Wiadomość wyedytowana przez autora 1 sierpnia 2014, 21:21
niestety jego walizka nie doleciała, zaginęła gdzieś w podróży więc od powrotu prowadzi trochę "koczowniczy" tryb życia bez ubrań, bielizny, szczoteczki do zębów, ale coś skombinowaliśmy na ten czas Najważniejsze że on wrócił bezpiecznie, a i bagaż się odnajdzie. Sam wczoraj zaczął ze mną rozmawiać o dziecku, mówił że dużo czytał, jak się może przygotować, poczynił już wiele w tej kwestii, czym zdziwił mnie baaardzo, bo dotąd to ja inicjowałam ten temat, myślałam nawet że ja bardziej chcę tego dziecka niż on, a tu taka niespodzianka pierwszy raz w życiu poczułam, że naprawdę pragnie tego dzidziusia całym sercem. Rozmawialiśmy do późnej nocy i tak mnie to pozytywnie naładowało, że już nie mogę się doczekać "działania"
A póki co weekend się zbliża, marzy mi się wypad w góry, albo jakieś wspólne lenistwo. Trzymam kciuki za wszystkie staraczki, którym "zielone światło" przypada na najbliższe dni. POWODZENIA!
Weekend spędzony bardzo intensywnie (aż zastanawiam się czy nie za bardzo), dwa dni w górach, na Pilsku i na Skrzycznem (widoki BEZCENNE), złapała nas burza z deszczem, ledwo zdążyliśmy do schroniska, i choć byliśmy przemoczeni, i tak było super trochę grillowaliśmy, nakupiliśmy znowu naszych ukochanych oscypków, trochę się posprzeczaliśmy, ale szybko nam przeszło i znów było miodzio, nawet na koncert się załapaliśmy, no i wreszcie po 4 tygodniach postu teraz znowu tygodniowa przerwa, żeby wzmocnić "żołnierzyki" i postawić je w stan gotowości na dzień owulacji No i dziwną rzecz ostatnio obserwuję... od dwóch tygodni boli mnie głowa ile może boleć głowa?? Miewam czasem migreny i w takich sytuacjach ciężko mi funkcjonować bez środków przeciwbólowych, jeśli nie zażyję w porę, kończy się to bardzo źle. Zastanawiam się jak to będzie, kiedy będę w ciąży i tabletki przeciwbólowe nie będą wskazane... No chyba że w ciąży nie występują bóle głowy Oby!
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 sierpnia 2014, 09:36
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 sierpnia 2014, 12:24
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 sierpnia 2014, 08:56
O Boże... znowu zaczynam czuć ten ból
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 sierpnia 2014, 10:47
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 września 2014, 14:40
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 września 2014, 14:53
No i stało się I do mnie uśmiechnęło się szczęście. W 10 dpo zatestowałam, najpierw cień cienia drugiej kreseczki, potem inny test, druga kreseczka ewidentna, potem BETA, wynik na 4 tydzień Popłakałam się z radości, emocje przeogromne. Czekałam cały dzień na męża, aż wróci z delegacji. Wrócił późnym wieczorem, leżałam już w łóżku, a kiedy do mnie dołączył, powiedziałam mu: "Mam dla Ciebie niespodziankę. Ta niespodzianka jest pod Twoją poduszką". Zdziwił się, chwilę się zawahał i powolutku pod nią zajrzał. Zobaczyłam na jego twarzy zdziwienie na widok małego, pomarańczowego pudełeczka. Zapytał "Co to"? Poprosiłam, żeby otworzył... W środku na wieczku napisane było "UDAŁO SIĘ!!!" i narysowałam dwie maleńkie stópki. Do pudełeczka włożyłam wcześniej malusie buciki z kotkami (które kupiłam w zeszłym miesiącu) i test ciążowy. Na jego twarzy pojawiły się rumieńce, po czym wpadł w taką dziką radość, ze prawie go nie poznałam zaczął mnie przytulać, całować, śmiać się i płakać jednocześnie a ja z nim Obojgu nam tak waliło serce, że myślałam że mi z klatki wyskoczy. Mąż długo nie mógł zasnąć, mówił, że teraz wszystko się zmieni, że musi mi kupić większy samochód że teraz bardziej przydałby się nam dom, że taka odpowiedzialność, itd... Mimo, że się staraliśmy od dwóch miesięcy, miałam wrażenie że ta wiadomość spadła na niego jak grom z jasnego nieba, oczywiście w pozytywnym znaczeniu.
Chciałabym podziękować serdecznie wszystkim kobietkom, które mi tak pięknie kibicowały, które mnie wspierały i gratulowały. Ja wczoraj, prosząc o trzymanie kciuków, obiecałam rewanż. Zatem: TRZYMAM MOCNO KCIUKI za Was wszystkie, zaglądam do Was i czekam na Was!!!!!!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 września 2014, 10:50
W kilka dni po ostatnim wpisie, pełnym obaw ale i nadziei, trafiłam na oddział do szpitala z lekkim krwawieniem. Zostałam na obserwacji, nie szło tak jak byc powinno, jednak cały czas lekarze powtarzali mi, że jest dobrze. Po kilku dniach leżenia zobaczyłam bijące serduszko naszego maleństwa, rosło, w związku z czym wypisano mnie do domu, z zaleceniem leżenia, a krwawienie uznano (w związku ze złymi wynikami moczu) jako zakażenie układu moczowego. Z ciążą niby wszystko miało byc ok. Do lekarza prowadzącego miałam zgłosić się na wizytę 27 października i tak też zrobiłam. Czekałam na tą wizytę z niecierpliwością, zaczynał się już 10 tydzień, bardzo chciałam zobaczyć znów moją kochaną kruszynkę. Czułam niepokój, ale czułam też ekscytację. Kiedy lekarka rozpoczeła badanie USG, od razu wiedziałam, że coś jest nie tak... Zapadła tak grobowa cisza a minuty dłużyły się w wieczność. Leżałam, a ona nie mówiła nic. Widziałam, że dzidzia się nie rusza i widziałam na ekranie, że nie ma akcji serduszka, ale przekonywałam w myślach sama siebie, że pewnie zaraz je zobaczę, że może sprzęt jeszcze nie jest całkiem uruchomiony. Lekarka nadal milczała, ale jej wyraz twarzy był pełen przerażenia. Serce waliło mi już jak młot, w gardle sucho, a w oczach już łzy. Myślę sobie "niech ona wreszcie coś powie!" W końcu podłączyła Dopplera, żeby sprawdzić przepływ krwi. Wszędzie krew płynęła, tylko nie w moim kochanym dzidziusiu Zaczęła wrescie mówić, ale nieśmiało i powoli:
- Wygląda na to, że dzidziuś prawie nie urósł od ostatniego USG w szpitalu i... serduszka też nie widać... nie ma też widocznego przepływu krwi...
Oblały mnie zimne poty i zapytałam szybko:
- Czy to znaczy, że dziecko... NIE ŻYJE?!
- Na to wygląda -odpowiedziała -Bardzo mi przykro. Ale ja się mogę mylić, chodzi o życie człowieka, potrzebna jest tu konsultacja innego lekarza. Wypiszę skierowanie do szpitala. Jeśli osoba trzecia potwierdzi moją diagnozę, konieczny będzie zabieg usunięcia ciąży. Sama Pani nie poroni, ze względu na duże dawki Luteiny potrzymującej ciąże, które Pani zażywała do dziś.
Wstałam z kozetki i wszystko dalej potoczyło się jakby poza mną. Ubierałam się płacząc, do domu wracałam zanosząc się z płaczu, nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Mąż też się popłakał, ale przyznam szczerze, ze pozbierał się dużo szybciej niż ja. W związku z tym, ze nie wzięłam już Luteiny, jeszcze tego samego wieczoru zaczęłam mocno krwawić i pojawiły się skurcze porodowe i ogromne bóle. Pojechaliśmy w nocy do szpitala. Poronienie się zaczęło. niestety usłyszałam, że sama nie urodzę, ale zabiegu tez nie mogą mi wykonać, ponieważ jadłam niedawno i żaden anestezjolog nie podejmie się wprowadzenia mnie w narkozę, z zawartością pokarmową w żołądku. Zatem przyjęcie na oddział, zastrzyk rozkurczający, leżenie i zabieg rano. Oczywiście całą noc przepłakałam, nie mogłam zasnąć nawet na chwilę. Traumy związanej z tym wszystkim co było później opisywać nie chcę. Chcę tylko powiedzieć, że z badań genetycznych dowiedzieliśmy się, że to była córeczka. Boli jeszcze bardziej przy zgłoszeniu urodzenia dziecka martwego w Urzędzie Stanu Cywilnego nadaliśmy jej imię Kasia wiemy, że zawsze będzie już w naszych sercach. Ja nie wyszłam jeszcze z tego ani psychicznie, ani fizycznie. Po zabiegu nastąpiły powikłania, dostałam zakażenia błony śluzowej macicy i przydatków. Ból tak straszny, że przez kilka dni chodziłam po ścianach, aż wreszcie trafiłam znów do szpitala i dwa tygodnie na zastrzykach. Trochę pomogło, ale, krwotok utrzymuje się już miesiąc i nie wiem co dalej robić, lekarze mówią, że tak być nie powinno, ale przyczyny również nie znajdują. Psychicznie jest różnie, raz lepiej, raz gorzej. Boli. To na pewno. Nadziei póki co nie mam i planów na następną ciążę też nie. Na pewno przyjdzie to z czasem, a Nowy Rok może przyniesie nowe nadzieje i siłę...
SYTUACJA nr 1:
Wchodzi do mojego biura nasz kontrahent ze słowami:
- OOOO! Pani już w pracy? Wróciła Pani, to miło, szybko to zleciało, jak się Pani czuje?
- dziękuję, już ok -odpowiadam nieśmiało
- a jak maleństwo ma na imię? -wypalił nieświadomy mojej straty
JA W BEK
SYTUACJA NR 2:
Wchodzi pracownica naszej firmy
- Cześć, kurcze, kogo ja widzę... wróciłaś?? Chyba zwariowałaś, pracować w ciąży? ja na Twoim miejscu nie wracałabym już do pracy aż do samego porodu... A na kiedy masz termin? -kolejna nieświadoma mojego poronienia
JA W BEK
SYTUACJA NR 3:
Koleżanka, która nie wiedziała, ale byłam pewna, że do niej dotarło:
- Cześć, miło Cię widzieć.... aaaaa.... yyyyy.... gdzie Ty masz brzuszek?
JA W BEK
Cholera jasna, nie sądziłam, że to będzie takie trudne Wiem, ze być może nikt nie ma złych intencji, że wszyscy pytają z jakiejśtam troski, ale kuźwa.... Trochę jakiegoś taktu jednak by się przydało, ja bym chyba nigdy nie wypaliła z takim tekstem, gdybym widziała, że coś jest nie tak... Poza tym informacja o mojej ciąży rozniosła się piorunująco szybko, ale już o utracie dzidziusia nie. Dlaczego ci wszyscy plotkujący nie potrafią tego odkręcić narażając mnie na takie sytuacje????
Mam nadzieję, że kolejne dni będą bardziej znośne, w przeciwnym razie zwolnię się sama... natychmiastowo... dyscyplinarnie..
A teraz króciutko to co przed nami. W tym cyklu pierwsze (nie pierwsze) starania. Zuuuupełnie inne nastawienie niż dotąd... Na luzie, bez ciśnień, spokojnie, będzie co będzie. Nawet gdyby trzeba było czekać, poczekamy. Nadzieja jest, ale luzik również. Wierze, że to Bóg wybierze dla nas TEN odpowiedni moment. A wszystkich ZNOWU proszę o kciuki za nas. Wracam do gry!
- niemożliwe, żeby ktoś tak sympatyczny jak Ty, był w życiu sam. Dam Ci coś. To jest nowenna do św. Józefa, on jest patronem rodziny, odmawia się ją codziennie od 11 marca, przez 9 dni, kończy się 19 marca w dniu św. Józefa. Jest taka zasada, że jak się o coś tak z sercem poprosi św. Józefa w dniu jego święta, to nie ma możliwości, żeby prośba została niewysłuchana. Poproś o dobrego męża
Na początku zareagowałam śmiechem, ale potem stwierdziłam: "co mi tam, spróbuję, nic nie tracę". No i zaczęłam się modlić tą nowenną od 11 marca. Miała się skończyć 19-go, a ja... dokładnie w przeddzień święta św. Józefa wieczorem, czyli 18-go marca poznałam mojego męża Co ciekawe, ja już na tym pierwszym spotkaniu czułam (po raz pierwszy w życiu), że to jest to. Wiedziałam, że albo będę z tym człowiekiem na zawsze, albo z nikim innym. Dziś jestem jego żoną i wiem, że niemała w tym zasługa św. Józefa Warunek wtedy był taki, że jeśli moje modlitwy o dobrego męża faktycznie zostaną wysłuchane, będę o tym mówić i nie zatrzymam tego tylko dla siebie. Dlatego też dzisiaj postanowiłam o tym opowiedzieć Wam. Wiele z nas ma tyle spraw rodzinnych, które fajnie byłoby zawierzyć "specjaliście" W tym roku tez mam zamiar modlić się w nowennie, tyle, że w intencji dziecka. Nie musi ono pojawić się natychmiast (tak jak wtedy mój mąż ) ale bardzo bym chciała, żeby pojawiło się po prostu w odpowiednim momencie. Polecam wszystkim, którzy wierzą, że modlitwa przenosi góry. Moje życiowe góry przeniosła cztery lata temu i dała mi cudownego męża, wierzę, że da nam teraz i dziecko
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 marca 2015, 09:59
eh pamiętam jak ja czytałam o planowaniu płci, na początku staraliśmy się o dziewczynkę, ale po kilku nieudanych próbach staramy się już poprostu o dzidziusia bez względu na płeć. Zajście w ciąże to nie taka łatwa sprawa dla wielu z nas niestety :/