X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe CUD POCZĘCIA z pomocą Bożą - "przepis" na cud c.d . BĘDĄ BLIZNIETA!
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4

4 lutego 2016, 00:07

8 miesięcy!!!!
Taka już duża moja Dziewuszka! Za cztery miesiące roczek! To jest niesamowite. Kiedy to tak zleciało? Aż mi tęskno się zrobiło do malutkiego, kruchego noworodka.... oj chciałoby się....:)

Zosia to taka śmieszka że szok. Ostatnio moja Siostra, która jest Nianią i pracowała z trylionem dzieci pokazała mi taką piosenkę na youtubie co ją dzieci lubią. Np. jak dziecko ma mieć inhalację i musi z buzią w urządzeniu dwie minutki wytrzymać to Siostra ma sprawdzone triki żeby Dzieciak nie uciekł. No i mówi że to jest hit i na bank Zosi się spodoba. Nigdy nie pokazywałam Zosi nic na youtubie bo nie było potrzeby, puszczałam jej tylko Celine Dion do zasypiania, więc nie miałam rozeznania. Piosenka ma tytuł "Idziemy do Zoo" i ma 17 milionów wyświetleń (!!!!!) Pomyślałam o co chodzi? w czym tkwi ten urok? 17 mln? kto to puszcza?
więc odpaliliśmy "Idziemy do Zoo" mojej apatycznej, spokojnej Zosi.... A ta...! Tego nie da się opisać!:D Zaczęła śmiać się, piszczeć, wymachiwać rączkami i kręcić nimi kółeczka, sapać z przejęciem, otwierać buzię robiąc yyy!!! i wybałuszać oczy a na koniec się zapowietrzyła z wrażenia. Myślałam że padnę ze śmiechu.
Jak Ona się do tej piosenki śmieje to jest niesamowite. Teraz już aż tak nie przeżywa, ale bardzo się cieszy. Nawet nie muszę odtwarzać oryginału, wystarczy że sama zanucę i pojawia się uśmiech. I tak np w wannie jak jej niewygodnie, zaczynam "idziemy do zoo..." i już jest uśmiech. Tak samo podczas ubierania w irytujący kombinezon zimowy, już już ma zacząć kwękać, ja szybciutko "Zosiu! idziemy do zoo, zoo, zoo..." i już jest uśmiech!
A dziś było szczepienie. I to dopiero daje pełny obraz mocy tej piosenki.
Pani doktor Zosię zbadała, zważyła (8.400 kg!) osłuchała, wszystko ok, można szczepić.
Mówię Mężowi "odpalaj youtuba kochanie!" i tak uzbrojeni idziemy do pomieszczenia obok. Lekarka zdziwiona pyta o co chodzi, i tak się zaciekawiła że poszła z nami. Posadziłam Zosię na kolanach i cały czas do niej gadałam więc się cieszyła. Ale jak Pani pielęgniarka kazała mocno przytrzymać no to już się skrzywiła... a ja wtedy śpiewam "idziemy do zoo!" u Zosi uśmiech i pani ciach igłę w nogę. Zdezorientowana Zosia zdążyła raz stęknąć szykując się do płaczu, ale już było po, Mąż puszcza oryginał ustawiony na refren i.... na twarzy Zosi autentyczna radość! Lekarka stojąca obok i obserwująca scenę nie kryła zdumienia. Pielęgniarka trzyma wacik przy nodze Zosi i też nie wierzy. A Zosia cieszy się do piosenki.
Tadaaam i po szczepieniu.
Co za nieprawdopodobne Dziecko Cud mi się trafiło nie mogę uwierzyć we własne szczęście. Jak ja ją kocham!

Rutyną się już staje ze po spokojnym dniu pod wieczór Zosia szaleje przed snem. To taki fajny, magiczny czas razem. Na naszym dużym łóżku z Mężem z Zosią razem się bawimy. Jak jest któraś Siostra to i z siostrą. W a kuku, w wyścigi, w tańce, w gonitwy, w łaskotki... Zosia wtedy łazi po całym łóżku w tę i z powrotem, wygina, śmieje... Wszędzie piszą o bajeczkach wyciszających na dobranoc czytanych przy przygaszonym świetle:) a u nas właśnie przed snem jest czas dzikiej energii w pełnym świetle i głośności. A potem zasypia umęczona, ale radosna. Uwielbiam!

dobrze nam razem jest:)

9 marca 2016, 20:03

9 miesięcy razem z Zosią!

wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Zosia się zmienia. Z każdym dniem. To niesamowite. Ma już 9 miesięcy, czyli jest już na świecie tyle ile siedziała w brzuchu:)
Umie już samodzielnie siadać z pozycji na brzuszku/na raczkach a dziś opanowała umiejętność samodzielnego wstawania w łóżeczku. Do magicznego trio brakuje tylko sprawnego raczkowania, bo wciąż preferuje pełzanie w którym jest już prawdziwym rajdowcem. Na raczki wstaje tylko by sobie o tak trwać w tej pozycji. Ale pewnie zaraz ruszy. Ma już dwa zęby - dolne jedynki, górne w natarciu, powoli rozpulchniają się już dziąsła.
Mamy też za sobą pierwszą w życiu prawdziwą chorobę. Z wyjazdu rodzinnego równie rodzinnie wróciliśmy z wirusem, i rozłożeni całą trójką chorujemy sobie od paru dni. Najpierw Zosia, chwilę potem Mąż i kiedy Mała powoli zaczęła wracać do siebie w końcu ja. Kaszel, katar do pasa i paskudnie spływający do gardła, ból tegoż gardła, temperatura i ogólne rozbicie. Dla nas niefajne a co dopiero dla Małej. Tak mi było jej żal! Była słaba, przelewała się przez ręce, i w ogóle nie chciała jeść, jedyne co to pierś. Ja naprawdę nie wiem co by było gdyby nie kp, bo były dwa dni że kaszek czy deserków jadła bardzo mało, a był taki dzień że nie zjadła nic poza cycem. Na szczęście apetyt już jej wraca.
W czasie choroby była bardzo płaczliwa, bardzo dużo spała, a odciąganie kataru stało się torturą. Boi się teraz odkurzacza. Tak samo podawanie lekarstw to była (jest) masakra. Te wszystkie gęste, leiste, słodkie syropki to jakieś nieporozumienie. Pluła nimi potwornie, wierzgała i wyrywała się, a raz zwymiotowała. Był już moment że nie mieliśmy pojęcia jak jej w ogóle podać leki żeby zaczęła zdrowieć. Po cholerę te smaki truskawkowe i inne, te cholerne ilości cukru? To wcale dzieciom nie smakuje! W końcu okazało się że najlepiej podawać jej te dziadowskie syropki na wpół przez sen.

Wciąż ulubionymi zabawami jest wszelkiego rodzaju a kuku oraz przewracanie stron w książeczkach. Bawię się z Nią np tak, że chowam zabawkę pod kocykiem a Zosia kocyk odkrywa. Za każdym razem gdy spod kocyka wyłaniała się zabawka Mała biła radośnie brawo a ja wołałam "a kuku". Któregoś razu zastałam Zosię jak bawiła się tak zupełnie sama! zakrywała zabawkę kocykiem i odkrywała i sama sobie biła brawo. No cóż za mądre dziecko! :D:D:D:D To wspaniałe że sama potrafi sobie zorganizować zabawę:) ale jestem z Niej dumna!
Jest przesłodka i przeurocza i... taka już duża. To mała dziewczynka. Bardzo Ją kochamy:)

5 kwietnia 2016, 00:01

Zosiek ma już skończone 10 miesięcy.
A ja - po 310 dniach (!!!) dostałam okres.
chyba:P bo jakieś skąpe toto.
no ale i tak można się było odzwyczaić więc jakoś tak mi dziwnie:P Długo małpy nie było. Już myślałam że będę tym typem któremu okres wraca dopiero po całkowitym odstawieniu kp. Ale nie, karmimy się nadal, choć walczę o to żeby coraz rzadziej, bo nie jestem zwolenniczką bardzo długiego karmienia, w moim odczuciu pół roku wyłącznego kp i pół roku z rozszerzaniem czyli w sumie rok to rozwiązanie idealne.
Ale zobaczymy jak się to potoczy.
Zosiek jest niesamowita. NIESAMOWITA naprawdę!
uwielbiam ją jak nie wiem co:D
staje wszędzie wspinając się o wszystko. Jak zaczęła tę trudną sztukę byłam pewna że czekają mnie długie tygodnie wiecznego śledzenia jej na krok i asekurowania niechybnych upadków główką o kant, róg, panele, kafle i co tam jeszcze. Okazało się że sztukę wstawania opanowała w dwa dni, udoskonaliła w kolejne dwa, jest bardzo ostrożna, jak jest niepewna to daje spokój i nie ma zapędów kaskaderczych.... z reguły:P
Porzuciła pełzanie na rzecz raczkowania i okazało się że świetnie to potrafi.
Lubi dawać buzi.
Szaleje na punkcie muzyki, macha rączkami jak wariatka jak słyszy jakąś skoczną melodię. Dziadkowie grali jej w Wielkanoc na pianinie - uuuu się działo. Zapowietrzyła się z wrażenia. Aż żałowałam że sama jestem totalnym beztalenciem muzycznym, bo bym jej grała. Sama lubi grzechotać, stukać zabawkami o siebie i bawić się tamburynkiem.
Nadal uwielbia przewracanie stron, ale teraz woli cienkie, nie te grube książeczki dla dzieci tylko np gazety.
Umie wskazać na misiu oczko a w książeczce dzidzię.
Reaguje entuzjazmem na dźwięk zamka w drzwiach gdy wraca Tato <3
Jak się zawstydza strzela oczami i wzrusza ramionami. Jest przesłodka:D
To najfajniejsze dziecko jakie znam:D:D:D:D

5 kwietnia 2016, 00:03

Ciąża zakończona 5 kwietnia 2016

21 maja 2016, 21:36

11 miesiąc za nami. Zaraz tuż tuż, za 10 dni stuknie nam roczek:)
Zosia dziś zrobiła pierwsze 3 kroczki sama:D
przy meblach już od dawna śmiga jak szalona, na czworaka jak rajdowiec, od paru dni puszczała się też mebli i stała sama parę sekund w miejscu. Dziś odważyła się na kroczki:D
AAAAAch!
wspaniałe! czuję taką dumę. popłakałam się jak widziałam jak z uśmiechem i zacięciem drepcze w moją stronę i w końcu pada w ramiona!
UWIELBIAM BYĆ MAMĄ!!!!!!!!!

30 czerwca 2016, 00:57

ROCZEK!

już minął:P Zosia ma już prawie 13 miesięcy.
Zosia chodzi, nieśmiało, powolutku, ostrożnie i asekuracyjnie, ale chodzi. już nie tylko w domu, także na placach zabaw, na chodnikach.
dwa razy się zdarzyło, że czegoś chciała, nie mogła tego mieć i wpadła w taką złość i histerię - płacz tupanie nóżkami i machanie rączkami... za pierwszym razem nie postąpiłam zbyt pedagogicznie bo wybuchnęłam śmiechem, cóż poradzić widok w sumie przekomiczny. Ale na przyszłość postaram się zachować bardziej wychowawczo. Poza tym jest urocza, zabawna, bystra i taka kochana!
Zaczęła się przytulać. Kiedyś tego nie lubiła, odpychała mnie, była taka sztywna. Teraz chętnie wtula się we mnie, daje buziaki, głaszcze. Nie chce nic gadać po naszemu, dużo gada po swojemu. Po naszemu umie Tata. jest to jedyne słowo które na pewno wiem, że umie i rozumie doskonale znaczenie i mówi z pełną świadomością. To w ogóle jest typowa córeczka Tatusia, na Jego widok wpada w taką radość! Uwielbia Tatę, uwielbia się z Nim bawić, zaczepiać, tulić, witać...i dzwonić i robić "halo" do Taty! czasem bierze mój telefon stuka w niego i woła Tata wtedy dzwonię do Męża i Mała się cieszy:)

koniec przygody z kp idzie powili ale sprawnie. Nie chciałam tak z dnia na dzień, więc delikatnie ograniczałam liczbę karmień, więc też długo to trwało. przez ostatnich parę dni było jedno na dobę, a dziś po 36 godzinach przerwy nakarmiłam Małą i postanowiłam że to ostatni był raz.

Jestem szczęśliwa. i zakochana w Zosi i Mężu po uszy:D

6 lipca 2016, 00:45

13 miesięcy.

Karmienie zakończone, Zosia się zachowuje jakby już nie pamiętała co to było moje mleczko. Ot po prostu żywimy się inaczej. Sporadycznie zdarza się, jak np dziś w nocy, że budzi się w nocy głodna. Wtedy robię jej kaszkę i zjada przez sen. Jeśli jednak dobrze naje się wieczorem przesypia całe noce. To jest fantastyczne!!!!! oj jak ja za tym tęskniłam!

robi kupki do nocniczka, siusiu od czasu do czasu. cały czas jest na pieluchach, na nocnik wysadzam ją od jakiegoś czasu eksperymentalnie, i na drodze eksperymentu Zosia zauważyła, że na nocniku kupkę robi się wygodniej, i tak już zostało. Wysadzam ją kilka razy dziennie, i każdego dnia którąś z okazji wykorzystuje na kupkę. czasem zrobi siusiu, a czasem nic nie zrobi, tylko sobie posiedzi i poczyta książeczki:P kupki w pieluchę nie chce już robić. no i super!

lubi się huśtać. jak ją wyjmuję za wcześnie z huśtawki to płacze:D wtedy musi być dokładka huśtania. piasku się długo bała, nie chciała być w piaskownicy, płakała i wyciągała rączki żeby ją zabrać. Teraz piasek jest jej totalnie obojętny. Myślę jednak ze kiedyś dojdzie do etapu które ma chyba każde typowe dziecko - że piaskownicę pokocha.

je z apetytem, sporo słoiczków bo ja beznadziejna jestem w gotowaniu:( walczę z sobą żeby jadła więcej domowego a mniej gotowców, na szczęście od czasu do czasu z pomocą przychodzi instytucja Babci:) ja naprawdę nie cierpię gotować i wychodzi mi to słabo. Zresztą jak już muszę gotować to gotuję to co lubię- a z reguły jest tam dużo smażenia, zapiekania z serem czy curry. Czyli niezbyt pożywnie dla małego Bąbelka;/ niestety, nawyki żywieniowe mam fatalne.

staram się za to dawać jej dużo owoców sezonowych, póki są. Ostatnio np zajadała się poziomkami z ogródka Dziadka:D

Po roku z Zosią kocham ją tylko bardziej i bardziej. Ale coraz silniej odzywa się we mnie potrzeba zajęcia sobą. Marzę o studiach podyplomowych, o jakimś stażu, w końcu o pracy. o samorealizacji. Marzę o kawałku siebie , z którego będę dumna i będę czuła satysfakcję. i to chodzi o inny kawałek niż bycie Mamą. chodzi o poza domowy kawałek. tylko taki mój.

no zobaczymy...

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 lipca 2016, 00:45

20 września 2016, 14:13

Jestem znów w ciąży!
Jestem bardzo szczęśliwa. Staraliśmy się już jakiś czas. Nie udawało się od razu, niestety. Miesiące mijały, więc zapisałam się na studia podyplomowe, zaczęłam się rozglądać za stażem, pojechaliśmy na urlop, zajęłam głowę innymi rzeczami.
Po czym proszę bardzo - temperatura leci w górę, i już czuję po kościach że tym razem się udało. Dość wcześnie, po 12 dniach od owulacji robię test a tam dwie kreski. Radość moja, radość Męża...
Umawiam się na wizytę na spokojnie, nie już zaraz natychmiast, jak to było przy Zosi, tylko na za ponad dwa tygodnie. Wtedy będzie już serduszko. W ogóle nie panikuję jak przy Zosi, nie robię bety co pięć minut i w paraliżującym strachu nie sprawdzam jej przyrostu. W sumie ani razu nie zrobiłam bety, sprawdziłam tylko progesteron. Nie umieram ze strachu, nie wsłuchuję się w siebie, nie boję się każdego zakłucia czy bólu w brzuchu. Jestem dziwnie spokojna... Tylko mdłości mnie zastanawiają, bo się pojawiły niemal od razu, nie tak jak z Zosią po paru tygodniach, tylko bardzo szybko, i bardzo silne od razu.
Wizyta u ulubionej pani ginekolog, jedziemy z Mężem spokojni, jak dwa pewniaki, przecież wszystko już wiemy co i jak. Już to przechodziliśmy. Wiemy jak będzie, więc się tylko uśmiechamy i z radością jedziemy poznać Maluszka.

Wizyta, śmiechy radości, mówimy że mieliśmy przyjść sprawdzić czemu się nie udaje, a tu przychodzimy potwierdzić ciążę, pani doktor się cieszy, że tak bywa i bardzo dobrze, Ogląda moje wykresy z obserwacjami, jeden zupełnie pusty, bo się "obraziłam" że nie udaje nam się i się nie obserwowałam, pani się śmieje że to bardzo dobra metoda, jak widać działa. Termin na 13 maja. O ale fajnie znów w maju, majowe dzieciaki. Mierzy ciśnienie (86/58 jak ja jeszcze dycham?) waży mnie... Zaprasza na fotel, wszystko w porządku siada do usg wołamy Męża. Patrzymy wszyscy w monitor.




no i szok.




MAMY BLIŹNIAKI!!!!!!!!

Wiadomość wyedytowana przez autora 20 września 2016, 14:17

20 września 2016, 14:30

Jestem w takim szoku.
Matko jedyna w jakim ja szoku jestem.
Niby miałam przeczucie. w rodzinie cztery pary bliźniąt, to nie przypadek, wiadomo, genetyka. Oczywiście nasze są, jak zawsze w tej Rodzinie, dwujajowe. Podwójna owulacja to jakaś przypadłość u nas.

No więc niby mogłam się spodziewać ale....

BĘDĘ MIAŁA BLIŹNIAKI!!!!
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
jak ja sobie poradzę?

nie poradzę sobie! nie dam rady! Zosia będzie miała 2 latka! i bliźniaki!!!! no jak!!!!????

Sosenka - od razu pomyślałam o Tobie (jak już zaczęłam myśleć, bo po szoku to nie nastąpiło szybko)
jak dałaś radę?
jak Ty w ogóle wychodzisz z domu sama na spacer?
jaki masz wózek?
jak dajesz radę podnieść go?
jak w ogóle się podnosi dwoje dzieci na raz?

jak to ogarnąć logistycznie???????


czuję się jakby mnie ktoś kopnął mocno w głowę.
świat wiruje jeszcze dookoła.

poza problemami finansowymi (wyprawka dla bliźniąt! dwa foteliki, wózek bliźniaczy, dwa razy tyle ciuchów, pampersów...)
domowymi (hahahaha mamy na razie dwa pokoje w naszym lokum tymczasowym. od dawna szukamy większego mieszkania, ale to nam mocno nie wychodzi, nie możemy znaleźć. no to teraz to masakra, mamy 8 miesięcy na znalezienie kupienie urządzenie i przeprowadzkę!!!!)
i psychicznymi (nie poradzę sobie, no nie poradzę, matko ja sobie nie poradzę:( )
jest ok.
Zosia zdrowa, wesoła, grzeczna. W ogóle nie rozumie co za armagedon wisi w powietrzu.
Ja mam straszne mdłości. Straszne. Ech... nie ma o czym pisać nawet.


nie umiem się jeszcze z tym oswoić wszystkim:(

21 września 2016, 23:32

Także tak.
Jak się czuję?
Ciągle mi zimno. Najchętniej nie wychodziłabym z łóżka. Czuję się jakbym miała grypę. Jakby chwytała mnie jakaś choroba. Nie mogę znieść zapachów lodówki i kuchni w ogóle. Wolałabym ją omijać, i najlepiej przespać większość dnia. A z Zosią się nie da, wiadomo. Trzeba rano wstać i przewinąć śmierdzącego kupsztala, zrobić Małej śniadanko, podnieść i wsadzić do krzesełka, podnieść żeby wyjąć, podnieść na stołek do mycia rączek i ząbków, podnieść do wózka, przenieść wózek... Robię masę rzeczy których w pierwszej ciąży nie robiłam bo przecież "jestem w ciąży!" "muszę się oszczędzać!" "nie mogę dźwigać!" hahaha.
Teraz przecież nie tylko jestem w ciąży. Jestem też, a może przede wszystkim Mamą i po prostu muszę zajmować się Zosią.
Ale ad rem. Jak się czuję. Bardzo dużo siusiam. Mam mdłości, już nie takie straszne jak w pierwszym momencie, albo może nauczyłam się nad nimi trochę panować? Wymioty jeśli już to tylko rano. Mdłości rano i na wieczór. Apetytu zero. Wrażliwość na zapachy - 1000%. Ciągle mi się chce pić, a nie wiem co pić bo po wszystkim mi mdło i niedobrze. Wymioty też zasadniczo po napojach.
Okropnie wypadają mi włosy. Jestem słaba, śpiąca, wychudzona. Ciągle chudnę, wyglądam już wręcz niezdrowo, jak zaraz mi zacznie licznik nabijać te 20 kg (tyle obstawiam, z Zosią było chyba z 15) to będzie ciężko dla organizmu, nie wiem jak moje ciało sobie z tym szokiem poradzi:(
Mam też beznadziejną cerę. Mam nadzieję że ciąża to wszystko jednak odmieni. Cera się poprawi, włosy wzmocnią i nabiorą blasku, buzia i patyki rąk i nóg ładnie zaokrąglą... hehehe. Tak sobie marzę:) Że ta ciąża będzie miała same pozytywy, negatywów nie dopuszczam do myśli! żadnych rozstępów! żadnych hemoroidów! żadnych złych stron! same piękne sprawy!
i co najważniejsze
zdrowe dzieci.
Modlę się o to Nowenną Pompejańską. To już trzecia w moim życiu!, i chyba najtrudniejsza, ciężko mi idą te różańce, ciężko znaleźć czas...
Ale postanowiłam sobie już dawno że jeśli zajdę w ciążę odmówię pompejankę o zdrowie dzidziusia. W dniu w którym zrobiłam test ciążowy zaczęłam. Potem tylko zmieniałam treść intencji z "dziecka" na "dzieci":) (aaaaa! tam jest dwójka!!!!!!!!!!!!! wciąż nie dowierzam!)

Dziękuję wszystkim Dziewczynom za miłe słowa:) Za gratulacje i wsparcie:) jesteście kochane!

26 września 2016, 11:27

8 tydzień.
Mdłości straszliwe. Napisałam poprzednio ze już nie takie straszne? Odwołuje! Widocznie był jakiś jeden lżejszy dzień. Są okropne! Czuję się fatalnie. Rano do ok - 14 i cały wieczór od 18 aż do zaśnięcia. Przy Zosi nigdy nie miałam mdłości na wieczór, bo była sama. Teraz widocznie jeden bliźniak dokucza wieczorem a drugi rano... nie daje rady właściwie, tak na 100 % zajmować się zosia:( ale chyba mnie jeszcze lubi bo wlasnie mi "gotuje" i przynosci do lozka zupkę z pluszowych warzyw z ikei:) wali garami miskami i łyżkami ale jest mega zadowolona więc chyba jest ok:)
Tak chciałabym się już poczuć lepiej ale jeszcze parę tygodni przed nami tych tortur...
W środę wizyta u jakiegoś giną którego nie znam i boję się tej wizyty:(

7 października 2016, 23:18

Zosia ma 16 miesięcy
Bliźniaki - 9 tc

CIĄŻA
Mdłości w pewnym momencie sięgnęły zenitu, w ciągu chyba godziny wymiotowałam 4 razy. No masakra. To był dzień tej wizyty. Nigdzie nie dojechałam, nie byłam w stanie z łóżka wyjść. Wizyta przepadła. A chciałam bardzo mieć lekarza na nfz, bo moja ulubiona pani Doktor przyjmuje tylko prywatnie. Ale technicznie nie mialam jak w ogóle dotrzeć do lekarza.
Po jakimś czasie straszliwych mdłości - nagle przeszło. Coś tam mnie delikatnie czasem zmuli, codziennie rano rutynowe wymioty muszą być, ale w porównaniu z tym co było - niebo a ziemia.
Więc co? oczywiście się okropnie zmartwiłam że coś nie tak z dzieciaczkami. Wyprosiłam u ginki żeby mnie przyjęła na szybciutki podgląd, i dzisiaj byliśmy podejrzeć Maluchy czy wszystko w porządku.
Cała "wizyta" z usg - 6 minut:P ale SĄ! oba! mają się dobrze! jedno machało nawet nóżką! mają po 2,20cm i 2.25 cm :D
Ależ ulga:) Co do mdłości - widocznie taka uroda tej ciąży, że raz są raz nie ma
(dziś były, wczoraj prawie wcale, dziwne) i trzeba to przyjąć na klatę i cieszyć się tymi lżejszymi dniami. Progesteron mam 40,7 więc na ten tydzień ok. Sprawdzam wg tabelki na stronie naprotechnologii, bo tam są przebadane i podane jakie potrzebne są wartości progesteronu do prawidłowego rozwoju ciąży. Dzięki temu nie muszę "na zapas" i "na wszelki wypadek" faszerować się luteiną przez całą ciążę, tylko ewentualnie dopiero wtedy gdy poziom hormonu spadnie.
Wciąż nie dociera do mnie że mam w brzuchu dwa człowieki małe:P nieprawdopodobne! Z zewnątrz nic nie widać, wręcz schudłam, i takim czasem podejrzanym wzrokiem patrzę czasem na ten płaściutki brzuch, że jak to? że to już niedługo te 20 kg, te ruchy, kopniaczki.... jak to?

ZOSIA
Strasznie mi się podoba ten okres wieku dziecka - Zosia jest rewelacyjna! Jest jednocześnie słodka i urocza, taka dzidziusiowa czasem, a jednocześnie jest taka mądra! Tyle już rozumie! gadać nie chce ni cholery, milczek uparty, ale i tak dogadujemy się znakomicie! to niesamowite, mamy naprawdę kontakt, jest jakaś relacja. To już nie jest "obsługiwanie" niemowlęcia - polegające na odczytywaniu i zaspokajaniu potrzeb, to jest prawdziwa komunikacja:) Zosia potrafi pokazać co lubi czego nie, co chce. Rozumie doskonale niemal wszystko co się do niej mówi - na różne przynieś/podaj jest bezbłędna. Czy to chodzi o bluzeczkę z łóżka z sypialni czy nocnik z łazienki... Umie sama wyrzucić śmiecia do kosza w szafce pod zlewem. Umie dopasować zwierzątka do obrazka, udawać że sama czyta lub rozmawia przez telefon, wytrzeć misiowi buzię chusteczką czy zdjąć buciki i odłożyć na swoje miejsce. Mogę ja o różne rzeczy pytać i mogę spodziewać się odpowiedzi. Ma też poczucie humoru, lubi strzelać minki i ganiać się po mieszkaniu zanosząc śmiechem. Bez najmniejszego problemu chodzi na spacery z osobami innymi niż ja i Tatuś, i również bez problemu zostaje pod ich opieką, robiąc nam tylko słodkie papa i gnając do zabawy. Jest zdrowa, radosna, spokojna.
praca nad rozwojem mowy idzie powoli ale jestem cierpliwa. Zosia zdecydowanie nie lubi mówić. za to fantastycznie wszytko pokazuje. ze słów niezmiennie króluje Tata. Powtarzać po mnie nic nie chciała. Zakupiłam rewelacyjną książkę wspomagającą rozwój mowy napisaną przez dr logopedii pt "Pucio uczy się mówić". Zosia ją pokochała bezgranicznie i dzięki wałkowaniu jej milion razy dziennie codziennie są efekty - powtarza jak robi kotek (mau) i piesek (ehyyy!) i to jest niby miniaturowy, ale dla nas milowy sukces!
Za to w pokazywaniu jest mistrzem, "czytając" książkę powtarza zawsze wszystkie gesty jakie w książce są zawarte -np. nu nu nu do gorącego garnka, bam bam do bębęnka, puk puk do drzwi czy papa do pociągu.
Jestem nią zauroczona i zakochana po uszy.

Jeszcze tylko wspomnę ze ostatnio przyłapałam się na refleksji, że ta ciąża jest trudniejsza bo dzieciaki bliźniaki są jakieś obce. Stwierdziłam że z Zosią było łatwiej - była tam nasza mała Zosia i kochałam ten brzuchal ogromnie. A teraz dziwnie - nie znam w sumie przecież tych dzieci co to tam siedzą... a potem pomyślałam ty głupia babo. Przecież Zosi też nie znałaś. Teraz ją znasz doskonale, i sobie przekładasz to na czas ciąży, a przecież w ciąży czułaś dokładnie to samo - niewiadomą i ekscytację.
Bardzo jestem naszych dzieci ciekawa:)

16 października 2016, 15:20

11 tydzień ciąży

Wymioty codziennie rano, czasem dwa razy dziennie.
Napojowstręt. Nie wiem co pić, po wszystkim mi niedobrze, a każą pić dużo:(
Wieczorem nie mogę zasnąć, rano nie mogę wstać:P
jakieś ogólne osłabienie, na ustach znów opryszczka (w ciąży z Zosiem oczywiście nie mogłam się sensownie leczyć bo "w ciąży to prawie nic nie można" i chyba ze 3 tygodnie się męczyłam z opryszczką, na samą myśl o powtórce mnie trafia:( )
brzuch tyci tyci się zaokrąglą. Możliwe to? że już? 11 tydzień? raju jak szybko. ja wiem że tam jest dwójeczka, ale no szybko?

na froncie poszukiwań mieszkania lipa.

tylko coraz więcej dylematów.

Mąż dzielny i kochany, cierpliwy, pomocny. Zosia jakaś rozśpiewana ostatnio:) Gadać nie chce ale piszczeć lubi:P

Ma 12 zęboli, jedynki, dwójki i czwórki:) ale znów zaczęła pchać paluchy do buzi chyba idą następne:)
przesypia noce, ma koński apetyt (je więcej niż ja!), w ciągu dnia jedna drzemka ok 1,5 - 2 godziny.Uwielbia piaskownicę i aż szkoda że idzie jesień i skończą się długie w piachu zabawy.
Zamierzam jej kupić jakąś ciastolinę / plastelinę / piasek kinetyczny żeby się bawiła w domu. jeszcze nie wiem co, nie wiem co najlepsze dla takiego brzdąca.
Fajna jest ta nasza Zosia:P

18 października 2016, 22:45

Jak się dowiedzieliśmy że będą bliźnięta w krótkim czasie uświadomiliśmy sobie parę kwestii natury technicznej.
Jedną z nich było auto - do służbowej corolli męża już nijak się nie zmieścimy. Trzeba kupić swoje auto. Od razu rodzinne.
I to ja mam nim jeździć!
Oplem zafirą czy jakimś innym kuźwa trabantem, kolumbryną jakąś ogromną. Mam prawko lat 8, nie jeżdżę od dawna, sporadycznie zdarzało się że wsiadałam za kółko po to tylko żeby się przekonać że a) to nie dla mnie, b) mój Mąż choć kochany i pełen dobrych intencji na instruktora się nie nadaje.
A tak serio. Ja się prowadzenia po prostu boję. Najnormalniej w świecie - BOJĘ SIĘ!
Sama? Autem? wioząc dziecko???
Odkąd zaszłam w ciąże z Zosią pożegnałam się z prowadzeniem auta kategorycznie.
Raz, jakoś z niespełna rok temu, podjęłam heroiczną próbę (którą to już z kolei???) przeproszenia się z autem i wykupiłam godzinę jazdy doszkalającej. Planowałam kilka, żeby się nauczyć i jeździć, ale na jednej się skończyło, bo to była totalna porażka.
Kobieta - instruktor była surowa, niewyrozumiała, kazała od razu jechać, była małomówna i na wskroś, w taki zimny wręcz sposób profesjonalna, co z miejsca sprawiło że ja sama zrobiłam się przestraszona i malutka, poczułam jaka jestem głupia, wszystko zaczęło mi się plątać, auto zgasło mi z 6 razy (!), popełniałam głupie błędy. Np podjeżdżam do skrzyżowania i jest w prawo albo w lewo. Pani mówi -no, proszę skręcić, ja się pytam -ale gdzie? na co ona -tu jest jednokierunkowa, więc gdzie pani chce skręcać? tu jest tylko jedna możliwość... wypowiedziane tonem niemal szyderczym, a na pewno wyniosłym. I oczywiście że uwaga była słuszna, i pani miała rację, ale ona wymagała od razu żebym ja już umiała wszystko, a efekt był odwrotny. Wmówiłam sobie że nie umiem nic, że do auta albo ktoś się nadaje albo nie. A ja nie. Ta godzina męki utwierdziła mnie w przekonaniu że kierowcą jestem do dupy. Jak wysiadłam prawie się poryczałam.
I żyłam sobie dalej, jeżdżąc z Zosiem autobusami, tramwajami, lub po prostu przemierzając miasto pieszo.

Aż do teraz - kiedy bliźniaki postawiły mnie pod ścianą. Nie ma, no po prostu nie ma za Chiny ludowe możliwości, żebym dała radę sama pojechać gdzieś z małymi bliźniętami i dwulatką autobusem.

Nie ma wyjścia. Musimy kupić auto. Muszę to auto prowadzić.

Mąż nie daje żyć, i wszyscy dookoła, że no TERAZ to już MUSISZ, poczułam taką presję i takie przerażenie że masakra.

Zapisałam się na jazdę doszkalającą na dziś, i byłam tak przerażona, że wymiotowałam przed wyjściem z domu trzy razy. Już już miałam odwoływać (no błagam, ciąża mdłości wymioty a ja mam taka niebieska na twarzy wsiąść do samochodu i jeszcze je prowadzić!?) ale było mi tak głupio, bo już raz przekładałam godzinę, a pan był taki miły przez telefon, że nie miałam sumienia. Zresztą co się odwlecze to nie uciecze. Poszłam jak na ścięcie.

I co?

Najpierw wsiadłam do auta i długo rozmawialiśmy o mnie. Dlaczego nie jeżdżę, czego się boję, w czym tkwi problem. Pan uważnie słuchał, był wyrozumiały. Dużo tłumaczył, przedstawił zakres teorii jaki muszę wyryć na blachę, żeby mieć więcej pewności siebie. A potem powiedział że pojedziemy na przejażdżkę tak tylko oswoić się a autem, nic wymagającego. Pojechałam. Cały czas rozmawialiśmy, ja co chwila wyrzucałam z siebie wszystkie swoje obawy i lęki, a on albo tłumaczył wprost, albo opowiadał anegdotki wyjaśniające jak to jest, że bać się nie należy.
Najspokojniej w świecie przejechałam sobie w godzinkę kawał miasta, nie popełniając ani jednego większego błędu, ani razu nie zgasł silnik, nie wydarzyło się nic strasznego.
Pan ocenił że ja całkiem niczego sobie jeżdżę, i że nie jest tak źle jak zapowiadałam. Stwierdził że ja nie przyszłam do niego po naukę, ale jak do księdza - po wiarę. Wiarę w siebie, że jednak umiem jeździć.

Bardzo to było miłe. Oczywiście mam świadomość że dziś to była mała przejażdżka, schody będą później, wszystkie parkowania tyłem bokiem większe skrzyżowania itp.
Ale już się tak nie boję!
Chyba to jednak jest do zrobienia!
Jejku. Ile to siedzi w głowie - strach, pewność siebie. I od kogo zależy którą z opcji dopuścimy do głosu? u mnie jak się okazuje od instruktora. od tego jak mnie potraktuje - jak głupią - czuję się głupia. Jak potraktuje z zaufaniem - nagle coś tam jednak umiem. Bardzo się cieszę że na tego pana trafiłam. On chyba już takie przypadki przerabiał. Może jest więcej takich kobiet jak ja - takich... zakompleksionych?

Może jest dla mnie nadzieja się jednak przełamię? po tylu latach? że odważę się wozić własne dzieci autem sama?

23 listopada 2016, 17:26

Sto lat mnie nie było tu. tzn jestem, podczytuję, ale nie chce mi się pisać, choć jest tyle spraw wartych upamiętnienia!

Zosia - półtora roku
Bliźniaki - 16 tc

Zosia nadal mało gada, mówi Mama, Tata, Tak i Nie. Siostra uparcie uczy ją Ciocia i wychodzi TiaTia lub TaCia ale to już blisko:)

Lubi tańczyć, lubi gonić i być goniona, lubi zabawy z Tatusiem - w wojsko (wykonywanie razem komend padnij! powstań!), noszenie na baranach, huśtawki na nogach, wszelkiego rodzaju samolociki itp.

Z Mamusią wiadomo - żadnych fizycznych aktywności, ze mną czytanie książeczek, zabawa klockami, pociągiem i torami z ikei, piasek kinetyczny, dopasowywanie elementów etc.

Słynąca z ogromnego apetytu na parę dni Zosia nagle się odmieniła - i zaczęła wybrzydzać, momentami jeść jak ptaszek (jak na nią) Połączyłam to jednak z niemal całą dłonią wsadzoną non stop do buzi i zwalam na zęby - obstawiam trójki. Jednakże trójek ni widu ni słychu, a apetyt jakby wraca.
Dziś na śniadanie zjadła sama jedna do kanapek całego pomidora(!) Może te zęby tak falami będą męczyć?

Zosia ma jedną drzemkę w ciągu dnia, wciąż do zasypiania potrzebny jest smoczek. Niestety. Ma wyciągnięte szczebelki z łóżeczka więc zasypianie jest trudniejsze, bo lubi uciekać. Do tej pory szczebelki były, Zosię do łóżeczka się odkładało, gasiło światło, wychodziło i już. Zasypiała sama. Teraz trzeba posiedzieć z nią w pokoju, bo inaczej wychodzi milion razy i przybiega do pokoju gdzie jest Mamusia i Tatuś:) Drzemka trwa najczęściej 1,5 h ale jeśli jest zmęczona, miała przedpołudniem fajny spacer albo źle spała w nocy, potrafi przespać max do 3 h. Ale to rzadko.

Budzi się ok 9, mam wrażenie że jej naturalny rytm bliższy jest 8, długo tak funkcjonowała, i jak czułam się dobrze to tak wstawałyśmy, ale przez mdłości poranne, bardzo silne, troszkę zmieniłam dzień i Zosia śpi dłużej, dzięki czemu i ja przesypiam trudny dla mnie czas.

Bo... tak tak. Mam mdłości nadal.
Ja słyszałam że z bliźniakami jest gorzej no ale to masakra. 16 tydzień ciąży a ja rzygam CODZIENNIE. z Zosią wymiotowałam do 14 tyg, i to co drugi, trzeci dzień, a teraz codziennie.
Sił nie mam, TSH mi skacze, (pocz ciąży 3.6 potem spadek do 0,2, teraz znów 3,1) jestem senna potwornie, i niemal codziennie muszę mieć drzemkę w ciągu dnia.
Brak mi energii, szczególnie w sklepach, jest jakaś masakra, mam jakąś ochotę połazić coś kupić to nie, wytrzymuję max 7 minut i muszę uciekać, bo świat wiruje, niedobrze mi, itd. Tak samo dramaty w kościele:(

W ciąży pierwszej było tak, że I trym był trudny, mdłości, wymioty, stres, strach, bóle brzucha. II był jak marzenie - sporo energii, czułam się kwitnąco, brzuszek kopał delikatnie...:)
i III to znów dramat - hemoroidy, opryszczka i jakieś choróbsko, brzuch bolał od kopniaków, spać nie mogłam i znów bardzo bez sił etc.

Teraz mam wrażenie jakbym z pierwszego trymestru przeszła prosto do trzeciego - chyba że te siły jeszcze kiedyś przyjdą?

Dzieciaki rosną i są zdrowe. Na płeć jeszcze za wcześnie, wg mojej doktorki, i Jej ufam. Wg Doktorka z nfz-tu nie ma rzeczy niemożliwych, już w 13 tyg obstawiał chłopaka, "a drugiego nie widać", a w 15 już był pewny dziewczyny "a drugie się schowało". :) dla mnie wróżenie z fusów na tym etapie:P

30 listopada 2016, 22:19

W poprzedniej ciąży miałam na koniec takie uczucie jakby mnie ktoś w krocze kopnął. Tak bolało spojenie chyba, ale to na parę dni przed porodem się pojawiło, chodziłam jak kaczka, stwierdziłam że widocznie tak już musi być bo to już niedługo i tyle.
Teraz jednak taki ból pojawił się w 17 tc. Hmmm. Trochę wcześnie?
Jak się zaczyna, po sforsowaniu się podnoszeniem Zosi lub dłuższym łażeniem pieszo, muszę się położyć i z reguły do następnego dnia przechodzi.

Nie jest łatwo się oszczędzać z półtorarocznym Maluszkiem.

Coś mnie nieśmiało smyra od środka, bardzo rzadko, tak rzadko że zastanawiam się czy to aby nie przewidzenia. I wciąż nie jestem pewna, czyżby? Czy to już to? Czy to już dzieciaki dają o sobie znać?
Czekam na rozwój wydarzeń.

Zośka dziś miągwa i płaczka nie do zniesienia. W końcu jak już tylko powłóczyła nogami i jojczała bez powodu postanowiłam dać jej szybciej kolację i szybciej położyć spać, biorąc na siebie ewentualność dłuuuuugiego walczenia z jojczeniem w łóżeczku. Ale już naprawdę nie miałam siły.
I co się okazało?
Wrąbała dwie michy kaszki aż jej się uszy trzęsły i niemal natychmiast grzeczniutko zasnęła.

Czy ja się kiedyś w końcu nauczę że jojczące, marudne, kapryśne dziecko to czasem po prostu.... głodne dziecko?

pojadła, pojadła i śpi.


Ja zupełnie bez energii. Bez sił na cokolwiek. Bez zapału. Bez celu i wytrwałości. Dni mijają mi przez palce i mam okropne poczucie winy że coś marnuję, zaniedbuję. Że nie wykorzystuję życia tak jak trzeba. Że jestem leniuch. No jestem:(

Od kilku godzin pada śnieg. Za oknem na ulicach biało. Zima!!!!


10 grudnia 2016, 01:14

Zosia rok i 6 miesięcy
Bliźniaki - zaczynamy 19 tydzień

Zośka katar ma, gile do pasa, lekko jest przeziębiona, ale nadal wesolutka. na Mikołaja dostała konika na biegunach i jest nim zachwycona:) gadać nie chce ale to już nie jest tylko mama tata tak i nie. do różnych muu na krowę, sss na węża, miał hau itp doszło bam! na każde upadnięcie kogoś lub czegoś, oraz baba na prośbę o powtórzenie. Wiem, bardzo mało nadal, ale powoli do przodu. Włoski jej niesamowicie rosną i ma już wspaniałe dwie kitki, a czasem nawet uda się zapleść dwa dobierane:) jest śliczna<3

Pisałam wcześniej o bólu brzucha jak się sforsuję, który to ból przechodzi po odpoczynku i/lub śnie. Tym razem jednak brzuch mocniej o sobie dawał znać i jak w końcu trzeci dzień z rzędu wciąż bolał przy każdym kroku zmartwiłam się. Jak leżałam i się nie ruszałam było ok, ale nie da się cały czas leżeć. Jest Zosia, Mąż, obowiązki...
Napisałam do ginekolożki i zgodziła się mnie przyjąć na ekspresową wizytkę.
Prawdę mówiąc trochę też się nakręciłam, tym jak to w ciąży bliźniaczej szyjka się skraca, że wcześniaki, że leżenie, że szpital...:(

już sobie zinterpretowałam że te bóle to na pewno szyjka albo coś.

Tymczasem szyjka piękna, długa i zamknięta, łożyska w porządku, ilość wód płodowych w normie, dzieciakom serducha biją jak dzwon! uff! ale radość!

Ale przyznać się muszę że jeszcze większą radość przeżyliśmy jak Pani spytała czy wiemy kto tam się chowa, a my przyznaliśmy że doktorek miał jakieś typy ale czekaliśmy aż ona potwierdzi, i Pani powiedziała że zobaczmy! Nie sądziłam że znajdzie w tej ekspresowej wizycie czas na to, myślałam że będę musiała czekać do umówionej wizyty na badania połówkowe.

A tu proszę, rachu-ciachu, i nie ma już żadnych wątpliwości! Sami widzieliśmy!

MAMY DZIEWCZYNKĘ I CHŁOPAKA!!!!

jestem taka szczęśliwa! to w moim przekonaniu najwspanialsza opcja z możliwych:) jesteśmy z Mężem i z całą zresztą rodziną zachwyceni:)

także prawdopodobnie w brzuszku mieszkają nam Łucja i Staś:) lub Szymon:) rozmowy trwają:)

Co za wspaniały dzień!

Brzuch dalej boli jak bolał, ale to nic niepokojącego, ot, rośniemy. Dzieciaki już duże, no i dwójka! więc się rozpychają. Czuję już delikatne ruchy, zwłaszcza na wieczór, zwłaszcza po czekoladzie:D:D:D:D:D:D

Ach ach! Synek i córeczka! :D

21 grudnia 2016, 23:19

dwudziesty tc
Zosia rok i 7 miesięcy

Co tam u mnie.
Mdłości niezmienne. Wymiotuję codziennie. Mama mnie uprzedzała że w ciąży bliźniaczej wymiotowała do 6 miesiąca. Nie brałam z początku tego serio. Teraz już biorę, przyjęłam to na klatę i nie łudzę się każdego dnia rano że może wczoraj był ostatni bełt i od dzisiaj koniec, jak to było przez pierwsze miesiące. Nie. Wymiotuję codziennie rano. Taka jest ta ciąża i trudno.
Mam już parę kilo na plusie, nie wiem ile dokładnie, ale strzelam że z 5?
Brzuszek już spory, taka okrąglutka piłeczka. Bardzo zgrabny i uroczy, no ale na razie maluchy są małe. Trochę się boję jak będę wyglądać i czuć jak podrosną. Jak one się tam zmieszczą??
Okropnie męczą mnie hemoroidy;/ no niestety. Posypały mi się troszkę wyniki krwi (co się dziwić, dwóch gapowiczów mi tu pasożytuje:)) więc mam żelazo na receptę. Bardzo to pogorszyło wypróżnianie i ot, takie koło.
Mam też żylaki więc muszę nosić pończochy uciskowe. Jeszcze ich nie kupiłam bo nie mam kiedy wybrać się do wskazanego przez lekarza sklepu medycznego.
Jestem totalnie bez sił i bez energii, całymi dniami nic nie robię, ale zbliżają się Święta, i nie wiedzieć skąd znalazłam dziś siły by odkurzyć całe mieszkanie, pomyć wszystkie okna i zrobić pranie. I jeszcze pojechałam z Zosią do znajomego przedszkola obejrzeć przedstawienie jasełkowe. Jestem w ciężkim acz pozytywnym szoku:) oby takich pozytywnych efektywnych dni było więcej:)
Zośka wychodzi powoli z choroby. Już od dawna nie gorączkuje, znów ma apetyt, jest wesoła, osłuchowo czysto, tylko wciąż ma katar. Już dwa tygodnie będzie tego kataru. Ale ponieważ naprawdę nic poza tym jej nie dolega przestałam ją kisić w domu bo ileż można. W przedszkolu była w swoim żywiole, dzieciaki, przedstawienie, kanarki w klatce, poczęstunek i nagle po co Mama? Biegała sobie pośród innych dzieci, cieszyła się i w ogóle nie przejmowała się moją skromną osobą:) Coraz bardziej przekonuję się do żłobka.
Mamy już w domu choinkę, na razie gołą. Mąż w poniedziałek wieczorem zdążył ją tylko kupić i wstawić w stojak a we wtorek rano musiał jechać na Śląsk. Jutro wraca i będziemy ją rodzinnie ubierać. Zosia drzewem jest zachwycona, co chwila głaszcze, wącha, pokazuje paluszkiem. Pokazuje w książeczce ubrane choinki i wskazuje na naszą, a ja cierpliwie tłumaczę że nasza też będzie miała ozdoby, jak tylko Tatuś wróci. Więc jak tylko na klatce schodowej słychać jakiś hałas biegnie na przedpokój pokazuje drzwi i woła Tata! Tata!
Jest w ogóle totalną Córeczką Tatusia. Taką typową, do potęgi.
Jak tylko jest Tatuś chce cały czas do niego na ręce. Serio. CAŁY. Owszem, to jest tak że ja z brzuchem jej nie podnoszę więc może chce czułości. Ale ja ją biorę na kolana, przytulam, obcałowywuję... Rzadko chce do mnie na ręce, wtedy albo kucam i ją przytulam albo odmawiam jak nie mogę bo jestem zajęta. a jak tylko Tatuś się pojawia od razu Zosia chce na ręce. Mąż ma dużo obowiązków, pracy i kiedy może to ją bierze, ale kiedyś też musi pracować, sprzątać, siedzieć przy kompie, myć naczynia etc. I On częściej niż ja jej odmawia, a mimo to Ona niezłomnie chodzi za Nim krok w krok. Uwielbia Go, uwielbia jego zdjęcie w moim portfelu i na tapecie telefonu, uwielbia się z Nim bawić. Jak się uderzy i płacze i chce pocieszenia, jak ma wybór zawsze wybiera Tatusia. Jak odciąganie kataru czy badanie u lekarza było be natychmiast chciała do Taty.
Ech... Bywam zazdrosna:P:P:P:P To był do tej pory tylko mój facet:P

8 stycznia 2017, 22:50

23 tydzień ciąży
Zosia - kawał Pannicy:P

Na badaniu połówkowym wyszło że Synkowi niemiarowo bije serduszko. Słychać było wyraźnie że córci pięknie bije tu-du, tu-du, tu-du... tak Synkowi tuduuu, tu, tu, tuduu, du... :(
dostaliśmy polecenie udania się do kardiologa płodu na specjalistyczne usg. A tymczasem doktórka kazała się nie nakręcać i nie stresować na zapas.
wzbiłam się na szczyty samoopanowania i nie zajrzałam ani razu w internety nie guglałam nic, nie czytałam cudzych historii.
Poszliśmy na badanie i same usg z dokładnymi pomiarami trwało godzinę.
Prawdopodobnie mam za mało magnezu i potasu, szczególnie magnezu, teraz mam zażywać końskie dawki i to może pomóc. Powinno minąć, raczej nie zdąży do porodu, może w pierwszych miesiącach po porodzie. Mam rodzić w szpitalu z oddziałem kardiologii dziecięcej, bo nawet jak urodzę gdzie indziej, to pewnie neonatolodzy i tak mi Synka na kardiologię odeślą a bezsensu żebym każde dziecko miała w innym szpitalu:(
to optymistyczna wersja, gorsza, którą lekarka sprawdza i jak będzie trzeba będziemy potwierdzać to jakaś choroba moja która skutkuje przeciwciałami które zwalczają płód uszkadzają serduszko. Ale powiedziała że to bardzo mało prawdopodobne no ale sprawdzić taką ewentualność trzeba.
ech:( Mam się nie zamartwiać i nie nakręcać. Serio staram się nie zamartwiać i nie nakręcać, czekam na to co lekarka specjalistka powie, ale tak zupełnie łatwe to to nie jest.

Tymczasem dzieciaki kopią aż miło, wiercą się i smyrają. Bardzo dokuczały mi bóle podbrzusza i twardnienia (co potwierdza że pewnie rzeczywiście mam magnezowe braki) i ogólnie ostatnio byłam do niczego. Na weekend udało się "sprzedać" Zosię ciociom i wyjechać z Mężem w górki. Ja zawieziona autem pod same drzwi siedziałam w schronisku Mąż wyskoczył na stok. Jak będzie trójka to szybko jej nie sprzedamy:) Cudnie było nie biegać za żadnym Szkrabem, nie pilnować żeby nic nikt nie strącił, nie stłukł, nie poparzył się o kominek. Tylko samemu grzać się przy tym kominku oglądać śnieg i widoczki za oknem i zajadać serniczek:) 12-osobowa sala i łazienka na innym piętrze (siusiu w nocy!) były mniej cudne ale i tak do przeżycia. Cudnie było się stęsknić i powrócić do ukochanej córeczki:D:D:D:D:D:D <3 <3 <3
I cudnie jest mieć świadomość, że Ona bardzo dobrze daje sobie radę beze mnie, że ma wspaniałą opiekę, że nie ma histerii. Mogę spokojnie zniknąć na parę dni do szpitala rodzić:)
Zosia w ogóle jest wspaniała, super śpi w nocy, super śpi w dzień, usypianie polega na zaprowadzeniu jej do łóżeczka i wyjściu z pokoju - bajka! Apetyt ma że hej, je więcej ode mnie:) chętnie pokazuje na pieluszkę lub na nocnik - jak właśnie zrobi siku:) trzeba będzie ją jakoś nauczyć żeby zrobiła to choć chwilę wcześniej, ale to i tak fajnie że zauważa że to się dzieje. Kupkę robi tylko do nocnika. Umie układać puzzle dwuelementowe i budować wieże z klocków duplo. Dostała też kredki i zapamiętale nimi rysuje. Wstaje o 8.30, chodzi spać po 21, drzemka w ciągu dnia ok 14 na półtorej godziny.
Fajowska z niej dziewczynka, oby Bliźniaki były podobne!

16 stycznia 2017, 16:27

Od czwartku 12 stycznia jestem w szpitalu na patologii ciąży. Oprócz niemiarowej akcji serduszka Synka wykryto malowodzie u Coreczki.
Oj Boze mój kochany Boze.
Proszę Cię o cud i Twoją interwencję.
1 2 3 4