Szczerze, nie mogę się doczekać seksu po usunięciu zrostów. Często doskwierały mi bóle podczas stosunku, ale zazwyczaj lekarze kiedy im o tym mówiłam to bagatelizowali te informacje stwierdzając ze jestem przewrażliwiona.
Jak to było u Was dziewczyny po laparoskopii?
My już opadamy z sił od starań 🤪🤪🤪
Możecie polecić jakaś maść na zatarcia? 🤷♀️
Starania były 13 i 14 dc, jutro z samego rana jeszcze poprawimy
Po laparoskopii czuje się dobrze, pierwszy stosunek odbył się równo po miesiącu i myśle ze to był właściwy czas potrzebny na regenerację.
Na własne ryzyko zaczęłam stymulować cykl. Pomyślicie pewnie ze jestem wariatka ... ale myśle ze takich tu pełno zaryzykowałam, dostosowałam dawkę leku zgodnie z wcześniejsza rozpiska do stymulacji i wyhodowałam po jednym pęcherzyku na jajniku dzisiejszy monitoring to potwierdził.
Endometrium piękne bo 10 mm, pecherzyki po ok 18 mm. Wyniki hormonalne wręcz idealne... Test owulacyjny tez wykazał wieczorem piękna gruba druga kreskę.. no cóż zobaczymy
Cieszę się ogromnie bo zakwalifikowaliśmy się do mazowieckiego programu dofinansowania do in vitro - zaczniemy w drugim kwartale 2020 roku, a to tego czasu mamy dzielnie się starać ❤️
Lekarz miał tylko jedna prośbę „jeśli zajdziecie w ciąże to nie zapomnijcie zadzwonić to zwolnicie miejsce innej parze 🤪” - możliwe ze tak będzie, tego nie wiemy ale jestem spokojniejsza mając plan A i w razie czego plan B.
czy to możliwe ze z dnia na dzień nastawienie ulega diametralnej zmianie ? Czemu kiedy mamy plan działania następuje zwątpienie ?
Czuje złość.. na kogo? Jeszcze nie wiem.
Dzisiaj rano nie daliśmy rady. Nie mieliśmy już ochoty na seks. Nie chciałam naciskać. Rozumiem. Chyba.
To przecież nie pierwszy ani nie ostatni cykl starań. Tłumaczyłam sobie... dzisiaj dowiedziałam się o ciąży bliskiej koleżanki... zabolało, ale myślałam ze tylko mnie. Dzisiaj pierwszy raz widziałam łzy w oczach męża. Powiedział ze jest rozczarowany ze nam nie wychodzi. Pierwszy raz zobaczyłam jak czyjaś ciąża i nasza niemoc go dotknęła. Wystraszyłam się bo to ja zawsze byłam słabsza, bardziej emocjonalna a on mnie wspierał... nie chciał już rozmawiać ani się kochac.
Łudzę się ze plemniki z nocy z niedzieli na poniedziałek wytrzymały i znalazły jajeczko... ale pewnie nie. Pierwszy raz czuje silna niesprawiedliwość. Pierwszy raz płaczemy razem.
Torbiel jajnika, efekt podwójnej owulacji (o ile drugi pęcherzyk pękł) albo ciąża i to prędzej ta mnoga...
czas pokaże 🤷♀️🤷♀️🤷♀️
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 grudnia 2019, 10:53
Progesteron 21ng/ml
Beta <0,2
Wcześniejszy wynik potwierdził raczej podwójna owulacje. Nic więcej.
Z perspektywy tego cyklu wiem, ze wysoki poziom progesteronu po owulacji wpływa w moim przypadku na bolesność piersi, ciężkość nóg, poziom zmęczenia, nudności... może to bardzo zmylić, ale to niestety nie objaw ciąży.
Na przyszła owulacje zarezerwowałam już hotel na szczęście wypadnie w okolicach weekendu wiec można sobie pozwolić na krótki wspólny wyjazd
Szybciej niż myśleliśmy
Trzymajcie ✊✊✊
Miałam dużą trudność aby dostać w aptekach leki do stymulacji. Byłam świadoma ze będę musiała zamówić leki i raczej nie będą dostępne od ręki w aptece, ale żeby były braki w hurtowniach... hmmm. Na szczęście pomogła mi aplikacja gdziepolek.pl i wiedza farmaceutów w których hurtowniach leki występowały ostatnio i które apteki mogły je zamawiać ufff
Zaczęłam czytać informacje o skutkach ubocznych kuracji hormonalnej... ale stwierdziłam ze dalsze czytanie nie ma sensu, świadomie decyduje sie na ten proces.
Cieszę się ogromnie ze udało się nam zakwalifikować do programu mazowieckiego, przynajmniej kieszeń tak nie odczuje $$$.
Zaczynam od estrofemu 2x1, 23-29dc, kolejnego dnia mam włączyć gonal f... tylko czy estrofem dalej kontynuować ??? dobrze ze mam telefon do ginekologa to dopytam w głowie więcej niejasności... 🤷♀️🤷♀️🤷♀️ 🤦🏼♀️
Po prostu się boje ze nigdy nie zostanę mamą.
Pojawiły się łzy ze strachu przed biegnącym czasem na który nie mam wpływu.
Boje się swojej endometriozy, która staje się coraz silniejsza od momentu zabiegu
Dobrze ze moj partner mnie wspiera, ze rozumie, ze widzi racjonalne ale pozytywne strony każdej sytuacji..
Najpierw przyjmowałam estrofem przez 10 dni, a dzisiaj przyjęłam druga dawkę gonal f. Mieliśmy już jeden monitoring. W piątek czeka nas kolejny...
Już dzisiaj czułam się tak jak podczas standardowej owulacji, czuje ze jajniki nabrzmiewają, a to dopiero początek zastrzyków Woda powoli zatrzymuje się w obrębie brzucha. Ciekawe jak się będę czuć i wyglądać zbliżając się do punkcji. Cera zdecydowanie się pogorszyła, ale to tez było dla mnie oczywiste..
jedyna obawa jaka pojawiła się w głowie dotyczyła tego ze pecherzyki pękną za wcześnie. Zabawne jest to ze człowiek zawsze wymyśli w swojej głowie jakaś obawę, bez nich jakos tak nijako cieszę się ze mam wsparcie i nie muszę tych zastrzyków robić sama - zamykam oczy i już po wszystkim.
Lekarz nastawia mnie na hiperstymulacje, zobaczymy jak silna będzie.
Muszę pamiętać aby przypomnieć się przed punkcja o embrioglue - nie zaszkodzi a może pomoc.
Będzie co ma być jak to mawiają
Od ok trzech miesięcy wkręciłam się w rutynę picia oleju a raczej robię sobie mieszankę oleju z czarnuszki i oleju z konopi. Do posiłku łykam kwas foliowy, vit D a później acard z uwagi na częste poczucie ciężkości nóg (pomaga;))
Wieczorem pije jeszcze sobie sok ekologiczny z żurawiny. Staram się zdrowo odżywiać ale wiadomo ze czasami zgrzeszyć muszę
Co wy stosujecie ? Jak naturalnie się wspomagacie i Jakie suple łykacie ?
Ściskam!
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 maja 2020, 23:27
Czułam lekkie rozpieranie w okolicy jajników, ale przede wszystkim miałam litry płodnego śluzu.
Przed wizyta wykonałam badanie estradiolu na cito. Wynik po pięciu zastrzykach małej dawki gonal f : 909.
Pecherzyki rosną elegancko. Już widać ze dojrzewa ich conajmniej kilkanaście (największy 15mm, mniejsze 8mm) Mam nadzieje ze nie będą puste..
od wczoraj włączyliśmy drugi zastrzyk cetrotide wstrzymujący pękanie pęcherzyków.
Przygotowanie tego zastrzyku było dla mnie tak stresujące, ze już na sam widok tej dłuższej I grubszej igły robiło mi się niedobrze. Kontynuujemy tez gonal f.
Endometrium 8 mm
W poniedziałek kolejna kontrola (usg plus krew), jeśli wszystko pójdzie dobrze to punkcja będzie w czwartek. Zobaczymy jak podrosną pecherzyki
Z jednej strony nie mogę się doczekać, z drugiej bardzo się boje spotkania z potencjalna rzeczywistością... will see
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 maja 2020, 11:42
Dzisiaj usłyszałam ciekawe słowa mówiące o zwątpieniu, które zmieniły trochę moje spojrzenie na ten temat. Zwątpienie jest czyms normalnym i naturalnym dla każdego człowieka, na każdym etapie. „Nadzieja zawsze idzie w parze ze zwątpieniem”, tak jakby to były dwie strony tego samego medalu - to od nas zależy której ze stron będziemy przyglądać się dłużej.
Dalej nie wiem co przyniesie mi in vitro, czy dziecko czy nowe doświadczenia. Dobrze ze jedno nie wyklucza drugiego ) Cieszę się ze mogę wykonać kolejne kroki. Jeśli się nie uda otworzą się kolejne drzwi zwane immunologia. Może nie będę musiała do nich pukać, a może przyjdzie mi I je otworzyć... najbliższe dni to pokażą. Każde doświadczenie zbliża nas do celu, każdy wykonany krok pozwala wykonać nastepny. W niepłodności, a zwłaszcza na początku tych trudnych doświadczeń, chcemy zamienić spokojne kroki w bieg, przyspeiszyc czas, znać odpowiedzi na większość nurtujących pytan a niestety spotkanie z niepłodnością to nauka cierpliwości i czesto powolnych kroków. Mimo ze się boje jestem wdzięczna za każdy z nich, mniej I bardziej bolesnych... nadzieja przeplata się nieustannie ze zwątpieniem.
Po dzisiejszej wizycie wyniki badań mam następujące:
Estradiol : 2250
Progesteron : 0,4
Czuje się nad wyraz przyzwoicie dobrze, jedyny problem to ciasne spodnie :p
Pecherzyki ładnie podrosły wiec punkcja będzie już w czwartek. Jestem na granicy hiperstymulacji ale chyba wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Wynik progesteronu tez jest zadowalający
Endometrium 10 mm
Poprosiłam tez dzisiaj o embrioglue.
Jutro wjeżdżają ostatnie trzy zastrzyki
Cieszę się ogromnie ze w porównaniu do niektórych miałam naprawdę mało zastrzyków... chylę czoła !
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 maja 2020, 23:52
Przed 8:30 byliśmy już w klinice. Starałam się opanować emocje, nie stresować się za bardzo... chciałam już opróżnić zawartość moich jajników.
Po wywiadzie z położna zaproszono mnie na sale zabiegowa.
Wybudziłam się po zabiegu dziękując wszystkim, dziękowałam im chyba ze trzy razy zanim przenieśli mnie na kolejna sale czułam ciągniecie jajników, zwłaszcza po prawej stronie, ale nie był to silny ból, bardziej ćmiący..
bez problemu wstałam, ubrałam się i czekałam na konsultacje z lekarzem. Popijalam małymi łykami wode... czułam się naprawdę dobrze
Lekarz który wykonywał mi punkcję, przekazał mi informacje ze komórek jest sporo i ze będziemy podchodzić do świeżego transferu. Dał mi rozpiskę leków i kazał czekac na telefon.
Wyszliśmy przed 12:00 z kliniki.
Jadąc samochodem czułam każda dziurę na jezdni, hamowanie powodowało ze robiło mi się niedobrze.. dopiero wtedy pojawiło się w mojej głowie milion pytan :
- ile dokładnie udało się pobrać komórek, ile z nich się nadaje
-w przypadku jeśli komórek byłoby naprawdę sporo chciałam zostać dawca, miałam po punkcji podpisac dodatkowa zgodę i oddać krew...
Teraz nie wiem czy wyszłam za szybko czy w rzeczywistości nie było aż tyle komórek bo nikt mnie nie zatrzymywał, nie wiem, poczekam na telefon z kliniki.
Po wejściu do mieszkania zrobiło mi się tak niedobrze ze po zjedzeniu suchej bułki, chwile później ja zwróciłam... na majtkach zobaczyłam krew. Dopiero wtedy zobaczyłam na karcie informacyjnej ze krwawiłam w trakcie punkcji...
Wymiotując, znowu poleciała mi krew...
czułam się słabo, naprawdę słabo ale czułam ze to żołądek.. jajniki już nie bolały. Usiłowałam zasnąć wiedząc ze nie dam rady przyjąć antybiotyku bo z pewnością bym go zwróciła. Dopiero koło 20:00 zdołałam zjeść śniadanie i przyjąć leki.. przede mną jeszcze luteina i duphaston ale dam sobie jeszcze chwile...
Moj lekarz i lekarz wykonujący punkcję mówili żebym nastawiła się na transfer świeży, ponieważ wyniki badań i moje samopoczucie wskazywały na brak przeciwwskazań. Jednak kiedy mój lekarz dowiedział się ile rzeczywiście pobrano mi komórek (w dniu punkcji nie było jej w klinice) to wraz z embriologiem wolały nie ryzykować. Zaskoczył mnie zatem bardzo telefon z laboratorium bo nikt nie uprzedził mnie o mrożeniu zarodków... I braku świeżego transferu bo tak jak lekarze kazali przyjmowałam już duże dawki progesteronu itd.
Skontaktowałam się z moim lekarzem, który wyjaśnił mi ze istnieje za duże ryzyko po tym jak pobrali mi aż 24 komórki (!!!). Zgodnie z ustawa do zapłodnienia wybrali 6, z czego zaplodnilo się 5. 9 oddali do dawstwa zgodnie z moja prosba a reszta została poddana utylizacji.
Boja się ze wystąpi hiperstymulacja po podaniu zarodka... tez jestem zdania ze najważniejsze jest bezpieczeństwo, zdrowie i osiągniecie upragnionego celu, ale mimo wszystko musiało skończyć się płaczem przez to ze nastawiłam się już na ten świeży transfer...
Ale cóż, zbieram się do 💩, zmniejszam dawki luteiny i czekam na @.
No i oczywiście czekamy na dalsze wieści od embriologa jakże bym mogła o tym zapomnieć :p
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 maja 2020, 19:41
Czekajcie na mnie ❄️❄️❄️
Pierwszy raz przyszło mi na ciebie wyczekiwać jak na słońce po burzy i choć wysyłasz drobne sygnały pod postacią bólu podbrzusza, Ciebie wciąż nie ma. Czy to jakaś zabawa ? Czy ćwiczysz moja cierpliwość? Napewno wydaje Ci się to zabawne, ale mi nie jest do śmiechu. Choćbym miała zwijać się z bólu, przyjdź już proszę.
Nie pamietam kiedy tak się cieszyłam i nawet początkowe bolesne skurcze przemilczalam.
Powiem Wam, ze luteina dopochwowa zdecydowanie mi nie sluzy. Czułam suchość i lekkie podrażnienie...
Od 3dc mam brać estrofem i widzimy się z naszym lekarzem na kontroli Usg 14 dc, poruszę wtedy temat tej luteiny... bo wcale a wcale mi się ona nie podoba :p
Jeszcze pare lat temu wyobrażałam sobie moje macierzyństwo jako etap, który nadejdzie lada moment. Ten czas wciąż uczy mnie pokory, ale i nie tylko.. zdążyłam zaakceptować siebie, pokochać w sobie wiele moich wad (oczywiście nie wszystkie), zrozumieć zachowania a przede wszystkim przestać oczekiwać. Po prostu żyć.
Teraz kiedy transfer jest już w zasięgu ręki.. dziela nas od niego niecałe dwa dni zaczęłam zastanawiać się nad kolejnymi sprawami.
Przeczytałam wiele książek o świadomym rodzicielstwie, radziłam się psychologów gdyż sama nie miałam prawidłowego wzorca w domu i kiedy wydawało mi się ze mentalnie jestem gotowa na ten nowy etap i przewrót w moim życiu.. stawiam przed sobą wielki znak zapytania (?) czy aby napewno jestem na to gotowa(?)
Ostatnio w naszym życiu pojawił się szczeniaczek. Wybraliśmy dość nietypowa myśliwska rasę. Psa który z jednej strony kocha lasy, łąki i gonitwy a z drugiej jest kochanym psem rodzinnym uwielbiającym leniuchować w domu. Była to w pełni świadoma decyzja. Odwiedzaliśmy pieska u hodowcy, a kiedy pojawił się w naszym życiu już na stałe to wywrócił nasza harmonię niby człowiek się tego spodziewa, niby wie co nastąpi ale szczerze... widzę po nas ile to nas kosztuje, ile kosztuje nas fakt ze chcemy odpowiedzialnie wychować psa. Dbać o jego ruch, socjalizację, dietę itd. Pies jest uparty, ma swój charakter.. obecnie toczymy bój o dominację i chyba to jest najbardziej uciążliwe. Oczywistym jest to ze z tak małym psiakiem wychodzi się co 2-3 h żeby uczył się załatwiać Swoje potrzeby poza domem. Często już po 4:30 jesteśmy na nogach bo nasz panicz nie może już spac:) pierwszy tydzień nas wymęczył, drugi był już trochę lepszy.. mam nadzieje ze idzie to w dobra stronę ale pojawiło się w mojej głowie pytanie czy dam radę.. a co jej transfer się uda ? Dziecko i pies?
Niby wiem, ze im więcej mam na głowie tym lepiej jestem zorganizowana, ale w tym tygodniu tego nie dowiodłam :p praca zdalna + szczeniak = praca po godzinach aby ogarnąć wszystkie moje obowiązki :p a gdzie sprzątanie, gotowanie.. niestety gotowanie musiałam odpuścić żeby mieć czas na sen :p napewno jest to kwestia przereorganizowania. Napewno ten krotki okres pokazał mi to ze potencjalne dziecko również wywróci moje życie do góry nogami, napewno w większym stopniu się zmieni. A szczerze bardzo je lubię... może to obrona przed obawa ze transfer się nie uda ? Może tak być. Może boje się porażki.
Na chwile obecna wiem ze fizycznie jestem gotowa do transferu. Wyniki są w normie. Chce jeszcze zbadać progesteron przed samym transferem. Poprosiłam lekarza o relanium. Obawiam się ze moja macica pokryta endometrioza od razu odrzuci zarodek.
Biorąc pod uwagę tez ile ostatnio mam pracy I jak jest ona stresująca, wole pójść na l4. Zbyt często i za bardzo poświęcalam się dla pracy, teraz muszę pomyśleć o sobie.
Jeśli się nie uda, chwile od wszystkiego odpocznę. Zrobimy ok trzech miesięcy przerwy do kolejnego transferu. Przede wszystkim dla naszego związku. Wspieramy się ale widzę jak na tym cierpi nasza bliskość. Już dawno nie uprawialiśmy tak namiętnego seksu... jedynie we snach wcześniej z uwagi na przygotowania i bolesność jajników przed punkcja, później z uwagi na planowany świeży transfer i plamienie.. później gdy transfer został przełożony podjęliśmy decyzje ze lepiej jeśli wszystko się tam w środku wygoi... no i tak dorwaliśmy do dzisiaj.
Mi towarzyszy zobojętnienie do tej sytuacji. Watpie ze się uda. Wiem ze przed nami jeszcze wiele możliwych ewentualnych badań - immunologia.
Dajmy sobie czas, odpuśćmy, zadbajmy o siebie. Amen.
Nie miała laparo, ale tez uważam, że organizm sam wie najlepiej czy sobie poradzi z ciążą. Do cierpliwych nie należę i pewnie bym spróbowała.