Zapisz się i otrzymuj powiadomienia o
zniżkach, promocjach i najnowszych ciekawostkach ze świata! Jeśli interesują
Cię tematy związane z płodnością, ciążą, macierzyństwem - wysyłamy tylko
to, co sami chcielibyśmy otrzymać:)
Już wiem, że narkoza zaburza mi persytaltykę jelit. Wczoraj zaraz po zabiegu czułam się świetnie. Zjadłam śniadanie i od razu zaczęły się boleści. Co posiłek, to niesamowite kłucie w brzuchu. Dzisiaj już jest lepiej. Żołądek i jelita jeszcze pobolewają, ale gazy schodzą (if you know what I mean ). Ostatnio po laparo miałam dokładnie to samo, przeszło po kilku dniach. Oczywiście w międzyczasie naczytałam się o objawach hiperki i w sumie nie mogę jej na 100% wykluczyć. Zobaczymy, jak jutro będzie z samopoczuciem.
Z labu nikt nie dzwonił, ale też nie zapowiadali, że będą dzwonić. Z jednej strony fajnie by było wiedzieć, co tam u jajec, ale z drugiej strony, czy ta wiedza, w jakikolwiek sposób mi pomoże. Staram się być zen. Czwartek już pojutrze.
A w jakiej klinice się leczysz? Gyncentrum dzwonią embriolodzy jak się rozwijają zarodki- codziennie. Tzn w moim przypadku do 5 doby bo tak hodowali najdłużej.
Ale masz rację, ważne żeby się po prostu rozwijały :) Trzymam kciuki za dzisiejszy dzień i najbliższe- najtrudniejsze- 10 dni :)
No i stało się. Jestem w trójpaku, mam nadzieję, że przez kolejne 9 miesięcy ten stan się utrzyma . Chętnie przyjmę bliźniaki . Wieści z kliniki bardzo dobre. 11 oocytów dojrzałych, 5 zamrożonych, 5 się zapłodniło. Póki co mamy 4 zarodki: 2 w brzuchu i 2 mrozaczki. Piąty jest wciąż pod obserwacją, zobaczymy, czy przetrwa. Jestem szczęśliwa, aczkolwiek w środku wciąż czuję niepokój. Mam nadzieję, że ten stres lada moment ze mnie zejdzie, bo kropkom to na pewno nie służy. Do leków dołączam dzisiaj Acard i Clexane. I tyle. Więcej już poza unikaniem stresu i wysiłku nie mogę zrobić. Aha, betę kazali zrobić dopiero po 12 dniach. W międzyczasie progesteron.
anemic, leczę się w Invimedzie, oni tam nie są zbyt wylewni, jak zdążyłam do tej pory zaobserwować, ale już przywykłam i w sumie mój lekarz prowadzący, mimo że mruk, ma bardzo dobre opinie, więc wierzę w niego :)
Wyłączcie mi mózg! Od wczoraj chodzę nakręcona i myślę tylko o tym, co będzie się, jak się uda i jak się nie uda. Bardziej oczywiście o tym drugim. Mam unikać stresu, a wciąż czuję motyle w brzuchu i wkurzam się na siebie, że miałam się nie denerwować, a się denerwuję i spirala się nakręca. Oczywiście zaczęłam przeglądać internety, jakie szanse i takie tam. Wszędzie trafiam na mniej więcej tego typu teksty: nie należy polegać na statystykach, czasami mamy jeden słabo rozwijający się zarodek i rodzi się zdrowe dziecko, czasami mamy kilka mocnych i nic z tego nie wychodzi. Standardowo zaczęłam się od razu identyfikować z drugą częścią wypowiedzi. Ja pitolę, zwariuję przez te kilkanaście dni.
Musisz wyłączyć internety i znajdować sobie jak najwięcej zajęć odciagajacych od myślenia... Moze jakies spotkanie z przyjaciółką. Wiem że łatwo się gada ale mi to pomagało na początku ciąży nie myslec o poronieniu. Trzymaj się Kochana dzielnie!
Nerwy już trochę odpuściły. Nadal nie jestem oazą spokoju, ale przynajmniej się nie zadręczam. Wczoraj pobolewał mnie brzuch i krzyż. Tak trochę okresowo-biegunkowo. Wieczorem na papierze toaletowym zauważyłam 3 kropelki krwi, niecały milimetr średnicy każda. 2dpt chyba trochę wcześnie jak na zagnieżdżenie. Zawsze może to być plamienie po acardzie i neoparinie, czyli standardowo w moim przypadku ch... wi. Dzisiaj podbrzusze jeszcze trochę ćmi, ale jakby mniej. Czy nospa na tym etapie jest wskazana?
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 lutego 2018, 09:41
Aplikujesz lutinus? U mnie krwawienia prawdopodobnie wynikały z podrażnienia przy aplikacji, więc może też się gdzieś "zadrapałaś". Mi nospę pozwolono brać 3 x 1 i tak też brałam dość długo. Moja lek. mówi, że lepiej niech nie boli.
Ostatecznie wzięłam wczoraj nospę, średnio pomogła, ale ból brzucha późnym popołudniem sam przeszedł, jak ręką odjął. W sobotę i niedzielę byłam nie do życia. Przespałam pół weekendu. Dzisiaj już energii więcej, ale coś mnie pobolewa głowa. W ogóle, jak idę do pracy, to zamiast myśleć mniej, myślę więcej i czuję stres. Przychodzę do domu i wszystko przechodzi. Kurde, chyba jakoś na odwrót powinno być. Rozmyślam, czy zatestować wcześniej, ale chyba jednak wolę jeden pewnym wynik i poczekam do 27.
Wreszcie mogę powiedzieć, że przestałam się stresować i mam całkiem dobry humor. Aż sama się sobie dziwię. Dolegliwości jakiejkolwiek maści brak, poza mega bolącymi cyckami, ale u mnie po owu to standard. Dostałam dzisiaj info, że piąty zarodek nie przetrwał. W ogóle to zaczęłam się zastanawiać, czy mamy 2 czy 3 mrozaczki, bo gin powiedział, że wszystkie komórki się zapłodniły i w sumie jeden zarodek był pod obserwacją. Z tych emocji jakiś zaburzony dotarł do mnie przekaz. Muszę zapytać przy najbliższej okazji. Biję się z myślami, kiedy zatestować. Powinnam we wtorek, ale chyba zrobię betę w sobotę. Przynajmniej niedziela będzie na płacze, w razie co. Chyba 9 dpt powinno już coś wyjść. Pytanie, czy jak wyjdzie 0, jest sens powtarzać wynik we wtorek. Nie wiem, kuźwa. Pewnie do samej soboty będę się biła z myślami. Z drugiej strony, co miało się wydarzyć, już się wydarzyło, więc rzeczywistości swoją cierpliwością nie zaklnę.
Sobota, 6:37. 9 dpt. Nie śpię. Pierdolę. Idę dzisiaj na betę, bo nie jestem w stanie już tak funkcjonować. Codziennie budzę się 4-5 rano i rzucam się w łóżku. Jakieś dwa dni temu śniło mi się, że podczas transferu lekarz odkrył, że mam za sobą już kilkanaście poronień, które dzieją się bezwiednie między owu a @. Po prostu zajebisty sen.
W 6dpt zrobiłam progesteron, wyszedł 80,73 ng/ml, co jest jakieś 3 x norma. Gin napisał, że w normie. Kropka. Google mówią na ten temat wszystko i nic.
Wierzę w medycynę, więc modlę się do niej. Żeby stanęła na wysokości zadania, żeby sobotnie mikrokrwawienie było implantacją, żeby wysoki progesteron oznaczał ciążę, żeby cycki bolały bardziej, żeby pojawiły się mdłości, żeby wreszcie pozwoliła mi być matką.
Myślałam, że obędzie się bez płaczu, ale od wczoraj wieczorem w zasadzie ciągle ryczę. Poczytałam forum i dochodzę do wniosku, że z moją chorobą szanse na ciążę są naprawdę znikome, więc już mam wizję, że w ciąży nigdy nie będę. Nie sądziłam, że ivf tak obciąża psychicznie. Zawsze wiadomo, że może się nie udać, ale człowiek jednak zakłada mimo woli ten bardziej pozytywny scenariusz. Nawet miałam wczoraj silne przeczucie, że się udało i chyba większej krzywdy nie mogłam sobie zrobić, nastawiając się w ten sposób. Wydawało mi się, że jestem gotowa na jakieś 4 procedury, ale jak po pierwszej tak chujowo się czuję, to nie wiem, co ze mną będzie w razie kolejnych porażek. Depresja murowana.
Dla "staraczek" każda miesiączka to jak strata. Przy in vitro jeszcze trudniej, bo od transferu nosisz w sobie zapłodnioną komórkę, dlatego stara jest jeszcze bardziej realna i bolesna. Płacz nie jest zły. Masz do niego pełne prawo.
Placz, bo to podobno przynosi ulge. I zbieraj sily do dalszej walki.
Ja tez placze. Z transferu znowu nici. Chwilowo opuscily mnie sily. Ale wroca, musza wrocic!
Czas na podsumowanie drugiego podejścia do transferu. Stwierdziłam, że spiszę sobie wszystko, żeby pamiętać co i jak na przyszłość. 16.04 podeszliśmy do crio dwóch 3-dniowych zarodków. Zaczęło się fatalnie, bo po pierwsze za chiny ludowe nie mogłam sobie wypełnić pęcherza, po drugie tego dnia czymś się strułam i przez kolejne dwa dni wymiotowałam jak kot. Ale nic to, lekarz stwierdził, że nie powinno to niczemu zagrażać. Potem 3 dpt zrobiłam proga i wyszedł wynik nieco ponad 10, więc kiepsko. Włączyłam zastrzyki z prolutexu. Brzuch jeszcze dzisiaj cały w siniakach. Progesteron trochę podskoczył. 7 dpt znowu wymioty. Raczej za wcześnie na objawy ciążowe. Poza tym jakichkolwiek innych oznak implantacji brak. Stoicki spokój. W pierwszym tygodniu zdarzało mi się nawet momentami zapomnieć, że jestem po transferze. Tym razem betę zrobiłam 11 dpt jak grzeczna dziewczynka. Wynik 16,24. W pierwszej chwili zdziwienie i cień radości, ale za chwilę refleksja, że to jednak zbyt mało. Powtórzyłam w sobotę, wynik 9,1, także dupa. Coś się zadziało, ale zarodki nie przetrwały. W niedzielę znowu dziwne rewelacje żołądkowe, mimo że nic podejrzanego nie zjadłam. W poniedziałek już masakra. Wymioty jak ta lala. W pewnym momencie zwracałam własną ślinę i powietrze. Małż poszedł do apteki po coś przeciwwymiotnego, a kobieta zaproponowała mu test ciążowy... W sumie gdybym nie wiedziała, że beta już spadła do zera, to też bym pewnie pomyślała, że w ciąży jestem. Nie wiem, czy to nie reakcja na burzę hormonów, leki itp. Masakra.
Nie mamy już mrozaków, jedynie 5 oocytów na zimowisku i po nie chcemy jeszcze wrócić. Myślę, że to będzie nasza ostatnia próba i raczej się nie łudzę, że owocna. Jak patrzę na wpisy dziewczyn z endometriozą tu na forum, to serce mi się kraje. Laski miały po 4, 5, nawet 8 transferów i nic. Udaje się pojedynczym przypadkom. No nic, jak się nie uda, startujemy z adopcją. Latka lecą i nie ma się co oszukiwać, że kiedyś zdarzy się cud.
Standardowo wieki mnie tu nie było. Ale dzisiaj przychodzę z pierwszą dobrą wiadomością. Druga procedura ivf, trzeci transfer, 11 dpt i beta na poziomie 208,9 . Nie wierzę, że zaskoczyło. Oczywiście to dopiero początek drogi, ale mam nadzieję, że teraz już będzie tylko z górki!
Dziękuję dziewczyny, że wciąż tutaj ze mną jesteście i mnie czytacie :*.
Anemic, cały czas czytam i kciukam za bezbolesne rozwiązanie.
Miśkowa, jak tam maleństwo? Jak się czujesz w roli mamy?
Oczywiście nie byłabym w stanie wytrzymać do poniedziałku z kolejnym testem, więc wynik powtórzyłam dzisiaj i jest ładny przyrost - 12 dpt beta na poziomie 320 . Zmartwił mnie trochę progesteron. Dzisiaj jest 26,2, tydzień temu był 20,34. Nie wiem, czy to prawidłowy przyrost. Ja z tym progiem jakaś oporna jestem. Napisałam smsa do gina, którego już pewnie dzisiaj wpieniam kolejnym pytaniem. Pierdzielę, od tego jest, żeby reagować. Mam prolutex w zapasie, więc w razie co mogę szybko zadziałać, niech mi tylko da znać, czy jest potrzeba.
Schizuję się poza tym, bo od wczoraj pobolewa mnie lewa pachwina i ból momentami promieniuje. Raz do kolana, raz do stopy, raz wydaje mi się, że to nerka. Nie wiem, jak to interpretować. W sumie jak zobaczyłam wynik dzisiejszej bety, to jakby się uspokoiło, więc może to na tle stresowym. Aha, oczywiście pół nocy dzisiaj nie spałam. Niby nie czułam zdenerwowania, ale podświadomość jednak robi swoje. Oszaleję do poniedziałku. Teraz życie od bety do bety.
Edit: Gin odpisał, że progesteron w normie, więc pozostaje mi mu wierzyć i wrzucić na luz.
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 sierpnia 2018, 17:33
Dzisiaj beta 822,5 i progesteron 31,86 także jest konkretny progres . Dolegliwości pachwinowe trochę ustały, aczkolwiek wczoraj bolały mnie jakby żyły/tętnica. Takie tępe kłucia pod kolanem, w stopie, nadgarstku. Oczywiście schiza na maksa, że jakiś skrzep mam, ale z drugiej strony jestem obstawiona lekami. Biorę acard, heparynę, więc prawdopodobieństwo znikome. Może to raczej skutek rozrzedzonej krwi właśnie. Nosz kuźwa bądź tu mądry i pisz wiersze. Dla świętego spokoju powtórzę jeszcze pewnie wynik w środę i w sobotę może. Modlę się w duchu, żeby los pozwolił mi wreszcie zostać matką.
Masz piekna bete i profesteron. Serioo :) szczerze odradzam robienia kolejnej bety, ale jezeli ma Ci to pomoc to zrob juz dla swietego spokoju ale jedna w zupelnosci wystarczy. Oczywiscie zrobisz jak uwazasz, ale mozesz oszczedzic sobie tego stresu. :) ja trzymam za Was kciuki i wiem, ze bedzie dobrze. <3
anemic, jeszcze nie wiem, wysłałam mu dzisiaj wynik, pewnie jutro odpisze co dalej.
Paulcia, mnie te wyniki jednak uspokajają :) pewnie do czasu wizyty będę powtarzać, inaczej chodzę cała w nerwach i tylko cycki gniotę, żeby sprawdzić, czy nadal bolą ;)
Dziś znowu dzień schiz. Noga nadal pobolewa, głównie pod kolanem. To nawet nie jest ból, tylko po prostu ją czuję, czasami zakłuje. Lekarz stwierdził, że jeżeli ból nie jest stały i nasilający się, to nie ma powodów do zmartwień. Boję się zakrzepicy, tym bardziej że wyszedł mi kiedyś dodatni antykoagulant tocznia. Zrobię jutro fibrynogen i d-dimery dla świętego spokoju. Poza tym mam dziwne uczucie lekkiego swędzenia w górnych drogach oddechowych. Po pierwszym i drugim nieudanym transferze też mnie swędziało, tylko niżej i mocniej. Tak sobie myślę, czy to nie przez steryd, który zwiększa podatność na różne świństwa, np. na jakieś zarazy z klimatyzacji. No ale oczywiście schiza jest, a jakże. Betę i proga wg lekarza mam powtórzyć 16.08. Do tego czasu to ja jeszcze pewnie ze 3 zrobię, bo osiwieję. Wizyta dopiero 23.08, czyli miesiąc po transferze. Jakoś tak późno kazał przyjść, nie sądzicie? Zastanawiam się, czy nie pójść w międzyczasie do jakiegoś innego gina na podgląd. Toż to nieludzkie tyle czasu trzymać człowieka w niepewności.
W środę beta była 1888, ale dzisiaj przestały mnie boleć piersi. Są powiększone, ale nie bolą. Czyżby progesteron spadał? Boję się, jak cholera, że ten piękny czar zaraz pryśnie...
Ee, mnie tez na którymś etapie na początku przestały boleć, miętosiłam je na okrągło żeby znowu zaczęły. Przekopalam czelusci Internetu i yak sie zdarza. Beta pięknie rośnie. Bierzesz lutinus?
Biorę duphaston 4 x 1 i luteinę 3 x 1. Pół nocy nie przespałam, bo sprawdzałaam, czy bolą. Teraz bolą, ale na pewno nie tak intensywnie jak na początku. Sutki w ogóle przestały być wrażliwe. Zrobię dzisiaj proga i betę, bo nerwy nie dają mi spokoju.
Na pewno wszystko będzie dobrze!
Ja jestem 1dpt, po drugim cyklu IVF i sądząc po Twojej stopce Tobie udało się właśnie w drugim cyklu? Bo to by mnie pocieszało, że mam jakieś szanse...
Az z ciekawości sprawdziłam, u mnie ból piersi ustał 16.01 a transfer miałam 12.12. To chyba podobnie wychodzi. Jesteś obstawiona lekami, wiem, że łatwo się mówi, ale jedyne co możesz teraz zrobić to zachować spokój :) Cały czas mocno trzymam kciuki. Daj znać jaki próg i beta.
Fujitsu, wg mnie to nie jest reguła, że za którymś razem się udaje, każdy organizm jest inny, z objawami po transferze też sprawa wygląda różnie, także postaraj się wyluzować i czekaj na bete.
Dzisiaj jest 19 dpt i beta 4350. Wg kalkulatora przyrost w normie, ale już nie jest taki spektakularny jak na początku. Zrobiłam też progesteron i spadł do 28,69. Załamałam się. Napisałam smsa do lekarza, próbowałam dzwonić, ale nie odpowiada... Nie wiem, co robić. O losie, nie zabieraj mi mojego szczęścia!
Bo przy takich wartościach juz nie przyrasta tak spektakularnie. A progesteron może sie wahac co kilka godzin. Jakie masz wartości dla proga? Bo myślę ze to cały czas norma
Jak wszystkie prawie hormony jest wydzielany pulsacyjnie więc owszem. Oto cytat co prawda z Wiki ale w książkach medycznych też tak jest napisane: "Wydzielanie progesteronu przez ciałko ma charakter pulsacyjny i w surowicy obserwuje się wartości od 2 do 40 ng/ml nawet w krótkich odstępach czasowych".
Fujitsu, :*. Co do objawów, to 2dpt pulsowal mi prawy jajnik i myślałam, że macica odrzuca zarodek. Po pierwszym transferze miałam bóle jak na @ i ogromne zmęczenie, beta była 0. Za drugim razem zero objawów, nic i beta w 11 dpt była 16, więc zarodek się zagniezdzil, ale nie rozwinął. Także naprawdę nie doszukiwalabym sie zadnych objawow, ani nie przejmowala ich brakiem, bo nawet u tej samej kobiety za każdym razem może być różnie.
Wiem, że łatwo mi pisać, a sama swiruje jak głupia, ale chyba już taka nasza natura po tylu latach niepowodzeń. Kto tego nie doświadczył, nigdy nie zrozumie.
Lekarz odpisał, że wahania progesteronu we wczesnej ciąży to norma, beta wg niego również ok. Mam powtórzyć badania we wtorek. I tak się martwię tym przyrostem. Przyczyny mogą być różne, ale ja oczywiście uprawiam czarnowidztwo.
Beta juz później zwalnia przy takich wartościach. Ty juz masz piekna bete. Rośnie, czyli zarodek się rozwija. U mnie na dużo niszej wartości zwolniła. Za chwile pojawia sie mdlosci i bedziesz narzekać na ciążowe objawu :)
Dzisiaj beta... 11230! Progesteron 29,07. Skaczę z radości. Wizyta w przyszłym tygodniu w czwartek, marzę teraz, żeby zobaczyć serduszko. Małymi kroczkami do przodu.
Super!!! Sama pamiętam ten stres z pierwszego trymestru i modlitwy przed każdą wizytą żeby tylko wszystko było dobrze. No i ciągłe czytanie o pustych jajach płodowych poronieniach itd. Aż w końcu przyjaciółka mnie ochrzaniła i kazał mi czytać co się dzieje w danym tygodniu ciąży i rzeczywiście mi to trochę pomogło :) Wiem, że łatwo powiedzieć ale staraj się robić rzeczy które będą absorbowały mózg i nie pozwolą Ci myśleć za dużo :) Czekam na dalsze wiadomości:)
A co do Zosi... dziś skończyła 4 miesiące! Nie wiem kiedy to zleciało! To były zarówno najpiękniejsze i najcięższe dni - czasem miałam ochotę wsadzić ją z powrotem do brzucha :D ale potem patrze na tą śliczną, małą buźkę i wszystko przechodzi, nawet mega zmęczenie i frustracja :)
Znowu gorszy dzień. Podczas aplikowania luteiny zauważyłam, że wydzielina jest zabarwiona na brązowo. Jak palucha wkładam to nic nie ma, ale jak włożyłam aplikator, to kolor jest inny. Napisałam sms do gina. Zobaczymy, co on na to. Bolesność piersi dzisiaj zerowa. Nadal są powiększone, ale tylko tyle. Gin twierdzi, że ustępowanie objawów wynika z "przyzwyczajenia się" tkanki gruczołowej do wyższego stężenia hormonów. No nie wiem. Boję się.
Treści zawarte w serwisie OvuFriend mają charakter informacyjno - edukacyjny, nie stanowią porady lekarskiej, nie są diagnozą lekarską i nie mogą zastępować zasięgania konsultacji medycznych oraz poddawania się badaniom bądź terapii, stosownie do stanu zdrowia i potrzeb kobiety.
Korzystając z witryny bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na użycie plików cookies. W każdej chwili możesz swobodnie zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich zapisywaniu.
Dowiedz się więcej.