Minionki radośnie kopią, mąż z mamą buszu w pobliskim markecie szukając cienkiej koszulki nocnej ...bo te w domu są juz mało wyjściowe no i niedługo przyjadą. Komputer działa. .Photoshop do pracy zainstalowany wiec mogę leżeć i liczyć tygodnie. Zleeeeci.
Wczorajsze łzy juz otarte.
Dziękuję za to , że jesteście!
Może to i lepiej ze nie jestem w domu bo jakbym ciągle była wprowadzona z równowagi przez upierdlistwo mamy to jeszcze gorzej by było z szyjka.
Nie wiem dlaczego taka jest. Kiedyś była fajna i normalna a teraz po prostu jest męcząca. No ale mama to mama. Szkoda tylko że zachowuje się jak dziecko. No i szkoda mi męża. Nie pisał się na to..a dzielnie wszystko znosi.
Np nic..postaram się nie wkurzać jeszcze bardziej. Tylko skupic się na tym ze jutro zakończymy 22t w poniedziałek dzielnie i dumnie zaczynając 23.
Dziś mam totalnego lenia. Zamiast uczyć się duńskiego lub trochę popracować na przemian oglądam serial i śpię.
Czuje od czasu do czasu jakieś dziwne pykanie na dole..tak jakby w okolicach pessarach no ale może to tylko gazy
Jakby ktoś kopał w szyjkę od środka lu byly to jakies skurcze to pewnie by bolało.
Jak nie przestanie to zglosze pielęgniarkę. Póki co dostałam tableteczke na zatwardzenie i zobaczymy czy po wyróżnienia zejdzie trochę ze mnie ciśnienie w dolnych częściach brzuszka.
Niech ten czas leci szybciej. Tak bardzo juz bym chciała być chociaż w 27 tyg i czuć się nieco bezpieczniej...a to jeszcze tyyyyle czasu. Wiem ze zleci...no ale niech leci szybko.
Wiadomość wyedytowana przez autora 12 września 2015, 18:53
No ale koniec narzekania.
W środę miałam urodziny. Powiedziałam żeby mąż nie gonola prawie 100 km bo przyjedzie po kursie na chwile po to żeby zaraz wracać...Wiec ślubny zrobił mi niespodziankę i zamówił online bukiet wielkich róż i pudełko czekoladek w kształcie serca. Do tego miałam odwiedziny od żony szefa męża z córką ...dorosłą i dzieciatą córka. Przyniosły soki, ciasteczka, owoce , kubeczki talerzyki i była mini impreza. Bardzo miło. Do tego Mężuś na kursie wymyślił ze nagraj mi filmik z życzeniami i wstawia ma fb. Wiec dzień był pełen niespodzianek. Miał być do dupy bo pierwsze urodziny w szputalu i pierwsze bez męża..odkąd się znamy a było nienajgorzej.
W czwartek przyjechał w drodze do domu i posiedzielismy kilka godz razem a w piątek przyjechali razem z mamą i z pysznym chińskim jedzonkiem. Dobre to szpitalne jedzenie ale takie
...zdrowe. fee hihi zdrowo to ja będę jeść potem wracając do wagi. Teraz miał być czas na zachcianki. No ale dobrze. Przynajmniej rośnie mi tylko brzuch a nie duuuuza. Heh choć nie powiem..Mąż zaopatrzyć mnie w pełno lakoci na wszelkie okazje. I jak otwieram szafeczke to wydobywa się z niej interesujący zapach.
Dziś tez przyjedzie około południa i pouczyć się duńskiego...a potem znowu czekać do czwartku i...tak zleci kolejny tydz.
W pn zaczynam dzięki Bogu week 24. W tym tyg będę też miała kontrolne usg oraz zaczną podawać na wszelki wypadek sterydy na płucka. Na prawdę nie chce..nie chce tu leżeć ale chciałabym żeby wszystko wytrzymałość do 29 lub 30 tyg. Zobaczymy jak to będzie. Byle nie 24 ani 25.
Napisze chyba książkę. Jak zajść w ciążę i nie zwariować. Przecież to jakaś paranoja.
Najpierw 3 lata obsesji pt 'czy się udalo'. Potem obsesja do 12 tyg zeby nic się nie stało i żeby nie poronic ...I żeby potem dowiedzieć się ze to nie koniec horroru bo wciąż wiele złych rzeczy może się wydarzyć. 18t jaj z szyjka płacz i pessar. Chuchanie i dmuchane na siebie...sle i tak 21t przyjęcie do szpitala i leżenie licząc upływającego dni i tygodnie. No a co potem....to nie będę Krakac ale kilka miesięcy nieprzedpanych nocy z wrzesxczacymi maleństwa mi. Mam nadzieje ze pomiędzy jednym a drugim wrzaski będą też mile chwile bo jak nie to tylko strzelić sobie w łeb..
Muszą być tez mile chwile. Przecież cząstka mnie połączona z cząstka mojego męża to musi być coś niewymownie cudownego. Taak
.ich dołka właśnie jeden z tych cudzikòw kręci mi w brzuchu piruety.
5 lat temu w tym szpitalu urodziła synka w 24+3 ! Jest z miejscowości odległej o 80km, w której też jest szpital ale woli być tutaj bo tutaj są najlepsi specjaliści. Ma ten sam problem z szyjka tylko ze założony szew i jednego bąbelki w środku. No i w końcu ja jestem od kogoś starsza ciążą. Równo o tydzień. Teraz jej synek jest normalnym wesołym Chłopczyk em i nie ma żadnych problemów. Miał wylew..transfused i problemy z oczkami tuż po porodzie ale tak go ustabilizować ze po 5 tyg od porodu wyszła do domu z maleństwem. Fajna wspierająca historia. No i tak leży my i marzymy o wyjściu do parku..sklepu lub chociaż na dwór.
A u mnie w brzuszku szaleństwo. Towarzystwo kopie, rozpychają się i robi co jakiś czas imprezę. Dopóki malutka nie grzebie przy szyjce jest wszystko ok...ale jak czuje konkretnego kopniaka w okolicach szyjki to martwię się czy nie wyskoczy pessar. Heh
Dziś dowiem się kiedy to kontrolne usg - myślałam że będzie wczoraj ale przypadkowo przespalam od 12 do 15.30 wiec juz nie było sensu pytać. Bo wydaje mi się ze takie planowe a nie awaryjne usg robią do 15..na dole w przychodni szpitalnej. Zapytam tez co ze sterydy mi
Moja współlokatorka mówi ze jej podawali od 23+5 wiec pewnie ze mną będzie tak samo.
W między czasie oglądam i śpię...tez trochę pracuje zbierając na bieżące płatności kart i ostatni kredyt w pl no i oczywiście na zaaaakkuuupy z dostawą do danii. Wstrzymam sie jeszcze ale nie wiem jak długo wytrzymam. Hihi postaram się jeszcze 2 tyg no albo chociaż 1.5. W pn zacznie się week 25. Juppi
Wiec niedługo juz światło zakupowe z czerwono zoltego zmieni się na żółto zielone. Chiang Mai...trzymasz jeszcze naze wymarzone body - pierwszy zakup prawda? Jakbyś któregoś dnia przechodziła obok poczty please popytaj ile kostet wysyłka do danii Oki?
Idę na sniadanko.
Buziaki
Jutro zaczną podawać sterydy na płucka. Uff
Tylko ze coś mnie dzisiaj tam pobolewa i pojawił się jakiś cień plamienia. Boże tak się przeraził ze aż się trzęsą w tej toalecie. Ale wzięłam ze sobą pielęgniarkę i mówi że to raczej nie wody bo inaczej pachną. ..boooze tylko skąd ten mikro cień plamienia..
To jest taki cień cienia ale dla mnie to już jak stanie nad przepaścią. M nadzieje ze to nic takiego no i szczęście ze jestem tutaj w szpitalu bo w domu pewnie już bym zemdkala ze strachu
Nawet jeżeli na papierze przy podcieraniu tylko w dwóch miejscach papier był leciutko podbarwiony na kawę z duuuuza ilością mleka.
Taka ze mnie panika ze aż mi głupio. .no ale cóż. Nie znamy się od wczoraj i wiecie jak bardzo bym chciała żeby wszystko dobrze się skończyło.
Jutro napisze jak się rozwija sytuacja. Tak czy inaczej mam nadzieje ze chociaż z tydzień lub dwa uda się pociągnąć wszystko do przodu.
No nic...włączam bev hills żeby się nie nakręca i nie stresować. No i przede wszystkim nie myśleć.
Najważniejsze że maluchy kopia...choć małe złośliwe zaczęły kopać 20 min po wyjściu taty i babci. Heh
Do sąsiadki z sali przyszedł mąż z tym 5 letnim wczesniaki em i powiem Wam ze go roznosi. fajnie widzieć z bliska przykład ze wszystko może skończyć się dobrze...I to nawet rodząc w 24+3
No i było to 5 lat temu... a teraz techniki są o 5 lat do przodu.
Wciąż się niepokoje ale już spokojniej. Na luzie. Bez paniki.
Pielęgniarki i położne mówią ze moim beżowym plamienie nie ma co się martwić. Ale jakiekolwiek obawy to mam po nie dzwonić i pytać i się sama tutaj nie zadreczac. Niesamowicie mili są tu wszyscy. Szok.
Także grzecznie leżymy i oglądamy. Potem jak mały krzycz wyjdzie to kilka H popracuje i...tak zleci kolejny dzień.
Szyjka dalej się nie rozwiera..choć nie wiadomo jaką ma długość bo pessar wszystko przysłania.
No ale najważniejsze, ze wewnętrzne rozwarcie nie pogłębiło się. uff
Do tego Maluchy pięknie rosną.
Pani Malutka ma 723g a Pan Malutki ma 805g
Teraz jesteśmy w tygodniu 24+2
Wiem, że to jeszcze za wcześnie na radości, ale czuję, ze wszystko będzie dobrze.
Mam wrażenie, że te najniebezpieczniejsze tygodnie już za nami a teraz z każdym następnym może być tylko lepiej. Musi być!
Niech tylko ten czas leci bo już...kurcze wystarczy tego szpitala. Grrrr
Zaczynam mieć już ochoty na różne jedzonka, na które zwykle nie mam ochoty.
Byle co innego niż to jedzenie tutaj, choć nie narzekam - jest wyjątkowo dobre i apetyczne.
No ale głową do góry..brzuch do przodu. Zleciał juz prawie 4 tyg to i następne 4 zleca a potem będzie juz bliżej upragnionego końca.
Wcześniej wkurza mnie ciężarne bo im zazdrościlam, że mnie się nie udaje...a teraz wrrr tyle na te ciężarne tu się napatrze codziennie, że też mnie wkurzają. 3 razy dziennie w czasie posiłku wielka defilada pan z brzuchami wielkości kuli ziemskiej. I wszystkie tak samo nie podnoszą stóp...I wszystkie tsk samo się kiwaja na boki. Jak stado nadmuchamych pingwinów!!!!
OK. Juz. Koniec. Wyrzylam die. Heh
Wszem i wobec oznajmiam, że nawet z gigantycznym brzuchem NIE ZAMIERZAM kiwac się tak na boki!!!
Wdech wydech. OK. Juz spokojnie.
Kończy się kolejny dzień. W pn zaczynam 26 tydz. Tak jak stojąc nad przepaścią nie można patrzeć w dół...tak samo zrobię i ja..z mojej pozycji nie będę patrzeć zbyt do przodu i zliczac potencjalnych tygodni jakie pozostały do wylezenia.
W nocy o 2.30 szłam siusiu i było ok.
A obudziłam się ok 5.40 i chciałam siusiu tylko ze nie chciało mi się wstawać wiec tak leżałam i myślałam iść czy spać. Lekko się poprawiła i poczułam ze wyleciał ze mnie trochę płynu. Pomyślałam ...kurcze znowu progesteron się zsikal. No i tak leżałam dalej ale zrobiło się niewygodnie i chciałam bardziej się poprawić. .przewróciłam sie na plecy a tu chlup, znowu wycisnelo się ze mnie trochę płynu. Hmmm sprawdziłam palcem - uff nie krew. Ale sprawdziłam jak bardzo mokre mam majtki a tu okazali się ze baaardzo mokre...I nawet prześcieradło. No to w panikę i cyk dzwoneczek. Panie pielęgniarki szybciutko przybiegly dały świeże majtochy, gigantyczna podpaske i powiedziały ze w miedzy czasie zmienia pościel.
W łazience prawie że strachu zemdlalam, bo na papierze wyszło dużo pomarańczowego śluzu !- dla takiego wariata z chora wyobraźnia jakim jestem ja to masakra bo wg mnie tak pewnie wygląda czop śluzowych. Heh
Pani położna, bardzo zresztą fajna powiedziała ze sprawdzą czy to wysiek z wód ale trochę tak to wygląda, choć nie pachnie jak wody. Jak wróciłam do łóżka to sprawdziła obydwa tętna. Tętno Małej Agentki jest nieco przyspieszone ale obydwa są ok. Jak się okaże że to Sącza się wody to dostane antybiotyk i codziennie będą sprawdzać czy nie ma infekcji pobierając krew. Teraz pobierają krew co drugi dzień. No i dziś przyjdzie do mnie lekarz pokonwersowac.
Cóż za stres od rana. Masakra.
Mam nadzieje ze juz nie będzie kopania w szyjkę. Ciągle im mowie...mogą nie kopać wszędzie
W żołądek, w żebra, w pęcherz. ..wszędzie tylko nie cholera w szyjkę! !!
Byłam na usg i w obydwu workach jest odpowiedni poziom wód ale z dolnego, czyli z domku Minionki Sącza się wody.. dostałam szybko na wszelki wypadek antybiotyk i antygrzybicze ale znak zapytania co z pessary bo on sprzyja infekcjom. A w takiej sytuacji to bardzo groźne dla całej naszej trójki.
Lekarze grupowo podyskutować no i....ok godz 14 wyciągnęli mi pessara.
24h mam leżeć z pupa i nogami do góry, wstawać tylko do toalety.
Nawet już nie po jedzenie,pielęgniarki będą robiły room service.
Absolutny zakaz siedzenia aż do poniedziałku no i mam dzwonić jakby cokolwiek zabolało.
Masakra normalnie tyle stresów no ale cóż...teraz każdy dzień się liczy a ja dalej optymistycznie mam nadzieje ze tak jakoś dotrzymamy min do tyg 27 lub 28.
Jak lekarka wyciągał pessara to Wylam tam bojąc die ze nagle dzieci wypadną. Straszna jest ta moja wyobraźnia...no ale nic się nie stało. Cały czas była ze mną słodka pielegniarka która mnie ściskam, obejmowała i glasklar po głowie osuszacze łzy.
Uff..także kolejny krok za nami.
Zobaczymy co przyniesie czas. Mam nadzieje ze żadnych skurczy ani infekcji.
Urodziły się poprzez cc o 21.15
Mąż je widział, ja jeszcze nie ale jak tylko dokładnie mnie posprawdzaja po cięciu to położna mnie do nich zawiezie. Godzinkę po urodzeniu, jak był u nich mąż to pediatra upewnial się czy aby na pewno to nie pomyłka ze maja 24+4 bo są większe i bardziej rozwinięte. I póki co rokowania są dobre. Mam nadzieje ze takie pozostaną i wszystko będzie dobrze iść do przodu. Maleństwa są maluuutkie. Wyglądają jak dwie laleczki. Jak wszystko będzie fobrze z nimi i ze mną to już nawet od jutra można je będzie kangurowac. Zarówno ja jak i mąż ! Ale kurcze, są takie malutkie ze będę się bała je wziąć na ręce. Za to taakie słodkie ze aż brak słów.
Boooze co to była za jazda. Koszmarek. OK 17.30 przyjechał mąż z moja mamą. Przywieźli mi moja wymarzoną sałatkę z makaronu oraz sajgonki. A także urodzinowy torcik bo mama 4.10 ma urodziny. O 18 poszlam siusiu i na papierze pojawilo sie wiecej pomaranczowe wydzieliny i sluzu. Pokazalam poloznej..piwiedziala zeby dzwonic w przypadku skurczy lub krwawienia. No i tak sobie leżałam i rozmawialiśmy aż ok 19 zaczęłam coś czuć. Taki lekki dyskomfort i zaczęłam dopytywa się mamy i męża jakie to są te skurcze. Czy bola czy to tylko taki dyskomfort. Dyskomfort się zwiększał zadzwoniłam wiec po położna. Przyszła. .obracał mnie i zaczęła mierzyć częstotliwość skurczy. Były tak co 5-7 minut po 30 sek. Po pół godzinie monitorowania dotykiem skonsultowala się z lekarzem i postanowili założyć pas monitorujący skurcze. Jak czułam skurcz miałam wciskać guziczek. Wytrzymałam 4 serie bo strasznie zaczęło boleć a w miedzy czasie lekarz juz był gotowy do badania. Wysylalam męża z mamą do domu ale stwierdził że woli poczekać i zobaczyć jak się sytuacja rozwinie. I dzięki Bogu...sama bym chyba że strachu zemdlala. No i zawiezie mnie na łóżku do pokoju gin, wstałam, ściągnęłam gatki i wyleciał ogromny skrzep. Brrr ze strachu zaczęłam się trzasc i tak już się trzęslam aż do 23. Wzięli mnie na porodówke na obserwacje i zatrzymanie skurczy. Podczas badania ręką okazało się jednak ze mała ma rączkę prawie na wierzchu. No i szybko zabrali się do Cesarki.
Sama cesarza nie bolała ale byłam tak przerażona ze hej. Jak wyciągnęli maluchy to bałam się spojrzeć bo obawiałam się ze coś jest nie tak. Dobrze ze cały czas był przy mnie mąż i mnie zgadywal, uspokajal, glaskal po głowie..
Uuff juz po wszystkim.
Teraz leżę z laktatorem u cyca bo będziemy stymulować mleczko dla Minionkow.
Dziękuję ze jesteście i trzymać kciuki. Buziaki!
A curusi jeszcze nie widziałam w całej okazałości bo jak przywieźli mnie do nich to była tuż po zmianie i nie chciałam jej budzić. Posiedzislam ok 1.5 g i widać ze malutka juz od teraz ma intensywne życie senne bo cały czas popiskiwala i ruszała brewkami oraz oczkami pod zamkniętymi powiekami.
Wszystko z nimi w porządku. Dostają tylko 21% procent tlenu bo więcej nie potrzebują. W inkubatorach mają cieplutko jak w terrarium.
Później napisze a także za jakiś czas będą foteczki. Hmm tylko jak je wstawić z kom. Hmm
A ja..boli boli boli. Ale pielęgniarki mówią ze jestem dzielna i jak terminator. Zwykle bardziej panika po cesarce. .no chyba ze wszystkim tak mówią
Buziaki
:* :* Mamy też już ustalone imiona.
Tak więc oficjalnie....
02.10.2015
21.15 urodziła się Sophie , 34cm , 723g
21.17 urodził się Christopher , 32cm , 820g
Nasze dwa malutkie wielkie Szczęścia!
http://static.pokazywarka.pl/i/6090958/173286/tmp-14508-20151003-230414-819849159.jpg
http://static.pokazywarka.pl/i/6090958/983984/tmp-14508-img-20151003-wa0022-1935245176.jpg
Dzisiejszy dzień był niesamowity bo aż 3 razy zmieniałam osobiście maleńkie pieluszki, przemywalam usteczka, zamknięte oczka i sliczniutkie zadarte noski.
Za pierwszym razem, o 12 byłam tak podekscytowana ze po wszystkim aż mi było niedobrze z wrażenia. Potem druga zmiana była o 16. Mąż stał w korku, bo dziś poprzez szpital jechał z domu na 4 dni do innego miasta na kurs. No ale akurat wbiegł na oddział o 15.55 jak zaczynalysmy z pielęgniarka toaletę Sophie. Wczoraj tylko Chris wierzgal na boki nóżkami przy zmianie a dzisiaj tez zaczęła Sophie. Co jest wprost niesamowite, bo jak na drugi dzień życia takich okruszkow nie wiadomo skąd mają tyle siły.
Kolejna zmiana pieluszek była o 20 i mąż wcale nie zabierał się do jazdy na kurs tylko tez chciał zaliczyć zmianę. jak pielegniarka zapytała czy może chce zaskoczyła miast niej mi pomóc a Mąż zaczął się subtelnie wykręcić..zaskoczyła miast nie nie, następnym razem. To pani zapytała ze śmiechem..halo?a ty nie jesteś przypadkiem lekaaarzem? Nie ma się czego bać. Na to H. Odpowiedział ze no tak...ale to są jego dzieci..i zupełnie inaczej niż obcy mali pacjenci. Ale mówiąc to już rączki i ściągał zegarek.
Był tak samo rozemocjonowany pierwszym kontaktem z Minionki jak ja. A ja patrząc na niego ze lzi radości w oczach sama z tego wszystkiego się rozkleilam.
Są cudowne...malutkie nasze słodkie serduszka!
Niesamowite ze malutki ma identyczne stopki jak mąż. Takie okrągłe duuuze i z bardzo wysokim podbiciem. Normalnie miniaturki stop męża. A Malutka ma stopki długie i suplementy..ufff czyli talię jak ja. Jakby miała takie kule jak mąż to by vlbylo przesrane. Jakby to wyglądało do sandałkow albo kiedyś szpilek!?no jak!?Hihi
Aaa..a Christopher jak zmieniliśmy mu pieluszek w miedzy czasie zrobił siusiu a my jak dwa wariaty patrxylismy jak sika do góry. Haha
I dostają takie miniaturowe smokusie..
Wiecie co teraz robie? Jestem crazy wiec można się smodziewax ze coś innego niż normalni ludzie w szpitalu...mianowicie robie odrosty.haha póki co jestem w jednoosobowej sali z wlasna lazienka wiec...no trzeba zamaskować te 4tygodniowe odrosty. Fe!
No i dzięki temu nie tylko zamalowacaczne wyglądać jak ludź ale też się tak poczuje. Pomimo bolesnego cięcia frankensteina. AA..idę zamalowacacznemywax farbę. Do jutraaa aaa a.... :*
I to póki co sika tylko jedna cysia wiec jak zacznie tez druga to będą wodospady mleczka! Jupii
Dziś chwilami obydwa cudeńka dostają brachykardii...ale lekarz mi wszystko wyjaśnił i juz nie wpadam w panikę. Za kilka dni lub tygodni przejdzie...byle tylko udało się bez respiratorkow.
Dziś znów zmieniałam pieluszki i trzymałam maleństwa w dłoniach w miedzy czasie jak pielegniarka zmieniała posłanko. Ooch...no i juz jestem zakochana po uszy. Najchętniej bym je wycalowala od stóp do głów albo położyła się razem z nimi w inkubatorze. Niesamowita fala miłości. Nigdy sobie nie zdawałam sprawy że tak można czuć. Wow
Juz wiem jak będą wyglądały najbliższe miesiące...zdawalamewlaszcza te w szpitalu. Wszystko będzie się kręciło wokół godzin wyznaczonych na laktator..hodzin na zdawalamewlaszcza minions pieluszki i toaletę Minionkow a jak dojdzie do tego kangurownie to mój grafik zapełnić się po brzegi.
Mleczko dzielnie sika a ja próbuje zapanować nad napięty harmonogramem dnia podzielonym na zmianę pieluszek co 4h oraz mleczarnie co 3h . Przedwczoraj z oddziału przenieśli mnie do superanckiego hotelu dla pacjentów. Jest na drugim końcu szpitala wiec nachodze się codziennie jak pasikonik ale to dobrze bo przynajmniej mam już wstęp do powrotu do formy.
Przepraszam za milczenie ale po prostu nie moge się wyrobić ze wszystkim. Ciagle mówią spać spać jak najwiecej spać i się relaksowac żeby było dużo dobrego mleczka, ale trudno tutaj spać i się relaksować jak po pierwsze martwię się maleństwami. Tak jak zapowiadali jest jak emocjonalny rollercoster - raz dobrze a raz gorzej. Na szczęście nie jeste jeszcze (chyba) bardzo źle ale też nie jest miodzio. Jednak wiem, że na miodzio trzeba jeszcze poczekać.
W zeszły piątek Christopher zostal odlączony od respiratorka, było super, ale jednak zaczął się męczyć i go w poniedzialek znowu podpięli. Wszystkiemu winien niedomknięty przewód Bottala...dostał juz 2 razy komplet dawek na zamknięcie ale nie pomoglo. Jutro najprawdopodobniej dadzą mu ostatni raz i jeśli nie to czeka nas operacja.
Boże..nie wiem skad ja biorę w sobie tą siłę, bo jeszcze ani razu się nie załamałam. Ale cóż..opiekę mamy tutaj fantastyczną, zarówno pilęgniarki jak i lekarze więc pewnie to mnie trzyma jeszcze w jednym kawałku. Najbardziej boję się tej operacji..taki jest malutki i słodki..No ale operacja jest robiona laparoskopowo i to nie jest operacja serca tylko okolic serca wiec tego musze sie trzymać.
A Sophie radzi sobie dobrze. Dwa dni temu bylo zagrożenie respiratorkiem bo CPAP tak ją zagazował, że brzuszek miala tak rozdęty ze przeszkadzał jej oddychać. jednak rureczka w pupkę, kilka bąków i trochę postękania poki co pomoglo i jest lepiej. To znaczy bylo..bo akurat od popołudnia jest trochę różnie...ale tylko w sferze poziomu CO2, na szczęście nie ma bradykardii.
Ale za to dziś o 14 odłaczyli Chrisa od respiratora i bylo super do godz 19 bo się zaczeły serie bradykardii i...no i myślą teraz czy go jednak znowu nie zaintubować.
Moje dwa słodkie maleństwa. Dobrze że jutro rano przyjeżdża do nas tatuś i zostanie do niedzieli wieczora lub poniedzialku 6 rano. Jako rodzice wcześniaczków mamy tuż obok oddziału taki pokój dla rodziców. Normalny luksus. Lodówka, mikrowela, łazienka...Nie do pomyslenia w Polsce czy w Hiszpanii. Pierwszy tydzień byłam na drugim końcu szpitala w takim hotelu dla pacjentów. Też bylo super no ale 5 razy dziennie latać przez caly szpital to dobre na linię, owszem..ale nie na próby jakichś drzemek czy rozplanowania sobie zmiany pieluszek o godz 8,12,16,20,24 oraz pompowanai mleczka na oddziale elektrycznym laktatorem co 3h + jedzenie... w rezultacie zamiast drzemac w wolnych chwilach wolałam poczekac już tą godzinę czy półtorej do następnej atrakcji dnia i potem chodziłam jak zombi.
Fajnie, ze jutro męzuś przyjeżdża, bo dzięki temu nie będę ciągle zadręczała się myślami...bo...no bo będę musiała pocieszac mojego panikarza. Boże..fakt ze jest lekarzem naprawdę nam nie pomaga bo jak tylko coś jest nei tak w wynikach krwi, czy jak tylko podskakuje CO2 czy cokolwiek to już rwie sobie włosy z głowy i z przerażeniem nie moze opędzić się od myśli do czego takie parametry moga doprowadzić i dlaczego są takie a nie inne itp... no i musze go uspokajać. Sam się dziwi ze tak histerycznie do wszytskiego podchodzi bo w pracy jest zrównoważonym lekarzem. No ale tutaj chodzi o jego własne dzieci. Malutkie, slodziakowate i kochane.
Musimy jednak być silni. Już jutro maluchy będą miały 2 TYGODNIE!
Pomimo tych wszystkich problemów poprzybieraly na wadze, zwłaszcza Sophie bo wcina 10ml co 2h.
Do wczoraj Chris zjadał 5ml do 2h , tak zeby nie rozdymać brzyszka i nie utrudniać oddychania uciskiem na płucka ale wczoraj podwyższyli mu na 7 i jest ok.
Pomimo tego, że Christopher ma znacznei wiecej problemów - od oddychania, przewodu Bottala po infekcję traktowaną antybiotykiem to i tak jest 200g większy. I bardzo widać tą róznicę. Ma bardziej krągłe nóżki, raczki a przede wszystkim buźkę. Kurcze...wstyd przyznac ale jest po prostu bardziej uroczy od pomarszczonej Sophie.
Ale mam nadzieję, że to te 200 gr i sophie też nabierze ładnych rysów. Hmm..no nie..nie czepiam się Napewno bedą obydwoje śliczni i piękni bo to nasze dzieci aaaale...no ale póki co słodziuchną twarzyczkę ma tylko Chris. Jednak czgeo można oczekiwać po takich wczesniaczkach w 14dniu ich życia. Sophie pozatym cały czas jest ponaciskana maskę z cpap-em i czapeczkę która go utrzymuje - więc dlatego jest poodgniatana i pomarszczona.
A Christopher 'dzięki' temu że ma rureczkę w nosku a nie maskę przytrzymywaną czapeczkę to ma okrąglutką buźkę.
Obydwoje mają długaśne rzęski i są tak cudowni, ze najchętniej bym wcisnęla się do tych inkubatorów i z nimi tam leżała.
Póki co pozostaje kangurowanie. Sophie miałam już 5 razy - bo jest w lepszej kondycji a Christophera tylko raz, bo z tym respiratorem bardzo cięzko go przenosić. Ważne przecież żeby nie zmienić ułożenia rureczki w płucach a pozatym mogloby to się okazać dla niego bolesne.
Uuuch...także dziś był znowu raczej stresujący dzień, zobaczymy co będzie jutro.
Już padam na nos ale wytrzymam do 23 na pompowanie mleczka a potem skok do łózka i dopiero kolejne pompowanie ok 3:00
Cały czas nie mogę się nacieszyć i nie moge uwierzyć, że tu w szpitalu jest taki dobry internet. W ultra krotkich chwilach zdążę nawet popracować i to ściąga nam z glowy problem róznych płatnosci w Polsce. Karty...kredyt jaki ciągnie się jeszcze do 2017. Chyba bym tu oszalała z nerwów wiedząć, że gonią płatności a nic nie mogę z tym zrobić. Nie wiem jak wtedy związalibysmy koniec z końcem musząc wysyłać kasę do Polski na opłaty. No ale na szczęście tego problemu nie ma. uff
Póki co mąż jest na 14miesiecznym kontrakcie z niską płacą - ale nie ma się co dziwić bo jedyna pracą jaką robi to nauka języka i chodzenie do przychodni słuchanie/interakcja z pacjentami itp A na normalną płacę wskoczy od stycznia 2017 HAHA czyli praktycznie równo z zakońzceniem ostatniego kredytu w Polsce. heeh Będziemy normalnie w szoku jak się okaże, że w końcu nie bedzie ciągłego stresu wydatkowego. No ale...zanim to nastąpi trzeba przetrwać różne inne rzeczy.
A teraz najwazniejsze to dawać Minionkom dobrą energię, duzo dobrego mleczka i tak dobrnąć do końca grudnia, lub chociaz do początku grudnia...no albo połowy listopada. |Niech juz podrosną troche i niech juz będzie mniej rollercosterowo.
Buziaki!!
Sophie i Christopher mają się dobrze. Sophie nawet lepiej bo Chris miał problemy z infekcja i wydzielina zin dróg oddechowych która pojawiła się przy respiratorze. Juz od kilku dni jest tak jak sophie tylko na cpap ie . Jedyny problem jaki mamy oprócz tego niedomknietego przewodu Bottala to zinagazowujacy się brzuszek Christophera. No i dziś od rana nie zrobił kupki ale o 20 może z niego coś uda się delikatnie wycisnąć.
Mnie martwi moja mleczarnia bo póki co sika co 3h 40-50ml a mój rekord to 70. Podczas gdy inne laski wciskają juz w pierwszym tyg bo 100 ml
Mąż kupił mi herbatę laktacyjna. Dostałam tez w prezencie polska herbatkę laktacyjna no i popijać od 4 dni 3 razy dziennie. Mąż też za radą swojej mamy przywozi mi czarne piwo kurcze...niech w końcu to mleczko się rozpędzi! Póki co wystarcza na dzienny komplet posiłków ale...jest niemalże na styk.
Jutro przyjeżdża do nas szczęśliwy tatus. Może na jedną noc pojedziemy fo domu. .to przyjrzeć się co tam zmalowali z mam w sprawie rozpakowywania. Powiedział ze wrzucił kilka rzeczy do pokoju dzieci ...tak na chwile..wiec jako rodzinny Hitler musze rzucić na to okiem i zorganizować przygotowywanie pokoiku dla naszych maleństw. Ciekawe czy uda się na święta wrócić do domu..no albo chociaż na sylwestra. Powinny się urodzić 18 stycznia i to prawdopodobna data wyjścia ale mówią ze wszystko zależy jak się będzie układało.
Potem w piątek wrócimy na poranną zmianę pieluszek i popompuje mleczko. Do domu kupiliśmy laktator ale te szpitalne są o wiele lepsze...N9 i juz gotowe i sterylne a wiele domu jak byłam 2 tyg temu to prawie rozgotowalam buteleczki tak dobrze chciałam ja wiele sterylizowac. Paranoja hihi
Następnie jedziemy zarejestrować samochód i jak zdążymy przed kolejnym pompowaniem to pojedziemy do Ikei obejrzeć łóżeczka.
Codziennie plan dnia mam tak napięty ze szok. Zobaczcie:
8-12-16-20-24 zmiana pieluszek.
8 do 9 śniadanie
12 do 12.12.30 lunch
17.30 do 18 kolacja
Co 3h pompuje mleczko
W nocy robie plus minus 5-6h snu i zabawa od nowa.
Do tego trzeba wkomponowane 2h kangurownie z Christopherem oraz 2h kangurownie z Sophie.
Do tego dodać maksymalna dozę zminimalizowanych w czasie prac komputerowych bo niestety nie mogę pozwolić sobie na olanie pracy...
I nie pozostaje czasu na nic. A wszyscy każą mi spać i odpoczywać.
Tak jak wyzbylam się wstydu i pompuje dumnie mleczko pomiędzy inkubatora mi przy pielegniarka to uczę się spać w bynajmniej nie absolutnej ciszy podczas kangurowania. W ten sposób piekę 2 pieczenie na jednym widelca. Haha
W zeszła sobotę byliśmy pomiędzy grafikiem w domu Hansa Christiana Andersena.Urodzil się tutaj..wiedział tym samym mieście w którym Minionki. Nawet nie wiedziałam że napisał tyyyyyle bajek. Tylko część została przetłumaczona na polski.
Tak więc cały piątek sobotę i niedzielę będzie z nami mój Mężuś. Cieszy się jak dziecko zmieniając pieluszki a jak Chris go obsikal to się prawie popłakałze wzruszenia.
No in tak minie kolejny weekend ..nadejdzie kolejny tydzień który przyniesie trochę gramów tłuszczyku in mięśni malutkim Minionkom. Niech rosną szybko in zdrowo.
Jeszcze nic nie wiadomo co zdrowo tym przewodem Bottala. ..po dawkach leków czekają i dają szansę zndrowoeby się zamknął sam...ale pewnie niedługo będą już jakieś konkretniej szerokość decyzję. Kurcze..jeżeli operacja to tak bardzo juz bym ją chciała mieć za sobą.
OK. .. zajechalam baterie bo pisze lezakujac zndrowoeby Sophie.
Buuuziaaaki
<3
Jesteś dzielna!
:):)
jak to dobrze przeczytać że łzy otarte a i nastrój chyba lepszy :) dobrze kochana, trzymaj tak dalej, dzień za niem będą leciały a twoje dwa szczęścia będą coraz to silniejsze :D
trzymam kciuki! dobry nastrój najważniejszy :)