1 cykl starań trwa od 18 sierpnia po dziś dzień. Jest to 22 dc. Nie miałam wcześniej regularnych miesiączek, ani jednakowych objawów. Niejednokrotnie było sucho tam na dole, innym razem bardzo dużo śluzu, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, co on oznacza, bo się tym nie interesowałam.
PCO wykryli w 2011 roku, gdy zgłosiłam się do endokrynologa z nieregularnymi miesiączkami, bywało że nie występowały przez 2 - 3 miesiące. Wtedy też wyszła insulinooporność, dostałam Metforminę 500 mg i tabletki anty, o które sama poprosiłam, choć lekarz nie był skory mi ich przepisać z automatu, jak czytam we wpisach niektórych dziewczyn, że właśnie w taki sposób były leczone pierwszym rzutem. Po 1,5 roku brania metforminy sama ją odstawiłam, bo nie widziałam żadnych rezultatów, miesiączki nie pojawiały się regularnie i po prostu olałam temat. Aż do sierpnia 2018, gdy ponownie zaczęłam się tym interesować, poszłam po receptę i biorę 1500 mg/dobę, którą właściwie sama sobie ustaliłam po przeczytaniu wytycznych Towarzystwa Ginekologicznego w leczeniu PCO. Skończyłam ratownictwo medyczne, zaczynam od października studia pielęgniarskie, medycyna nie jest mi obca i wiem czym się kierować, przy podejmowaniu takich decyzji.
Zaczęłam coraz bardziej zagłębiać się w temat choroby i przygotowywać na ewentualną ciążę.
- wykonałam cytologię,
- odwiedziłam ginekologa i endokrynologa, chodzę również prywatnie do ginekologa,
- zbadałam hormony TSH, FT3, FT4, morfologia, jonogram, testosteron, progesteron, prolaktyna, FSH, LH
- zażywam suplementy i leki - kwas foliowy, witaminy z grupy B, olej z wiesiołka do okresu owulacji, siemię lniane, metforminę 1500 mg, kwasy Omega 3, Castagnus 1 tabl. oraz luteinę, (rozważam od nowego cyklu Inofem, ponoć ma bardzo dobre opinie i niektóre kobiety zachodziły w ciążę po jednym opakowaniu),
- zmieniłam dietę i opieram wszystko co jem na indeksie glikemicznym (opiszę na czym polega w innym poście),
- odstawiłam całkowicie słodycze, chipsy, piwo - ma szczególnie wysoki indeks glikemiczny, bo aż 110, gdzie glukoza ma 100 (alkohol, najczęściej whiskey lub wódka bardzo, bardzo sporadycznie i w niewielkich ilościach),
- z 3 kaw dziennie zeszłam do jednej (kawa może zmieniać środowisko pH pochwy na kwaśne przez co pochwa jest mniej przyjazna plemnikom) ale bez tej jednej nie jestem w stanie obudzić się w pracy ,
- staram się ćwiczyć przynajmniej 3x tygodniowo na siłowni, choć ze sportem akurat zawsze się lubiłam i dotychczas ćwiczyłam w domu z Mel B, biegałam, jeździłam na rowerze, rolkach,
- od dwóch miesięcy nie palę papierosów, wcześniej sporadycznie.
Jest to mój 1 cykl, który obserwuję, mierzę temperaturę, choć nie o stałych godzinach i nie zawsze rano zaraz po wstaniu, ponieważ praca w szpitalu mi na to nie pozwala, gdy idę na 24-godzinny dyżur. Zapisuję ułożenie, twardość i stopień otwartości szyjki macicy, śluz sprawdzam czasem kilka razy dziennie, codziennie test owulacyjny zakupiony na Allegro. Bacznie obserwuję swoje ciało, czy jajnik pobolewa, czy piersi, czy więcej krost wyszło lub jestem wyjątkowo drażliwa. Nigdy nie miałam PMS, a bardzo bolesne miesiączki, tak że bez Nospy się nie obyło, zdarzyły się może 3 razy w życiu. To chyba wszystko co mogę podpowiedzieć, co można zrobić w obecnej sytuacji. Za godzinę mam wizytę u ginekologa i jestem ciekawa co jeszcze poradzi. Na wcześniejszej wizycie dała skierowanie na badania na płodność (w tym właśnie jest FSH, LH) ale popełniłam błąd bo powiedziałam jej, że aktywnie nie staram się o dziecko tylko chciałam uregulować okres i walczyć z PCO. Powiedziała, że nie ma co walczyć dopóki nie chcę dzieci, więc dziś powiem że zaczynam na poważnie działać.
Mój P. póki co się nie badał, to dopiero początki, poza tym nie sądzę by miał jakiekolwiek problemy, ponieważ jego tryb życia i on sam to okaz zdrowia, a przy perspektywie PCO najpierw zajęłabym się sobą. Jeśli nic nie pomoże, zbadamy i jego.
- Luteina 50 mg podjęzykowo 2x dziennie (15 - 25 dc)
- Estrofem 2 mg 1x dziennie (5 - 9 dc)
- Clo 50 mg 1x dziennie (3 - 7 dc)
dodatkowo: Inofen saszetki 1x dziennie plus to co biorę teraz, czyli Castagnus.
Na monitorowanie pęcherzyka przez USG mam się zgłosić między 11, a 13 dc.
Czytając historie innych kobiet nieraz ginekolog mówił "popróbujcie pół roku, rok i zobaczcie czy się uda, a jak nie wdrożę leczenie." Podoba mi się u mojej pani doktor, że nie czeka aż poniesiemy 5 porażek tylko od razu wdraża odpowiednie leki, bo dała dokładnie to co powinna, o czym czytałam w wytycznych. Może dzięki temu nie będę czekać na dwie kreski latami. Mam szczęście, że na nią trafiłam, ma bardzo dobre opinie, pracuje u mnie w szpitalu i wielu ludzi ją poleca. Zabieram się za czytanie ulotek nowo nabytych leków.
Tyle się naczytałam na forach internetowych jak dziewczyny chodzą na monitoring owulacji do ginekologa, jak obserwują, czy pęcherzyk rośnie itp., a teraz sama będę brała w tym udział. Nie mam pojęcia czego się spodziewać, nie znam pod tym kątem swojego organizmu, wiem tylko jak to jest nie mieć regularnego okresu, a po pierwszym miesiącu obserwowania cyklu, jak to jest nie mieć żadnych objawów owulacji, prócz pozytywnego testu, które jak wiemy, mogą zawodzić
Jak i czy w ogóle organizm zareaguje na stymulację, czy wytworzy te pęcherzyki, nie mam pojęcia. A jeśli wytworzy, czy jeden z nich pęknie? Do ginekologa będę szła pełna nadziei, obym nie musiała co cykl słyszeć negatywnych wniosków...
Momentami cieszę się samym faktem starania. Wiecie jak to jest, przyjemniej gonić króliczka niż go złapać. Cieszę się faktem, że znalazłam mężczyznę, z którym chce stworzyć dom i rodzine. Wyobrażam nas sobie w roli rodziców, kto jak będzie się zachowywać, jak i czego będziemy uczyć dzieci. Które będzie bardziej wymagające, a które na więcej pozwoli? Nie chcę by ten moment oczekiwania przeleciał mi między palcami i nim się obejrzę dzieci wyjdą z domu i założą własne rodziny. Chce ske cieszyć każdym dniem, nawet jeśli dopiero czegoś oczekujemy, a nie już to mamy. A chwilami zastanawiam się czy nie za bardzo się spieszę. Może jednak trochę zaczekać?
Co jeśli clo pięknie zadziała i w ciągu tego roku będę w ciąży? Właściwie chciałam głównie zająć się zaniedbanym przez lata PCO , żeby potem nie obudzić się z ręką w nocniku, gdy naprawdę najdzie ochota. Czy bardziej sobie wkręciłam chęć posiadania potomstwa, czy wiem ze nie mam wyboru, bo potem może być za późno? Ginekolog nie chciała zająć się moimi jajnikami dopóki nie zechce zajść w ciążę. Mimo to odn3 tygodni wyobrazam sobie, co poczuje na widok dwóch kresek na teście i jak powiem o tym P. Czy powiem, czy pokaże test? Czy zaskoczę go, czy zapłakana przybiegnie wtulę się w jego ramiona i wychlipię smarkając „jestem w ciąży”? Przyjemne wyobrażenia i takie chwile również chcę łapać ile się da.
Ostatnio zapomniałam wspomnieć o dodatkowej „pomocy” jaką można zastosować:
- herbata miętowa (najlepiej z mięty pieprzowej) 2x dziennie pomaga w obniżeniu testosteronu. Działanie to jest udowodnione klinicznie. Badania znajdziecie na blogu towsrodku.pl
- cynamon pół do jednej łyżeczki do herbaty. Obniża poziom glukozy i jest dobry dla osób z insulinoopornścią. Onfovna ten temat rowniez znajdziecie na powyższym blogu. W badaniach pomogła już dawka 1 grama czyli 1/4 łyżeczki, a 4 gramy, tj. Łyżeczka jeszcze lepsze efekty. Dodaje smaczku każdej herbacie i nie zaszkodzi, a pomóc może. Póki co, stosuje od dwóch tygodni miętę i od tygodnia cynamon.
Od kiedy zaczęłam je rejestrować wyglądają tak:
styczeń - 17 dni
luty - 25 dni
marzec - 25 dni
kwieceń - 15 dni
maj - 16 dni
czerwiec - 28 dni
lipiec - 32 dni / 23 dni (okres pojawił się dwa razy)
sierpień - 21 dni
Miałam nadzieję, że dzięki dbaniu o siebie, rzuceniu wszystkiego co złe, po zmianie diety i włączeniu leków coś się ureguluje. Jutro będzie 28 dzień, zobaczymy.
Od 3 dni przestałam odczuwać skutki uboczne zmiany diety, jak mniemam, na pełnoziarnistą, ponieważ jedynie to diametralnie się zmieniło. Przez cały tydzień rewolucje żołądkowe były na porządku dziennym. Czułam się tak, jakbym przeszła na najgorsze śmieciowe jedzenie, a nie najzdrowsze. Mąka pełnoziarnista, żytnia, razowa, ryż, makaron razowy, pełnoziarnisty, pestki dyni, siemię lniane, więcej warzyw, orzechy. Nabiał w podobnych ilościach jak dawniej. I myślałam, że wykituję. Najgorzej było w pracy. Posiłki nawet 4x dziennie, jak dawniej 2, bardzo nieregularne. W końcu wszystko ustąpiło, wyregulowało się. Poczytałam o tym w internecie i bywało, że takie objawy nigdy nie ustępowały, że dieta okazywała się nietrafiona dla organizmu, a bywało że przechodziło. Po latach jedzenia śmieci nie dziwota, że żołądek zwariował
Ponoć, żeby łatwiej było w staraniach, TSH musi wynosić 1,4 uIU/mL? Coś wiecie a ten temat? Samo trzymanie się granic nie wystracza, bo im wyższe tym trudniej.
Moje wyniki na miesiąc sierpień:
TSH 1,303 uIU/mL (wytyczne mówią, że jeśli TSH jest dobre, nie potrzeba robić Ft3 i Ft4)
Testosteron 1,30 nmol/l
Prolaktyna 8,390 ng/mL
AMH >9 ng/mL
FSH 3,670 mIU/mL
Żelazo 60 ug/dl (norma 60 - 180, niestety systematycznie spadało w ciągu lat)
Wit. D 40 ng/mL ( norma 30 - 80)
Cholesterole, triglicerydy w normie od lat, od kiedy robię badania.
Najważniejsze - pilnowaś TSH!
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 września 2018, 09:59
Zawsze byłam niczym chorągiewka w swoich postanowieniach, raz tak, raz siak, wielki plan na przyszłość, zaraz rezygnacja, zmiana, znudzenie.
Zapragnęłam dziecka, bo w końcu mam poczucie, że tak bardzo chcę założyć rodzinę akurat z tym mężczyzną. Jestem zakochana jak nigdy w nikim i tak samo mocno czuję się kochana. A zdając sobie sprawę z PCO i tego, że zajście w ciążę może być utrudnione, nie chcę czekać do 30 rż. ze staraniami, żeby po latach prób ponieść porażkę. Mam poczucie, że na ten moment zrobiłam wszystko, co mogłam by wesprzeć płodność i podnieść "jakość" organizmu.
Naszły mnie dziś rano, zaraz po przebudzeniu wątpliwości, czy aby na pewno dobrze robię. Czy nas to nie przerośnie, bo stażu nie mamy zbyt długiego, a mieszkamy razem ok. 4 miesiące. Z drugiej strony wiem, że jestem z człowiekiem, który jest moją bratnią duszą i jeśli my sami tego nie spieprzymy nikt nas nie podzieli. Czuję, że będziemy tworzyć zdrową, szczęśliwą rodzinkę Chciałabym tylko mieć pewność, że jeśli się pięknie uda i powiem mu o ciąży, będzie równie szczęśliwy. Głupie obawy, biorą się chyba z faktu, że mocno wierzę, że kuracja z clo, luteiną i estrofenem pomogą i naprawdę jeszcze w tym roku mogę być w ciąży. Nie wiem, czego się spodziewać, ginekolog ostatnio powiedziała, że wyniki mam bardzo dobre, "bardzo ładna płodność". Jednak jeśli ta "bardzo ładna płodność" wymaga zażywania 4 leków i 3 suplementów to chyba nie jest taka ładna :p
3 miesiące temu przestaliśmy w łóżku "uważać". Poruszyłam wiele razy temat, czy jest pewien, czy chce tego, odpowiedział, że gdyby nie chciał nikt, żadnym sposobem nie byłby w stanie go na to namówić. Przyznam, że jest to człowiek bardzo pewny we własnych postanowieniach, wie czego chce, nie waha się i przemyśli każde słowo jakie wypowiada, nie mówiąc o czynach. Padły hasła "niech się dzieje co chce", "będzie co będzie". Zaczęliśmy w ten sposób ciche starania, a raczej daliśmy przyzwolenie, by dać się "zaskoczyć". Kochamy się jak zwykle, od 8 miesięcy codziennie, z przerwą wtedy, gdy jestem na dobie w pracy. Kochamy seks, kochamy się ze sobą kochać, seks sprawia nam dużo frajdy, zupełnie jak byśmy byli stworzeni pod tym kątem dla siebie. Będąc w małżeństwie miałam totalną kaszanę, seks raz na 2 miesiące, wymuszony, czułam się jak gówno, które nie pociąga własnego męża. Teraz rewelacja. Najważniejszy jest czysty umysł, z racji tego, że nie staramy się aktywnie, celowo, seks nie służy tylko do poczęcia dziecka, nie myślimy o tym w trakcie, nie pytamy "czy tym razem coś z tego wyjdzie?".
Wiem jednak, że nie będzie tak łatwo z PCO, więc po cichu zaczęłam wspierać organizm na ile potrafię. Tak jak niedawno napisałam, ginekolog nie chciała mi pomóc do póki nie zechcę dziecka. Nie mogłabym poprawić swojej gospodarki hormonalnej i działania jajników bez kłamstwa aktywnego starania.
Jutro zaczynam cykl z clo. 3 - 7 dzień, w międzyczasie 5 - 9 dzień estrofen.
Pomimo 2 tygodni po odstawieniu słodyczy i przejścia na niski IG, a także brania metforminy od półtora miesiąca nie zauważyłam, żebym drastycznie schudła. Utrzymuję się na poziomie 64 kg i choć bardzo bym chciała spaść do 60, obawiam się że to będzie za mało i zbyt niski poziom tkanki tłuszczowej może wpłynąć na poczęcie. Na zahamowanie @ to jeszcze daleko ale brak tkanki tłuszczowej poważnie zaburza gospodarkę hormonalną. Poza tym zauważyłam, że niestety brak słodyczy rekompensuję sobie owocami i to dużymi ilościami. Też nie mogę przesadzać, bo choć naturalny ale zawsze cukier. I nie wszystkie owoce mają niski IG, jak winogrona, którymi się zajadam. Chociaż banany odstawiłam ;p Jadę zaraz na giełdę po worek marchwi, zamierzam robić regularnie soki z jabłek, marchwi i gruszek. W marchewce przede wszystkim zależy mi na witaminach A,D,E,K, ale pamiętajmy by spożyć ją z jakimś zdrowym tłuszczem, bo są one rozpuszczalne tylko w tłuszczach. Jabłka dobrze niwelują stres oksydacyjny (papierosy, alkohol, zanieczyszczone powietrze, metale ciężkie).
Rozmawialiśmy wczoraj z P. o przyszłości i co będzie, gdy się uda. Mieszkamy w niewielkim ale bardzo wygodnym mieszkaniu z ogrodem i blisko jego rodziców, którzy są wspaniałymi ludźmi. Gdyby ktoś mnie kiedyś zapytał, czy chciałabym mieć teściów blisko wyśmiałabym go, ale oni zajmują się swoim życiem i nam dają żyć. Jest tak swobodnie jakby ich nie było, a korzyści mamy obopólne, bo my im pomożemy czy w zakupach, czy odwiedzimy na kawkę, a w razie pojawienia się malucha, zrobimy szybki podrzut wnuka i załatwimy sprawy w mieście. Wynajmuję swoje mieszkanie, kredyt sam się spłaca i nie stać mnie na kupno nowego, a tam mieszkać nie chcemy. Bardzo bym chciała tu zostać, gdzie mamy ogródek, ciszę, spokój a w lato basen. Już sobie wyobrażam jak za 2 lata maluch będzie się taplać Musimy to jakoś wykombinować, niestety w tym mieszkanku choć ma 52 m2, jest jeden pokój. Nie da się tego tak przerobić, by zrobić drugi, ale dopóki maluch porządnie nie urośnie, spokojnie myślę można tu mieszkać.
Proszę clo, zadziałaj!
Żałuję, że nie udało się zajść we wrześniu, bo prawdopodobny termin porodu byłby na maj, a ja i P. tez jesteśmy z maja :p
Cykl, jeśli chodzi o starania zapowiada się dobry. Może być z tym u mnie różnie, bo pracuję w trybie dobowym i jeśli owulacja przypadnie na dzień dyżuru nie ma bata bym wyrwała się do domu. Moj P. ma tryb 8-godzinny, więc to nie stwarza problemu. Nasze szczęście będzie zależało od mojego grafiku
Od tygodnia regularnie pije siemię lniane i misze przyznać, że w sprawach żołądkowi-jelitowych sprawdza się doskonale. Na ocenę śluzu jeszcze nie czas, póki co pół na pół wodnisty z kremowym. Drugi cykl biorę również wiesiołek, ale w poprzednim miesiącu nie poprawił mi śluzu. Z innych jeszcze zmian to to, że nauczyłam się w końcu regularnie i prawidłowo mierzyć temperaturę. Wcześniej robiłam to w różnych godzinach, nie od razu po przebudzeniu, ale np. wizycie w toalecie i pod pachą. Teraz już trzymam się zasad, a pomiar robię w ustach. Chciałabym następny cykl spróbować w pochwie, ale obawiam się, że dziwny będzie to widok z perspektywy P., jak zauważy, że o 7 rano wkładam sobie coś tam na dole, a skubany ma bardzo płytki sen i przebudza się jak się przerwcam z boku na bok... Poza tym w pracy również nie będzie to łatwe.
Co jakiś czas nachodzą mnie zwątpienia na zmianę z radością. Ciul, że może będzie nam dane starać się następny rok, ale traktuje to tak, jakby za tym cyklem miało się udać. Tak, że podjęliśmy decyzję i trzeba już myśleć o konsekwencjach na wypadek, gdyby się udało. Czasem myśle, czy to nie za szybko, czy nie dać nam jeszcze czasu na cieszenie się wspólnym szczęściem, z drugiej strony czy to szczęście będzie umniejszone, gdy pojawi się dziecko? Czy wtedy nie będziemy mogli poleżeć sobie w ogrodzie, na łóżku rozmawiając, pójść do kina, pojechać gdziekolwiek? Uważam, ze wszystko jest możliwe, trzeba tylko dobrze zorganizować czas. Nie liczę oczywiście niespodziewanych wypadków typu choroba dziecka. Załóżmy, że jest wszystko w porządku, możemy poświecić sobie czas, gdy dziecko śpi, obejrzeć wtedy ulubiony serial, przygotować kolację. Jeśli dobrze się postaramy jesteśmy w stanie wszystko zdziałać. I żeby nigdy nie zapomnieć o sobie przez dziecko. Zauważyłam, że wielu ludzi oddala się od siebie, gdy zostają rodzicami. Zmieniają się, przestają okazywać sobie czułość, stają sie tacy zasadniczy, typowi dla wychowania dziecka, zapominając o romantyzmie. Nie chcę faceta traktować tylko jako niezbędnego czynnika do wychowania dziecka.
Wczoraj wpadła znajoma z koleżanką i jej roczną córeczką. Mała była taka słodka, że chwilami zapomniałam, że mam gości i chciałam tylko bawić się z dzieckiem. Wciąż myślałam, jak miło by było mieć takie maleństwo i wychować je z ukochanym.
Mam przyjść za 4 dni na ponowne badanie, bo może pęcherzy się jeszcze nie rozwinął. Objawów na owulację typu temperatura, śluz, miękka szyjka macicy, czy pozytywne testy - również nie mam, może to jeszcze nie czas. W zeszłym miesiącu jednak były podobne objawy. No może temperatura mnie zaciekawiła, bo do tej pory miewałam 36,3 a teraz 36,5 ale rewelacji nie ma. Czekam 27,0 przynajmniej. Nie znam się na tych akurat lekach, ale jeśli 50 mg clo okazałoby się za małą dawką, czy nie byłoby tak, że pęcherzyk jakiś tam jest ale mały? I wtedy trzeba dawkę zwiększyć. A nie tak, że nie ma kompletnie nic? Ostatnia nadzieja w czwartek.
Niestety endometrium 5,7 mm. Niezbyt dobrze, ale to sama wiem, gin mi nic nie powiedział. Mimo brania estrofemu Czy ten lek też trzeba zwiększyć? A może jako, że jestem jeszcze przed owulacją jest to prawidłowe, dopiero wraz ze wzrostem pęcherzyka wszystko się zwiększa? Muszę jeszcze o tym poczytać... Oby, oby, oby
Już się trochę uspokoiłam, nowe leki - nowa nadzieja. Wolę sobie nie wyobrażać, co czuły kobiety w czasach, gdy nie było zbyt wielu sposobów na leczenie braku owulacji. Czeka mnie teraz stan zawieszenia i oczekiwanie na kolejny cykl. Poza tym chcę polepszyć dietę, bo nie trzymam się w 100% tego, czego powinnam, choć słodyczy nie tykam, cukier jest również w innych produktach i je muszę wyeliminować. Z dietą największy problem, poza tym ok.
Do następnego cyklu!
Dodatkowe suple i leki:
- olej z wiesiołka,
- omega,
- metformina 1500 mg,
- witaminy z grupy B,
- Inofem (mio-inozytol + kwas foliowy 2x saszetka),
- mięta 2x dziennie,
- cynamon do herbatki 1x dziennie,
- dieta z niskim IG,
- siemię lniane,
- cyclodynon.
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 października 2018, 10:57
Nie czuję jajników jak przy clo, nic kompletnie. Nie wiem co będzie po podwójnej dawce dziś wieczorem. Obserwuję ciało i czekam. Dziwna temperatura dziś rano bo 35,6 (mierzę w buzi), a poprzedni cały cykl nie schodziła poniżej 36,3. Ale wtedy był bezowulacyjny. Jeszcze poprzedni, który był pełnoobjawowy też miewał po 35 z hakiem.
Ciągłe wahania nastroju, ale tego wewnętrznego, bo na zewnątrz mam dobry humor. Mam czarne myśli i wizje, że będę się starać i starać i urodzę w wieku 30 lat. Że nadejdzie dzień, gdy będę musiała zapisać się do kliniki leczenia niepłodności (to oczywiście żaden wstyd, po prostu jasno obrazuje powagę sytuacji).
W niektóre dni wierzę, że się uda jeszcze w tym roku, że przecież tyle robię w tym kierunku, czytam i uczę się, że mogłabym sama leczyć niektóre babki. Diety, srety, leki, ćwiczenia. Przymierzam się do medytowania, żeby oczyszczać systematycznie głowę, choć wcale spięta nie jestem. Będę pewnie po pół roku nieudanych prób...Chyba każda z nas doświadcza takich wahań, bo nie wiemy jaka czeka nas przyszłość.
Powinnam się cieszyć z obecnych efektów. Dzięki odstawieniu słodyczy bez wysiłku schudłam prawie 2 kg. Czuje się super we własnym ciele, z radością patrzę w lustro. Dzięki mio-inozytolowi od 3 tygodni nie uświadczyłam ani jednej krosty na twarzy, a wcześniej codziennie jak jedna znikała, zaraz pojawiała się następna. Niektóre już takie bolesne skur..ele, że ani wycisnąć, ani zostawić. Byłam załamana. Może te efekty to kumulacja wszystkiego, i leków i diety, nie wiem do końca, ale mam nadzieję, że tak jak efekty widać na zewnątrz, tak dzieje się coś dobrego wewnątrz.
Co do aktywności fizycznej, staram się codziennie wieczorem biegać 3-5 km, zależy od trasy. Wychodzi wtedy ok. 15-30 min. Na tyle krótko, by nie odczuć w ciągu dnia ubytku czasu, na tyle wystarczająco, by trzymać kg i poprawić wydolność. Zawsze lubiłam sport, ale od niedawna, odkąd nie palę, mogę biec z P. i normalnie rozmawiać bez zadyszki.
Zakupiłam w przedsprzedaży książkę "Wyleczyć PCOS", premiera 17.10, a już doszły dwie inne "Dieta w insulinooporności" Magdy Makarowskiej i Dominiki Musiałkowskiej oraz "Insulinooporność" Dominiki Musiałowskiej. Zabieram się dziś za czytanie, poleciła mi je dentystka, która po wielu latach odkryła, że cierpi na insulinooporność i walczy, by nie zamieniło się to w cukrzycę.
Zrozumiałam, że nie mogę zmienić diety i stylu życia tylko do czasu urodzenia dziecka, to musi być przedsięwzięcie na całe życie, więc przydadzą się solidne podstawy.
Przeglądam inne książki o ciąży, wychowaniu dzieci, ich pielęgnacji i aż ślinka cieknie by coś kupić Ledwo się powstrzymuję, nie jesteś matką! muszę sobie powtarzać.
Polecam stronkę:
http://www.nasz-bocian.pl/zakladki_dieta_plodnosci_lista_artykulow
kilka artykułów na temat diety polepszającej płodność dla kobiety i mężczyzny. Jeśli mamy opornego, zapominalskiego faceta, nie lubiącego łykania tabletek można mu podsuwać pod nos odpowiednie produkty Lubię artykuły poparte badaniami, jakimiś wynikami, gdzie skuteczność jest przedstawiona procentowo itp. i tak właśnie są tu niektóre tematy opisane, np. "(...)dodanie 25g białek roślinnych kosztem 25g białek zwierzęcych zmniejszało ryzyko niepłodności o aż 50%". Białka roślinne znajdziemy np. w pysznym maśle orzechowym (na moim z Biedronki dwie porcje po 25 g dają już 11 g białka). Osobiście nie bardzo mam ochotę na jedzenie soczewicy, grochu itp. ale na szczęście da się zastąpić te produkty orzechami, nasionami chia (aż 21 g w 100!, a wystarczy zalać je wodą i tak wypić, nie ma nic prostszego), migdały, pestki dyni (np. do jogurtu, z mlekiem i płatkami orkiszowymi pełnoziarnistymi). Nie polecam dodawania chia do mleka i jogurtów, a na pewno nie w dużej ilości, bo nasiona powodują, że strasznie wszystko gęstnieje i nie jest zbyt przyjemne w jedzeniu.
To chyba na tyle z nowości jakimi mogę się z wami podzielić.
Za 2 miesiące zrobię badania krwi na hormony, szczególnie tarczycy i płodności by zobaczyć, czy te wszystkie zmiany i leki przynoszą rezultaty.
Miłej soboty dziewczyny, a jako że dziś mam dzień wyżu - głowy do góry, nie poddawajmy się
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 października 2018, 11:11
Jajnik wczoraj bolał tak bardzo, że zaczęłam się stresować. Gdyby było to możliwe podejrzewałbym ciąże pozamaciczną, okropne rozrywanie od środka. Od razu próbuje się diagnozować, łącze objawy ale tu nic prócz tych leków nie pasowało. Po prostu sie przestraszyłam.
Mam głęboką nadzieje, że ten bol zwiastuje pecherzyki, że coś się mogło wykluć. Ale nie będę sieć cieszyć zanadto, bo mogą w wielu innych kwestiach jeszcze nawalić. Mogą nie pęknąć, nie zagnieździć się , nie utrzymać. Wiele bym dała, żeby się udało, jak każda z nas. Ma się poczucie, że jest się tak blisko, że tylko wyciągnąć rękę i będzie twoje. Odwiedziłam dziś mamę w pracy (siedzi budynek dalej) i tak: kuzynka zaszła w niechciana ciąże bliźniacza, a dlatego niechcianą, bo ma już rocznego synka o którego długo się starali. Koleżanka z którą mama pracuje w ciąży. Moj kuzyn będzie miał bliźniaki, a tez długo się starali. Nie jestem zazdrosna, daje to przynjamniej nadzieję. Że może się udać mimo wieku powyżej 30 lat, mimo chorób, problemów hormonalnych, problemów z utrzymaniem zarodka. Potrzeba czasu.
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 października 2018, 22:58
Kazała się starać do soboty codziennie, w sobotę kolejny monitoring, sprawdzić czy pęcherzyk pękł. Powiedziała, że gdyby po podwójnych dawkach tych leków nie było ani jednego dominującego musiałaby wysłać mnie do kliniki leczenie niepłodności, bo brak reakcji jajników oznaczałby dużo głębsze podłoże i ona nawet nie może przepisywać więcej leków. Szczęście, że coś urosło! Nawet jeśli nie doczekam dwóch kresek ważne, że mogę dalej się u niej leczyć. Oznacza to, że nie jest jeszcze tak bardzo, bardzo źle.
Jeden minus, że endometrium miało niecałe 6 mm, mówiła, że do prawidłowego zagnieżdżenia się jajeczka musi być min. 8 Czy jeśli owulacja nastąpi w sobotę, endometrium do tego czasu może podrosnąć?
Jeśli teraz się nie uda, następna kombinacja clo - lametta - estrofem - 2500 mg metforminy (dotychczas brałam 1500). Powiedziałam jej o wątpliwościach, czy estrofem w poprzednim cyklu nie spowodował zahamowania owulacji, bo nie miałam żadnych objawów i pęcherzyka. Mówi, że on rzeczywiście może hamować, ale żeby aż tak to nie sądzi (jak słyszę zdania przypuszczające z ust lekarza, to znaczy, że owszem, może, tylko on myśli, że nie...). Jednak w tym schemacie dała estrofem od 10 dc. po kontroli, czy pęcherzyk urósł. W poprzednim cyklu był już od 5 i tu właśnie się obawiałam, że zahamował owulację (a endometrium też nie powalało).
Trochę to całe leczenie poszło nie tak, nie zrozumiałam jej dobrze i nie wypisała mi tego na kartce więc teraz nie brałam estrofemu i luteiny. A okazało się, że powinnam (ale jej o tym nie powiedziałam ;P). Może to uchroniło przed kolejnym nieowulacyjnym cyklem? Na forum spotkałam się z tym, że estrofem podawany jest właśnie od 10 dc., bo pęcherzyk dominujący już jest.
Więc tu znowu moja samowolka - jeśli od przyszłego cyklu zleciła estrofem 10, a mamy dziś 11, równie dobrze mogę ten cykl potraktować jak następny i wzięłam już tabletkę. A nóż endometrium urośnie do soboty i pozwoli zagnieździć się? o_o (MARZENIA) Trochę ryzykuję, bo co jeśli estrofem spowoduje, że pęcherzyk nie pęknie (nie wiem jak to dokładnie działa, czy na wzrost, czy pękanie)? W sumie, czy w prawo, czy w lewo będzie dupa, bo tu się nie zagnieździ, a tu nie pęknie, więc z dwojga złego... ?
Zwiększam od razu metforminę, nie czekam do następnego cyklu.
Piszę może aż zanadto szczegółowo ale pomaga mi to ogarnąć różne niewiadome Zawsze dzięki pisaniu rozumiałam wszystko lepiej.
Wyszłam od niej w sumie smutna. Zrozumiałam to tak, że super jeśli jest pęcherzyk ale za słabo żeby się zagnieździł. Teraz, gdy wróciłam do domu zrozumiałam, że mam się z czego cieszyć, bo jajniki pracują i odpowiadają na leki. Jeszcze na wielu innych płaszczyznach może się spieprzyć, ale trzeba doceniać każde powodzenie. Bardzo wierzę w ten cykl, jakoś tak się nastawiłam. Na pewno dni przed @ nie dadzą zasnąć
Napiszę jeszcze dzisiaj ważne informacje, jakie znalazłam w książce o insulinooporności, bo jest tam też wiele o PCOS.