Poczekam chyba do pozytywnego testu albo @. Jeśli ani jedno ani drugie nie pojawi się w ciągu tygodnia pójdę do ginekologa. Wole tam wydać 50 zł za USG i przynajmniej powie mi co widać, pęcherzyk, ciałko żółte, czy torbiel, płyn w zatoce Douglasa, wymiary endometrium i może poda możliwe przyczyny. Mój najdłuższy cykl miał 32 dni, ale to było raz, zazwyczaj mam zbyt krótkie, po 19-25 dni. Teraz dzięki monitorowaniu wiem, że owulacja musiała być 16-17.10 więc 30-31.10 wypada okres.
Czytałam o wielu przypadkach, gdzie kobity robiły testy w dniu miesiączki i były negatywne, a 3-5 i więcej dni po spodziewanym terminie wychodziły pozytywnie.
Albo w prawo albo w lewo, nie ma innej możliwości. Jeśli nie ma nic z tego wyjść, niech @ przyjdzie jak najprędzej bo chcę ponowić cykl z clo i lamettą. Tym razem dostanę zastrzyk przy idealnym wymiarowo pęcherzyku i będę miała więcej nadziei, niż przy tym 33-milimetrowym, które co 2 ginekolog uważa za torbiel...

1 listopada 2018, 08:53

32 dc.
Dobra, nie wytrzymałam i pobrałam sobie w pracy krew. Ciul z kasą, wczoraj po seksie znowu ogromny ból skurczowy macicy i prawego jajnika, aż się w pół zginałam. Przeszedł po 15 minutach. Kilka dni temu tylko ćmiło, teraz już ostra jazda, nie wiem co się dzieje i nie wytrzymam w tej niewiedzy. Za 1,5 h wynik. Po owulacji zdarzyło się, że dwa dni czułam mokro tam na dole, do dnia dzisiejszego kremowo, stosunkowo sucho, dziś znowu wrażenie jakbym okres dostała. Postaram się o tym nie myśleć.

1 listopada 2018, 10:53

Beta ujemna. Nawet tak się tym nie załamałam jak tymi wszystkimi objawami, bólem i brakiem okresu. Wciąż nic go nie zapowiada, a bólu piersi, jajnika i innych wcale sobie nie wymyśliłam. Nie wiem co to za anomalia ale muszę iść do ginekologa, jutro dzwonię :(
Zastanawiam się jeszcze, jeśli w 3 tygodniu ciąży beta w naszym labie ma wartości 5,8 - 71,2, a u mnie jeszcze 3 tydzień od ewentualnego zapłodnienia i zagnieżdżenia zarodka nie minął ( dopiero ok. tydzień), to czy możliwe, że dlatego wyszła teraz ujemna i przez to okres się spóźnia? Ale przecież zaleca się robienie testu w dniu spodziewanej miesiączki więc to chyba nie tak się oblicza? Jezu :/

Wiadomość wyedytowana przez autora 1 listopada 2018, 10:56

1 listopada 2018, 14:43

Wiecie co, to się nazywa wyrachowana złośliwość @! :D Od tygodnia zachodzę w głowę i biję się z myślami, czy robić betę, a jak już ją zrobiłam @ przyszła! Nie wiedziałam, że tak się będę na nią cieszyć, naprawdę :p Byłam już załamana tym bólem i myślałam o wielkiej torbieli i rezygnacji z seksu przez ból przez wiele, wiele dni, a tu proszę, W KOŃCU :D Pocieszające jest to, że jeśli owulacja była tego 17.10, @ powinna być równo 31, więc i tak prawie jak z zegarkiem. Szkoda tylko tych 40 zł na badanie :/
Najśmieszniejsze, że ovu pokazywał możliwość pozytywnego testu na 93% :p A objawów naprawdę sobie nie wymyśliłam, bo nie wiedziałam jakie są we wczesnej ciąży, dopiero jak czułam się inaczej i dziwniej zaczęłam czytać. Wiedziałam tylko o standardowych typu mdłości, częstomocz itp., ale one pojawiają się o wiele później. Widocznie początkowy wzrost progesteronu daje takie same objawy jak na ciążę i baaaardzo może zmylić.
Rozpoczynam nowy cykl na clo, letrozolu i pregnylu :) Tym razem tak jak powinno być. Oby szczęśliwy :) Założyłam sobie ciążę do końca tego roku i bardzo bym chciała, by się udało.

Wiadomość wyedytowana przez autora 1 listopada 2018, 14:51

5 listopada 2018, 11:02

5 dc., od 3 biorę już Lamettę, jutro wchodzi clo. Jedyne na co teraz czekam, to znowu ten ogromny ból podbrzusza, jak ostatnio. Jak boli to ponoć bardzo dobrze, więc niech napierdziela ile sił ;) Będę o tyle spokojniejsza, że już wiem czym spowodowany jest ten ból, bo wtedy się trochę przestraszyłam, a gina nie uprzedziła.
Trochę się martwię, czy w tym cyklu będę miała szczęście i pęcherzyk urośnie, przecież to nie powiedziane.
Tak jak od 1 cyklu starań czułam duże napięcie związane z ogólnym zachodzeniem w ciążę, tak teraz troszkę przeszło. Wciąż zależy, ale nie jestem już taka "napędzona" w myślach z tym związanych :) Nie przeglądam codziennie forum, nie wchodzę na ovu kilka razy dziennie, zapominam o nim na kilka dni. Tak sobie też myślę, czy by nie zrezygnować z abonamentu i wykresów, a pozostać tylko przy pamiętniku i forum. Temperatury nie mierzę, na owulację nie ma co patrzeć, bo i tak jestem monitorowana, to ovu potrafi wskazać zupełnie inny dzień, testom owulacyjnym już nie wierzę, poza tym przy monitoringu nie mają aż takiego znaczenia. Prowadzenie kalendarzyka jest dla kobiet, które nie znajdują się pod opieką lekarską i pod ciągłym USG... Wydaje mi się to wszystko bez sensu po prostu.
Wszystkie objawy odpuściły. Nie jestem już wzdęta jak balon, nie mam problemów żołądkowych i tak często nie chodzę siusiu. Domyślam się, że szczególnie to ostatnie mogło być spowodowane wzrostem macicy i uciskiem na pęcherz. Zmieniam trochę taktykę i już nie będę prowadzić dogłębnych obserwacji ciała. Zrozumiałam w końcu, że PCO to nie normalny cykl zdrowej kobiety i tu wszystko może być zmienne i popieprzone, a najważniejszy jest monitoring i to co realnie dzieje się w środku, a nie domysły. I zamierzam iść na USG również po zastrzyku, upewnić się, że co miało, to pękło.
Już kilka dni temu zaczęłam czytać książkę "Wylecz PCOS". Autorka zapewnia, że z jej 21-dniowym planem ćwiczeń, odżywiania i sposobu postępowania pomoże wyeliminować objawy choroby. Póki co nie doszłam do rozdziału planu, najpierw tłumaczy podstawy, co to jest i z czym to się je, ale wydaje się sensowna. Pocieszający jest fakt, że autorka mająca przed diagnozą bardzo brzydkie objawy PCOS i wszystkie możliwe skutki uboczne z tym związane dziś ma 3 zdrowych dzieci, czuje się i wygląda zdrowo. Jak dobrnę do konkretów na pewno się podzielę radami :)

14 listopada 2018, 12:28

14 dc.
Byłam wczoraj na monitoringu. Nieco późno ta wizyta ze względu na Święto Niepodległości i długi weekend. Zero jajeczek. Jajniki nie bolały, najwyżej trochę ćmił prawy więc nie byłam zaskoczona tą informacją. Gina mówiła, o czym sama wiem, że owulacja co miesiąc jest z jednego jajnika naprzemiennie. W 1 cyklu stymulowanym wypadała na prawy - brak odpowiedzi, potem lewy - jedno dorodne jajo i w tym cyklu wypada prawy - brak odpowiedzi. Zasugerowała, że prawy jajnik jest za mało albo wcale nieaktywny, a lewy pracuje i daje pęcherzyki. Jeśli ta teoria się potwierdzi będę jeszcze 3 razy stymulowana co drugi cykl, bo wg niej nie ma sensu faszerować się lekami, gdy jajnik i tak nie odpowie. Zaraz zmierzam poczytać jakieś rzetelne artykuły w tym temacie, o ile takowe znajdę. Trochę się podłamałam, mam zaraz myśli, że jak zajdę w ciążę pozamaciczną i usuną lub uszkodzą lewy jajowód stracę całkowicie możliwość posiadania potomka. Cała nadzieja w następnym cyklu i zastrzyku na pęknięcie, tym razem MUSI się udać. Wszystko będzie jak natura chciała, więc MUSI się udać.

Dobrze chociaż, że wiem co może być przyczyną. Najgorzej jak się nie udaje, a wszyscy dookoła mówią, że jest zajebiście, że nie ma czego leczyć.

Zachodzę w głowę jak to możliwe, że jajniki są w tak opłakanym stanie, że jeden nawet nie działa, podczas gdy hormony wypadają dobrze, niektóre bardzo dobrze, nie mam problemów z nadwagą i innych typowych objawów PCOS. To inne kobity z pełnoobjawową chorobą zachodzą stosunkowo szybko. Może właśnie dlatego, że tam jest CO leczyć? Zrzucenie wagi, leki, zmiana diety. Wtedy wszystko się normuje. Może lepsza do wyleczenia jest postać PCOS powodowana przez nadwagę i zły styl prowadzenia się, niż ta o podłożu genetycznym... Bo logicznie rzecz ujmując w pierwszym przypadku sami doprowadzamy się do choroby i sami możemy z tego wyjść, a to co zapisane w genach jest niezmienne, może czasem nienaprawialne.


Gdyby tak udało się w grudniu, byłoby pięknie. Gdyby tak w ogóle się udało...
Mam nadzieję, że u was troszkę lepiej, zapuściłam się ostatnio w czytaniu pamiętników przez nadmiar godzin w pracy. Zaraz nadrobię zaległości :)

16 listopada 2018, 17:14

Właśnie się dowiedziałam o tym, że koleżanka zaszła w ciążę. Starali się ok. 2 lata i nic, ona jest troszkę otyła, miała problemy z prolaktyną i być może hormonami, tego nie jestem pewna. Teraz gdy odpuścili i skupili się na czymś innym, a nawet robili to z zabezpieczeniem - okazało się, że jest w 3 miesiącu. Bez tabletek, witamin, suplementów, diety, kwasu foliowego, otyła. To jakiś koszmar. Nie sam fakt jej ciąży, bardzo się cieszę z tego powodu i nie zazdroszczę jak coś się komuś udaje. Każdy swój krzyż dźwiga.
Ale mam wrażenie jakby los się ze mnie zaśmiał. Wydaje się, że im więcej robisz by ciążę wspomóc, tym trudniej zajść. Może wykorzystam sposoby patoli osiedlowej i zacznę chlać, ćpać, wrócę do fajek i zapiekanek i będzie zajebiście? Zapewne do końca przyszłego roku będę miała już dwójkę i z trzecim w ciąży.
Trochę zaczynam się niecierpliwić, choć wiem że potrzebny jest czas. Metformina efekty w postaci owulacji przynosiła po pół roku stosowania w badaniach. Biorę dopiero połowę tego czasu. Zaczynam tracić rezon i motywację. Ale nie pozostaje nic innego jak to wszystko kontynuować, bo nie łudzę się, że przerwę leczenie i nagle bum cudownie, magicznie pojawiają się II kreski na teście.
Wczoraj zostawiłam ponownie 150 zł w aptece na leki wywołujące owulację i inofem. Niech się dzieje co chce, niech patola chleje i się rozmnaża, a ja dalej będę pigułki zażywać.
Lituję się nad sobą, a może bardziej wkurwiam tym światem. Tym jebanym przypadkiem, pierdolonym zrządzeniem losu w niektórych sytuacjach. Tym, że nie możesz nic poradzić, tylko patrzeć jak innym się udaje. Z dziećmi jest inaczej niż z samochodem sąsiada. Widzisz jak ten dupek zajeżdża salonowym autem pod dom i zazdrościsz ale do wieczora zapominasz, bo bez takiego samochodu też dasz radę. Ale dzieci każdy chce mieć prędzej, czy później. I za żadne pieniądze nie da się ich kupić. Ani ukraść. Tutaj pozostaje jedynie smutek, żal i wkurwienie.

27 listopada 2018, 11:26

4 dc nowego cyklu.
To już 5? Straciłam rachubę, musiałabym wejść w poprzednie wykresy. Za każdym razem, gdy biorę tabletkę na stymulację czuję ucisk w żołądku jak przed wejściem na egzamin. Tak bardzo bym chciała, by tym razem się udało, że nie wiem jak zniosę porażkę. Jakoś zniosę, to pewne, nie skoczę z mostu do Wisły, ale boję się samego tego uczucia.
Odkryłam stronkę o nazwie akademiaplodnosci.pl, dziewczyny przedstawiają tam bardzo fajne i łatwe do wykonania diety wspomagające płodność, nie tylko kobiet. Wdrożyłam te przepisy tydzień temu i zrezygnowałam z kilku rzeczy, których po miesiącu wstrzemięźliwości znowu zaczęłam nadużywać (np. codziennie paczka chipsów do serialu). Pojechałam na zakupy, kupiłam dosłownie wszystko z listy i póki co jedzenia starczy, choć przy kasie się przeżegnałam. O dziwo nie są to wyszukane, nie wiadomo jakie i skąd produkty. Zwyczajne, do kupienia w każdym większym markecie.
Czasami ochota na słodkie jest ogromna, staram się wtedy piec własne ciasta, ciasteczka, czy jak wczoraj czekoladowe babeczki, bo wiem co się tam znajduje. Z rzeczy niedozwolonych tylko cukier (kako naturalne, bez dodatków). Cukier zastępuję erytrolem, który jest tylko 1/4 mniej słodszy niż normalny cukier ale jego indeks glikemiczny wynosi równe 0! Co prawda, kiedyś zrobiłam naleśniki i mocno dało się w nich wyczuć sól, czyli jednak więcej powinnam dodać tego zdrowego cukru. Teraz zapobiegawczo modyfikuję i gdy np. mam dodać szklankę cukru 3/4 jest erytrolu lub ksylitolu, a reszta cukru normalnego.

To co mnie motywuje do działania pod rady dziewczyn z Akademii Płodności to przede wszystkich rezultaty jakie odniosły w trakcie swojej pracy. Wiele kobiet, które starały się po 2-4 lata i dłużej po miesiącu lub kilku miesiącach diety zachodziły w ciążę. Poprawiały się ich wyniki, nawet AMH. Lubują się też w PCOS, co akurat dla mnie jest mega ważne. Dziewczyny, które nie miały owulacji, niekiedy nawet po stymulacji, po czasie wysyłają zdjęcia USG z pęcherzykiem. Jest to naprawdę motywujące, a dieta nie jest wymysłem tylko zdrowym sposobem odżywiania, jaki powinien stosować każdy człowiek. Późną z nią zaczęłam, ale mam nadzieję, że uda się w tym miesiącu coś uzyskać nie tylko dzięki lekom ale i jedzeniu.
Autorki diety opowiadały jak zgłaszały się do nich żony, które chcą do diety namówić również mężów. Ale z nimi, wiadomo, idzie czasem bardzo opornie, bo z wielu rzeczy nie zamierzają zrezygnować. Poszli w takim razie na kompromis i pewnych rzeczy nie wyeliminowali, a pewne wprowadzili i po dwóch miesiącach udało się.
Wobec siebie nie chcę stosować kompromisów, jestem na to zbyt zdesperowana ;) Tak bardzo bym chciała w grudniu poinformować rodzinę i ciąży. Założyłam sobie czas do końca roku, w tym okresie było wiele wpadek. Mimo wszystko nie tracę nadziei.

Z nowych suplementów:
- chrom
- cynk
- mieszanka przeciwzapalna z przepisu Akademii Płodności (kurkuma, pieprz, olej)
- cynamon
- imbir, najczęściej mielony

Czuję się dobrze, mam dużo energii. Co było dziwne, w tym miesiącu przed okresem ani jednego objawu zwiastującego, nie mówiąc o PMS. Miesiąc w tył wykorzystałam chyba całą paletę łącznie z mdłościami i brakiem apetytu. Przed tym szczęśliwym cyklem zakończonym pęcherzykiem też nie miałam żadnych objawów. Doszukuję się wszelkich możliwych znaków, a co będzie to będzie...

30 listopada 2018, 13:35

Porada
Z dodatkowych suplementów: witamina D
Bagatelizowałam ją nieco, dopóki nie przeczytałam kilku artykułów popieranych badaniami przeprowadzonymi nad suplementacją wit. D w PCOS. Kobiety z PCOS mają często obniżony poziom magnezu i D. I brak tej witaminy zmniejsza szanse na zapłodnienie o 40%. Suplementacja dużymi jednostkami wykazała poprawę w kwestii wzrostu i pękania przecherzyka.

„Witamina D zwiększa skuteczność stymulacji owulacji u niepłodnych par, w których kobieta ma stwierdzony zespół policystycznych jajników (PCOS). Udowodniono, że kobiety z PCOS, u których odnotowano prawidłowy poziom witaminy D, mają o 20-30% większe szanse na zajście w ciążę. Dzieje się tak, ponieważ witamina D wzmacnia działanie wytwarzanej w przysadce mózgowej i niezbędnej do prawidłowej pracy jajników gonadotropiny, hormonu kluczowego dla płodności kobiety, tym samym wpływając na łatwość i szybkość dojrzewania komórek jajowych.”
Źródło: http://kochanamama.pl/artykul/witamina_d_pomaga_zajsc_w_ciaze

A i magnez można zacząć suplementować. W badaniach z sierpnia wyszedł nieznacznie obniżony, czyli jednak może to wina PCOS.

3 grudnia 2018, 21:44

Zastanawiam się, co jest do cholery nie tak. Dlaczego hormony są w porządku, objawy PCOS ustąpiły w większości przypadków, zmieniłam dietę, wprowadziłam leki i mimo to nie mam owulacji.
Do ginekologa idę za dwa dni, ale podczas brania tabletek znowu nie czułam bólu brzucha jak za pierwszym razem. Czułam nieco lewy jajnik ale słabo.
Znowu wchodzę na forum, czytam czy zawsze trzeba odczuwać ból przy stymulacji, czy mimo jego braku pęcherzyki którejś z dziewczyn urosły. I oczywiście jak to się można było spodziewać, są takie które nic nie czuły, a rosły i takie którym nie rosną mimo podwójnej dawki. Trochę pocieszyłam się tymi informacjami ale przeczucia mam negatywne. W tym cyklu nawet łyka alkoholu nie wzięłam, żeby ewentualnie nie zaburzyło to pracy tabletek.
Co jeszcze mogę zmienić? A może teraz tylko czekać na efekt? Ta niepewność mnie dobija.
Tak jak z początku byłam pełna optymizmu tak teraz przez brak reakcji na leki załamuje się. Każdego dnia coraz bardziej się załamuję, chodzę smutna, myśli krążą tylko wokół owulacji i powodów, przez które jej nie mam. Nie umiem cieszyć się dniem codziennym. Są momenty lepsze i gorsze ale więcej jest gorszych. I nie pociesza nawet fakt, że mam cudownego faceta obok.
Staram się dostrzegać wszelkie dobre aspekty własnego życia, doceniać ładną pogodę, seks, małe przyjemności ale teraz staje się to coraz trudniejsze. Powinnam by za wiele rzeczy wdzięczna, mieć wręcz wyrzuty sumienia, że chodzę smutna. I gdyby brak owulacji był spowodowany chwilowym spadkiem formy, gorszą dieta, wahaniami pewnych hormonów jak prolaktyny, gdzie bierzesz tabletkę, nadmiar spada i bum ciąża. Gdyby było to coś co znam, wiem o co chodzi, potrafię temu zaradzić, spiąć się i powstrzymać od szkodliwych czynników, a parametry same się polepszą, byłoby dużo łatwiej.

Cholerne PCOS. Nie rozumiem tego. Jeśli na USG znowu nie będzie choćby jednego pęcherzyka, będę musiała sobie z tym poradzić ale to jest kosmos. 2x clo , 2x letrozol i nic. Inne by były od tego przestymulowane, a ja nie mam nawet jednego marnego pęcherzyka. Co jest nie tak, że takie dawki nie działają? Prolaktyna w normie, ostatni wynik 8 coś. O co tu kurwa chodzi?

Z początku martwiłam się, że nie jestem odpowiednią partnerką życiową. Wybrakowana, spaczona. Teraz niepłodność pojmuję jak chorobę, którą albo się wyleczy albo nie. Albo chwilowo zaleczy.
Przecież nikt kto prawdziwie kocha nie zostawi drugiej osoby, bo ta choruje na celiakie, choroby reumatyczne czy gorzej widzi. Bo w końcu muszę powiedzieć to zdanie głośno i nie zakłamywać własnego obrazu. Jestem bezpłodna.

5 grudnia 2018, 08:29

Gorycz mi nieco minęła. Zrozumiałam, że żal, pretensje i zamartwianie się nie mają w tym wypadku sensu, bo w niczym nie pomogą, a przedłużający się stres może zablokować mi totalnie owulację, czy poczęcie. Przeszłam od lamentowania do działania, wzięłam się poważnie za książę "Wylecz PCOS". Autorka zapewnia, że w 21 dni pozbędę się objawów PCOS, chociaż zapewne ma na myśli głównie problemy z cerą, otyłość, dodatkowe owłosienie, czy stany psychiczne jak drażliwość, a mi chodzi tylko o wywołanie spontanicznej owulacji. Jakiejkolwiek zresztą, może być nawet zaplanowana ;)
Nie spodziewam się, że po miesiącu tak będzie, ale chciałabym osiągnąć efekt za jakiś czas. Zamierzam stworzyć dziś dietę na podstawie tej książki i przykładów, zobaczyć co to ta joga ;) i wyluzować psychicznie. Tak jak napisałam wyżej, zamartwianie się nic nie da. Jeśli martwię się, że przez następne lata będę bez dziecka, to czy będę się dołować, czy nie tego dziecka nie będzie.

Nie wiem na jakiej zasadzie powstaje proces odblokowania głowy podczas starań, że dopiero po osiągnięciu spokoju udaje się. A czytałam już wiele takich historii tylko ile w tym głowy, a ile podjętych działań, trudno stwierdzić. I nie wiem, ale sądzę, że gdy problemy są podłoża hormonalnego i uśpionych jajników, to głowa mało może tu zdziałać. Poczytam o tym więcej.

Frustracja bierze tym bardziej, że myślę o tym swoim PCOS i wynika, że mam na podłożu genetycznym. Może po mamie, ale ona urodziłaby prawie 4 dzieci. Niestety bliźniaki pojawiły się za szybko i zmarły. Babcia ze strony ojca urodziła 2 chłopców. Babcia od matki 2 dziewczynki. Nie słyszałam o niepłodności kobiet w naszej rodzinie, by którejś się nigdy nie udało, ba nawet na jednym nie poprzestawały. Ciotka ma parkę. Mama pół roku się starała i jak byli już umówieni na wizytę do ginekologa okazało się, że jest w ciąży. Czy tu też rolę odegrała głowa? Półroczny stres, że się nie udaje i w końcu jak odpuszczasz psychicznie, stwierdzasz - nie mogę już nic zrobić, idę do lekarza i on mi pomoże - i nagle bum? Bo co, przez pół roku owulacji by nie miała?
Cholera, wszystkim się jakoś udało, niemożliwe, żebym ja wyszła taka spaczona.. Śmiałam się zawsze, że mam dobre geny, za dzieciaka nigdy nie chorowałam, w przedszkolu pod koniec dostałam dyplom za 100% frekwencję. Nie byłam słabym chorowitym dzieckiem, którym ciągle trzeba się opiekować. Rękę raz złamałam, a poza tym żadnych urazów, problemów. Myślałam, że mam silny zdrowy organizm, w którym wszystko gra. A tu takie problemy mimo dobrych wyników.
Może to wina sposobu prowadzenia się za nastolatki? Częsty alkohol, papierosy, trawa. Zła dieta. Chuj wie. Jeśli to przez to, to mam nadzieję, że zmieniając styl życia odbuduję to, co straciłam.

6 grudnia 2018, 19:51

Dziękuję wam za słowa wsparcia. Muszę się pochwalić, że jest pęcherzyk! Byłam strasznie zdziwiona, ale jak to mówią lepiej się pozytywnie zaskoczyć niż zawieść. Ma prawie 22 mm (endometrium 8) i dostałam Pregnyl, który dwie godziny temu sobie zaaplikowałam. Na szczęście dziś oboje jesteśmy w domu, a jutro idę na dobę do pracy. Ale jeśliby trzeba było dałabym radę przyjechać na chwilę do domu ;) Chociaż jednego czego chcę uniknąć, to mechaniczny seks.

Tydzień minął jako jeden wielki płacz i przygnębienie. I akurat gdy już pogodziłam się z tym co może mnie czekać, a nawet zaczęłam czytać o kosztach in vitro, okazało się że jest szansa.
Chciałabym w przyszłości zrobić laserową korektę wzroku ale najpierw urodzę dziecko. Nie stać mnie na ewentualne in vitro i operację jedno po drugim.

Jeśli już wiem, że wzrost pęcherzyków jest możliwy teraz czas na sprawdzenie powodzenia samego zapłodnienia. Jeśli nie będzie wychodziło może wybiorę się na sprawdzenie drożności.

Zaczęłam ćwiczyć jogę w domu, bo ze względu na pracę prawdopodobnie opuszczałabym zbyt wiele zajęć. Pierwszy raz bardzo mnie zaskoczył, bo filmik trwał 40 min. i myślę - kupa czasu ale trzeba spróbować. I nim się obejrzałam skończył się, a czułam jakby minęło może z 15 :) Rzeczywiście joga wycisza, relaksuje, a przede wszystkim rozciąga ciało. Dzisiaj normalnie aż się spociłam. Idealnie czuć każdy nierozciągnięty mięsień, czy partię ciała. Jest to chwila, w której o niczym nie myślę tylko skupiam się na prawidłowym wykonaniu figury. Jak wejdą w nawyk i nie będę musiała zerkać na prowadzącą postaram się nie myśleć w ogóle.

Pytałyście w komentarzach o książkę "Wylecz PCOS". O efektach nie mogę mówić, bo dopiero przeszłam połowę przygotowawczą i zaczyna się konkretny plan na następny tydzień, druga połowa książki. Podoba mi się podejście autorki, która nie pieje tylko o diecie i zakazanych pokarmach ale skupia się na relaksie, spokoju i wyciszeniu psychiki. Porusza aspekty począwszy od snu, a na zdrowszych przyrządach kuchennych kończąc. Jak zagospodarować kuchnię, lodówkę, spiżarkę, bo gotowanie będzie ważną częścią dnia. Jakie suplementy warto stosować, bo wykazano że kobiety z PCOS mają tego, a tego niedobory. Przepisy na relaksującą kąpiel w wannie, szczotkowanie ciała i olejki. No i psychika - codzienne motto, afirmacje, pozytywne myśli na których mamy się skupić. Wiele z tych rzeczy można z łatwością wprowadzić. Dla mnie będzie niemożliwym do wykonania kładzenie się spać o 22, a nawet zaleca szybciej. Ale poza tym myślę, że to kwestia nawyku.
Dawniej z rana nie robiłam nic prócz śniadania, teraz rozpuszczam Inofem, zaraz potem wypijam szklankę siemienia z chia i wiele innych i nie jest to obowiązkiem, o którym myślę, tylko wykonuję automatycznie.
Choćbym urodziła 5 dzieci nadal pozostanę przy diecie z niskim IG, bo tak to wszystko nie ma sensu. By być zdrowym, czuć się dobrze, nie mieć problemów z cerą, czy okresem jest to potrzebne. To musi stać się stylem życia, a nie dietą.

Boże, teraz czekanie do okresu, czy się poszczęści. Zapowiada się grudzień pełen emocji i nadziei. Luteina od 15 dc.

PS. Mamy pierwszy śnieg! Słaby, bo słaby ale coś tam prószy :D

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 grudnia 2018, 19:52

10 grudnia 2018, 22:54

Tej nocy śniło mi się, że urodziłam nasze dziecko - chyba chłopiec - ale matka nie pozwoliła mi go zatrzymać i zmuszona byłam oddać go do adopcji. Nawet przez chwilę nie mogłam mieć go na rękach. Potem drugi zupełnie inny wątek - stoję przed lustrem i wyrywam sobie 5 luźnych zębów.

Nie wierzę w sny tak dosłownie. Wolałabym je interpretować w stylu Freuda. Boję się, że nigdy nie będę miała dziecka? Albo że jak się uda to poronię? Zęby w snach też ponoć nie są pozytywną wróżbą.

Od 3 dni co jakiś czas czuję prawy jajnik, z którego powinna być owulacja. Dwa dni temu cieszyłam się, że pęcherzyk pęka, ale dziś bolało znacznie bardziej i martwiłam się czy po 5 dniach może to jeszcze nastąpić? Nie mam pojęcia. Obiecałam sobie nie szukać objawów i nie zastanawiać się nad każdym ukłuciem. Jak wiemy jest to ciężkie. Najgorzej gdy pomyślę, że mogło się udać i czuję ten ucisk podniecenia w żołądku jak przed pierwszą randką. Tym zawód będzie boleśniejszy.
Także nie interpretuję, nie analizuję i nie będę nic pisać do czasu wyjaśnienia sprawy.

11 grudnia 2018, 11:33

Przyznam szczerze, że trudno jest nabrać nawyków z planu "Wylecz PCOS". Ale jak sama autorka pisze - postępy, nie doskonałość :) Dietę stosuję, choć pozwalam na odstępstwa, np. pizza z przyjaciółmi, żeby nie wydziwiać.
Nienawidzę być w centrum uwagi, a na pewno nie jako ta, przez którą łazimy po centrum w poszukiwaniu czegoś, co ona może zjeść. Jakby zaprosili mnie na obiad nie wiedząc o diecie, zjadłabym wszystko. Autorka książki pisząc "bądź divą PCOS" ma na myśli szanowanie siebie i wymagania pewnych produktów, czy potraw np. w restauracji (zamienić ziemniaki na bataty itp.), ale uważam, że przesadzać nie wolno i pojedyncze zjedzenie czegoś niewskazanego nie zburzy nagle całej gospodarki hormonalnej. Nie trzeba zajadać się ciastem na imieninach oczywiście.
Nie szczotkuję i nie smaruję ciała balsamem, czy olejkami, bo albo zapomnę, albo jestem zbyt leniwa.
Nie skupiam się na codziennym motto i afirmacjach. Choć jak sobie przypomnę lubię poczytać wartościowe cytaty.
Staram się codziennie jakkolwiek ćwiczyć.
Suplementacja nieprzerwana.

Autorka prócz afirmacji, motto, dobrych myśli, zaleca również codzienne poczucie wdzięczności. Radzi każdego dnia wybrać nowy powód.

Najbardziej jestem wdzięczna za owulację. Za to, że się udało mimo faktu, że spisywałam cykl na straty, a dostałam wielką szansę. Dla zdrowych kobiet jest to czysta fizjologia, dla mnie kamień milowy.
I jeśli w tym cyklu się nie uda, wiem, że owulacja jest możliwa, że mam szansę, tylko może trzeba więcej czasu na działanie leków, suplementację i dietę. I jeśli na teście zobaczę jedną kreskę, będę wdzięczna za szansę, za spokój ducha, a przede wszystkim daną nadzieję.

15 grudnia 2018, 18:24

Czytam wasze pamiętniki, wpisy na forum, ale sama jakoś nie mam pomysłu na temat. Póki co wszystko przebiega bezobjawowo, z początku lekki ból w dole brzucha 3 dnu po podaniu Pregnylu + lekkie chwilowe plamienie na różowo (zapewne owulacja).
Nie chce mi się o tym myśleć. Jestem zawieszona między "bardzo chcę", a "nie nakręcaj się". Jednego jestem pewna - jeśli nic nie wyjdzie, nie załamię się. Nie boję się bieli testu.
Powiedziałam mamie, że się staramy i teraz na każdym obiedzie śmiechy chichy, cieszy się, jakbym już w ciąży była, podpytuje co i jak. Wie, że mam problem, ale tak jakby nie bierze go pod uwagę. Chwilami zaraża mnie pozytywnym myśleniem. Dla niej problem jakby nie istnieje. Jak się widzimy nie ma smutnej miny i równie smutnych pytań, czy pokładania nadziei. Ona normalnie cieszy się tak jakby to, że zajdę było oczywiste i to tylko kwestia czasu, a właściwie to już na pewno się udało. Jak żaliłam jej się, że jajka nie rosną, może nie być owulacji itp., spodziewałam się słów osoby, która chociaż chciałabym pomóc, nic nie może zrobić i jedyne co poklepie po ramieniu, a ona po prostu nie uważa tego za problem nie do przejścia tylko płytką kałużę, którą trzeba przeskoczyć.

Powiem, że dobrze to na mnie wpływa. Bo tak jak spodziewałam się pustego pocieszenia, które utwierdzi mnie w smutku, tak dostałam lekkiego policzka i ogarnęłam się. Na początku zdziwiona myślę, czy ona bierze mnie na poważnie? A potem naprawdę się ogarnęłam. Przestałam ubolewać i skomleć i jak zbity pies szukać pocieszenia. A potem przyszło przyjemne zaskoczenie, gdzie okazało się, że mam ładny pęcherzyk. I prawdziwą szansę.
I koniec końców to, co odebrałam jako brak zaangażowania w problem, czy pomniejszanie jego problematyczności - jako kop w dupę - okazało się najlepszym z możliwych wsparciem.
Tak samo przyjaciółki najchętniej nakopałyby mi do dupy :) Nie ma wspólnego płakania, tylko "Olaaaaaa przestań pierdolić" :D . Traktują mnie trochę jak się traktowało znajomych, którzy uczyli się najlepiej z całej klasy, a przed każdym sprawdzianem płakali, że nic nie potrafią i na pewno dostaną lacza. Czyli, ok, ok, ale i tak ci się uda.
Tyle cudów wydarzyło się w moim życiu, że zaczęłam wierzyć we wszystko :) A rok 2018, mimo rozwodu i braku ciąży będzie i tak najlepszym rokiem mojego życia.

Dzisiejszego dnia jestem wdzięczna za piękną choinkę, która zagościła u nas w domu. Cudownie mi, gdy na nią patrzę. Jest idealna. I całe święta będzie mi przypominać jak cudownego mam mężczyznę pod dachem.
1 2 3