Połowa ciąży. Czas leci.
Dzisiaj byłam u endo i diabetolożki. Zaczynam przygodę z sensorem, zobaczymy jak to będzie
Synuś kopie i daje o sobie znać coraz częściej, brzuszek też coraz większy. Teraz przede mną wakacje, a potem tak naprawdę ostatnie przygotowania do powitania maleństwa
2,5 roku
Rośnie ten szkrab tak bardzo, tak bardzo dorośleje. Często się zastanawiam ostatnio jak ja go zostawię w przedszkolu i czy uda się mu chodzić w sezonie chorobowym jak w domu będzie noworodek. Wszystko się okaże w swoim czasie.
Trochę dziwnie się czuję z myślą, że to moja ostatnia ciąża, że już nie będzie owulaków, testów ciążowych, że będę po prostu mamą, a nie staraczką. Jestem pewna tej decyzji, ale mimo wszystko ciut będę za tym tęsknić... Takie to dziwne, że jakiś czas temu nie wiedziałam czy kiedykolwiek będę mieć ziemskie dziecko, a teraz moje życie wygląda zupełnie inaczej
Byłam dzisiaj na wizycie. Maksiu waży 2400, główka jest już na tyle nisko, że nie można było zrobić żadnego zdjęcia, szyjka zaczyna się skracać. Jestem wręcz pewna, że nie dotrwam do terminu, zwłaszcza, że z pierwszym synem tak było.
Czas na pakowanie walizki, prasowanie ubranek i szykowanie się na powitanie księcia. Dzisiaj mam ostatnie spotkanie w szkole rodzenia, muszę porozmawiać z położną i ustalić w którym szpitalu ostatecznie chcę rodzić. Ciut się to ciągle zmienia, bo moje oczekiwania i możliwości placówek trochę się różnią niestety...
Ciężkie decyzje przede mną, ale muszę je podjąć. Następna wizyta 7 października, czyli dokładnie 37+0, przy donoszonej ciąży.
2 lata 9 miesięcy
Myszor chodzi już 3 tydzień do przedszkola. Od jutra będzie od 7:30 do 15, tak żeby zjadł wszystkie posiłki. Jestem z niego ogromnie dumna, super się odnajduje pomimo porannych smutków, panie mówią, że codziennie jest coraz lepiej i bardzo mnie to cieszy. Pomimo, że nie chodził do żłobka to mam wrażenie, że radzi sobie jak zawodowiec
Trochę obawiam się jak to będzie z dwójką dzieci, ale z drugiej strony nie mogę się doczekać. To odliczanie kiedy nie zna się terminu jest dziwne, ale też ekscytujące
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 września, 16:02
Wracam z wizyty. Malutki już bardzo nisko, nie idzie już dobrze go zmierzyć, bo można już wręcz dotknąć główki, ale ok 3 kg.
Dostałam skierowanie na wywołanie z powodu cukrzycy na 21.10, ale liczę, że zacznie się samo wcześniej, bo mam rozwarcie na 3cm. Co prawda szyjki coś tam jeszcze zostało, ale liczę, że 2 tygodni nie ponoszę go z takim rozwarciem.
Czy jestem gotowa? Na poród nigdy 😂 Jeszcze kończę sprzątać mieszkanie i dzisiaj dokupię przekąski do szpitala i inne pierdoły których mi brakuje. Ostatnie porządki w komodzie małego, ogarnięcie dostawki itd i myślę, że możemy wypatrywać oznak porodu 🫣
2+10
Za 2 miesiące 3 urodziny. Mam tyle mieszanych uczuć. Kiedy to minęło? Czy on jest gotowy zostać starszym bratem? Czy nie poczuje się odstawiony na boczny tor? Cały czas mu mówię, że jest moim ulubionym chłopcem na świecie, a teraz będzie ich dwóch... Mam nadzieję, że będzie dobrze✊
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 października, 10:36
(38+6 według OM)
Mała zmiana planów, czekamy na gotowość młodego to porodu. Powoli mam dosyć 🙈 non stop ktoś pyta czy urodziłam, a ja sama milion razy na dobę zastanawiam się czy to już.
Jeśli do poniedziałku nie urodzę to mam wizytę u ginekolog na Śląsku, zobaczymy wtedy czy mam jechać do szpitala czy czekamy jeszcze kilka dni.
Maksiu, wychodź! Wszyscy na Ciebie czekają, już możesz 😉 matka zeświruje za chwilę.
Cofnijmy się do środy, 30 października 2024.
Rankiem zauważyłam na wkładce trochę krwi. Pierwsza myśl - zaczynam rodzić. Napisałam do położnej, męża i czekałam co będzie dalej. Jednak nie działo się nic. Plamiłam dalej, ale żadnych skurczy, odchodzących wód. Przed 15 stwierdziłam, że nie ma sensu udawać, że rodzę, trzeba się czym zająć, więc poszłam odebrać synka z przedszkola, a następnie udzielałam korepetycji. Byłam w stałym kontakcie z położną, która pisała co jakiś czas by dowiedzieć się czy ówczesny dzień spędzi na porodówce czy nie. Ok 18 zaczął boleć mnie brzuch. Nie wiedzieć czemu wmówiłam sobie, że nie mam skurczy, że boli mnie żołądek. Skurcze były na tyle lekkie, że w sumie mogłam je pomylić z rewolucjami żołądkowymi. Ok 19:30 nie byłam już w stanie zwalać niczego na pracę żołądka, to były ewidentne skurcze. Napisałam do położnej, kiedy usłyszała, że są częściej niż 10 min (były mniej więcej co 5) i że rozwarcie 3cm to mam od dawna kazała nam w ciągu 20min wyjechać. Szpital oddalony jest od naszego domu o 1,5h. Mój mąż pędził jak szalony, nie chce wiedzieć ile mandatów moglibyśmy dostać, ale udało się dojechać w godzinę. Większość akcji skurczowej przeszłam w aucie. Nie była to najbardziej komfortowa rzecz na świecie, mówiąc kolokwialnie - nie polecam. W szpitalu byliśmy o 21, ja już mocno w bólu. Szybkie badanie, 7cm rozwarcia i od razu na porodówkę. Godzinę i 18 min później mały był już na świecie. Urodził się dzień przed terminem z OM. Był większy od brata, co zresztą czułam rodząc go. W pewnym momencie była obawa czy dam radę urodzić barki, ale jakoś się udało. Po ważeniu okazało się, że mały waży 3800. Zupełnie nie byliśmy przygotowani na duże dziecko, nastawialiśmy się na maleństwo, jak poprzednim razem.
Maksym - okaz zdrowia, piękny, spokojny chłopczyk w końcu był na świecie. Niestety jako, że jestem dość szczupła i o wąskich biodrach, to ucierpiała moja kość ogonowa, która pękła przy porodzie. Na szczęście dzisiaj czuję się już dobrze i myślę, że lada chwila nic już nie będzie boleć.
Pierwsze dni z Maksem były fantastyczne, jego starszy brat go pokochał, mały dawał się wyspać w nocy i w ogóle był przekochany.
Problem zaczął się kiedy mały początkowo przybierając bardzo dużo na wadze, nagle przestał przybierać w ogóle.
Wczoraj położna kazała nam zrobić badania krwi i moczu.
Dostałam telefon z laboratorium - CRP 246. Od razu telefon do położnej, do przychodni po skierowanie i na Śląsk do szpitala.
Rano siedzieliśmy z mężem na gorącej czekoladzie i rozmawialiśmy o pierdolach, a popołudniu byliśmy w szpitalu. Małego zabrali do inkubatora, najpierw wołali mnie na karmienia, ale w nocy dali moje mleko do karmienia... Nie jestem z tego zadowolona, ale dzisiaj mam go dostać na salę to wrócimy (mam nadzieję) do kp. Prawdopodobnie zostajemy min 10 dni. Już mam dość. Jestem zmęczona, zestresowana, tęsknię za starszym synkiem i nie wiem jak wytrzymam tyle dni bez niego. Najważniejsze jest teraz oczywiście żeby Maks szybko wyzdrowiał i żebyśmy mogli wrócić do domu. Czekam na lekarzy z jakąś informacją co w ogóle mu jest (prawdopodobnie układ moczowy) i muszę się wdrożyć w rutynę szpitalną.
Nie lubię listopada. Niech się szybko kończy.