Relacje z partnerem po poronieniu
-
WIADOMOŚĆ
-
Niestety każdy inaczej przeżywa... jeden dłużej, drugi krócej. Podejrzewam, że przy drugim człowiek już w miarę jest nastawiony, że może być źle. Jak byłam w swojej pierwszej ciąży to nawet przez myśl mi nie przeszło, że może być coś nie tak jak szłam do lekarza, teraz jak będę w kolejnej to już niestety będę się liczyć z taką ewentualnością...
-
A ja niestety nie mogłam liczyć na mojego męża. Jak się dowiedziałam o ciąży to do gina pojechałam z siostra. Na drugi dzień do szpitala sama gdzie dowiedziałam się że to ciąża pozamaciczna. Odwiedził mnie dwa razy. W dniu zabiegu go nie było. Na drugi dzień po zabiegu odwiózł mnie do rodziców i w trakcie zwolnienia więcej go nie widziałam. Na zdjęcie szwów zawiózł mnie tata, na badania i odbiór wyników jechałam sama. Jak patrzyłam jak u sąsiadek obok leżących na łóżkach non stop siedzą ich partnerzy to jeszcze bardziej było mi przykro. Nie mogłam na niego liczyć w tej trudnej dla mnie chwili. Parę razy zadzwonił do mnie w trakcie gdy byłam u rodziców ale nie przyjechał, a to tylko 50 km. Musiałam sama się wziąć w garść. Niestety później było już tylko gorzej i zakończyło się rozwodem. Nie żałuje jednak niczego. Właśnie w takich momentach można poznać się na ludziach i sprawdzić na kogo można liczyć.
-
bella88 wrote:A ja niestety nie mogłam liczyć na mojego męża. Jak się dowiedziałam o ciąży to do gina pojechałam z siostra. Na drugi dzień do szpitala sama gdzie dowiedziałam się że to ciąża pozamaciczna. Odwiedził mnie dwa razy. W dniu zabiegu go nie było. Na drugi dzień po zabiegu odwiózł mnie do rodziców i w trakcie zwolnienia więcej go nie widziałam. Na zdjęcie szwów zawiózł mnie tata, na badania i odbiór wyników jechałam sama. Jak patrzyłam jak u sąsiadek obok leżących na łóżkach non stop siedzą ich partnerzy to jeszcze bardziej było mi przykro. Nie mogłam na niego liczyć w tej trudnej dla mnie chwili. Parę razy zadzwonił do mnie w trakcie gdy byłam u rodziców ale nie przyjechał, a to tylko 50 km. Musiałam sama się wziąć w garść. Niestety później było już tylko gorzej i zakończyło się rozwodem. Nie żałuje jednak niczego. Właśnie w takich momentach można poznać się na ludziach i sprawdzić na kogo można liczyć.
Dokładnie kochana dokładnie, najbardziej poznajemy drugiego człowieka nie wtedy kiedy świeci słońce i jest wszystko dobrze tylko wtedy gdy jest źle. Niestety niektórzy obiecując nam że będą z nimi na dobre i na złe o tym zapominają. Obyśmy jak najszybciej umiały przeniknąć serce drugiego człowieka by móc zobaczyć czy przypadkiem to nie wilk w ludzkiej postaci. -
jangwa_maua wrote:bella88 - to na prawdę musiałaś czuć się okropnie. W tak ciężkich chwilach nie mieć wsparcia.. nie wyobrażam sobie tego nawet. Takie tragedie powinny zbliżać ludzi, a u was niestety było inaczej...
-
Przepraszma, ale muszę gdzieś wylać to z siebie
We wakacje ciąża pozamaciczna, teraz poronienie
Jednak depresja chyba mnie nie ominie Jest mi strasznie smutno i czuję ogromna pustkę po tym co się stało. Najbardziej obawiałam się, że z mężem się od siebie oddalimy. Początkowo jednak wszystko wskazywało, że tak się nie stanie, ale chyba jednak się pomyliłam. Był przy mnie w szpitalu, ale już tam odczuwałam, że przyjeżdża dlatego, że tak wypada, bo moja mama chciała przyjechać, a nie miała z kim. Po paru godzinach on ciągnął do domu. Nawet jak przyjeżdżał, to nie rozmawialiśmy ze sobą. Ciągle powtarza, że mnie kocha, a tak naprawdę nawet ze sobą nie rozmawiamy. Wczoraj poszłam do spowiedzi, miałam nadzieję, że też pójdzie, ale nie wiem czemu się łudziłam. Bóg i Kościół są dla mnie bardzo ważni. Rodzice ze mną nie chodzili na coniedzielną mszę, gdy byłam dzieckiem. Moja historia z kościołem zaczęła się dopiero w gimnazjum tak na poważnie i całkiem przypadkiem trafiłam wtedy do Oazy, bo kuzynka prosiła mnie, żebym jej towarzyszyła na pierwszym spotkaniu, wtedy postanowiłam zostać w tej wspólnocie i tak zaczęłam budować swoją wiarę. Uważam, że na dzień dzisiejszy zbudowana jest ona na mocnych fundamentach, które sama mimo przeciwności losu wznosiłam. Często śmiano się ze mnie, zniechęcano mnie do kościoła, ale ja uparcie się temu przeciwstawiałam i dzisiaj jestem z siebie dumna. Bardzo mi zależało, żeby mój partner choć trochę podzielał moje zdanie na temat wiary, ale niestety. Mój M. chodzi do kościoła tylko dlatego, bo go tam ciągnę i już się przyzwyczaił, jednak zawsze przystępowaliśmy do komunii razem. Wczoraj był wyjątek. Wczoraj była msza za mojego dziadka, którego bardzo kochałam i kocham, dlatego zależało mi bardzo, żeby przystąpić do komunii. Mąż jednak został w ławce, łzy napłynęły mi do oczu, bo nigdy się jeszcze tak nie zachował, poczułam jakby już coś pękło, jakby coś się zmieniło. Wróciliśmy do domu. Nie rozmawialiśmy ze sobą, ktoś do niego dzwonił to wyszedł do salonu, jak po chwili poszłam do niego, to on poszedł do kuchni i tam toczył rozmowę. Doszło do mnie, że my tak naprawdę nie mamy żadnych wspólnych tematów, że od jakiegoś czasu po porostu ze sobą nie rozmawiamy, że nie mamy o czym rozmawiać. Nasza konwersacja to jedynie wyznanie sobie, że się kochamy, albo przedstawienie swoich pomysłów, zwłaszcza to mąż mi je przedstawia, chodzi głównie o pieniądze. Wymyśla już coraz głupsze pomysły, z którymi ja się nie zgadzam no i wtedy zazwyczaj jest foch...Boję się tego oddalenia, ale nie mam siły walczyć Wczoraj ryczałam cały wieczór, aż zasnęłam, a on się tylko głupio pytał, co się stało...Wszystkie uczucia mi się mieszają, patrząc na zdjęcia ze ślubu ryczę, przypominam sobie jacy byliśmy szczęśliwi, zakochani i to nie były tylko słowa! Pamiętam jego pierwsze spojrzenie, uśmiech, jego pierwszego sms'a "przepraszam, ale chyba się w tobie zakochałem", nasze wycieczki w których nie liczyły się pieniądze. Pamiętam, że codziennie pisał, że tęskni chociaż mieliśmy się za parę godzin zobaczyć. Wiem, że życie wiele weryfikuje, ale strasznie tęsknię za tamtymi chwilami. Teraz już nie dostaję od niego czułych sms'ów, nawet nie odpisuje jak ja mu coś miłego napiszę. Gdy byliśmy kiedyś na kawie, to wypił ją jednym łykiem i pytał, czy idziemy...kiedyś tak nie było. Najgorsze jest, to że coraz częściej rozmyślam o innych mężczyznach ze swojego życia. Mąż już nie gra pierwszej roli w moich snach i marzeniach. Wiem, że to okrutne, ale tak po prostu jest Potrafię snuć marzenia o facecie, którego raz na oczy ujrzałam, a nie o swoim mężu, ale co ja mam z tym zrobić? Nasze rozmowy kończą się kłótniami, czego nie chcę. Gdy mówię mu, że tęsknię za romantycznymi randkami, to on sprowadza wszystko do pieniędzy, a przecież kupienie kwiatka i zabranie mnie raz na jakiś czas do restauracji, czy spacer to nie jest duży wydatek, tym bardziej że wcześniej sobie mogliśmy na to pozwolić mimo, że mieliśmy mniej pieniędzy Jestem romantyczką, czytam romanse, oglądam komedie romantyczne i chciałabym być choć trochę tak traktowana jak te bohaterki. Dostawać romantyczne smsy, znaleźć na stole kartkę ze zwykłym napisem "Kocham Cię! Miłego dnia", a oprócz tego słyszę jak toczy rozmowy przez telefon bardziej ciekawe niż ze mną. Nie wiem, czy ja jestem taka nudna? Dlaczego nie umiemy ze sobą rozmawiać? Stało się wiele przykrych rzeczy, ale to nie powód, aby jeszcze tych przykrości sobie dokładać On żyje teraźniejszością i przyszłością, ja niestety często powracam do przeszłości i może dlatego przeoczyłam chwilę, w której on się tak diametralnie zmienił?MoNa -
Niestety bez rozmowy się nie obejdzie. Najlepiej porozmawiać o tym czego oczekujesz co cię boli. Może Twój mąż ma jakiś problem i dlatego tak się zmienił,a nie umie tego z siebie wyrzucić. Szczera rozmowa jest najważniejsza ... Wiem, łatwo powiedzieć, bo ja sama z narzeczonym jakoś nie umiem rozmawiać na jakieś poważniejsze tematy... zawsze mamy odmienne zdania ..
Wyczuj może odpowiedni moment na rozmowę i szczerze porozmawiaj. -
A co do randek ... hmm...każda z nas marzy o najdrobniejszych gestach,a faceci często niestety o tym nie myślą. Trzeba im wprost powiedzieć, czego się chce to wtedy to zrobią (są też tacy romantyczni, którzy wiedzą co i jak, ale to raczej mniejszość). A czasem to i facet chce być też zauważony, doceniony. Może czasem warto zrobić pierwszy krok i np. przygotować romantyczną kolację w domu. Wtedy też jest czas na rozmowę i wyjaśnienie sobie wszystkiego. Może to będzie impuls do tego, aby coś się zmieniło w związku.
-
Już próbowała. To nic nie daje Przecież nie będę się prosiła o kwiatki, bo to upokarzające...Wczoraj napisałam mu romantycznego sms'a jak dawniej, ale nie odpisał. Ja sama już nie mam siły na rozmowę, nie chcę pozwolić, żeby mnie zranił jakimś niewyważonym słowem...Dla niego stało się i tyle, trzeba żyć dalej, ale jak? jak ma wyglądać to dalsze życie? On ucieka w pracę, a ja? a ja myślę żeby się upić i zasnąć, ale biorę antybiotyki. Wiem, że alkohol nie rozwiązuje problemów tyle je nawarstwia, tylko co robić gdy brak sił? On pracuje od rana, a ja się boję sama zostać w domu z własnymi myślami, bo wiem jakby się to skończyło, dziwi mnie że on nie umie się tego domyślić i złości się na mnie kiedy chcę jechać do rodziców żeby nie być samej.MoNa
-
Hmm... to coś musiało się stać, że tak się zmienił. Na milcząco na pewno nic się nie wyjaśni ... Może teraz musiałabyś poczekać, aż on zacznie rozmowę.. (chociaż może on nie czuje takiej potrzeby). A ta zmiana nastąpiła po poronieniu? Jeśli tak, to może to też dla niego ciężkie przeżycie. Ucieczka w pracę to jego sposób, aby o tym nie myśleć. Może boi się rozmowy o tym co czuje ...
-
Sama nie wiem kiedy to się zaczęło...wydaje mi się, że po tej pozamacicznej, chociaż też nie wiem, bo już na wakacjach był dziwny...wiem tyle, że teraz jest coraz gorzej Nie wiem, przychodzą mi różne głupie pomysły, myślałam żeby go jakoś sprawdzić, ale to bardzo ryzykowne, może wzbudzić w nim zazdrość? Może jak zobaczy, że może mnie stracić to się ogarnie?MoNa
-
Ech... bez rozmowy i tak nic się nie wyjaśni ... Hmm... wzbudzić zazdrość .. no możesz ładnie się ubrać, umalować i jak wróci z pracy wyjść na spotkanie ze znajomymi, ale czy to coś da to nie wiadomo ... może będzie zachodził w głowę gdzie, z kim i co robisz ...