Wiadomość wyedytowana przez autora 17 lutego 2014, 08:24
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 lutego 2014, 08:23
Hm przypominam sobie ze 24- tego rano przez pol godziny mialam tak silny bol brzucha ze nie moglam sie ruszac. Moj synus chcial ze mna odkurzac bo mu obiecalam ze bedziemy to zaraz robic ale bol mnie powalil. Mlody sie niecierpliwil i denerwowal wiec zagryzlam jakos zeby i wzielismy sie za to sprzatanie a z czasem bol przeszedl i o nim zapomnialam. Moze wtedy peklo jajeczko??? Ech znowu sie nakrecam. Codziennie sobie obiecuje ze nie bede myslec o zafasolkowaniu, dzisiaj rano nawet sie zastanawialam czy nie dac sobie spokoju z mierzeniem temperatury. Obiecuje sobie tez ze nie bede tak czesto pisywac do mojego ulubionego forum bo sama widze po sobie ze to mi nie pomaga ze coraz bardziej sie napinam i przezywam porazke
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 lutego 2014, 15:21
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 lutego 2014, 08:51
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 lutego 2014, 21:23
A poki co czeka na nas weekend. Mielismy jutro isc na urodzinki Filipka ale biedaczek sie pochorowal wiec przyjecie odwolane do nastepnego tygodnia. Pojedziemy wiec najpierw z Maximiliankiem na zajecia w jezyku polskim a potem do blizniakow zobaczyc ich malego braciszka. Troche nie mam ochoty tam jechac bo nie wiem czy nie wybuchne i nie nagadam Ani do sluchu. Ostatnio zachowuje sie coraz bardziej niedojrzale i dziecinnie. Odstawila tygodniowe dziecko od cyca tylko dlatego ze nie chce jej sie karmic. Nie ma zadnych problemu z piersiami, z sutkami, ma duzo mleczka i zaluje go swojemu synkowi Zeby chociaz odciagala ale nie po co, za duzo na to czasu ale na fryzjerke to ma czas....Boze co sie z nia stalo Tym bardziej nieodpowiedzialne ze ma w domu dwoch malych przedszkolakow ktorzy niemal ciagle choruja, wiec zamiast karmic dziecie zeby dostawal od niej przeciwciala i nie chorowal to go tak bezmyslnie naraza. Gdzie jest jej instynky macierzynski, gdzie milosc do tego dziecka
Wiadomość wyedytowana przez autora 28 lutego 2014, 21:30
Przy okazji odwiedzin spotkalam sie z jej polozna ktora i u mnie dwa razy byla na zastepstwie mojej Hani. Kobieta mnie poznala i bardzo milo sobie pogadalysmy. Niestety z tego wszystkiego zapomnialam przekazac jej pozdrowienia dla Hani. Kurcze tak bardzo bym chciala do niej zadzwonic z dobra nowina i znowu ja sobie zaangazowac do pomocy. Ale jeszcze nie jest mi to dane
Poki co biore juz dzisiaj 4 dawke clo. Wczoraj z rana lekko opuchlam a potem pobolewal mnie brzuch a dzisiaj czuje sie doskonale. Juz nie moge sie doczekac monitoringu ale z drugiej strony boje sie ze nie bedzie jajeczek.
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 marca 2014, 12:34
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 marca 2014, 12:33
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 marca 2014, 12:26
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 marca 2014, 19:58
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 marca 2014, 13:05
Kiedys bylo z tym latwiej, moglismy kochac sie kiedy tylko przyszla nam ochota, czasami na weekendy potrafilismy nie wychodzic z lozka, nigdy sie tez nie zabezpieczalismy. Na poczatku nie myslelismy o dzieciach. Ja przyjechalam do de wiec chcialam sie tutaj zadomowic, chociaz troche poduczyc jezyka i nacieszyc mezusiem. Ale jakos po roku naszego malzenstwa zaczelam sie niepokoic brakiem dwoch kreseczek. Moze nie staralismy sie jakos specjalnie ale tez nie pilnowalismy sie za bardzo a przytulanki byly bardzo czesto. Wtedy juz czulam ze cos jest nie tak...Kolejny rok staranejk byl juz planowany, wtedy juz liczylam dni plodne, robilam testy owulacyjne i z nadzieja czekalam na dwie kreseczki bez powodzenia. Gdy minol ten drugi nieowocny rok rozpoczelam badania. W sumie szybko wyszlo co jest u mnie nie tak. Podwyzszony testosteron i niedoczynnosc jajnikow. Moze nie bylo tak zle ale dla mnie byl to mega wyrok bo nie wiedzialam nic o tej przypadlosci i naprawde sie zalamalam. Zaczelam leczenie. Najpierw przez dwa miesiace bralam lek o nazwie dexatshon i nikomu go nie polecam. Mnustwo skutkow ubocznych ktore po nich mialam z dnia na dzien robily ze mnie potwora. Okropnie tylam a raczej puchlam bo woda zatrzymala sie w moim organizmie, pryszcze na calej twarzy, cienkie, miekkie wlosy, tlusta cera , bezsennosc, potliwosc, nerwowosc, placzliwosc i to wszystko w bardzo szybkim czasie. Do tego depresjs i stany lekowe ktore mnie nachodzily przez bezsilnosc w jakiej sie znalazlam biorac te leki. I pytania czy to cos da? Czy pomoze? Jak dlugo jeszcze musze brac leki? Jak dlugo bede sie tak meczyc? Czy powroce do swojego dawnego wygladu? Czy bede jeszcze ladna? Czy nadal podobam sie mezowi? Czy mnie nie zostawi? ....
Po dwoch miesiacach brania lekow kiedy testosteron juz zaczol ladnie sie wyrownywac dostalam dodatkowe leki clo na jajeczkowanie . Podwojne dawki lekow byly jak mieszanka wybuchowa a ja biorac je wygladalam jakbym byla lekomanka czy cpunka. Naszczescie w drugim cyklu z clo udalo sie Na tescie ciazowym z niedowierzaniem wpatrywalam sie w dwie kreseczki. Szybko pojechalismy z mezem do lekarza potwierdzic ciaze. To byl 4 tydzien i na usg nie bylo jeszcze wiele widac po za pecherzykiem ciazowym ale nam ta mala kropeczka wtedy wystarczyla. Bylismy przeszczesliwi
Na poczatku ciaza przebiegala super, ja odstawilam juz leki ktore bralam i ku mojej radosci skutki uboczne odeszly precz. Co prawda bylam jeszcze opuchnieta bo na to zeby wrocic do swojego wygladu potrzebowalam wiecej czasu ale wtedy nie mialo to juz dla mnie znaczenia. Bylam szczesliwa z moja fasolinka w brzuszku. W 6 tygodniu slyszalam jej bicie serduszka i wszystko bylo jeszcze dobrze ale w siodmym zaczelam krwawic. Pojechalismy z mezem natychmiast do szpitala ale nie dali mi nic zeby zatrzymac fasolke. Uslyszalam wyrok lezec i czekac albo zleci albo przestane krwawic. Wrocilam do domu bo nie chcialam zostawac w szpitalu, po co i tak nie dadza lekow, wolalam byc u siebie. W domu zaraz sie polozylam i lezalam caly dzien i ku naszej radosci do wieczora krwawienie ustalo. Dwa dni pozniej mialam wizyte u mojej ginki wiec pojechalismy do niej. Pamietam ulge gdy uslyszylismy bicie serduszka naszej kruszynki, na nowo zaczelismy sie cieszyc i wierzyc ze bedzie juz wszystko dobrze. Ginka powiedziala ze musze juz ciagle lezec zeby juznic podobnego sie nie przytrafilo ale nie musze sie martwic bo Basolinka nadal sie ladnie rozwija. Kolejne tygodnie przelezalam w lozku i pomimo ze lekko ńie bylo to dla fasolki bylam gotowa przelezec cala ciaze. Na kolejnej wizycie dowiedzielismy sie ze sa dwie fasolki. Ciaza blizniacza to najpiekniejsze co moglismy sobie wymarzyc. Niestety nasza radosc nie trwala dlugo dwa tygodnie pozniej gdy bylam w 11 tygodniu moje malenstwa odeszly. Ich serduszka przestaly bic. Nigdy nie zapomne tego dnia kiedy to na kolejnym usg uslyszalam wyrok. Pamietam moja lekarke ktora wylaczajac maszyne powiedziala ze. niestety ale nic z tego nie bedzie. W glowie klebilo mi sie tysiace mysli, jak to? dlaczego? O co chodzi? Co ona gada? Przeciez to nie mozliwe...Co to za glupie zarty...Ale zdolalam tylko zapytac: obydwoje.? Tak uslyszalam- o nic wiecej nie spytalam, nie umialam. Patrzylam na meza i widzialam jego lzy w oczach. Matko czulam sie podle. Zawiodlam go, bylam w ciazy i co. Nie umialam doniesc. Co ze mnie za kobieta,... Dostalam skierowanie do szpitala na zabieg i dzielnie wytrzymalam dopoki nie wyszlam z gabinetu. Tam dopiero sie rozkleilam gdy na pytanie sekretarki czy zrobic termin na kolejne spotkanie maz odpowiedzial - nie, prosze skierowanie do szpitala. Ta domyslajac sie co sie stalo powiedziala ze jest jej bardzo przykro a ja tego nie udzwignelam, rozplakalam sie i ucieklam na korytarz. Tam placzac czekalam na meza ktory zalatwial wszystkie formalnosci . W windzie maz zaczol mnie uspokajac i zaproponowal zebysmy pojechali do szpitala juz teraz. Tam sa dobre sprzety, moze ona sie myli- argumentowal. Zgodzilam sie z nadzieja ze moze ma racje...Niestety w szpitalu potwierdzila sie diagnoza mojej ginekolog. Dzieciom nie bily juz serduszka. Dwa dni pozniej 30 marca dostalam termin na zabieg.
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 marca 2014, 21:50
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 marca 2014, 23:45
Cala ciaze znosilam doskonale, w sumie to bardzo pozno zorientowalismy sie ze cos jest na rzeczy. Czekalam na pierwsza miesiaczke po zabiegu, minol miesiac a @ nie nadchodzila ale ze moja ginka mowila mi ze ona moze przyjsc nawet po 6 tygodniach to bylam cierpliwa. W sumie caly ten okres oplakiwalam moja strate, analizowalam kazdy krok po kroku, co ,gdzie zle zrobilam i dlaczego nas to spotkalo. Nie myslalam jeszcze o nowych starankach... Troche tez sie balam o nich myslec, balam sie ze znowu bede musiala brac leki ktore mi nie sluzyly i ze znowu strace ciaze czy urodze chore dziecko. Wiec kiedy minelo 6 tygodni a @ nadal nie bylo zrobilam test. Oczywiscie wyszedl pozytywny ale ja jakos nie uwierzylam, zadwonilam do meza i powiedzialam mu o tym a ze i on byl pewny ze to pewnie jeszcze przez to ze sa we mnie hormony po ciazowe to przestalismy o tym myslec. Nawet jak pare dni pozniej zaczelam miec mdlosci i wrescie wymioty bylam pewna ze to pewnie wrzody na zoladku. Ale poszlam na kontrole do mojej ginekolog a tam szok, niedowierzanie, strach i radosc. Ciaza i to juz 7 tydzien ba prawie 8 sie zaczynal. Moj szkrab byl juz calkiem spory a serduszko juz od dawna pieknie bilo. Cieszylam sie ale i balam, na kolejna wizyte jechalam jak po wyrok, nie moglam uwierzyc ze tym razem bedzie wszystko dobrze, wmawialam sobie ze napewno cos sie stanie- cos zlego. Ale tym razem sie mylilam a moj skarb rosl z wizyty na wizyte i doskonale sie rozwijal. Ot ksiazkowa ciaza mawiala moja lekarka a ja mialam wrazenie ze synek czuje moj lek i dlatego na kazdej wizycie zaskakuje mnie swoim wzrostem i rozwojem. Jakby chcial powiedziec: wszystko jest dobrze mamo
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 marca 2014, 12:42
Dzisiaj jest dzien kobiet, mezus kupil mi piekne czerwone roze, dal je synkowi a ten trzymajac ten wielki bukiet wreczyl mi go. Jestem szczesciara
Dzisiaj jest 14 dzien mojego cyklu z clo. Jajeczko powinno dzis miec ok 20 mm wielkosci.a moze i wiecej. Sluz mam juz rozciagliwy, nie jest go duzo na zewnatrz ale wierze zw w srodku jest go duzo. Zaluje ze nie zapytalam sie o niego mojej ginki, no coz zapomnialam... Moze dzisiaj peknie jajeczko a moze jutro. Chociaz ginka cos wspominala tez o poniedzialku...Przytulanki byly wiec jestem spokojna. Jutro jeszcze raz poprzytulamy sie tak jak kazala mi ginka. Pozniej pozostanie nam juz tylko czekanie. Czy nam sie uda???
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 marca 2014, 21:23
nie jest powiedziane, że nie