Za oknem świeci słońce, niebo koloru pięknego błękitu i tylko gdzieniegdzie widać białe chmurki, na dworze jest ok. 30 stopni. Czy można chcieć na dziś czegoś więcej? Otóż tak, zamiast tych pięknych widoków chciałabym usłyszeć cichutki płacz z pokoju obok. Płacz dziecka. Mojego dziecka. Naszego dziecka.
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 września 2017, 14:44
Wróciłam właśnie z godzinnego spaceru. Wracając zahaczyłam o mój ulubiony park. Zawsze tam siadam po spacerku. Słoneczko ładnie grzało, za mną była jedna fontannta, a przede mną druga, większa. Ta większa na środku ma 3 kloce betonowe. Pozostałości po murze berlińskim, sprowadzone do Hiszpanii.
Uwielbiam ten park. Czy jest ranek, popołudnie czy wieczór on zawsze tętni życiem. Starsi, młodzi i maleństwa. Zazwyczaj ludzie przychodzą ze swoimi pociechami i psami. Tak, dużo ludzie ma tu psy, aż jestem zdziwiona.
Spoglądam na większą fonatnnę delektując się odgłosem wody, aż tu nagle jak spod ziemi wyrasta kobieta z dzieckiem pod pachą. Otóż mały chciał jeździć na rowerku, mama za nim goniła, bo mógłby sobie coś zrobić. Na oko miał z 3-4 lat. Patrzę na tą umęczoną twarz mamy i w duchu sobie myślę, że dałabym wiele żeby biegać tak za dzieckiem...
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 września 2017, 18:20
Wstałam dziś pełna optymizmu Co prawda P. mnie trochę wkurzył przy śniadaniu mówiąc, że nie kupiłam pomidorów. Wyobraźcie sobie, że to mnie wkurzyło. Ale co się dziwić kiedy kobieta "zbudowana" jest z hormonów. Zaraz idę na zakupy. Muszę sobie umilić ten piękny, słoneczny dzień
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 września 2017, 13:32
Dziś znowu wstałam z uśmiechem na twarzy. Mam cichą nadzieję, że ten cykl okaże się szczęśliwy. Mam nadzieję, ale podświadomość mówi mi, że to nie mój czas jeszcze. Ach jakbym chciała zobaczyć te 2 kreseczki. Nawet P. dziś zapytał, który mam dziś dzień. Najbardziej nie lubie jego pytań o to, bo wiem, że bardzo chciałaby w końcu usłyszeć te piękne słowa, a znowu będe musiała go zawieść
Wczoraj byłam na zakupach. Musiałam kupić jakieś prezenciki rodzinie. Jeszcze jutro podskoczę do sklepu i będzie z głowy.
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 września 2017, 12:18
Dziś spokojny dzień. Byliśmy z P. na obiadku w restauracji, którą znaleźliśmy wczoraj przez przypadek. Jedzonko pysznę, jedyny minus to taki, że obsługa nie zna angielskiego i czeka się długo na jedzenie. Zamówiliśmy starter + danie główne. Myśleliśmy, że dostaniemy najpierw starter, a jak zjemy to danie główne. Niestety dostaliśmy dwa dania w tym samym czasie.
Ale deser... tost zapiekany z jajkiem (wiem dziwnie to brzmi) ze słodkim syropem (nie byłam w stanie stwierdzić smaku)+ świeży banan i truskawki. Pychotka. P. żartował, że oddaję mu zawsze trochę swojego obiadu, ale jeśli chodzi o deser to jestem łakomczuchem i nawet nie zapytam czy chce
Coraz częściej rozmawiamy o klinice i lekarzu do jakiego mamy się udać... Chyba pójdziemy do dwóch klinik i zobaczymy jak się sprawy potoczą.
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 września 2017, 17:47
Pisałam wczoraj wieczorem z koleżanką, z którą nie widziałam się półtora roku. Pamiętam, że na ostatnim spotkaniu rozmawiałyśmy o dzieciach. Ja już dojrzewałam do tej decyzji, ona nie. Wczoraj mi napisała, że ma termin na grudzień. Pogratulowałam jej z całego serca i rozryczałam się jak bóbr. Aż P. wyszeł z drugiego pokoju zapytać co się stało. A mi było tylko przykro, że nam się nie udaje...
Wiadomość wyedytowana przez autora 4 września 2017, 19:45
I znowu jestem w Hiszpanii. Coraz bardziej mi się tu podoba.
Byłam kilka dni w Polsce. @ spóźniał mi się kilka dni, zrobiłam test. Wyszły 2 baardzo słabe różowe kreseczki. Pojechałam po kolejne 3 testy. Ta sama sytuacja. Pojechałam na badanie beta hcg. Wynik wskazywał wczesną ciążę. Dwa dni później przyszła @. Ginekolog stwierdził, że to zdarza się często i nie ma się czym martwić. Trzeba się starać dalej.
Zabrzmi to może dziwnie, ale ta sytuacja "nauczyła" mnie pokory. Nic nie ma od razu. Staramy się rok. Po tym roku zobaczyłam światełko w tunelu. Może to nie był nasz czas. Wiem natomiast, że na pewno nam się uda i zostaniemy rodzicami. Czuję, że nastąpi to w Hiszpanii... Obym się tylko nie pomyliła.
Spędziłam dziś udany dzień Co prawda wstałam ok. 11, ale ciężko było się wygrzebać z wyrka wcześniej zwłaszcza, że się położyłam po 2. No coż jeszcze kilka dni i skończy mi się urlop, a tym samym laba
Byłam dziś w parku. Uwielbiam ten park... Wspominałam już o nim bodajże w pierwszym poście, ale nie mogę wyjść z zachwytu. Dziś był wyjatkowo ciepły i przyjemny dzień. Dwa razy byłam w parku. Po południu było mnóstwo dzieci. Jeszcze nigdy nie widziałam tak zapełnionego parku. Śmiałam się sama do siebie patrząc na tych szkrabków. I wiecie co? Nie czułam żadnej zazdrości. Żadnej. Wiem, że i na mnie nadejdzie pora. Dlatego co jakiś czas spoglądałam na te dzieciaczki spod książki zwłaszcza jak grupka 5 letnich chłopaków urządziła sobie zawody w skakaniu na trawę z betonowego pianina.
Jedna rzecz, która mnie tutaj zdziwiła to mianowicie to, że większość dzieci ma niańki. Są to meksykanki albo kobiety z Ameryki Środkowej. Panie są ubrane w białe uniformy. W tych strojach wyglądają jak pielęgniarki.
W poniedziałek wracam do pracy... szkoda, że to co dobre kończy się tak szybko. Co prawda miałam 2 tygodnie urlopu, więc nie mogę powiedzieć, że nie wypoczęłam. Muszę się przestawić na wstawanie po 7, bo ostatnimi czasy folgowałam sobie
Dziś zaczynam 10dc.
Mimo dobrego humoru, nastawinia i myślenia dopadł mnie dziś smutek. Nie z powodu braku dwóch kresek na teście ciążowym czy utrzymania ciąży, a jednej informacji. Moja koleżanka, która dłuugo stosowała anty., wzięła teraz w sierpniu ślub. Zadzwoniła dziś do mnie z informacją, że jest w 5 tygodniu ciąży. Z całego serca jej pogratulowałam i życzyłam zdrowia. Nie to mnie zasmuciło. Tylko fakt jak życie jest niesprawiedliwe. Dziewczyna, która ledwo co odstawiła tabletki anty. zachodzi miesiąc później w ciążę. Pewnie nawet sobie nie zdaje sprawy jaki mi dzis sprawiła ból mówiąc, że ona w pierwszym cyklu zaszła, a inni się potrafią latami starać i nie mogą zajść... Nie wie, że się z P. staramy już tak długo, więc powiedziała to nieświadomie.
Jak sobie ostatnio obiecałam "CIESZYĆ SIĘ Z MAŁYCH RZECZY, NAJWAŻNIEJSZE, ŻE MAM KOCHAJĄCEGO MĘŻĄ" tak też po smutnych chwilach, gdzie łzy popłynęły po policzkach rozmazując tusz spojrzałam na męża i się uśmiechnęłam. Muszę wierzyć, mocno wierzyć, że i mnie spotka ten cud
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 września 2017, 22:21
Sobota. Mój ulubiony dzień tygodnia. Pewnie dla większości ludzi jest to jeden z lepszych dni. Lenistwo, błogie lenistwo. Za oknem słoneczko pięknie świeci, na termometrze 28 stopni. Od dzisiaj moim ulubionym dniem tygodnia jest niedziela. Pewnie wielu by sie zdziwiło, bo jak to, niedziela? Przecież po niedzieli jest poniedziałek, a to oznacza, że czym prędzej trzeba się wygramolić z wyrka i zanieść cztery literki do pracy Otóż tak, niedziela, niedziela i jeszcze raz niedziela!
A wiecie dlaczego?
Już tłumaczę. Otóż mój małżonek musi przez kilka miesiący chodzić w soboty do pracy... modernizacja ale za to niedziele ma wolne no i poniedziałki. Ale cóż z tego skoro ja w poniedziałek muszę wstać i iść do pracy?! Także od dziś do grudnia niedzielę uważam za najlepszy dzień tygodnia
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 września 2017, 18:09
Wczorajszy dzień zdecydowanie mogę zaklasyfikować do ulubionych. Co prawda byliśmy na corridzie i na pewno więcej mnie tam nie zobaczą, ale być tu i nie pójść na nią? Hiszpanie uważają, że to sztuka, może i mają rację zwłaszcza jak się patrzyło na torreadorów. Ostatni raz widziałam żeby ktoś się tak wczuwał w swoją rolę chyba na przedstawieniu w przedszkolu. Szkoda mi tych byków. Męczenie i zabijanie na oczach ludzi. Myślałam, że to będzie inaczej wyglądało. Byłam, zobaczyłam, już tam nie wrócę.
Później poszliśmy do kawiarni, nie to raczej nie kawiarnia, a restauracjo-bar w parku Berlin. Tak, mój ulubiony park. Całkiem zapomniałam napisać! Rozłożyli już wesołe miasteczko w parku (wydzielone miejsce):)Wygląda jak z filmu. Pełno kolorów, muzyki, głośnych śmiechów. Ach ci Hiszpanie nie przejmują się, że w pon. trzeba wstać do pracy czy posłać dziedzi do szkoły.
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 września 2017, 09:12
Praca po 2 tygodniowym urlopie. Myślałam, że będzie gorzej, a było naprawdę znośnie . Jeszcze 4 dni i znowu wolne- weekend!
Byłam dziś w parku, chciałam poczytać książkę. Ostatnio zmuszam się żeby przeczytać kilka kartek. Po 30 minutach wróciłam do domu. Stwierdziłam, że nie będę się "katowała" na siłę. Poza tym najadłam się słodyczy. Muszę bardziej kontrolować co jadam i w jakich godzinach. Od przyjazdu do Hiszpanii przytyło mi się ok. 3 kg. Niby to nie dużo przy mojej wadze i wzroście, ale jak tak dalej pójdzie to juz nie będzie kolorowo.
Cel do moich styczniowych urodzin:
1. ograniczyć spożywanie słodyczy- PRIORYTET, bo za niedługo będę wygladała jak te drożdżóweczki, które jadam,
2. ostatni posiłek o 19, w kryzysowych sytuacjach (jakieś urodziny, imprezka) 2 h przed snem.
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 września 2017, 20:50
Ale mam dzisiaj zagwostkę. Odkleił mi się drucik z wewnętrznej strony zębów. Muszę jutro zadzwonić do ortodontki. Jeszcze gdybym była w Polsce to bym podjechała, a teraz mam problem. Oj zawsze coś.
Jestem z siebie zadwolona Wyjaśniłam dziś sytuację z moim "nadrewanym" reteinerem. Dopiero jak będę w Polsce w styczniu to mam podejść, ortodontka zobaczy co się dzieje. Ponoć mój przypadek nie jest taki zły, zwłaszcza, że aparatu nie noszę od 3 lat.
Próbowałam się dodzwonić do kliniki niepłodności. Niestety nikt nie odebrał. Napisałam więc e-maila. Na razie na spokojnie, bo udam się do nich dopiero pod koniec stycznia. Ale powoli przymierzam się do tego... Jeśli się nie uda do grudnia to trzeba będzie przedsięwzięć poważniejsze kroki.
P. zamówił dziś bilety do zoo. Jestem taka zadowolona. W niedzielę ma być ładna pogoda, więc liczę na udany dzień.
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 września 2017, 19:23
Zjadłam dziś śniadanie z P. Miło, bo w tygodniu nigdy nam się to nie zdarza. No chyba, że mamy wolne od pracy.
Wczoraj przed zaśnięciem miałam straszną myśl. Jak już pisałam wcześniej moja koleżanka spodziewa się dziecka. Zaszła w ciążę miesiąc po ślubie. No i wczoraj się położyłam, zamknęłam oczy i pomyślałam "dlaczego jej się udało, będzie szczęśliwą mamą, a ja tyle się staram i nic". Szybko odgoniłam złe myśli, bo po co mi one? Przez nie tylko popadam w mini depresję i płacze po kontach. Obiecałam sobie we wrześniu, że odpocznę od tego, że muszę być twarda i myśleć pozytywnie. Jeśli będzie nam dane mieć maluszka to go będziemy mieli, jeśli nie... hmm wtedy będziemy musieli pomyśleć o adopcji albo o byciu tylko we dwójkę. Adopcja to poważna sprawa. Nie czas na razie żeby o niej myśleć. Przed nami jawią się długie i wyczerpujące wizyty w poradni, które zaczną się od końca stycznia.
Moje wspomnienia z dzieciństwa.
Jak każda mała dziewczynka i ja marzyłam o pełnej, kochającej rodzinie z gromadką dzieci. Tylko już wtedy wiedziałam, że nie będzie to łatwe. Dziwne? Śmieszne? Być może, ale nawet mój P. czasem wspomina, że na początku znajomości jak były rozmowy na temat dzieci to ja przebąkiwałam, że czuję, że będę miała problem z zajściem. A muszę Wam powiedzieć, że znamy się ponad 9 lat. Tak więc nie wiem czy już wtedy coś przeczuwałam czy po prostu wykrakałam.
Zaczęły się dni płodne. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku gdyby nie to, że dziś obudziłam się z zatkanym nosem Mam nadzieję, że to tylko chwilowe.
Zaczęłam się modlić do Matki Boskiej oraz św. Rity. Przymierzałam się do tego od dłuższego czasu.
Weekend. Tydzień pracy po urlopie już za mną. Nie było, aż tak źle. Spodziewałam się większego "bum".
Od kilku dni mam lenia na wychodzenie i czytanie książki. Do sklepu dziś też wyszłam z musu. Jutro wstanę jakbym wstawała do pracy, bo później mam problemy z zaśnięciem. Tak, wyjdę na pewno na dwór. Może nawet wezmę koc, wodę, książkę i pójdę do ulubionego parku.
Czekam na niedzielę i to moje wymarzone zoo
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 września 2017, 21:44
5 minut temu skończyłam rozmawiać z mamą i siostrą przez telefon. Cieszyłam się i czekałam na tę rozmowę. Przez pierwsze 20 minut było naprawdę miło. Ja opowiadałam co u mnie, jaką mamy tu pogodę, co gotuję, mama mi się zrewanżowała tym samym. Ot spokojna rozmowa, ploteczki. W pewnym momencie moja mama zaczyna:
- wiesz w tygodniu spotkałam K (jest to siostra X, o której już pisałam. Miała ślub w sierpniu, teraz jest w 6tc, ogólnie kilka lat brała tabletki anty., dopiero co je odstawiła)no i K się śmiała, że X powiedziała na rodzinnym spotkaniu, że wie dokładnie kiedy poczęła dzidzię z mężem.
Słucham tego i niedowierzam... Ale nie z powodu S czy tego co powiedziała K, ale z tego, że moja mama mi to powiedziała. Dobrze wie o moim niedawnym poronieniu. Zamilkłam. Nie chciałam się rozpłakać. Po czym mama się chyba zorientowała, że nie powinna mi była tego mówić. Zmieniła temat. Zaczyna mówić o cioci i jej córce, która ma 5 miesięcznego syna. Następny temat? Jej koleżanka z pracy karmi wnuczki ziemniakami z masłem.
Nie sądzę żeby chciała zrobić mi na złość. Nie jest z takich ludzi. Poza tym wiem, że mnie kocha i zrobiłaby dla mnie wszystko. Ale... ale chyba czas najwyższy powiedzieć, że jest to dla mnie wrażliwy temat, że owszem może mi powiedzieć, co u 5 misięcznego synka kuzynki, ale naprawdę oszczędnie w słowach.
Czas chyba przestać udawać, że wszystko jest dobrze i na pytania "kiedy dzidzia" zacząć odpowiadać, że nie każdemu jest dane zajście w ciąże kiedy chce...
Czuję ogromny smutek, żal i przerażenie. Przerażenie przez to, że do poradni mogę pójść dopiero pod koniec stycznia. Tyle jeszcze zostało czasu, tyle miesięcy. Po ponad rocznym staraniu mogę śmiało stwierdzić, że coś jest nie tak. Trzeba poprosic o prawdziwą i fachową pomoc. A nie tylko myśleć o tym, że jeszcze jest czas, że jak ma przyjść to przyjdzie...
Wczorajsza niedziela... szkoda, że już się skończyła. Byliśmy w zoo. Nie dość, że pogoda nam dopisała to jeszcze humory. W końcu ubrałam długą spódniczkę. I pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy kiedy się w niej zobaczyłam "kobieto, powinnaś częściej nosić spódnice i sukienki". Nie wiedziałam, że będę się w niej, aż tak dobrze czuła. Nawet P. co chwilę mi mówił, że ładnie wyglądam. Za tydzień jadę na zakupy
Po zoo pojechaliśmy na małe zakupy. W gruncie rzeczy okazały się dużymi zakupami, ale co zrobić. Na kolację zrobiliśmy sobie meksykańskie jedzonko, fajitas. Pyszności.
Mieliśmy w planach obejrzeć jakiś film, ale zbliżała się już 24. Także położyliśmy się do łóżka z uśmiechami na twarzy.
Bardzo, bardzo miła niedziela za nami. Myślałami jestem już z kolejną.