Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
27 dc. Cycki mnie nawalają. Zgaduję, czy na ciążę, czy nie. Zakładam, że nie, bo bolą dokładnie tak samo jak po podaniu pregnylu. Główka jednak swoje robi. Skoro pregnyl podnosi poziom hcg, to bolą cycki, a skoro w tym cyklu jajco pękło samo, to może i cycki bolą, bo się hcg podnosi. Takie pokręcone rozumowanie staraczki, które pewnie zakończy się rozczarowaniem. Żal mi sikać na test, bo pewnie się wkręcam, więc poczekam jeszcze ze dwa dni i zobaczymy, co się wydarzy. Tempka na średnim poziomie, stąd prawdopodobieństwo ciąży znikome. Tak czy inaczej zakupiłam już clo do stymulacji przed IUI, no i Neoparin, który jest odpowiednikiem Clexane. Jeszcze nie wiem, jak się będę kłuć w ten brzuch - nie cierpię igieł, no ale dla upragnionego efektu człowiek zniesie wszystko.
Zakupiłam wczoraj test, nawet dwa tak na wszelki wypadek. Dobrze, że nie zdążyłam na żaden nasikać, bo by się tylko zmarnował. Prawo Murphy`ego działa. Chcesz dostać @, kup sobie test ciążowy.
Czyli w tym cyklu IUI.
IUI dziś w samo południe. Oby 1 grudnia okazał się dniem wyjątkowym.
Zadziwiające jak szybki jest to zabieg. Za bardzo nie wiedziałam, czego się spodziewać, więc miałam lekkiego stresa, a gin potwierdził tylko pękające pęcherzyki, pokazał cewnik, na którym były nasze dane, wstrzyk i po sprawie. Wizyta trwała może 3 min. Cały proceder był oczywiście poprzedzony stymulacją clo, podaniem Ovitrelle i preparacją nasienia. Swoją drogą zastrzyki sobie już walę w brzuch jak rasowa piguła. W sumie były dwa jajca - jedno już pękło, a drugie jest w trakcie, więc to chyba całkiem dobrze wróży. Zawsze to ciut większe szanse. 13 grudnia beta. Strasznie bym chciała, żeby ta trzynastka była szczęśliwa.
Generalnie targają mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony prawdopodobieństwo IUI zakończonej ciążą jest znikome, bo na poziomie zaledwie 10%, więc nie chcę robić sobie niepotrzebnych nadziei. Z drugiej strony już sobie myślę, jak to będzie być w ciąży. Człowiek taki głupi jest. Może sobie tłumaczyć, ale tak do końca przetłumaczyć głowie się nie da.
Jeśli ktoś mnie czyta, trzymajcie proszę kciuki .
Z natury nie jestem zawistna, ale kiedy dowiedziałam się w sobotę, że dobrzy znajomi "są w ciąży" poczułam ukłucie zazdrości, tym bardziej że nie starali się długo, a on swoją drogą jest namiętnym koneserem "ziółka". Najwyraźniej jednak wpływu na jakość plemników to nie ma, albo są wyjątkowymi szczęściarzami. Nie to, co my. Cieszę się ich szczęściem, ale jednocześnie przybiło mnie to i jakoś tak podkopało moją wiarę, że tym razem nam się uda. Poza tym dopadł mnie jakiś spadek odporności i już uprawiam czarnowidztwo, że nawet jak się udało, to infekcja we wczesnej ciąży to nic dobrego. Jak by nie było, dupa zawsze z tyłu.
W ciągu ostatniego tygodnia dowiedziałam się o 4 ciążach wśród znajomych. Plaga jakaś. Niech i mnie dopadnie!!! Póki co jedyna plaga, jaka mnie dosięgła, to jakieś dziwne choróbsko. Kurwa.
Ehh ja też co chwilę słyszę o jakiejś ciąży, a to że kuzynka, a to znajomi, a jak rzucą informację to wyczekują aż się odezwę i powiem kiedy my... Życzę Ci z całego serca "plagi" ciążowej :)
Chmureczka, tak, wyjątkowo szybko chorobsko sobie poszło. Jutro idę na betę, ale nie spodziewam się niczego poza negatywem. Cycki już mnie bolą jak na okres, więc @ to pewnie tylko kwestia odstawienia duphastonu.
Cudów nie ma. Jeśli myślisz, że i Tobie wreszcie od życia się coś należy, bo już tyle przeszedłeś i się nacierpiałeś, łez wylałeś, to przewrotny los właśnie głośno śmieje Ci się w twarz. Czyli mówiąc wprost, beta ujemna. Idę pić.
Tak samo czułam się w sobotę jak dostałam @, zwykle po pierwszym dniu się otrząsłam i walczyłam dalej, teraz mi się nie chce, mam ochotę zapaść się pod ziemię
W 2017 wszystkie będziemy w ciąży. Nie ma innej opcji :)
Trzeba to jakoś strawić, poprawić koronę i do przodu . Wciąż, nieustannie trzymam za Ciebie kciuki.
Prawie miesiąc minął od ostatniego wpisu, dość pesymistycznego zresztą. Nie zalewam się jednak łzami po kątach, o dziwo rozpacz po nieudanej IUI szybko mi przeszła. Ciekawa jestem, jak długo będę się tak jeszcze trzymać, czy kiedyś przyjdzie w końcu ten moment, że się złamię i odechce mi się walczyć. Póki mamy jeszcze jakieś opcje przed sobą, trzymam gardę.
Jestem kilka dni przed @. Oczywiście mała część mnie liczy w duchu, że może jednak się nie pojawi i że uda się naturalnie. Dlaczego nam nie może przydarzyć się cud? Bo cudów nie ma? Nie wierzę w to, czasami się zdarzają. Zakładam jednak, że @ przyjdzie, a to oznacza drugą IUI w kolejnym cyklu. Tym razem mamy spróbować z silniejszą stymulacją. Oprócz clo, dostałam jeszcze jakieś zastrzyki. Zobaczymy, czy coś, a raczej ktoś, z tego będzie.
Cały czas się pocieszam, że jeszcze po prostu nie przyszedł nasz czas. Jesteśmy w trakcie remontu nowego domu, co pochłania mnóstwo czasu i energii, przysparza sporo stresu, w pracy też jeszcze nie wszystko poukładane, więc może to nawet lepiej, że jeszcze nie teraz. Nasz moment jeszcze przed nami - mocno w to wierzę.
Zaciskam kciuki i wiem, że niedługo przyjdzie czas i na Ciebie. Zobaczysz jak wszystko pięknie i szybko się poukłada gdy już zobaczysz upragnione dwie kreseczki :) Powodzenia!
Kolejna IUI za nami. Postanowiłam, że zmieniam swoje nastawienie na mega pozytywne i przyciągam do siebie tylko dobre fluidy. Z natury jestem pesymistką i zazwyczaj mam w głowie te czarniejsze scenariusze, żeby się w razie co miło zaskoczyć, a nie mocno rozczarować, ale nie tym razem. Najwyżej lądowanie będzie twarde, ale przeżyję .
Po CLO+Fostimon udało się wyhodować 3 jaja, więc całkiem nieźle. Obudził się prawy jajnik, który po laparoskopii gorzej sobie radził, ale który jest czysty od endomendy, więc mamy trochę inny scenariusz niż przy pierwszym podejściu, a tym samym trochę większe szanse. Brzuch mnie dzisiaj boli jak na @, więc owu w toku.
Po zabiegu pojechałam na naszą budowę tak rozkojarzona, że po pierwsze zapomniałam dokumentów od auta, co praktycznie mi się nie zdarza, a po drugie zapomniałam na skrzyżowaniu, że jestem na głównej ulicy i chcąc skręcić w lewo, czekałam, aż przejadą auta z podporządkowanej. Zrobił się mały zator, ale o dziwo nikt mnie nie strąbił .
Zastanawiam się, czy można się przytulać tego samego, dnia co IUI. Czy słabsze żołnierzyki nie wpływają jakoś negatywnie na te odfiltrowane??? W necie jak zawsze podzielone opinie.
Oooo to piękne jajca się udało wyhodować :) trzymam mocno kciuki za IUI i proszę o trochę optymizmu dla mnie... ja też zawszę widzę szklankę do połowy pustą i strasznie mi ciężko się przełamać w swoim myśleniu :(
Mi ginka kazała poprawić wieczorem po IUI ale nie chciałam mieszać żołnierzy, bo chłopaki i tak dość słabawe. Myślę, że jak coś ma wyjść, to i bez poprawiania się uda :) Tak więc trzymam kciuki i po cichu marzę już o tym by wyhodować takie jajca jak Ty :) W następnym cyklu u mnie dawka 2x clo i zobaczymy :)
6 dpi. Człowiek tak bardzo chciałby się nie nakręcać w żadną stronę, ale się nie da, no nie da się. Staram się przesyłać pozytywną energię do ewentualnej zygoty, ale jakoś w środku mi smutno i czuję wewnętrzny niepokój. Chociaż, jak to teraz napisałam, to chce mi się śmiać, że rozmawiam ze swoją macicą . Tak bardzo bym chciała, żeby pojawiły się jakieś charakterystyczne ciążowe objawy, żeby już nie było wątpliwości i jednocześnie boję się, że zaraz pojawią się objawy przedokresowe i ta świadomość, że nie ma się co łudzić. Serio oszaleć można!!! Gdzie te czasy, że druga faza cyklu nie była psychiczną torturą???
Czekam na wynik bety. Wydaje mi się, że gdybym miała być w ciąży, to czułabym się jakoś inaczej, że już bym wiedziała, a mam przeczucie, że się nie udało, więc się nie nastawiam. Trochę pobolewa mnie dzisiaj krzyż jak na @, temperatura dość wysoko, ale mierzona w pochwie, więc kto ją tam wie, tam zawsze jest wysoka. Przy takich objawach to w sumie na dwoje babka wróżyła. W międzyczasie posypały się kolejne ciąże wśród znajomych. Wiem, że to nieprawda, ale czasami mam wrażenie, że tylko my walczymy i się nie udaje.
Beta ujemna. Jakżeby inaczej. Łzy już wylane. Przestaję wierzyć w skuteczność IUI. 3 jaja były, wyniki męża się poprawiły, a i tak nic. Trzeciej IUI już raczej nie będzie, bez sensu wywalać kasę. Przy następnej wizycie zaczynamy rozmowę o IVF. Nie ma co czekać i się łudzić.
Jesteśmy po wizycie. Zdecydowaliśmy, że podchodzimy do IVF. Przez najbliższy cykl mam brać tabletki anty, żeby wyciszyć jajniki. Niestety endomenda znowu zaczyna siać spustoszenie, więc tym bardziej nie ma na co czekać. w drugim cyklu stymulacja, pobranie komórek i, jeśli wszystko pójdzie po naszej myśli, transfer jakoś w połowie kwietnia. Nie sądziłam, że to może dziać się tak szybko. Nawet sama procedura okazuje się tańsza, niż zawsze mi się wydawało, choć oczywiście nadal nie są to grosze. Martwią mnie jedynie te rosnące torbiele. Myślałam, że pozbędę się tego cholerstwa po laparo, a tu wielka kupa. No nic, trzeba po prostu działać i co ma być to będzie. Chociaż nie ukrywam, że jak siedziałam dzisiaj na fotelu podczas usg, to modliłam się, żeby gin powiedział mi, że jestem w ciąży - jakby nie wiadomo co mógł tam wypatrzyć 9 dpo...
A tak poza tym dziś kątem ucha usłyszałam, że jedna z koleżanek w pracy jest w ciąży. Najpierw pomyślałam, jakie to niesprawiedliwe, ale potem naszła mnie refleksja, że tak naprawdę nie mam pojęcia, jaką ona drogę ma za sobą i czy łatwo jej przyszła ta ciąża, czy może była poprzedzona długą walką. Próbuję nie zazdrościć, ale to strasznie trudne.
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 marca 2017, 21:35
Fajnie, że się zdecydowaliście - jesteście co raz bliżej upragnionego celu. Choć ściskam kciuki, żeby okazało się że nie będzie Wam ta procedura potrzebna :) Co do ciąż innych kobiet to ja nadal nie potrafię się wyzbyć skrętu wszystkich narządów wewnętrznych oczywiście z zazdrości. Od razu napływają mi łzy do oczu i powstaje żelazny mur miedzy mną a "zaciążoną"... nie kontroluję tego do końca ale może w końcu uda mi się to zwalczyć :/
Mnie tez skreca i szlag mnie trafia na miejscu. Robie sie oschla i malpowata... To chyba normalny objaw.... Fajnie, ze sie zdecydowaliscie. My pewnie tez podazymy tra droga.
Mnie tez skreca i szlag mnie trafia na miejscu. Robie sie oschla i malpowata... To chyba normalny objaw.... Fajnie, ze sie zdecydowaliscie. My pewnie tez podazymy tra droga.
Pół roku minęło od ostatniego wpisu. W ciąży nadal nie jestem. Do IVF jeszcze nie podeszliśmy. Byliśmy już o krok, ale skomplikowała się u mnie sytuacja w pracy i stwierdziłam, że to nie jest najlepszy moment na in vitro. Stres w robocie na pewno by mi nie pomógł. Miało się wyklarować w maju, więc stwierdziliśmy, że zrobimy podejście w czerwcu, ale w czerwcu nadal nie było nic wiadomo, więc czekaliśmy. Teraz jesteśmy na etapie, że w pracy już wszystko spoko, ale do IVF postanowiliśmy podejść dopiero po nowym roku, bo chcę się wdrożyć w nowe stanowisko.
Dzisiaj byłam w związku z tym w klinice, nastawiona na najgorsze wieści po półrocznej przerwie. Powiedzmy, że były one w połowie tak złe, jak się spodziewałam. Torbiele endo urosły na lewym jajniku, znowu mam syndrom LUF, ogólnie jajnik mocno zniszczony, lepiej natomiast ma się prawy, który zdaje się być czysty. Ogólnie dałam ciała, bo powinnam była przyjść po Visanne od razu, jak zdecydowaliśmy się odsunąć w czasie procedurę - wtedy torbiele by się nie rozwinęły. Dupa ze mnie, no ale człowiek taki głupi, że ciągle liczy na naturalny cud. Zresztą sam gin powiedział, że nie będzie mnie blokował, bo zdarzyła się u mnie kiedyś ciąża, więc nawet mi przez głowę nie przeszło, żeby w międzyczasie przyjść po leki. Teraz mądra po szkodzie do czasu IVF będę na Visanne i postaram się myśleć pozytywnie, że torbiele dzięki temu choć trochę się obkurczą.
W międzyczasie czytam, że dziewczyny z Ovu, wydawałoby się beznadziejne przypadki, naturalnie zachodzą w ciążę. O ile w realu kłuje mnie w dołku, jak słyszę, że kolejna para jest w ciąży, o tyle tutaj wszystkim bardzo mocno kibicuję i cieszę się Waszym szczęściem :*.
Furiatka super że masz takie podejście do tego. Ja kiedyś chciałam wszystko robić na już i nie dałam się przekonać że inny czas będzie lepszy. Trochę szkoda, że tak Ci się z tymi torbielami porobiło :/ ale mam nadzieję, że tabsy wszystko wyrównają. Co do beznadziejnych przypadków to właśnie my do nich należymy - jak wiesz i jakimś cudem się udało (ani my ani lekarz nie wiemy jak to się stało). Więc wierzyć trzeba do końca. Ale jak macie plan na IVF to słuchajcie lekarza żeby wytrzymać do procedury w jak najlepszej formie! Powodzenia :)
Kazałam mężowi powtórzyć badania nasienia. Po swoich zaniedbaniach stwierdziłam, że warto się skontrolować i w razie co od razu działać. Standardowo byłam przygotowana na najgorsze, ale dzisiaj odebraliśmy wyniki i okazało się, że jest poprawa! Z 1% morfologia skoczyła do 5%, koncentracja i ruchliwość postępowa też jest ok, także może wreszcie zmierzamy ku dobremu .
Ło panie, wieki mnie tu nie było. W sumie nie za wiele się działo pod moją nieobecność. Skończyłam 4 miesięczną kurację Visanne, aktualnie jeszcze przez 3 dni jestem na antykach, potem okres i początek stymulacji Fostimonem. Generalnie trochę mi się te antyki dały we znaki, bo cycki zaczęły boleć i nawet mnie mdliło, do tego stopnia że pokusiłam się o test ciążowy. Oczywiście poraził mnie jedną kreską i w sumie też przy tych wszystkich tabsach niczego innego się nie spodziewałam, ale - jak to mówią - lepiej chuchać na zimne. Cuda się zdarzają. Nie mnie póki co, ale się zdarzają. W każdym razie, jak dobrze pójdzie w połowie lutego będzie punkcja i hodowanie kropka. Na razie to do mnie za bardzo nie dociera i nachodzą mnie różne myśli. Raz jestem przekonana, że na bank się nie uda, innym razem znowu, że dlaczego miałoby się nie udać. Emocjonalna sinusoida. No nic, będzie, co ma być. Niby mam do wszystkiego generalnie luz, ale wystarczy, że sobie pooglądam coś o dzieciach i ryczę. A najlepsze jest to, że wcale nie rozczulają mnie niemowlęta, tylko problemy rodziców z dzieciakami - ja też chciałabym mieć takie problemy! A pan małż jakby z boku, mam wrażenie, że niewiele go to wszystko interesuje, co też mnie trochę wkurwia. Faceci już tacy są, czy tylko mój ma wyrąbane?
Dzieje się. 8 dzień cyklu. 7 dzień stymulacji Fostimonem. Dzisiaj dochodzi Orgalutran. Pierwszy monitoring za mną. Na lewym jajniku z endomendą 11 pęcherzyków, na prawym coś koło 6. Gin zadowolony. Był w wyjątkowo dobrym humorze. Do tej pory miałam go za mruka, a dzisiaj nawet sobie ze mną żartował. Najwyraźniej in vitro go nakręca. Dla mnie się liczy, żeby był skuteczny. Chodziłam już do takich, co rzygali tęczą i obiecywali gruszki na wierzbie, a nic z tego nie wyszło, poza monetami z portfela. W poniedziałek najprawdopodobniej punkcja. Na razie jestem dobrej myśli. Wszystkie dotychczasowe przeciwności mamy pod kontrolą, więc jest nadzieja. Proszę o kciuki.
Wiesz, roznie dziewczyny reaguja. Ja mialam ok 3500- 4000, endo do niczego sie nie nadawalo, wiec zdecydowalismy, ze skoro i tak odkladamy transfer, to nie ma sensu podawac pregnylu, bo in tylko podwyzszy estradiol, tylko dostalam podwojny decapeptyl. Hiperki i tak nie uniknelam. Nie chce nawet myslec, co by bylo po pregnylu.
Ty jaki masz obecnie poziom?
Ja mam ponad 700, ale już doczytałam w internetach, że to jeszcze nie jest taki wysoki poziom. Moglby lekarz uprzedzić, że będzie taki wynik.
P.S. Moze do tego samego gina chodzimy:D
Marta, punkcja w poniedziałek. Trochę się boję, bo nie lubię narkozy. A jak Twoje doświadczenia? Ile u Ciebie wszystko trwało? Mi oczywiście lekarz nic nie powiedział, a ja jakoś nie miałam głowy, żeby pytać.
Przepraszam, dopiero teraz doczytalam twoje pytanie. Sam zabieg trwal jakies 20 minut. Ja podeszlam do tego na spokojnie, o ile w takich sytuacjach mozna zachowac spokoj. W klinice bylismy jakies 1,5 godziny przed zabiegiem, dostalam lozko i dokumenty do wypelnienia. Po zabiegu lekki bol podbrzusza, ale wszystko do zniesienia. Problemy zaczely sie potem, ale u mnie to kwestia hiperki.
W pokoju ze mna lezala dziewczyna, ktorej nic, ale to absolutnie nic nie bylo. Czula sie swietnie.
Daj znac, jak poszlo i ile jajcorow udalo sie pobrac:-)
Już po punkcji. Stresowałam się, ale nie taki diabeł straszny, jak go malują. Sam zabieg trwał jakieś 15 min., po 1,5 h byłam już z powrotem na nogach. Czuję się dobrze. Spodziewałam się nudności po narkozie, ale od razu podali mi coś przeciwwymiotnego. Udało się pobrać 17 oocytów, gin zakłada, że z tego jakieś 13 jest dojrzałych. To chyba niezły wynik, ale co i jak okaże się w czwartek. Czuję się trochę zmęczona, ale w dobrym nastroju i jestem dobrej myśli.
A tak na marginesie, na sali ze mną było 5 dziewczyn i potem doszła jeszcze 6. Masakra. Dopiero w takich miejscach namacalnie widać, ile ludzi boryka się z podobnymi problemami. Średnio 5 osób dziennie przez 5 dni x 4 tygodnie, to miesięcznie 100 osób w jednej klinice, rocznie już jakieś 1200. A to tylko jedna klinika! A nasze państwo ma nas głęboko, głęboko w dupie. Chcesz mieć dzieci, płać. Nie stać cię, cierp. Dobra, nie mogę o tym myśleć, bo się tylko wkurwię, a to teraz niewskazane.
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.