Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe Działania..działania...//udało się!
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4
WSTĘP
Działania..działania...//udało się!
O mnie: super, super, super szczęśliwa! Cały czas nie mogę uwierzyć, ze w końcu się udało :)
Moja ciąża: wymarzona, wymodlona, wyczekana, wypłakana...
Chciałabym być mamą: Najcudowniejszą pod słońcem!
Moje emocje: radość, niedowierzanie, obawa czy wszystko będzie dobrze ale głównie radość, radość, radość, raaadooość!!!
Przejdź do pamiętnika starania i przeczytaj moją historię starania się o dziecko

15 maja 2015, 21:39

Wow...myślałam, że nigdy się tego nie doczekam.

Ja .. po fioletowej stronie. :D

hihi

NIESAMOWITE!

Aż brak słów, nie wiem co napisać. Przepełnia mnie radość, niedowierzanie a także oczywiście lekki lęk, żeby wszystko dobrze się zagnieździło, żeby bezpiecznie przejść te pierwsze 3 miesiące no i w ogóle..

WOW!

coliberek bez słów! :)

16 maja 2015, 12:32

W cały tym szczęściu i radości dziś jest gorszy dzień. Tzw dzień gorszego humoru. Świat mnie po prostu atakuje... :(

No ale cóż, podobny kwaśny dzień miałam 13 maja a na drugi dzień okazało się, ze się w końcu udało i mamy wyczekaną fasolkę z maleństwem! Więc trzeba tylko przeżyć dzisiejszy dzień z kategorii "Feeeee" i poczekać na elpsze jutro. Taaak..jutro będzie lepsze, bo przyjeżdża kuzynka męża ze swoim mężem i idziemy na dooobre jedzonko. Mniaaam...mięsko, będzie doobre mięsko. :D

Cały czas staram się wszystko sobie tak w głowie ułożyć, żeby absolutnie nie wkręcać sobie ochoty na różne rzeczy. Wiem, że to nawet jest za wcześnie :) ale i tak...każdą złą, nadprogramową rzecz jaką wkładam do ust muszę przemyśleć dwa razy. Czy aby warto?

Po schudnięciu praktycznie 40 kilo przez ostatnie 2 lata, obawiam się że jak spuszczę nogę z hamulca to może się to źle skończyć. W sensie, że może mnie dopaść efekt jo-jo ... ale z drugiej strony muszę dbać o maleństwo, zeby miało codziennie bogaty wachlarz zdrowych substancji odżywczych.

Optymistycznie myślę, że uda mi się pozostać w zdrowym trybie jedzenia co 3h średnia porcja zdrowego jedzonka a raz na jakiś czas coś z poza programu. Postaram się wsłuchać w organizm i jeść to na co mam ochotę ale oczywiście nie dając się wilczemu apetytowi na śmieciowe jedzenie.

Mmm...chipsy..mniam od kiedy ja już marze o chipsach. ;D A ciągle to odkładałam na kolejny próg wagowy jako nagrodę, którą później odpracuję na siłowni.

A teraz PIKUŚ.

Jak ręką odjął. Nie ma mowy. Teraz musze chuchać i dmuchać o brzuszek i nie szaleć. Nnoo może po pierwszej wizycie u gina , jak się dowiem ze wszystko jest jak najlepiej i w zupełnym porządku to potowarzyszę mężowi na siłowni spacerując po bieżni z muzyką na uszach.

Spacery w ciąży są przecież wskazane!

No i basen!

Buu..wczoraj mężu mi zakomunikował, zebym w tym sezonie nie nastawiała się na pływanie w morzu. Bo w morzu jest cała masa różnych drobnoustrojów i bakterii. Basen owszem...bo chlor zabija wszystkie świństwa ale morze - absolutnie! Tylko do kolan.

fee... to po co w ogóle iść na plażę? Hmm ?

No ale cieszę się, ze już zaczyna świrować. Jak brzuszek już urośnie to chyba nie wypuści mnie z domu bez nakolanników, nałokietników i poduszek dookoła ciała "na wszelki wypadek". :)

Siostra męża zwariowała ze szczęścia! Obawaiłam sie, ze usłyszę "A nie mówiłam!!Wieeedziałam, ze się udało.." ale nie. Nie zaryzykowała. :D

Moja teściowa już zabiera sie za wyrabianie białych ubranek na drutach czy na szydełku, nie wiem. Zapytała czy moze robić białe, zielone i pomarańczowe. :) Żeby nie zmuszać potem chłopczyka do noszenia różowego sweterka albo dziewczynki do noszenia niebieskiego. ;)

Teść jeszcze nic nie wie, dowie się za jakiś miesiąc lub dwa. Wiemy ze bardzo, bardzo marzy o wnuku ale wolimy nic nie mówić, bo zaraz rozpapla na pół kontynentu i wszystkie ciocie, klocie, kuzynki mogą oprócz zadowolenia czuć zazdrość, zawiść czy coś...wiec lepiej żeby tylko pozytwne fluidki wędrowały w naszą stronę.

No i moja mama.

To jest bardzo wyjątkowy przypadek.

Nie wiem w końcu czy się cieszy czy się nie cieszy. Jest taka niby ciesząca się ale bez smaku. :(

O wiele bardziej ucieszyli się z wiadomości nasi przyjaciele na niemieckim, trener na silowni, koleżanka z siłowni (chyba lesbijka hihi) i znajomy z apteki który załatwiał nam 2 razy menopur w promocyjnej cenie.

A jak pokazałam mamie pozytywny test, z wieeeelkim rogalem szczęścia na twarzy zapytałam co o tym sądzi .. to praktycznie grobowym głosem stwierdziła:
"Jesteś w ciąży."

Zabrzmiało to jak jakiś wyrok, lub stwierdzenie nie wiedziałam, ze pracujesz jako dziwka...
:D :D

Potem tylko dodała "no to doczekałam się".

Cóż...nie wiele razy słyszałam, ze czekała, no ale to chyba oznacza że się cieszy nie? heh

Później tylko wieczorem pokazała trochę więcej entuzjazmu, mówiąc, ze teraz koniec ze spinningiem, koniec z horrorami, ze musze patrzeć tylko na pięknych ludzi itp

Ciekawe co tam siedzi w głowie mojej mamy. Mąż mówi, że na swój dziwny sposób już jest zazsrosna. Że cieszy się gdzieś tam w głębi, ale tez wie że dziecko zajmie potężną część całej mojej uwagi.

Przykre to jest. Chciałabym mieć w mamie trochę więcej wsparcia. W ogóle chciałabym, żeby było wszystko normalniej. Zeby nie była chora, żeby mogła mieszkać sama, kuźwa..no zeby było normalnie. A nie tak, że praktycznie większość decyzji musimy robić pod mamę.
Wkurza mnie to. Bardzo mnie to wkurza, no ale tak się ułożyło życie i już.

I potem jak przyjadą rodzice męża i będą miesiącami siedzieć nam na karku, będę to musiała znosić z uśmiechem na twarzy, bo przecież mój mąż też się nie pisał na mieszkanie z moją mamą, która ostatnio po prostu robi się coraz bardziej upierdliwa. :(

Takie to strasznie przykre...No i teraz pewnie jeszcze bardziej niż normalnie bo zaczyna mi się kaszana hormonalna. I cały świat mnie atakuje.

Mam nadzieję, ze wyjazd w sprawie pracy który mamy w ostatni weekend maja przyniesie nam kilkuletni kontrakt od września i w końcu jakoś nam się unormuje życie.

Od października mieszkamy z niesmaowicie trudnym w codziennym współżyciu braciszkiem męża i raz na jakiś czas przyjeżdżającą na kilka dni też trudną sioistrą meza. Plan był taki, zeby teraz znowu pojechac na Ibizę, naładować kieszenie i jesienią zacząć szukać stabilnej pracy w niemczech.

No ale pojawiłą sie stymulacja - myśleliśmy ze jak się nie uda a pojedziemy na ibizę to przepadnie nam kolejna szansa...

Pozatym znalazłam firmę rekrutującą lekarzy w niemczech i mąż pojechal sam na tydzień...Pfffff..to był najbardziej stresujący tydzień w całym naszym małzeństwie. Nie dość, że budżet miał tylko 50 Euro..to jeszcze nie zadziałał roaming i większość czasu drżałam czy aby wszystko w porządku. Oferta pracy okazała się dziwna, bo na jakiejś dziwnej niemeickiej wyspie, w domu matek z chorymi dziećmi...a zeby tego jeszcze było mało, główną terapią w tej klinice jest terapia homeopatyczna której mąż po rostu nienawidzi! HA

Co innego zioła a co innego homeopatia. Powiedziałam wiec, ze nie. Absolutnie nie będzie się wkurzał w pracy, mozemy poczekac na następną ofertę jaka się znajdzie.

No i tak jedziemy razem 28.maja. Mam nadzieję,że będzie fajne. Nie jakaś wiocha no i ogólnie to będzie właśnie to.

A jeśli nie...to jedziemy jak najszybciej do Anglii i koniec problemu.

Tylko stopniały już wszystkie oszczędności z zeszłego lata na Ibizie i teraz...no i chwilowo mamy ciężki okres.

No nic...miejsmy nadzieję, że tak czy owak szybko się wszystko teraz ułoży. Bo ja już dłuzej nie wytrzymam z tym wiecznie skrzywionym i znudzonym bratem męża. Ja już nawet nie mogę na niego patrzec tak mnie wkurza. Irytuje mnie nawet tupot jego stóp!! Wwgrrr
Czy nie można podnośić stóp jak się idzie przez mieszkanie, tylko musi je za sobą ciągnąć?

Uff..ciii ok - to pamiętnik ciążowy. Radość, radość. Dominowac ma tutaj radość.

Nie mogę się też tak wkurzac do czerwoności, bo fasolka bedzie zestresowana.

Hmm..czy mam jakieś przeczucie? Czy będzie chłopiec czy dziewczynka?

Nie wiem. Jeszcze nie wiem. Chciałabym chyba najpierw chłopca. Hmm.. Albo dziewczynkę. :)
Nie wiem nie wiem.

Ważne, zeby było ZDROWE.

A po tym w kolejności jest mądre i śliczne. :)

Ok..wracam do pracy, bo zbliża się bardzo ciężki tydzień z bardzo małą ilością czasu na pracę.

Na 5 dni zadzwonili do męza na zastępstwo jakiegoś lekarza w tej paskudnej wiosce, w której mieszkaliśmy 4 lata...(ach..jak ja nienawidzę tej wioski :/ :) ) no i nie mogę go puścić samego samochodem bo...droga jest przez góry, pełno zawijasów, serpentyn, czasem spadają kamienie.

A ja tutaj jestem kierowcą w rodzinie. Nie mogę się denerwować, więc najprościej będzie jak pojeździmy razem. Potem razem fruu na niemiecki a potem..zamiast odpoczywać.. ja do pracy. miodzio...

Przynajmniej w pierwszej połowie dnia się zrelaksuję tam na jakiejś trawce i poczytam książkę. Mam już 3 w kolejce.

W domu nie ma czasu, bo ciągle komputer się na mnie gapi z wyrazem ekranu - kurde, co się obijasz. Czeka masa pracy.

stop

Trzeba popracować.

Miłego weekendu!!

16 maja 2015, 18:17

Ha i w całym tym potoku słów zapomniałam dodać, że ledwo minęły 2 dni a ja doszłam do wniosku, ze oprócz artykułów o tym co w danym tygodniu rozwija się u naszego maleństwa, lepiej nie będę w ogóle nic czytała na temat ciąży. Nie będę wchodzić na żadne fora, czytać czy ma boleć czy też nie ma boleć brzuch. Bo po prostu zwariuję z przerażenia!!! :) :)

Fakt...pobolewa mnie często cała tamta okolica, tak czasami ciągnie, kłuje itp. No ale pewnie tak ma być. Jak w przyszłym tygodniu też będzie często pobolewało to zacznę się martwić.

Póki co to dopiero DRUGI DZIEŃ świadomego bycia w ciązy. hihi

A już takie mądre wnioski! To pewnie ten długi i głęboki sen przeczyszcza umysł.

W zasadzie to już od tygodnia mogłabym na okrągło spać. :)

Ale od czwartku pozwalam sobie na małą popołudniową drzemkę bo już wiem skąd ta senność. I skoro organizm domaga się snu - niech ma.

Wizytę u gina mamy na 10 lub 11 czerwca. Dokładnie nie pamiętamy bo podczas rozmowy pielęgniarka tak piszczała ze szczęścia, że nam się udało , że w rezultacie zapomnieliśmy czy mówiła 10 czy 11 :D



21 maja 2015, 15:33

Spokoju...spokoju...tak bardzo życze sobie spokoju. Spokój jest zdrowy dla mnie, dla wszystkich obok a także dla maleństwa.

A zamiast spokoju zmaieniam się w ŚWIRA! :D

Trzeba myśleć pozytwnie, nie można wywoływac wilka z lasu itp ale...

no ale wszelkie bóle i ciągnięcia mnie martwią. Cierpliwie je jednak znoszę bo wiem, że to rozciągająca się macica i tak jak pisała mychowe wszystko tam w środku musi się poustawiac i przygotowac do następujących zmian.

Na szczęście nie ma żadnych plamień..

No może dwa drobne.

Jedno wczoraj w nocu - poszłam siusiu a tu BOOM na papierze lekko różowo - tak się przestraszyłam, że kilka godzin nie mogłam zasnąć.

A potem rano, wieczorem i dziś nic. Aż do teraz - do kilku maleńkich beżowo-brązowych hmm...skrzepików, plamek, grudek. Nie wiem.

Ale pytanie do Szanownych Koleżanek - czy też takie coś miałyście na początku ciązy?

:D

Grzecznie od rana leżę, trochę popracuję i wracam do pozycji horyzontalnej.

Nawet mało rozentuzjazmowana mama podpytuje czy już nie plamię i ciągle wpada do pokoju pogonić mnie do łóżka. :) Ja wiem, ze Ona w głębi serca barzo się cieszy, tylko może jakoś nie umie tego pokazać.

Moja GIN nieinseminacyjna na urlopie, mam nadzieję że w przyszłym tyg pon, wt lub środa ją ustrzelimy. :) Ciężko nam będzie wytrzymać do wizyty u Pana Gina od inseminacji bo to aż 10 lub 11 czerwca!

A już nawet mój mąż zaczyna lekko świrować, choć to On tutaj podtrzymuje zdroworozsądkowy spokój i podkreśla, ze nie ma czym się martwić.

Że powodów do takiego epizodu raz czy dwa może być wiele.

Np wypływają jakieś zastałe pozostałości po implantacji.

Albo zaczątki łożyska robią sobie miejsce drążąc dziurki.

Albo nasze maleństwo rosnące milimetr po milimetrze zrzuca kolejne powłoczki i stąd od czasu do czasu widać jakieś małe kawałki czegoś.

Mam wrażenie, ze mi troszkę odbija, ze przesadzam...ale tak bardzo chciałabym móc się cieszyć pełną piersią z maleństwa, które we mnie rośnie...a ciągle się hamuję, żeby nie zapeszyć i doczekać spokojnie do bezpieczniejszego czasu.

Aaa ale wczoraj zrobiliśmy dla własnego spokoju drugą betę i.... wynosi...

5016 !!!

:)

Więc dzidzia rośnie i to powinno uspokoić moje skołatane serce. :) :)

27 maja 2015, 22:33

Jak zwykle przed wyjazdem tysiąc rzeczy dopodopinania w pracy i w domu aaaale oczywiście się oszczedzam. Zauważyłam, ze jak bardziej się oszczędzam, mniej siedzę a wiecej się byczę i lezę tym mniej brązowych skrzepików.

I wiecie co zrobiłam? :D

W poniedziałek odwiozłam męza do pracy a wracając podeszłam do mojego gina :D :D pod tytułem "mam drobne zmartwienie i w związku z tym pytanie do pani pielęgniarki". Mając nadzieję, ze skoro mnie tam lubią :P to moze gin zajrzy elektronicznym okiem czy wszystko OK i wszyscy będą spokojniejsi.

Opowiewiedziałam wiec ulubionej pielęgniarce, jednej z najgłośniej piszczących i najbardziej cieszących się, ze się udało... o lekkich plamieniach oraz tych małych skrzepikach. Powiedzialam też, że w niedzielę wieczorem aplikując progesteron wydzielina była bardziej czerwona niż brązowa i się wystraszyłam. No i.. ( słuchajcie! to najlepsze!)..zamiast czytać w internecie wolałam przyjść do niej i zapytać. ;D

Poleciała zmartwiona do lekarza, lekarz wyszedł, wyściskał mnie i powiedział, że niestety mają dwie panie invitrowane i teraz nie może zajrzeć, ale najlepiej jak pójdę na ostry dyżur , powiem że mnie przysłali i oni tam zobaczą bo mają nawet lepszy i dokładniejszy sprzęt. :D

Pospacerowałam więc na ten ostry dyżur opowiedziałam o moim problemie i poczekałam około godzinki wśród brzuchatych kobiet - niektórych praktycznie już rodzących - OSTRY DYŻUR GINEKOLOGICZNY nie? :D

Jak weszłam do gina, okazało się że znajoma mojego męża. Z tej paskudnej wioski, w której mieszkalismy przez 4 lata. :) Chwilkę pogadałyśmy, wyściskała też mnie, pogratulowała i zostawiła z rezydentką.

Usiadłam na fotel, przygotowała mechaniczne oko, wsadziła i patrzy patrzy...Robi głupią minę..Przestawiła nawet ekran , tak zebym nie mogła widzieć i się w tym momencie nie na żarty wystraszyłam.

Znacie mnie już trochę, wiecie wiec , ze mam chorą wyobraźnię... :D

Różne mysli przewalały mi się przez głowę:
- może nie jestem w ciąży
- może coś mi tam pękło i jest jakiś hiper wielki krwiak
- może widac jakiego ufoludka albo co

Ale po chwili zrobiła głupią ale wesołą minę , rzuciła na mnie okiem...więc jedyne co mi przyniosła ślina na język to pytanie: ILE? POWIEDZ ILE...

Odpowiedziała, ze no nie wie...Wszystko jest jeszcze malutkie, jeszcze bardzo wcześnie..ale chyba widzi dwa.

UFFFF!!! No dobrze. DWA. Nie ma problemu. Gorzej gdyby były 3...alebo 5 tak jak mi się śniło 2 noce temu. :D

Jednak jedno jest okrągłe i normalne, a drigie takie spłaszczone więc moze to być mały krwiaczek. Albo mały bobasik, który nie chciał się pchać na ten świat..

Booże! nawet teraz pisząc to mam gonitwę myśli, ze może takie wąskie ale dlugie bo przygotowują się tam 3 lub 4 zarodki!

Szok..jak mozna być takim świrem jak ja. :D Normalni ludzie nie myślą o TAKICH rzeczach nie? Ja to zawsze muszę wszystko rozbierać na czynniki pierwsze. hihi

No i tak...dowiemy się 10-11 czerwca. Czy 1 czy 2.

Wtedy też zobaczymy zarodek i serduszko, bo narazie było widac tylko dwie plamki.
Osobiście w tej okrągłej widziałam taką banieczkę, no ale to tylko kątem oka, na foto nie widać.

Mąż żartuje, zebym nie oddychała z ulgą, ze są "tylko dwa" bo w każdym z nich mogą siedziec 2 inne.. haha no ale to już byłaby skrajność.

Ogólnie dalje od czasu do czasu pobolewa i ciągnie, od czasu do czasu yjdzie malutki brzowy skrzepik...ale ostatnie dwa dni dużo leżałam, bo przed nami dość intensywne 4 dni podczas których zapewne nie będzie czasu na polegiwanie.

Mam nadzieję, że fasolka lub fasolki dobrze zniosą wyjazd. :)

A ja...cieszę się, że to nie np ciąża pozamaciczna. Jak zobaczyłam, ze wszystko jest ok i nie ma żadnych przeciwskazań do tego, zeby było ok to jest mi lepiej.

Choć tak jak powiedziała młoda pani gin. Jest jeszcze bardzo wcześnie i trzeba mieć świadomość że wszystko moze się zdarzyć. Nie ma nic co mogłabym zrobić ja albo oni, zeby zapobiedz ewentualnej tragedii, zwłaszca biorąc progesteron ale i tak ... trzeba się oszczędzać, nie dźwigać i ogólnie myśleć pozytywnie.

AMEN!

Do usłyszonka w przyszłym tygodniu.

Całujemy WAS! (coliberek i fasolka/ki)

2 czerwca 2015, 11:47

Już jesteśmy z powrotem. Było cuuudownie. Teraz musimy cierpliwie czekać 14 dni na odpowiedź czy przyjęli męża czy nie. Uuuuuch...na samą myśl o tym robi mi się niedobrze z nerwów i wrażenia. Jakby się udało to w końcu ustabilizujemy się jak ludzie i będziemy miec nasze miejsce na uwijanie gniazda. No ale opowiadac będę wiecej jeśli się wszystko potwierdzi. Staram się nawet o tym nie myśleć, zeby tylko nie zapeszyć.

To były baaardzo baaardzo intensywne 4 dni, ale wyobraźcie sobie że nie zobaczyłam ani jednej plamki!!! :) Moze dwa lub trzy jakieś małe brązowe kuleczki skrzepikopodobne ale oprócz tego fantastycznie! Przyznam się, ze obawiałam się, ze ciągłe siedzenie w samolocie, autobusie albo siedzenie na spotkaniach czy długich grupowych obiadach i kolacjach da się we znaki ale nie. Na szczęście nic.

Mam nadzieję, że nabraliśmy/nabrałyśmy wiatru w żagle i mkniemy do końca pierwszego trymestru. Haa! To "dopiero" 7my tydzień ale ja i tak już się cieszę. Teraz musimy wytrzymac do 10 czerwca do USG - mam nadzieję, że już będzie serduszko no i wyjaśni się kwestia numeru fasolek. :P

Od kilku dni mam strasznie zboczone sny. :D Strraaasznie. No ale cóż. To pewnie hormony. Wcześniej zdarzały mi się takie raz na jakiś czas ale aktualnie już 5ta noc z rzędu. Głupio mi sama przed sobą ale tylko w jednym z nich śnił mi się mąż...bo w pozostałych mój ex... no ale świadomie go nie wciskam do żadnych akcji sennych. :D Więc nie powinnam chyba czuć się winna. Nawet o nim nie myślę! To znaczy po tych snach chwilami mi przelatuje przez głowę ale jak wiemy, życie składa się z wielu rozdziałów i rozdział na temat mojego ex jest całkowicie zamknięty. :)

Od 3 dni cały czas czuję się jakbym własnie wysiadła z autobusu. Blleee...a w autobusach zawsze mnie bardzo nudzi. Jeszcze nie było haftowanka ale w sumie cieszę się, że zaczynają się jazdy z nudnościami bo to oznacza, że hormony poprawnie szaleją. Mój mąż stuka się w czoło za każdym razem jak się jaram tym, że mam chorobę lokomocyjną bez wsiadania do autobusu. :D

Dziś w nocy, nad ranem miałam mniej radosny sen. W zasadzie to był mały koszmarek. Ale uwaga uwaga! Występowała w nim nasza MAXI! :*

Otóż sniło mi się, że urodziłam pięknego chłopczyka, wróciłam z nim do domu i nie miałam nic, kompletnie nic przygotowane. Nawet nie wiedziała jak i kiedy zacząć go karmić piersią. Zaczęłam z przerażeniem naciskać na piersi próbując wycisnąć mleko ale nic nie wychodziło. Z przerażeniem stwierdziłam, że nie mam ani mleka w proszku, ani nawet nie wiem jak je przyrządzić, nie mam pampersów nie mam nawet butelki na wypadek gdyby piersi moje kompletnie strajkowały. I taka przerażona płakałam w kącie aż nagle pojawiła się maxi. :) Przyniosła buteleczkę, smoczek, puszkę mleka w proszku, laktator i zakasała rękawy przygotowując w wielkim garze jakąś dziwną papkę z ciecierzycy i orzechów z rodzynkami oraz odrobiny mleka, mówiąc że jak to wszystko zjem to ruszy we mnie produkcja mleka. :D

Maxi kochana...dziękuję! :* hihi

Oki, zmykam do pracy.

Buziakii

10 czerwca 2015, 14:29

Wielkimi krokami zbliżyliśmy się w końcu do jutrzejszego USG.

Mam chwilami lekkie nudności, ochoty na dziwne rzeczy których zwykle nie jadałam. :D

Piersi bolą, swędzą i na twarzy oraz na piersiach mam gromadę pryszczyków.

Ciągle sikam, nawet w nocy wstaję po 3-4 razy.

Jest wiec chyba dobrze. :) Musi być dobrze, ale tu i ówdzie przypadkowo gdzieś tam poczytałam o braku bicia serduszka, czy o pustym jaju no i...oczywiście przeżywam stresy z nadzieją, ze jednak wszystko jest w porządku i to tylko moja chora, nazbyt rozwinięta wyobraźnia.

Mąż cieszy się jak dziecko. Codziennie rano wychodząc do pracy (ma teraz 2 tyg zastępstwa na pediatrii - heh niech się wprawia :P ) całuje mnie i całuje brzuch a na końcu kota. :D Cały czas mu opowiada, że niedługo będzie miał ludzkiego braciszka lub siostrzyczkę a jak mu się nie spodoba to kupimy kotu pieska do zabawy. :D Oszalał ten mój mężu. hihi

Pamiętacie, że byliśmy na wyjeździe w sprawie pracy, prawda? To była rekurutacja do południowej Danii. :) Na przestrzeni roku i kilku rozmów kwalifikacyjnych przesiali z ok 3000 lekarzy z Hiszpanii, Francji i Polski 12 lekarzy. Z tych 12 po teście angielskiego odpadło 3 i zostało 9. Wszystkich 9 wraz z żonami/mężami zaprosili na info weekend.

Było do obsadzenia 6 miejsc pracy.

I wyobraźcie sobie... w końcu uśmiechnęło się do nas szczęście i wczoraj dostaliśmy maila, ze nas przyjmują!!! JUUPII

Kocham Hiszpanię, ale niestety nie ma tutaj wystarczających możliwości w kwestii pracy. Połowa kraju to jeden wielki kryzys a druga połowa - high life i happy sjesta cały czas. A lekarze na stałe stanowisko pracy czekają ok 10 -15 lat na długiej liscie rezerwowych. A my mamy już dość niekończących się problemów finansowo-mieszkaniowych i rzucamy się wiec na głęboką wodę.

Bardzo nam się w tej Danii podobało. Spokój, luz, 37h pracy tygodniowo, domki z ogródkiem, uśmiechnięci ludzie, dobre wędlinki , BLISKO POLSKI. :) Ok - drożej niż wszędzie indziej ze wzgledu na wysokie podatki, ale zarabiając więcej niż wszędzie indziej wychodzi na to samo. A podatki idą na darmowe żłobki, przedszkola, szkołę, studia i inne przywileje więc nie jest źle. LUBIĘ TO.

Teraz tylko zorganizować sie porządnie i jakoś przenieść cały rajban z naszym brzuszkiem, moją mamą oraz kotem na czele. :) Damy jakoś radę. Tylko nie wiem jak to będzie bo teraz ja nic nie mogę nosić a....mąż pomimo solidnej budowy jest raczej słaby do takich działań. ;D

No ale jakoś zakombinujemy. W sumie najcięższe będą nasze telewizory (nasz i mamy) + 2 pamiątkowe szafeczki . :D

Mówię Wam...tak się cieszę. Taaak bardzo się cieszę. Bo nie wyobrażałam sobie żebyśmy mogli zostać tutaj, z niczym pewnych z upierdliwym rodzeństwem męża, którzy ciągle tylko syfią w domu. :/ A tak..oni niech sobie zostaną i syfią sobie do woli a my będziemy sobie mieszkac w czystości i spokoju.

Odwiedziny - OK - zapraszamy . Ale nie daj Boże jeszcze raz mieszkać razem. Zwłaszcza jak będzie bobasek, który pewnie z czasem będzie raczkował po całym mieszkaniu i musi być czysto i apetycznie a nie ponawalane wszędzie brudne ciuchy, poprzewracane rzeczy w salonie, wszędzie ślady brudnych buciorów. Normalnie przy nich stałam się chyba pedantką. A najbardziej to zaskakuje mnie mój mąż, codziennie rano sprzątający kuchnię po porannym tornado wychodzącym do pracy i szkoły. :)

Oki .. zmykam do work.

Buuuziaaaki!!!!

11 czerwca 2015, 14:15

Wieczorkiem lub jutro rano będzie piekne foto ale powiem Wam, ze wszystko jest w porządku. Widziałam nasze cudne piękne malenstwa..... tak potwierdzam informejszon. :) W brzuszku rosną dwa maleństwa!
Widzialam tez obydwa serduszka. Tak sie wzruszylam, ze polecialy mi łzy a do mnie dolaczyly dwie pielegniarki. A do tego nawet lekarzowi zakrecila sie lezka w oku widzac jak sie ciesze. Hihi

Niesamowite!!!!

11 czerwca 2015, 20:26

Hihih

dziękuję wszystkim wirtualnym Ciociom!!! :*

A poniżej pierwsze zdjęcie do albumu rodzinnego!

Jestem tak podekscytowana i rozanielona, że az mi zaczęło być niedobrze z wrażenia.

minis.jpg

Wiadomość wyedytowana przez autora 11 czerwca 2015, 20:26

23 czerwca 2015, 18:37

Hej Dziewczynki!

Przepraszam za długi czas bez odzewu ale w tym samym dniu co było usg mama poszła do szpitala i była nagle operowana..i w ogóle masa masa stresów. Jest już wszystko dobrze, świństwo wycięte i wraca do siebie. Nawet już jest od wczoraj w domu.

A my...Ja i moje maleństwa mamy się fantastycznie.

Dziś, w Dzień Ojca mieliśmy pierwsze badanie u naszego nowego od dzisiaj Gina. Bardzo miła Pani Gin, póki jestesmy w Hiszpanii zdecydowaliśmy się na szpital w tej paskudnej wiosce :P w której 4 lata mieszkaliśmy no i dzięki temu w szpitalu jestem jak gwiazda filmowa. Wszyscy znają męża, mnie znają z FB i na każdym rogu każdego korytarza wyskakiwały uradowane pielęgniarki i lekarze ściskając nas, gratulując i pytając czy to prawda że jedziemy zamiast Niemiec do Danii i CZY TO PRAWDA że rosną mi w brzuszku dwa szczęścia. ;D

Bardzo miło i fajnie...ale wiochy i tak nie lubię. Tak, jestem wstrętna wiem. No ale cóż...nie lubiłam jej od pierwszej minuty. :P

Natomiast naszą nową niewielką miejscowość w Danii uwielbiam od pierwszego wejrzenia. Jest niewiele większa, na ilość ludzi w tysiącach chyba nawet mniej więcej tyle samo bo ok 5-6 tys ale miasteczko w Danii nie zasługuje na miano wiochy, nie jest skiszone na końcu świata pomiędzy górami tylko jest na pięknej wyspie - czyli nad morzem i przestrzennie jest chyba z 6 razy większe.

A propo kiszenia.

Ja taka niewdzięczna, a "na wiosce" zaszłam do kafejki internetowej, w której są różne produkty z wielu stron świata - w tym z Polski i zakupiłam dwa słoje OGÓRASÓW KISZONYCH!!! I 1,5 kg upragnionej pysznej polskiej kiełbasy. Mniiaaam.

Wiecie..ja właściwie to nie lubię kiełbasy ale...miałam taką, taką ochotę że rzuciłam się na nią jakbym nic nie jadła od tygodnia.

Z 'ochót' na różne rzeczy staram się trzymać fason i jeść zdrowo. Na szczęście w ogóle nie ciągnie mnie do słodkiego tylko do słonych, konkretnych rzeczy. Mięsko, kanapeczki z szyneczką, pomidorem i jalapeno, gulasz, peruwiańskie chili con carne itp.

Na szczęście plamienia się skończyły. Czasem tylko mnie coś tam pobolewa, ale dzisiejsze usg totalnie mnie uspokoiło. Słuszałam obydwa serduszka. Jeden bąbelek został dziś "wyceniony" na 10t1d a drugi na 9t3d. Pierwszy ma 32mm a drugi 26mm, ale pani gin mówiła żeby absolutnie się nie martwić bo to normalne, ze na początku rozwijają się niejednostajnie. Za kilka tygodni wszystko się wyrówna.

No i ten większy tak SŁOOOOOODKO kopał maleńkimi nóżkami i machał rączkami, ze aż pani gin nie mogła się napatrzeć. A drugi w tym czasie spał.

Oczywiście drga nam płomyczek nadziei, że moze skoro jedno jest mniejsze a drugie większe to chłopak i dziecwzynka. Ach..byłoby tak suuper.

No i wszystko super super. Ale też mam chwile, w których ogarnia mnie przerażenie. Jak przetrwamy a raczej przetrwam pierwsze tygodnie karmienia..dwóch naraz!!!?? Doświadczone mamusie..tutaj mam pytanie. Jak długo karmi się dziecko tak co 2-3h? Czytałam ze 3-4tyg taak?

Do tego cały czas będzie podwójny wydatek...podwójna ilość kupek, pieluszek, ubranek, wózeczków, chodzików , siedzonek w samochodzie i nie wiem czego jeszcze. To wszystko bardzo, bardzo mnie chwilami przeraża. Ale też jak pomyślę, że będziemy sobie chodzić na spacerki np jak będą ciut większe z nosidełkami na brzuchach - jedno ja drugie mąż. Czy zamiast jednego słodkiego uśmiechu będę miała dwa, dwie pary kochających rączek to lęki przechodzą.

Termin mam na 18 stycznia. Będę celować w 15 stycznia abo to urodzinki mojego Tatusia. Który niestety już patrzy na nas z nieba. Ale fajnie by było jakby urodziły się 15 bo wtedy może byłyby takie mądre, operatywne i cudowne jak dziadzio!

Jedna tylko rzecz nie daje mi spokoju. A mianowicie teściowie, którzy są oczywiście podnieceni i szczęśliwi i to tak bardzo ze się kuźwa szykują na 3 miechy. GRRRRRRR
Grudzień, styczeń i luty. No fuuuck. Po prostu nie mogę znieść tej myśli. Już wiem, że zamiast cieszyć się z powrotu do domu ze szpitala będę chciała w nim jak najdłużej pozostać. :( Przecież pierwsze tygodnie będą pod wieloma względami trudne, będę się przyzwyczajać do nowej sytuacji, może przechodzić jakiś drobny kryzysik ze względu na brak snu i ciągłe karmienie dwóch maleństw, cały świat stanie do góry nogami a na każde dzień dobry będę widziała teścia i teściową. A jeszcze gorzej jak do tego przywlecze się rozwrzeszczana szwagierka. Straszny to rodzi we mnie kwas. Wiem, ze jestem egoistyczna i niedobra ale nie mogę pogodzić się z tym, że tak to właśnie najprawdopodobniej się skończy.

Każdy drobny komentarz na ten temat kończy się burczeniem męża. Rozumiem go i też cały czas pamiętam że nie pisał się na mieszkanie z moją mamą a rzadko cokolwiek komentuje lub kręci nosem...no ale moja mama to moja mama. Jak mam zły humor to widzi i zwija się do siebie do TV i mnie nie wkurza a ta mama męża to ciągle tylko wisi na mnie i ciągle muszę się uśmiechać i mówić, tak tak, dziękuję, super ciuciu itp. Straszne jest to, ze jest we mnie tyle agresji w tym temacie ale po prostu jak myślę o tym że już od pierwszych chwil będą cisnąć się z nami to aż mi sie słabo robi.

Wciąż jednak mam nadzieję, że może uda mi się ich jako przesunąć np na luty. Ogarnę się, wyrobię nową rutynę dnia maluchy ciutke podrosną, zaczniemy trochę sypiać.

Dziś nawet wracając do domu było maleńkie spięcie, bo mąż opowiadał jak to jego tato mówił, ze jak przyjadą to pojedziemy do Polski i nakupi nam caaaaaały samochód mleka i pieluszek. (ojejej :P ) No ale tylko nam to nakupi jak pojedzie z nami i sam za wszystko zapłaci.

Zapytałam więc delikatnie jak mąż sobie to wyobraża. Bo chyba nie będziemy jechać w 9m ciąży samochodem do Szczecina nie? No ani jak maluchy się urodzą to nie zostawimy ich na 2 dni bez cyca z moją mamą, która niestety nie jest najzdrowsza. A nas dwoje, dwoje dzieci w siedzonkach...to zostaje tylko jeedno miejsce w samochodzie nie? Ale kilka tygodni po urodzeniu to chyba ciut za wcześnie na wycieczki. No to zaczął prychać, że w takim razie najlepiej powie, żeby tato przyjechał jak dzieci będą miały 2 lata i najlepiej niech przyjedzie sam. Najchętniej chciałam klasnąć w dłonie i powiedzieć "OTÓŻ TO!" :P ale oczywiście przemilczałam miłą odpowiedź :D a sytuację uratował dzwoniący kolega.

Och..będą z tym wszystkim zgrzyty no ale jakoś trzeba będzie ogarnąć, ułoży się samo.

Najważniejsze, żeby myśleć pozytywnie, nie stresować się bo maluchy już wyczuwają moje nastroje i pewnie słyszą myśli. Są tak urocze, że póki co oprócz od czasu do czasu mdłości nie ma rzyganka, jest tylko ooogrooommne zmęczenie i straszny leń. A tu praca cały czas czeka, ciągle jest przepychana na później, klienci się wkurzają a za pasem pakowanie rzeczy i przeprowadzka do Danii.

Tak bardzo już bym chciała być na miejscu...



Wiadomość wyedytowana przez autora 23 czerwca 2015, 18:41

26 czerwca 2015, 13:29

Aż mi głupio..bo czasami pomimo tego, ze bardzo bardzo się cieszę, ze w końcu się udało też zaczynam się panicznie bać czy ja to wszystko ogarnę. Jak to będzie. DWOJE DZIECI!!! Jak Wy chwilami odchodzicie od zmysłów z jednym to co to bedzie z dwoma. Do 2017 r mamy w PL różne raty do płacenia, karty kredytowe itp więc przezcież muszę też pracować. Musze pracować też żeby być na bieżąco z terndami nowinkami i wszystkim. A chwilami czuję, ze nie bedę robić nic innego jak w kółko karmić, przewijać, usypiać, przebierać, spacerować dzieciaczki. Przeraża mnie to trochę. Ledwo dobijam do 3 miesiąca a już na wadze kilka sporych kilosów do przpdu. A co będzie jak przytyhę wszystkie 40 kilo jakie straciłam. Jak ja potem ogarnę ćwiczenia i zdrowy tryb życia jak na nic nie będzie czasu. Tyle obaw, ze aż mi głupio. Czuje sie w takich momentach jak jakaś niewdzięcznica. Zamiast tylko i wyłącznie cieszyć się to ja już teraz wyszukuję problemy. No ale to nie jest szukanie problemów tylko realne spojrzenie...
A z drugiej strony jak pomyślę o 4 cudownych oczkach które będą się we mnie wpatrywały, o 4 cudownych rączkach które będą mnie obejmowały, o czterech cudownych usteczkach , które będą rozświetlały każdy dzień uśmiechem, o dwóch maleńkich cząsteczkach mnie i męża, o tym że tylko raz będę przeżywać ciążę, która jakoś niezbyt mi się podoba :P , tylko raz będę zwijać się z bólu podczas porodu i tylko raz stanę się ponownie słonicą... to znowu zaczynam się cieszyć, ze rosną we mnie dwa życia a nie tylko jedno.

Przedwczoraj była wieeelka burza, bo złość i lęk w sprawie teściów we mnie narastał, narastał aż w końcu nastąpił wybuch. Boooże...to chyba te hormony. Nigdy chyba tak z błahego powodu nie wyłam. Szłam przez ulicę i zachłystywałam się spazmami płaczu. :D :D

No ale wyjaśniliśmy sobie wszystko, zrozumiałam ze dla męża to ważne żeby w takiej chwili mieć przy sobie rodziców, tym bardziej że nie ma ich na codzień. Cały czas wyłam i jęczałam, ze przezemnie ma zmarnowane życie, mieszka z daleka od rodziny, ciągle tylko mamy jakieś problemy, ze mógłby mieć już 5te dziecko mieszkając w Peru i pewnie już etraz zbijając kokosy na stanowisku szefa koncernu farmaceutycznego. A nie żyje z popsutą zabawką, która w końcu zaszła w ciążę i do tego ma 'gratis' schorowaną teściową i wieczne problemy finansowe itp. No i blablablaba sama się dziwiłam skąd wzięło się tyle paskudztw ile wyszło z moich ust tego dnia. :P
Ale wszystko wyjaśnione, ponownie usłyszałam że nie zamieniłby mnie nigdy w życiu na nikogo innego, i nawet jakby miał szansę cofnąć się w czasie i wiedząć że gratis ze mną przyjdzie moja mama i wszystkie różne perturbacje jakie mamy na drodze do stabilizacji i spokojnego życia to i tak by wszystko zrobił dokładnie tak jak zrobił. Słooodziaaak mój. Nie wiem skąd on ma tyle do mnie cierpliwości. Na prawdę bywam paskudna. Zwłaszcza ostatnio. :D
A co do teściów i rozwrzeszczanej siostry to obiecał, ze niezależnie na ile przyjadą to tak ich utemperuje żeby nie włazili mi na głowę, zebym miała przestrzeń jakiej nie rozumie dlaczego ale rozumie że potrzebuję :P a jak bedą syfić i ciągle się drzeć pomimo tego, ze w domu każda chwila śpiących dzieci będzie złota to też ich odpowiednio sutawi.

No zobaczymy ale przyjnajmniej cieszę się, że mu powiedziałam o wszystkim co mi się nie podoba i czego się boję.

Więc ponownie pozostał miodzio..

hehe tylko nie wiem co zrobić bo ponoć bardzo kopię męża i odpycham w nocy. :D :D
żalił sie, że jest mu wtedy bardzo przykro - zwłaszcza jak od 2 tygodni ciągle chodziłam tylko zła i zła , a jak go do tego kopałam w nocy to bał się że przestaję go kochac. :D :D :D Biedaczysko..

Cóż..jest gorąco.. a może jakoś podświadomie nie chcę mieć ciężkiej nogi na brzuchu. Muszę się nad tym zastanowić. I zwrócić uwagę, zwłaszcza podczas nocnych ataków na toaletę bo sikanko wre.

Najgorzej było jak raz wieczorem najedliśmy się arbuza. Pojawił się nocny rekord. 11 razy siku!!!

3 lipca 2015, 19:18

U nas wszystko w porządku. Z niecierpliwością czekam na czwartkową wizytę tzn 9.07 :)
Mam nadzieję, ze obydwa bąbelki bedą się żwawo ruszać i kręcić fikołki. Mąż już od kilku dni się skupia nad tym, żeby nie zapomnieć przygotować sobie w komórce kamery, zeby nagrać filmik.

Już się pogodziłam z faktem przyjazdu teściów. Nawet chwilami trochę mi głupio, ze tak histerycznie podeszłam do sprawy. No ale cóż..taka to już jestem a zwłaszcza po ostatnich 3 miesiącach jak u ans byli mam prawo się bać. :P Teściowa już szaleje i wyrabia jakieś sweterki, szyje jakieś niewiadomo co. Na początku nawet to mnie wkurzało, bo przecież sama radość to móc samodzielnie pokupować rzeczy ale chyba muszę przestać w końcu być zosią samosią i troszeczkę przyjaźniej patrzec na otoczenie. Nie? :P A pozatym ciuszków nigdy za dużo.

Cóż..jeszcze nawet nie jestem w II trymestrze a ta już szaleje..Moim zdaniem trochę za wczesnie, ale na prawdę. Wrzuciłam na luz. Mam wszystko w nosie. Chce kupować to niech kupuje. Ja na jej miejscu bym poczekała choć żeby się dowiedzieć jakie płci wnucząt. Ale spoko. I tak nie wbije wiecej niż 23kg bo i tak pewnie będzie zmuszona przywieźć w drigiej walizce górę ciuchów dla swojej rozkapryszonej córeczki.

Ach..jak ja mam już tego szwagra i szwagierki dosyć. Sam ich widok mnie doprowadza do szału. Ale..ok. To też mam w nosie.

Za ok 50 dni będziemy szczęsliwi i sami z moją bezkonfliktową mamą i naszym słodkim szalonym kotem.

A tutaj niech się dalej kręci syf. hihaha (tak, to był złośliwy śmiech :P )

Dalej mogę spać jak suseł. najchętniej bym spała non stop ale trzeba trochę wziąć się za prace no i powoli za pakowanie. Po cichu muszę też poprzeglądać męża rzeczy bo mma ich tyle , ze szok. Niektóre takie, ze wogóle ich nie nosi no ale nie wyrzuca czy nie oddaje dla biednych no bo przecież z każdą koszulką jest zwiazany sentymentalnie. Taki dzieciak z tego mojego kochanego męża.

Minimum ma ciuchów 4 razy więcej niż ja. Ciągle chce mi kupować różne rzeczy ale jako głos rozsądku od jakiegoś roku wstrzymałam zakupy bo wiedziałam, ze na pewno będziemy przewozić wszystko na któryś koniec Europy. A pozatym dopóki nie pracuję w jakiejś zewnętrznej firmie tylko w domowym biurze to po co mi pokłady ciuchów ? Żeby defilować do sklepu? :D

:P No ale zauważyłyśmy z mamą, ze oni wszyscy, cała trójka ma jakiś uraz w sprawie zakupów... może jak byli mali to nie mieli, bo mają fioła na punkcie ciuchów.

I dlatego pewnie m.in mąż tak się cieszy, ze normalizujemy nasze życie zawodowe bo chciałby żeby jego dzieciom nigdy niczego nie zabrakło. Urocze. :)

Chyba w ogóle ostatnio jakieś nowe hormony mi skoczyły bo cały czas mój mąż wydaje mi się słodki i uroczy. :D A jak leżymy w łózku i oglądamy coś a ten nagle kładzie głowę na moim brzuchu i puka w okolicahc pękna przemawiając do dzieci, to już całkiem mnie rozczula.

Martwi mnie tylko 0 przytulanka. No ale panicznie się boi coś popsuć. Kurcze. Rozumiem go..no ale.. :/ :D Nie wiem czy jakby przyszło co do czego to bym się też nie bała. Jak ja boję się nawet zbytnio skupiać w toalecie. ;D

Taka ze mnie panikara że szok. Mówię Wam..w całym tym moim przerażeniu co to bedzie i jak dam radę ogarnąć wszystko przy dwóch maleństwach na raz..to się cieszę, że za jednym zamachem załatwię dwa dzieciaczki. Cóż..moze jak zaczną kopać to jakoś inaczej podejdę do sprawy ale póki co, to nawet w nocy ciągle się budzę dumajac czy przypadkiem nikogo nie przycisnęłam śpiąc na pół boku/pół brzuchu. To taka dziwna..dziwna pozycja z jedną nogą do góry. Nie mogę inaczej zasnąć...ale podświadomie przekręcam się potem na plecy i budzę zdziwiona co ja robię w takiej pozycji.

Jak to mówi moja mama, natura jest mądra i nad wszystkim panuje. Ale ja jestem zdania , ze lepiej dmuchać na zimne.

Ach..boję się, że będę zbyt nadopiekuńczą mamusią. Jak ja teraz jestem nadopiekuńcza względem męża i mamy to co dopiero będzie w stosunku do naszych dwóch cudownych maleńkich chrabąszczyków!!! Będę musiała jakoś dac sobie na wstrzymanie. :)

A Wam podobało się bycie w ciąży?

5 lipca 2015, 17:56

No właśnie, cały czas staram się więc pozytywnie nastawiac do nadciągającego tłumu a nie wkręcać negatywnie. Będę miała dość to tupnę nogą i już. :D Niech się boją , a co! :P Ja o dziwo przechodzę wszystko prawie bez mdłości.

Czasem tylko robi mi się trochę słabo, zwłaszcza jak gwałtownie zmienię pozycję. tzn nie słabo tak że mdleję ale po prostu ciemno w oczach. Dziś popakowaliśmy już 40% ciuchów w specjalne takie spłaszczające worki i kilka razy fruuuuuuu czułam, ze lecę. Dzięki temu HIHI grzecznie siedziałam na łóżku i składałam coniektóre rzeczy a mężuś odwalił czarną robotę.

Te strony ciąży mi się podobają. ;)

Z niecierpliwością czekam na czwartkową wizytę. Nic nie uspokaja tak jak usłyszenie bijących serduszek i zobaczenie dwóch maleństw brykających w swoich jajeczkach. :D

W nocy mam jakąś paranoję!! W zasadzie, w żadnej pozycji nie mogę zasnąć bo się martwię, ze kogoś przycsikam a na plecach...strasznie nie lubię bo mi duszno się robi no ale w rezultacie śpię na plecach z lekkim przechyłem na lewo lub prawo.

A to dopiero 12tydz!! Co to będzie za dwa miesiące. Z moim talentem do wymyślania to chyba zacznę sypiać na stojąco, zeby dziecinki były bezpieczne.

Od przyszłego tygodnia zaczynam chodzić na basen. To zmobilizuje męża do chodzenia na siłownie a mnie może pomoże trochę spowolnić zamienianie się w piłeczkę. Jutro stanę na wadze i zobaczymy jak bardzo nabroiłam..choć cały czas staram się nie przesadzać..jednak ok 18/19 zamiast sałatki niestety wcinam co innego. :/

No i wieczorami tak starsznie bywam głodna, ze aż mi sie trzęsą ręce więc no niestety dzieci wygrywają. :) Wczoraj np jadłam mmmmmmmmm cieniusienko pocięty chlebek z kropelnką masełka i z polskimi ogórkami kiszonymi!!! Mniaaam. Ojej.. No i muszę zaraz iść i takie coś skonsumować. Trafiłam w sklepie polskie ogórki kiszone i tak się nimi jaram jakby były ze złota. hihi

Cóż...cokolwiek by nie było, wiem że spuchnę i przytyję ale co tam. Ważne, że tylko raz. hihi :) Bo bardzo się cieszę z moich maleństw, aczkolwiek dwoje to było planowane minimum a zarazem maksimum.

Aaach...nie mogę się doczekać pierwszego pukania od środka.

Nie mogę się doczekać, żeby już były z nami!!!!!

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 lipca 2015, 18:02

7 lipca 2015, 13:02

Wczoraj wieczorem jak oglądaliśmy film i pani w filmie zachwycała się herbatą...oczywiście pognałam do kuchni przygotować sobie herbatę. Mój błąd, ze postanowiłam wypić pyszną, aromatyczna i..mocną.

Całą noc się męczyłam! Do 3 nie zmrużyłam oka a potem cały czas się budziłam i przewalałam z lewego boku na prawy, na plecy itp. Do tego mąż ciągle dokonywał inwazji na moją poduszkę i ok 5tej rano byłam już tak nabuzowana, że najchętniej bym go zepchnęła z łóżka. :D

No ale tak leżąc i nie śpiąc oczywiście dumałam.

Jakie to jest niesamowite, ze w końcu jestem w ciąży!

Czy to nie jest sen? Chwilami wydaje mi się to wprost niemożliwe. Nie mogę, nie mogę doczekać się czwartkowej wizyty. Najchętniej bym chodziła co tydzień na wizyty i podglądała moje maleństwa. To by mi na bieżąco udowadniało, ze faktycznie jestem w ciąży, ze wszystko idzie dobrze do przodu, że to już faktycznie 12tydzień i 2dzień!

To co? W przyszłym tygodniu będzie już 4ty miesiąc!?

WOOOW!! WOOOW! WOOOOOOOOOW!

Gdybym tylko miała siłę i nie czuła się jak flaczek wyprany w pralce to najchętniej bym skakała z radości jak kauczukowa piłeczka.

Tak..tak..obiecuję jeśli nie dziś to na pewno jutro zrobię foto brzusia.

Jak zwykle takie rzeczy odkładam na potem, potem , potem i tak w 1 dniu 10tyg chciałam zrobić foto a tu mamy już 2 dzień 12 tygodnia a foto dalej nie ma. :D

Wiadomość wyedytowana przez autora 7 lipca 2015, 13:02

8 lipca 2015, 15:31

Wczoraj pokusiłam się o wyjście z mężem na siłownię..ale ja oczywiście na basen. Wczoraj był dzień aerokick boxingu , od którego byłam praktycznie uzależniona.

Widziałam grupę wytrwałych siłaczy i siłaczek pod wezwaniem, do której należałam przez ostatnie pół roku i powiem Wam...że bardzo się ucieszyłam, ze nie muszę tam być. Teraz to chyba po 2 minutach wycisku bym padła tam na sali jak mops. hihih

A w basenie..niestety nie podobało mi się. Zrobię za jakiś czas drugie podejście, bo trzeba troszkę się ruszać ale jak pływałam to nie podobało mi się uczucie...nie wiem..pewnie to moja chora wyobraźnia i podświadomość, ale czułam jakbym miała w podbrzuszu jakiegoś grejpfruta, jakiś kamyk, taki ciągły delikatny skurcz mięśni. Blee.. Zrobiłam 2 baseny ultra powolną żabką, dwa na plecach. Chwilę się pomoczyłam w wodzie i cześć. Nie podobało mi się.

Dziś natomiast...obiecane foto. :) Wymyśliłam, że będę robić foty w takim samym ubraniu i mniej więcej z tej samej odległości żeby było widać zmiany rozmiaru brzusia. Szkoda, ze póki co lustro tutaj mamy takie ..wujowe :D ale ...48 dni do wielkiej przeprowadzki do Danii.

Juuupii!!! Hmm..mieszkanie znaleźliśmy piękne, tylko puste. Jedyne co jest umeblowane to kuchnia no ale mam nadzieję, ze choć jakieś jedno lustro będzie w domu na dzień dobry. Stopniowo będziemy kupować najpotrzebniejsze rzeczy , miesiąc po miesiącu. :)

Pełna ekscytacja!!

12t3d.jpg

9 lipca 2015, 10:04

Ajajaj! Doczekałam się dzisiejszego dnia!

JUUPPII!

za 3h Gin i zobaczymy nasze maleństwa! Mąż od wczoraj powtarza jak mantrę "nie zapomnij zrobić nagrania, nie zapomnij zrobić nagrania". Podpowiadam, żeby się lepiej skupił na wzięciu komórki z biurka :P na drugim końcu szpitala hihi ale twierdzi, ze zawsze ma ją w kieszeni. Wiadomo..jak to faceci. Tyle im się mieści rzeczy w tych kieszeniach nie? A jeszcze do tego mają swój sprzęt. :P

Oki..zmykam się przygotowywać, bo jeszcze zakupki, jeszcze zatankować (samochód nie brzuszek jedzeniem) ... a do wioski 90km przez góry :/ Świnia jestem strawszna, bo w w tej wiosce za każdym razem jak się pojawiam to wszyscy się witają, ściskają mnie, pozdrawiają męża i mamę, pytaja co słychac itp Czuję się prawie jak gwiazda filmowa :D a i tak nie lubię tej wioski. I otaczających ją gór.

No ale dobra, nie narzekam. Niedługo w Danii nie będę widziała nawet pagórków. Ale absolutnie mnie to nie martwi. Bo wolę morze niż góry. Nnoo..moze tylko z okazji nart doceniam góry ale...oprócz niebezpieczeństwa spadajacych kamieni, niebezpieczeństwa przepaści, tam trzymających wodę itp..to nawet z daleka wolę patrzeć na przestrzeń morskiego krajobrazu niż podziwiać malownicze widoki górskie.

lecę..paaaa

9 lipca 2015, 10:04

Ajajaj! Doczekałam się dzisiejszego dnia!

JUUPPII!

za 3h Gin i zobaczymy nasze maleństwa! Mąż od wczoraj powtarza jak mantrę "nie zapomnij zrobić nagrania, nie zapomnij zrobić nagrania". Podpowiadam, żeby się lepiej skupił na wzięciu komórki z biurka :P na drugim końcu szpitala hihi ale twierdzi, ze zawsze ma ją w kieszeni. Wiadomo..jak to faceci. Tyle im się mieści rzeczy w tych kieszeniach nie? A jeszcze do tego mają swój sprzęt. :P

Oki..zmykam się przygotowywać, bo jeszcze zakupki, jeszcze zatankować (samochód nie brzuszek jedzeniem) ... a do wioski 90km przez góry :/ Świnia jestem strawszna, bo w w tej wiosce za każdym razem jak się pojawiam to wszyscy się witają, ściskają mnie, pozdrawiają męża i mamę, pytaja co słychac itp Czuję się prawie jak gwiazda filmowa :D a i tak nie lubię tej wioski. I otaczających ją gór.

No ale dobra, nie narzekam. Niedługo w Danii nie będę widziała nawet pagórków. Ale absolutnie mnie to nie martwi. Bo wolę morze niż góry. Nnoo..moze tylko z okazji nart doceniam góry ale...oprócz niebezpieczeństwa spadajacych kamieni, niebezpieczeństwa przepaści, tam trzymających wodę itp..to nawet z daleka wolę patrzeć na przestrzeń morskiego krajobrazu niż podziwiać malownicze widoki górskie.

lecę..paaaa

10 lipca 2015, 13:37

HIhi ale było fajnie. Było suuuper. Mogłabym tak leżeć cały czas z ekografem w środku . :P Bez żadnych świńskich skojarzeń.

Cudownie, cudownie, cudownie. To na prawdę cud natury. Takie dwa maleństwa siedzące we mnie i fikające koziołki!

Wszystkie badania są w porządku, dzieci rozwijają się w porządku, więc nic tylko dbać o nas i czekac z niecierpliwością na styczeń! :)

Pani Gin uchwyciła marne fotki, ale mąż nagrywał większość badania żeby pokazać wnuczęta mojej mamie i swoim rodzicom. Zrobiłam więc ładniejsze screeny:

minis1.jpg

Jak wczoraj wróciliśmy do domu, to bylismy tak wyczerpani fizycznie i emocjonalnie , że padliśmy jak mopsy - od 17:30 spaliśmy do 20:30 bo mama bała się nas obudzić. Cóż...bywam niemiła jak ktoś mnie budzi. :P

Potem więc długo nie mogłam zasnąć i szperałam w internecie z komórki, łykałam informacje na temat przygotowań do przyjścia na świat bliźniąt. Kooocham internet. Co to kiedyś było bez tych wszystkich informacji!!!?? Teraz to gdzie się nie wejdzie to mozna znaleźć tony informacji, a wyobrażacie sobie jak cięzko musiało być młodym przestraszonym niekiedy mamom jakieś 20 lat temu? Boooże...a 40 lat temu!!?

Jakie mamy szczęście, ze żyjemy w dzisiejszych czasach.

Już jestem nakręcona na :

dbl-001_5z.jpg

Tylko ciekawe jak je w zgrabny sposób można będzie ułożyć do karmienia.
Ja jestem straszna, straszna i wstrętna zosia samosia no ale przy dwóch bobasach będę musiała dopuścić pomoc osób trzecich.

W zasadzie to akceptuję zwykle tylko męża, nawet nie lubię jak moja mama mi pomaga w różnych rzeczach..a tu jak wiemy będzie tłum chętnych.

Wiem..wiem..nie zdaję sobie sprawy jaka to będzie robota i potem pewnie będę doceniać każdą pomoc. Ale z perspektywy dzisiejszego dnia...mam inne spojrzenie. :P

Jestem straszną indywidualistką, potrzebuję przestrzeni..dlatego tak mnie do szału doprowadzają ogromne ilości ludzi. :/ Cóż..jedynaczka w końcu. Dobrze, ze moje dzieci będą sobie rosły razem i przyzwyczajały do dzielenia się, bycia razem itp.

Kurcze..znowu ogarnęła mnie fala tego niezadowolenia z gromady jaka się szykuje na grudzień/styczeń/luty.

Jeszcze do tego znajomi z Hiszpanii z dwójką dzieci szykują się na przyjazd na święta i nowy rok. No kuźwa.

Nikt nie wpadnie na to że, może w tym czasie będę skręcać się od skurczy i rodzić nasze maleństwa w szpitalu. Przy dwójce często wcześniej pchają się na świat.

No ale ok - nie chcę znowu zadymy. Może bilety będą tak drogie , ze nie przylecą.

Mieszkanie ma 3 pokoje + kuchnia.

Jestesmy MY, moja mama, będą rodzice męża z rozbrykaną i rozchwianą emocjonalnie, wiecznie jęczącą 30letnią siostrą męża + wiecznie znudzony i zmęczony życiem brat męża.

Jeszcze do tego brakowac nam będzie dwójki małych meksykańczyków z dwójką dzieci 5 i 3. :/

Czy ja jestem niesympatyczna czy to naprawdę przegięcie???!!!

Mąż dobrze wie, ze pomysł mi się nie podoba no ale ... zamiast robić zadymę stwierdziłam tylko, ze do grudnia będzie musiał przekonwertowac się w mistrza kierownicy bo ja z wielkim brzuszyskiem nie będę wszystkich po kolei przywozić a potem odwozić na lotnisko (180km w jedną stronę).

Koniec. Skończyła się superturbo żona wiecznie wszystkich wożąca . Teraz zamieniam się w 100% kobietę i mam zamiar bezstresowo w grudniu cieszyć się dobijaniem do końca ciąży.

Hehehehehehe zawsze bedę mogła powiedzieć że mnie boli krzyz i idę poleżeć :P zamknę się więc z laptopem w sypialni i będę oglądać jakieś fajne rzeczy w TV a mężuś niech zabawia wycieczkę. :P

Ale jestem dziś złośliwa. :P

Mama mówi, ze mam to po swojej babci - mamie mojego taty. hihi

Cóż..po kimś trzeba mieć złośliwość skoro wszystcy są mili i dają się wiecznie urabiać.

Ciekawe jakie charakterki będą miały nasz Bączki.

Mam nadzieję, ze będą towarzyskie jak ich tatuś a nie takie dzikusy jak mamusia. :P

Natomiast chciałabym, zeby po mnie odziedziczyły operatywność bo ich tatuś czasem wpada w histerię jak trzeba ogarnąć zbyt dużo rzeczy.

No ale najważniejsze, że pewnie po swoich rodzicach odziedziczą lekkość nauki języków i od pierwszych chwil będą super władały wszystkimi językami jakimi mówi się w domu.

Już zaczynam gromadzić i czytać różne materiały na ten temat. I myślę, że jak się przyłożymy to wyjdzie nam sztuka.

OPOL - one parent one language + język dodatkowy babci/niani itp

Każdy ma mówić w swoim jezyku do dzieci.

A jak wychodzi się na dwór, poza dom to w języku lokalnym. + W lokalnym po jakimś czasie będą mówić w przedszkolu.. Na początku byłam przeciwna przedszkolu ale mąż mi wytłumaczył, ze jak nie pójdą do przedszkola to będą takie dzikusy jak ja :P a poza tym jak pójdą do przedszkola, to jak człowiek będę mogła pracować. OK - Racja.

Choć na dzień dzisiejszy chciałabym je miec non stop przy mnie. :) Nie wyobrażam sobie rozłąki!!!

Praca..słowo klucz.

Ok - czas do pracy. :)


15 lipca 2015, 11:14

Juuppii!!!

Od 3 dni jesteśmy w II trymestrze!!

No i od 3 dni ciągle mnie coś ciągnie i pobolewa w tamtych okolicach. Ach..jeszcze 6 miesięcy martwienia się a potem całe życie zamartwiania się, żeby dzieciom bylo jak najlepiej, były jak najzdrowsze, jak najszczęśliwsze, najbezpieczniejsze itp.

Kurcze..toż to szaleństwo! :D

Rozumiem, że to pewnie rozciąga się macica, że bobaski teraz będą rosły w super szybkim tempie i nie może to przecież przejść bezobjawowo.

No ale nie lubię nie wiedzieć KONKRETNIE dlaczego mnie kłuje i czy na pewno to tak ma być.

28 lipca 2015, 10:57

Witam wszystkie internetowe Ciocie.

Robienie zdjęć jakoś mi nie idzie, głównie dlatego ze ciągle jak się zabieram to nie mogę jakoś zrobić ostrego zdjęcia w tej łazience..Światło nie takie, obleśna zasłona i wszystko mnie w tej łazience wkurza. Co wymyję lustro to znowu 'zarzygane'. Albo zaplute..Naprawdę nie wiem co oni robią przy tym lustrze. No ale od września będziemy już w naszej łazience, z naszym lustrem i bez towarzystwa.

Kurze...im bliżej do wyjazdu tym bardziej wkurza mnie rodzeństwo męża..no ale cóż. Staram się myśleć o tęczach i kwiatkach zeby nie stresować dzieci. Mąż mówi, że na pewno będę za nimi tęsknić ale bezczelnie i otwarcie mówię mu, że niestety nie będę :D ale rozumiem, że on będzie. Jednak taka jest kolej życia, że nie mieszka się całą wielopokoleniową rodziną tylko mieszka się z właśną nową rodziną i formuje swój tryb życia.

Nie wiem dokładnie, który motyw wygrywa ale szczerze życzę im, żeby w końcu znaleźli swoje drugie połówki i...w końcu zaczęli żyć dorosłym życiem. heh

Ok..dosyć tego jadu. :P

My się mamy dobrze. Brzuszek rośnie i OBIECUJĘ, że za jakiś czas zrobię jakieś foto.
Zauważyłam, że jak zbyt długo popracuję to brzuszek robi się na dole taki twardy, jakby zbity w kulkę..wiec staram się co 2-3h poleżeć 30 min. W tym momencie jest plus , ze pracuję w domu, przy własnym kompie i mogę zrobić sobie przerwę kiedy chcę. Jakoś chwilowo nie marzę o biurze. Wstaję o której chcę, przerwę robię o której chcę a jak nadgonię z pracą to nawet mogę zrobić sobie kilka h laby. Nawet mama w końcu zrozumiała, ze jak pracuję to się do mnie nie mówi i nie opowiada co tam słychać w polsce w wiadomościach. :D

Tak sobie myślę..chyba pierwszy raz w życiu czekam aż sie skończy lato i czekam na 1 września! HA No ale od 1 września zaczynamy w Danii kurs języka i całą nową życiową przygodę.

To znaczy..jeszcze odrobinkę jest niepokoju bo po wysłaniu dokumentów męża odpisali, ze za 3 miesiace będzie odpowiedź..a mamy mieć gotowe na 01.wrz. Ale wczoraj jak napisaliśmy do firmy organizującej całą akcję 'Work in Denmark' miła pani powiedziała, że jak najszybciej spróbują coś załatwić i dadzą nam znać jak sytuacja się rozwija. O tyle jesteśmy "w lepszej sytuacji" z tego całego złego położenia, że lekarka z południa Hiszpanii jeszcze nawet nie wysłała dokumentów. hihi To znaczy współczujemy jej, bo też będzie miała problem a są naprawdę fajni z mężem..ale dobrze nie być w końcu na szarym końcu. HA!

Wczoraj miałam straszliwego lenia i zamiast zpilnie pracować przeglądałam wózki. Taaaaakieee fajne są te wózki dla bliźniaków. Już wiem, ze powinny być dwie gondole, zeby dzieci się nie budziły ale wczoraj dopiero nauczyłam się, ze są wózki gondolowo-spacerowe. Takie transformersy. hihi

Przez najbliższe 14miesięcy będziemy na połowie etatu, więc trzeba zacisnąć pasa więc oglądam wózki na allegro oraz olx. Ale w sumie nowe też nie są jakoś straaasznie droższe . Nie mówię o tych karocach za kilka tysięcy złotych ale są też fajowe wóżki za 790 czy 990 zl. I tak taki wózek nie będzie na całe życie więc.. ;)

To samo się tyczy fotelików samochodowych. Ale chyba lepiej kupić taki na dłużej nie? Nie 0-9kg tylko 0-18 albo 0-23 prawda?

No i szykuję plan, żeby całą chmarę rzeczy pozamawiać w Polsce, wysyłkowo a w listopadzie pojedziemy na wycieczkę i przywieziemy wszystko. :) W sumie do Wrocławia będziemy mieć jedyne 900 km, to pikuś! Tylko pytanie jak wielki brzuchol będę miała w tym listopadzie...Bo jeśli mąż ma prowadzić to nie będzie pikuś tylko...niekończący się stres. Ale czas najwyższy, żeby odczepił się od mej spódnicy i zaczął prowadzić samochód. Dania to idealny kraj dla zielonych kierowców. % ml ludzi z tego chyba 1/3 ma samochody bo tak wysokie podatki ze wgzlędu na ekologię. Pusto na drogach, które z samolotu w nocy wyglądały jak rzeki ;D
No i rzecz jasna nie obędzie się bez wizyty w jakimś sklepie z ciuszeczkami. Wirtualnym albo normalnym. Ciągle staram się jeszcze powstrzymywać ale jest tyle różnych wysyłkowych sklepów z taaaakimmi zarąbistymi promocjami. Pajacykami, piżamkami 3 w cenie 1 itp, ze ledwo się hamuję. No ale chociaż poczekam aż się dowiemy kto tam we mnie siedzi. hiih Dalej podtrzymuję, ze marzę o chłopcu i dziewczynce. No ale to oczywiste. Później...w drugiej kolejności chyba jednak wolałabym 2 chłopców. A trzecia opcja 2 dziewczynki. Bo jak dziewczynki będą miały mój charakterek to może być ciężko jak podrosną. :D

11.08 mamy wizytę. Będzie to 17t 2d może już pokażą się dokładniej kochającym rodzicom. :P

A jak nie...to dzień/dwa przed samym wyjazdem skorzystamy ze znajomości/uprzejmości i się wprosimy znajomej pani gin na fotel.

Wiadomość wyedytowana przez autora 28 lipca 2015, 11:05

1 2 3 4