X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Forum Poronienie Zaczynamy znowu starania
Odpowiedz

Zaczynamy znowu starania

Oceń ten wątek:
  • annak Autorytet
    Postów: 4114 6144

    Wysłany: 25 marca 2017, 15:53

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Kaczuszka86 wrote:
    Ja jak się pozbieram to pewnie w wakacje znów zaczynam się starać. Martwię się tylko o męża :( podłamał się. Czarne chmury widzę nad nami. On chyba też już ma dość tych nie powodzen. Brak dziecka i te 4 lata starań to ciężka próba i niewiem jak długo on wytrzyma. Nie jestem pewna czy jest gotowy na małżeństwo bez dzieci :(

    Kaczuszko,
    Nie wiem, czy aktualnie jeszcze tu zaglądasz, ale chciałam podzielić się z Tobą taką uwagą:
    Nie myśl dzisiaj (w miarę możliwości) o tym co będzie. Teraz jest ten trudny, najbardziej dramatyczny moment. Wszystko wydaje się bardziej czarne. A jutro może przynieść coś zupełnie nowego.
    Nie chodzi mi o stratę ogólnie, ale o Twojego męża. Podłamał się. Bardzo to przeżywa. To znaczy, że pragnienie posiadania dziecka z Tobą jest dla niego ważne.

    I może pomyśl sobie tak: a jakby to było, gdyby sytuacja była odwrotna? Czy ja miałabym dość? Czy to wszystko stawiałoby na krawędzi moje małżeństwo. Podejrzewam, że odpowiedź zabrzmi: "nie".
    A więc dlaczego Twój mąż miałby tak myśleć?

    Zresztą jesteście w tym oboje. Zawsze mówię, że problemy z płodnością to problemy pary. Choć my, kobiety, mając te walkę w większości na swoich barkach, często widzimy to inaczej.

    Nie martw się na zapas o męża i o Was. Bo podejrzewam, że w tej kwestii życie pozytywnie Cię zaskoczy.
    Pozwól sobie (Wam) przeżyć teraz ten moment tak jak tego potrzebujecie. A przyszłość pokaże jak będzie dalej.
    Trzymaj się, kochana. Dużo myślę o Tobie w tych dniach.

    <3 16.03 2017 - przyszłaś do mnie...
    iROnp2.png
    <3 21.08.2015 [*] 9tc
    <3 11.06.2015 [*] 5tc
    <3 29.12.2014 [*] 10tc

  • annak Autorytet
    Postów: 4114 6144

    Wysłany: 25 marca 2017, 15:57

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Skrzaciku,
    Czekałam tak bardzo na wiadomość od Ciebie!
    Cudownie! Bardzo się cieszę!

    Rozumiem doskonale Twój strach. U mnie spokoju nie wystarczało czasem nawet na... godzinę po wizycie. Wystarczyło, że np. nasz doktorek skrzywił się nieco przy badaniu, a ja przypominałam to sobie 15 minut po wyjściu z gabinetu i już sobie coś wkręcałam ;-)

    [mój mąż popatrzył mi przez ramię, przeczytał to co piszę i mówi, że potwierdza :-)]

    Ale teraz nie masz wyjścia, musisz przetrwać te miesiące z tymi obawami, bo one na pewno będą. Ale będziemy Cię tutaj wspierać i w miarę możliwości je neutralizować.
    Ty natomiast między tymi obawami spróbuj się cieszyć tym, co najważniejsze, czyli walącym serduchem! :-)
    Jestem przeszczęśliwa, że je widziałaś <3

    PS. Wysyłam Ci jeszcze wiadomość na priv związaną z lekami.

    <3 16.03 2017 - przyszłaś do mnie...
    iROnp2.png
    <3 21.08.2015 [*] 9tc
    <3 11.06.2015 [*] 5tc
    <3 29.12.2014 [*] 10tc

  • annak Autorytet
    Postów: 4114 6144

    Wysłany: 25 marca 2017, 16:07

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Dziewczyny,
    Pytałyście (niektóre z Was) o mój poród i jego opis. Popełniłam takowy. Nie wiem tylko, czy nie będzie to mój ostatni post na tym forum, bo jak go opublikuję, to mogę zostać zablokowana przez admina za naruszenie zasad przyzwoitości w zakresie długości wpisów :-)

    Opowieść jest to przejścia chyba tylko dla tych osób, które przebrnęły przez "W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta :-), hehe, więc nie czujcie się zobowiązane do czytania.
    Rozpisało mi się... ale to przez te emocje, które wciąż buzują. No i dlatego, że robiłam podsumowanie tych wspomnień nie tylko na potrzeby forum, ale głównie dla siebie. Żeby nigdy nie zapomnieć żadnego szczegółu.

    Mam lekkie obiekcje przed wrzucaniem tutaj tej opowieści, bo nie chciałabym tym wpisem sprawić nikomu przykrości. Mam nadzieję, że tak nie będzie. Że może te moje wspomnienie (jeśli w ogóle ktoś przez nie przejdzie) będzie nieść nadzieję dla innych. Bo to tak naprawdę opowieść o nadziei, która się ziściła i o spełnionym marzeniu, które ma każda z nas...

    [do czego to doszło, żeby robić wstępy do własnych postów na forum, hehe... Kocham Was, Dziewczyny <3]

    Ikarzyca, Elaria, Koteczka82, sylvuś, M@linka, sy__la, Gaduaaa lubią tę wiadomość

    <3 16.03 2017 - przyszłaś do mnie...
    iROnp2.png
    <3 21.08.2015 [*] 9tc
    <3 11.06.2015 [*] 5tc
    <3 29.12.2014 [*] 10tc

  • annak Autorytet
    Postów: 4114 6144

    Wysłany: 25 marca 2017, 16:07

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    16 marca 2017 świat wywrócił się do góry nogami, a czas stanął w miejscu - czyli obiecane „kilka” słów o tym, jak Ava przyszła na świat

    To była środa i bardzo nerwowy dzień, a właściwie wieczór. Po raz drugi ta sama firma od tapet (= tapety do pokoju mojej córynki) dała ciała i schrzaniła robotę. Dawno tak się nie wkurzyłam, bo wiedziałam, że ta wpadka oznacza kolejną wizytę ekipy tapetującej, a przecież do porodu zostały już „tylko” (heh) 3 tygodnie. Tak bardzo się wkurzyłam, że aż się popłakałam. Humor totalnie w dół, nerwy w górę. I myśl w głowie: „przecież ja nie mogę się teraz denerwować”.
    Nigdy nie dowiem się, czy ta nieszczęsna tapeta przysłużyła się do przyspieszenia przyjścia Avy na świat (sprawdziłby się ten typowy filmowo-serialowy scenariusz: ona w ciąży, on denerwuje ją, ona dostaje bolesnych skurczy, zgina się w pół, by zaraz urodzić przez stres... tylko że w filmach dziecko jest na świecie już pół godziny później po kilku rytmicznych westchnięciach).

    A za to w realu…
    W realu było tak, że udało mi się uspokoić po tej całej tapetowej aferze. Siedziałam sobie przy kompie, ogarniałam jeszcze jakieś zakupy dla Avutki i nagle, około 22:30 poczułam, że mam mokrą bieliznę. Poszłam do łazienki, sprawdziłam. Od razu wydawało mi się, że ta wydzielina jest inna niż wszystkie wcześniejsze. Wyglądała po prostu jak woda. Ale nie było jej jakoś nadmiernie dużo, a odejście wód kojarzyło mi się raczej z potopem. Podzieliłam się z moim mężem informacją o tajemniczym płynie organicznym i przeszliśmy nad tym do porządku dziennego (a właściwie wieczornego).

    Kilka minut później, poczułam, że jest mi jeszcze bardziej mokro. Ponownie poszłam do łazienki i na bieliźnie zobaczyłam… różowe zabarwienie i krew. Wtedy wiedziałam już, co jest grane, a przynajmniej mówiłam sobie, że to jednak muszą być wody (bo chyba z dwojga złego lepiej, żeby te różowe kolory pochodziły z wód - mówili nam, że to ok - niż z jakiejś innej przyczyny).

    - Musimy jechać do szpitala - powiedziałam do męża.

    On, jak zawsze, spokojny, optymistyczny i wyluzowany… postanowił jeszcze wysłać jakiegoś maila i powoli się zbierać. Mnie spiął natychmiast lekki nerw. Przyznam szczerze, że w ogóle nie byłam gotowa na to, żeby wszystko miało się tak wcześnie wydarzyć. Pisząc „nie byłam gotowa” mam na myśli zarówno przygotowania rzeczy i spraw, jak i gotowość psychiczną (tak, to prawda, po blisko 4 latach od rozpoczęcia starań o dziecko w chwili odejścia chyba-wód nadal można nie być do końca gotowym na powitanie z człowiekiem, na którego tyle się czekało).

    Zaczęło się nerwowe pakowanie torby, sprawdzanie listy potrzebnych rzeczy (po drodze uświadamiałam sobie: nie mam… nie mam… brakuje mi… nie załatwiłam… nie mam…). Największy stres wynikał chyba z tego nieogarnięcia spraw.
    Pojechaliśmy do szpitala.
    Zgłosiłam się na IP, zrobili mi KTG (skurczy w zasadzie brak), ocenili tę ilość wód (hmm… pacjentka panikara), załatwili dokumentację i skierowali do lekarza na badanie. Pani gin zrobiła mi badanie na fotelu + USG. I powiedziała, że właściwie nic takiego się tu nie dzieje. No fakt, coś wyciekło, ale malutko. Na USG widać, że płynu owodniowego jest mnóstwo, córynka ma się dobrze, choć jest już nisko. Szyjka zamknięta, zagięta, dobrze trzyma, mimo, że główkę już czuć.

    - Pani Anno, można wracać do domu. Kontrola lekarska za 7 dni, chyba że wcześniej ma już pani umówioną wizytę.

    Spokojnie wróciliśmy do domu. Odetchnęłam z ulgą i oczywiście podjęłam postanowienie, że następnego dnia, natychmiast, na pewno i bezwzględnie pakuję już torbę, sprawdzam wszystko jeszcze raz, prasuję ubrania Avy i wszelkie tekstylia oraz robię cały pozostały milion spraw, który został mi do zrobienia.
    Przed snem napisałam jeszcze wściekły mail do pani od tapet, choć mąż mówił, żebym załatwiła to następnego dnia, bo szkoda snu, ale siłą rozpędu i wściekłości wolałam napisać od razu.

    * * *
    F*ck! Ale ból!
    Godzina 3:00 - obudził mnie bardzo silny ból podbrzusza. Coś w stylu bólu miesiączkowego, ale razy 10. Do tego z promieniowaniem na plecy i lekko na nogi. W gratisie parcie na dwójkę.
    Wstaję do toalety - bach! Czuję, że cała podpaska mokra. Zanim doszłam do łazienki, kolejna szklanka wody wypłynęła ze mnie. Wtedy wiedziałam już, że kilka chwil (dłuższych bądź krótszych) spotkam moje marzenie („kontrola lekarska za 7 dni” hehe…).

    Obudziłam męża. Jedziemy do szpitala.
    Spojrzeliśmy na siebie. To już?
    Szok. Niedowierzanie. Podekscytowanie. Trochę strach.

    * * *
    Na Izbie Przyjęć byliśmy o 4:00.

    - Dobry wieczór ponownie. Byliśmy tu mniej więcej 5 godzin temu.

    Kiedy powiedziałam, że tym razem wód było już kilka szklanek, błyskawicznie utraciłam status pacjentki-panikary.
    KTG - jakieś niby pseudo skurcze, których bez tych wód na pewno nikt nie traktowałby poważnie.
    Bóle coraz silniejsze.

    Szybko trafiłam do lekarza na badanie. Od razu zostało ustalone, że kładą mnie na oddział.
    Wcześniej jednak odbyło się badanie i USG.

    (z serii „Anegdoty szpitalne": tekst pana doktora podczas badania palpacyjnego: „O, czuć dobrze główkę, to jak ją tak trochę podepchnę i podrzucę do góry (hop!), bo szyjka jest za nią”). Nie wiem, o co mu chodziło z tą szyjką, ale moja mina na wiadomość o podrzucaniu główki - bezcenna.

    I nagle dotarło do mnie...
    - Panie doktorze, historia zatoczyła koło. 1 stycznia 2015 przyjmował mnie pan, kiedy zgłaszałam się na IP na wywołanie pierwszego poronienia. To było w tym samym gabinecie. Leżałam na tym samym łóżku.
    - Naprawdę?!
    - Tak. A dziś leżę tu z zupełnie innego powodu...

    Potem trafiłam już na łóżko szpitalne. Była mniej więcej 6:00, może trochę wcześniej. Bóle coraz większe. Przewidywano, że cięcie odbędzie się jakoś tuż po 8:00. Lekarz powiedział, że mogliby zrobić szybciej, ale jego zdaniem lepiej poczekać na „świeżych” lekarzy, a nie tych, którzy są po nocce.

    W sali czekałam z dwiema innymi dziewczynami. Jedna na planowane cięcie, druga czekająca na poród sn, zwijająca się w bólach. Matko, jak ja jej współczułam… nie podejrzewając jeszcze, że za chwilę do niej dołączę.
    W łóżku szpitalnym spędziłam 5,5 godz. Pod koniec chodziłabym już po ścianach, gdyby nie to, że zrobili mi KTG i musiałam leżeć. Mąż mógł wejść do mnie dopiero w godzinach odwiedzin o 11:00. Ból był straszny. Skurcze z częstością między 4,5 a 6 minut. Modliłam się o ulgę, chociaż nie umiem.

    Po drodze zaliczyłam też koszmarny stres. Lekarze weszli na obchód i pytają mnie z całkowitą pewnością, że potwierdzę, czy czuję ruchy. Wtedy uświadomiłam sobie, że nie czuję ich właściwie od przyjęcia do szpitala. Lekko spanikowany lekarz kazał natychmiast podłączyć mnie pod KTG. Zrobiło się nerwowo. Przed oczami miałam… czarną otchłań.
    Boże - pomyślałam - zaszłam tak daleko, przeszłam to wszystko i teraz… na samym końcu, na końcu tej drogi straciłam czujność i nie powiedziałam nikomu, że od kilku godzin nie czuję ruchów. Zachciało mi się płakać. Zaczęłam wyobrażać sobie najgorszy scenariusz i „przygotowywać się” na tę straszną wiadomość. Chore, wiem, ale każda dziewczyna na tym wątku to zrozumie.
    Umierałam ze strachu, szczególnie, że położna przez chwilę nie mogła znaleźć tętna.
    - Ten sprzęt musi się tak przez chwilę skalibrować… - powiedziała
    K**wa! Ja już słyszałam kiedyś tłumaczenie sytuacji sprzętem. Za pierwszym razem, gdy serce przestało bić. Nienawidzę tego.

    - Bije? - zapytała po chwili z uśmiechem (chyba sama poczuła ulgę)
    - Yyy, prawdę mówiąc, nie wiem, bo nie słyyyyyszęęęę (przeraźliwy skurcz mnożone przez ból)

    Potem już usłyszałam. Jeśli miałby być w moim życiu moment, kiedy się nawrócę, to chyba byłaby to tamta chwila. Serce Avy biło szybciutko.
    Pozostało już tylko czekać.

    O 11:00 przyszedł do mnie mąż. Potem dostałam antybiotyk. Odbyły się jakieś tam jeszcze przygotowania, które pamiętam już jak przez mgłę.
    No i poszliśmy na salę operacyjną. Zasady w moim szpitalu są takie, że osoba towarzysząca może być przy matce podczas planowego porodu cc. Przy nagłych cc już nie. A mój, w związku z odejściem wód, wszedł właśnie w tryb nagły. Mimo wszystko, poprosiliśmy o to, abyśmy mogli być razem. I zgodzili się.

    Wtedy już zaczęłam się bardzo denerwować. Serce waliło mi niemiłosiernie. Lekarze, pielęgniarki i położne byli cudowni. Pani anestezjolog cały czas mnie obejmowała, żebym się nie bała. Ciągle mi powtarzali, że wszystko będzie dobrze, mówili co robią. Czułam się bardzo zaopiekowana.
    Potem znieczulenie, parawan oddzielający, dołączył mąż przygotowany uprzednio w śluzie do asystowania mi.

    I zaczęło się czekanie… Niewyobrażalne uczucie, że zbliża się coś wielkiego, że nie ma odwrotu, że zaraz się dowiem, zaraz się z NIĄ poznamy.
    Czułam moment nacinania. Nie ból. Po prostu to, że jakiś przedmiot jedzie po mnie.
    A potem naciski, grzebanie, mieszanie w moim środku.
    Napięcie sięgało zenitu.
    Czekanie…
    Czekanie…
    Mój mąż głaszczący mnie po policzku.
    I czekanie…

    I nagle płacz. Krzyk. I wychylające się znad parawanu dziecko. Moje.
    I znowu płacz. Tym razem mój. Szczęścia. Ulgi.
    Nieopisane uczucie. Świadomość, że właśnie spełnia się moje największe marzenie.
    I poczucie, że (paradoks) ten początek to koniec. To koniec tej całej drogi. I duma. Że wygrałam. Że nie poddałam się nigdy przez te wszystkie lata. Że ONA wreszcie przyszła do mnie. Że to moje nowe życie. I nigdy nic już nie będzie takie samo.

    Ważyli ją i mierzyli. Zawołali męża, że może podejść tam i być przy tym i robić zdjęcia. Trwało to może 2 minuty, a nawet mniej, a ja tak im zazdrościłam, że są razem.
    W tym czasie ktoś podszedł do mnie i mówił mi do ucha: 16 marca 2017 o godzinie 11:45 urodziła pani zdrową dziewczynkę, waga 2955 g, długość 53 cm, 10 punktów w skali Apgar.

    I sekundę później widzę, jak ktoś trzyma nade mną cud. Największy cud świata. A zaraz potem już tego cudu nie widzę, bo płaczę ze szczęścia tak bardzo, że łzy przysłaniają mi cały świat.
    Ktoś odsuwa koszulę, ktoś inny kładzie mi córkę na piersiach i tulimy się. Pierwszy raz po tej stronie brzucha. Ona już cichutka, ale bardzo zaciekawiona. Ja zapłakana. Czy w świecie mama-córka nie powinno być odwrotnie?

    Potem rozstaję się z nią już tylko na minutę, kiedy przewożą mnie do sali pooperacyjnej. Tam ktoś znów daje mi Avę w ramiona. I tak spędzamy kolejne 8 godzin. Bez Taty. To jest czas tylko dla nas.
    To były najpiękniejsze godziny mojego życia. Po prostu leżałyśmy. Nikt nam nie przeszkadzał. Nawet ból, kiedy znieczulenie odpuszczało. Wiedziałam, że trzymam w ramionach najlepszy na kuli ziemskiej naturalny lek przeciwbólowy.

    Poczułam miłość, jakiej nie znałam nigdy przedtem.

    Około 19:00 przeszłam pionizację. Zaraz potem dołączył do nas mąż i wszyscy w trójkę przenieśliśmy się do indywidualnej sali, gdzie zostaliśmy na niecałe dwie doby. Pomimo, że Ava jest formalnie wcześniaczką (36t3d), a ja byłam po cc, uznano, że stan nas obu jest tak dobry, że nie mamy co siedzieć w szpitalu. W sobotę wieczorem zaczęliśmy więc nowy rozdział naszego potrójnego życia, już w naszym domu.

    * * *
    Te osiem godzin, kiedy leżałam z Avą w ramionach na sali pooperacyjnej, to był czas, kiedy przetoczyłam w głowie miliony myśli i wspomnień. Wśród nich była oczywiście ta droga, którą przeszłam, aby być matką. Myślałam o stymulacjach, o każdym zastrzyku z heparyny, o lekach, o wizytach lekarskich, o dziesiątkach specjalistów, którym musiałam pokazywać i opowiadać to co najbardziej intymne, o bólu, o zabranych latach, o poronieniach, o białym motylu, o rozpaczy, gdy po raz kolejny słyszałam, że serce nie bije, o 29 lipca, o krwawieniach we Francji, o Nifty, amniopunkcji, o bólu fizycznym, o ciągłym lęku i... o Was - tym murze sióstr, które były przy mnie na każdym etapie tej drogi.
    I zdałam sobie sprawę, że ze wspomnieniem tych wszystkich doświadczeń starań jest jak z bólem porodowym. One są bardzo przykre i bolesne, gdy trwają. Ale kiedy miną, natychmiast się o nich zapomina. Nagle wydało mi się, że nie zrobiłam nic wielkiego, że cała ta historia trwała tylko chwilę, a całość życia jest teraz, tu, w moich ramionach.

    Nawet dzisiaj, 10 dni później, kiedy patrzę na moją córkę, nie jest pewna, czy to jest jawa czy sen. Czasem myślę, że się obudzę i jej nie będzie. Nie wierzę. Boję się wierzyć.
    Ale rozpiera mnie nieskończone szczęście. Czekałam na nią tyle lat. Tak wiele razy w ciągu ostatnich 9 miesięcy musiałam bać się o to, czy ona na pewno przyjdzie do mnie. Tak często obawiałam się, że ten sen przedwcześnie się skończy. Ale jednak przyszła. Wiem dlaczego nie udało mi się te poprzednie 3 razy. Teraz wiem to już na 100%. Bo gdyby moje dziecko pojawiło się wcześniej, to wówczas… nie byłaby to ONA.

    Monika1357, Jacqueline, Alisa, Yoselyn82, Evita, kiti, Elaria, Aga22, Koteczka82, jomi81, czarnulka24, sylvuś, promyczek 39, M@linka, sy__la, Gaduaaa, Mona_Lisa, MonaLiza, emerald_m, Asia87, reni86, Elmo13, jatoszka lubią tę wiadomość

    <3 16.03 2017 - przyszłaś do mnie...
    iROnp2.png
    <3 21.08.2015 [*] 9tc
    <3 11.06.2015 [*] 5tc
    <3 29.12.2014 [*] 10tc

  • Monika1357 Autorytet
    Postów: 1134 962

    Wysłany: 25 marca 2017, 16:09

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Kaczuszko tak mi przykro;( nie wiem co napisac.

    Skrzat super wiesci.

    Ja tez ostatnio mam jakies ciezkie dni. Jeszcze mnie maz wkurzyl. Moze zle powiedzial co chcial przekazac, pewnie nie do konca o to mu chodzilo, ale tak mi pojechal, ze rece mi opadly. Nawet nie bede Wam pisala co, bo stwierdzicie, ze on nie jest normalny. W pracy tez mam nawal juz ledwo ogarniam. Ogolnie jakies ciezkie te dni.

    Każda twoja myśl jest czymś realnym - jest siłą.
    Danielek 03.05.2015r.
    Sebastianek 27.08.2017r.
  • Ikarzyca Autorytet
    Postów: 1612 1417

    Wysłany: 25 marca 2017, 16:15

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    O rany, Ania.

    Epopeja czas start :)

    o148df9havalwhwu.png

    Aniołeczek (*) 9tc
  • annak Autorytet
    Postów: 4114 6144

    Wysłany: 25 marca 2017, 16:19

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Ikarzyca wrote:
    O rany, Ania.

    Epopeja czas start :)

    Sorrki, Dziouchy ;-)

    Całe życie słynę z długich postów, to przy TAKIEJ okazji tym bardziej nie mogłam zawieść i zniszczyć mojego wizerunku ;-)

    Wiadomość wyedytowana przez autora: 25 marca 2017, 16:19

    Gaduaaa lubi tę wiadomość

    <3 16.03 2017 - przyszłaś do mnie...
    iROnp2.png
    <3 21.08.2015 [*] 9tc
    <3 11.06.2015 [*] 5tc
    <3 29.12.2014 [*] 10tc

  • Ikarzyca Autorytet
    Postów: 1612 1417

    Wysłany: 25 marca 2017, 16:27

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    annak wrote:
    Sorrki, Dziouchy ;-)


    Nic nie szkodzi. Już zdążyłam i tak wylać całe morze łez.

    Dobrze, że jesteście w końcu razem całe i zdrowe.
    Warto było przechodzić przez stratę, choćby tylko, żeby móc tu i teraz doświadczać takich emocji związanych z Nowym Życiem. Dziękuję Ci Aniu za podzielenie się tym, teraz marzę o swoim cudzie znów na nowo.

    M@linka lubi tę wiadomość

    o148df9havalwhwu.png

    Aniołeczek (*) 9tc
  • Monika1357 Autorytet
    Postów: 1134 962

    Wysłany: 25 marca 2017, 16:28

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Aniu zalalam sie lzami. Kazda z nas zrozumie ten strach. Czytajac Twoja opowiesc nie da sie nie plakac, tyle emocji, strachu i szczescia. Najwazniejsze, ze na koncu tej drogi jest taki skarb.

    Każda twoja myśl jest czymś realnym - jest siłą.
    Danielek 03.05.2015r.
    Sebastianek 27.08.2017r.
  • Kaczuszka86 Autorytet
    Postów: 1315 862

    Wysłany: 25 marca 2017, 16:30

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Dziękujemy Aniu za Twój wpis ;)

    Teraz najważniejsze że jesteście razem i zdrowe.

    Osobiście bardzo lubie Twoje posty także długością w ogóle się nie przejmuj ;)

    mhsv9vvj9veszbog.png
    25.11.2013 [*] 8tc zaśniad częściowy
    23.11.2014 [*] 9tc puste jajo płodowe
    31.10.2015 [*] Ula 22tc niewydolność szyjki
    19.11.2017 nasz największy skarb Norbert <3
  • Niebieskaa Autorytet
    Postów: 2816 3916

    Wysłany: 25 marca 2017, 16:45

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Aniu... jedziemy autem... nagle zamilkłam (bo w skupieniu czytałam o Twoim porodzie), maz mowi: ojj żonka nic nie mowi, wiedz ze cos sie dzieje... a ja w płacz... Męża mina niezle zdezorientowana:)

    Kiedy sama jestem jeszcze przed tym spotkaniem i czytam o Twoich przeżyciach to widzę Ciebie i Ave, zaraz mnie i Marianke, potem Ciebie i męża, potem mnie i męża... co za tęcza emocji!
    Achhh to co opisujesz jest przepiękne i daje mnóstwo siły ❤ gdybym była teraz na etapie diagnostyki to na pewno poczulabym nowa energię do działania, a kiedy jestem przed porodem to czuje, ze juz naprawdę nie moge doczekać sie tych chwil!

    M@linka lubi tę wiadomość

    2fwaugpjrxudygqa.png
    Nasze szczescie juz z nami: kwiecien 2017
  • nick nieaktualny

    Wysłany: 25 marca 2017, 17:05

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    annak wrote:
    Sorrki, Dziouchy ;-)

    Całe życie słynę z długich postów, to przy TAKIEJ okazji tym bardziej nie mogłam zawieść i zniszczyć mojego wizerunku ;-)
    Ja pierdykam Anka! Pobiłaś samą siebie :-)

  • Yoselyn82 Autorytet
    Postów: 14995 18897

    Wysłany: 25 marca 2017, 17:27

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Annak pieknie to napisalas, az w oku lezka sie zakrecila... Mam nadzieje ze kiedys tez tak bede mogla napisac swoje przezycia i piekne chwile jakie ty mialas i masz.. Moze bedzie mi dane i zaswieci dla mnie w koncu sloneczko :) Teraz najważniejsze że jesteście razem i zdrowe. i oby tak bylo dalej :) rosnijcie zdrowo :)

    Mój pierwszy cud - kochany Michałek ❤️❤️❤️

    Mój drugi cud - kochany Juluś♥️♥️♥️

    Nigdy się nie poddawaj chociaż byłoby to trudne! - Kiedy śmieje się dziecko - śmieje się cały świat
    ❤️❤️❤️
  • Evita Autorytet
    Postów: 823 807

    Wysłany: 25 marca 2017, 17:29

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Annak kochana, dobrze że tu nie ma admina :)

    Piękny post. Chciałabym kiedyś taki też Wam napisać. Niestety jest to mało prawdopodobne na ten moment. Czasami, jak marzę i wyobrażam sobie moje spotkanie z dzieckiem to przychodzi do mnie taka myśl, że te marzenia są tak samo prawdopodobne, jak to że zaśpiewam w Royal Albert Hall.

    Evita

    4 straty
    immunologia+ nieprawidłowy kariotyp
  • Genshirin Autorytet
    Postów: 579 749

    Wysłany: 25 marca 2017, 18:01

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Aniu twój post naprawdę zrobił na mnie ogromne wrażenie. Wiem, że mój poród jeszcze bardzo daleko, sama nie wiem jak będę jeszcze rodzić, ale chciałabym mieć podobne odczucia jak twoje.
    Tak pięknie i dokładnie to opisałaś, dziękuję ci za to teraz mniej więcej wiem czego się spodziewać jak już przyjdzie czas.
    Wszystkiego co najlepsze dla ciebie, Avy i twojego męża :)

  • nick nieaktualny

    Wysłany: 25 marca 2017, 18:03

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Aniu, bardzo Ci dziękuję za opis Twoich przeżyć. Pięknie opisałaś chwile przyjścia Avuni na świat. Teraz po prostu mam ochotę przytulić już mojego Tadzia, nie mogę się doczekać malutkiego, pachnącego cudnie ciałka przytulonego do mojej piersi. Pozytywnie zazdroszczę Ci, że Avunia jest już z wami :) Widzę, że całkowicie Cię zaczarowała. Pięknie!

    Niebieskaa lubi tę wiadomość

  • Aga22 Autorytet
    Postów: 646 361

    Wysłany: 25 marca 2017, 18:04

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Aniu dziękujemy za ten post warto jest przejść nawet tak ciężka drogę by mieć ten najwspanialszy Skarb!
    Jesteś dzielna i silna!
    Twoja historia daje nam wszystkim nadzieję że też się tego doczekamy :)
    :*

    w4sq3e3k51a95mi2.png

    2 aniołki [*] ❤
  • nesairah Autorytet
    Postów: 2322 2169

    Wysłany: 25 marca 2017, 18:13

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Ohh annak to piękne! Dobrze, że jesteście już razem - Ty, Ava I Wasz mężczyzna :) przeszliście długą drogę razem, a jej finał jest cudowny I wzruszający <3

    preg.png

    2017 - 👦, 2021 - 👶

    2016 - [*] 6tc 👼
    2019 - [*] 6tc 👼
    2022 - cb💔
  • czarnulka24 Autorytet
    Postów: 5609 2727

    Wysłany: 25 marca 2017, 19:20

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Mamaokruszka wrote:
    Czarnulko to może być skutek Clexane. Masz możliwość skonsultować wynik z lekarzem?
    Okruszku w poniedziałek powtórzę badanie i w razie zapytam lekarza . .

    27.08.17 22.00 i 22.01 - moje 2 największe skarby
    07.06.2019 synek
    3 aniołki w niebie [ <3 13tc,<3 10tc,<3 10tc] Cb


    BARDZO SKUTECZNA MODLITWA W SPRAWACH TRUDNYCH I BEZNADZIEJNYCH - Modlitwa do Św. Rity
  • czarnulka24 Autorytet
    Postów: 5609 2727

    Wysłany: 25 marca 2017, 19:22

    Cytuj  /     /  Zgłoś
    Dziewczyny jutro lecę do Pl . Usg mam w poniedziałek 13.00 . Pewnie będzie mnie mniej na forum .. napisze jak po wizycie.trzymajcie kciuki .

    27.08.17 22.00 i 22.01 - moje 2 największe skarby
    07.06.2019 synek
    3 aniołki w niebie [ <3 13tc,<3 10tc,<3 10tc] Cb


    BARDZO SKUTECZNA MODLITWA W SPRAWACH TRUDNYCH I BEZNADZIEJNYCH - Modlitwa do Św. Rity
‹‹ 2057 2058 2059 2060 2061 ››
Zgłoś post
Od:
Wiadomość:
Zgłoś Anuluj

Zapisz się na newsletter:

Zainteresują Cię również:

USG, test PAPP-A. Nieprawidłowe wyniki badań w ciąży – co dalej?

W badaniu USG lekarz wykrył jakieś nieprawidłowości? A może wyniki testu PAPP-A są niezadowalające? Co dalej? Jakie kroki podjąć? Czy w takiej sytuacji nieinwazyjny test genetyczny może okazać się pomocny? Jakich informacji może dostarczyć test NIPT?

CZYTAJ WIĘCEJ

Ciąża - najważniejsze rzeczy, które powinnaś wiedzieć oczekując dziecka

Są rzeczy, które każda kobieta w ciąży powinna wiedzieć. Podstawowa wiedza o ciąży zapewni Ci komfort i bezpieczeństwo zarówno Twoje jak i Twojego dziecka. Przeczytaj między innymi od kiedy liczony jest początek ciąży, o jakich badaniach w ciąży nie możesz zapomnieć lub czy plamienie w ciąży jest niebezpieczne. 

CZYTAJ WIĘCEJ

Diagnostyka problemów z płodnością - krok po kroku

Niepłodności nikt się nie spodziewa, a jednak dotyka ona około 1,5 miliona polskich par rocznie. To bardzo dużo! Jakie są najczęstsze przyczyny niepłodności? Kiedy warto rozpocząć diagnostykę i jakie badania zrobić na początek?

CZYTAJ WIĘCEJ