Już po wszystkim...
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 sierpnia 2014, 09:59
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 września 2014, 21:58













Wiadomość wyedytowana przez autora 28 września 2014, 11:17

Jutro mam iść na betę. Jakoś spanikowałam, że coś jest nie tak i poszłam po test. Oczywiście wyszedł pozytywny, nawet testowa kreska odrobinę ciemniejsza od kontrolnej. I od razu mi się humor poprawił

A w ogóle to musiałam wczoraj powiedzieć mamie, bo poprosiłam żeby nie paliła przy mnie. Ucieszyła się




Zaczęły mnie boleć sutki!!! W końcu w moich cyckach się coś ruszyło

http://naforum.zapodaj.net/thumbs/15c8ffe83be6.jpg

Wczoraj byłam u endokrynologa. Mam za małą tarczycę, TSH za wysokie. Myślał że mam Hashimoto ale badania, dzięki Bogu, to wykluczyły

Fizycznie czułam się dobrze aż do dziś

Psychicznie było w miarę, ale mam gorszy czas. Nadal mam śluz podbarwiony na różowo lub brązowo. Mam tak do początku i gin mówił że tak może być. Ale dobijają mnie moje sny. Wczoraj śniło mi się że oba maluchy się nie rozwijają. Widziałam wyraźnie obraz na USG. A dziś śniło mi się, że dzieciaczki były już spore, takie małe człowieczki. Tylko że jeden z nich nie żył, a lekarz (ordynator którego nienawidzę i staram się omijać szerokim łukiem) powiedział że drugi też nie przeżyje. Pamiętam też dobrze obraz z USG jak jeden maluch się ruszał, a drugi był jakiś zdeformowany. Wiem że te sny mogą być przez to, że za dużo myślę, ale na prawdę staram się jak najmniej. Te sny mnie wykańczają...
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 października 2014, 20:26
Ten rok był bardzo ciężki, straciliśmy dwoje dzieci. Mam nadzieję że teraz wszystko się odmieni i te 2 maleństwa w moim brzuszku zostaną z nami. Dziś się wszystko okaże, bo dziś mam też wizytę, powinny już być serduszka. Mam nadzieje że Oluś razem z drugim Aniołkiem zaopiekują się swoim rodzeństwem i zadbają żebyśmy my nie musieli już płakać.
Mamy czwórkę dzieci: 2 w niebie i 2 w brzuchu. Pokochaliśmy Was wszystkich od pierwszego pozytywnego testu i kochamy nadal. Miłość matki/ojca do dziecka nigdy nie ustaje.
5.05.2014- Aniołek Olek [*]
27.08.2014- Aniołek [*]
Bardzo za Wami tęsknimy i kochamy.



Jeju mogłabym latać z tego szczęścia




Moja kotka się pochorowała (prawdopodobnie ma świąd? Nie wiem skąd!) i wydrapała sobie ranę na głowie. Trzeba jej pilnować żeby się nie drapała więc dzisiejszej nocy w większości nie spałam, wstałam o 13. Skoczyłam z Kicią do weterynarza i położyłam się z powrotem. Mąż za mnie sprzątał a ja wstałam o 17! Chyba nigdy tak nie spałam ale byłam wykończona bo wtorkowa nocka też była zarwana- odwoziłam bratową na busa i wróciłam do domu o 5 rano. Od dwóch dni nie mamy ciepłej wody i ogrzewania ;/ Wczoraj wieczorem mieli włączyć z powrotem a tu dupa, grzejniki nadal zimne więc sobie zamarzam. Mam tylko nadzieję że się nie przeziębię...
No i tak sobie użalam się nad sobą od wizyty do wizyty





Gin miał tylko zobaczyć tętno przez brzuch, ale nie wierzył w to co widzi: 2 dzidzie. No i tutaj te gorsze wieści: ujawnił się drugi maluch, ale niestety nieżywy. Zatrzymał się na 6-7 tyg. Ogólnie nie powinno to zagrażać żywemu Maluszkowi bo mają oddzielne owodnie i kosmówki, ale trzeba to obserwować. Gdyby zatrzymał się na wcześniejszym etapie to by się wchłonął (2 tyg temu myślałam że tak się stało), ale tak duży zarodek już tam zostanie. Przypadek jeden na milion, ale zdarza się. Bardzo dziwne uczucie nosić w sobie martwe i żywe dziecko... Z jednej strony mi przykro że jeszcze jeden Aniołek dołączył do naszej rodziny, a z drugiej jestem szczęśliwa że Maluch się rozwija. Mam tylko nadzieję że wszystko będzie dobrze.
Z innych wiadomości to odstawiamy duphaston, kolejna wizyta za 3 tyg (19.11) i to będzie badanie pierwszego trymestru, czyli przezierność karkowa itp.
Ale pociesza mnie to, że noszę pod sercem kolejne życie, to mi bardzo pomogło przetrwać ten dzień.
Jesteśmy w 11 tygodniu i z niecierpliwością czekam na kolejną wizytę. Myślę że jeśli będzie ok to choć troszkę odetchnę. Dziś poszła ostatnia tabletka duphastonu.
Z objawów to wróciły mi delikatne poranne mdłości. A poza tym często sikam, zwłaszcza w nocy, mam okropny trądzik, jem albo bardzo dużo albo bardzo mało no i delikatny ból piersi.
No i tak sobie żyjemy od wizyty do wizyty i rośniemy (ja na pewno, zwłaszcza boczki



W niedzielę prawie zemdlałam w kościele. Na szczęście byłam z bratem (mój mąż kościół omija szerokim łukiem), bo nie byłam w stanie sama wyjść na zewnątrz.
Mój brzuch chyba się jak na razie zatrzymał. Zbieram się do zestawienia zdjęć z różnych tygodni w jedno żeby sobie porównać ale ostatnio u mnie chęci swoją drogą, gorzej z wykonaniem

Kochanie, rośnij!!!




Jutro gin, a ja mam mix wszystkiego w głowie! Mimo że czekałam na tą wizytę z niecierpliwością teraz wcale nie mam ochoty na nią iść, pewnie dlatego że się boję. Okropnie się boję, ale jestem przygotowana na wszystko. Jakoś nie potrafię uwierzyć w to, że Bóg da mi aż tyle szczęścia... Tak bardzo bym chciała zobaczyć jutro fikającą dzidzię, chociaż nie jestem w stanie sobie tego nawet wyobrazić! Tak bardzo chciałabym doczekać ruchów i kopniaczków. Czy wreszcie będzie mi to dane? Proszę, trzymajcie mocno kciuki za naszego Dzidziulka!

Poszłam na 13 zarejestrować się do położnej, akurat przyszedł lekarz i pyta który mamy tydzień. Mówię że równo 12, a on na to: "A to będzie miała Pani dziś niespodziankę!" W ogóle rozśmieszał mnie i mi ciśnienie za wysokie wyszło więc trzeba było zmierzyć jeszcze raz





Maluch ma 6 cm, przezierność i kość nosowa super. Fikał sobie, machał rączkami i nóżkami, ale nie chciał pokazać co ma pomiędzy nimi



Po drugim maluszku nie ma śladu, więc następna wizyta dopiero 17 grudnia. 6 dni po moich urodzinach i 2 dni przed urodzinami męża.
Tak prezentowaliśmy się w kolejnych tygodniach, nie widać w sumie żadnej różnicy:
http://naforum.zapodaj.net/thumbs/b3e5b2cb7610.jpg
A tak wygląda nasz maluszek

http://naforum.zapodaj.net/thumbs/146dff7825e2.jpg

Kocham Boże Narodzenie


Mam nadzieję, że tym razem będą wyjątkowe. Że na grudniowej wizycie wszystko będzie w porządku i w święta będziemy mogli pochwalić się chociaż najbliższej rodzinie.
A tak wyglądamy na końcówce I trymestru

http://naforum.zapodaj.net/thumbs/dca65cb408b8.jpg

Nie mam nawet z kim pogadać

Z J. też nie potrafię już rozmawiać. Na każdy mój problem ma jedną odpowiedź: film o sile ludzkiego umysłu, w sensie że jeśli będę myśleć pozytywnie, to w moim życiu będzie super. No jakoś nie zauważyłam efektów. W pierwszej ciąży nawet mi do głowy nie przyszło że coś może być nie tak, a jednak mój synek nie żyje. No więc J zbywa mnie swoimi filmikami, a za jakiś czas pisze że jest zrozpaczona bo ma depresję jesienną (bez powodu). Och jaką miałam ochotę wysłać jej jeden z jej filmów...
Nie wiem czy to ja się tak zmieniłam... Może zbyt dużo przeszłam i już nie potrafię z nimi rozmawiać. W każdym bądź razie to smutne. Samej siebie mi żal.
Moja mama... Mamy bardzo dobry kontakt, ale też mnie dziś lekko wyprowadziła z równowagi (oczywiście tego nie pokazałam). Ciągle obgaduje do mnie moich starszych braci. Fakt, straszne głąby z nich. Nie radzą sobie w życiu, wiecznie siedzą w portfelu mojego taty (mimo że już dawno są na swoim i pracują w Norwegii). No i mama wylewa na mnie te swoje żale, mówi że powie im to czy tamto, zrobi to i to, że nie będzie dla nich już taka dobra (bo szacunku do rodziców też chłopcy mają niewiele). A jak przyjdzie co do czego to skacze nad nimi jak nad jajkami, a mnie spycha na dalszy plan. No cóż, o moje względy starać się przecież nie musi, bo zawsze jestem przy niej.
Jest mi smutno, bo zawsze wszystkim pomagam a teraz siedzę przed komputerem i płaczę. Sama.



Moje dziecko zamówiło sobie princessę kokosową i colę



Byłam dzisiaj u dentystki. Mimo że nie cierpię wizyt, to uwielbiam tę kobietę. Jest taka miła i wyrozumiała, najlepsza




We wtorek miałam imieninowych gości ale założyłam luźną kieckę i nikt się nie domyślił

Jeszcze aż 3 tygodnie do wizyty!