Ostatnia wieczerza za mną Od 20:00 nie mogę jeść. Kolejny posiłek zjem jak już będzie po. Niech już będzie po! Cały czas poprawiam obrączkę, której brakuje na palcu bo już wszystko pościągałam. Lakier z paznokci zmazany, torba spakowana. Ale się stresuję! Przez to się trochę kłócimy dzisiaj, ale co zrobić.. Najbardziej się boję, żeby nie znaleźli tam w środku jakichś mega nieprawidłowości.. I oczywiście tego czy wszystko pójdzie gładko i nie wyłamią mi mojej małej żuchwy przy intubacji. W dalszej kolejności się boję, żebym nie musiała potem wstrzymywać starań na jakiś czas, żebym nie musiała tam nocować, żebym się nie zesrała na stole i takie tam Łaaaaaaaa! NIECH JUŻ BĘDZIE JUTRO O TEJ PORZE!
Trzymajcie kciuki dziewczynki
Dzięki dziewczyny, jesteście kochane. Ja od 3-ech godzin czekam, co oznacza, że nie jem od 17-stu Mam już trochę dość, ale przez to już praktycznie się nie stresuję, bo nie mam na to sił.
O stanie zdrowia jeszcze nic nie wiem ale czuję się ok, prawie nie boli, ekipa na bloku bardzo fajna. Pocieszyli mnie, że jak mi szczęka wypadnie, to mi ją nastawią Gardło mnie boli od rury i mam dwa nacięcia na brzuchu, ale żadnego mocnego bólu. Z humorem wróciłam przednim, taka jakby lekka bombka
Generalnie dziwny ten dzisiejszy dzień, moja mama 9 godzin na lotnisku czeka na wiadomości bo awaryjnie lądowali i nie wie co dalej biedna, a czas wakacji leci.. Do tego jeszcze mój mąż autem do murku przy parkowaniu dobił, także od rana przeboje. Oby wynik operacji był ok i reszta się nie będzie liczyć. Pozdrawiam Was gorąco!
Czasem tak ciężko być pozytywną..
Współżyć i uprawiać sport mogę już za kilka dni, więc nie mam zamiaru odpuszczać tego cyklu, choć już za jakieś 3-4 dni powinnam mieć owulację. Dobrze, że kupiłam Conceive+, będzie trochę łatwiej.
Ciekawe jaki ginka będzie miała na nas plan. Ale mam dość czekania, chcę coś robić.. nie ziołowymi tabletkami bez recepty. Chcę konkretów!
Powtórzyliśmy badania kijanek. Chciałam wiedzieć czy to, czym futruję męża ma sens, czy lepiej sobie odpuścić. Odpowiedź: i tak, i nie. Abstynencji zachowaliśmy taką samą liczbę dni, ostatnie badanie robiliśmy 29.01.2018 r. Od tego czasu codziennie brał L-karnitynę, czasem dodatkowo selen i cynk, a od miesiąca także L-argininę i macę. Odpuścił saunę i suple typowo treningowe, pije mniej alko. Normy podaję w nawiasie, wynik sprzed ponad 4 m-cy wpiszę na niebiesko, a aktualny na różowo. Najpierw pozytywy:
Ruch postępowy A+B (>32%) 22,4% 51%
Ruch A+B+C (>40%) 44,8% 58%
Liczba plemników/ml (>15 mln) 70,2 mln 103 mln
A teraz pogorszone wyniki:
Plemniki o prawidłowej budowie (>4%) 10% 4%
Żywotność plemników (>58%) 80% 75%
Tak więc mieścimy się we wszystkich wymogach. Super, że udało się podkręcić ruch, bo był marny, tylko dziwi mnie spadek morfologii o pand połowę. Tak czy siak, mężu będzie wcinał dalej.
Poza tym zastanawiam się jak wrócić do starań, bo owulka już za rogiem, a ja jestem jeszcze obolała po operacji, ale czego się nie robi..
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 czerwca 2018, 19:39
Oszaleję na tym L4. Z jednej strony bardzo się z niego cieszę, na prawdę przyda mi się odpoczynek od tej głupiej roboty, ale z drugiej strony mam za dużo czasu na myślenie. Do tego mój ma 2-gie zmiany więc całymi dniami jestem sama. Moja mama jest na wakacjach więc nie mam z kim pogadać, tak szczerze o wszystkim. Poza tym pierwszego dnia mojego L4 rozpoczęli ocieplanie mojego bloku dokładnie na moich oknach. Mieszkam na 9 piętrze więc dniówkę zaczynają zawsze od mojego piętra. Codziennie o 8:00 rano wiertary walą w ścianę, zrywamy się na równe nogi, praktycznie nie jesteśmy w stanie rozmawiać. Pechowiec kur*a Brajan.
Pierwsze 3 dni przepłakałam, wreszcie już nie chce mi się płakać, ale dalej mam mętlik w głowie. Czy pchać się w inseminację, in vitro i takie bajery, czy odpuścić: nie mierzyć, nie liczyć, wrócić do ostrych treningów i imprez, olać suple.. Nie wiem.. Czekam jak na zbawienie na 18-ego. Niech ginka powie jakie są szanse. Szkoda, że widzę się z nią dopiero po weekendzie. Mam tak dość czekania! Poza tym wkurza mnie nowy kształt mojego pępka. Stary był ładniejszy. Boli mnie świadomość, że to wszystko być może w imię niczego. 10 lat straciłam na związki, które się skończyły po to, żeby teraz, kiedy jestem z moim ukochanym moje maleńkie jajniki kończyły pracę. Oczywiście i jeden i drugi zaliczyli wpadki na samym początku związków i mają dzieci. Czy ja nigdy nie będę mamą? A mój ukochany mąż, który wydaje się do tego stworzony nie będzie tatą? Serce mi się kraja. POTRZEBUJĘ PLANU. Gdyby chodziło o samo wygasanie tych cholernych jajników nie byłoby aż tak źle. Ale ponoć idą z tym w parze komórki jajowe gorszej jakości.. Za dużo czasu, za dużo internetów, za dużo myśli, za dużo kombinacji.. Kto mi odda mój optymizm?
Jestem po wizycie u ginekolog na NFZ. Czekałam 6 m-cy na termin, to można poczekać 2,5 h w poczekalni, a co Poprosiłam o cytologię i o radę co dalej zanim zobaczę się z moją standardową ginką. A więc: owulacja zaszła, było ładne ciałko żółte. Endometrium ładne, bo 10 mm (powinno być 8-12 mm, jestem ok. 2-4 dpo). O prawym jajniku zapomniała powiedzieć, na lewym widziała 3 pęcherzyki. Gdyby mój pierwszy wynik AMH (0,54) miał się potwierdzić to spodziewałaby się raczej 1-ego pęcherzyka, natomiast normalnie w moim wieku oczekiwałaby ok. 6-ciu. Pokazałam jej moje dotychczasowe wyniki i powiedziała, że wszystko jest ok. Nawet stosunek LH:FSH 0,66 nie stanowi ponoć problemu. Tak więc progesteron ładny, witamina D też, owulacja u mnie zachodzi normalnie, cykle mam równe, faza lutealna zawsze 12 dni. Niestety przy niskim AMH komórki jajowe są gorszej jakości a szanse na ciążę mniejsze niż u przeciętnej osoby.
Co dalej: jajniki mam przepłukane co usprawnia ich pracę, więc normalnie zaleciłaby kilka cykli spróbować naturalnie ale jeśli boję się uciekającego czasu mogę od razu od następnego cyklu spróbować inseminacji. Nie tak jak u przeciętnej osoby z 6 razy, tylko 1-2. Miesiąc czy dwa nie robi różnicy przy wygasaniu pracy jajników, ale rok już owszem. Dlatego sugeruje mi max dwie próby inseminacji, a potem in vitro. Raczej krótki protokół, ale to zależy od kliniki i od jakichś przepisów, więc różnie może być, ale ona nie widzi przeszkód, żeby działać od razu. Ewentualnie jeszcze mogę zrobić badanie na wrogi śluz, bo skoro praktycznie wszystko jest w normie to co się dzieje, że w ciążę nie zachodzę?Można to sprawdzić. Ja jednak chyba nie chcę czekać. W poniedziałek na wizycie podejmiemy decyzję, ale wydaje mi się, że dokończę ten cykl, może max jeszcze 1 naturalny, a potem lecę pozbyć się wszystkich oszczędności. Tak czy siak raczej nie doczekam się dwójki bąbelków co jest trochę przykre, ale nie takie przypadki medycyna znała.. Może trafią się bliźniaki? A może nic. Tak czy siak najbliższe miesiące zdecydują. Już nie mam siły na dłuższe czekanie. Wóz albo przewóz. Jeśli inseminacje i in vitro nie wyjdą, wracam do normalnego życia.Bo dawnej Sylwii już dawno nie widziałam. Tęsknię za nią.
Jestem wreszcie po wizycie u mojej standardowej ginekolog. Endometrium 10,6 mm, potwierdzona jeszcze raz owulacja z lewego jajnika. Zaproponowała mi, żeby poczekać kilka cykli bo po poprawie przepływu jajowodów lubi się naturalnie udać. Prawie się popłakałam mówiąc, że nie potrafię dłużej czekać (lelum polelum). Zaproponowała 2-3 cykle na stymulacji a potem inseminację. Zgodziłam się na dwa cykle, ale jeśli po pierwszym będę chciała od razu inseminację, to nie ma problemu. Dostałam receptę na Clostilbegyt, zaczynam od przyszłego cyklu. Przepisała mi 2 tabsy dziennie. Powiedziała, że możliwe, że się przestymuluję i będę musiała miesiąc przeczekać ale coś za coś. W sierpniu/wrześniu planuję inseminację. Nie wiem jak w to wszystko wpleść wylot na wakacje bo muszę robić monitoring cyklu przy stymulacji..
Wszystkie suplementy, które teraz biorę, tj. Inofem, koenzym Q10, macę, wit. D, B-6 i B-12 mogę brać dalej, L-argininę mogę odpuścić. Taki jest plan. Przy okazji zdjęła mi szwy. Potem dumna pokazuję ranę mężowi a tam dziura 1cmx1cm. Lecę z powrotem zapytać czy nie trzeba zszyć, ale mówi że jest ok. Za to biorę sobie jeszcze 1 dzień urlopu w pracy - każdy pretekst jest dobry
Detektor dał mi dzisiaj 8 punktów, a zawsze dostawałam max 6, chyba coś pozmieniali w ustawieniach. Uwielbiam te punkty za ból miesiączkowy i każdy możliwy rodzaj śluzu. Poza tym dalej beczę przy byle okazji ale jestem wreszcie trochę weselsza. Lubię mieć plan.
P.S. Mąż się ucieszył, że przeleciał nad nami bocian. Nie powiedziałam mu, że to był łabędź No dobra, kogo ja oszukuję. Powiedziałam mu.
W sytuacji kiedy pęcherzyki rosną wolno, może się okazać, że wizyty w gabinecie będą częstsze i dopiero po trzeciej ocenie USG stwierdzimy, że pęcherzyki dojrzały do owulacji i mają od 22 do 26 mm. W tym momencie wywołujemy owulację farmakologicznie. Po 24 godzinach od momentu podania zastrzyku wywołującego owulację przystępujemy do inseminacji."
Więcej: http://www.edziecko.pl/przed_ciaza/1,101900,15635676,Inseminacja__IUI___Kiedy_jest_sens__a_kiedy_nalezy.html
Dotyczy to inseminacji ale chyba po to też ja mam przyjść ok. 10 dc przy zwykłej stymulacji. I chyba o to jej chodziło z przestymulowaniem - żeby nie było więcej niż 2 pęcherzyki. Czy mam przyjść dopiero przy inseminacji na monitoring? Zgłupiałam. Czy ktoś mi podpowie?
Ładnie zniosłam stymulację CLO 2x50 mg dziennie. Mam 1 pęcherzyk 20,29 mm na prawym jajniku i dwa na lewym (19,81 mm i 21,50 mm). Endometrium 9,4 mm trójliniowe, co ponoć oznacza, że jest ładne. Jeśli nie boję się "ryzyka" trojaczków, to mamy działać. Oczywiście szanse na trojaczki są bardzo małe, więc luz. W poniedziałek kontrola czy wszystko ładnie pękło.
Poza tym u mnie ok. Zluzowałam, miałam już mega przesyt. Poza tym chyba pomału się poddaję. Co ma być, to będzie, nie rwę już włosów z głowy. Przynajmniej chwilowo. Skupiłam się na innych rzeczach. Dopieszczam mieszkanie, planuję wakacje, ogląda filmiki jak robić hybrydy i planuję zakup lampy i akcesoriów. Po prostu inwestuję w przyjemności. W pracy mega wyluzowałam a jako jedyna dostałam 150 zł podwyżki. Taka przekora losu. Dzięki losie. Wreszcie malutki przebłysk uśmiechu w moją stronę
Owulacja potwierdzona. Wszystkie 3 pęcherzyki pękły, więc "ryzyko trojaczków" aktualne Lekarka powiedziała, że bardzo ładnie zareagowałam i jak nie w tym, to w kolejnym cyklu powinno się udać. Zazdroszczę optymizmu Dała mi na wszelki wypadek receptę na kolejny cykl, ale już tylko 1x50 mg dziennie, żeby tych trojaczków nie kusić Była taka pozytywna, że już nawet nie chciałam pytać o kolejne miesiące i to jak wpleść monitoringi i stymulacje w planowanie wakacji. I to jest ta babka, co się nie cyrtoli tylko wprost mówi, jeśli ktoś nie ma szans. Usłyszeć od niej "Przepiszę Pani Clo na kolejny cykl, ale wierzę, że przyjdzie Pani tylko potwierdzić ciążę" -wow. Jak tu nie mieć dobrego nastawienia? Z resztą i tak mam dużo większy luz. Nawet nie wiem czy do in vitro podejdę, jeśli dalej nie zaskoczy. Jeszcze z dwie stymulki na naturalnym, z dwie inseminacje i basta. Takie mam przynajmniej teraz podejście. W sumie to jestem szczęśliwa i życie bez dzieci też ma swoje uroki. Póki co jednak, wciąż trzymam za nas kciuki.
Ciężko ten cykl nazwać "pierwszym" bo myśl o drugim dziecku nie opuszcza mnie odkąd tylko urodziłam Bruna, ale tak przyzwyczaiłam się do tych ciążowych oznaczeń, że bez takiego wiersza wstępu wpis wygląda dla mnie pusto Tak więc niech będzie, że to nasz pierwszy cykl starań. W końcu dopiero kilka dni temu dostałam pierwszej @ od ponad roku. Przez ten czas ciężko było się nie wkręcać, bo co kilka tygodni, a czasem częściej czułam wahania nastrojów, lekkie ćmienie w brzuchu i inne objawy, które mogły wskazywać na @ albo ciążę. Wreszcie postanowiłam wykupić webinar "karmienie piersią i ciąża" i oczywiście kilka dni później jak to w życiu przewrotnie bywa, doczekałam się. Po ponad 12 m-cach od porodu moja płodność wróciła. Tak myślę, bo cykle mogą być wciąż bezowulacyjne ale ponoć im później wraca @, tym większa szansa, że cykle będą od razu owulacyjne.
No więc co ja tu znów robię? Tak bardzo chciałam się zdać na los, nie wkręcać się w to wszystko, ale ja chyba nie potrafię odpuszczać. Moja rezerwa i w sumie wiek też nie pozwalają odłożyć planów na "kiedyś tam". Z resztą Bruno tak bardzo cieszy się na widok dzieci.. Ja z kolei nie potrafię po prostu złożyć kosza Mojżesza czy bujaczka, o sprzedaży nawet nie wspomnę. Tak bardzo chcę przeżyć to wszystko jeszcze raz. Nie chce mi się nawet wracać do formy sprzed ciąży. No i tak trochę z przyzwyczajenia weszłam na Ovu zaznaczyć swój początek cyklu i wszystko poskładało się w całość - ponownie jestem staraczką pełną gębą. Niestety nie mogę walczyć na wszystkich frontach jednocześnie ponieważ z powodu karmienia piersią nie mogę brać suplementów, ani spróbować z Clo, poza tym przez tego cholernego koronawirusa dostęp do lekarzy jest ograniczony, no ale tyle ile mogę - robię. Karmimy się już tylko wieczorem i w nocy, czyli 2-3x na dobę. Bardzo się staram, żeby ta nocna przerwa była dłuższa niż 6h. Do tego staram się więcej jeść. Wiem, że najlepiej byłoby gdybym przytyła 2-3 kg, żeby organizm załapał, że jestem gotowa na kolejną ciążę ale stety/niestety ja nigdy nie potrafiłam schudnąć ani przytyć, 55 kg i kropka. No ale nic, kupiłam testy owulacyjne i zobaczymy co w trawie piszczy. Dzielnie też dbałam o armię męża po pierwsze suplementując go delikatnie, po drugie działając co ok. 3 dzień. Tak, żeby żołnierze byli w dobrej formie. Tak to zostawię na pierwsze 3 cykle, potem ewentualnie skontaktuję się z lekarką. Może się zgodzi na Clo skoro karmię dopiero w drugiej części dnia? Na chwilę obecną mam dobre nastawienie, choć często mi się to zmienia. Niestety. Raz, w jakim gorszym okresie napisałam do wróżki. Pierwszy raz w życiu. Troszkę się tego wstydzę, ale tonący brzytwy się chwyta. Karty powiedziały jej, że doczekam się córki, a rok 2021 jest ostatnim, w którym może mi się udać zajść w ciążę. Później i tak bym się obawiała. W tym roku skończę 33 lata. Chcę zdążyć przed 35-ką, z resztą przy moim AMH, o którego poziomie nie będę nawet pisać, bo jest żałosny i tak nie mam tyle czasu. Swoją drogą przeczytałam wiele artykułów o AMH i nie mam zamiaru więcej o nim tutaj wspominać. Uważam, że jest niewiarygodny. Że za 5 czy 10 lat lekarze stwierdzą, że jego pomiar zawodzi, jest niemiarodajny, nie nadaje się dla każdej kobiety. U mnie nigdy nie współgrał z ilością pęcherzyków, nie chcę o nim mówić, pisać ani słyszeć.
Tak, znów tu jestem. Nie wiem skąd w mojej głowie myśli, że uda się w ciągu najbliższych kilku miesięcy. Może wrócę do tego wpisu pełna radości, że miałam rację, a może pełna goryczy, że znów się pomyliłam, ale wiele dni spędziłam na przekonywaniu sama siebie, że przecież może się udać i stwierdzam, że dużo łatwiej żyje się wierząc. Jeśli się nie uda, to będzie bolało tak czy siak, niezależnie od tego czy wcześniej się łudziłam , czy nie. Ja zawsze wszystkiego się obawiam, nie chcę zapeszyć itp. Nawet tytuł tego pamiętnika poprawiałam kilka razy. Ale spróbuję uwierzyć. Wiem, od daaawna wiem, że głowa jest wręcz ważniejsza od ciała w temacie ciąży. Wiedziałam to jeszcze zanim zaczęłam się starać o Bruna, ale nie umiałam się przełamać, z góry wiedziałam, że będzie ciężko. W końcu lekko odpuściłam i poszło. Głowę ciężko przestawić, w moim przypadku jest to ciężka praca nad sobą, ale w chwili obecnej jest nieźle. Wierzę, że może się udać. Raz się udało. To była moja pierwsza ciąża, wydawała się niemożliwością, aż nagle stała się rzeczywistością. Wiem, że teraz też, ni stąd, ni zowąd moja rzeczywistość może się zmienić nagle, niespodziewanie i moje największe pragnienie może się ziścić.
Ja, mąż, Bruno i maleństwo - to jest mój raj na Ziemi. Nie mam więcej marzeń, nic innego się tak naprawdę nie liczy. To jedyne czego pragnę i czego potrzebuję do pełni szczęścia. Mój słodki synek jest spełnieniem największego marzenia i nic tego nie zmieni, ale czuję, że z rodzeństwem nasza rodzina byłaby po prostu kompletna. Pragnę tego tak samo mocno dla siebie, jak i dla niego. Chcę, żeby miał kompana zabaw, współlokatora w swoim pokoju, towarzysza każdego dnia. Czy się uda?
Uda się!
Raczej nic z tego cyklu nie będzie. Niby wiem, że na początku cykle mogą być bezowulacyjne, ale już rok się naczekałam i pomimo wszystko miałam nadzieję, że jak ruszę, to ruszę od razu z przytupem. A tu test owulacyjny bladziutki, drugi jeszcze bledszy, kolejny ciemniejszy, ale czwartego dnia znów bladzioch. Tak więc niestety chyba cykl będzie bezowulacyjny. Najpierw kłuło mnie w prawym jajniku, od dwóch dni kłuje mnie w lewym, do tego czuję taki jakby ból przed-okresowy. Pamiętam, że ja tak odczuwałam owulację, bo się nieraz dziwiłam, że to już czas @ a to był ból owulacyjny. No ale nic więcej za tym nie idzie. Temperatura też stale w okolicach 36,3'C. Tak ciężko mi się mierzy, żeby zachować ten wymóg 3-ech godzin nieprzerwanego snu. Do tego nie odważam się ustawiać budzika bo śpię z małym i zaraz by wstał. Tak więc mierzę między 4:30-5:30, w zależności jak się Bruno obudzi. Tak naprawdę nie chcę tak mocno kontrolować tego wszystkiego, nie chcę się tak wkręcić jak w walkę o pierwszą ciążę, ale chcę wiedzieć czy moja płodność wróciła. Żeby jak będę szła do lekarki wiedzieć co jej powiedzieć i wiedzieć z czym się mierzę. Także coś mnie trafia jak sobie pomyślę, że wreszcie się ucieszyłam, że wreszcie zaczynamy tą zabawę, a tu mi znów przychodzi czekać, no ale co począć.. Zaczęłam ostatnio medytować i czuję się dużo lepiej dzięki temu. Staram się godzić ze wszystkim, co mnie spotyka. Całe życie się o wszystko szarpałam, bo żyłam w przekonaniu, że wszystko trzeba sobie wywalczyć, zwykle z resztą tak było - rzadko kiedy udawało mi się coś "tak o". A może to nieprawda? Może na tym się całe życie skupiałam, a jakby się zastanowić, to równie wiele rzeczy otrzymałam od losu "tak o"? Staram się wyrobić w sobie takie podejście - co ma być, to będzie; głową muru nie przebijesz; los zapisany jest gdzieś u góry. Chwilami mi się to udaje i odczuwam wtedy mocny spokój ducha. Będę się więc tego uczyć.
Przy okazji medytacji usłyszałam ciekawą teorię dotyczącą jin i jang. Przy staraniach często kierujemy się energią jang - skupioną na działaniu bardziej taką "męską" energią - bierzemy suple, umawiamy lekarzy, przekopujemy internet. Zapominamy natomiast o drugiej stronie medalu, o żeńskiej jin. Zgodnie z nią powinnyśmy się po prostu otworzyć na to, co może być nam dane. Powinnyśmy się zatrzymać i otworzyć, a nie tylko działać. Nie umiem tego opisać słowami, ale przemawia to do mnie. Ileż par staje na głowie i robi dosłownie wszystko, żeby zajść w ciążę, a odpuszczając, przestając się tak szarpać, nagle im się udaje? Nie mówię, że odpuszczę, nie jestem naiwna. Wiem, że prędzej niż dobre myśli pomoże mi np in-vitro ale staram się trzymać się w ryzach.
Praktycznie od razu po urodzeniu Bruna stresowałam się w którą iść stronę - myśleć o kolejnym dziecku, a więc szybko odstawić pierś, wrócić na cały etat, żeby dostać później przyzwoitą kasę na L4? Czy założyć, że może się nie udać i skupić na małym - karmić go tak długo, jak będzie tego potrzebował i wrócić na pół etatu, żeby móc spędzić z nim więcej czasu. Wybrałam drugą opcję. Nie umiałam go "odpuścić" być może w imię niczego. Ale ograniczyłam pierś. Jeżeli przez powiedzmy 2 m-ce owulacja nie wróci, być może będę musiała go odstawić, ale teraz on ma już ponad rok, więc i tak jest długo karmiony. Ideałem byłoby zajść w ciążę w przeciągu najbliższych 2-3 m-cy, żeby L-4 nie było liczone na nowo, z nowej (a więc połowę niższej) pensji, ale wiem, że życie się tak nie układa, żeby nam było wygodnie. Będzie co ma być. Staram się tak do tego podchodzić. Choćbym miała zajść w ciążę w "najmniej odpowiednim"momencie - będzie ona dla mnie spełnieniem największego marzenia.
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 kwietnia 2020, 15:54
Czuję się kompletnie inaczej niż podczas starań o pierwszą ciążę. Główna różnica polega na tym, że bycie w ciąży nie jest już takie niewyobrażalne. Nie odbieram zajścia w ciążę jako coś tak niesamowicie rzadkiego, przecież tyle kobiet zachodzi w ciążę każdego dnia, tylu kobietom udaje się już podczas pierwszych prób. Dlaczego nie miałabym być jedną z nich? Przecież może tak się zdarzyć. Codziennie medytuję i robię afirmacje, mocno mi to pomaga, daje mi to spokój ducha. Oczywiście to mój pierwszy cykl. Miesiączka była więc czymś wyczekiwanym bo chciałam móc zacząć się starać, troszkę się boję tej kolejnej, ale póki co jestem spokojna. Bałam się, że owulacja w ogóle nie zajdzie, a temperatura pięknie ruszyła do góry, więc jest się z czego cieszyć.
Ostatnio dwie dziewczyny z mojego otoczenia zaszły w ciążę i byłam ciekawa jaka będzie moja reakcja, czy będę czuła ukłucie zazdrości i muszę przyznać, że szczerze się ucieszyłam. Jestem z tego dumna. Od razu mi się przypomniało jak walcząc z własnymi myślami przed pierwszym zajściem postanowiłam nie zazdrościć brzuchatym dziewczynom myśląc sobie, że niedługo do nich dołączę. Może teraz ten spokój wewnętrzny pozwala mi się cieszyć z nimi? Nie wiem tego, ale naprawdę bardzo się cieszę. Obawiam się tylko pytań ze strony mojej rodziny, bo niestety duża jej część jest baaaaardzo nietaktowna, a w ciążę zaszła moja kuzynka, która podczas mojej ostatniej ciąży zaszła miesiąc po mnie. Teraz mi troszkę dziwnie, że będzie to przechodzić tym razem solo. Wiem, że niejednokrotnie ktoś mi zada pytanie kiedy ja. Z resztą już z 5x od porodu musiałam im mówić, że nie chcę teraz kolejnego dziecka, bo wiedziałam, że może być ciężko i chciałam zamknąć im usta, ale kolejne pytania wciąż się przydarzały. I to oczywiście głównie od mojej ciotki (mamy ciężarówki). Niestety nic z tym nie zrobię. Tak czy siak, wiedziałam, że kuzynka będzie się starać i zastanawiałam się jak zareaguję, a na szczęście już to mam za sobą Kto wie, może i tym razem uda nam się być równocześnie w ciąży. Życie takie historie pisze, że głowa mała. Czekam z niecierpliwością na moją własną
Czuję się tak kompletnie inaczej podczas tych starań. Mam wrażenie jakby się miało niedługo udać. Nie wiem skąd to przeświadczenie, chciałabym moc je nazwać matczyną intuicją ale tak w sumie to się troszkę boję tego uczucia. Boję się, że wrócę do tego wpisu za ileś tam cykli i zgorzkniała i zawiedziona będę czytać te słowa. Ale póki co czuję się taka spokojna i optymistyczna.. Odkąd potwierdziłam owulację nie sprawdzam temperatury. Tak samo zrobiłam w szczęśliwym cyklu. Wydaje mi się, że dzięki temu nie funduję sobie codziennej jazdy emocjonalnej tylko dlatego, że wykres opadł o jedną tysięczną stopnia. Tak poza staraniami to jestem zestresowana bo za półtora tygodnia wracam do pracy (jajks!) ale jak tylko skupiam myśli na naszych staraniach, to od razu mi lepiej. Taki spokój się we mnie wlewa. Nie wiem tylko jak mocno inwestować w żel i suple i kiedy pytać lekarkę czy mogę użyć CLO skoro już nie karmię tak często ale nie mam takiej napinki jak za pierwszym razem "kupować? nie kupować? a co jeśli kupię na marne? a co jeśli przyjdą za późno?" Luz. W pierwszy dzień kolejnego cyklu się o kupię. Bo przecież te kilka dni wytrzymam. A może nie będzie takiej potrzeby? Kto to wie? Czy ktokolwiek umie to zaplanować? No nie! Nawet jeśli się komuś udało, to to nie jest jego zasługa, tylko czysty fart. Dar od losu. Ja już swój dostałam, a teraz zachłannie proszę o drugi, ale tak jak już kiedyś tu napisałam (tu albo na Belly) - kto mi zabroni marzyć? Dziecinko dołączysz do nas? Do naszej rodziny? Od razu na starcie dostaniesz w prezencie kozackiego brata, będzie z niego niezły aparat. Chodź... Jeszcze Cię nie ma, a ja już Cię kocham. Słuchaj matki i chodź tu szybciutko ❤️
No i mamy to, pierwsza niechciana @. Bałam się jej ale nie zdołowała mnie. Co prawda uroniłam łzę ale leciała ładna piosenka, Bruno się we mnie akurat wtulił i czułam, że bardziej płaczę przez hormony niż przez podłamanie. Generalnie nie miałam żadnych oznak, że małpiszcze się zbliża. Dziś pierwszy raz od wyznaczenia owu sprawdziłam tempkę i była nisko, potem lekkie różowe plamienie, a kolejna wizyta w WC i już czerwień. Prawie żadnego bólu. Martwi mnie tylko krótka faza lutealna, choć cykl dość standardowo dla mnie miał 24 dni, może owu była szybciej a może to pierwszy cykl, taki na rozruch, musi się wszystko wyregulować jeszcze. Tak czy siak dalej wierzę, że uda się nam niedługo. Jedno przeczucie mówi "pierwsze 3 cykle", drugie mówi "to będzie 4. tak na przekór", a trzecie mówi, że "uda się w wakacje". Chciałabym zajść w wakacje. Minusem tego cyklu było to, że termin wypadałby na 7 stycznia, więc do końca bym się stresowała w którym roku urodzę 😁 Poza tym jutro mam korektę brwi i martwiłam się, że mi przepadnie, a jak już wywaliłam 900 zł to chciałam mieć je zrobione jak należy. Takie tam pocieszajki. No i zaoszczędziłam test, tak to musiałabym jutro przed wizytą testować a nie lubię tego robić.
Jest jeszcze jeden temat. Zawsze bardzo chciałam rodzić w swoim mieście. Jak na złość akurat nasz szpital przemienił się w jednoimienny z powodu tej cholernej pandemii. Kontrakt ponoć podpisali na rok. Więc pewnie potrwa to jeszcze dłużej niż np do marca przyszłego roku, a bardzo bym chciała być w ciąży i rodzić w podobnym terminie do pierwszej ciąży. No ale wiadomo, ciążę w każdym terminie przyjmę z otwartymi ramionami. Szeroko otwartymi. Sze-ro-ko!
No więc przed nami kolejna szansa. Kolejne ponad 3 tygodnie nadziei (plus krótkich cykli!) Zaraz zamówię Conceive+, oby doszedł na czas. Na pewno się przyda bo przy KP ciężko ze śluzem. Ciekawe czy karmiąc mogę wiesiołka.. W sumie to tylko olej.. No nic, idę medytować póki malutki śpi. Może dzięki temu jestem spokojna? Nie wiem, ale lubię tą nową siebie.
Ciężki czas, bardzo ciężki czas dla mnie nastał. Za 3 dni wracam do pracy. Był okres, że już się nawet delikatnie na to cieszyłam, ale 2 dni temu mnie tak siekło, taki ogromny smutek mnie ogarnął.. Po wczorajszej rozmowie z ginekolog będzie mi podwójnie ciężko..
Miałam się z nią widzieć dopiero we wrześniu bo ciężko się do niej dostać, ale korona, teleporady, mówię spróbuję. No i udało nam się porozmawiać. Pytam o Clo, mówię, że karmię już tylko wieczorem i raz w nocy więc jakbym brała tylko poranną dawkę to czy mogę nie kończyć karmienia i zacząć stymulację. Niestety nie. Więc w tej panice mówię, że w takim razie do kolejnego cyklu oduczę małego piersi i proszę o receptę. Lekarka powiedziała, że skoro cykle wróciły, to hormony same działają i mogę próbować ale przy moim AMH nie mamy za dużo czasu i możemy zwiększyć szanse próbując mnogiej owulacji dzięki Clo. Mam brać 2-6 dnia pojedynczą dawkę i w okolicach owulacji się spotkamy zerknąć czy nie ma żadnych torbieli itp. Super, jest plan, tylko szkoda, że dopiero po skończeniu rozmowy uzmysłowiłam sobie, że jednocześnie z powrotem do pracy chcę odstawić pierś. Tak się nie robi. Z drugiej strony wracam na pół etatu więc może Brunio tego aż tak nie odczuje..? Mam też ogromne wyrzuty sumienia, że w pracy będę kłamać, że karmię bo chcę chodzić na 3,5 h, a nie na 4. Wiem, że tam każdy ściemnia jak może ale źle mi z tym. Sama sobie też psychicznie mega dowaliłam tym, że nie dość, że wracam, to jeszcze ta pierś. Ciężko mi skończyć karmić, tak bardzo to lubię. Marzyłam o zajściu karmiąc. A tu nagle mam ostatni naturalny cykl.. Tak bardzo, bardzo, bardzo pragnę zajść w ciążę i wrócić do bycia mamą na pełen etat, kocham to. Tak bardzo odnajduję się w tej roli, każdego kto dobrze mnie zna bardzo to dziwi. Jestem kompletnie innym człowiekiem. Kocham tego małego bąka, mogłabym z nim być 24h na dobę. Ta ciąża jest wszystkim o czym teraz marzę. Chcę się skupić na rodzinie, przedłużyć ten piękny czas o kolejne półtora roku. Wiem, że jest to możliwe ale boję się, że za bardzo mi zależy. Mąż wierzy w to niezachwianą wiarą, wciąż mi powtarza, że zaraz się nam uda. Zazdroszczę mu tej pewności. Mam nadzieję, że jego wiara wystarczy za nas dwoje.
W tym miesiącu obserwowałam chyba z 7 wykresów na tablicy. Z tego 5 zakończyło się zielonym kropkiem, do tego Kasi się udało Tak się cieszę. I jeszcze wczoraj spotkaliśmy znajomych, którzy starli się 2 lata, patrzę, a ona z takim dużym brzuszkiem! Ma termin na sierpień. Więc wiem, że to wszytko jest możliwe i wiem, że jestem strasznie niecierpliwa, ale mam te pudła ciuszków, gondolę, bujak, kosz Mojżesza itp których nie mam gdzie trzymać, a nie potrafię ich sprzedać..
Byłoby cudnie zajść w tym cyklu, bo zaczął się 26.04 a ten Brunkowy zaczął się 24.06. Lubię na takie głupoty zwracać uwagę. Ja chętnie nawet za darmo szefowi pomogę wtedy na L4 na początku każdego miesiąca, tylko proszę losie, nie każ mi znów tak długo czekać. Błagam Cię. Jestem teraz kompletnie rozbita emocjonalnie. Wiedziałam, że powrót będzie ciężki, ale nie wiedziałam, że aż tak. Wbijam sobie do głowy, że to tylko pół etatu, ale i tak ciągle płaczę. Coś się kończy. Taki piękny czas jest już za mną i nigdy nie wróci. No chyba, że...
Czuję się jak schizofreniczka, wczoraj czarna rozpacz, a dziś jestem znów pełna pozytywnej energii. Ale to dzięki kilku nowym medytacjom, które odkryłam. Żałuję, że żadna z nich nie jest po polsku, bo pomimo, że dobrze je rozumiem, nie potrafię wyrazić słowami tak dobitnie jak bym chciała ich przesłania. W każdym razie słuchając już którejś z rzędu, widząc w czym są do siebie podobne, widzę co tak naprawdę jest w nich ważne. Na pewno jest to m.in. pewność siebie oraz wzmocnienie połączenia między umysłem a ciałem. Pamiętam jak oglądałam kiedyś historię człowieka, który przeżył katastrofę lotniczą, lekarze mówili, że będzie na zawsze przywiązany do łóżka, aparatura będzie wykonywała za niego wszystkie podstawowe czynności życiowe. A on leżał i wizualizował jak płuca odbudowują się, jak odzyskuje sprawność. I udało mu się. Oczywiście nie wrócił do pełni sprawności, ale nie jest podłączony do żadnej aparatury. Ileż to się słyszy takich historii. Dlatego staram się być pewna siebie, staram się myślami "oczyszczać" swój organizm, resetuję swój umysł codziennie zamykając się na świat zewnętrzny i naprawiając wszystko w środku. Brzmi to troszkę jakbym była nawiedzona, ale jak nie otwieram się tak mocno jak tutaj, to jestem całkiem normalna 😉 Tak mi w duszy gra.
W jednej z medytacji usłyszałam pewną teorię, że dusze naszych przyszłych dzieci są obok nas. Możemy je do siebie zaprosić, przygotować ciało na ich przyjście. Cieszyć się na przyszłe spotkanie tu na Ziemi, w świecie fizycznym. Ktoś może znów uznać mnie za nawiedzoną, ale podoba mi się ta myśl. Jak tak o tym myślę, to uśmiech sam ciśnie mi się na usta. I co najlepsze babka w tej medytacji mówi coś w stylu "tak jest, zostaw ten uśmiech na swej twarzy" 😳😅
Chciałabym mieć taką moc w sobie jak mój mąż, taką niezachwianą wiarę. Ja łatwo wypadam z dobrego nastroju, ciągle potrzebuję jakiegoś potwierdzenia, że ktoś też w Nas wierzy. I wiem, że przecież skąd ktoś może cokolwiek wiedzieć, a jednak mocno mi to pomaga, także dziękuję za każde dobre słowo! 💚
Ostatnio mama mi powiedziała, że czuje, że za 2 lata mi się uda. Jakże mi to zepsuło humor. Potem z 10 razy męczyłam męża "ale na pewno czujesz, że uda się niedługo?!". Nie ma ze mną lekko. Ale gdzieś tam na dnie serca, jak nic innego nie zagłusza tej myśli, ja też czuję, wciąż to czuję, że naprawdę niedługo będę znów w ciąży i urodzę cudnego, zdrowego, ślicznego Oskiego albo Zojkę. Jak już będę w ciąży i poznam płeć maleństwa, napiszę dlaczego akurat te imiona 🍀
P. S. Moja pewności siebie, nie opuszczaj mnie już! Tak jak kiedyś napisałam sama do siebie smsa "przestań żebrać". W złości napisałam to sama sobie i chwilowo przypięłam na górze listy SMS. Wysłałam to 24.06.2018. Przez 9 m-cy powtarzałam później tą datę jako początek ciąży. Mówiłam, że lubię takie liczbowe cuda 😉
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 maja 2020, 11:44
Trzymam mocno kciuki za Ciebie. Wszystko będzie dobrze :)
Lipa z taka przymusowa głodówka... trzymam kciuki ale wierze, ze bedziesz pod dobra opieka:*
Trzymaaaaam!!
Dzięki dziewczyny!!! :*
trzymam kciuki, będzie dobrze!
Jesteśmy z Tobą! :* :*
Zaciskam z całych sił!!! :*
Powodzenia :-)