Złe samopoczucie psychiczne
-
WIADOMOŚĆ
-
Zuzanka95 wrote:To jak się umawiamy na grupkę? Whatsapp? Czy wolicie jakiś komunikator?
może być whatsuppAlis96 lubi tę wiadomość
Ona: PCOS, długie cykle owulacyjne, HOMA IR w kierunku lekkiej insulinooporności, po całkowitym usunięciu tarczycy.
On: 2% morfologia, reszta w normie.
Starania od 2023.
01.2024 rozpoczęcie leczenia w klinice i u dietetyka
02.2024 cykl stymulowany
04.2024 testy MUCHa - ujemne
05.2024 histeroskopia - usunięcie polipa
06.2024 biopsja endometrium - nie wykryto zmian
07.2024 HSG - oba drożne
24.08 Beta 63.94
25.08 ⏸️
26.08 Beta 154, prog 64,0
28.08 Beta 397
14.09 7.5mm
30.09 2.5cm / 175ud/min
16.10 🧬
10.12 II 🧬
-
Hej Laski
chętnie dołączę do Was z moją leczoną nerwicą lękową
wprawdzie ostatnio czuję się lepiej psychicznie, ale byłoby super się wspierać w gorszych momentach
dajcie proszę znać czy mnie przyjmiecie pod swoje skrzydła 😜
💁🏼♀️32 💁🏻♂️36 🐶8
05.2024 cb
10.09.2024 ⏸️
07.11.2024: usg prenatalne (idealne), crl 6cm, fhr 153
07.11.2024 nifty pro: niskie ryzyka i 🩷
ptp 19.05.2025 🤰🏼 -
juszka_ wrote:Hej Laski
chętnie dołączę do Was z moją leczoną nerwicą lękową
wprawdzie ostatnio czuję się lepiej psychicznie, ale byłoby super się wspierać w gorszych momentach
dajcie proszę znać czy mnie przyjmiecie pod swoje skrzydła 😜
W czasie ciąży leczysz farmakologicznie ? -
Gosiaczek.prosiaczek wrote:W czasie ciąży leczysz farmakologicznie ?
Tak, od drugiego trymestru. Jestem w 23tc💁🏼♀️32 💁🏻♂️36 🐶8
05.2024 cb
10.09.2024 ⏸️
07.11.2024: usg prenatalne (idealne), crl 6cm, fhr 153
07.11.2024 nifty pro: niskie ryzyka i 🩷
ptp 19.05.2025 🤰🏼 -
To jak, zgadujemy się dziewczyny?
Zuzanka95, juszka_ lubią tę wiadomość
Ona: PCOS, długie cykle owulacyjne, HOMA IR w kierunku lekkiej insulinooporności, po całkowitym usunięciu tarczycy.
On: 2% morfologia, reszta w normie.
Starania od 2023.
01.2024 rozpoczęcie leczenia w klinice i u dietetyka
02.2024 cykl stymulowany
04.2024 testy MUCHa - ujemne
05.2024 histeroskopia - usunięcie polipa
06.2024 biopsja endometrium - nie wykryto zmian
07.2024 HSG - oba drożne
24.08 Beta 63.94
25.08 ⏸️
26.08 Beta 154, prog 64,0
28.08 Beta 397
14.09 7.5mm
30.09 2.5cm / 175ud/min
16.10 🧬
10.12 II 🧬
-
Alis96 wrote:Ja nie umiem zakładać jak coś wyślijcie mi linka na priv
Napisz do mnie na priv, bo coś nie widzę opcji dodania do przyjaciółekZuzanka95 lubi tę wiadomość
Ona: PCOS, długie cykle owulacyjne, HOMA IR w kierunku lekkiej insulinooporności, po całkowitym usunięciu tarczycy.
On: 2% morfologia, reszta w normie.
Starania od 2023.
01.2024 rozpoczęcie leczenia w klinice i u dietetyka
02.2024 cykl stymulowany
04.2024 testy MUCHa - ujemne
05.2024 histeroskopia - usunięcie polipa
06.2024 biopsja endometrium - nie wykryto zmian
07.2024 HSG - oba drożne
24.08 Beta 63.94
25.08 ⏸️
26.08 Beta 154, prog 64,0
28.08 Beta 397
14.09 7.5mm
30.09 2.5cm / 175ud/min
16.10 🧬
10.12 II 🧬
-
Hej dziewczyny.
Nie wiem z kim mam się z tym podzielić więc piszę tutaj. Jestem w 7 miesiącu ciąży, ale z dnia na dzień czuję pustkę,samotność, smutek chociaż mam 4 letnie dziecko które daje radość,ale ja nie potrafię się cieszyć. Czuje jakby dopadała mnie depresja przedporodowa. Mój partner nie potrafi mnie zrozumieć, mówi że znów marudzę,że znów jestem zmęczona. Tak naprawdę brak wsparcia z jego strony. Jestem z nim bo nie wiem boje się samotności chociaż nie czuje tej jego miłości do mnie już. A sex jak nie mam ochoty to on mówi że pójdzie do innej i inna będzie chętna. Dobija mnie tym i wpędza coraz bardziej w depresję. Nie wiem co mam robić ... Do kogo się zwrócić? Wiem że mam dla kogo żyć ... Ale nie potrafięczuje samotność brak miłości i zrozumienia od 2 osoby. Pisze tu bo nie mam się komu wygadać
-
Smutna.. wrote:Hej dziewczyny.
Nie wiem z kim mam się z tym podzielić więc piszę tutaj. Jestem w 7 miesiącu ciąży, ale z dnia na dzień czuję pustkę,samotność, smutek chociaż mam 4 letnie dziecko które daje radość,ale ja nie potrafię się cieszyć. Czuje jakby dopadała mnie depresja przedporodowa. Mój partner nie potrafi mnie zrozumieć, mówi że znów marudzę,że znów jestem zmęczona. Tak naprawdę brak wsparcia z jego strony. Jestem z nim bo nie wiem boje się samotności chociaż nie czuje tej jego miłości do mnie już. A sex jak nie mam ochoty to on mówi że pójdzie do innej i inna będzie chętna. Dobija mnie tym i wpędza coraz bardziej w depresję. Nie wiem co mam robić ... Do kogo się zwrócić? Wiem że mam dla kogo żyć ... Ale nie potrafięczuje samotność brak miłości i zrozumienia od 2 osoby. Pisze tu bo nie mam się komu wygadać
umów się do psychiatry, jak na nfz to w ciąży musi cię przyjąć w ciągu 7 dni -
Hej Dziewczyny,
dotychczas tylko obserwowałam to forum w poszukiwaniu informacji, ale nadszedł czas, kiedy już nie wiem, co innego ze sobą zrobić.
Jestem w 12. tygodniu ciąży. Staraliśmy się z mężem 3 lata, w koncu pomoglo in vitro. Czy 3 lata to dużo? Słyszałam o osobach starających się po 5, 10, 15 lat, więc dla nich pewnie nie. W naszym przypadku te 3 lata przeczołgały nas jak nic innego, a po 10 latach związku przeszliśmy już przez różne niemiłe historie. Przez 3 lata byłam głównie staraniami. Oczywiście robiłam swoje rzeczy, pracowałam, jeśli było nas stać, to gdzieś pojechaliśmy (przez leczenie musieliśmy mocno zacisnąć pasa). Ale jednak cały czas z tyłu głowy byl ten cel nadrzędny.
To tak słowem wstępu. Więc mamy ten 12. tydzień, ciąża wyczekana, na początku wielka radość i niedowierzanie, że w ogóle mogło się udac, że mamy prawo do tej ciąży. Niestety od jakiegoś czasu czuję, że coś jest nie tak, że czuję się gorzej psychicznie. Pojawia się standardowa sytuacja, o której czytałam w Waszych wypowiedziach - lęk, czy będę dobrą matką, strach, niepewność, czy to na pewno była dobra decyzja, myśli, że sobie nie poradzę. Ale to nie jest najgorsze.
Od kilku miesięcy mój mąż pracuje w miejscu, które drenuje go fizycznie i psychicznie. Praca biurowa, bardzo niesprzyjajacy zarząd, dla którego jesteś tylko numerkiem i masz tyrać jak w kołowrotku. PiP już tam był i nie zrobił nic, ma związane ręce, poneważ pracodawca ma swój wewnętrzny regulamin, który każdy pracownik musiał podpisać. Nie chcę się rozpisywać za bardzo nad tym, co tam się dzieje, ale naprawdę, gdy słyszę kolejne rewelacje z tego miejsca, nóż mi sie w kieszeni otwiera i mam tak niewybredne myśli o tych ludziach, że aż sama się sobie dziwię. Czuję się bezsilna, że ludzie, ktorzy nikomu nic nie zawinili, są wykorzystywani i traktowani w ochydny sposób przez wielkich panow, którym wszystko wolno. Strasznie to przeżywam, widzę, jak mój mąż się męczy, jak z miesiaca na miesiąc gaśnie jego poczucie własnej wartości. A innej pracy nie ma - od początku roku wysłał setki, tysiące CV, każde indywidualnie dopasowane na dane stanowisko i co? Miał w tym czasie JEDNĄ rozmowę o pracę. Serce mnie boli, jak na niego patrzę. Zawsze zachęcałam go do dzielenia sie tym, co czuje (bo miał z tym kiedys problem), a teraz boję się zapytać, jak było w pracy. Czuję, że ta sytuacja oplata nas jak bluszcz. On się źle czuje, bo go to dotyczy bezpośrednio. Ja jestem załamana, bo najbliższa mi osoba się męczy, a znikąd ratunku. Myślę o przyszłości, o tym, czy będzie nas stać na wychowanie tego dziecka, czy mąż będzie miał czas i siłę, by nawiązać z nim więź. Tak o tym marzył i zawsze myślałam, że jak się już uda, to będzie najszczęśliwszy czas w naszym życiu, a doszło do tego, że raz nawet powiedziałam, że żałuję, że jestem w tej ciąży, bo teraz tylko same problemy i nie tak wyobrażałam sobie ten czas. Już nawet nie mamy siły się cieszyć. Mnie nie cieszy nic. Siedzę w domu na L4 (bardzo słabo czuję się fizycznie, wciąż mam zawroty głowy i tylko śpię), nie mam siły na nic, straciłam zainteresowanie jakimikolwiek hobby, nie mogę skupić się na czytaniu ksiażki. Mieszkam w małym mieście, nie mam tu żadnych znajomych. Mam jedną przyjaciółkę, która teraz mieszka 2 godziny drogi ode mnie i ma teraz swoje duże problemy, więc też nie chcę się narzucać. Rodzice mieszkają na drugim końcu Polski, mają problemy zdrowotne, więc nie chcę ich obciążać, a w dodatku znając ich pewnie uslyszałabym tylko coś w stylu "będzie dobrze". A jak własnie mam dużą wątpliwość, czy będzie dobrze.
Jest jeszcze jedno - dzialamy z mężem w tej samej branży, łączącej marketing z reklamą i działaniami kreatywnymi. Rozwój AI sprawił, że sytuacja na rynku pracy jest naprawdę ciężka. Mój zawód, gdy będę wracać do pracy po porodzie, jest już praktycznie nieprzydatny - ChatGPT jest szybszy i tańszy. Teoretycznie mam gdzie wrócić, ale to praca, do której dotychczas dojeżdżałam, wychodziłam z domu o 6:30, a wracałam o 17:00. Nie chcę tak żyć, mając dziecko, pamiętam z dzieciństwa, jak brakowało mi ciągle pracujących rodziców. Więc oprócz tego, że jego trudna sytuacja rozdziera mi serce, czuję lęk, myśląc o mojej przyszłości. Powiem wprost - czuję się nieprzydatna dla świata. Skończyłam licencjat na gównostudiach, z ktorych już nic nie pamiętam, nigdy niue czułam się w niczym specjalistką, a moje umiejętności umie odtworzyć robot. Myślimy więc o własnym biznesie, mamy już pomysł, wygląda na to, że na dzień dzisiejszy najlepszy, ale mnie on wewnętrznie przeraża, bo będzie wymagał dużego nakładu pracy ale też inwestycji finansowej. Czuję, że nie mam na to siły (a może nie jestem ze sobą szczera i nie mam na to ochoty?), a z drugiej strony wiem, że to może być nasza jedyna nadzieja, żeby zrobić coś samodzielnie, żeby wyciągnąć męża z tej pracy i w końcu odetchnąć, w dodatku nasze umiejętności uzupełniają się, więc do tanga trzeba dwojga, żeby ten projekt uciągnąć. WIem, że jestem mu potrzebna, sprawna i myśląca, ale czasami po prostu najchętniej położyłabym się tylko w łóżku i płakała, płakała, płakała...
Jeśli komuś się będzie chciało przeczytać te wypociny, to daję medal. Nie wiem, chyba po prostu chciałam to z siebie wyrzucić. Czuję się ostatnio fatalnie i nie mam absolutnie nikogo, komu mogłabym o tym opowiedzieć. Mąż widzi, że coś ze mną nie tak, ale nie mam serca go obciążać, bo widzę, że ledwo radzi sobie sam ze sobą. Nie stać mnie też na terapeutę. -
smutna_baba wrote:Hej Dziewczyny,
dotychczas tylko obserwowałam to forum w poszukiwaniu informacji, ale nadszedł czas, kiedy już nie wiem, co innego ze sobą zrobić.
Jestem w 12. tygodniu ciąży. Staraliśmy się z mężem 3 lata, w koncu pomoglo in vitro. Czy 3 lata to dużo? Słyszałam o osobach starających się po 5, 10, 15 lat, więc dla nich pewnie nie. W naszym przypadku te 3 lata przeczołgały nas jak nic innego, a po 10 latach związku przeszliśmy już przez różne niemiłe historie. Przez 3 lata byłam głównie staraniami. Oczywiście robiłam swoje rzeczy, pracowałam, jeśli było nas stać, to gdzieś pojechaliśmy (przez leczenie musieliśmy mocno zacisnąć pasa). Ale jednak cały czas z tyłu głowy byl ten cel nadrzędny.
To tak słowem wstępu. Więc mamy ten 12. tydzień, ciąża wyczekana, na początku wielka radość i niedowierzanie, że w ogóle mogło się udac, że mamy prawo do tej ciąży. Niestety od jakiegoś czasu czuję, że coś jest nie tak, że czuję się gorzej psychicznie. Pojawia się standardowa sytuacja, o której czytałam w Waszych wypowiedziach - lęk, czy będę dobrą matką, strach, niepewność, czy to na pewno była dobra decyzja, myśli, że sobie nie poradzę. Ale to nie jest najgorsze.
Od kilku miesięcy mój mąż pracuje w miejscu, które drenuje go fizycznie i psychicznie. Praca biurowa, bardzo niesprzyjajacy zarząd, dla którego jesteś tylko numerkiem i masz tyrać jak w kołowrotku. PiP już tam był i nie zrobił nic, ma związane ręce, poneważ pracodawca ma swój wewnętrzny regulamin, który każdy pracownik musiał podpisać. Nie chcę się rozpisywać za bardzo nad tym, co tam się dzieje, ale naprawdę, gdy słyszę kolejne rewelacje z tego miejsca, nóż mi sie w kieszeni otwiera i mam tak niewybredne myśli o tych ludziach, że aż sama się sobie dziwię. Czuję się bezsilna, że ludzie, ktorzy nikomu nic nie zawinili, są wykorzystywani i traktowani w ochydny sposób przez wielkich panow, którym wszystko wolno. Strasznie to przeżywam, widzę, jak mój mąż się męczy, jak z miesiaca na miesiąc gaśnie jego poczucie własnej wartości. A innej pracy nie ma - od początku roku wysłał setki, tysiące CV, każde indywidualnie dopasowane na dane stanowisko i co? Miał w tym czasie JEDNĄ rozmowę o pracę. Serce mnie boli, jak na niego patrzę. Zawsze zachęcałam go do dzielenia sie tym, co czuje (bo miał z tym kiedys problem), a teraz boję się zapytać, jak było w pracy. Czuję, że ta sytuacja oplata nas jak bluszcz. On się źle czuje, bo go to dotyczy bezpośrednio. Ja jestem załamana, bo najbliższa mi osoba się męczy, a znikąd ratunku. Myślę o przyszłości, o tym, czy będzie nas stać na wychowanie tego dziecka, czy mąż będzie miał czas i siłę, by nawiązać z nim więź. Tak o tym marzył i zawsze myślałam, że jak się już uda, to będzie najszczęśliwszy czas w naszym życiu, a doszło do tego, że raz nawet powiedziałam, że żałuję, że jestem w tej ciąży, bo teraz tylko same problemy i nie tak wyobrażałam sobie ten czas. Już nawet nie mamy siły się cieszyć. Mnie nie cieszy nic. Siedzę w domu na L4 (bardzo słabo czuję się fizycznie, wciąż mam zawroty głowy i tylko śpię), nie mam siły na nic, straciłam zainteresowanie jakimikolwiek hobby, nie mogę skupić się na czytaniu ksiażki. Mieszkam w małym mieście, nie mam tu żadnych znajomych. Mam jedną przyjaciółkę, która teraz mieszka 2 godziny drogi ode mnie i ma teraz swoje duże problemy, więc też nie chcę się narzucać. Rodzice mieszkają na drugim końcu Polski, mają problemy zdrowotne, więc nie chcę ich obciążać, a w dodatku znając ich pewnie uslyszałabym tylko coś w stylu "będzie dobrze". A jak własnie mam dużą wątpliwość, czy będzie dobrze.
Jest jeszcze jedno - dzialamy z mężem w tej samej branży, łączącej marketing z reklamą i działaniami kreatywnymi. Rozwój AI sprawił, że sytuacja na rynku pracy jest naprawdę ciężka. Mój zawód, gdy będę wracać do pracy po porodzie, jest już praktycznie nieprzydatny - ChatGPT jest szybszy i tańszy. Teoretycznie mam gdzie wrócić, ale to praca, do której dotychczas dojeżdżałam, wychodziłam z domu o 6:30, a wracałam o 17:00. Nie chcę tak żyć, mając dziecko, pamiętam z dzieciństwa, jak brakowało mi ciągle pracujących rodziców. Więc oprócz tego, że jego trudna sytuacja rozdziera mi serce, czuję lęk, myśląc o mojej przyszłości. Powiem wprost - czuję się nieprzydatna dla świata. Skończyłam licencjat na gównostudiach, z ktorych już nic nie pamiętam, nigdy niue czułam się w niczym specjalistką, a moje umiejętności umie odtworzyć robot. Myślimy więc o własnym biznesie, mamy już pomysł, wygląda na to, że na dzień dzisiejszy najlepszy, ale mnie on wewnętrznie przeraża, bo będzie wymagał dużego nakładu pracy ale też inwestycji finansowej. Czuję, że nie mam na to siły (a może nie jestem ze sobą szczera i nie mam na to ochoty?), a z drugiej strony wiem, że to może być nasza jedyna nadzieja, żeby zrobić coś samodzielnie, żeby wyciągnąć męża z tej pracy i w końcu odetchnąć, w dodatku nasze umiejętności uzupełniają się, więc do tanga trzeba dwojga, żeby ten projekt uciągnąć. WIem, że jestem mu potrzebna, sprawna i myśląca, ale czasami po prostu najchętniej położyłabym się tylko w łóżku i płakała, płakała, płakała...
Jeśli komuś się będzie chciało przeczytać te wypociny, to daję medal. Nie wiem, chyba po prostu chciałam to z siebie wyrzucić. Czuję się ostatnio fatalnie i nie mam absolutnie nikogo, komu mogłabym o tym opowiedzieć. Mąż widzi, że coś ze mną nie tak, ale nie mam serca go obciążać, bo widzę, że ledwo radzi sobie sam ze sobą. Nie stać mnie też na terapeutę.
A może psychiatra na NFZ? Ogólnie na NFZ to terminy pewnie są na przyszły rok, aleee ciężarna nie może czekać dłużej niż tydzień (chyba) na wizytę na fundusz u specjalisty, może poszukasz? Do psychologa też można na NFZ z tego co kojarzę. -
Na pewno jest na nfz. I mają obowiązek kobiecie w ciąży znaleźć termin w tym samym dniu lub do 7 dni. A jak będą kombinować nie można się dac spławić. W przychodniach i aptekach kolejki nas nie obowiązują.
Nie mam niestety co napisać pocieszającego, ciężki temat. Tobie zostaje faktycznie psycholog, a mężowi radziłabym zmienić pracę na cokolwiek, choćby i fizyczna. Odpocząć sobie psychicznie na jakimś magazynie, mieć zarobek a z pracą zawodowa kombinować dalej. Nawet jak teraz zarabia więcej to później wyda to na lekarzy, a zdrowia nie odzyska.
A co do Twojej pracy - to problem na za 2 lata, nie teraz. Ja w swojej pracy miałam kwas przed pójściem na l4 i też się srogo zastanawiam czy wrócę tam. Ale mam czas by się zastanowić. Ty też. 2 lata to kawał czasu, wiele może się zdarzyć.👧🏼29 & 🧔30 +👶🏻2021 + 🐱🐱
18.04 cień cienia 🧐
19.04 ⏸️ już wierzę 😂 🌷
29.04 1 pęcherzyk 💚
8.05 mamy serce 💓
21.05 19 mm 💓 175 ud/min
10+2 Nifty Pro zdrowy 🩵
17.06 prenatalne wszystko ok
14.07 zdrowy chłop
11.08 398 g 🩵
8.09 684 g
6.10 1321 g kluska
20.10 prenatalne 1993 g 🙆♀️
⏩ Wizyta 3.11
Termin porodu 25. 12👶🏼
👧🏼💊Pregna plus, pregna DHA, Acard 150, Szelazo
-
smutna_baba wrote:Hej Dziewczyny,
dotychczas tylko obserwowałam to forum w poszukiwaniu informacji, ale nadszedł czas, kiedy już nie wiem, co innego ze sobą zrobić.
Jestem w 12. tygodniu ciąży. Staraliśmy się z mężem 3 lata, w koncu pomoglo in vitro. Czy 3 lata to dużo? Słyszałam o osobach starających się po 5, 10, 15 lat, więc dla nich pewnie nie. W naszym przypadku te 3 lata przeczołgały nas jak nic innego, a po 10 latach związku przeszliśmy już przez różne niemiłe historie. Przez 3 lata byłam głównie staraniami. Oczywiście robiłam swoje rzeczy, pracowałam, jeśli było nas stać, to gdzieś pojechaliśmy (przez leczenie musieliśmy mocno zacisnąć pasa). Ale jednak cały czas z tyłu głowy byl ten cel nadrzędny.
To tak słowem wstępu. Więc mamy ten 12. tydzień, ciąża wyczekana, na początku wielka radość i niedowierzanie, że w ogóle mogło się udac, że mamy prawo do tej ciąży. Niestety od jakiegoś czasu czuję, że coś jest nie tak, że czuję się gorzej psychicznie. Pojawia się standardowa sytuacja, o której czytałam w Waszych wypowiedziach - lęk, czy będę dobrą matką, strach, niepewność, czy to na pewno była dobra decyzja, myśli, że sobie nie poradzę. Ale to nie jest najgorsze.
Od kilku miesięcy mój mąż pracuje w miejscu, które drenuje go fizycznie i psychicznie. Praca biurowa, bardzo niesprzyjajacy zarząd, dla którego jesteś tylko numerkiem i masz tyrać jak w kołowrotku. PiP już tam był i nie zrobił nic, ma związane ręce, poneważ pracodawca ma swój wewnętrzny regulamin, który każdy pracownik musiał podpisać. Nie chcę się rozpisywać za bardzo nad tym, co tam się dzieje, ale naprawdę, gdy słyszę kolejne rewelacje z tego miejsca, nóż mi sie w kieszeni otwiera i mam tak niewybredne myśli o tych ludziach, że aż sama się sobie dziwię. Czuję się bezsilna, że ludzie, ktorzy nikomu nic nie zawinili, są wykorzystywani i traktowani w ochydny sposób przez wielkich panow, którym wszystko wolno. Strasznie to przeżywam, widzę, jak mój mąż się męczy, jak z miesiaca na miesiąc gaśnie jego poczucie własnej wartości. A innej pracy nie ma - od początku roku wysłał setki, tysiące CV, każde indywidualnie dopasowane na dane stanowisko i co? Miał w tym czasie JEDNĄ rozmowę o pracę. Serce mnie boli, jak na niego patrzę. Zawsze zachęcałam go do dzielenia sie tym, co czuje (bo miał z tym kiedys problem), a teraz boję się zapytać, jak było w pracy. Czuję, że ta sytuacja oplata nas jak bluszcz. On się źle czuje, bo go to dotyczy bezpośrednio. Ja jestem załamana, bo najbliższa mi osoba się męczy, a znikąd ratunku. Myślę o przyszłości, o tym, czy będzie nas stać na wychowanie tego dziecka, czy mąż będzie miał czas i siłę, by nawiązać z nim więź. Tak o tym marzył i zawsze myślałam, że jak się już uda, to będzie najszczęśliwszy czas w naszym życiu, a doszło do tego, że raz nawet powiedziałam, że żałuję, że jestem w tej ciąży, bo teraz tylko same problemy i nie tak wyobrażałam sobie ten czas. Już nawet nie mamy siły się cieszyć. Mnie nie cieszy nic. Siedzę w domu na L4 (bardzo słabo czuję się fizycznie, wciąż mam zawroty głowy i tylko śpię), nie mam siły na nic, straciłam zainteresowanie jakimikolwiek hobby, nie mogę skupić się na czytaniu ksiażki. Mieszkam w małym mieście, nie mam tu żadnych znajomych. Mam jedną przyjaciółkę, która teraz mieszka 2 godziny drogi ode mnie i ma teraz swoje duże problemy, więc też nie chcę się narzucać. Rodzice mieszkają na drugim końcu Polski, mają problemy zdrowotne, więc nie chcę ich obciążać, a w dodatku znając ich pewnie uslyszałabym tylko coś w stylu "będzie dobrze". A jak własnie mam dużą wątpliwość, czy będzie dobrze.
Jest jeszcze jedno - dzialamy z mężem w tej samej branży, łączącej marketing z reklamą i działaniami kreatywnymi. Rozwój AI sprawił, że sytuacja na rynku pracy jest naprawdę ciężka. Mój zawód, gdy będę wracać do pracy po porodzie, jest już praktycznie nieprzydatny - ChatGPT jest szybszy i tańszy. Teoretycznie mam gdzie wrócić, ale to praca, do której dotychczas dojeżdżałam, wychodziłam z domu o 6:30, a wracałam o 17:00. Nie chcę tak żyć, mając dziecko, pamiętam z dzieciństwa, jak brakowało mi ciągle pracujących rodziców. Więc oprócz tego, że jego trudna sytuacja rozdziera mi serce, czuję lęk, myśląc o mojej przyszłości. Powiem wprost - czuję się nieprzydatna dla świata. Skończyłam licencjat na gównostudiach, z ktorych już nic nie pamiętam, nigdy niue czułam się w niczym specjalistką, a moje umiejętności umie odtworzyć robot. Myślimy więc o własnym biznesie, mamy już pomysł, wygląda na to, że na dzień dzisiejszy najlepszy, ale mnie on wewnętrznie przeraża, bo będzie wymagał dużego nakładu pracy ale też inwestycji finansowej. Czuję, że nie mam na to siły (a może nie jestem ze sobą szczera i nie mam na to ochoty?), a z drugiej strony wiem, że to może być nasza jedyna nadzieja, żeby zrobić coś samodzielnie, żeby wyciągnąć męża z tej pracy i w końcu odetchnąć, w dodatku nasze umiejętności uzupełniają się, więc do tanga trzeba dwojga, żeby ten projekt uciągnąć. WIem, że jestem mu potrzebna, sprawna i myśląca, ale czasami po prostu najchętniej położyłabym się tylko w łóżku i płakała, płakała, płakała...
Jeśli komuś się będzie chciało przeczytać te wypociny, to daję medal. Nie wiem, chyba po prostu chciałam to z siebie wyrzucić. Czuję się ostatnio fatalnie i nie mam absolutnie nikogo, komu mogłabym o tym opowiedzieć. Mąż widzi, że coś ze mną nie tak, ale nie mam serca go obciążać, bo widzę, że ledwo radzi sobie sam ze sobą. Nie stać mnie też na terapeutę.
Kochana, a ja ci powiem coś innego na moim przykładzie.
Nigdy nie miałam problemów z depresją, zawsze raczej pełna energii i motywacji. To ja ciągnęłam męża na siłownię, do zdrowej diety itp. staraliśmy się rok czasu i też udawało mi się mieć rączkę pozytywne nastawienie.
Teraz wchodzę w 10 tydzień ciąży i jest tragedia. Nie mam ochoty zacząć dnia i wyjść z łóżka. Nic mi nie sprawia radości, nie mam siły i motywacji. Śpię cały dzień bo mam wrażenie że dzięki temu wcześniej się skończy. Czuję się jak w ciężkiej depresji. Nie gotuje i nie sprzatam, wszystko robi mąż. Dla mnie wyzwaniem jest zrobienie prania. Mam dużo lęków, tak samo z pracą. Z przyszłością, z mieszkaniem. Najprostsze rzeczy są dla mnie przeszkodą nie do pokonania. A najprostsze problemy starają się ogromne.
Zaczęłam wnikać z czego to może wynikać i głównie hormony i ich burza. Ja.jeszcze dodatkowo biorę progesteron co nasila te emocje. Zdarza się u kobiet w ciąży i mija w drugim trymestrze. Więc narazie tylko czekam. Chcieliśmy się przeprowadzić, poszliśmy oglądać kilka mieszkań ale zdecydowałam, że nie podejmujemy teraz żadnej decyzji - jeśli chodzi o pracę czy mieszkanie - bo wiem że nie patrzę logicznie na życie. Moja rzeczywistość jest zniekształcona. Staram się robić minimum, zmuszam się do najprostszych rzeczy i czekam. Jestem pewna że to minie a wtedy będę miała więcej siły " żeby walczyć" i dodatkowa motywacji do wyzwań, żeby im podołać. Też nie mówię o moim samopoczuciu mężowi, bo on tego nie rozumie. Jest taki szczęśliwy na tą ciążę..✨ 32 lata 🎀 | On 34 – wyniki OK 🦸♂️✨
🌿 Hashimoto
💛 czas starań - 12 miesiecy
💊 Leczenie & suplementy
• 🦋 Euthyrox (T4) 75 mcg
• 📉 Dostinex – prolaktyna z 23 ➝ 11 ng/mL w 1 miesiąc
• ☀️ Witamina D, 💉 B12 (z 250 ➝ w górę)
• 🧠 DHEA, NAC, ubichinol, melatonina – na owulację 🌸
• 💊 Acard 100 mg w II fazie + Encorton 5 mg
✅ Badania & wyniki
Profil antyfosfolipidowy – OK
Trombofilia – wykluczona (PAI hetero)
AMH – 2.9 🌟
Helicobacter & pasożyty – brak 🚫
MUCHA & cytologia – prawidłowe 🧫💖
Ferrytyna - 90 ng/mL
CA 125 - negatywny
🔄
Jajowody – drożne ✅
29.09.2025 - pierwsze USG 6 mm + ❤️ 2.23 🥹
15.10 - drugie USG 2.23 ❤️
-