




Wiadomość wyedytowana przez autora 1 sierpnia 2014, 21:21








niestety jego walizka nie doleciała, zaginęła gdzieś w podróży więc od powrotu prowadzi trochę "koczowniczy" tryb życia bez ubrań, bielizny, szczoteczki do zębów, ale coś skombinowaliśmy na ten czas



A póki co weekend się zbliża, marzy mi się wypad w góry, albo jakieś wspólne lenistwo. Trzymam kciuki za wszystkie staraczki, którym "zielone światło" przypada na najbliższe dni. POWODZENIA!


Weekend spędzony bardzo intensywnie (aż zastanawiam się czy nie za bardzo), dwa dni w górach, na Pilsku i na Skrzycznem (widoki BEZCENNE), złapała nas burza z deszczem, ledwo zdążyliśmy do schroniska, i choć byliśmy przemoczeni, i tak było super






Wiadomość wyedytowana przez autora 4 sierpnia 2014, 09:36





Wiadomość wyedytowana przez autora 7 sierpnia 2014, 12:24















Wiadomość wyedytowana przez autora 18 sierpnia 2014, 08:56






O Boże... znowu zaczynam czuć ten ból

Wiadomość wyedytowana przez autora 19 sierpnia 2014, 10:47













Wiadomość wyedytowana przez autora 4 września 2014, 14:40



Wiadomość wyedytowana przez autora 8 września 2014, 14:53

No i stało się





Chciałabym podziękować serdecznie wszystkim kobietkom, które mi tak pięknie kibicowały, które mnie wspierały i gratulowały. Ja wczoraj, prosząc o trzymanie kciuków, obiecałam rewanż. Zatem: TRZYMAM MOCNO KCIUKI za Was wszystkie, zaglądam do Was i czekam na Was!!!!!!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 września 2014, 10:50
W kilka dni po ostatnim wpisie, pełnym obaw ale i nadziei, trafiłam na oddział do szpitala z lekkim krwawieniem. Zostałam na obserwacji, nie szło tak jak byc powinno, jednak cały czas lekarze powtarzali mi, że jest dobrze. Po kilku dniach leżenia zobaczyłam bijące serduszko naszego maleństwa, rosło, w związku z czym wypisano mnie do domu, z zaleceniem leżenia, a krwawienie uznano (w związku ze złymi wynikami moczu) jako zakażenie układu moczowego. Z ciążą niby wszystko miało byc ok. Do lekarza prowadzącego miałam zgłosić się na wizytę 27 października i tak też zrobiłam. Czekałam na tą wizytę z niecierpliwością, zaczynał się już 10 tydzień, bardzo chciałam zobaczyć znów moją kochaną kruszynkę. Czułam niepokój, ale czułam też ekscytację. Kiedy lekarka rozpoczeła badanie USG, od razu wiedziałam, że coś jest nie tak... Zapadła tak grobowa cisza a minuty dłużyły się w wieczność. Leżałam, a ona nie mówiła nic. Widziałam, że dzidzia się nie rusza i widziałam na ekranie, że nie ma akcji serduszka, ale przekonywałam w myślach sama siebie, że pewnie zaraz je zobaczę, że może sprzęt jeszcze nie jest całkiem uruchomiony. Lekarka nadal milczała, ale jej wyraz twarzy był pełen przerażenia. Serce waliło mi już jak młot, w gardle sucho, a w oczach już łzy. Myślę sobie "niech ona wreszcie coś powie!" W końcu podłączyła Dopplera, żeby sprawdzić przepływ krwi. Wszędzie krew płynęła, tylko nie w moim kochanym dzidziusiu

- Wygląda na to, że dzidziuś prawie nie urósł od ostatniego USG w szpitalu i... serduszka też nie widać... nie ma też widocznego przepływu krwi...
Oblały mnie zimne poty i zapytałam szybko:
- Czy to znaczy, że dziecko... NIE ŻYJE?!
- Na to wygląda -odpowiedziała -Bardzo mi przykro. Ale ja się mogę mylić, chodzi o życie człowieka, potrzebna jest tu konsultacja innego lekarza. Wypiszę skierowanie do szpitala. Jeśli osoba trzecia potwierdzi moją diagnozę, konieczny będzie zabieg usunięcia ciąży. Sama Pani nie poroni, ze względu na duże dawki Luteiny potrzymującej ciąże, które Pani zażywała do dziś.
Wstałam z kozetki i wszystko dalej potoczyło się jakby poza mną. Ubierałam się płacząc, do domu wracałam zanosząc się z płaczu, nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Mąż też się popłakał, ale przyznam szczerze, ze pozbierał się dużo szybciej niż ja. W związku z tym, ze nie wzięłam już Luteiny, jeszcze tego samego wieczoru zaczęłam mocno krwawić i pojawiły się skurcze porodowe i ogromne bóle. Pojechaliśmy w nocy do szpitala. Poronienie się zaczęło. niestety usłyszałam, że sama nie urodzę, ale zabiegu tez nie mogą mi wykonać, ponieważ jadłam niedawno i żaden anestezjolog nie podejmie się wprowadzenia mnie w narkozę, z zawartością pokarmową w żołądku. Zatem przyjęcie na oddział, zastrzyk rozkurczający, leżenie i zabieg rano. Oczywiście całą noc przepłakałam, nie mogłam zasnąć nawet na chwilę. Traumy związanej z tym wszystkim co było później opisywać nie chcę. Chcę tylko powiedzieć, że z badań genetycznych dowiedzieliśmy się, że to była córeczka. Boli jeszcze bardziej




SYTUACJA nr 1:
Wchodzi do mojego biura nasz kontrahent ze słowami:
- OOOO! Pani już w pracy? Wróciła Pani, to miło, szybko to zleciało, jak się Pani czuje?
- dziękuję, już ok -odpowiadam nieśmiało
- a jak maleństwo ma na imię? -wypalił nieświadomy mojej straty
JA W BEK

SYTUACJA NR 2:
Wchodzi pracownica naszej firmy
- Cześć, kurcze, kogo ja widzę... wróciłaś?? Chyba zwariowałaś, pracować w ciąży? ja na Twoim miejscu nie wracałabym już do pracy aż do samego porodu... A na kiedy masz termin? -kolejna nieświadoma mojego poronienia

JA W BEK

SYTUACJA NR 3:
Koleżanka, która nie wiedziała, ale byłam pewna, że do niej dotarło:
- Cześć, miło Cię widzieć.... aaaaa.... yyyyy.... gdzie Ty masz brzuszek?
JA W BEK

Cholera jasna, nie sądziłam, że to będzie takie trudne

Mam nadzieję, że kolejne dni będą bardziej znośne, w przeciwnym razie zwolnię się sama... natychmiastowo... dyscyplinarnie..

A teraz króciutko to co przed nami. W tym cyklu pierwsze (nie pierwsze) starania. Zuuuupełnie inne nastawienie niż dotąd... Na luzie, bez ciśnień, spokojnie, będzie co będzie. Nawet gdyby trzeba było czekać, poczekamy. Nadzieja jest, ale luzik również. Wierze, że to Bóg wybierze dla nas TEN odpowiedni moment. A wszystkich ZNOWU proszę o kciuki za nas. Wracam do gry!



- niemożliwe, żeby ktoś tak sympatyczny jak Ty, był w życiu sam. Dam Ci coś. To jest nowenna do św. Józefa, on jest patronem rodziny, odmawia się ją codziennie od 11 marca, przez 9 dni, kończy się 19 marca w dniu św. Józefa. Jest taka zasada, że jak się o coś tak z sercem poprosi św. Józefa w dniu jego święta, to nie ma możliwości, żeby prośba została niewysłuchana. Poproś o dobrego męża

Na początku zareagowałam śmiechem, ale potem stwierdziłam: "co mi tam, spróbuję, nic nie tracę". No i zaczęłam się modlić tą nowenną od 11 marca. Miała się skończyć 19-go, a ja... dokładnie w przeddzień święta św. Józefa wieczorem, czyli 18-go marca poznałam mojego męża





Wiadomość wyedytowana przez autora 11 marca 2015, 09:59
eh pamiętam jak ja czytałam o planowaniu płci, na początku staraliśmy się o dziewczynkę, ale po kilku nieudanych próbach staramy się już poprostu o dzidziusia bez względu na płeć. Zajście w ciąże to nie taka łatwa sprawa dla wielu z nas niestety :/