Wczoraj miałam silny ból lewego jajnika. Test owu wyszedł chyba już pozytywny. Oby tym razem ta owulacja była szczęśliwa
A tak poza tym to ciągle mam w głowie retrospekcje z poronienia. To jest straszne.
Ciągle przypominam sobie jakieś drobne rzeczy. A to panią pielęgniarkę, a to słowa lekarza tuż przed zabiegiem itd...Mój mąż już dawno o tym wszystkim zapomniał, żyje tym co tu i teraz, a ja jakoś nie potrafię zamknąć skutecznie tego rozdziału. A to już przecież 7 miesięcy minęło...Najgorsza chyba była noc na porodówce, jak dali mi cytoteki na otwarcie szyjki, mąż musiał już iść bo była 21, a ja musiałam zostać całą noc na porodówce (bez okien, w piwnicach szpitala), a obok na salach non stop krzyczały rodzące kobiety. Rzecz jasna nie udało mi się zasnąć nawet na chwilę. A ciśnienie spadło mi do 60/40. Pielęgniarki to myślały, że zejdę...Od razu wpięły mi 2 kroplówki na 2 ręce na raz, a lekarz je ochrzaniał, że nie pozwoliły mi nic jeść przez cały dzień i wyglądam jak żywy trup...Te wendlony strasznie mnie bolały, miałam rumienie na całych rękach. A szyjkę jak mi badała położna to myślałam, że umrę z bólu...Tą całą służbę zdrowia to bym kopnęła zdrowo w dupę za tą empatię. W dodatku ciągle kręciły się koło mnie stażystki i pokazywały mnie sobie palcami, że to ta co poroniła i będzie miała zabieg i że cały czas płacze... Jezu...czy ja kiedyś o tym zapomnę ????
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 grudnia 2015, 11:25
Na początku cyklu próbowałam nastrajać się bardzo pozytywnie, że teraz na pewno się uda, tak właśnie myślałam w cyklu, w którym udało mi się zajść w ciążę...Teraz emocje trochę opadły i..trochę jakby tracę wiarę.
Teraz chyba też się nie udało...
Od wczoraj biorę przez 3 miesiące Cyclodynon, mam nadzieję, że zlikwiduje mi plamienia i obniży trochę podwyższoną prolaktynę. Pan doktor stwierdził ,że on sądzi, że nie będziemy musieli po tych 3 miesiącach wdrażać żadnej nowej terapii i że mam przyjść jak okres się będzie spóźniał 7dni:) Przemiły człowiek
Oby miał rację...
Aha no i walczę z grzybicą...znowu! Że też ta zołza ciągle do mnie wraca...
Zaczęłam też łykać Cyclodynon i chyba dlatego nie czuję żadnych zwiastunów @, normalnie już 5 dni przed okresem mam niewielkie bóle podbrzusza. Nie chcę się nakręcać na ciążę, ale nadzieja się tli...kurcze, same wiecie jak to jest..."próbuję się nie nakręcać", a przecież codziennie się zastanawiam czy może akurat teraz się udało... Zatestowałabym wcześniej, żeby już wiedzieć że czekać na okres a nie się łudzić. Może spróbuję w sobotę, akurat wieczorem idziemy na wigilię do przyjaciół to będę wiedziała czy mogę spokojnie sobie pić wino czy nie...
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 grudnia 2015, 18:37
Miałam robić wcześniej test, ale chyba nie będę robić..po co, żeby znowu zobaczyć negatyw? Jak nie dostanę miesiączki do wigilii to może wtedy zrobię... Mam to w d. O!
Trzeba zająć się czymś innym (łatwo powiedzieć;/)
Dziś 11 dpo i zrobiłam przed chwilą test owulacyjny. Wyszła wyraźna, choć bledsza od kontrolnej kreska. Dla wyjaśnienia zrobiłam test owulacyjny, bo mam ich milion pięćset, a ciążowy tylko jeden i szkoda mi było go wykorzystywać na tak wczesny pomiar.
Rano zrobię test ciążowy, ale nie daje mi to spokoju.... czy mogę być w ciąży?
Pamiętam, że przy poprzedniej ciąży, ale wtedy w 16 dpo zrobiłam test owu i też dostałam drugą kreskę...
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 grudnia 2015, 10:10
Tak, więc zamykam ten rok, kolejny rok, co prawda z jedną nieudaną próbą, ale generalnie zakończony bez "sukcesu".
Pewnie już nie napiszę nic do końca roku, bo jadę do domu na Święta i nie zamierzam zajmować się jakoś szczególnie swoją niepłodnością...Na ten czas będę ją mieć głęboko gdzieś...
Jeśli chodzi o przyszły rok...szczerze? Tracę nadzieję, że uda się naturalnie.
Pozdrawiam Was wszystkie dziewczyny. Mam nadzieję, że ten rok był dla Was łaskawszy niż dla mnie i zdążyłyście spełnić swoje marzenia.
Święta spędziłam w domu u swoich rodziców i potem u teściów. Było miło, leniwie, nadrabialiśmy spotkania ze znajomymi, tymi bliższymi i dalszymi...Niestety musiałam parę razy dostać młotkiem solidnie po głowie i zetknąć się z ciążami koleżanek...Jakoś nie potrafię sobie jeszcze z tym dobrze radzić. Na spotkaniach oczywiście uśmiechałam się, cieszyłam razem z nimi, a potem płakałam w poduszkę i cały następny dzień chodziłam ponura...
No cóż, teraz czekam na @, ma przyjść 15 stycznia...mam takie DZIWNE przeczucie, że teraz TEŻ przyjdzie haha nie ma to jak czarny humor ale serio, jestem na 99% pewna, że się nie udało - chce się ktoś założyć ?
Nie chcę, żeby ktoś mnie wyciągał z tego "doła".
Chcę, żeby wszyscy dali mi święty spokój.
Chcę zaszyć się w domu, zjeść milion czekolad i płakać do rana.
Dziś dowiedziałam się o kolejnej ciąży koleżanki. Jak to strasznie boli.
Dlaczego ja? Dlaczego to ja nie mogę normalnie zajść w ciążę?!
Chcę zrezygnować z pracy, jestem w niej od 3 lat, żeby tylko urodzić i być na macierzyńskim. Czujecie? Z miesiąca na miesiąc ciągle przesuwałam tę decyzję, bo może się uda i żebym miała zasiłek macierzyński i miała za co to dzieciątko utrzymać. Ale chyba muszę powiedzieć dość, dość podporzadkowywania życia staraniom. Jakoś damy sobie radę. Może to właśnie ta praca mnie tak blokuje, ale z drugiej strony boję się zajść w ciążę na bezrobociu, a z trzeciej strony to w ogóle nie wierzę, że kiedykolwiek (czy to mając pracę czy nie) uda mi się zajść w ciażę ;]
Nie wiem czy to co piszę ma jakikolwiek sens, ale widzę, że moje obecne życie go NIE MA.
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 stycznia 2016, 12:05
Trochę dziwnym, bo tylko 2-dniowym.
Dzisiaj zrobiłam badanie FSH/LH, czekam na wynik.
Zaczynam nowy cykl z:
cyclodynonem
femibionem
wiesiołkiem do owulacji
Mąż bierze Fertilmana, bo wyniki ma takie sobie...
staram się myśleć POZYTYWNIE...błagam wesprzyjcie mnie jakoś psychicznie,
bo czuję, że te moje główne przeszkody są właśnie w głowie:(
Wyniki starań za 2 tygodnie. Ciekawe czy owocne. Hmm.
A tak poza tym...no właśnie są jakieś rzecy poza tym, ale one są w tle. Niby się żyje, ale jakoś na pół gwizdka, niby się wstaje, chodzi do pracy, ale to wszystko jest tylko dlatego, że trzeba jakoś żyć, a tak naprawdę to to jest jedno wielkie czekanie. Nie życie, właśnie czekanie.
@ przyszła.
A byłam pewna, że jestem w ciąży. Czułam to i miałam kilka objawów, jak nigdy, czułam się jaj w 1szej ciąży. Której oczywiście niedane mi było donosić....
Siedzę i płaczę. Cały dzień. Nie chce mi się żyć. Nie widzę sensu. ŻADNEGO...
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 lutego 2016, 15:38
Także kolejny miesiąc stracony. Ale przynajmniej nie będę miała jakichś głupich nadziei przez następne dwa tygodnie, tylko wiem, że na 100% przyjdzie okres.
Ten niepokalanek jak widać kopie mi cykl...
Gin kazał mi brać Cyclodynon przez następne 3 miesiące, czyli będę go brać do końca maja.
W sumie 3msc Castagnus - 2 msc przerwy - 6 msc Cyclodynon
Wychodzi 9 miesięcy na niepokalanku! Normalnie jestem w ciąży z niepokalankiem:)
Czy któraś z Was brała go tak długo?
Wydawało mi się, że jak nie zaszłam w ciągu 3msc to po cholerę brać go dalej, widać na mnie to nie działa. No, ale każą to biorę. Plamienia mam dalej. Ciekawe jak z prolaktyną pomoże. Może w przyszłym tygodniu pójdę skontrolować.
Ale cały miesiąc miałam wywalone na te całe starania. Parę seksów około owu - ale jak widać bez rezultatu.
Poza tym skontrolowana prolaktyna po 3 miesiącach cyclodynonu = 500. W sumie trochę spadła i idealnie mieszczę sięw górnej granicy normy. Gin mi powiedział, że tak jest ok, że byłoby źle jak bym miała 1500, a tak jest ok i mam łykać przez kolejne 3 msc cyclodynon.
Kupiłam sobie castagnus bo jest tańszy.
Chyba wyrzygam w końcu tego niepokalanka;/
Trochę było przytulanek, wreszcie takich spontanicznych, niewymuszonych.
Ale dziś zaczynają się dni płodne i już czuję presję.
Chciałabym, żeby dzieci robiło się przy pomocy tabletek. O owulacja, to łykam tabletkę i czekam na ciążę.
Dziecko to "owoc miłości". Haha, jasne, jeśli uda się zajść w ciążę naturalnie do roku czasu to może tak. Potem to już tylko robota jak na taśmie produkcyjnej...Beznadzieja...
Działamy.
Efekty za 2 tygodnie.
Ostatnio mniej myślę o staraniach i rzadziej tu wchodzę, zajęłam się innymi rzeczami i chyba mi to służy. Zakładając tutaj konto, myślałam, że jak się tak mega zaangażuję w to "robienie dzieci" to na pewno się uda.
Mierzenie temperatury, wynajdywanie nowych badań do zrobienia, konsultowanie z dziewczynami, przeżywanie testowania każdej dziewczyny na forum, zioła, tabletki i inne kwiatki...Zwariować można no nie? Myślałam, że jak zakasam rękawy i wezmę się porządnie za temat to będę w ciąży za maksymalnie 3 miesiące. I co? I jestem tutaj od półtora roku i nic mi to nie pomogło
A pamiętnik chcę dalej pisać od czasu do czasu, żeby może kiedyś zwieńczyć go zielonym zakończeniem i zobaczyć jaka byłam silna, że dałam radę przejść tą długą, trudną i wyboistą drogę.
Czyli teraz też jednak nie....