Nasze porody
-
WIADOMOŚĆ
-
...Ja z wlasnego doswiadczenia powiem:teraz napewno bede rodzic przez CC,bo po ostatnim i ja sie umeczylam i synus.Niektorzy sie pytali:to ile mialas parc?A ja na to:nie ile,a od ktorej...Porod zaczal sie o 7.30 (odeszly wody).30 min.pozniej bylam w szpitalu. Silne bole mialam od poludnia.Gdyby nie znieczulenie w kregoslup,nie mam pojecia skad wzielabym sily na reszte porodu.Od 16 co chwila parlam,bole strazne,maly utknal w pochwie,a glowka juz wychodzila-na Cc za pozno,wiec trzeba bylo dalej przec.Bylam juz w chyba kazdej pozycji,na koniec naga,bo juz mi nawet koszula przeszkadzala.Nie mialam juz sily,ani powietrza.O 19.50 przyszedl moj syn na swiat,przy pomocy Vakum(innymi slowy zassali mi glowke i wyciagneli,przez co mial troche zdeformowana glowke.Ta jednak na szczescie w ciagu nastepnych dni sie unormowala).Wspomne,ze bylam nacinana-tego wogole nie czulam.Jak urodzilam malenstwo polozyli na piersiach,lezal jakies 15 min-niebo na ziemi...Cudne chwile...Pozniej urodzilam lozysko.Zszyli mnie-nic nie bolalo,a tak sie balam tego.To byl pikus w porownaniu do porodu.Pochwa natychmiastowo sie zmniejszyla-rozwarcie prawie wogole.Lekarz sie smial,ze maz ma dobrze.Z drugim porodem tez bedzie podobne ryzyko,a to przez sport,ktory kiedys czesto i gesto trenowalam,a co za tym idzie miesnie pochwy sa malo elastyczne.Synus nie jadl prawie 3 dni,byl jak i ja wymeczony po porodzie.drugiego dziecka juz nie bede narazac na normalny porod.Nie warto.Niestety nie zawsze natura jest lepsza...
Wiadomość wyedytowana przez autora: 3 kwietnia 2013, 20:47
Anette, Lissa, Limerikowo, Bergo lubią tę wiadomość
-
Namienie i tu przyznam racje,swoim przedmowczynia,ze po naturalnym porodzie dochodzi sie szybciej do siebie.Nastepnego dnia bylam juz na nogach,choc obolala.Znajoma co rodzila przez CC,niestety dluzej wrcala do sibie.Cos za cos..
-
yoku wrote:No to moja opowieść o planowej cesarce
W poniedziałek rano dowiedziałam się, że ryzyko związane z przyjściem mojej córki na świat SN jest większe niż wszystkie powikłania po cesarskim cięciu więc wraz z lekarzem podjęliśmy decyzję o rozwiązaniu ciąży operacyjnie. Jeszcze tego samego dnia po południu dostałam telefon ze szpitala, że mam we wtorek pomiędzy 17-tą a 18-tą zgłosić się na IP do przyjęcia do planowego CC a w środę 20 marca będzie zabieg.
Byliśmy wcześniej, zaraz po nas pojawiła się jeszcze jedna dziewczyna do planowego zabiegu i po wypełnieniu dokumentacji, zaobrączkowaniu (pasek z imieniem i kodem kreskowym który szpital zakłada każdej przyjmowanej pacjentce) i przebraniu się, o 20-tej znalazłyśmy się na oddziale patologii ciąży. Tam założyli mi wenflon, pobrano krew do badań, dostałam kubeczek z płynem antyseptycznym, którym miałam umyć się dwukrotnie, raz wieczorem i raz rano przed zabiegiem oraz 2 różowe szpitalne koszule do operacji. Zrobiono KTG gdzie pisały się niezłe i regularne skurcze więc poinformowano mnie, że jeśli się nie uspokoją zabieg będzie już tej nocy więc żebym nic nie jadła ani nie piła. Umyłam się w płynie, który pachniał jak spirytus i piekło po nim w miejscach gdzie skóra jest wrażliwsza, założyłam jedną z koszul. Około 22-giej przyszedł anestezjolog, pobrał wywiad i zakwalifikował mnie oficjalnie do zabiegu. Po północy wpadła położna sprawdzić na dopplerze, czy wszystkie nasze dzieci jeszcze żyją i czy mają dobre tętno (tak to już chyba jest jest na patologii że zakłada się najgorsze). O 4.30 w nocy miałyśmy kolejne KTG, wszystko było w porządku. Rano o 6-tej podano mi lekarstwa, do 7.00 miałam umyć się ponownie w płynie i założyć kolejną koszulę, tym razem tylko ją, już bez bielizny. O 9.00 zrobił się szum i wpadły położne po dziewczynę obok, która miała wyznaczony zabieg na 11.00 ale ktoś nie przeszedł kwalifikacji i ona miała wpaść na miejsce tamtej dziewczyny. Ja miałam być następna choć godzina mojego zabiegu była pierwotnie wyznaczona na 12.45. Powiedziałam, że mój mąż będzie dopiero za godzinę na co dostałam odpowiedź, że trudno, najwyżej zaczną bez niego...
Około 10.00 zaproszono mnie na golenie miejsc intymnych, dostałam kroplówkę z glukozą i antybiotyk. Przyniesiono płyn do neutralizacji kwasów żołądkowych, który musiałam szybko wypić i zawieziono mnie na wózku inwalidzkim do sali operacyjnej. Mój mąż zdążył przybyć, zaprowadzono go do sali gdzie się przebrał w strój operacyjny i czekał przy śluzie do sali. W tym czasie inny anestezjolog po przeprowadzeniu kolejnego wywiadu wkuł mi się w kręgosłup, podał znieczulenie i kazał szybko położyć się na wznak. Zanim to zrobiłam moje stopy już odłączały się od reszty ciała...
Leżąc na plecach z rękami po obu stronach stołu operacyjnego podłączyli mi elektrody EKG i czekałam na męża. Założyli zaraz za moją twarzą parawan żebyśmy nic nie widzieli i wpuścili Sławka do sali. Dostałam maskę tlenową i przestałam czuć cokolwiek od biustu w dół. Mąż próbował się wyprostować ale dostał upomnienie, że nie może się wychylać ponad parawan. 5 minut później usłyszeliśmy krzyk dziecka i tata został poproszony do stołu gdzie dziecko oglądał, mierzył i ważył neonatolog. Musiał podać moje dane i mała też dostała opaskę z kodem na stópkę. Lekarz podszedł do mnie, przedstawił się, powiedział co urodziłam, że dziecko dostało 10 punktów ale brzuszek będzie obserwowany ze względu na dysproporcję. Potem przyniesiono malutką. Kontakt skóra do skóry polegał na przyłożeniu jej buzi do mojej, miała zamknięte oczy ale nie płakała. Spojrzałam na nią na tyle na ile mogłam w tej niewygodnej pozycji i wtedy się zakochałam w tej małej okrąglutkiej buzi w której zobaczyłam siebie, męża. Lilę i całą naszą rodzinę Nie wiem ile to wszystko potem trwało, bo znieczulenie zadziałało naprawdę mocno i miałam problem ze zidentyfikowaniem własnego ciała jak również czasoprzestrzeni ale dziecko zabrano a mnie przeniesiono na stół szpitalny i wywieziono do sali pooperacyjnej. Tam dostałam telefon i poinformowałam najbliższych co się właśnie stało
Po 3 godzinach leżenia, podłączona do kroplówki, pompy infuzyjnej, cewnika, czujnika koloru płytki paznokcia, ciśnieniomierza i bóg wie czego jeszcze, przyniesiono mi Maję i położono na piersi. Byłam totalnie bezwładna, nie byłam w stanie odsunąć się od krawędzi łóżka, przekręcić się, totalnie nic. Ciśnieniomierz uniemożliwiał nawet zgięcie prawej ręki. Moje nogi w dotyku przypominały gorący kisiel. Bałam się, że dziecko położone na matce, która nie ma wpływu na swoją pozycję zwyczajnie się udusi, takie rzeczy się zdarzają zwłaszcza jak matka zasypia, ale położna przyniosła koc aby unieść malutką i musiałam tylko podtrzymać jej nosek. Bardzo ładnie się od razu przyssała więc położna orzekła, że nie będzie żadnych problemów z jej karmieniem...
Potem znów zabrano Maję na oddział noworodkowy a mnie brutalnie mówiąc przewinięto z pampersa, który miał absorbować krew i zmieniono mi opatrunek rany. Po 4 godzinach odwieziono mnie na oddział noworodkowy a tata miał iść do noworodków po Maję. Około 17-tej wszyscy byliśmy już razem w sali i bardzo powoli zaczynałam odzyskiwać czucie w nogach. Kolejne godziny nie należały do najprzyjemniejszych, kręciło mi się w głowie, rana bolała, 24 godziny nic nie miałam w ustach więc robiłam się głodna ale Maja grzecznie spała Spała tak grzecznie, że wcale się nie budziła i straciła sporo na wadze więc trzeba było o powalczyć z jej snem i moim brakiem mleka, bo już wisiało nad nami widmo dokarmiania, czego bardzo nie chciałam.
Od tamtej pory nie rozstajemy się nawet na chwilę i po raz kolejny uświadomiłam sobie, że nie ma w życiu większego szczęścia niż urodzenie zdrowego dziecka i że to jest Dar, który został mi ofiarowany i za który będę Bogu dziękować póki żyję.
yoku wzruszył mnie Twój opis. Ja staram się nie myśleć o porodzie, jak najmniej czytać. Chyba to naturalne, że się w jakimś sensie boje.
Jednak wiem, że każda z nas jest w stanie to przeżyć a Twój ostatni akapit utwierdza mnie w tym, że taki ból szybko odchodzi w niepamięć i najważniejsze jest to co napisałaś.weronikabp lubi tę wiadomość
-
Adka masz rację, opisy dziewczyn: Yoku, Anette i Agi pokazują, że poród to kawał roboty do wykonania (czy cesarka, czy SN), jednak widok narodzonego dziecka wynagradza wszelkie trudy.
Yoku przyznam, ze myślałam, ze cesarka i całe przygotowania do niej i dochodzenie do siebie po niej, przebiega "łagodniej"... -
Yoku ja tez jestem w szoku.zawsze myslalam ze to cale przygotowania i samo cc wyglada zupelnie innaczej.lzej...rozcinaja,wyjmuja i zszywaja..naswietlilas nam swietnie ten caly proces przyjscia na swiat twojej coreczki przez ciecie i super ze nie bylo zadnych problemow
-
U nas kontakt skora do skory po wyjeciu malego z brzucha wygladal tak, ze Filip zostal poproszony o wyjscie ( byl przy mojej glowie podczas porodu) do sali pooperacyjnej, rozebranie sie od pasa w gore, polozyl sie na wielkim lozku i Majkusia polozyli jemu na piers i przykryto ich cieplymi recznikami. Gdy mnie dokonczyli- zaszywanie itd, przewiezli mnie do sali gdzie lezal Filip z malym i dopiero wtedy dostalam malego na swoje piers. Zarowno dla mnie, jak i dla Filipa to bylo niesamowite wrazenie. Bylam w szoku, ze tata dostaje dziecko na piers
Po cc dziewczyny, najbardziej fatalny jest bol gdy leki przestaja dzialac albo nawet gdy dzialaja.... Wstanie z lozka po 6-8 godzinach....co za straszny bol! A wezcie pod uwage, ze moj prog bolu naprawde jest wysoki. Nawet nie chce tego wspominac.mychowe lubi tę wiadomość
Trzy Aniolki w niebie, jeden z nami na ziemi
Staramy sie o kolejnego... -
Agga pewnie gdyby się mnie zapytali, to bym wiedziała, chociaż z drugiej strony pod koniec porodu już nie za bardzo kojarzyłam co się wokół mnie dzieje, gdyż ból skutecznie wszystko tłumił np. mi się wydawało, ze jak położyli mi córę na piersi to nie płakałam, a mój Mąż mówił, ze płakałam, także wtedy są takie emocje, że nie bardzo masz świadomość tego wszystkiego
jednak dobrze, że mnie nacięły niż miałabym sama popękać w niewadomo ilu miejscach i w niewiadomo jak bardzo, pożyjemy zobaczymy jak to będzie potem wyglądać
po porodzie jest to wszystko trochę opuchnięte, ale na pewno nie w jakiś nadnaturalny sposób
she wrzesień 2014???!!! o jaciepierdziele, no to ma wzięcie ta klinika
yoku piękne masz córki jak tak się patrze na to zdjęcie, to już bym mogła mieć kolejne dzieckoshe, yoku lubią tę wiadomość
-
Anette potwierdzam- pierwsze wstanie z łóżka to masakra Ja mam taką ciocię, która przyszła do mnie niedługo po pierwszym wstaniu. Ona jest przewrażliwiona na punkcie chodzenia (ma 65 lat codziennie na piechotę zasuwa do miasta i robi parę ładnych km). Uważa, ze chodzenie wszystko wyleczy I ona właśnie po cc kazała zmuszac sie do chodzenia ale z wyprostowanymi plecami i podnosząc stopy a nie nimi suwając. Nie wyobrażałam sobie tego, ale mi pomogła, podopingowała i... dzięki temu doszłam do siebie błyskawicznie. Tydzień po tamtej cc czułam się tak, jakbym nie miała żadnego zabiegu właśnie równo tydzień po siostra zawiozła mnie na zdjęcie szwów i jak odwiozła do domu to stwierdziłam- a co tam! idę do kościoła Tata poszedł ze mną i całą mszę wystałam, do kościoła też kawałek Ale... wtedy byłam też dużo szczuplejsza (-30kg) no i bardziej wysportowana, więc nie wiem jak będzie tym razem
Lissa lubi tę wiadomość
-
agga84aa wrote:Anette, nigdy nie słyszałam, żeby narodzone dziecko kładli tatusiowi "na klatę" Ciekawe jakie to dla faceta uczucie... na pewno coś niesamowitego!
Agga ja sama bylam w szoku, bo nie wiedzielismy ze cos takiegonas czeka. Jak mnie wwiezli na sale pooperacyjna i zobaczylam Filipa a pod recznikami czarne oczka mojego synka tulacego sie do taty....poplakalam sie a Filipowi tez poplynely lezki. Z duma wszystkim o tym teraz opowiada
Bella ja tez szybko dreptalam po korytarzu szpitalnym i tak samo w domu ale tego bolu po wstaniu pierwszym nie zapomne.
Jutro mam sciagane szwy, a dzis usluszalam od poloznej ze jak bede tyle chodzila to blizna po cieciu bedzie brzydka. I badz tu madrym.....mama_z_groszkiem lubi tę wiadomość
Trzy Aniolki w niebie, jeden z nami na ziemi
Staramy sie o kolejnego... -
nick nieaktualnyAnette, kangurowanie przez ojców to jest fajna rzecz. My tez chcieliśmy to zrobić ale dowiedziałam sie, ze szybko podają dziecko matce, nawet po kilkudziesięciu minutach choć akurat mój stan na to nie pozwolił...
To jest bardzo cenne zwłaszcza jak dziecko ma poniżej 2500 g i mogą być problemy z utrzymaniem cieploty ciała.
A z aktywnością to bym uważała na Twoim miejscu, ja trochę przyszarżowałam z aktywnością i miejsce wokół blizny mam aktualnie napuchnięte...
A szwy ściągał mi mąż i nic nie bolałoAnette lubi tę wiadomość
-
Anette dla Twojego Filipa to musiało być niesamowite doznanie móc trzymać swojego syna na własnej piersi, i uważam, ze to powinno być wprowadzone w każdym szpitalu, jak sobie przypomnę jakie emocje wstąpiły w mojego Andrzeja, gdy przyszedł i przeciął pępowinę, to sobie nie wyobrażam co by się działo jakby dostał Zosie do trzymania na własnej piersi
Anette lubi tę wiadomość
-
Yoku...ja tez mam wokol blizny opuchlizne. Niby polozna powiedziala ze to normalne ale tak samo jak napisalas, wydaje mi sie ze przez to latanie po mieszkaniu itd. No nic, staram sie teraz troche oszczedzac.....w miare mozliwosci
Co do kangurowania przez ojcow, ja naprawde bylam w szoku widzac to, bo nikt nas wczesniej nie informowal....oczywiscie w pozytywnym szoku ))))
Agnieszka.....on do tej pory jest w szoku Wszystkim to opowiada z duma ))
Tez jestem zdania ze powinno sie to wprowadzac w innych szpitalach
Dziewczynki a jak tma sobie radzicie z dzieciatkami i ogolnie z cala sytuacja majac juz dzieciatka oo tej stronie brzuszka ?
Moj Majkus przybiera ladnie na wadze, ma dzis 2.420 a jak wychodzil ze szpitala mial 2.190 g. Jejku jak kazdy gram wiecej cieszy ))))yoku, aila lubią tę wiadomość
Trzy Aniolki w niebie, jeden z nami na ziemi
Staramy sie o kolejnego... -
nick nieaktualny
-
Ja mysle ze to od wysilku, w sumie cokolwiek robisz, czy chodzisz, czy sie schylasz, czy cos podnosisz itd to jednak brzuch pracuje i automatycznie rana sie naciaga i pewnie od tego ta opuchlizna. Ja mam to od drugiego dnia po przyjsciu ze szpitala, no i wtedy zaczelam dziabac cos tam wiecej w domu. Yoku.....trzeba wiecej odpoczywac tylko ciekawe kiedy, a w Twoim przypadku- z dwojka dzieci...hmm....to juz zupelnie sobie nie wyobrazam
Wiadomość wyedytowana przez autora: 6 kwietnia 2013, 16:54
Trzy Aniolki w niebie, jeden z nami na ziemi
Staramy sie o kolejnego... -
nick nieaktualny