Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Walka o Bobo.
Dodaj do ulubionych
1 2 3
WSTĘP
Walka o Bobo.
O mnie: Za tydzien koncze 37 lat, czasu coraz mniej a pragnienie posiadania drugiego dzieciatka coraz wieksze. Szczesliwa mezatka i na szczescie juz po kilkuletniej walce i jednej blizniaczej stracie matka. Czy teraz tez nam sie uda??? Synek ma juz 2 latka a ja mam nadzieje ze nie dlugo bedzie mial braciszka lub siostrzyczke ;-)
Czas starania się o dziecko: Rok i 7 miesiecy
Moja historia: Czekam na @. Kolejny 19 cykl nie udany. Jak pokazuje temperatura cykl bezowulacyjny, nie ma skoku a wiec nie mam juz na co liczyc. Nie mam juz nawet nadzieji i juz jej sobie nie robie. 9 dc bylam na monitoringu i nie widzialam zadnego dominujacego jajeczka. Mialam nadzieje ze jeszcze urosnie ale teraz wiem ze tak sie nie stalo. Na szczescie tym razem hormony mam w porzadku. Dostalam od lekarki ba wyprosilam clo wspomagajace jajeczkowaniu. Czy po nim uda mi sie zajsc? Jestem pelna nadzieji bo juz raz po tym leku mi sie udalo , potem stracilam ciaze ale jajniki sie wybudzily dzieki czemu szybko zaszlam w kolejna ciaze z synkiem. Ten cykl jest ostatnim bez wspomagaczy. Czy kolejny juz na clo mi pomoze...
Moje emocje: Jestem juz przemeczona ale wciaz wierze ze sie uda.... Walcze dalej i wiem ze musze byc silna. Nie moge sie poddac. Moj synek nie moze byc sam, on musi miec rodzenstwo. Coraz czesciej popadam w leki, bo to juz tak dlugo trwa a ja jestem coraz starsza...Wierze w sile leku clo i nie dopuszczam do siebie mysli ze on moze mnie zawiesc...nie wiem co wtedy zrobie...

16 lutego 2014, 14:37

Mialam dzisiaj piekny sen. Snilo mi sie ze bylam w ciazy mialam mdlosci , bylo mi slabo ale glaskalam swoj brzuszek w podswiadomosci czujac ze w nim sa moje dwie fasoleczki- coreczki :-) Piekny sen, tak bardzo chcialabym zeby sie spelnil. Oczywiscie nie wytrzymalam i pomimo ze to najprawdobodobnie cykl bezowulacyjny zrobilam sikanca. On sprowadzil mnie na ziemie :-( Co ja glupia sobie myslalam ze to sen proroczy ...ech :-(

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 lutego 2014, 08:24

17 lutego 2014, 08:22

Dzisiaj na ovufrend zostala oznaczona owulacja, Uf dlugo musialam czekac ale skoro jest lina to jednak cos bylo :-) Ciesze sie ze nie jest to cykl bezowulacyjny. Niestety serduszko bylo dwa dni przed i dzien po. Czy to wystarczy zeby zafasolkowac??? Czekam jeszcze tydzien i testuje...

Wiadomość wyedytowana przez autora 17 lutego 2014, 08:23

18 lutego 2014, 15:18

Ovufrend przesunela moja owulacje. Z 21 dnia cyklu na 25. Niestety przytulanki byly 3 dni wczesniej bo w tym czasie dalam juz sobie z nimi spkoj tak wiec mam male szanse na fasolke :-( Ale jakos nie chce mi sie wierzyc zeby tak pozno doszlo do owulki wedlug mnie to albo owulka byla 21- szego albo wcale jej nie bylo. Ech jakis glupi ten cykl , niech juz sie konczy...

Hm przypominam sobie ze 24- tego rano przez pol godziny mialam tak silny bol brzucha ze nie moglam sie ruszac. Moj synus chcial ze mna odkurzac bo mu obiecalam ze bedziemy to zaraz robic ale bol mnie powalil. Mlody sie niecierpliwil i denerwowal wiec zagryzlam jakos zeby i wzielismy sie za to sprzatanie a z czasem bol przeszedl i o nim zapomnialam. Moze wtedy peklo jajeczko??? Ech znowu sie nakrecam. Codziennie sobie obiecuje ze nie bede myslec o zafasolkowaniu, dzisiaj rano nawet sie zastanawialam czy nie dac sobie spokoju z mierzeniem temperatury. Obiecuje sobie tez ze nie bede tak czesto pisywac do mojego ulubionego forum bo sama widze po sobie ze to mi nie pomaga ze coraz bardziej sie napinam i przezywam porazke :-(

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 lutego 2014, 15:21

19 lutego 2014, 08:02

Temperatura znowu mi sie podniosla o dwa stopnie a ovufrend cofnelo moja owulacje. Teraz jest tak jak wczesniej w 21 dc. Tak jak o poczatku myslalam. Dziwny ten program ale to mi pokazalo ze nie moge na nim polegac. Moge sobie na nim wpisywac temperature i inne objawy ale nie moge sie sugerowac tylko tym co on mi pokazuje. To tylko ze tak powiem maszynka ;-)

20 lutego 2014, 08:52

Hehe oczywiscie nie wytrzymalam i zrobilam tescik, oczywiscie negatywny ale czego ja sie spodziewalam w 9 dniu po owulacji :-) Ech tak to jest jak sie ma duzo tesciorow w domu. Jakis czas temu zamowilam je sobie przez net 50 testow owulacyjnych i 10 testow ciazowych za grosze i teraz szaleje. Wczesniej zal mi bylo tak marnowac testy bo w sklepie czy aptece one tanie nie byly i zawsze testowalam juz po terminie @ a teraz prosze. Totalny brak cierpliwosci ;-)

Wiadomość wyedytowana przez autora 20 lutego 2014, 08:51

20 lutego 2014, 22:07

Dzisiaj moja kolezanka Ania urodzila synka Kamilka :-) Maly duzy bo ponad 3800 wiec porod lekki nie byl, ba ponoc tragiczny. Ania mowila ze jakby Kamil byl pierwszy to by byl jedynakiem a tak w domciu czekaja na niego dwaj 16- sto miesieczni bracia. Ania od kiedy zostala mama bardzo sie zmienila. Wczesniej czekala pare lat na dziecko, plakala za dzieckiem, zarzekala sie ze chcialaby miec ich z 5- cioro, latala po lekarzach, klinikach, przeszla dzielnie 6 insiminacji i wrescie in vitro po ktorym sie udalo. Zostala mama bliziakow i zaczely sie narzekania- wlasciwie na wszystko. Najpierw na to ze jest ciezko i nie wysypia siie, potem ze jest ciezko bo trzeba karmic a nie sadzila ze to takie monotonne, potem ze ma dosyc siedzenia w domu. Cieszyla sie jak konczyl sie rok macierzynski i odliczala dni do powrotu do pracy. Nie miala zadnych skrupolow ze oddaje ledwo rocznych chlopcow do przedszkola byla za to zla ze ci przez to zaczeli jej chorowac. W miedzyczasie oczywiscie wielki problem bo wpadka z trzecim dzieckiem. A przeciez oni juz wiecej nie chcieli...Nie rozumiem jej ale mi tez jest zal. Ona w sumie zdaje sobie sprawe z sytuacji bo sama przyznala mi sie ze przez ta walke o dziecko nie myslala jak to bedzie jak juz bedzie mama i ze chcieli owszem ale teraz sobie z mezem uswiadomili ze tak wlasciwie to oni do rodzicielstwa nie dorosli. Najgorsze jest to ze jako jej bliska kolezanka ciagle musze wysluchiwac tych zalow i narzekan a juz nie mam na to sily i ochoty. Brakuje mi tej starej Ani bo tej wiecznie narzekajacej nie lubie...Coraz chetniej mam ochote jej krzyknac zeby pomyslala jakie ma szczescie bo nie jedna chcialaby miec takie fajne dzieciaki - ja bardzo ale ona o tym nie pomysli, wie ze sie staram o rodzenstwo dla synka i wie ze nam znowu problemy, ze mija miesiac za miesiacem i nie ma fasolki. Ale nie pomysli jaka jest szczesciara :-(

Wiadomość wyedytowana przez autora 21 lutego 2014, 21:23

21 lutego 2014, 21:09

Temperatura spadla na dol, juz wiem ze nic z tego nie bedzie. Caly dzien bolal mnie brzuch jak na @ wiec ta wrednota lada dzien sie pojawi. Kto wie czy nie wprosi sie na moje jutrzejsze urodziny :-( A tak bym chciala dostac w prezencie pozytywny tescik.

23 lutego 2014, 14:07

No i @ przylazla. Wczoraj wieczorkiem zaczelo sie od plamien ale w nocy podpaska byla czysta. Dopiero dzisiaj od rano sie rozkrecilo na dobre. Ciesze sie ze przylazla dosc szybko bo po wykresie wyraznie widac ze byl to jednak cykl bezowulacyjny wiec szkoda na niego czasu? A nowy cykl daje duze nadzieje, pomimo ze juz w wieku 37 lat to z pomoca clo moze sie udac :-)

27 lutego 2014, 17:47

Jest juz 5 dzien nowego cyklu, @ juz nie ma, dzisiaj ostatnie lekkie plamienia ale juz bez potrzebnych podpasek. Od dzisiaj zaczynam kuracje clo, tabletke wezme na wieczor bo boje sie skutkow ubocznych i wrazie czego wole je przespac.

28 lutego 2014, 21:31

No i udalo sie. Poki co zadnych skutkow ubocznych po wzieciu tabletki, oby tak dalej ;-) Dzisiaj wzielam druga tabletke. Mam wziasc jeszcze trzy i koniec kuracji w tym miesiacu. A 5- tego ide na usg podejrzec czy wychodowalam jakies jajeczka a po tej wizycie zaczniemy przytulanki :-) Ot jakie to wydaje sie proste i nieskomplikowane ;-) Zeby tak prosto i latwo mozna bylo zaciazyc...

A poki co czeka na nas weekend. Mielismy jutro isc na urodzinki Filipka ale biedaczek sie pochorowal wiec przyjecie odwolane do nastepnego tygodnia. Pojedziemy wiec najpierw z Maximiliankiem na zajecia w jezyku polskim a potem do blizniakow zobaczyc ich malego braciszka. Troche nie mam ochoty tam jechac bo nie wiem czy nie wybuchne i nie nagadam Ani do sluchu. Ostatnio zachowuje sie coraz bardziej niedojrzale i dziecinnie. Odstawila tygodniowe dziecko od cyca tylko dlatego ze nie chce jej sie karmic. Nie ma zadnych problemu z piersiami, z sutkami, ma duzo mleczka i zaluje go swojemu synkowi :-( Zeby chociaz odciagala ale nie po co, za duzo na to czasu ale na fryzjerke to ma czas....Boze co sie z nia stalo :-( Tym bardziej nieodpowiedzialne ze ma w domu dwoch malych przedszkolakow ktorzy niemal ciagle choruja, wiec zamiast karmic dziecie zeby dostawal od niej przeciwciala i nie chorowal to go tak bezmyslnie naraza. Gdzie jest jej instynky macierzynski, gdzie milosc do tego dziecka :-(

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 lutego 2014, 21:30

2 marca 2014, 13:04

Zdecydowalam sie nie przejmowac moja kolezanka. Niech ona sobie robi co chce. Bylismy tam wczoraj i golym okiem widac ze dziecko nie jest tam mile widziane. Malym zajmowala sie babcia w innym pokoju i nawet jak bardzo plakal Ani to nie ruszylo. Widac ze jest obojetna i bardzo nerwowa, A moze to depresja poporodowa??? Chociaz nie bo ogolnie to humorek miala doskonaly i juz nawet u fryzjera byla pomalowac wloski wiec tak zle byc nie moze. No nic, nie moja to sprawa...
Przy okazji odwiedzin spotkalam sie z jej polozna ktora i u mnie dwa razy byla na zastepstwie mojej Hani. Kobieta mnie poznala i bardzo milo sobie pogadalysmy. Niestety z tego wszystkiego zapomnialam przekazac jej pozdrowienia dla Hani. Kurcze tak bardzo bym chciala do niej zadzwonic z dobra nowina i znowu ja sobie zaangazowac do pomocy. Ale jeszcze nie jest mi to dane :-(

Poki co biore juz dzisiaj 4 dawke clo. Wczoraj z rana lekko opuchlam a potem pobolewal mnie brzuch a dzisiaj czuje sie doskonale. Juz nie moge sie doczekac monitoringu ale z drugiej strony boje sie ze nie bedzie jajeczek.

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 marca 2014, 12:34

3 marca 2014, 18:07

Mam problem, Od wczoraj okropnie mnie przypieka :-( Nie wiem co sie dzieje czy to jakas infekcja czy grzyb. Zaaplikowalam sobie masc na grzybka ale nie pomaga. Jem jogurty i kupilam sobie takie tabletki co mi juz pare razy pomogly ( polecone przez moja doktor) ale moge je z apteki odebrac dopiero jutro :-( A pojutrze mam monitoring i bardzo bym chciala nie miec juz tych problemow :-( Wstyd mi przed lekarka bo to juz trzeci raz taki problem mam pomimo ze bardzo dbam o higiene. Kurcze co sie dzieje...A moze to skutek uboczny tych tabletek,

4 marca 2014, 12:40

Nio i kolejny pech umozliwiajacy przytulanki- przeziebienie. Moj synek sie pochorowal a od niego zarazilam sie ja. Standart, zawsze jak on jest chory to na mne przechodzi. Ale coz zrobic, przeciez nie bede sie trzymac z daleka od dziecka, musze ponosic, przytulic, leki podac. Musze byc z nim i sie nim opiekowac. A ze mam slaba odpornosc to moj pech :-( Na szczescie pieczenie ustalo wiec przynajmniej wiem ze zadego grzyba itp nie posiadam. Owulacje przewiduje jakos na weekend i mam nadzieje ze do tego czasu sie pozbieram .

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 marca 2014, 12:33

5 marca 2014, 12:26

Bylam dzisiaj na monitoringu. Musialam za niego zaplacic 54 euro ale bylo warto. Mam dwa pecherzyki. Jeden w lewym jajniku ma 13,5 mm a drugi w prawym 12,5. Ktorys z nich bedzie dominujacy . Endriomedium tez ladnie uroslo i ma 8,5 mm. Z macica tez wporzadku tak ze jest super. W piatek i niedziele mamy sie przytulac ;-) Oczywiscie zajrzalam juz do swoich wczesniejszych notatek i jak zaszlam w ciaze z blizniakami to bylam w podobnej sytuacji. Tez mialam dwa peczerzyki o wielkosci 13,5 i 12,5 mm i endriomedium 7,5 mm. Tak ze wierze ze teraz tez nam sie uda i bedzie fasolka a moze i dwie :-)

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 marca 2014, 12:26

6 marca 2014, 13:59

Nadal jestem przeziebiona. Najbardziej martwi mnie stan podgoraczkowy ktorego nie moge zbic :-( Boje sie ze to zakloci mi nasze staranka i przez oslabienie organizmu nie dojdzie do zaplodnienia. Biore codziennie leki, jem czosnek, pije herbate z cytryna ale to nic nie pomaga :-( Co z tego ze jest pecherzyk, co z tego ze jest piekne endo i wszystko wskazuje ze bedzie owulacja jak organizm jest oslabiony. Ech nie mam szczescia :-(

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 marca 2014, 19:58

7 marca 2014, 13:06

Temperatura wskoczyla w gore 36,6 na 37. Teraz nie wiem czy to juz wzrost owulacyjny czy to przez to przeziebienie. Zobacze jaka jutro bedzie temperatura. Wczoraj bylo pierwsze serduszkowanie wiec jakby co to nic nie stracimy :-)

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 marca 2014, 13:05

7 marca 2014, 21:22

Czekam na dzisiejsze serduszkowanie z kotkiem. Ale maly jeszcze nie zasnol, lezy w lozeczku i marudzi a my siedzimy cichutko w pokoju goscinnym i czekamy ;-) Zabawne ake tez stresujace. Mam nadzieje ze wkrotce zasnie zebysmy mogli zrobic co trzeba....

Kiedys bylo z tym latwiej, moglismy kochac sie kiedy tylko przyszla nam ochota, czasami na weekendy potrafilismy nie wychodzic z lozka, nigdy sie tez nie zabezpieczalismy. Na poczatku nie myslelismy o dzieciach. Ja przyjechalam do de wiec chcialam sie tutaj zadomowic, chociaz troche poduczyc jezyka i nacieszyc mezusiem. Ale jakos po roku naszego malzenstwa zaczelam sie niepokoic brakiem dwoch kreseczek. Moze nie staralismy sie jakos specjalnie ale tez nie pilnowalismy sie za bardzo a przytulanki byly bardzo czesto. Wtedy juz czulam ze cos jest nie tak...Kolejny rok staranejk byl juz planowany, wtedy juz liczylam dni plodne, robilam testy owulacyjne i z nadzieja czekalam na dwie kreseczki bez powodzenia. Gdy minol ten drugi nieowocny rok rozpoczelam badania. W sumie szybko wyszlo co jest u mnie nie tak. Podwyzszony testosteron i niedoczynnosc jajnikow. Moze nie bylo tak zle ale dla mnie byl to mega wyrok bo nie wiedzialam nic o tej przypadlosci i naprawde sie zalamalam. Zaczelam leczenie. Najpierw przez dwa miesiace bralam lek o nazwie dexatshon i nikomu go nie polecam. Mnustwo skutkow ubocznych ktore po nich mialam z dnia na dzien robily ze mnie potwora. Okropnie tylam a raczej puchlam bo woda zatrzymala sie w moim organizmie, pryszcze na calej twarzy, cienkie, miekkie wlosy, tlusta cera , bezsennosc, potliwosc, nerwowosc, placzliwosc i to wszystko w bardzo szybkim czasie. Do tego depresjs i stany lekowe ktore mnie nachodzily przez bezsilnosc w jakiej sie znalazlam biorac te leki. I pytania czy to cos da? Czy pomoze? Jak dlugo jeszcze musze brac leki? Jak dlugo bede sie tak meczyc? Czy powroce do swojego dawnego wygladu? Czy bede jeszcze ladna? Czy nadal podobam sie mezowi? Czy mnie nie zostawi? ....
Po dwoch miesiacach brania lekow kiedy testosteron juz zaczol ladnie sie wyrownywac dostalam dodatkowe leki clo na jajeczkowanie . Podwojne dawki lekow byly jak mieszanka wybuchowa a ja biorac je wygladalam jakbym byla lekomanka czy cpunka. Naszczescie w drugim cyklu z clo udalo sie :-) Na tescie ciazowym z niedowierzaniem wpatrywalam sie w dwie kreseczki. Szybko pojechalismy z mezem do lekarza potwierdzic ciaze. To byl 4 tydzien i na usg nie bylo jeszcze wiele widac po za pecherzykiem ciazowym ale nam ta mala kropeczka wtedy wystarczyla. Bylismy przeszczesliwi :-)
Na poczatku ciaza przebiegala super, ja odstawilam juz leki ktore bralam i ku mojej radosci skutki uboczne odeszly precz. Co prawda bylam jeszcze opuchnieta bo na to zeby wrocic do swojego wygladu potrzebowalam wiecej czasu ale wtedy nie mialo to juz dla mnie znaczenia. Bylam szczesliwa z moja fasolinka w brzuszku. W 6 tygodniu slyszalam jej bicie serduszka i wszystko bylo jeszcze dobrze ale w siodmym zaczelam krwawic. Pojechalismy z mezem natychmiast do szpitala ale nie dali mi nic zeby zatrzymac fasolke. Uslyszalam wyrok lezec i czekac albo zleci albo przestane krwawic. Wrocilam do domu bo nie chcialam zostawac w szpitalu, po co i tak nie dadza lekow, wolalam byc u siebie. W domu zaraz sie polozylam i lezalam caly dzien i ku naszej radosci do wieczora krwawienie ustalo. Dwa dni pozniej mialam wizyte u mojej ginki wiec pojechalismy do niej. Pamietam ulge gdy uslyszylismy bicie serduszka naszej kruszynki, na nowo zaczelismy sie cieszyc i wierzyc ze bedzie juz wszystko dobrze. Ginka powiedziala ze musze juz ciagle lezec zeby juznic podobnego sie nie przytrafilo ale nie musze sie martwic bo Basolinka nadal sie ladnie rozwija. Kolejne tygodnie przelezalam w lozku i pomimo ze lekko ńie bylo to dla fasolki bylam gotowa przelezec cala ciaze. Na kolejnej wizycie dowiedzielismy sie ze sa dwie fasolki. Ciaza blizniacza to najpiekniejsze co moglismy sobie wymarzyc. Niestety nasza radosc nie trwala dlugo :-( dwa tygodnie pozniej gdy bylam w 11 tygodniu moje malenstwa odeszly. Ich serduszka przestaly bic. Nigdy nie zapomne tego dnia kiedy to na kolejnym usg uslyszalam wyrok. Pamietam moja lekarke ktora wylaczajac maszyne powiedziala ze. niestety ale nic z tego nie bedzie. W glowie klebilo mi sie tysiace mysli, jak to? dlaczego? O co chodzi? Co ona gada? Przeciez to nie mozliwe...Co to za glupie zarty...Ale zdolalam tylko zapytac: obydwoje.? Tak uslyszalam- o nic wiecej nie spytalam, nie umialam. Patrzylam na meza i widzialam jego lzy w oczach. Matko czulam sie podle. Zawiodlam go, bylam w ciazy i co. Nie umialam doniesc. Co ze mnie za kobieta,... Dostalam skierowanie do szpitala na zabieg i dzielnie wytrzymalam dopoki nie wyszlam z gabinetu. Tam dopiero sie rozkleilam gdy na pytanie sekretarki czy zrobic termin na kolejne spotkanie maz odpowiedzial - nie, prosze skierowanie do szpitala. Ta domyslajac sie co sie stalo powiedziala ze jest jej bardzo przykro a ja tego nie udzwignelam, rozplakalam sie i ucieklam na korytarz. Tam placzac czekalam na meza ktory zalatwial wszystkie formalnosci . W windzie maz zaczol mnie uspokajac i zaproponowal zebysmy pojechali do szpitala juz teraz. Tam sa dobre sprzety, moze ona sie myli- argumentowal. Zgodzilam sie z nadzieja ze moze ma racje...Niestety w szpitalu potwierdzila sie diagnoza mojej ginekolog. Dzieciom nie bily juz serduszka. Dwa dni pozniej 30 marca dostalam termin na zabieg.

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 marca 2014, 21:50

7 marca 2014, 22:03

Trudno opisac mi co wtedy czulam, jak przeszlam zabieg. To jest nie do opisania. Te emocje, lzy , strach , bol, krwotok ktory dostalam przez leki ktore wczesniej wzielam ( mialy byc na rozszerzenie szyjki macicy a jak sie pozniej okazalo byly tez poronne), tak- cala noc wylam z bolu bo silne skurcze wywolane przez leki sprawialy ze ronilam. Boze myslalam ze umre. Takiego bolu nigdy wczesniej ani pozniej ( nawet porod nie byl taki ciezki) nie zaznalam . I ta pustka, ta strata dwoch kruszynek ktorych juz nigdy nie mialam wziasc w ramiona :-( I wrescie ulga gdy po kilku godzinach meki zrobiono mi wrescie zabieg oczyszczania macicy ( dzieci juz wczesniej poronilam) i nawet glupia radosc ze juz po wszystkim. Juz koniec, moge wracac do domu...do domu w ktorym czekala mnie pustka, gdzie wracaly przykre wspomnienia, gdzie byl pusty pokoik dzieciecy i pytania znajomych, przyjaciol, rodziny- Jak sie czujesz?

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 marca 2014, 23:45

7 marca 2014, 22:25

Nie wiem jakby to wszystko sie potoczylo jakbysmy posluchali lekarzy ktorzy kazali nam odczekac ze starankami pol roku. Kazali nam sie zabezpieczac. Ale moja ginka na moje pytanie - czy naprawde mysimy sie tak pilnowac? mowila ze nie musze sie tym tak stresowac. Najwazniejszy jest pierwszy miesiac po zabiegu zeby przyszla miesiaczka. Potem mozemy troche odpuscic....Nie wiem jak by bylo gdyby pewnego dnia maz mnie nie posluchal i dal za wygrana. Gdyby sie jednak uparl albo ja bym sie nie rozplakaka... To bylo trzy tygodnie po zabiegu. Staralismy sie zyc dalej i cieszyc tym co mamy. To byl kwiecien i byly swieta wielkanocne. Nie pojechalismy wtedy do polski do moich rodzicow bo ja nie czulam sie na sile. Wiedzialam ze wtedy byloby mi ciezej pogodzic sie z nasza strata, wiedzialam ze ciagle bym tam plakala a rodzice glaskaliiby mnie po glowce jak mala dzieczynke i plakali ze ma. A ja nie chcialam takich swiat. Chcialam, musialam byc silna, nie moglam sie zalamywac, musialam wyjsc z dtego dolka w ktorym bylam i zyc dalej...Tamtego dnia poslismy rano z mezem do kosciolka ze swieconka a potem wrocilismy do domku i poprzytulalismy sie. Maz chcial tak jak wczesniej uzyc prezerwatywy ale ja mu sie rozplakalam. Mowilam po co? Przeciez wiesz ze musialam brac leki zeby zajsc? Czy myslisz ze moge dac ci dziecko? Ile razy sie nie zabezpieczalismy i nic to nie dalo, co myslisz ze teraz bys mnie zaciazyl... Dobrze wiesz ze bede musiala sie znowu leczyc...I maz dal za wygrana...kochalismy sie bez zabezpieczenia. Wtedy nie wiedzac jeszcze o tym, calkowicie nieswiadomie poczelismy naszego synka :-)
Cala ciaze znosilam doskonale, w sumie to bardzo pozno zorientowalismy sie ze cos jest na rzeczy. Czekalam na pierwsza miesiaczke po zabiegu, minol miesiac a @ nie nadchodzila ale ze moja ginka mowila mi ze ona moze przyjsc nawet po 6 tygodniach to bylam cierpliwa. W sumie caly ten okres oplakiwalam moja strate, analizowalam kazdy krok po kroku, co ,gdzie zle zrobilam i dlaczego nas to spotkalo. Nie myslalam jeszcze o nowych starankach... Troche tez sie balam o nich myslec, balam sie ze znowu bede musiala brac leki ktore mi nie sluzyly i ze znowu strace ciaze czy urodze chore dziecko. Wiec kiedy minelo 6 tygodni a @ nadal nie bylo zrobilam test. Oczywiscie wyszedl pozytywny ale ja jakos nie uwierzylam, zadwonilam do meza i powiedzialam mu o tym a ze i on byl pewny ze to pewnie jeszcze przez to ze sa we mnie hormony po ciazowe to przestalismy o tym myslec. Nawet jak pare dni pozniej zaczelam miec mdlosci i wrescie wymioty bylam pewna ze to pewnie wrzody na zoladku. Ale poszlam na kontrole do mojej ginekolog a tam szok, niedowierzanie, strach i radosc. Ciaza i to juz 7 tydzien ba prawie 8 sie zaczynal. Moj szkrab byl juz calkiem spory a serduszko juz od dawna pieknie bilo. Cieszylam sie ale i balam, na kolejna wizyte jechalam jak po wyrok, nie moglam uwierzyc ze tym razem bedzie wszystko dobrze, wmawialam sobie ze napewno cos sie stanie- cos zlego. Ale tym razem sie mylilam a moj skarb rosl z wizyty na wizyte i doskonale sie rozwijal. Ot ksiazkowa ciaza mawiala moja lekarka a ja mialam wrazenie ze synek czuje moj lek i dlatego na kazdej wizycie zaskakuje mnie swoim wzrostem i rozwojem. Jakby chcial powiedziec: wszystko jest dobrze mamo ;-)

Wiadomość wyedytowana przez autora 8 marca 2014, 12:42

8 marca 2014, 12:57

Wczoraj powspominalam sobie moje dwie pierwsze ciaze. Pierwsza stracona na zawsze -chociaz zawsze pozostanie w mojej pamieci i druga ciaze z moim ukochanym synkiem ktory 17 stycznia skonczyl juz dwa latka :-) Czy teraz tez uda mi sie znowu zaciazyc z clo. Po tylu miesiacach staran wiem juz ze na naturalna ciaze nie mam szans, z synkiem zaszlam szybko ale to tylko dlatego ze leki ktore bralam w pierwszej ciazy ( kto wie czy nie przez nie stracilam dzieci) jeszcze wspomogly moj organizm. Ponadto czesto sie mowi ze po jednej ciazy szybko sie zachodzi w kolejna. Wiec to nie byl zaden cud chociaz dlugo tak o tym myslalam ot poprostu szczescie w nieszczesciu...

Dzisiaj jest dzien kobiet, mezus kupil mi piekne czerwone roze, dal je synkowi a ten trzymajac ten wielki bukiet wreczyl mi go. Jestem szczesciara :-)

Dzisiaj jest 14 dzien mojego cyklu z clo. Jajeczko powinno dzis miec ok 20 mm wielkosci.a moze i wiecej. Sluz mam juz rozciagliwy, nie jest go duzo na zewnatrz ale wierze zw w srodku jest go duzo. Zaluje ze nie zapytalam sie o niego mojej ginki, no coz zapomnialam... Moze dzisiaj peknie jajeczko a moze jutro. Chociaz ginka cos wspominala tez o poniedzialku...Przytulanki byly wiec jestem spokojna. Jutro jeszcze raz poprzytulamy sie tak jak kazala mi ginka. Pozniej pozostanie nam juz tylko czekanie. Czy nam sie uda???

Wiadomość wyedytowana przez autora 9 marca 2014, 21:23

1 2 3