Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Starania pomimo... Uda się? Uda!
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4 5

16 marca 2018, 22:02

-21 dc-
Nie potrafię przestać być smutna. Co zapomnę i się czymś zajmę, natrętnie powraca "0,54! Kończy Ci się czas!!!".
Wreszcie się nauczyłam chcieć tej ciąży w taki normalny sposób. To był pierwszy miesiąc, kiedy byłam tak mocno pozytywnie nastawiona, kiedy poczułam, że przecież w końcu się uda. I znów życie mi dało po łapach. Nie lubię użalania się nad sobą, ale mi nic nie przychodzi "tak o". Ile razy mama mi powtarzała: trudne pięknego początki. Ile można?! Zawsze mam komplikacje, zawsze muszę uczyć się cierpliwości, do wszystkiego zawsze muszę dojść sama. W sumie 10 lat spędziłam w związkach, które nie dały przyszłości, a teraz, kiedy wreszcie trafiłam na partnera przez duże P, może być za późno.. Dziewczyny zachodzą w ciążę - są WSZĘDZIE dookoła mnie, a dla mnie to jest tak zajebiście nierealne, nie czuję tego.. Chyba tracę nadzieję..

Może przemawia przeze mnie PMS, może jeszcze nie strawiłam tego wyniku, ale wiem, że dotarłam już na 3-cią stronę pamiętnika, zatem 40 wpisów za mną i jedno jest już pewne - ten pamiętnik nie jest krótki!

***
P.S. Boję się najbliższej małpy. Teraz będzie mi ciężej niż zawsze ją udźwignąć..

17 marca 2018, 07:59

-22 dc-
Z okazji 9 dpo detektor wyliczył ewentualną datę porodu: dzień przed urodzinami dziadka, po którym chcielibyśmy imię dla małego (dla małej byłaby to kombinacja z praktycznie tych samych liter). Kiedy stałam się taka sentymentalna?! Ciepłe kluchy, blehhh!
..To i tak bez znaczenia bo temperatura już spada..

Przepraszam, że tak smęcę, wszystkie wolimy chodzić po pozytywnych pamiętnikach, ale na razie nie potrafię z siebie nic wykrzesać. Może dla Waszego dobrego humoru a razie tu nie wchodźcie..
Nie, chwila, mam jeden pozytyw: praktycznie straciłam nadzieję, a wtedy się często udaje :) Ale skoro o tym myślę, to chyba wszystko psuje..?! KTO MI DA PRZEPIS NA CIĄŻĘ?! Oprócz MASY KASY, WIARY I CZASU? BO NIE MAM ANI JEDNEGO Z TYCH TRZECH!!!

17 marca 2018, 19:07

-22 dc-
Piszę tu jak najęta, bo próbuję znaleźć ukojenie.
Byłam dziś na zawodach w jeździe figurowej mojej chrześnicy. Nie jesteśmy ze sobą blisko, ale jak jechała, to płakałam i wstydziłam się tego przeokrutnie. Tęsknię za twardą babką, którą kiedyś byłam, chcę ją znów odnaleźć. Jak odszedł od nas ojciec, to ogarniałam i mamę (bo była załamana i wszystko było ponad jej siły) i brata (bał się mniej bardziej, niż mamy). Miałam jaja. Muszę je odnaleźć. Mama zawsze mi powtarzała, że jestem facetem w kobiecym ciele (może dlatego nie mogę zajść w ciążę?! :D ). Super, chyba mi humor wraca..
Wracając do meritum - wiem, że wszystko zależy od głowy. Zasada 90/10:
Jedynie 10% naszego życia jest określone przez to, co się dzieje. 90% tego, co dzieje się w naszym życiu, jest bezpośrednio związane z tym, jak reagujemy na te 10%. Różni ludzie są w stanie zareagować na tę samą sytuację w całkiem inny sposób.

Dlatego muszę jakoś nad sobą popracować. Ta wewnętrzna walka mnie wykańcza. Np. dziś lekko spadła mi temperatura, a w kibelku zobaczyłam mini mini plamienie. I oczywiście odwieczne pytanie - małpa czy implantacja. I uspokajanie się, że to na pewno @, żeby się nie nakręcać, a z drugiej strony wiadomo, że marzy się, aby to było jednak zagnieżdżanie. I przeglądanie poprzednich wykresów, analizowanie średniej temperatury wraz z odchyleniem standardowym i granicą błędu, później wyliczanie kwadratury koła i całki z pierwiastka. Jak żyć?! Muszę nad sobą zapanować. Wiem, że pier*olone AMH o niczym może nie świadczyć i połowa ludzi na świecie nie zna swojego wyniku. Dlatego muszę się jakoś ogarnąć.
Przeleciałam dziś całkiem pokaźną porcję pamiętników i wpadł mi w ręce pamiętnik 101015. Użyła słowa trening płodności. Wklepałam w wujka, weszłam w pierwszy wynik i widzę znajomą twarz - Monika Szadkowska. Pamiętacie jak pisałam o wątku, w którym dziewczyny pisały, że ich szczęśliwy cykl różnił się od pozostałych tym, że wyluzowały? Jedna z dziewczyn piała, że strona http://chcemiecdziecko.pl bardzo jej pomogła. Skojarzyłam jej twarz z tamtej strony, więc weszłam i zaczęłam czytać o co chodzi. Przy okazji zaznaczam, że bardzo mocno wierzę w siłę umysłu i to, że sami kreujemy sobie rzeczywistość, w której żyjemy. I przemówił do mnie jeden akapit:

Jeśli często myślisz o swojej niepłodności, o tym, że nie masz dziecka, że nie możesz przez to być szczęśliwa – to tak się dzieje. To taka samospełniająca się przepowiednia.Myśląc o określonych rzeczach, uczuciach – zaczynamy je do siebie przyciągać.
Nieświadomie.

Bo to oczywiste, że chcesz mieć dziecko, że zrobisz wszystko żeby zajść w ciążę. Ale jednocześnie podświadomość atakowana Twoim smutkiem z powodu braku ciąży zakłada, że to dla Ciebie przykry stan i chce Cię od tego bólu uchronić.
Twoje napięcie związane z leczeniem niepłodności, świadomymi pragnieniami zrealizowania potrzeby macierzyństwa są „sabotowane” przez... Ciebie, Twoje nastroje, Twój stosunek do ciąż które są wokół Ciebie.

Dlatego zaczynam trening. MUSI coś w tym być! Ile dziewczyn z bombowym AMH przez lata nie zachodzi ciążę, choć wyniki mają jak z bajki? Ile ma AMH poniżej 0,3 czy nawet 0,1, morfologię czy ruchliwość chłopaków od czapy, a zachodzą w ciążę? Ile musi się pogodzić z niepłodnością, adoptują inne dzieciaczki i wtedy zachodzą? MUSI COŚ W TYM BYĆ! MUSI! Kilka razy w tygodniu ćwiczę i jem zdrowo dbając o swoje ciało, a co z głową? Albo może powinnam powiedzieć sercem, bo to ono boli? Chcę znów być szczęśliwa i chcę uwierzyć na nowo! I oczywiście - chcę być mamą!!! Tego sobie i Wam życzę! Przesyłam buziaki tym, które wytrwały do końca tego wpisu <3 <3 <3

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 marca 2018, 19:12

19 marca 2018, 09:42

-1 dc-
O dziwo nie rozpaczam z powodu tej @. Może afirmacje działają? Chyba tak, bo to jedno zdanie: "Moja menstruacja przypomina mi, że moje ciało funkcjonuje poprawnie." na prawdę mnie uspokaja. Tym bardziej w kontekście wygasającej pracy jajników ;) Poza tym nie mam już zamiaru o tym przesadnie myśleć. Skoro dr mówi, że pęcherzyki nie wyglądały tak źle, to wg mnie to jest ważniejsze niż jakiś hormon, który powinien być stały i z wiekiem spadać, a niejednej dziewczynie zmienia się przy każdym badaniu. Poza tym muszę się do czegoś przyznać.. Całe życie powtarzałam "Nie chcę dzieci! Nie cierpię ich! Na nie się tylko wydaje kasę. Jeśli mi kiedyś odbije i zachcę je mieć, to obym była bezpłodna, żebym i tak nie mogła się tak skrzywdzić." I tak całe życie :( Egoistyczna idiotka! Więc kto wie, czy to nie ta wspomniana we wcześniejszym wpisie samospełniająca się przepowiednia? We wstępie do afirmacji babeczka mówi, że mogły się w naszej psychice utrwalić jakieś myśli i schematy, które nas blokują. Ja zawsze uważałam, że jak się ma dziecko, to jako kobieta jest się na straconej pozycji, bo facet może robić co chce, a kobieta kwitnie w domu (taki obraz wyniosłam z domu rodzinnego). Ja dalej nie wyobrażam sobie siebie z brzuchem (nawet nie potrafię napisać "z brzuszkiem' bo to jakoś tak za miękko jak na mnie). Może faktycznie muszę dojrzeć, przełamać pewne schematy myślowe? Bardzo się cieszę, że wpadł w moje ręce ten trening płodności i afirmacje, bo czuję się dużo spokojniejsza..
Tak btw - możnaby pomyśleć, że jestem trochę niezrównoważona - wielka rozpacz jednego dnia i pozytywne afirmacje kolejnego, ale to cała ja.. Każda emocja na maksa!

Plan na ten miesiąc:
* kontynuować trening płodności!
* codziennie przed snem afirmować 15 min!
* kupić Zioła Ojca Sroki - ziółek nigdy za wiele
* może Conceive Plus? - żeby odżywić chłopaków
* ustalić termin histero- i laparoskopii (tak w sumie to się z niej cieszę - moja mama miała raka i ma wyciętą macicę, więc dobrze się tam u mnie rozejrzeć, żeby wiedzieć czy wszystko ok. Tym bardziej, że mam HPV. Dobra, zabrzmiało mrocznie, ale ja to coroczną kontrolą i pozytywnym myśleniem wszystko opanuję) :)

19 marca 2018, 11:57

-1 dc-
Mam termin histero- i laparoskopii! 06.06.2018!.
Tak sobie myślę, że wszystko jest po coś i może dobrze, żebym miała tą operację? Może nie powinnam się starać przez te 2,5 miesiąca?
Co śmieszniejsze 07.06.2018 miałam mieć robioną coroczną cytologię. Pamiętam jak się zastanawiałam czy nie czekać do tego terminu z jakąkolwiek diagnostyką. Jak ja się cieszę, że nie czekałam...

20 marca 2018, 20:30

-2 dc-
Wykupiłam pół zielarskiego! Poszłam tylko po Zioła Ojca Sroki, ale one wcale nie są opisane. Na forum wszędzie padało sformułowanie "nr 3" ale te w zielarskim w ogóle nie były opisane, żadnego numeru, żadnego składu, nic. Więc powiedziałam, że chodzi mi o "podkręcenie płodności". Na co babka: Ok, skoro znam temat, to jesteśmy w domu. Zaufałam jej ponieważ widać było, że jest starsza, ale była taka zadbana, świeża i widać było, że pasjonuje się tematem, chyba po prostu była przekonywująca. Obiecała mi nawet wysłać różne informacje na maila. I tak oprócz Ziół Ojca Sroki kupiłam też chlorellę, która robi tyle pożytecznych rzeczy w organizmie, że nawet nie próbuję tu tego spisać. Pani przekonała mnie tym, że wspomaga walkę z drobnoustrojami, które kradną nam różne cenne składniki odżywcze. Do tego wzięłam Naturę Mix wsparcie (w której jest mleczko pszczele i acerola), różeniec górski (dobrze działa na układ nerwowy, zwiększa odporność na stres), no i jeszcze przy okazji olej z wiesiołka bo mi się skończył. Nie są to specyfiki typowo podkręcające płodność, ale powiedziała, że wszystkim staraczkom to poleca, nawet synowej taki zestaw sprawiła i już jest babcią. Wiadomo, nigdy nie będę wiedziała ile w tym prawdy, ale uważam, że wszystkiego trzeba spróbować, a czymś takim (co nie jest chemią) mogę sobie tylko pomóc. Dziś dokupiłam jeszcze kubeczki, żeby łatwo nam się zaparzało ziółka i lecimy z koksem - tak podkręcimy płodność, że będziemy nie do zatrzymania ;) Niech moc będzie z Wami! (i z nami) <3
ae8cad88813a8881med.jpg

Edit: Kto by pomyślał, że prawie dokładnie rok później niechcący stłukę ten kubek wychodząc ze szpitala po urodzeniu Brunka 💙

Wiadomość wyedytowana przez autora 30 marca 2019, 10:44

27 marca 2018, 20:40

-9 dc-
Minęło półtora tygodnia odkąd afirmuję i prowadzę trening płodności. Czuję się dużo spokojniejsza. Wreszcie nie prowadzę wewnętrznej walki pomiędzy tym, że chcę uwierzyć że się uda a tym, że boję się uwierzyć i później zawieść. Ja zawsze staram się na nic nie nakręcać, bo jakoś z a w s z e we wszystkim mam turbulencje. I tak się zastanawiam czy sama ich na siebie nie ściągam wiecznym wymyślaniem czarnych scenariuszy pt. "co może pójść źle". Dlatego czuję, że ten trening jest dla mnie. Teraz widzę, że od początku zakładałam, że będzie ciężko. Te wszystkie zdania "będę mamą", "moje dziecko" itp. nie przechodzą mi przez gardło naturalnie. Tak jakbym nigdy w to nie wierzyła. Dlatego wydaje mi się, że moim głównym problemem jest psychika. Ale czuję, że ją łamię. Czuję, że jest różnica. Zmieniam się. Uda się <3

***
* Poza tym wreszcie widzę, że wiesiołek działa.. if you know what I mean ;)
* I cieszę się, że usunęłam jeden pieprzyk. Od półtora roku się za to brałam, ale nie chciałam umawiać wizyty "na wypadek gdybym już zaszła". No i tak miesiące leciały.. Także ma to dla mnie duże znaczenie, że jeden za mną. Reszta po lecie, bo jest do wycięcia i 6 m-cy nie mogłabym się opalać (tego usunęłam laserowo).
* Poza tym wreszcie wystawiłam auto na sprzedaż. Telefon ciągle dzwoni, więc pewnie na dniach się go pozbędę (moje kochane autko - moje pierwsze). Już pożyczyłam rower od mamy i ku zdrowotności zamiast na czterech, będę pędzić na dwóch kółkach.
* I temperaturę mierzę przez wedżajnę i wykres aż tak nie skacze. Same zmiany na lepsze.
Jest fajnie :)

7 kwietnia 2018, 21:50

-20 dc-
Ale ja dawno nie pisałam! Na nic nie mam czasu, tyle się dzieje :) Autko sprzedaliśmy 3 dni po wystawieniu ogłoszenia, a kolejne 6 dni później kupiliśmy naszą piękną Kijaneczkę :D Nie sądziłam, że uda się tak szybko. I to za mniej niż planowaliśmy, więc jeszcze na wakacje będzie kasa :) Fajnie było mieć czym odciągnąć myśli.
***
Co do mojego nastawienia - jest cudownie <3 Wreszcie nie walczę sama ze sobą, co jest szczególnie uspokajające teraz, w drugiej fazie cyklu. Trening bardzo mi się podoba, zwłaszcza że jednym z zadań na ten tydzień było dbać o siebie, o ubiór, o makijaż, po prostu miałam się czuć ze sobą dobrze. Oj czułam :) Szczególnie bez tego pieprzyka i w nowej furce ;) Generalnie jest na prawdę dobrze, czuję że dojrzałam, potrafię sobie siebie wyobrazić jako mamę. Jeszcze niedawno czułabym się nieswojo to pisząc, a teraz już nie mam z tym problemu. Jedynie dwie rzeczy sprawiają, że czuję, że nie wypracowałam w sobie wszystkiego. Po pierwsze: pomimo, że nie reaguję zazdrością na pękate brzuszki dziewczyn, których teraz jest wszędzie na potęgę, to jednak jak siadłam w malutkim pokoiku z dziewczyną od ubezpieczeń, która okazała się być naszą kumpelą i zobaczyłam jej brzuszek, to poczułam się przez sekundę nieswojo. Jakoś tak głupio mi było przed mężem, tak jakby widział, że ktoś jest ode mnie lepszy, a ja wadliwa. Durne myślenie. Ale po chwili szoku gratulowałam jej na prawdę szczerze, na odchodnym z resztą gratulowałam jeszcze z dwa kolejne razy :) Po drugie: moja kuzynka zaczyna się starać. Zawsze byłyśmy trzy. Ja najstarsza, kolejna 4 lata młodsza i ta najmłodsza, 6 lat ode mnie młodsza. Ta średnia wpadła dobre 7 lat temu, zostałyśmy we dwie, ale przez kiepską umowę zlecenie najmłodsza nawet nie próbowała. I choć cieszę się, że chcą sobie ułożyć życie z mężem (którego bardzo lubię i życzę im wszystkiego co najlepsze), to wiecie czego się boję.. Tym bardziej, że moja ciotka ma zero taktu i mogę sobie tylko wyobrazić jej komentarze na rodzinnych spędach (serio tak się to pisze? Słownik mówi, że tak). Jest jeszcze jedno. Każdy kolejny cykl przybliża mnie do histero- i laparoskopii. Trochę mnie to martwi. Blizny.. A przed nami lato.. Gmeranie we wnętrznościach.. Wolę naturę zostawiać w spokoju, a nie w niej gmerać, ale co zrobić.. Z jednej strony czuję ekscytację, lubię nowe rzeczy, nigdy nie miałam operacji (wiem, brzmi to idiotycznie, ale jakoś zawsze mnie ciągnęło do nowych wrażeń. Kiedyś pozwoliłam straży pożarnej wyciągnąć mnie przez okno na 2 piętrze na noszach, bo pokaz robili. Oczywiście byłam jedynym ochotnikiem). Nikt oprócz męża i kumpeli (i kumpla) z pracy nie wie o operacji. Rodzinie nie powiem. Mama by się stresowała. Powiem jej jak będę po. Mówię jej zawsze wszystko, więc to też mnie trochę kręci. Czuję się dobrze z tym, że będziemy w tym tylko we dwóję. Choć czasem chcę się jej pożalić.. Może jak zostanie mi mniej cykli, to nie wytrzymam.. Póki co łącznie z obecnym mam ich 3. Dwie małpy, dwie owulacje, kolejna małpa i wreszcie się czegoś dowiem.. Masakra. Dawno się w to nie wgłębiałam. Koniec. Pogadam sobie o tym za miesiąc czy dwa. Teraz chcę poruszyć jeszcze jedno, żeby pamiętać, jak moje myśli ewoluują.
***
Największa zmiana jaka się dokonała w mojej głowie jest taka, że wierzę, że mogę zajść w ciążę. Bez zagłębiania się w AMH (przeczytałam niejeden artykuł, choć z polskimi mam problem, więcej anglojęzycznych. Ważniejsza jest ilość pęcherzyków antralnych, a ich mam ponoć typową ilość: "nie ma jakiegoś szału, ale liczba jest adekwatna do Pani wieku".) Wcześniej wydawało mi się to takie nieosiągalne, jakbym z góry zakładała problemy. Jakbym nie była do tego stworzona. Ale wiecie co? Potrafię trawić, moje rany się goją, nawet siku zrobię. Nikt mnie tego nie uczył. Moje ciało wie jak to zrobić. Tak samo jak moje ciało wie jak zajść w ciążę. A ja muszę po prostu mu pomóc, a co nawet ważniejsze, muszę mu przestać przeszkadzać złym nastawieniem. Tyle :) Powodzenia dziewczyny, róbmy to, do czego zostałyśmy stworzone! <3

13 kwietnia 2018, 11:05

-3 dc-
Ostatnie półtora dnia miałam lekkie podłamanie humoru. Poczułam, że jestem trochę już tym zmęczona. Przeszło mi przez myśl czy nie olać kontroli nad tym wszystkim. Pewnie kilka cykli i tak zrobię. Póki co, humor odzyskałam. Pomimo, że dziś piątek 13-ego zrobiłam ponownie AMH. A przy okazji poleciałam z FSH, LH, prolaktyną, estradiolem, FT3, FT4, DHEA-SO4 i testosteronem, a co ;) 335 zł nie moje, ale jak się bawić, to się bawić. Ten przedostatni nawet nie wiem co to jest i czy ma mieć końcówkę SO4 ale tak mi doradziła Pani pobierająca krew. Brałam wszystko co mi internety 3-ego dc pozwoliły :)
Tak więc zostały mi 2 cykle do laparo. Chyba muszę się oswoić z myślą, że się odbędzie bo liczyć na te dwie szanse.. Pod presją się nie da i tyle. W czerwcu mam operację. Kropka. A po niej niech się dzieje co chce. Każdy cykl zbliża mnie do mojego maluszka i tego się trzymam <3

13 kwietnia 2018, 22:05

<3 <3 <3Moje AMH wzrosło z 0,54 ng/ml do 0,95 ng/ml!!!!! <3 <3 <3
Niby nie może urosnąć, niby nie zależy od dnia cyklu, ale nie minęły 2 miesiące (pierwszy raz badałam go 14.03.2018), a wzrósł prawie dwukrotnie! Nie wiem czy to był błąd laboratorium, czy pozytywne myślenie działa cuda, ale pomimo, że to wynik poniżej 1, to jestem przeszczęśliwa! Nawet jeśli reszta hormonów nie jest idealna, to i tak ma to dla mnie ogromne znaczenie.

Wiadomość wyedytowana przez autora 13 kwietnia 2018, 22:06

13 kwietnia 2018, 22:29

-3 dc-
No to teraz reszta hormonów:
1. FT3: 2,14 pg/ml (norma 1,71-3,71)
2. FT4: 0,91 ng/ml (norma 0,70-1,48)
3. Testosteron: 25,39 ng/dl (norma 7,21-79,31)
4. DHEA-SO4: 188 ug/dl (norma dla mojego wieku 98,8-340,0)
5. Prolaktyna: 20,56 ng/ml (norma 5,18-26,53)
6. Estradiol: 44,10 pg/ml (norma 21-251)
7. FSH: 5,88 mIU/ml (norma 3,03-8,08)
8. LH: 3,89 mIU/ml (norma 1,80-11,78)

I tak się zastanawiam czy estradiol nie jest za niski, prolaktyna za wysoka, a stosunek LH:FSH za mały (0,66 a ponoć powinien być w okolicach 1,0). Zobaczymy co pani doktor powie.

Przy okazji dziś "doktórka" bardzo u mnie zapunktowała, bo jak się okazało koleżanka mojej mamy długo starała się zajść w ciążę pod okiem wielu lekarzy i moja pani dr powiedziała jej konkretnie, że z takimi wynikami nie ma szans i musi znaleźć alternatywę, bo na biologiczne dziecko nie ma co liczyć. Ponoć bardzo jej to pomogło, bo wreszcie mogła się pogodzić z sytuacją i już od kilku lat jest adoptowaną mamusią. Dzięki tej historii wiem, że mogę jej wierzyć na słowo i nie obawiać się "zdzierania kasy". Zresztą te hormony pobadałam pomimo jej zaleceń ;) Potrzeba więcej takich lekarzy! Dla których człowiek i jego schorzenia i dramaty są priorytetem, a nie nabijanie kapsy.
***
Jeszcze jedno. Musiałam się mamie przyznać do operacji bo chciała, żebym akurat 06 czerwca zawiozła ją na lotnisko bo jedzie na wakacje! No nie potrafiłam znaleźć żadnej wymówki na poczekaniu! Poczułam się jak wyrodne dziecko, które nie chce matce pomóc no i przyznałam się. Najpierw była w szoku, ale potem powiedziała, że i tak czuje, że w przyszłym roku będzie babcią, poza tym "narkoza jest taka fajna, czujesz się tak błogo, taka lekka, spodoba Ci się, Ty lubisz nowe wrażenia, bylebyś potem nie rzygała" :D A więc czekam na nowy wymiar bani ;) Czerwcu, nadchodzę!

19 kwietnia 2018, 09:42

-9 dc-
Od początku starań jeszcze nigdy nie byłam taka wyluzowana, spokojna.. prawie jakby mi nie zależało. Wiem, że to kwestia pogody i tego, że jest tyle zajęć, którym nie mogłabym poświecić czasu przy dziecku, ale cieszy mnie ten stan. Mogę wyluzować, skupić się wreszcie na czymś innym niż starania. Nie wchodzić na OF co godzinę i lampić na wykres jakby miało to coś zmienić. Jak się uda, to super, a jak nie, to czeka mnie super lato! Znów mam mega power na treningach, kupiliśmy rolki i rowery, prawie nie ma nas w domu. Za to wieczory.. Seks smakuje tak jak dawno nie smakował.. <3 Chwilo trwaj!!! <3

P.S. Jestem z siebie dumna, bo piję dużo więcej wody niż zawsze i dużo mniej alkoholu niż standardowo o tej porze roku. W końcu cellulit sam nie zniknie ;)

7 maja 2018, 13:47

-27 dc-
(Pewnie dziś zmienię na 1dc)
To był bardzo fajny cykl. Spokojny. Choć trwał dłużej niż zwykle i do końca nie byłam pewna jak się skończy bo bólu brzucha nie czułam aż do dzisiejszego popołudnia ale nie napinałam się. Może dlatego, że marzę urodzić w wiosnę albo lato a teraz termin przypadałby na 15 stycznia? A może wreszcie się ogarnęłam psychicznie? Nie wiem ale dobrze mi z tym. Między nami też jest o niebo lepiej. Tylko boję się operacji. Boję się narkozy, blizn, tego, że dowiem się czegoś złego,że będziemy musieli zrobić przerwę, tego jaki będzie następny krok..
Wczoraj jak wracaliśmy od znajomych to nad naszym autem krążyły dwa boćki :) Wcześniej też widzieliśmy dwa w gnieździe ;) Zawsze wydawało mi się fajnie mieć bliźniaki ale to musi być na prawdę ciężkie. Cały weekend spędziliśmy u znajomych z 10-miesięczną córcią i pierwszy raz od dawna widziałam jakie to absorbujące mieć dziecko. Ale czuję się gotowa. Marzę o tym całym sercem. Nawet jeśli uwielbiam ten wiosenno-letni czas we dwoje to i tak o niczym nie marzę bardziej. Mój też się tak fajnie zajmował małą <3
Może muszę przestać czekać i wreszcie zmienić tą pracę.. Taki jest mój wniosek z tego wypadu. Stać mnie na więcej niż klepanie faktur za 2500. Nawet rozważamy przeprowadzkę, bo tam u znajomych lepiej płacą bo bliżej granicy (2x lepiej!) Dlatego oni wyjechali te 300 km.. Ciekawe co życie przyniesie.. Marzę o zmianach <3 :) <3

11 maja 2018, 22:04

-5 dc-
Już się nie boję operacji. Wręcz nie mogę się jej doczekać! Pragnę zmian i one i tak nadejdą. Albo zajdę w ciążę, albo odejdę z pracy. Postanowione. Daję sobie kilka miesięcy. W ogóle złapałam się na tym, że co prawda wierzę w to, że zostanę mamą, ale NA GŁOS ciągle powtarzam: "Nie no, jak coś to na pewno po operacji, bo ja to takiego szczęścia nie mam, żeby udało się jej uniknąć". BŁĄD! Jakie przesłanie wysyłam do wszechświata? Mało się nagadałam o samospełniających się przepowiedniach? Głupia baba. Postanowiłam powtarzać, że w ciągu kilku najbliższych miesięcy zajdę w ciążę. Staram się nie myśleć o tym, że "jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach na przyszłość" Po prostu całym sercem zaczynam wierzyć. Bez asekuracji, że "fajnie by było", że "może się uda". Uda się i tyle. Razem z mężem się w to bawimy. Może będzie boleć jak się nie uda, a się nastawimy, ale trudno. Mam zamiar się uśmiechać na widok innych brzuszków, bo za niedługo też taki będę miała! Nie chcę już ich zazdrościć! I na prawdę zaczynam w to wierzyć. JEŚLI się nie uda to kolejnym etapem będzie odpuszczenie, nie mierzenie i zdanie się na los. Ale na chwilę obecną mam masę energii, żeby wierzyć! <3 To dziewczyny, które nie rozkminiają najłatwiej zachodzą, bo nie roztrząsają się nad tym co może pójść nie tak. Moja znajoma oznajmiła mi, że jest w 9 tygodniu ciąży. Jej TSH wynosi 40! Nie 4. 40! Da się? Da się! Dlatego uczę się, żeby odpuścić analizę. Całe życie sobie tym utrudniałam. A prawda jest taka, że 3 razy udało mi się uniknąć zabiegów (2x) i operacji (1x) w ostatniej chwili. Może jednak wcale nie jest ze mnie taki Pechowiec Brajan ;) Tak czy siak, nawet jeśli operacja będzie miała miejsce, to będzie znaczyć, że tak miało być. Nieważne. Ważne, że czas leci, a każdy dzień przybliża nas do naszego maleństwa <3

Z dodatkowych ogłoszeń duszpasterskich:
* piję dziennie 7 szklanek wody (8 nie ogarniam)
* przerzuciłam się na olej lniany (naparu nie wytrzymam, bo ja nawet po kiślu wymiotuję)
* kupuję L-argininę dla nas obojga
* kupuję macę dla małża
* luzuję z treningami bo chyba za ostro daję sobie w kość
* olewam stresy w pracy bo niedługo i tak nie będę do niej chodzić :)
* chyba kupię castagnusa, robitussin, conceive+.. cały czas się waham
* duuuużo mniej piję %.. (no dobra, oprócz jednej wpadki) ;)

A jeszcze przy okazji chciałam zauważyć jak niesamowicie różne są cykle i objawy im towarzyszące. Za każdym razem coś przebiega inaczej i daje nadzieję, że cykl był szczęśliwy. Takie sobie spostrzeżenie ;)

Buziaki dla wszystkich staraczek i zafasolkowanych! Żeby tak wszystkie dzieci były tak bardzo chciane i wymarzone jak nasze przyszłe pociechy.. :)

21 maja 2018, 22:05

-15 dc-
Niech już będzie 06.06.2018! Albo 07 lepiej. Nie mogę się doczekać laparo. Chcę poczuć, że działam. Dziś byłam na przedoperacyjnym badaniu krwi. Czuję się minimalnie przeziębiona i mam nadzieję, że w krwi nie będzie tego widać.. Nie chcę żadnych obsuw! W przyszły poniedziałek konsultacja anestezjologiczna ale nie wytrzymam tyle czasu i pewnie podjadę wcześniej do Katowic odebrać te wyniki.
***
Dziś termometr odmówił mi posłuszeństwa. Zalałam go przy myciu (wielce wodoodporny!) i muszę przyznać, że czuję się bez niego bardzo dziwnie. Straciłam półtora godziny na jeżdżenie po mieście i dzwonienie po aptekach. Nigdzie nie ma termometrów owulacyjnych! W żadnej aptece i w żadnym sklepie medycznym. Nawet w hurtowniach ich nie widzieli co bardziej pomocni. I już chciałam to olać i nie mierzyć. Ale nie potrafię. Nie wiem czy to nie jest jakaś forma uzależnienia. Wydaje mi się, że byłoby mi lepiej bez tych wszystkich wykresów, ale nie potrafię ich sobie odmówić! Przed chwilą kupiłam termometr na Allegro :|
***
Ten cykl jest jakiś dziwny. Owulkę wyliczyło mi najpierw na 9 dc, później zmieniło na 10. To jakiś mój rekord. Poza tym skok zwykle mam 2-etapowy, a teraz odnotowałam 4 dziennie rosnące po sobie temperatury. Ale i tak najwyższa z nich nie przekracza 36,55. Nie wiem czemu taka zimna ze mnie baba. Fakt, że mierzę o 4:55, ale i tak jak porównuję się do innych dziewczyn, to raczej takich niskich odczytów w drugiej fazie nie mają.
***
Psychicznie u mnie super. Na prawdę pozbyłam się tego ukłucia zazdrości połączonej z żalem i smutkiem na widok ciężarówki. Teraz brzuszki budzą pozytywne emocje. Szczerze. Nie wiem jak ta psychika ludzka działa ale jestem pod wrażeniem. Niby na emocje nie mamy wpływu. Możemy im nie dawać ujścia, ale nie kontrolujemy tego jakie coś wzbudzi w nas emocje. A jednak! Zmiana nastawienia zrobiła swoje. Kto by pomyślał, że staranie się o dziecko będzie takim treningiem charakteru.
***
P.S. Praktycznie w ogóle nie piję alkoholu. Nawet szklaneczki piwka, co przez długie miesiące było prawie że codziennością. Poza tym dziennie wypijam 7-8 szklanek wody. Trenuję delikatniej. Biorę castagnusa (w końcu miałam lekko podwyższoną prolaktynę, więc chyba mogę). Czasem kradnę macę małżowi. Olej piłam kilka dni, dźwiga mnie niestety po nim. Odkąd postanowiłam zluzować w pracy, atmosfera poprawiła się jak ręką odjął.
Na przyszłość planuję jeszcze spróbować z inozytolem, ale z czegoś innego będę musiała zrezygnować bo chyba za dużo już tego w siebie pakuję.. Tak czy siak - DO PRZODU! :)

28 maja 2018, 23:01

-22 dc-
Dziś mam słabszy dzień. Temperatura w tym cyklu była wyższa niż kiedykolwiek wcześniej i nie da się ukryć, że moje nadzieje też były większe niż zawsze. Ale dziś już spadek, plamienie i popołudniowa konsultacja anestezjologiczna skutecznie popsuły mi humor. Najbardziej przestraszyła mnie jedna kwestia. Nie myślałam o tym wcześniej, ale anestezjolożka powiedziała, że będę zaintubowana. A ja mam problemy ze szczęką, tzn. nie potrafię jej szeroko otworzyć bo mam coś ze stawem. Muszę pamiętać, żeby im o tym powiedzieć!!! Wpadłam na to dopiero w domu, więc niestety nie porozmawiałam z nią o tym. Może by mnie uspokoiła.. Intubować mnie będą po podaniu narkozy, więc im nie pokażę, że mnie boli. Dopiero wyciągać rurkę będą jak już będę przytomna, żeby mieć pewność, że samodzielnie oddycham. Żałuję, że naoglądałam się filmów medycznych, w których pacjenci po odzyskaniu możliwości samodzielnego oddychania dławią się.. Rany, przez co my musimy przechodzić..
Niech już będzie środa za tydzień popołudniu..

29 maja 2018, 20:20

-23 dc-
-(a może 1 dc?)-
Dziś już dobry humor. W pracy powiedziałam, że mnie w przyszłym tygodniu nie będzie. Szef jak usłyszał o operacji to przyjął do wiadomości, a wieczorem jeszcze do mnie zadzwonił powiedzieć, że ma kilku bardzo dobrych znajomych lekarzy i chętnie pomoże. Zrobiło mi się bardzo miło.
Poza tym byłam u dentysty. Wszystko ok, ale mam się pokazać za 2 m-ce, bo jakiś cień jej się nie podoba. Za to wypaliła mi 3 afty. Powiedziała, że będzie boleć. Nie bolało. Tak samo mnie straszyli tatuażem za uchem, a później na żebrach, który był już konkretniejszy. Też nie bolało. Tzn. troszkę, ale tak przyjemnie. I przypomniałam sobie, że jestem odporna na ból. Więc nie mam zamiaru się bać jakiejś zasranej operacji. Przecież wiedzą co robią i nie każdy pacjent potrafi otworzyć paszczę tak, żeby na raz połknąć arbuza. Będzie dobrze <3

30 maja 2018, 12:14

-1 dc-
Małpka się wreszcie zlitowała i przyszła. A oko skacze jak szalone, praktycznie co kilka sekund. Okulistka powiedziała, że zamiast 1 tabsa brać 6! (Nie, nie latam ze wszystkim do lekarza, ale mąż miał akurat badania okresowe) ;)
Idę dziś kupić Inofem i zamówię Conceive+. Zastanawiam się tylko nad witaminą B12. Macie jakieś sprawdzone preparaty? Pamiętam, że kiedyś ginka poleciała brać razem z B6 i witaminą D, ale nie wiem czy w lato też trzeba ją brać.
Na tym chyba skończę poszukiwania złotych środków. Laparo, Conceive, Inofem i po operacji wrócę do Castagnusa. Tyle. Próbowałam wszystkiego. Zobaczymy czy ginka coś wymyśli, jak nie to odpuszczam <3

31 maja 2018, 17:24

-2 dc-
Zamówiłam wczoraj Conceive+ i Inovem. A do tego coś jeszcze, nad czym się od dawna zastanawiałam. Nie chciałam zapeszać chyba. Ale mama mi powiedziała, żebym sobie coś kupiła, że poprawi mi to nastrój i jak kiedyś robiłam trening płodności to w ostatnim tygodniu też za zadanie było kupić coś dla swojego dziecka. No i w końcu się odważyłam. Kupiłam turkusowy smoczek. Kiedyś, kiedy się w końcu uda będę miała swoją pierwszą rzecz dla maleństwa. Turkusowy nupelek. Tak bardzo bym chciała móc go już użyć..

3 czerwca 2018, 13:30

-5 dc-
Moja @ trwała tylko 3 dni, a teraz tylko plamię O_o Nie wiem czy to przez to, że musiałam przed laparo odstawić Castagnusa, czy przez to, że staram się ograniczyć tampony i od 3-ego dnia chodzę z wkładką, więc w sumie nie wiem jak to zawsze u mnie wygląda, bo zawsze do końca korzystałam z tamponów..? No i co z tym Castagnusem po laparo? Brałam go tylko przez 18 dni, do laparo będzie ok 7 dni przerwy no i nie wiem co później robić. Wrócić do niego w połowie cyklu? Poczekać na nowy? Ktoś ma jakąś wiedzę w temacie niepokalanka?
Poza tym kupiłam sobie piżamki do szpitala. Jedną koszulową, a drugą dwuczęściową, bo nie wiem jaka będzie wygodniejsza, bo w sumie dalej nie wiem jak się będą do mnie zabierać. Raz czytam, że przez pępek + dwa nacięcia w okolicy jajników, a innym razem czytam, że przezpochwowo, waginalnie czy jak to tam nazwać ;) Jeszcze szlafroka nie mam, ale w poniedziałek idę ostatni dzień do pracy, więc we wtorek będzie czas. Chciałabym już tam być, tym bardziej, że cały czas pobolewa mnie gardło i mam nadzieję, że nic mnie do tego czasu nie łapnie.
Udanej niedzieli!
1 2 3 4 5