Co do samopoczucia. Sobota, niedziela i poniedziałek czyli 9-11 dc bóle podbrzusza ale nie na @, trochę kłucia, pulsowania, ciężko powiedzieć. W poniedziałek ewidentnie skurcze macicy dość nieprzyjemne ale znów nie jak te @. Poza tym zmęczenie i senność. Piersi - szczególnie sutki od soboty zrobiły się po raz 1. wrażliwe - w końcu wiem co to za uczucie Od soboty temperatura w góre do ~36.90 (normalna w mojej fl). Bólu małopowego jak na razie brak - zwykle atakował ok 23-24 dc a dzis 27. Oczekiwany termin wredoty: piątek.
Co jest? Co znów kombinuje ten mój organizm? Ręce opadają... Ja tu olewam, staram się nie myśleć a on mnie znów w maliny wpuszcza?? Z ręką na sercu - nie wczuwałam się w siebie w tym cyklu, nie wyczekiwałam każdego ukłucia, szczerze to nawet z kwasu foliowego ostatnio zrezygnowałam. Bo ile można to żreć za przeproszeniem?! Człowiek ma jakieś granice a kobieta w szczególności...
Dzisiaj lekki spadek temperatury, przeczucie mi mówi, że jutro dalszy. I NIC jak zawsze! Pewnie znów nic z tego. Jutro wizualizacja mojej porażki w postaci jednej kreski a w piątek rezerwujemy bilety do raju
Tak naprawdę mam Cię w nosie wredoto przepaskudna, jak chcesz to przychodź, i tak mi życia nie popsujesz
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 maja 2014, 21:51
Lecimy 14 czerwca,oczywiście termin przewidywanej paskudy wypada 2 dni przed...oczywiście. Proszę przyjdź o czasie a nawet wcześniej!
Zastanawiam się co ze staraniami w tym cyklu, bo co jeśli? Ale z drugiej strony to jakie mamy szanse że się uda? Nie wierzę, że zajdę ot tak w ciążę. Więc chyba w tym cyklu jak zawsze, szkoda marnować kolejnego miesiąca, a po powrocie czyli w lipcu hsg w czerwcu muszę zrobić biocenozę pochwy, żeby na lipiec wszystko było gotowe. W tym miesiącu spróbuję z wiesiołkiem, ten mój śluz ostatnimi czasy mam wrażenie, że raczej ubogi,kiedyś gdy się nie staraliśmy było go dużo więcej.
Także do przodu, smutno mi troszkę że znow nic ale trudno... na razie żyję wakacjami i nie moge się doczekać podróży
Ech co jest z tym światem?
Póki co, w podróż jedziemy, mam nadzieję, że nie dojdzie do rozlewu krwi itp. bo już na poważnie, więcej rozczarowań w swoim życiu nie zniosę.
Dzisiaj koniec @. Mój ulubiony moment cyklu, okres dobrego samopoczucia i normalności przez najbliższe 1.5 tygodnia Znów jak co miesiąc, jest mi trochę lżej na sercu ale tak jest zawsze chyba tylko po to żeby później znów mogło być źle Gdybym myślała, że jest szansa że W KOŃCU się uda to pewnie w tym miesiącu odpuścilibyśmy starania. Bo 12 h podróż w inną strefe klimatyczną mógłaby być problemem dla kobiety w ciąży...Ale z jakiego powodu miałoby się udać? Nie wierzę w to... Więc dalej bez zabezpieczenia bo przecież trudno nazywać to staraniami...
Dotychczas wstrzymywałam się z podjęciem dodatkowej pracy, która głównie ze względów finansowych przydałaby się. Parę dni temu coś we mnie pękło bo ile można tak żyć, czekając na cud, który jakoś nie chce się począć? Na jutro umówiona już jestem na rozmowę o pracę, trzeba ciągnąć ten wóz dalej
Wbrew pozorom nastrój ostatnio bardzo dobry, powoli godzę się z tym, że nie mogę mieć wszystkiego i niestety nie mam wpływu na pewne sfery życia. Chyba dziecko to byłoby zbyt wiele szczęścia jak dla nas Ech...
Pół roku na of i nic, wiele dziewczyn,które pojawiło się sporo później niż ja chwali się ciążowymi brzuszkami...jak nic, wkrótce stawimy czoła 1.5 roku starań co dalej??
Nieświadomie pocieszyła mnie dzisiaj nowo poznana znajoma, która długo starała się o ciążę a wkrótce rodzi:)
Nie chcę pogrążać się w smutku, żalu i złości na to że tak długo nam nie wychodzi. Nie chcę zazdrościć innym tego upragnionego cudu. Naprawdę nie chcę tracić młodości, wiosny i radości życia na te uczucia. Jeszcze nie pora na nie. Jeszcze jest (chyba) dla nas nadzieja?
Co z nami dalej? Dzisiaj wieczorem siedzę sama w domu, mąż dużo pracuje, ja zaczęłam kolejną pracę, mam dużo stresu w związku z tym, wkrótce urlop o którym nawet nie śmieliśmy dotychczas marzyć a mi smutno bo nie mam kiedy nim się cieszyć...
Gdyby w życiu było tak jak powinno być to nie wybieralibyśmy się teraz w egzotyczną podróż tylko szczytem atrakcji byłby spacer z wózkiem po parku...
Nie biorę nawet kwasu foliowego, straciłam nadzieję a branie go tylko ją podsyca. Bo przecież trzeba go brać bo mogło się udać...Muszę chyba do niego wrócić przy okazji 2 fazy cyklu...
Wszystko nie tak.
- kochajcie się namiętnie w dni płodne
- odżywiaj się zdrowo, w szczególności spożywaj dużo owoców i warzyw
- zero używek
- regularnie ćwicz
- wysypiaj się
- nigdy nie stosuj żadnej formy antykoncepcji hormonalnej
- w tym wszystkim bądź pozytywna i radosna, życie to nie tylko ciąża/starania....
Gwarancja sukcesu! Jestem najlepszym przykładem, stosuję te metody od zawsze, a część z nich od 1.5 roku i mogę się pochwalić NICZYM! Absolutne ZERO dzieci, ciąży, porannych mdłości, zmieniania pieluch, zarwanych nocy itp....
17. urlopowy, luzacki i teoretycznie bardzo udany cykl powoli i cichutko, wraz z obniżającą się temperaturą odchodzi do lamusa...Niestety wiązałam z nim pewne nadzieje, bo kiedy jak nie na super-udanym urlopie? Okazuje się, że jeszcze nie teraz. Jak zawsze. Do wczoraj tliła się jakaś tam bardzo mizerna mini nadziejka, że może, ach, może mój kochany mężu na swoje 29 urodziny otrzyma wspaniały prezent - obsikany test z 2 kreskami! I w końcu będą żyli długo i szczęśliwie! Taaak, dzisiejszy spadek,który był całkowicie do przewidzenia pozbawił nas tymczasowo happy-endu. Trochę mi źle, do bani to wszystko! Ile jeszcze? Czy ktoś mi odpowie? Czy w ogóle kiedykolwiek będę w ciąży???? Nie wierzę...
Nie wiem czemu się nie udaje, wszystkie badania jakie miałam wykonane to badania zrobione na własną rękę a one nie dają odpowiedzi na pytanie: dlaczegoooo??!!2 ginekologów twierdziło do niedawna, że spokojnie, że rok to krótko itd. Zapisałam się ostatnio do ginekologa nr 3 ale termin słonopłatnej prywatnej wizyty dopiero za 2 miesiące.. Trochę zaczynam mieć potrzebę działania, poczucie, że coś się dzieje bez (przynajmniej jak na razie) wizyt w Klinikach typu Novum...na to będzie czas. Myślę o tym, że może przydałoby się powtórzyć badanie nasienia bo od poprzedniego mija już z 9 miesięcy, ech magiczna liczba, jakoś nie dla nas, ale trochę szkoda mi mojego męża bo to jednak spory stres.
Półtora roku starań! Jak to brzmi!Ostatnio pojawiły się w mojej głowie pierwsze myśli pt. adopcja...to też piękne, ofiarować dziecku szansę na radosne, wartościowe życie a nie tylko życie jak potrafią niektórzy...może to jest nasze przeznaczenie? Czasami myślę, że być może nigdy nie będzie nam dane zostać biologicznymi rodzicami, to bolesne myśli, kiedy się uświadomi ile człowieka ominie. A jak się nigdy nie uda? Przecież nie jesteśmy gorsi, od tych, którzy dzieci mają...coraz częściej myślę, że mogę nigdy nie być w ciąży.
Na codzień dużo o tym nie myślę, nie są to sprawy, przez które nie mogę zasnąć w nocy. Nie są to też sprawy, przez które skaczemy sobie do gardeł. Jesteśmy w tym razem. Mamy to szczęście, że mamy siebie Póki co żyjemy normalnie i staramy się korzystać z tego życia, które mamy, bo widać tak ma być. Dlatego trochę podróżujemy, najchętniej kupiłabym bilety na koniec świata...Nie zazdroszczę brzuchów, nie rwę włosów z rozpaczy, dziecko nie jest dla mnie celem i jedynym sensem życia, nie musi być teraz ale .... niech będzie w ogóle
Zastanawiam się co by zadziałało? Bo np zrywy modlitewne nie zadziałały, zaklinanie losu szczęśliwymi datami, święcone obrazki, przelatujące bociany czy czterolistne kończynki też nie. Radosnych wieści nie było na walentynki, urodziny, rocznicę, imieniny, dzień matki, ojca, babci, jedne święta, drugie święta... Czy "to" się stanie z zaskoczenia, ot tak po prostu w poniedziałek (bo kto lubi poniedziałki), tuż przed pracą, w deszczowy ponury poranek? Bez żadnej okazji tak po prostu ten jeden dzień niezwiązany z niczym, zapowiadający się tak jak każdy poniedziałek, będzie TYM dniem, na który czekamy już zdecydowanie zbyt długo? Jeśli tak to ok, mogę poczekać, jestem cierpliwa, spokojna, byleby ten dzień W OGÓLE nadszedł!
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 lipca 2014, 16:48
Chyba że gdzieś są jakieś wielkie pokłady nieopisanego szczęścia przede mną...
Jestem na OF od 8 miesięcy, każdy cykl owulacyjny, w ogóle cykle 28-30 dni, zawsze wszystko w porządku, problemów brak. I bardzo się cieszę gdy widzę, że kolejnej dziewczynie się udaje, super się patrzy jak ktoś się stara i walczy a później pojawia się ten długo wyczekiwany, maleńki cud fajnie, że potrafimy pokonywać przeciwności losu, daje mi to ogromną nadzieję, że może kiedyś w końcu i na mnie przyjdzie pora...I daje mi to trochę smutku bo niby nie mam problemów ze zdrowiem - to jest ten mój problem...czasem żartuję, że nie ma ludzi zdrowych są tylko niezdiagnozowani cóż, może ja też jestem takim przypadkiem. Najgorzej nie mieć niczego do zrobienia, nie zbijać prolaktyny, nie leczyć tarczycy, nie wywoływać owulki tylko czekać na cud, który coś nie chce nastąpić. No i ta diagnoza : niepłodność idiopatyczna - brrr skóra cierpnie. Jak to ktoś powiedział tu na ovu "chyba idiotyczna".
Dlatego w poczuciu robienia czegokolwiek ze sobą łykam wiesiołka! Aczkolwiek moja wiara w ten suplement jest, powiedzmy sobie szczerze, bardzo ograniczona. Ale to akurat zboczenie zawodowe - dopóki coś nie jest przebadane i opisane w randomizowanych badaniach z metaanalizą i czym tam jeszcze, dopóki nie zajmą się tym szacowne towarzystwa i nie wydadzą wytycznych postępowania, ciężko mi uwierzyć w skuteczność czegokolwiek. Raczej oko i szkiełko wyznaczają moje postępowanie w życiu zawodowym.
Ale tak sobie łykam, bo może może...ten cud, to na niego czekam.
Nadzieja i wiara są większe niż to oko i szkiełko
A ze spraw codziennych - czekam na owulkę, już powinna być ale poza płodnym śluzem, jak na razie niezbyt obfitym, nic o niej nie świadczy. Więc mam nadzieję, że będzie w pt lub sobotę bo wtedy mamy okazję No i myślę o hsg, chociaż wolałabym najpierw zrobić konkretny monitoring i pogadać z kimś trzecim co o tym sądzi. Niestety wizyta u podobno dobrego ginekologa dopiero za 2 miesiące!! akurat kiedy chciałam trochę podkręcić tempo diagnostyczno-lecznicze - nic z tego ;/
Wiadomość wyedytowana przez autora 30 lipca 2014, 16:44
Z innej beczki. Cykl 18 pokręcony. Nie wiem czego to "zasługa" ale dziś 21 dc i pewności nie mam czy i kiedy była owulacja...objawy (śluz i ból owulacyjny) w 16 dc i wtedy też zawsze dotychczas wzrost temperatury. A teraz tempka lekko w górę, w dół, w górę, w dół i wykres o charakterze zębów piły. Tak bym chciała jeden piękny wykres a na jego końcu wiadomo co
I wtedy myślę o tym, że chciałabym mieć kogoś komu mogę pokazać ten świat, jaki jest piękny, wyglądać przez okno pociągu w poszukiwaniu saren, obserwować ptaki, zabrać na wakacje gdzieś daleko lub chociaż na spacer do lasu. Chciałabym poczuć tą prawdziwą, szczerą radość dziecka. W ogóle lubię ten dziecięcy świat, w którym wszystko jest możliwe. Dzieci pozwalają nam być samemu tak trochę dzieckiem, kupować zabawki, kolorowe ciuszki i bawić się. Poza tym chciałabym mieć kogoś, komu mogę przekazać swoje wartości, wychować go na uczciwego i wrażliwego człowieka, ale takiego, który tez wie kiedy powiedzieć "nie", chciałabym dać światu człowieka z charakterem. Nauczyć go, że nie warto się poddawać, że marzenia naprawdę się spełniają, że nie ma niemożliwego jak się bardzo chce. Sama pomimo rozwodu rodziców miałam bardzo udane, "normalne" i długie dzieciństwo, pełne zabaw, kolegów i łażenia po drzewach ;-)Uważam, że ciężką pracą w pewnym momencie życia osiągnęłam sporo...chcę pokazać temu małemu człowiekowi, że nigdy nie wolno nikogo skreślać i tracić nadziei, że po deszczu w końcu wyjdzie słońce... Na co dzień pracuję z dziećmi, spotykam się z nimi w stresujących sytuacjach w ich życiu i wiem jedno: kontakt z dziećmi jest najlepszym co może być w mojej pracy. Mam wrażenie, że przez te półtora roku pracy zawodowej zmieniłam się na lepsze, stałam się bardziej radosna i otwarta na świat. Myślę, że to zasługa dzieciaków lubię z nimi rozmawiać, cieszy mnie każdy odwzajemniony uśmiech czy "papa" na do widzenia.
Chciałabym żeby tak było...w idealnym świecie pewnie miałabym już 2 dzieci, bylibyśmy wszyscy zdrowi i szczęśliwi. Zamiast tego jesteśmy tylko my we 2, a w patologii dzieci rodzą się na potęgę...
Odpowiedzi były różne, od 200 g do 0,5 kg
Psycholog odpowiedział: "Nie jest istotne ile waży ta szklanka. Zależy ile czasu będę ją trzymał. Jeśli potrzymam ją minutę to nie problem. Gdy potrzymam ją godzinę, będzie mnie boleć ręka. Gdy potrzymam ją cały dzień, moja ręka straci czucie i będzie sparaliżowana. W każdym przypadku szklanka waży tyle samo, jednak im dłużej ją trzymam tym cięższa się staje.
Kontynuował: "Zmartwienia i stres w naszym życiu są jak ta szklanka z wodą. Jeśli o nich myślisz przez chwilę nic się nie dzieje. Jeśli o nich myślisz dłużej, zaczynają boleć. Jeśli myślisz o nich cały dzień, czujesz się sparaliżowany i niezdolny do zrobienia czegokolwiek.
Pamiętaj by odłożyć szklankę.
Przedwczoraj odebrałam skierowanie na HSG - planowo 26 września. Mam nadzieję, że obejdzie się bez problemów i badanie uda się przeprowadzić. A tak w ogóle, to mam nadzieję, że może nie będzie trzeba go robić haha, wciąż mam nadzieję, chociaż już coraz mniejszą Dr powiedziała, że 3 miesiące po badaniu trzeba się intensywnie starać bo są największe szanse...oby. No i jeszcze zobaczymy jaki będzie wynik badania...
Dużo tych niewiadomych, w każdym razie zaczęliśmy działać, uważam, że półtora roku nieudanych starań bez pomocy medycznej to wystarczająco dużo żeby stwierdzić, że jest jakiś problem. To teraz trzeba go znaleźć i rozwiązać.
Tak więc ostatni cykl przed HSG! wypijmy za to
W każdym razie cieszę się, w końcu coś się dzieje i nawet coraz więcej nadziei we mnie, że chyba już wkrótce...:)Jakieś przeczucie mam czy jak to nazwać Czuję pozytywne wibracje hihi. Już teraz ogłaszam wrzesień miesiącem Aktywnej Staraczki najpierw wizyta u nowego gina, później HSG a później...zobaczymy
Dziś w nocy śniło mi się, że mam malutkie dziecko. Fajnie było chociaż przez sen poczuć tą radość
Spotkałam się w weekend z koleżankami ze studiów. Ta w ciąży, inna ma już po 2. dzieci. Tamta w ciąży. Ta praktycznie nie planowała, tamta w 1 cyklu...Ech...wspaniale było się z nimi spotkać ale dziwnie było siedzieć pośród ciężarnych. Może chociaż mnie zarażą swoimi wiruskami...W ogóle co raz trudniej wymyslać wiarygodne powody, przez które nie mamy jeszcze dzieci - póki co - planujemy zakup mieszkania.
Więc nastrój do d...Cięzkie jest życie długodystansowej staraczki - wzloty, nadzieje i upadki. Z przewagą upadków.
Pogoda też ostatnio podła i tylko nasila przygnębienie i żal. Jakoś mam wrażenie, że każda para tylko podejmie decyzję o potomstwie i raz dwa jest maluch. Przynajmniej spośród moich znajomych. Ech..no cieszę się ich szczęściem, dobrze że są normalni ludzie, którzy nie mają takich problemów jak my. Niestety coraz częściej myślę i przeczuwam, ze nasze problemy z poczęciem mają jakąś ukrytą przyczynę i nie jest to kwestia szczęścia bądź pecha, że nam się jeszcze nie udało. Coraz gorzej mi też psychicznie z tą niewiedzą, niepewnością odnośnie naszej przyszłości i tego co jeszcze nas czeka w drodze do rodzicielstwa?
Sytuacja 1/ Znajoma znajomych 4 lata temu wpadła z chłopakiem, którego krótko znała - dorosła kobieta a bała się co powie jej matka (?!). Głównym problemem było jednak to, iż krótko przed tym zaczęła robić doktorat i nie chciała z niego rezygnować...bo jak to? Cóż, zrezygnowała więc z ciąży. Kilka dni temu wzięła ślub z facetem, z którym wtedy wpadła. Ich dziecko mogłoby nieść obrączki do ołtarza...
Sytuacja 2/Podsłuchane dzisiaj w tramwaju - rozmowa telefoniczna, dwie kobiety i to pytanie: czy usunąć??...prawie tam odjechałam, o niczym innym nie marzę a inni tak po prostu wywalają to na śmietnik...
Kryzys i zmęczenie. Po 1.5 roku starań po raz pierwszy tak na serio mam dość. Może to naturalne, po prostu jak to się mówi "zmęczenie materiału". Może tak czasem trzeba - spaść na samo dno, żeby się mocniej od niego odbić.