Powoli przygotowuje sie na kolejna miesiaczke, bo mimo intensywnych staran w okresie okoloowulacyjnym, jakos w tym miesiacu nie mam wiekszej nadzieji. A moze po prostu boje sie kolejnego rozczarowania i dlatego wmawiam sobie, ze tym razem to na pewno nie? Chyba raczej ta druga opcja. Powoli dopada mnie schiza plamienia (zwykle 4-5 dni przed okresem), wiec gdybym mogla, to zainstalowalabym sobie kamere w majtkach:-)
Ten stres jest wykanczajacy...
Codziennie zadaje sobie pytanie, czemu ja... nasi znajomi juz dzieciaci, niedawno dowiedzialam sie o kolejnej ciazy w otoczeniu. Czuje zlosc i bezsilnosc. O naszych staraniach i problemach wiedza tylko moja mama i moja najblizsza przyjaciolka. Poza tym nikomu nic nie mowimy, a robienie dobrej miny do zlej gry jest wykanczajace.
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 maja 2016, 09:33
Jeszcze pare tygodni takiej sytuacji i oprocz ginekologa tudziez speca od nieplodnosci bedzie mi potrzebny dobry psychiatra.
W kazdym razie jajniki ciagna i brzuch pobolewa jak na okres, co w sumie jest nowym doswiadczeniem, bo oprocz wzdec, nigdy nie mialam takich objawow zblizajacej sie miesiaczki, a juz na pewno nie na tydzien przed jej oczekiwanym pojawieniem sie. Moj organizm wariuje razem ze mna.
Dzis byc moze spotkamy sie ze znajomymi, w tym para, ktora spodziewa sie dzieciatka. No i znow z bolem serca i gula w gardle bede uroczo konwersowac z nia o ciazowych przypadlosciach i radosci z oczekiwania. Niech to szlag!!!!! Ja im naprawde dobrze zycze, ale boli mnie potwornie, ze sama nie moge poki co cieszyc sie zdrowa ciaza i szczesciem, ktore niesie... No nie fair:-((
Obudzilam sie z potwornym bolem glowy. Nie bylam w stanie wstac, tak mnie napierniczala. Dopiero ok 11 udalo mi sie zwlec z lozka, tylko dlatego ze po prostu bylo mi wstyd, ze tak pozno, a ja spie. Sobota - dzien sprzatania, ogarniania, prania. Po calym tygodniu powrotow o 20 dom przypomina pobojowisko, z kosza na bielizne wysypuja sie brudy i trzeba to jakos okielznac. W kazdym razie zapodalam sobie oki i jakims cudem bol minal.
Mimo deszczowej pogody humor mi dopisuje, co w sumie jest pewna nowoscia, bo od kilku dni bylam nerwowa jak pies ogrodnika, nachodzily mnie jakies smety i chec uzalania sie nad soba.
Moze to dlatego, ze mam jakas mala nadzieje, ze tym razem sie udalo? Brzuch wciaz pobolewa jak na okres, jajniki raz po raz ciagna. Trzymam sie mysli, ze to dobry znak:-)
Wczoraj nie spotkalismy sie jednak ze znajomymi. M musial, jak zwykle zreszta, zostac do pozna w pracy, wiec nie dalismy rady. Z jednej strony fajnie byloby w koncu wyjsc do ludzi, z drugiej bylam zadowolona, ze nie musialam stawac twarza w twarz z moim zalem i gorycza. To glupie, wiem, ale boje sie tych spotkan i kosztuja mnie one sporo nerwow. Czy to moje narzekanie kiedys sie skonczy?
Od sobotniego popoludnia jestem jak slepa furia. Klasyczny przyklad PMS-u. Poklocilam sie z M, nie mam na nic ochoty, najchetniej zaszylabym sie pod koldra i przespala ten okres.
Nic mi sie nie podoba, nic mi nie pasuje. Jednym slowej jestem nie do zycia i mam tego swiadomosc.
Plamien nadal brak, wiec nadzieja zaczyna kielkowac. A moze sie udalo...? Choc tlumie ja w sobie, bo boje sie kolejnego upadku.
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 maja 2016, 09:50
Wszystkie "objawy ciazowe", ktore mialam, albo wyobrazalam sobie, ze mam, ustapily jak reka odjal.Nerwowosc, bol podbrzusza, nawet jajnik dzis juz nie ciagnie.
Rano cos mnie podkusilo i zrobilam zakupionego wczoraj sikanca. Bo to juz moj rytual i nowa tradycja od grudnia, ze na kilka dni przed okresem zakupuje test, a potem go wykonuje, widzac zawsze bielszy odcien bieli.
No wiec i dzis rano przystapilam do operacji. Pierwszy test na maxa trefny. Za cholere nie chcial przejsc do okienka kontrolnego, normalnie jakby ktos zamontowal blokade. No to rzucilam go w cholere i rozpakowalam drugi (zawsze kupuje podwojne bo nigdy nic nie wiadomo, a wychodzi taniej:-)). Na szczescie bylam ostrozna w oproznianiu pecherza za pierwszym razem, wiec mialam material do badan, hihi.
No i tak. Poczatkowo nie wyszlo nic, ale po paru minurach zauwazylam cien cienia.... Cien jakby zrobil sie jeszcze wyrazniejszy po kolejnych minutach. No i naszly mnie watpliwosci, czy mozna go uznac za wiarygodny i czy rzeczywiscie to cien cienia, czy tylko moja wyobraznia.
Obejrzalam ten test we wszystkich mozliwych kierunkach i konfiguracjach, a w koncu pokazalam go M. On rano cienko kumaty i na poczatku w ogole nie wiedzial, o co chodzi i gdzie ma patrzec, ale po moich wyjasnieniach potwierdzil, ze i on cos tam dostrzega, ale... cholera wie.
Zeby nie myslec i nie zadreczac sie przez kolejne dni w drodze do pracy wdepnelam do laboratorium i zrobilam bete. Mysle, ze jesli zaskoczylo, to powinna wyjsc choc minimalnie pozytywna, wiec moze rozwieje watpliwosci i bede w koncu w stanie pracowac:-) Wynik po poludniu.
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 maja 2016, 09:12
Beta w 27 dc, 12 po. - 40
Ostroznie do tego podchodze, bo wiem, ze wszystko moze sie zdarzyc a i sama beta nie powala, ale... wierze, ze tym razem bedzie dobrze.
edit 18/05/2016
Cos popierniczylam w ustawieniach i nie moge dodac tu juz zadnego wpisu. Kombinuje i kombinuje i nic. Chyba otworzyl mi sie kalendarz ciazy na fioletowej strone, ale nie mam odwagi, zeby tam pojsc, bo wiadomo...
W kazdym razie dzis zrobilam kolejnego sikanca i wyszedl bezwzglednie pozytywny. Moze jeszcze nie jakas obrzydliwie tlusta druga kreska, ale widoczna bardzo dobrze, bez koniecznosci podswietlania jej pod zarowka.
Boje sie jak cholera.
Poprzednia ciaza byla luzacka, bo bylam kompletnie zielona w temacie. Test pozytywny raz i drugi i fajnie. Tym razem swiadomosc, ze jest duze prawdopodobienstwo, ze nic z tego nie wyjdzie jest paralizujaca. Bo jeszcze eczesnie, bo beta cienka, bo poprzednio dobrze zarlo ale zdechlo. Do tego naczytalam sie pamietnikow, artykulow i wpisow na forach i strach mnie oblecial. Bo jesli przyjdzie mi raz jeszcze przejsc przez koszmar poronienia??
Boje sie, boje sie jak cholera.
Jutro rano powtorze bete, ale nawet jesli bedzie dobra, to i tak ten strach mnie raczej nie opusci...
edit 19/05/2016 Jako ze Ovufriend nie pozwala mi kontynuowac mojej historii tutaj i musze uskuteczniac jakies dopiski i cuda na kiju, przenosze sie na fioletowa strone. Niech sie dzieje wola nieba....
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 października 2016, 11:13
Sama nie wiem, od czego zaczac. Dziwnie mi tutaj, na rozowej stronie... Znowu... A bylo juz tak dobrze...
To moj pierwszy cykl po po poronieniu. Okres po zabiegu przyszedl po 31 dniach, wiec wydaje sie, ze dosc szybko, zwazywszy na stopien zaawansowania ciazy. Kontrola po krwawieniu wyszla pozytywnie i pani doktor, zgodnie z tutejsza szkola, dala nam zielone swiatlo. Mamy probowac naturalnie do stycznia/lutego, a jak nie zaskoczy, to wprowadzimy jakies wspomaganie.
W ubiegly piatek (9dc) wg jej obserwacji mialam dni plodne, bo bylo duzo sluzu, test owulacyjny wykazal szczyt w niedziele rano, wiec o ile doszlo do jajeczkowania, to mialo to miejsce w niedziele albo w poniedzialek. Wzielismy sobie do serca jej sugeste i od piatku ruszyly intensywne starania.
Boje sie. Boje sie, ze sie nie uda, boje sie komplikacji, boje sie znow przechodzic przez stres pierwszych tygodni. Ale tak bardzo pragne dziecka....
Anulka pozostanie na zawsze w moim sercu, ale nie wyobrazam sobie zycia bez Malucha tutaj, z nami...
Dzis rano zlapalam sie na mysli, ze nie wiem, nie pamietam, w ktorym tygodniu ciazy bylabym, gdybym jej nie stracila. Musialam dopiero policzyc w glowie a i tak nie bylam pewna. Dopiero kalendarz rozwial moje watpliwosci. To chyba dobry znak - znak, ze ogarnelam sytuacje i nie rozpamietuje caly czas tego, co sie stalo. Choc oczywiscie mysli od czasu do czasu szybuja i tak ciezej robi mi sie na sercu.
To, czego sie boje, to paranoja niemoznosci zajscia w kolejna ciaze. Wrecz histerycznie boje sie, ze trzeci raz juz sie nie uda, ze kolejny (2) zabieg lyzeczkowania skutecznie wykosil i tak cienkie endometrium, ze hormony mi szaleja i z owulacji dupa blada.
Od kilku dni bola mnie piersi. Tak dziwnie, inaczej - mam wrazenie, jakby byly czyms wypelnione, no i od razu mysl, ze to torbiele. Do tego dochodzi regularne klucie w jajnikach (zwlaszcza lewy) no i znow strach, ze to torbiele. M. za glowe sie lapie na moje wymysly, ale milczy, bo wie, ze jakikolwiek komentarz, to powod do mojego focha:-) No i tak mu jecze nad uchem, a on dzielnie to moje jojczenie znosi.
Dzis w pracy, mimo ze wiekszosc kolegow wziela wolne i zrobila sobie dlugi weekend. M musial stawic sie w biurze, wiec i ja stwierdzilam, ze nie ma co marnowac urlopu i przywloklam tu moje cztery litery. Lubie pracowac, kiedy biuro jest prawie puste. Cisza i spokoj sprawiaja, ze latwiej jest mi sie skoncentrowac i jakas taka wydajniejsza jestem. No a fakt, ze jutro wolne a w srode pracuje tylko do 13 jakos tak optymistycznie mnie nastraja. Pogoda za oknem wspaniala, cieplo i slonecznie, wiec miiiilo. Gdyby tylko ta ziemia sie nie trzesla, bo wczoraj rano malo w gacie nie narobilam ze strachu. Kolebalo jak cholera.
Tak sobie mysle, ze w sobote rano zatesuje. Bedzie 12 po. Poprzednim razem tez testowalam 12 po i wyszedl cien cienia. Nadzieja matka glupich...
No i raczej bardziej zwatpienie niz nadzieja w tym cyklu. Dzis po poludniu, Po wizycie w toalecie na papierze zobaczylam lekko rozowy sluz. Czyzby zwiastun okresu?? Tak wczesnie?? Przed ta ciaza mialam plamienia przedmiesiaczkowe, ale tak od 24-25 dnia cyklu, nie 19!!! Oszalalo to moje cialo. Brzuch wzdety jak w 4 miesiacu ciazy i boli. Kolka jak w morde strzelil. Dol, dol, dol...
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 października 2016, 19:14
Plamienie nie ustepuje. Rano slady na papierze toaletowym, od tamtej pory czysto. Napisalam wiadomosc do pani ginekolog i odpowiedziala mi, ze jesli sytuacja powtorzy sie w nastepny cyklu, mam sie pojawic na wizycie. Ludze sie jeszcze troche nadzieja, ze to plamienie implantacyjne, ale szanse sa nikome.
Ehhhh,zawsze pod gore...
Dziekuje Dziewczyny za kciuki, ale dupa blada.
Chyba polecialo. Ciagle niewiele, ale tym razem czerwona krew, wiec podciagam to pod 1 dzien nowego cyklu. Popieprzylo sie wszystko. Nie wiem, czy to pociazowe szalejace hormony, czy jakies torbiele, czy jakies inne gowno. No nic, bede obserwowac. mam tylko nadzieje, ze tym razem okres bedzie jakis konkretniejszy, a nie jak poprzednio 2 plamy na krzyz i do widzenia. Ocipieje z tej niepewnosci. Jakby mi ostatnio nieszczesc i stresow nie brakowalo.
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 listopada 2016, 10:27
La terra trema, amore mio - Luciano Ligabue
La terra trema, amore mio
i figli van tenuti in braccio
ognuno con le sue domande da fare a Dio
che sembra un impeto d'inferno
che non vuol stare più coperto
venuto su a mangiarsi tutto
a bocca aperta
tu guarda nei miei occhi
e trovaci un domani
e appena avrai finito
prova a raccontarmelo se puoi
tu passa fra i miei occhi
fra polvere e rottami
e se mi trovi ancora
vieni a salutarmi come sai
i nostri passi fino a qui
i solchi fatti in questo posto
se pure trema c'è qualcosa che riconosco
ma quanto trema amore mio
si deve togliere un capriccio
non sta a guardare a scuole e chiese
non guarda in faccia
tu guarda nei miei occhi
e trovaci un domani
e appena avrai finito
prova a raccontarmelo se puoi
tu passa fra i miei occhi
fra polvere e rottami
e se mi trovi ancora
vieni a salutarmi come sai
la terra trema amore mio
staremo sempre un po' più svegli
se stiamo stretti stiamo in piedi
un poco meglio
tu che hai bisogno di me
che ho bisogno di te
ognuno con le sue risposte
date da Dio
Jakze to wszystko prawdziwe. Doslownie i w przenosni. Ziemia trzesie nam sie pod nogami, od ladnych paru dni budze sie w nocy i nasluchuje, czy okna nie skrzypia. Choc jestesmy daleko od terenow objetych trzesieniami, to jednak i w Rzymie kilka razy je odczulismy. Pobudka na kolyszacym sie lozku nie nalezy do najprzyjemniejszych.
W przenosni z kolei - ja i M przezylismy nasze trzesienie ziemi 12 wrzesnia. Grunt usunal nam sie spod nog i jedno lapalo drugie, zeby nie zsunac sie w przepasc...
Tu guarda nei miei occhi
e trovaci un domani - w moich oczach poki co nie ma jutra, jest za to gleboka pustka i ruina.
se stiamo stretti stiamo in piedi
un poco meglio - dzieki M, dzieki opiece, ktora mnie otoczyl, dzieki jego cierpliwosci i sile jakos jeszcze trzymam sie na nogach i staram powoli kroczyc naprzod. Krok po kroku.
Dzis jestem kompletnie zdolowana. Rano zrobilam test owulacyjny (clearblue) i... wyszedl pozytywny!!! Wyc mi sie chce... Jak to mozliwe??
Poprzedni cykl mega krotki, teraz ten test calkiem od czapy.
Jutro ide na usg (cale szczescie, ze cos mnie tknelo i umowilam sie), wiec zobacze, co tam sie dzieje. Na pewno nic dobrego.
Tak sie boje komplikacji, a te chyba sa nieuniknione. Torbiele? PCOS?
Szlag by to wszystko trafil...
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 listopada 2016, 11:28
Wczorajsze usg wydaje sie ok. pecherzyk 14mm, endometrium 5.7 mm - nie powala, ale przed druga ciaza w trakcie monitoringow wychodzilo nedzne, a w ciaze zaszlam w sumie szybko i akurat pod tym wzgledem problemow nie bylo.
Sama nie wiem, co myslec.
Testy owu jakies trefne, albo moje hormony szaleja.
Dochtor nie dopatrzyl sie niczego podejrzanego, zadnych torbieli, czy mikropecherzykow.
Czyli poki co moje obawy byly bezpodstawne, bo wszystko wyglada ok. Pytanie tylko, czy owulacja jest czy jej nie ma.
Poczekam jeszcze ten cykl i nastepny i jesli nic sie nie wykluje od stycznia zaczniemy diagnostyke, bo czas ucieka. Stara dupa sie robie....
Dzis rano dostalam wiadomosc, ze przyjacielowi mojego M urodzil sie syn. Chlopaki wczoraj wieczorem wyszli na piwo, a w nocy Barbara urodzila. Spodziewalam sie tego, miala termin 2 miesiace przede mna, od 6 tygodni lezala, bo krociutka szyjka z funnelingiem w 31 tygodniu, ale... Jakby mi ktos w leb dal. jestem w pracy, ale skupic sie nie moge. Mam gule w gardle i lzy same naplywaja mi do oczu. Za 2 tygodnie zaczynalabym urlop macierzynski (tutaj generalnie pracuje sie do 2 miesiecy przed spodziewana data produ, wiec 25/11 bylby moim ostatnim dniem pracy). Dlaczego, dlaczgo, dlaczego...... Kur-- jego mac.
Ja im dobrze zycze, ale ch-- mnie strzela, ze zycie jest takie niesprawiedliwe. Jestem wk......a na caly swiat, mam ochote zamknac sie w pokoju, przykryc kocem i wyc. Od dluzszego czasu robie dobra mine do zlej gry, troche zeby sama siebie przekonac, ze jest dobrze, ze musze myslec pozytywnie, ze nadzieja umiera ostatnia, ale chyba do konca sama w to nie wierze. Ba... jestem przekonana, ze juz nie bedzie dobrze, ze nigdy nie bede szczesliwa.
A zeby bylo weselej, to dzis rano Clearblue znow wyznaczyl podwyzszona plodnosc. Nie wiem, po kiego w..a kontynuowalam te testy owulacyjne. teraz mam jeszcze wiekszy metlik we lbie. W srode pecherzyk 14mm, w czwartek rano test owu poztywny, w piatek chwilowy potworny bol lewego jajnika. Ovu wyznaczyl owulacje w piatek.. To by sie zgadalo. W sobote i niedziele testy owu negatywne, a dzis sjurpriz. Estrogeny rosna? Popier.....o mi sie wszystko w systemie hormonalnym, czy co??
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 listopada 2016, 10:34
Do Kajka81 - dziekuje za budujace slowa otuchy. Moze jak ktos mi bedzie w kolko powtarzc, ze bedzie dobrze, to i ja jakos w to uwierze, bo poki co to dol i 3 metry mulu.
W kazdym razie... Wczoraj zakupilam prezent dla malego Flavio. Troche mnie w gardle sciskalo i wk..w trzaskal po twarzy, jak wybieralam pajacyk, ale udalo sie, nie rozkleilam sie przy wieszakach z ubrankami. Bozesztymoj jaki wybor! Nie moglam sie zdecydowac... A jakie eleganckie ceny:-)
Dzis test owulacyjny pokazal szczyt plodnosci, szyjka miekka i wysoko (chyba, bo jak sie kurna malo na tym znam). WTF? W moich jajnikach odbywa sie kurcze jakas rewolucja. Istne powstanie listopadowe jajek. Nie wiem, co sie dzieje, ale doszlam do wniosku, ze bedziemy dzialac, coby sobie w brode nie pluc. Wczoraj numerek zaliczony, na dzisiejszy wieczor tez zapowiedzialam M, ze ma wrocic o ludzkiej porze, bo ma zadanie do wykonania.
Jestem zniechecona i zdegustowana. To nie tak, ze ja nie lubie seksu, ale takie amory na zawolanie mnie wykanczaja. Obydowje z M duzo pracujemy (jak wiekszosc ludzi w dzisiejszych czasach). Ja wychodze z domu o 8 i wracam ok 19.30-20.00. Potem trzeba ogarnac dom, ugotowac kolacje i obiad na dzien nastepny... M wraca w granicach 21.30-22.00 (przy dobrych wiatrach, bo zdarza sie, ze i pozniej). Jemy, posiedzimy 10 min na kanapie i nalezaloby juz isc spac, bo 23 na zegarze i moj licznik godzin snu zaczyna niebezpieczne odliczanie. Gdzie czas na seks??? Na romantyzm, na uniesienia?? Ja juz stara jestem i w tygodniu MI SIE NIE CHCE!! No wiec prawda jest taka, ze robie to troche "na sile", tzn. jak juz dojdzie co do czego, to jest super, ale na poczatku to musze troche mmmm przekonac sama siebie, ze warto poswiecic troche snu w imie przyjemnosci i ... wiekszej idei:-)
M. w sumie tez ostatnio wyznal mi, ze taki maraton dzien po dniu to troche meczace, ale jest zdeterminowany jak ja i dzielnie trzyma rytm. Kurcze, jak to jest, ze jedni "wpadaja" mimo ostroznosci, a inni mimo 155 prob ni ch...a???
10 po?? Ktoz to wie. Moja paranoja plamien znow osiaga apogeum. Jakis powrot do przeszlosci, bo w maju tego roku bylam na podobnym etapie kontrolowania majtek. Oby historia zatoczyla kolo, bo wtedy sie udalo... Objawow brak, juz nawet sie ich nie dopatruje, nie macam cyckow, nie zwracam wiekszej uwagi na jajniki, czy bole brzucha. Tlumacze sobie, ze pewnie nici z tego, choc wiem, ze to czysta hipokryzja z mojej strony. Bo tak naprawde to mam PRZEOGROMNA nadzieje, ze jednak jakims cudem zaskoczylo. I wiem tez, ze kiedy pojawia sie plamienia, bede ryczec jak dzikus. Znam siebie, znam swoje reakcje i doskonale zdaje sobie sprawe z tego, ze jutro albo najdalej pojutrze wyjme test, ktory od 3 tygodni lezy sobie w lazience i po wypelnieniu procedury, trzymajac go w drzacych dloniach, bede sie w niego wpatrywac jak sroka w gnat, starajac sie wypatrzec jakikolwiek slad drugiej kreseczki... Oh... staly scenariusz:-)
A z milszych rzeczy to w sobote postarzalam sie o rok. Spedzilismy z M fajny wieczor w japonskiej knajpie, a ja obzeralam sie surowa ryba, myslac, ze poki co to ostatnia taka okazja:-) Zyczenia najblizszych krazyly wokol tematu wrzesniowej straty i sily na nowe otwarcie. Oby, oby, oby... To mialy byc takie piekne urodziny, 7 miesiac ciazy, brzuchol i fikajacy w nim Maluch. Wyszlo, jak wyszlo. Trzymajmy sie mysli, ze Maluch juz jest, tylko sie jeszcze nie ujawnil:-)
To to rano wyciagnelam z szuflady test. Podwojny. Wykonalam procedure i... zauwazylam, ze czesc kontrolna sie nie wybarwia. Trefna sztuka. Pomyslalam, ze to dobry znak, bo w maju wydarzylo sie dokladnie to samo, a za drugim podejsciem wypatrzylam cien cienia:-) No to wyciagnelam drugi test i dawaj kropelka po kropelce. No i co no i co no i co? No i nic. Drugi test tez chinskie badziewie i o dupe mozna go sobie bylo potluc. Ehhh. Nie dane mi bylo poczuc smaku emocji oczekiwania.
Rozwazylam tez mozliwosc pojscia na bete, ale porzucilam te mysl, bo po pierwsze chyba sie boje rozczarowania i wole ludzic sie nadzieja, ze test ewentualnie wyszedl negatywny, bo jest jeszcze za wczesnie, a po drugie nie chce wyjsc w laboratorium na kapana w goracej wodzie idiotke.
W przerwie obiadowej udam sie do apteki, zakupie sprzet i jutro rano przystapie do procedury raz jeszcze:-)
witaj, u mnie całkiem podobnie... mam 31 lat i też ciągle czekam. dziś 22dc i też czekam, choć tak jak Ty mówię sobie,że na pewno znowu nic z tego nie będzie. miałam byc grudniową mamą 2015 - puste jajo płodowe. od tamtej pory nic... trzymam kciuki :) pozdrawiam
Witaj:-) No to czekamy razem:-) Moze to glupio zabrzmi, ale jakos tak razniej w grupie... Chyba wlasnie potrzeba podzielenia sie przezyciami i emocjami do tej pory ukrywanymi gleboko gleboko skusila mnie do rozpoczecia pisania tego pamietnika. Gdyby ciaza sie utrzymala, od stycznia bylabym mama. 3 dni temu minal dokladnie rok od poprzedniego pozytywnego testu. Pamietam wszystko, jakby to bylo wczoraj... Przykro mi niezmiernie z powodu Twojej straty i trzymam kciuki, zeby maj okazal sie dla nas szczesliwy:-) Pozdrawiam
wszędzie piszą, że jak przestanie się myśleć to wtedy się uda - był czas kiedy naprawdę przestałam i co? i dalej nic :( u mnie jest podejrzenie pcos - przez miesiąc brałam ovarin (suplement diety), od 2 dni piję inofem. te moje cykle ostatnio były naprawdę różne... kiedyś w końcu musi się udać :) ale jak przestać o tym myśleć nie będąc już najmłodszą... no to czekamy razem :) oby tym razem się udało na całe 9 miesięcy :)