Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Zapukaj do mych drzwi ... czekamy
Dodaj do ulubionych
1 2

19 marca 2014, 13:07

Mam. Mam pod sercem moj maly zarodek i jestem z tego powodu bardzo szczesliwa. Przed transferem serce walilo mi jak szalone, czy nie bedzie dodatkowych problemow (bo roznie z tym bywa), ale na szczescie, poza wziernikowaniem, nic nie czulam, kompletnie nic. Takze tym bardziej zrobilo mi sie błogo, gdy bylo juz po wszystkim. Teraz byle do bety, najdluzsze dwa tygodnie sie szykuja. Oby o szczsliwym zakonczwniu :)
Aktualnie leze w lozeczku i odpoczywam, a jutro wracam do domku i codziennych zajec. Postaram sie byc spokojna, ale czujna. Doktor wypisal mi nospe na ewentualne skurcze, wiec nie omieszkam jej zazyc w razie koniecznosci.
No, to teraz pozostaje naprawde juz tylko czekac CIERPLIWIE - czego sobie sama zycze :D

Wiadomość wyedytowana przez autora 19 marca 2014, 13:07

28 marca 2014, 23:10

Cisza i cisza wciaz trwa - za Budka Suflera mozna zanucic. Ale to jest cisza przed burza.
Czekam i sama sie dziwie, ze nie dostalam jeszcze na glowe, bo od trzech dni plamilam na brazowo sluzem paskudnym, ale dzis jakby sie skonczylo. Nie chce sobie robic nadziei, ale mala iskierka gdzies mi tam swieci w glowie.
Dzis przez caly dzien pojawila sie tylko jassssno brazowa, mala plamka. Czyzby przechodzilo, czy to tylko po luteinie, ktora zaczelam brac od wczoraj 2*100 wieczorem. Jutro sobota i zajecia, niedziela tez zajecia - zleci szybko mam nadzieje. Zaczyna kusic mnie wczesniejsza beta. W sumie jakbym ja zrobila to przynajmniej byloby wiadomo, czy faszerowanie sie luteina ma sens. Ale z drugiej strony boje sie, ze wynik bedzie marny (albo negatywny) i wtedy bede zachodzic w glowe, ze moze jednak za wczesnie. I kolejny stres. Musze wytrzymac, nie ma rady. Co ma byc to bedzie, ale nich juz w koncu przyjdzie ten wtorek, pleeeeeeease (i mam przed oczami scene z Mila z Piatego Elementu :)))))) heheh)

Edit, 7:00 na drugi dzien
O co kaman sama nie wiem. Wczoraj rano temp chylila sie ku upadkowi (36,80) a dzis znowu mam "oczekiwane" 36,93. Ladnie jak cholera, ale do testowania jeszcze 3 dni. A tak normalnie to akurat tyle zwykle zajmowalo szybowanie ostro w dol do powiedzmy 36,6 i bylo po zawodach.
Ale pocieszam sie, ze dzis jest moj 32dc, 15dpo (ktora przyszla w 17dc) i chyba skołowany organizm za bardzo nie wie co sie z nim dzeje. Caly czas zero objawow. Kurcze chyba za mocno zaczynam sie zastanawiac nad tym. Dobra musze isc do roboty - bo zaraz sie spoznie ;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 29 marca 2014, 20:43

31 marca 2014, 19:15

Wielka, jedna lipa ta cala "piekna" temperatura. Widac to zasluga tylko luteiny. Progesteron 24 , a b-hcg 0,1 w 12dpt. Takze nie mam juz zludzen i ide sie zastrzelic. Kurcze no nie sadzilam, ze tak to sie skonczy. Teraz za bardzo nie wiem co robic. Oczywiscie pojade po kolejne blastusie, ale nie w tym rzecz. Musze sie dowiedziec dlaczego moj organizm "zrzera" moje wlasne, z krwi i kosci zarodki. Czyzby przeklete haszi i a-TPO na poziomie 1200 byly glowna i jednya przeszkoda? Ale przeciez biore letrox, reszte wynikow mam ok i tarczyce "jeszcze" w normalnych rozmiarach i gestosciach. Kurcze naprawde idzie sobie w leb palnac, jak czlowiek nie wie w czym problem. Moze ktos mi cos podpowie, bede wdzieczna. A tym czasem odstawiam lutke, czekam na @ i znowu bede odliczala, zawracala glowe ginowi monitoringiem, ech - te ostatnie dwa tygodnie to byla bajka - spokoj i cisza. A teraz znowu sie zacznie.

2 kwietnia 2014, 17:36

Wynik negatywny natchnal mnie ponownie do walki, ale z dobrze przemyslanym zapleczem. A mianowicie, skoro nie ma co zwalac na trudy punkcji (po ktorej czlowiek czuje sie fatalnie, dodatkowo nabuzowany hormonami organizm ledwo zipie), bo czekalm do nastepnego cyklu z transferem. Wiec moze jest jakas "ukryta" przyczyna dlaczego moj organizm traktuje zarodek tak wrogo. Moze to glownie te przeklete a-TPO (ktore lecze, wiec nie powinno byc decydujace), ale moze tez cos innego. Zorientowalam sie co do mozliwosci pobliskiego laboratorium, robia to co chce zbadac. Na wyniki czeka sie ok. 2 tygodni, a bede lzejsza o 4 stowy. W sumie nie malo, ale z kosztem iIVF to "drobiazg"; to polowa ceny za jeden moj zarodek. Wiec wlasciwie bez wiekszego namyslu ide jutro rano sposcic troche krwi i zobaczymy jakie wyniki otrzymamy. Na 14 -go jestem umowiona do prywatnego gina i mam nadzieje, ze wyrobia sie do tego czasu. W sume to mialam nadzieje, ze pojde na wizyte "serduszkowa", a tu kolejna wizyta stricte diagnostyczna. Znowu ....
No nic, to tyle w temacie, czekam ciagle na @, potem na owulke i bedziemy dzialac dalej. Ale tylko pod warunkiem otrzymania wynikow; przeciez nie po to wydaje kolejja kase, zeby nie skorzystac z wiedzy, ktora moga mi dac.

14 kwietnia 2014, 20:14

Tak sie zarzekalam, tak klełam jak szewc, ze znowu czekaja mnie wizyty na samolocie. A tu prosze. Dzis niemal na skrzydlach polecialam do lekarza i przebieralam nogami w poczekalni :)
I jakie bylo moje zdziwienie, jak na badaniu moim oczom ukazal sie na monitorze wielki pecherzyk - taki prawie na wylocie. A dzis mam 11dc. Hm, no to jak nic jutro bedzie po (najpozniej w srode) - a co to oznacza? Tylko jedno, ze transfer wypadnie centralnie na same Swieta - ale jaja, prawdziwe jaja. Tego sie nie spodziewalam i w obliczeniach nie bralam pod uwage. Ech, zycie i ta "magia", niczego czlowiek nie moze byc pewien ;-)
14 lutego punkcja, 14 marca owulacja i prawie 14 kwietnia kolejna, ale smiesznie, nie ma co.
Czekam zatem cierpliwie i szykuje sie na ponowne odliczanie - czas zaczac :)
NARESZCIE :D :D

20 kwietnia 2014, 12:08

Tak jak pisalam i prognozowalam owulka byla "prawie" 14-go (z 15 na 16) :) a to moglo oznaczac tylko jedno. Za piec dni transfer :D. Niesamowite jak ten czas szybko zlecial. Zaluje tylko, ze nie pisalam na bierzaco, wowczas emocje we mnie az kipialy. Aktualnie leze grzecznie w lozeczku, zastosowalam sie do wskazowek Karoli i zamierzam tak sie wylegiwac do konca jutrzejszego dnia.
Z rzeczy istotnych - to podali mi tym razem dwa zarodki (3AB i 3BA - cokolwiek to znaczy ;) ), zalecenie na lutke 2x100mg i duzo optymizmu. Tak jak ostatnio test po dwoch tygodniach, ale zrobie w 12dpt a 14dpt sprawdze jak przyrasta - o ile bedzie co ;)
Kurcze taki stoicki spokoj mam na duszy, nawet dzis nie bylam taka spieta i na haslo lekarza "prosze sie rozluznic" wyszlo mi to calkiem niezle. Tylko serce zamiast w piersi, czulam jak bije w żołądku ;)
Na szczescie Wielkanocne sniadanie zdarzylismy zjesc rano - z mniejsza celebra i deko w pospiechu, ale zjedlismy ;) Potem zapilam to pol litra wody i po 2 minutach zrobilo mi sie tak niedobrze, ze ledwo sie udalo to zatrzymac. Nigdy wiecej takich eksperymentow. I tym samym potwierdzila sie rada dla ciezarnych, ze pic dopiero jakes 20min po posilku, co oslabia mdlosci - potwierdzam :D

I zeby nie bylo nudno jak flaki z olejem opowiem Wam scenke z zycia wzieta.
Pojechalam na monitoring w samo poludnie do doktora, do szpitala. Niestety jak to bywa, znalezc miejsce do parkowania graniczy z cudem, podobnie jak umowienie sie na wizyte wczesniej niz za 3 miesiace. Wiec czlowiek kombinuje jak moze. Stanelam kombiakiem w jedynym miejscu jakie wowczas bylo; szkopuł w tym, ze zadem wystawalo na przejscie dla pieszych. Mysle, mysle, dobra ide. Na szczescie Pan Doktor nie kazal mi czekac, weszlam i po 10minutach bylam z powrotem pod samochodem. Ide chodnikiem, patrze stoi policja. Gula mi sie w gardle zacisnela, ale wsiadam twardo jakby nigdy nic. Zerkam w ich strone, wysiada i idzie w moim kierunku. No ladnie, jeszcze mi mandat potrzebny; mysle sobie moze uda sie tylko z pouczeniem. Uchylam szybe i slysze: "Ale ma Pani fajne/ladne rajstopy. Do widzenia". Zamurowana bąknełam "Dziekuje" i w te pędy odjechalam, zeby nie zmienil zdania.
:D :D :D

Wiadomość wyedytowana przez autora 20 kwietnia 2014, 17:17

22 kwietnia 2014, 19:57

Swieta, swieta i po swietach. Tak jak chyba nigdy do tej pory w moim zyciu, swietowanie bylo jakby "na drugim planie". Mam na mysli caly ten rozgardiasz zakupowo-sprzataniowy. W domu na swieta byl tylko kot, wiec blysku nie potrzebowal. Zaczelo sie i skonczylo jak co sobota - odkurzanie i kurze. Nawet w szafie nie mialam weny poukladac (a w sumie przydaloby sie). Przed wyjazdem na dworzec zdarzylam jeszcze skoczyc ze swieconka, ktora spakowalm potwm do pudeleczka. Martwila mnie troche pogoda, te niespodziewane "upaly" i 6 godzin jedzenie poza lodowka. Jak tylko dojechalismy kurczak poszedl do piekarnika. I na drugi dzien na obiad bylo pyszne miesko w majeranku i papryce. Na trzeci zreszta tez, tylko surowka inna ;)
Ja zaleglam w lozku, tak jak postanowilam i poprosilam o stosowna obsluge mojego J. W niedziele jadlam na lezaco, w poniedzialek poszlam juz do stolu na krotko. A dzis wsiadlam w pociag i wrocilam do domu i mojego kocia, ktory dzelnie ,sidzial sam od soboty. Teraz lezy i mruczy mi kolo uda i generalnie lazi krok w krok. Chyba jednak sie troszeczke stesknil indywidualista moj kochany.
No i co, czekam do 4 maja - moze dostane prezent na imieniny :) teraz dopiero zdalam sobie z tego sprawe, ze tak to akurat wypada :D. Nie zawiedzcie mnie kropeczki :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 22 kwietnia 2014, 20:04

6 maja 2014, 17:27

Chwila prawdy niestety miała już swój finał. W piątek 2 maja zrobiłam betę. Nie miałam odwagi odebrać wyników, pojechał mój J. i już po głosie w słuchawce wiedziałam, że znowu się nie udało.

Załamka. Wszystkie „metody” jakie zastosowałam nie zdały egzaminu. Może za mało żarliwie wierzyłam, że będzie dobrze? Nie, wierzyłam aż za bardzo :/ Do ostatniej chwili oszczędzałam swoje ciało u duszę. A w sobotę musiałam na czymś odreagować te kilka tygodni bezczynności. Najlepszy sposób znalazłam na działce – grabie i sekator poszły w ruch. Na początek oczyściłam nasze zapuszczone trzcinowisko, a potem polowałam pół dnia na mlecze w trawniku – niestety poległam; nie byłam w stanie zobaczyć ich wszystkich. Trzy reklamówy, a jak szłam do kompostownika to tylko potykałam się o kolejne „śmiejące gęby” ;)

Robię sobie przerwę. Myślałam, że będzie to „tylko” miesiąc (teraz w maju). Ale potem okazało się, że przecież w połowie czerwca mamy wynajęty domek i umówionych gromadę znajomych – a świeżo po transferze nie byłabym w stanie tego ogarnąć. Co innego w 3 miesiącu ciąży (bo miałam tak już być, co nie :( ). No i na początku lipca zachciało się nam budować domek, więc trzeba pomóc przy robotnikach. I tak wypadło, że będzie koniec lipiec. Kiedy? Wszystko zależy od mojej kochanej @ i owulki, nie ode mnie ;)

W przyszłym tygodniu jadę do Poz* na konsultacje do Profesora, ciekawe czy powie coś co mnie uspokoi, a nie tylko doprowadzi do wścieklizny. A pod koniec maja zapisałam się na konsultację do innej kliniki. Ciekawe, co inny lekarz sądzi o mojej sytuacji. Bo to że bez próbowania nic nie wyjdzie, to ja sama wiem. Ale nie chciałabym, żeby te próby odbywały się tak w ciemno, bez planu – bo szkoda moich cennych zarodków i naszych nerwów oraz czasu.

17 maja 2014, 00:06

W sumie to wypadaloby cos napisac, skoro jest o czym (choc moze nie dla wszystkich i nie do konca).
Ale od poczatku. Dzis mialam wizyte, na ktorej dowiedzialam sie ze wlasciwie to mamy probowac i juz. Po pierwsze - tylko 25% naturalnych poczec konczy sie utrzymaniem ciazy, a jeszcze mniej porodem; to po IVF nie nalezy sie spodziwac zadnych cudow. Po drugie - bardzo dobrze, ze produkuje sporo dobrych komorek, bardzo dobrze, ze wiekszosc z znich przezywa do zamrozenia w 5-tej dobie, bardzo dobrze ze nie mam zadnych dolegliwosci (typu endometrioza itp). Wiec wszystko jest bardzo dobrze, tyle ze ciazy nie ma. A dlaczego - patrz punkt pierwszy.

Zadnych "tabletek" nie dostane bo sa "zagrozne" na placebo (fakt, w sumie to sterydy i hormony), co najwyzej moge zrobic sratching; nie wiadomo czy pomoze, ale mozna sprobowac. I ta ostatnia opcja jest wykladnia dzisiejszyj wizyty - nie poddawac sie, probowac; ale jednoczesnie nie myslec o tym ciagle i nie doszukiwac sie problemow tam, gdzie ich nie ma.

Dla zabicia czasu szukalismy dzis prezentu na urodziny 18-latka. Pierwsza mysl - aparat - no ale teraz to kazdy smartfon go ma. Ale wpadl nam w oko taki model wodoodporny z GPS-em, o ktory nie trzeba sie zbytnio martwic na wycieczkach i uznalismy, ze to calkiem dobry pomysl na prezent. Juz prawiw kupilismy, jednak po sprawdzeniu w sieci okazalo sie ze mozna kupic go sporo taniej (a facio w sklepie nie chcial nic nam spuscic) - chcialismy tylko 50 dych, a finalnie bedzie 150 taniej; wiec nie zarobil na nas, choc mogl :P

29 czerwca 2014, 15:58

Czesc i czolem pamietniku. Pamietalam o tobie, czytajac inne wpisy, ale u siebie niezabardzo mialam co pisac. I wlasciwie w tym temacie nie za wiele sie zmienilo.
Jednym z powodow jest poczatek obecnego cyklu, w ktorym mam zglosic sie po kolejna sniezynke. Dla pewnosci pojade i zbadam progesteron (niektor dziewczyny maja to zlecane, wiec i mi moze sie przyda do "profesjonalnego" podejscia. Na 8-go jestem umowiona, a wlasciwie zapisana do mojego "starego" gina. Pewnie sie zdziwi lekko jak mnie zobaczy, no i pewnie troche zmartwi, ze nadal nie jestem w ciazy. Mnie tez z tego powodu nie jest wesolo, ale w tym cyklu mam nadzieje, ze sie to zmieni. Byloby ekstra. Musze TYLKO cierpliwie poczekac do konca miesiaca.
Mialam zrobic w czerwcu scratching ale w koncu scykorzylam, a poza tym z innego zrodla wiem, ze przed crio to podobno nie mam sensu. Skoro tak, to nie pojechalam i mam nadzieje, ze moj J. z Poz nie bedzie o tym pamietal (tyle dziewczyn sie przeciez przewija). W sumie ciekawe czy bedzie na moim transferze - tego to akurat bym chciala, bo ma doswiadczenie i wierze, ze zrobi to lepiej niz jakis inny lekarz ostatnio w kwietniu (notabene przypomne ze byl to lany poniedzialek). No i laly sie gorzkie lzy, zamiast radosci, po zerowej becie. Szkoda, ale w tym cyklu mamy kolejna szanse zeby zostac wreszcie rodzicami.

Wiadomość wyedytowana przez autora 29 czerwca 2014, 16:08

29 czerwca 2014, 18:27

Czesc i czolem. Niemal codziennie czytam inne wpisy i z niecierpliwoscia czekam na kolejne, ale u siebie nie zabardzo mialam co pisac. I wlasciwie w tym temacie nie za wiele sie zmienilo.
Jednym z powodow jest poczatek obecnego cyklu, w ktorym mam zglosic sie po kolejna sniezynke. Dla pewnosci pojade i zbadam progesteron (niektor dziewczyny maja to zlecane), wiec i mi moze sie przyda do "profesjonalnego" podejscia. Na 8-go jestem umowiona, a wlasciwie zapisana do mojego "starego" gina. Pewnie sie zdziwi lekko jak mnie zobaczy, no i pewnie troche zmartwi, ze nadal nie jestem w ciazy. Mnie tez z tego powodu nie jest wesolo, ale w tym cyklu mam nadzieje, ze sie to zmieni. Byloby ekstra. Musze TYLKO cierpliwie poczekac do konca miesiaca.
Mialam zrobic w czerwcu scratching ale w koncu scykorzylam, a poza tym z innego zrodla wiem, ze przed crio to podobno nie mam sensu. Skoro tak, to nie pojechalam i mam nadzieje, ze moj J. z Poz nie bedzie o tym pamietal (tyle dziewczyn sie przeciez przewija). W sumie ciekawe czy bedzie na moim transferze - tego to akurat bym chciala, bo ma doswiadcenie i wierze, ze zrobi to lepiej niz jakis inny lekarz ostatnio w kwietniu (no tabene przypomne, ze byl to lany poniedzialek). No i laly sie gorzkie lzy, zamiast radosci po zerowej becie. Szkoda, ale w tym cyklu mamy kolejna szanse zeby zostac wreszcie rodzicami.

Wiadomość wyedytowana przez autora 29 czerwca 2014, 18:28

18 lipca 2014, 00:00

Minelo troche czasu od ostatniego wpisu, ale jakos nie mialam natchnienia by pisac "same bzdety". Gdyby poczytnosc mojego pamietnika byla wieksza, to czlowiek mialby motywacje do tworzenia wpisow "o wszystkim"; a tak ogranicza sie raczej do gledzenia w kolko o tym samym, hm :-( i moze to bledne kolo.
Zaczne wiec moze od info "niestaraniowego" - od poczatku lipca bylam dosc mocno zajeta, poniewaz postanowilismy z moim J. wzniesc niewielka budowle na naszej dzialeczce. Tak zeby nie wyganial nas kazdy deszcz i mozna bylo spokojnie przenocowac (bo po jednej nocy w samochodzie, nie mialam ochoty na wiecej :D ). Zatem dzialalismy przez 6 dni we 3 (a raczej dzialalo 3 facetow, a ja wozilam obiadki i bylam od "potrzymaj mlotek" ;) ), a potem zostalismy juz sami. W sumie to ja nie mam dwoch lewych rak i smykalke do majsterkowania wyssalam z mlekiem matki, wiec dla mnie nie bylo problemem pomagac - wyzynarke, wkretarke, mlotek, ect, umiem obslugiwac calkiem fachowo ;-)
Na dzien dzisiejszy zamknelismy cale poszycie zewnetrzne (altanka jest drewniana), zostala tylko obrobka wykonczenia - listwy naroznikowe, obwiednie otworow (tarasu i okna). Acha, no wlasnie , najwazniejszy w tym wszystkim jest spory, zadaszony taras i zawieszony na nim hamak - tego mi brakowalo przez cale zycie :D.

Natomiast wracajac do tematow przyziemnych, to jutro mam 3 transfer i przez dwa tygodnie, no moze 10 dni jestem wyautowana z pomocy przy "budowie". Mialam cicha nadzieje, ze uda sie zamknac ja do transferu i przywiezc choc wersalke (na ktorej moglabym sie byczyc), ale chwilowo na srodku pomieszczenia jest warsztat tnący. Nie ma wiec do czego sie spieszyc i do domku wracamy dopiero wsrode wieczorem. A od czwartku bede sie juz tylko przygladala poczynaniom mojego J. Uff, to chyba na tyle. Trzymajcie kciuki :)

18.07.2014
Zadna to niespodzianka, ale napisze ze mam juz ze soba dwa bombelki. Transfer odbyl sie bez problemow, denerwowalam sie juz niewiele (w stosunku do powiedzmy pierwszego czy nawet drugiego razu). Robil go moj lekarz J. i stwierdzil z rozbrajajaca szczeroscia (wkladajac juz cewnik z zarodkami) "no, tu wchodzi jak w maselko" - mnie tez nic nie bolalo (chyba rzeczywiscie mam ladne i bezproblemowe wejscie przez szyjke; a nie zawsze tak jest). Wiec oprocz "oczywistego strachu" co do sameg zabiegu, nie balam sie ze bedzie mnie "znowu" cos bolalo. Polezalam dosc dlugo na fotelu po transferze, a potem jeszcze w pokoiku tak ze dwie godzinki. Potem w drodze do domu zajechalismy na pyszne lody i znowu zakopalam sie w pielesze.

Wiadomość wyedytowana przez autora 18 lipca 2014, 22:21

20 lipca 2014, 23:25

Lubie sloneczko, ale ze mam jasna karnacje to i tak sie filtruje, a o tym ze jestem "opalona" to wiem ja i moj J ;-)

Na razie siedze sobie w domku spokojnie, dzis po poludniu bylismy nad lokalanym jeziorkiem. Pojechalismy jakos przed 18 a i tak ledwo zaparkowalismy samochod; mozna sobie wyobrazic co tam sie dzialo wczesniej. Ja posiedzialam sobie grzecznie na lezaczku, pooddychalam powietrzem i tylko bylo mi troche "smutno", ze w koncu taka letnia prawdziwie pogoda, a ja nie moge byc aktywna. No ale sa priorytety wazniejsze, wiec szybko mi przeszlo i skupilam sie na wertowaniu katalogu Jula. Kurcze, nie wiem jak oni to robia, ale ma sie ochcote kupic wiele "potrzebnych" rzeczy, na juz; ale jest tez kilka gadzetow faktycznie przydatnych w najblizszym czasie - no i w planach wizyta na Szwedzkiej

A od strony potransferowej to zupełne zero jakichkolwiek objawow: cycolki detki totalne, brzuch normalny, tylko "cieplo" mi jest, ale to wina lutki i tempki ok.37. Warunki dobre, ale nic poza tym :-/

21 lipca 2014, 11:28

Chyba zwariowalam. Ale tak jak to gdzies zapisalama (czy to jawnie czy gdzies tylko w glowie), zgodnie z praktyka lekarza z Gdanska (u ktorego bylismy na konsultacji) poszlam na tzw. weryfikacje. Specjalnie wyszukalam labo, gdzie wyniki mam przez net i "rano" oddalam krew na bHCG i do tego progesteron (ciekawe jak duzy przy luteinie 2x100 na dobe i 1 tabs Duphastonu wieczorem), no i jeszcze TSH, bo dawno juz nie badalam (mam nadzieje, ze nie bedzie jakiejs nieprzyjemnej niespodzianki z jego poziomem).

Jestem w 3dpt (dzien transferu licze jako 0), wiec czekaja mnie jeszcze co najmniej 3 wizyty w labo - w 6dpt, 10 i 12. Jesli to ostatnie badanie bedzie negatywne - odstawiam lutke, zeby nie przedluzac sztucznie cyklu.
W sumie czuje spokoj, nie denerwuje sie w oczekiwaniu na wyniki. Choc moze objawem jest szukanie zajecia troche na sile (ogarnelam delikatnie lazienke i wstawilam pranie), no i grzebie teraz w necie i czytam "stale rubryki". Dopisalam kilka pamietnikow do ulubionych: ciekawa jestem jak innym dziewczynom sie losy uloza. Oby nie musialy korzystac z IVF, albo jak juz to z szybszym finalem niz moj.

Edit: 18:08
Mam wyniki i tak TSH ladne, ale progesteron juz mniej - tylko 18,4ng/ml. Zaaplikowalam sobie dodatkowe dwie porcje lutki. A bHCG tez niskie, napisali <1,2 - w sumie powinno byc juz chyba wyzsze, dla pozytywnych rokowan. No nic, czekam do czwartku. Zwiekszam ilosc lutki na 2 x 200, sie okaze ile to dalo, a bHCG jak nie urosnie, tzn. ze test z kolejnej weryfikacji w poniedzialek, bedzie tylko formalnoscia. :-/ :-/ :-/
Nie tego sie spodziewalam, ale z drugiej strony wiem, ze progesteron powinien byc wyzszy, tym bardziej ze suplementuje go juz tydzien

Wiadomość wyedytowana przez autora 21 lipca 2014, 18:26

22 lipca 2014, 09:30

Wczoraj w desperacji napisalam sms do lekarza prowadzacego - poinformowalam go tylko o niskim progesteronie (nie wspominalam nic o becie :-P ), ale odpisal ze jest ok i mam sie nie martwic. Hm, moze rzeczywiscie ma racje i niepotrzebnie sie nakrecam. Ale z drugiej strony te wartosci nie sa powalajace i lepiej gdyby byly wyzsze. Sama wielokrotnie "wypowiadalam sie" ze najlepiej w okolicy 20 (zupelnie naturalnie); a ja suplemetuje od tygodnia i taki niski???!!!
Wczoraj, zgodnie z "planami" pojechalismy do Juli. W sumie to chyba dla zabicia czasu i aby nie myslec o wynikach, ktore odebralam godzine wczesniej - na pytanie mojego J. co do interpretacji, stwierdzilam ze kiepsko i widzialam jak spochmurnial w sekundzie :/

Edit. 23.07.14
No zesz w morde jeza. J. mowi ze zlapal jakiegos wirusa. Bola go miesnie ma wrazliwa skore i temp.37,7.
Kurcze, mielismy jechac dzis razem do domu, ale jak on jest chory, to zeby przypadkiem mnie nie zarazil - chyba pojade wczesniej sama i poczekamy na rozwoj wypadkow. O matko ... co za pech :-/

Wiadomość wyedytowana przez autora 23 lipca 2014, 09:38

23 lipca 2014, 19:37

Ustalilismy ze mam jechac do domu sama. J dojedzie jutro lub w piatek (zalezy jak sie bedzie czul), nie chce sie zarazic, a co zasugerowala tez lekarka. Wiec siedze teraz sama i MYŚLĘ. Mysle i siedze i odliczam godziny do jutrzejszego poranka. Dzis w pociagu siedzialam kolo mamy z corka (zdała do II klasy) i tak sie jakos w moim kierunku "kleiła", ze koniec koncow zaplatlam jej koszyczek na wlosach, wypytalam o szkole, wakacje i w sumie to jakos mi pomoglo spojzec tak jakos weselej w przyszlosc, ze moze jeszcze mam szanse na wlasnie taka rezolutna coreczke, ktorej bede czesala warkoczyki. A jej mama na moje oko to wlasnie byla w takim wieku jak ja bede za te 7-8 lat. Wiec ciagle nie jest za pozno, a.warkoczyki umien juz plesc (jej mama nie umiala ;-) )

24 lipca 2014, 20:56

??? JESZCZE NIC NIE WIADOMO ??? JUZ COS WIADOMO - ROSNIJCIE MIŚKI :)

Wczorajsza (czwartkowa) poranna temperatura jeszcze bardziej zmrozila mi krew w zylach, niz to co bylo widac na wyswietlaczu. Jak nic zbiera sie na @, jeszcze tylko 2 dni, jesli ma to wygladac standardowo jak co miesiac :-/
Jednak trzymajac sie wyznaczonego w kwietniu planu, zrobilam rano kolejne badania. No i powinnam tu napisac ... ape nie mam odwagi, bo to nic nie znaczy. Moze mialam tak "zawsze" (tylko o tym nie wiedzialam), a za tydzien juz bedzie po wszystkim. Boje sie jak diabli i czekam do soboty.

Teraz chyba moge to juz napisac. Dzis (28.07.2014) poraz trzeci zbadalam bete. Ciagle wzrasta wykladniczo, wiec szansa na to, ze NAPRAWDE jestem w ciazy. Jutro ide do swojego gina i bede czekala z niecierpliwoscia na USG sersuszkowe :)

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 lipca 2014, 17:22

Przejdź do pamiętnika ciążowego i czytaj kontynuację mojej historii
1 2