Może to faktycznie tylko gazy ale i tak mi się nie podoba.
Ogólnie jak już mówiłam, jakoś mi się nie podoba bycie w ciąży no ale...cały ten show ma na celowniku posiadanie dzidziusia a nie marzenie o milusich 9 miechach w ciąży.
Jestem zbyt aktywna na to, żeby cały czas czuć się jak rozlazła wiecznie zmęczona kluska.
No ale dobra, nie narzekam - czas leci szybko. Jak dwie buźki będą dawały mi popalić to pewnie będę się zastanawiać co było nie tak w ciągłym spaniu podczas bycia w ciąży.
Hmm..jak tak dalej będzie ciągnęło i pobolewało to może w piątek wcisnę się do gina. No ale liczmy ze przejdzie. Zaraz zrobię sobie przerwę w work i rzucę się wyprostować wnętrzności z książką na łóżko.
Tak wiec..na 80% górny bobas, mały to...chłopak!!!
A dolny bobas, starszy to na 80% dziewczynka!
<b>Normalnie spełnienie marzeń! </b> Ale zobaczymy czy fakty się potwierdzą, bo na tym etapie łatwo jeszcze o pomyłkę.
No i po całym długim ciężkim dniu, ok 23 dojechaliśmy do domu i z wrażenia padliśmy szybko spać.
Mam zalecony wzmożony odpoczynek, do następnej wizyt też dowcipny progesteron dla zabezpieczenia i jedziemy dalej.
Dotrwałam cierpliwie i jutro o 13:10 mamy kolejne spotkanie z maluchami przez kamerkę.
Dziś zaczęlam 17 tydzień! Ale super. Lada dzień pewnie zaczną się motylki w brzuchu a potem....maluchy bedą odstawiać coraz powazniejsz walki karate.
Przygotowujemy się też coraz intensywniej do wyjazdu. Ruszamy 26 rano.
Mama i kot - przerazeni długą drogą z Hiszpanii do Danii.
A my z mężem, dwa świry-podróżniki już jesteśmy nakręceni i moglibyśmy skakać jak gumisie z radości, że przy okazji kroku w stronę lepszej przyszłości zbliża się superancka podróż.
Już marzymy palcem po mapie, ze w przyszłym roku, jak maleństwa bedą jeszcze niezbyt duże to wybierzemy się samochodem do Chorwacji. A potem....wznowimy dalsze wyprawy.
Od maleńkości obracam się w sferach biur podróży, podróży ogólnie oraz atmosfery turystycznej. Wiele lat prowadziłam z śp. tatą [*] biuro podróży i wiem...że....maluchy do 2 roku życia latają praktycznie GRATIS. Trzeba to będzie wykorzystać. hihi
No a potem najlepsze zniżki są do 6 roku życia.
Hihi będą małe dwa podróżniki zupełnie takie jak ja. Zupełnie się nie chwaląc, tylko wspominając to do 10 roku życia miałam zaliczoną większą część świata niż niektórzy przez całe życie. Bardzo jestem wdzięczna rodzicom ale też losowi, ze tak się mogło stać.
Ach..cóż za nostalgia mnie dziś ogarnęła.
W sobotę byliśmy w ikei, tutaj w Hiszpanii po kilka drobiażdżków z 3 krzesłami na czele (nasze piękne Duńskie mieszkanie jest piękne...ale też puste). Mamy stół, mamy trochę szafek, mamy też nasz wysłużony materac 180x200 z ikei w Polsce.
No i kątem oka dostrzegłam suuuuper komodę, idealną na przewijak czy do postawienia wanienki w promocji 50% !!!! Z okazji wymiany ekspozycji. No to szybka decyzja - HURRA BIERZEMY. Mąz się napalił, ucieszyl, poleciał do babeczki, zarezerwował i wrócił happy chytrze przyglądając się pięknej ramie łóżka. W między czasie okazało się, że komoda już zarezerwowana ale doszliśmy do wniosku że taka okazja...taka piękna rama łózka...nie ma na co czekać. No i BOOM. Mamy zajepiękną, nową, cudną ramę łóżka, z szufladami itp. Do tego tylko trzeba będzie za jakiś czas wymienić materac, bo nasz jest o 20 cm za duży no i wysłużony.
Tamten materac, na łózku, był super no ale 319 euro... a my już mamy pasa zaciśniętego na maksa..W niedzielę, jednak wymyśliliśmy, ze moze ten materac też jest przeceniony...
Więc skoro świt o 10 poleciałam do ikei...DUPA - otwarte od 11. Więc cierpliwie czekałam, potem wpadłam do środka poleciałam do naszego łózka - ale już go nie było. Pani powiedziała też, że niestety nie wyprzedają materacy tylko je kładą na kolejną ekspozycję.
Kurcze - pomyślałam, szkoda. No ale ok , będziemy dalej spać na naszym. Co tam.
I tak chwilę się pałętałam po okolicy sypialnianej aż podleciała do mnie babeczka i powiedziała, ze rozmawiała z kierowniczka i skoro chcemy ten materac to też możemy go kupić za 50% . Prawie tam się rozpłakałm ze szczęścia. Bo w zasadzie i tak bylismy prawie zdecydowani na wycięcie sobie tych 319 euro i kupno tego materaca, bo strasznie się na całość napaliliśmy.
Więc dobrze rozpoczął się poniedziałek. Co jest cudem bo wstałam zdecydowanie lewą nogą i na każdym kroku wprost syczałam na biedną mamę i biednego kota.
No ale mama kochana jest przyzwyczajona do tego, ze rano bywam niemiła. Tato to się mnie wręcz bał o porankach. Nie rozumiem tylko dlaczego dla mojego meża jestem zawse miła, nawet rano. Często rano wkurza mnie cały świat, a mój mąż nie. Niesamowite. To jest chyba właśnie magia miłości.
Cóż..mam nadzieję, że cząstka mnie i cząstka męża w postaci naszych dzieci też nie będą mnie irytowały o poranku. Taaaa...napewnie nie będą. Jak mogłyby!!
Gorzej jak będą miały mój charakterek i będą na mnie warczeć hihi
No ale jak to czasem bywa zbyt super być nie moze, bo pomimo tego że dzieciaczki super rosną, serduszka super, ciągle się kręcą...to skróciła mi się szyjka.
Jakoś starsznie się nie schizuję, bo WIEM ŻE WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE. Ale...no ale jednak martwię się. Czyli przeholowałam z pakowaniem i przygotowywaniem wszystkiego na wyjazd. Polus przedwczorajsze 2h schylone jak pomagałam mężowi odkręcać sethi śróbek w naszym łózku (promocja, więc trzeba je nyło rozłożyć)
No i o tyle ile ostatnio, 14 d temu szyjka miała 4 cm to teraz ma 2
Mam zakaz leżenia, niczego nie noszenia i jutro o 14 ponowna kontrola.
Nie mogą założyć szwu bo przy dwójce szew jest na nic, mam jednak nadzieję, ze pani gin coś dobrego wymyśli. Na szczęście była to ta dobra, najlepsza w szpitalu pani gin. Jak wychodziliśmy to już miała porozkładane księgi, pootwierane strony medyczne w kompie itp w celu znalezienia rozwiązania. Mam nadzieję, ze cos wymyśli. Mam nadzieję, ze chociaż passer by pomógł..no ize zdążymy z tym passerem tutaj w Hiszpaniii..przed wyjazdem. Czeka nas 2,5 dnia jazdy. Mąż już zadeklarował, ze będzie prowadził. HOHO Czy ja jestem chora czy co?
Oczywiście pozaczytywałam się na forach i...wszędzie mówią że 20 mm to jeszcze nie tragedia ale skoro trzeba leżeć to leżeć i kropka.
Najgorsze, że zostało jeszcze trochę rzeczy do zrobienia, popakowania, chociażby poprzeglądania pudeł jakie przywieziemy tzn mąż przyniesie z odległego o 3 ulice strychu..który znajduje się w garażu. Ach ta Hiszpania. No ale mamy wrażenie, że czasowo damy radę.
Dziś małżuś ma dyżur, w piątek sobotę niedzielę też. Więc pozostaje jutrzejsze popołudnie + pn-czwartek popołudniami w przyszłym tygodniu. I do tego pn i wt przed wyjazdem. Hmm..no damy radę. Byleby szyjka była OK.
Niby nic się nie dzieje, ale coś tam ciągle czuję. Moze to normalne ciągnięcie bo się przecież non stop wszystko tam zmienia i rozciąga ale....oczywiście lęk podszeptuje mi a moze to boli skracająca się szyjka. Nie ma co gdybać, tylko spokojnie leżeć i poczekac na jutro na 14tą.
A w między czasie po znacznej części dnia przeleżanej teraz półleżę na fotelu przy kompie bo przed samym wyjazdem MUSZĘ podomykać zlecenia bo jak nie...to będzie katastrofa finansowa. heh
z szyjką będzie ok :: z szyjką będzie ok :: z szyjką będzie ok .....
Tyle się najadlam strachu. Mąż tez ale jak zwykle w tskich sytuacjach zachowal zimną krew i dzielnie ocieral mi łzy.
Mam podejrzenie co to moglo się stac...jakiś tydzień temu poslizgnelam sie wchodząc do sklepu.. nie przewróciłam się ale wywinelam niezle salto w celu złapania rownowagi i potem caly dzień mnie tsm coś ciągnęło. Może wtedy coś tam mi się naruszylo.. kto wie.
A teraz leżakowanie i jeszcze raz lezakowanie. Jakies tam mikro siedzenie - pani gin mówi , że siedzieć tez można a chodzenie to tylko na kontrolę. Zostały mi tylko jedne zakupy przed wyjazdem...ale to załatwię w przyszłą sobotę. Nic ciężkiego ale wazne rzeczy typu dywanik do łazienki, eratka do kuchni, przyprawy, nowy mop, mata antypoślizgowa itp Tutaj w Hiszpanii jest pełno sklepów prowadzonych przez Chińczyków i to wszystko jrst tanie jak barszcz. A w Danii...pewnie chwilę potrwa lokalizacja co gdzie i za ile.
Szef męża będzie naszym lekarzem rodzinnym póki mąż nie wskoczy na pelen etat i juz zna znaczną część historii Minionków i umawia nam pirwsxa wizytę kontrolną u gina na początek września. Tutaj ostatnią bede miala 25,08 a do tego czasu jeszcze kilka podgladowych jak sie trzyma pessar.
Nie rozumiem jak to moze być, że każdy gin mi mówi, ze siedzieć też mogę... Jakoś w to nie wierzę. Posiedziałam 2h przy pracy i hop znowu do łózka. Jak to...siedząc przeciez tak samo wszystko tam sie uciska na biedną szyjkę...Po prostu nie rozumiem filozofii że siedzieć i leżeć a jak najmniej chodzić.
Wywlokłam więc stary laptop z szafy (na odzień pracuję na stacjonarnym duuużym kompie) i go właśnie przeinstalowałam na leżąco. Jest świeżutki i chodzi na tyle szybko ile może. Zrobiłam mu z torby podręcznej stoliczek, bo przecież absolutnie nie będę go trzymała na na brzuchu!!! - poduchy pod głowę i plecy, Minionki w brzuszku rozłożone w pozycji horyzontalnej i będę się przyzwyczajać do pracy na leżąco.
MUSZĘ WYTRZYMAĆ. I wytrzymam!!
Tzn..no najpierw tylko musimy dojechac do tej Danii . Ale w sumie z nogami do góry na rozłożonym siedzeniu ...poezja.Z kotem wrzeszczącym tuż nad głową. Hihi bedzie super. Byle już stad wyjechać. Mam wrażenie, ze może to mieszkanie ma jakąś złą energię. No ale jeszcze tydzień i 2 dni. I jedziemy.
A najpierw to w ogóle cierpliwie doczekać do wtorkowej popołudniowej kontroli.
BŁAGAM BŁAGAM BŁAGAM .... BŁAGAMY BOGA i wszelką opatrzność, żeby wszystko było dobrze, żeby pessar się trzymał jak należy i dzielnie sprawił swoje zadanie.
Ja cały czas myślę pozytywnie, zeby maluszki sie nie bały ale też mówię do Nich żeby śmigały na górę a nie naciskały na dziurkę. Żadnego światła! Nie przez najbliższe 3 miesiące!!! :*
Mąż natomiast panikuje strasznie i nawet torby mi nie pozwala nosić. hihi zaczyna mi się to podobać. No oczywiście żartuję. Wolałabym żeby nie było takiej konieczności. Wolałabym bez komplikacji i żeby wszystko było dobrze.. No ale taki już mamy urok. Że zawsze do celu zmierzamy po wyboistej drodze. Nie ma sprawy. Jesteśmy zaprawieni.
Będzie dobrze!!!
Pierwszego dnia jedziemy z Hiszpanii do Tours we Francji ok 900 km. Pikuś - 7-8h
Potem drugiego dnia z Tours do Bremen w Niemczech - też pikuś o też ok 900
A ostatniego dnia pozostanie jedyne 460 km do nowego domu.
Oby tylko pessarek zgrabnie trzymał wszystko w ryzach. To "dopiero" 18 tydzień. Troche nas martwi co to bedzie potem ale siła sugestii staram sie, zeby pessar zapiekł się na szyjce na 102, zassał się i żeby wszsytko ładnie szło.
Będę leżeć ile wlezie. Nawet już obmyślam jakby tu leżeć na kursie duńskiego. Bo od 1 wrz zaczynamy. A że w grupie będą sami nasi znajomi lekarze z rekrutacji i wyjazdu do Danii w maju to pewnie będą też starali się chuchać na coliberka i małe ptaszki w brzuchu. Bardzo wszyscy są sympatyczni...no może oprócz młodej lekarki z ...Polski ale może się dziewczyna rozkręci. Mało kontaktowa kobitka. Po 5-10 razach zagadywania i próby nawiązania kontaktu znudziło mi się. A mam zwykle dużą cierpliwość i jak weicie jestem otwartą osobą.
Dziś niedzielę spędzam totalnie leżąco. Ku zdziweiniu kota pracuję z kompem w łózku a zdziwione kocisko chodzi, przygląda się i pomiałkuje. Mężuś znosi jajko z nerwów, bo jest na weekendowym dyżurze na wiosce i co chwilę pisze i dzwoni pytając jak się czuję.
Postraszyli go ginekolodzy, ze przy ciązy bliźniaczej szanse nawet z pessarem w takiej sytacji są marne i trzeba sie modlić...ale ja bardzo lubie robić wszelkim niedowiarkom na złość i udowodnię wszystkim, ze MOŻNA. I na przekór z Minionkami zrobimy tak, że wszystko będzie dobrze!
Będę więc nadgorliwie leżeć przez cały tydzień a te części dozwolonego siedzenia zuzyję na obiadek lub jazdę na kontrole do gina.
Coś czuję, ze maleństwa zaczynają fikać w brzuszku i lekko kopać. Czasem czuję takie śmieszne COŚ. Mam nadzieję, ze przy okazji kopania i fikania dolny szkrabik przesunie się do góry lub chociaż odwróci się dupką do wyjścia a nie główką i nie będzie tam naciskał na ujście.
Najgorsze jest to...tak z medycznego punktu widzenia...że cała macica powiększając się samą sobą naciska na tą szyjkę. Nie tylko głowka dolnego dziecka. Mąz mi tłumaczył, ze to tak jak dmucha się balon i 'szyjka" zmniejsza się wraz ze zwiększaniem się balona.
No ale zmedycznego punktu widzenia bardzo rzadko dochodzi do sukcesu podczas pierwszej inseminacji a ja już zaskoczyłam za pierwszym razem. Także nie ma co filozofować tylko nastawiac się pozytwynie i czekać do szczęśliwego, późnego finału.
Nie daje mi tylko spokoju 20 tydzień.
Wszędzie widzę, ze w 20 tygodniu następuje wielki skok rozmiarowy. Mam nadzieję, że to nie wysadzi mi szyjki w powietrz... Ale przecież ten skok następuje stopniowo przez te kilka dni a nie nagle, więc liczmy, że sprawnie wszystko będzie mi się tam rozciągać. Ważne, ze 20ty tydzień to już będzie jak będziemy tam na miejscu...Hmm..no chyba, ze źle liczę.
Teraz, dzisiaj kończy się 18ty tydzień bo jest 17t6d. Taak?
Więc w przyszłym tygodniu - jutro w pn zaczyna się 19...
Oj...to 20 tydzień wypada na samą podróż..
No cóż.. czasem pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć.
Kurcze...a czemu nie migą mi np założyć 2 pessarów?
Jestem spokojna, pozytywnie myślę ale i tak trochę świruję.
A dzis nic. Leżymy sobie i pracujemy. Nic nie boli. Nic nie ciągnie.
Zdjątko na poprawę humoru:
Oczywiście pod klawiaturą ręcznik, żeby w razie czego nie promieniowała ale promieniują tylko laptopy i ekrany. A ja zjechałam do pozimu z moim roboczym komputerem stacjonarnym.
Dziś 100% pozytywnego nastawienia. Jadąc do szpitala na wizytę przymierzę się do ciekawych pozycji w samochodzie. Z Danii już pisali, że zapisują mnie na połówkowe.
No i będzie dobrze. Musi być!
Co do wyjazdu to rozważane były różne opcje. Samolot i zostanie tutaj tez. Samolot odpada ze względu na miedzyladowanie i brak możliwości wylotu z miasta w którym mieszkamy. A nie będzie kto mnie mial odwiezc na lotnisko 480 lub 250 km stad... Pozatym stres negatywnie wpływa na szyjke a ja niestety po mimo rozumu panicznie boję sie latać. No i na miejscu tez nie znamy nikogo i nie mialabym jak dojechać do domu ok 200 km od lotniska... A pozostanie tutaj tez wykluczone bo byloby to niesamowicie stresujace dla mnie. Tym bardziej ze zostalabym w zasyfionyn mieszkaniu z syfiarzami..bez internetu wiec i bez pracy a co za tym idzie bez kasy. Bez samochodu..a skoro nie moge chodzic i dźwigać to jak niby robilabym chociaz podstawowe zakupy. Odpada wiec i to...choc powodow anty pozostaniu moglabym wyliczać bez konca. Plus ginka powiedziała ze nie wiadomo ile trzeba by było zostac. Moze nawet 20 tyg! Widzac moją mine moje Słońce wymyslilo ze w takim razie moze dodamy jeszcze 2 dni podrozy i bede te kilja godz lezala w samochodzie a potem hop do lozka w hotelu. No i problem ulaskawiony. Super pomysł. Zaraz zasiadamy...tzn ja juz leze...i będziemy rozbijac trase na kawalki i rezerwowac hotele. Dałam mężowi stery auta w dłonie w drodze ze szpitala a ja happy leżałam jako pasazer. Wyczyje chlopak auto i bedzie ok. A ja nawet nie myślałam ze jest tak wygodnie.
Maluchy rosną super. Jedno ma 259gr a drugie 261g. Potwierdzone juz, ze chlopiec i dziewczynka. Leżą sobie teraz glowka w główkę... ucieszylam się ze już mała nie ciśnie na szyjkę glowka...no ale teraz kopie w szyjkę.
Śmieję się, że za to bedzie miala szlaban do 50tki hihi
No i nadal trzeba myśleć pozytywnie. Szanse są. ..ale niestety wszystko moze sie zdarzyć. Niezaleznie od okoliczności. Bedziemy sie modlić, żeby cala drużyną dojechac do Danii a tam potem..prosto na kontrolę. I jak chcą niech mnie kładą na kolejne tygodnie
Do szpit. Duńskiego i tak sie nauczę. Najwazniejsze zeby minionki mialy dobrze.
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 sierpnia 2015, 21:14
Mamy się dobrze. Od czasu do czasu cos tam mnie pobolewa ale bez paniki. Coś przecież muszę czuć nonie? Dzielnie leżakujęi we wtorek rano, po wizycie kontrolnej szyjki ruszamy. W Danii mam planową kontrolę zamówioną na 3 sierpnia, ale własnie mąż wysłał maila do szefa przychodni w której będzie pracował, opisując całą sytuację z prośbą, zeby może załatwił nam przegląd szyjki jakoś wcześniej.
Mąż o wiele bardziej panikuje niż ja, no i nic, kompletnie nic mi nie pozwala robić. No ale fajnie. Czuję się jak księżniczka. haha Wokól full roboty a ja sobie leżę i ładnie wyglądam. Boosko. Byliśmy w czwartek w carrefourze ale pod warunkiem, ze będę jechała na wózku takim dla inwalidów. Haha fajna zabaweczka. Taki elektroniczny z koszykiem. No i dzięki temu już mamy zrobione zakupy na wyjazd, włącznie z hiszpańskimi winkami na prezenty. Ach...bo my jesteśmy tacy serdecznie, ze zawsze wręczamy wszystkim jak nie winko to oliwe z oliwek albo cos..heh teraz kryzys więc będa tylko winka. I tak wymusiłam na mężu jakieś tanie..bo co..? Najważniejsze, ze "hiszpańskie" i napisane 'la rioja' a przecież jak ktoś nie jest smakoszem wina to nieważne czytakie za 1,50 euro czy za 6 czy za 30 i tak będzie smakowało tak samo. buhaha ja np nie przepadam za winem i wszystkie są dla mnie takie same. Nnoo chyba, ze takie dobre słodkie jak piliśmy w Porto. To był dobry napój alkoholowy.
Tutaj jak mama była w szpitalu to zachwycałam się nowoczesnym szpitalem. Że taki duży, przestronny, ze wygląda jak hotel , ma piękny hol itp...a wczoraj jak czekałam aż się wyślą za serwer pliki instalacyjne systsemu zajrzałam do szpitala, w którym będęziemy 3.08 miec kontrolę i tam urodzą się maluchy i powiem Wam, ze jestem jeszcze w szoku. Wygląda jak jakiś ogród botaniczny. Nie ma sprawy mogą mnie do niego kłaść. Interent też pewnie jest wiec nawet pewnie mogłabym pracować na laptopie.
Oczywiście mam nadzieję, że mnie tak od razu nie położą ale racjonalnie na to wszystko patrząc pewnie spędzę tam kilka dobrych tygodni.
Ach..jak bardzo chcielibyśmy już mieć tą jazdę za sobą.
Hotele już porezerwowane. W każdym dopisek, ze podróżujemy z osobą z ograniczonymi ruchami - to na wypadek żeby nie dali nam pokoju gdzieś daaaleko na końcu korytarza i na 2gim piętrze. Raz jak jechaliśmy do Polski z mamą to przeczołgana po 7-8h w samochodzie z tym swoim nieszczęsnym kręgosłupem jeszcze musiała się wspinać po schodach bo akurat winda nie działała.. Na drugi dzień w hotelu zapytaliśmy o udogodnienia dla inwalidów i dostaliśmy wielki fajowy pokój i mama udawała że kuleje przechodząc przez recepcję. Od tego czasu wolimy dodawać info, ze mamy kogoś lekko niepełnosprawnego.
Tym razem do opisu doszła też żona w ciąży. Oraz najlepsze...słuchajcie:
maly wyedukowany, spokojny kotek. BUAHA
Z tych 3 rzeczy jest tylko wyedukowany. Bo ani on mały ani spokojny. Ale mamy dla niego tableteczki na uspokojenie do samochodu, mamy też feromony antystresowe, nowy duży drogi transporterek, paszport i jego ulubione aperitivy pasztecikowe wiec da chłopak radę.
Mamy głęboką nadzieję, ze nie będzie się wydzierał w hotelu ale raczej jak się wydziera to w samochodzie. Potem u weterynarza siedzi ciuchutko, a jak w pokoju dostanie kuwetę, jedzonko ibędzie nas wszsytkich miał koło siebie to raczej będzie dobrze.
Ok..zmykam oglądać szczeki 3.
Mężuś na osotatnim weekendowym dyżurze więc ja przerabiam te filmy, których zwykle nikt nie chce ze mną oglądać.
Jutro po porannej kontroli jeeedzieeemy. Ach jak się cieszę.
Dzisiaj istne szaleństwo, ja leżę i nadzoruję rytm prac. Mama i mąż się uwijają, ja od czasu do czasu wstaję sprawdzić czy nie przekombinowali no i...jest ok.
Pomijając przerażenie, ze mi się obluzował pessar, bo za przeproszeniem miałam w weekend straszliiiwe zatwardzenie ..dla mnie istna nowość bo nigdy, nigdy nie mam probolemów..
Ale mam wrażenie, że informacje na forach potwierdzaja się z rzeczywistością bo jak w końcu dziś wyszło co ma wyjść to przestałam czuć tak bardzo ten pessar i wszystko wraca do normy. Tak czy inaczej jutro rano kontrola. A w razie czego moze pani gin poprawi ten slodki, kochany , wspierający nasz pessarek i tak bezpiecznie dojedziemy do danii. A tam może mi założą pessar z renifera. haha
Drugim koszmarkiem są gazy. Zwijałam się dziś z bólu, nie wiedząc co się dzieje. Maż panikarz ze łzami w oczach..."Boże, może to wyrostek" ale za kolejnym przeproszeniem wyszedł bąk i kłucie ustało. ufff
My chyba po prostu za dużo wiemy z tych tematów medycznych i przez to jest ciągła, nieustająca schiza. My - w sensie mąz i mama .. a ja to hihii tak jak my wszystkie tutaj karmię się informacjami z netu choć wiem...jak my wszytskie ...że tak się nie powinno robić.
Ok..zmykam więc zatem do mentalnego wspierania męża w pakowaniu i z drogi postaram się odezwać. Ze względu na całokształt mamy hotele lepsze niz zwykle rezerwujemy na drogę, więc pewnie będzie dobry internet.
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 sierpnia 2015, 17:30
foto ze zdziwioną półkaczuszką na ustach hihi
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 sierpnia 2015, 20:32
..bo nam sie popsul 2letni samochod...2tyg ponprzegladzie i jestesmy w srodku francjii czekajac na to co przyniesie jutrzejszy dzien i serwis nissana...ale poza tym wszysko ok. Sila rzeczy..troche to wszystkocstresujace wiec czuję brzuszek ale nic nie boli. Nic sie nie dzieje. Czekajac na reakcje ubezpieczyciela 5h u mechanika pierwszego kontaktu..lezalam sobie na lezaczku. Ogolnie majac wszystko pod górkę trafiamy na bardzo zyczliwych ludzi. Moze to moj brzuszek ich rozczula. Miejmy nadzieję, że jutro naprawia samochod z gwarancjii i wg planu dojedziemy do jutrzejszego hotelu...bo dzisiejszy stracilismy przez akcję z samochodem. Brr
Boooskie uczucie. U mechanika zeszlo prawie 5h wiec pod koniec po prostu polozylam sie obok niewygodnych foteli, wypielam brzuch i juz. Nikt nawet sie gapil, pracownicy salonu i serwisu udawali ze mnie nie widzą.
Do hotelu zajechalismy dzis wczesniej bo i tak troche zaczelo kluc i ciągnąć. Oprócz dlugiego siedzenia ..silą rzeczy byl tez niewskazany stres więc teraz lezakujemy... uspokajamy szyjke a jutro ruszamy dalej.
Niestety papierkowe podejście jest wszedzie i nie udało się wczoraj zajrzeć do szyjki ale wszystko wskazuje na to ze wizyte bede miala w czwartek jak tylko odbierzemy tutejszy odpowiednik pesela.
Troszke pobolewa ale leżę i poleguję ile wlezie..staram sie nic nie robic i pozytywnie myslec. Szef męża w przychodni gdzie po kursie bedzie pracowal juz mi wczoraj założył karte ciazy przeprowadzajac dlugasny wywiad i wklepujac wszystko do systemu na lewym peselu a w czwartek podmieni pesel na wlasciwy i zabukuje przyspieszona wizytę.
Od przyjazdu nie mialam czasu wsluchiwac sie w brzuch ale dzidiaj podczas kursu maluchy szalaly i robily imprezę. Albo im sie tak podoba jezyk albo tak sie nie podobs.
Chiang msi...to nasza..hmm..4ta przeprowadzka.
1.polska-londyn
2.londyn-Ibiza potem do PL
3.Polska-Oviedo
4.Oviedo-Dania
I w koncu czujemy że to jest to.
Nie wiem co mnie bardziej przeraza..bycie tytaj samopas..pozostawienie męża samopas kursujacego pomiedzy mieszkaniem 60km stad na poludnie a szkola jezykowa 80km na pn stad...czy mama sama bez telefonu w domu..czy faktem ze minionki sa zagrożone. No nie wiem..jakos nie dopuszczam mysli ze cos mogloby im sie stac. Lekarz powiedział, że jak wogole po tych kilku dniach lezenia sie nie poprawi to najprawdopodobniej zaloza mi szew. Wiemy ze w ciazy blizniaczej nie jest wskazany ale moze tutaj w danii czesciej go sie zaklada w takim przypadku niz w hiszp czy w polsce.
Przerazona jestem caloksztaltem ale sprobuje dla dobra malutkich sie nie denerwowac.
Maz juz dojechal na kurs te 80km...dobrze ze kilja ostatnich razy posadzilam go za kierownicą , żeby sie rozjezdzil. Mama przeciez tez da radę. ..tutaj wiekszosc ludzi mowi po ang wiec..będzie dobrze.
Ja zaraz sciagne sobie jakas inna ksiazke bo ta którą mam na ipadzie jakos nie moze mnie wciagnac no i...polezymy zobaczymy.
Buziaki
Jeszcze maluchy sie nie urodzily a ja juz jestem przez nie uziemiona i nie moge robic tego co piwinnam lub chcę.. no ale obudziłam się z lepszym humorem niż wczorajszy wieczorny i juz lepiej.
No pomijając fakt ze wrzucili mi w srodku nocy nie świeżo pachnąca arabke ktora cala noc halasowala, dyszala i chrapala glisniej od mojego meza...wiec się zbytnio nie wyspalam. Baaa wręcz prawie nie spalam. Ale teraz zamienilam z nia pare słów, otworzylam okno mówiąc ze w szputalu jest tyyyyle bakterii ze musimy dbac o maleństwa w brzuchu no i teraz piwtarzam dunskie zwroty przy akompaniamencie jej chrapania. Wrrr
Dzis po poludniu maz przywiezie mi komórkę wiec juz bedzie normalny kontakt z nim i mamą.
Mam głęboką nadzieję, że założą mi szew i puszcza jutro/pojutrze fo lezakowania w domu.
I juz bede sobie lezec w swoim łóżku bez zadnych dziwnych zapachów. Blee
Musze sie ogarnac bo za kilja godzin przyjedzie maz i nie chxe go dolowac moim widokiem zaryczane opuchnietej twarzy.
Boze...dlaczego nic nie moze byc normalnie. Zawsze wszystko mamy spieprzone. Wszystko. Zamiast cieszyc sie wspolnie rosnacym brzuchem , wyczekiwac na kopniecia z reka męża na brzuchu, zyc normalnym zyciem bede tutaj sama wrastala w materac. I to jeszcze bez pewnosci ze wszystko bedzie fobrze. Noż kuźwa.. Przepraszam za wyrazenie ale po prostu rece mi opadaja. I po co to wszystko?
Po to zeby pozniej miesiacami siedziec w domu zamknięta z dwojka wrzeszczacych dzieci.
Wiem ze to okrutne i niewdzieczne ze tak pisze ale tak w tym momencie sie czuje. Jak zlapana w pułapkę.
Ciekawe czy jeszcze bede sie cieszyc tą ciążą... zauważyłam ze nawet boje sie przywiazac do pukajacych dzieci w brzuchu bo przeciez nadal wszystko jest do dupy i niepewne.
Przepraszam ze tak tu wypisuje ake jestem tak cholernie rozżalona..Nie wiem za co Bog tak mnie ciagle każe
Nas. Ciagle tylko mamy rzucane grudy pod nogi. Nic nie moze byc normalnie.
mąż na pewno ma racje że to powiększająca się i rozciągająca macica, takie to już uroki ciąży ale poczekaj aż wyraźnie poczujesz ruchy swoich dzieciaczków to zmienisz zdanie nt. bycia w ciąży ;)
Jak masz obawy idz do gina, nie ma nic lepszego niz kobieca intuicja. Coliberek, ktory u ciebie to juz tydzien? Przepraszam ale ja mam takiego swira w zyciu teraz ze nie mam czasu na wiele rzeczy. Wszystko u was ok poza tym, ze nie lubisz okresu ciazy? :D
raczej przy dwójce brzuch da Ci popalić bo będzie bardzo duży. A co do spania niestety nie można na zapas ale może będziesz miała wiecznie śpiące maluchy z długim okresem "promocji" :)
julita..własnie z wielu źródeł słyszę takie opinie. To znaczy ogólnie uważam, ze cudowne jest to ze rosną we mnie dwa życia, owoce naszej miłości, dwa człowieczki itp ale ze względu na to , ze tak łatwo panikuję to wkurza mnie to że nawet boję się spać, zeby ich tam nie poprzyciskać, męczę się jak jakaś foka bez wody, ciągle się tylko martwię czemu mnie boli, czemu mnie nie boli itp Ale podejrzewam, ze jak poczuję kopanko to jeszcze bardziej się zakocham w naszych Minionkach.
kalitria 15t3d!!! :) Musze własnie ponadrabiać i poczytać co tam u Ciebie słychować. U nas wszystko jak najbardziej ok, love me tender itp Myślę, ze to był problem magicznego 7 roku małżeństwa, przebrnęliśmy więc teraz będzie miodzio. :P
Chiang Mai...zaraz do Ciebie będę pisać, bo widziałam w 'szafie' coś o czym nie mogę przestać myśleć. Nawet jakby okazało się, ze jednak to dwóch chłopców - trudno jak założą przez chwilę coś zielono różowego nic się nikomu nie stanie. :P