Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 23 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe Marzenia są po to, aby je spełniać:)
Dodaj do ulubionych
‹‹ 3 4 5 6 7

18 października 2018, 16:37

Mam chwilkę to piszę;)
Na chwilę obecną mam taki zjazd energetyczno-ciśnienowy, że ledwo się poruszam. Zrobiłam trzecią kawę..może pomoże. Wyjątkow dziś mam aerobik, bo w piątek juz sale pod wybory będą przygotowywać, po raz pierwszy nie chce mi się iść, bo mam ochotę położyć głowę na poduszkę i zasnąć. No ale idę, bo to bardzo bardzo lubię, może jeszcze dostanę kopa energetycznego.

Dzisiaj miałam trochę załatwień na mieście, ale bałam się co to będzie, bo Sara ostatnio ma wózkowy bunt. Wczoraj ze spaceru wróciłam z bólem kręgosłupa, a pot lał się strumieniami...między innymi czułam jak mi po szyji spływa.Bo mała się darła, tylko na rękach było ok, więc ją niosłam i pchałam wózek, a na koncu to i na rękach się darła...myślałam, że padne..
A dzisiaj aniołeczek i zaliczyłyśmy lokalny spożywczak, potem piekarnie, potem w komputerowym załatwiałam oferte dla szkoły na sprzęt (tak wiem, jestem na macierzynskim, ale pewne sprawy musiałam dopilnowac, prowadze projekt unijny, teraz mam zastepstwo, ale wydanie kasy kontroluję;) ), potem ejszcze papierniczy i do Biedronki zajrzałysmy. Przyszłysmy i udało sie ja uśpić na 30 min. W ciągu tych 30 min zrobiłam sobie kawkę, ukroiłam placek drożdżowy z piekarni (taaa kiedy ja się odchudzę w końcu), wyciągnełam gazetki reklamowe z biedrony i biedronkowe Smaki życia i miałam relaks (niczym matka polka) ;) I chyba za bardzo sie zrelaksowałam, bo jest nie do życia!

Przyszło mi krzesełko do karmienia - białe, drewniane super! Tylko nie przewidziałam jednego, zamówiłam znane maty ezpz - miseczke i trójdzielną -duże i okazało sie, że tacka przy krzesełku jest za mała na nie. Na szczęście miseczke udało sie wymienić na mniejszą - bo mieli ten sam kolor, a trójdzielną zostawiłam dużą, przyda się jak tackę odepnę i będzie jadła dosuwana do stołu;) A najwyżej kupię jeszcze trójdzielną owalną, tylko w innym sklepie, bo nie mieli tu odpowiednich kolorów;) a raczej odcieni;) Wiem, wiem, że to tylko miiseczki itp, ale ja bardzo zwracam uwagę na to, żeby mi się podobały rzeczy, które kupuję - przynajmniej w miarę możliwości. Dlatego kolory były ważne;) Tak już mam, może przez to, że handmade robię i zwracam uwagę na dopasowanie itp;) Także ja chciałam pudrowy szary i pudrowy róż a zwykły szary i zwykły róż już mi nie pasowały;p;p

Jak mi wszystko przyjdzie to porobię fotki i zrobię wpis co ja kupiłam, bo pytacie na priv i w komentarzu, więc dla wszystkich jeden wpis zrobie;))

20 października 2018, 00:05

Dorwałam laptop, spać nie mogę a dziecko zaliczyło pierwszą pobudkę...także zapowiada sie super noc...zęby nie odpuszczają, a jutro wstaje o 6, bo jadę do Krk na rozdanie dyplomów i w ogóle cały weekend mamy zagoniony, nie wiem jak ogarne wszystko.

Leccie do ANEMIC poczytać jej wpis - mega mądry i zgadzam się w 100%. Też tak uważam, a co najlepsze wczoraj wieczorem miałam mega bulwers z tematem kp i miałam pisać, ale dzisiaj tez był ciężki dzień i zrezygnowałam z tego tematu, no ale może wrócę do tego.

Chciałam karmić kp, nie kupiłam wcześniej mm do domu ani nic. Przeszłam swoje, nie jestem pewna czy przy drugim dziecku uda sie karmić piersią, myślę, ze o ile nie zrobię sobie przeszczepu brodawek to nie za bardzo, prędzej znowu kpi. Teraz jestem o tyle madrzejsza że być może kpi uda się mi utrzymać dłużej w przyszłości, chociaż nie wiem co życie pokaże. KP i KPI akurat wiąże sie zz okropnym czasem w moim życiu, mam nadzieję, że już te sytuacje nie wrócą, obecnie ich nie ma i oby nigdy sie to nie powtórzyło. Moze jak kiedyś nabiorę siły w temacie to opiszę to. Taki zewnętrzny czynnik, mocno stresogenny przez który zaczął mi zanikać pokarm, którego i tak dużo nie miałam.

Moją historię część zna, nielegalne zastrzyki żeby odblokować piersi, płaskie brodawki, niechęć dziecka do ssania, wieczny ryk, zasypianie po 2 min przy piersi, prawie zapalenie piersi, bezradność i milion innych rzeczy. Zresztą kiedys o tym pisałam, choc moze niedokładnie. Nieważne, ważne jest, ze z dzieckiem jest dobrze i z moją psychiką też obecnie. Do tego stopnia mam traume, że jest to jeden z powodów strachu o ciaże nr 2. Jak kiedyś chyba wspominałam, ze brakuje mi stanu ciaży - może nie początków wiszenia nad wc ani 9 miesiąca gdzie wszystko leciało mi z rąk a ciężko było się schylać. Ale ciąży. Pomijam, ze świadomie chcemy większą różnicę wieku dzieci itp ale jak sobie pomyślę o ciąży to wiecie czego sie boje?Nie cc, nie nieprzespanych nocy... Co mnie paraliżuje, przeraża - kp. Właściwie chciałabym, żeby ktoś mi dał od razu 2 miesięczne niemowle i żebym albo miała unromowaną laktację, albo karmiła mm, ale nie chcę przechodzić tego wszystkiego znowu, tej walki, bólu, wyrzutów, łez, nerwów,bezradności....

Ale ja w sumie nie o tym. Jak miałam te problemy to też czytałam strony, blogi itp i tak jak pisała anemic, - ten hejt na matki mm,czytałam i było jeszcze gorzej, wyłam, płakałam, czułam się okropną matką...straszną, nie mogłam sobie z tym poradzić. A komentarze tylko mnie w tym utwierdzały.A KP było dla mnie nie do przejscia, nie mogło sie mi udać. Czułam sie okropnie.Próbowałam wszystkiego.. Nie dość, ze hormony, baby blues, stresogenny czynnik to jeszcze to kp i problemy z tym podkopywało moją psychikę. Potem się ogarnełam, przestałam czytać i zrozumiałam, że nie jestem gorsza, jestem jak kazda matka i tyle!

Do wczoraj.....
Przeglądałam sobie insta i na głównej wyskoczyło mi ładne zdjecie matki z synkiem jednym starszym a drugim malutkim, którego karmiła piersią.Kliknęłam, żeby obejrzeć zjdęcie...niepotrzebnie I podpis był taki, ze już za miesiac mija 6 miesięcy, mama chce go odstawić, bo wraca do pracy i przechodzą na mm. Normalna fajna, mądra laska, napisała co robi.Nie prosiła o rady,nie pytała o nic. Niepotrzebnie weszłam w komentarze i mój "koszmarek" powrócił.....

Ja pier%^&( kur*&^^ mać! Tyle powiem. Oczywiście milion matek a raczej "maDEK" porady wysmarowały, że przeciez może odciągać i ktoś będzie jej mleko podawał, a że może ktos jej dziekco do pracy w przerwie by mógł dowozić, że mm to zło, żeby tego nie robiła. Nosz kur%^&* co to kogo obchodzi! Skoro ona chce odstawić, to niech odstawia. Chce wrócić do pracy - niech wraca. Chce dać mm to niech daje! Ale nie, bo panie idealne zawsze znajdą "rozwiązanie".Nie mogą pojąć, że to jej decyzja i jej sprawa. Nie robi nic złego i niech one nie patrzą przez pryzmat siebie na nią. Jedna napisała jakis w miarę rozsądkowy komentarz, to reszta się na nią rzuciła i dawaj, że kp to najlepsze co może być (czyli dając mm nie chce dla dziecka najlepiej), że kp to karmienie miłością (aaa no to ja karmię nienawiścią tak?), że buduje się niesamowita magiczna kurde więź, dobrze że jeszcze aniołki nie latają a jednorożce nie rzygają tęczą... (karmiąc butelką w takim razie nie mam więzi z dzieckiem ma się rozumieć i za kilka lat moje dziecko powie-mamo Ty nie jesteś moją mamą, bo ja pamiętam, ze Ty mnie cyckiem nie wykarmiłaś tak?).
No masakra, załuję, ze weszłam i czytałam, bo mi sie znów ciśnienie podniosło.
Żyjmy i dajmy żyć innym! Mój sposób na macierzyństwo to nie jest uniwersalny sposób, dlatego nie narzucam go innym, ale też tego oczekuję od innych. Tolerancji. Szacunku. To, że Ania S wyjechała na Bali kilka tyg po porodzie, a z dzieckiem został ojciec jest ok, to jest jej sprawa, jej życie, jej wybór. Nic nikomu do tego. I to ciągłe "ja bym tak nie mogła". Noż kurde, a ja mogę i co?! Kto ma racje? Każda, bo każda robi swoje. Ale bez oceniania i anrzucania swoich wizji...

Obecnie na pytanie" "karmisz?" odpowiadam: "nie, głodzę".
Nie będąc matką nigdy nie zapytałam żadnej koleżanki jak karmi, bo mi to do glowy nie przyszło! A odkad zostałam matką pyta mnie o to każdy, oprócz mojej bezdzietnej koleżanki i aż mi wtedy się lepiej zrobiło, że w koncu ktoś interesuje się mną - jak poród, czy bolało, jak się czuję itp a nie moimi cyckami...

Jedne z lepszych tekstów, które w swoim czasie mnie dobiły to:
"mm wynaleziono dla sierot w sierocincach, zeby nie umarły"
"jak można dać dziecku gumę i plastik, żal mi takich dzieci"
i moje ulubione:

"mm to bomba ze spóźnionym zapłonem" - w takim razie rozumiem, że do konca życia jeśli moje dziecko będzie miało grypę, czy przeziębienie, czy inne choróbska- wszystko zwalam na mm. Jak będzie w szkole niegrzeczna to też wina mm, jak mnie nie będzie słuchać, albo będzie przechodzić bunt to też wina mm! Także ja już sobie mogę odpuścić wychowanie, bo generalnie i tak ta bomba bedzie wybuchać, czyli wszystko wina mm, ja to mogę już leżeć przed telewizorem i nic nie robić, bo ratunku już nie ma. WSZYSTKO WINA MM.

Wylałam trochę żółci, dziękuję za uwagę, idę spać!

23 października 2018, 23:26

Nadrabiam zaległości. Z mężem się pokłóciłam, poszedł spać to piszę heh.
Kłótnia a raczej sprzeczka o głupotę, ale ja jestem zmęczona i przez to bardziej nerwowa.
W sumie to jestem wykończona...
Zęby i nie wiem cyba jakiś skok rozwojowy...budzi się wnocy ciągle po 6-7 razy...w ciagu dnia 2 drzemki po 30 minut (jakby miała zegarek w tyłku, budzi się równo po 30 min...) W ciągu dnia marudna..płaczliwa..ciągle chce byc na rękach (a ja jej do tego nie przyzwyczajałam, od początku noszenie do minimum ograniczaliśmy), odłożona ryczy, od 17 jest już padnięta przez krótkie drzemki i dzisiaj ją przetrzymałam do 18 w płaczu. Myśłałam, że oszaleje, nosiłam, zabawiałam, na nic... i po kąpieli o 18:15 padła.
Po nocach jestem wykończona dosłownie a dnie nie są lepsze:( no ale powtarzam sobie- będzie lepiej i każdego dnia mam taką nadzieję.
Z pozytywów byłam na aerobiku -było mega, lało się ze mnie, a jutro idę do fryzjerki.

W niedzielę Sara skończyła 5 miesięcy.
Rozszerzanie diety już za miesiąc. Na razie się szkolę;) Nie dajemy soli, nie dajemy cukru. Miodu też nie- nawet nie wiedziałam, że dla malenstwa jest tak szkodliwy! Będę łączyć papki i blw. Będę próbowac uczyć pić wodę z kubeczka doidy a potem nauka przez bidon. Wiem, że niekapki nie - psują zgryz. Będę wprowadzać warzywka i owocki, mięsko i ryby, potem na szczęście już nie ma cyrków i normalnie można jajko i gluten, bez jakiś śmiesnzych podziałów itp. Oczywiście zero soków do 1 roku życia- logiczne, bo to sam cukier dla takiego malucha. Kaszki też chcę sama gotować, bo te dla dzieci mają mnóstwo cukru.... Będę gotować, ale nie mam zamairu rezygnować ze słoiczków, czasami wprowadzę, szczególnie, że rozszerzanie będzie w listopadzie, wtedy już świeżej dynii itp nie dostanę, więc słoiczki pójdą w ruch również.
Ogólnie o rozszerzaniu naszym napiszę niedługo- w sensie gadżety, a jak zaczniemy używać, to napiszę co się sprawdza a co nie;)
Ale wrócmy do dziecka:
-nauczyła się piszczeć i krzyczeć i wykorzystuje to, jak np nie chce leżeć na bujaczku to piszczy i patrzy czy reaguje - cwana!
-od pewnego czasu zaczęłyśmy higienię jamy ustnej. Ząbka jeszcze nie ma, na razie przyzwyczajam ją do tego, że będzie miała wkładaną szczoteczkę do buzi. Kupiłam w rossmannie nakładki silikonowe na palec i leciutko jej masuję dziąsełka - o dziwo uwielbia to! śmieje się i zaczyna gaworzyć wtedy;) Jkaby ktoś szukał ich to w naszym rossmannie nie ma nakładek przy szczoteczkach tylko na ściance przy dziecięcych rzeczach- tam gdzie są smoczki, butelki i inne gadżety;)
Sara ciagle podejmuje próby siadania, nie ma do niej siły, przy takiej ilosci brzuszków to chyba sobie szesciopak wyrobi;)
Od czasu do czasu sadzam ją na chwile na kolanach- wiem, że nie powinno się, ale ona wtedy jest przeszczęśliwa, rozgląda się i gaworzy.
Ostatnio zabawkowym hitem jest szczeniaczek uczniaczek- mamy wersję damską;) Uwielbia słuchać jak śpiewa, patrzy jak miga serduszko a dzisiaj dałam jej go do zabawy to 2 razy nieświadomie nacisnęła przyciski i jej mówił i zaśpiewał;)
A i Sara nauczyła sie śpiewać - moja mama jak jest przy niej to często śpiewa "aaaa kotki dwa" i Sara jej czasami towarzyszy i śpiewa "aaa". Wygląda to prześmiesznie;) Wczoraj na spacerze sobie sama do siebie śpiewała "aaa" :D
Pogoda dziś do bani, może jutro będzie lepiej?
A w niedzielę odwiedzili nas teście (2 raz widzieli Sarę) i Sara z daleka na moich rękach ok, ale bliżej nich zaczynała płakać ciągle. Musiałam ja w drugim pokoju uspokajać. Jak się w koncu uspokoiła to mój mąż chciał swojej mamie ją dać na chwile na ręcę, bo nigdy nie miała jej na rękach i co? Ryk takie, że 15 min nie moglismy jej uspokoić. No niestety tak jest jak się wnuczki nie odwiedza, a mają do nas 60 km, jakieś 40 min drogi, bo prawie cała droga jest bezpłatną autostradą... A ja miałam satysfakcje;p Od teściów dostała garnuszek na klocuszek - szalenstwo, pierwszy prezent od babci. Wydaje mi się, że to że Sara tak płakała to pogłębi jeszcze to, że nie będą dążyć do kontaktu z nami bardziej. Mój mąż im sugerował, że muszą przyjeżdżać częściej, ale myslę, że skutek będzie odwrotny. No i w sumie jest mi to obojętne, niech robią co chcą. Po ślubie chciałam zacieśnić więzi, zapraszaliśmy ich itp, ale Ci sie wymigiwali, wymyslali głupie tłumaczenia. No cóż, chcą się widywać 2 razy do roku (i to nie w święta) to proszę bardzo. Ja odpuściłam.

29 października 2018, 10:33

Robię wpis, choć długo myślałam, czy pisać coś. Ale skoro mój pamiętnik ma być składny to chyba muszę. Pisałam Wam o moich lękach, o trudnych sprawach. Dalej nie jestem w stanie napisać dokładnie o co chodzi. Wpierw myślałam, ze byłoby to dobre, może jakaś forma terapii. Jednak moja psychika mówi inaczej i powstrzymuje mnie przed przypominaniem sobie wszystkiego..całych 2,5 roku.. Jest to za duża trauma dla mnie na chwilę obecna. Ta sprawa-to jest szereg spraw, trochę powiazanych rzeczy. Ale generalnie chodzi o to, że zachowanie pewnych osób doprowadziło mnie do nerwicy żołądka i tak ogromnej traumy, że jak słyszę np trzask drzwi, albo jakikolwiek hałas, to cała chodzę w nerwach.
Najgorszy aspekt tej sprawy sie skonczył jako tako, nie mam już kontaktu z tymi osobami. Ale..no właśnie... W czwarte dostałam zawiadomienie z policji, że szanowna osoba nie przyjęła grzywny i sprawa jest skierowana do sądu. Ja dostałam info jako osoba pokrzywdzona. Załamałam się. Płakałam histerycznie pół dnia. Dlaczego? Ponieważ byc może bede musiała ich zobaczyć w sądzie - nie ejstem w stanie sobie tego wyobrazić..Albo co gorsza słuchać kłanstw i bzdur, bo to nie typ osoby co w sądzie prawdę powie. Tylko bedzie próbował ze mnie wariatke zrobić. Na szczęście oskarzucielem jest policja. Oni widzieli urywek, urywek jednej sytuacji z 2,5 roku i w sumie oskarzenie jest tylko o tą jedną sytuacje. Wiem, że powinnam wystapic jako oskarzyciel posiłkowy..ale nie mam siły...nie mam na to siły.. Modlę się, że może moja obecność nie bedzie obowiązkowa. A jeśli będzie to, że załatwię od lekarza L4. Nawet myślę nad pójdziem do psychiatry, żeby mi dał jakiś dokuemnt, ze sytuacja jest dla mnie zbut traumatyczna, żebym szła do sądu. No nic. Jakoś to bedzie. Myśłałam, że to się skonczyło, ale jednak nie. I boję się zemsty..niby nie wystąpię jako oskarzyciel posiłkowy, ale jednak ta osoba/osoby tego nie rozumieją, że częściowo robię im przysługę i będą mnie obwiniać. Ale dzielnicowy powiedział, że wtedy muszę skierować sprawę z powództwa cywilnego o prześladowanie i walczyc o zakaz zblizania się. Ja to bym już chciała miec ten zakaz. Ehh nie wiem po co to piszę, ale chyba piszę, zeby pokazać, dlaczego mogę miec gorsze dni.. Mimo to walczę o każdą normalność dnia codziennego.
Teraz czekam na decyzję sądu- może do miesiąca, może dopiero po nowym roku, zobaczymy, mąż obiecał wziąć wolne w pracy i byc ze mną, jego to tez dotyczy, tylko jak mój mąż dawał swoje dane to szanowny przyjął mandat a potem była druga sytuacja i wtedy ja podałam i ona się nie skonczyła, dlatego ja jestem wzywana.. Mam żal do innych osób, które się wypieły na wszystko, nie pomogły nam i doprowadziły swoim ignoranctwem do tego wszystkiego...

Ok koniec użalania się. Napiszę pewnie jak juz bede cos wiedziec. Teraz jakies pozytywy. Przylatuje dzisiaj mój tata:) Na którtko, bo do piątku, no ale zawsze coś;) W zeszłych latach to po wakacyjnym urlopie mógł przyleciec dopiero w grudniu a w tym roku udało sie jeszcze teraz;)))
Zmiana czasu to zło - Sara w sobote super 7:30 wstała a w niedziele już 6:30 a dzisiaj 6:00 buuu
Poza tym z dnia na dzień jest fajniejsza, lubię obserwować jak bawi się zabawkami, dotyka, obraca, przekłada z ręki do ręki. Kocha telewizor- moje utrapienie. Nie lubię całkowitej głuchej ciszy i mam cos właczonego, żeby kuknąć i układam ja tak, żeby nie oglądała, ale jak ją noszę czy cos to zawsze próbuje oglądać, obraca sie itp. hehe no cóż, już wie co dzieci lubia a jest zakazane :OO
Jest spokojniejsza jesli chodzi o zęby, strasznie sie slini i pcha wszytsko do buzi, ale wydaje sie byc mniej nerwowa w zwiazku z nimi.

Czekam do wtorku do wieczora, bo od srody mąż ma urlop do niedzieli jupiiii;) troche mnie odciąży uff;))

W kolejnym wpisie moze uda mi sie to wrzuce Wam fotki Sary, bo zrobiłam jej 2 minisesje jesienno-halloweenowe ;p ;)

29 października 2018, 15:40

Dzięki dziewczyny za wsparcie! Jakoś sie z tym zmierzę, muszę! Aż mi się lepiej zrobiło i powoli znajduje w sobie moc do walki i nie zamartwiania się! Będzie dobrze!! Musi!!! Mam rodziców, mam męża, mam rodzinę i przyjaciół i damy radę! Jeszcze nie takie stresy mnie czekają w życiu także trzeba sie z wszystkim zmierzyć. Poza tym kiedyś chyba o tym wspominałam, że strach przed czymś i wyobrazanie jest większe niż już moment jak się zetkniemy z problemem w danej chwili. Także piers do przodu lentiaaaaa!!
A teraz obiecane fotki;)

https://naforum.zapodaj.net/thumbs/33bf9b265195.jpg

https://naforum.zapodaj.net/thumbs/027fedf35188.jpg

https://naforum.zapodaj.net/thumbs/8207aea304f9.jpg

https://naforum.zapodaj.net/thumbs/9ff6a941d52a.jpg

https://naforum.zapodaj.net/thumbs/b18607273d40.jpg

https://naforum.zapodaj.net/thumbs/f9522fe88973.jpg

Tak, wiem wiem matkę poniosło;) Ale cóż zrobić;) A i zeby nie było, dziecko nie było męczone, sesje były 2 w dwa dni i trwały po koło 5 minut;) Taką wytrwałą mam modelkę;)
A i jeszcze jedno, jakby co;) Nie swietujemy halloween, w sumie w naszym regionie kompletnie nic nie ma w tym klimacie, dla mnie szkoda, bo chętnie porozdawałabym cukierki dzieciaczkom:))) Nie mam kompletnie nic przeciwko:) I jak zawsze powtarzam- diabeł nie siedzi w dynii;)
A zebym jeszcze była jak najbardziej bezstronna w kwestii tego święta, to jestem wierząca bardzo i chodzę do kościoła i nawet moje dziecko od urodzenia nie opuściło ani jednej mszy niedzielnej plus ani jednego święta obowiazkowego;) Urodziła się w poniedziałek a w niedzielę już była w kościele;) Ale kompletnie mi to nie przeszkadza postawic sobie parę dynii w salonie;) Nawet chętnie bym poszła na jakąś zabawę przebieraną - halloween przypomina mi polskie andrzejki, ale już za stara jestem na takie zabawy;) I spotkałabym tabuny moich uczniów, także ten...;)

9 listopada 2018, 17:17

Tak dawno nie pisałam, że nawet nie wiem od czego zacząć i nie pamiętam co chciałam napisać.
Listopad całkiem całkiem. Pogoda super, można spacerować, jest słońce więc humor lepszy, chcoiaż ostatnio miałam jakieś spadki nastroju. I moje zmęczenie..Idę spć późno, bo wiecznie chcę coś zrobić albo spędzić czas z mężem, książki kawałeczek koniecznie przeczytać, oglądnąś ulubiony serial it ak sie kładę koło północy. A w nocy pobudek mam sporo i rano mam takie nerwy, bo jestem niewyspana. Ale ja nigdy do rannych ptaszków nie należałam. Co tam u nas, a różnie. Sara ma lepsze i gorsze dni, ale generalnie jest dobrze.
Znowu możemy pokonywać długie trasy wózkiem i nie robi żadnych jazd;)
Od 4 dni zaczęłam początki początków rozszerzania diety
Raz dziennie na spróbuję dawałam jej dynie- przez 2 dni. Pluła nią i nic nie zjadła, a ja tak pieczołowicie ją przygotowywałam i na parze robiłam hehe;)
Kupiłam pierwszą marchewkę Hipp bo w składzie tylko marchew i woda i dałam i sukces, bo odrobinkę je. Oczywiście brudno jest wszędzie, brudna ona, brudna ja, ale dajemy radę. Dzisiaj zaku[iłam specjalny talerzyk za 17zł strzał w dziesiątkę, muszę troszkę czasu dorwać to Wam wkleje fotkę i opiszę, bo mi mega ułatwiło to życie;) Dzisiaj mam 3 raz w tym tyg aerobik! Bo odrabiamy jedne zajecia z zeszłego tygodnia. Był mega wycisk 2 razy, aż się boję co to dzisiaj bedzie. Może wieczorem zrobię jeszcze jeden wpis jak się uda;)

10 listopada 2018, 21:22

Anemic- tak, dynia pierwsza;) Co do aerobiku to wagowo nie ma efektów, bo za dużo słodyczy żrę;p ale jeśli chodzi np. o rozciągnięcie itp. to jest dużo lepiej;)) i pracuję nad kondycją;)
Gozik- jaką kaszkę podajesz? Ja powoli wchodzę w temat
Marti - postaram się napisać co i jak;)
Anakin- niby radzę sobie z 24 w szkole, ale w domu 5 to nie na moje siły haha
Zelma - osoby, które mnie znają uważają, ze zawsze jestem uśmiechnięta i zadowolona. I taka się staram być, tylko czasem wewnętrznie prowadzę nierówną walkę z samą sobą;) Ale myślę, że wygrywam w tej walce;)
Anakin - zaraz napiszę co z blw

Zaznaczam z góry - nie jestem specjalistą, piszę tylko jak to było i jest u nas

A więc piszę o rozszerzaniu. Z racji wytycznych i mnóstwa argumentów czemu nie zaczynać zaraz po 4 miesiącu rozszerzania diety postanowiłam czekać. (Info na słoiczkach to tylko chwyt marketingowy i te 4 miesiące to minimum czasu, które trzeba odczekać, żeby zacząć rozszerzać, dlatego tym się nie powinno kierować). Te 6 miesięcy to też taka orientacyjna liczba. Stwierdziłam, że poczekam na odpowiedni moment. Kompletnie mi sie nie spieszyło do tego, bo uważam, że dużo z tym zachodu - serio serio;) Jak Sara miała chyba równo 5,5 miesiąca to postanowiłam zrobić próbę próby.
-Sara jeszcze nie siedzi sama. Ale sadzana siedzi bardzo ładnie. Potrafi siedzieć w krzesełku do karmienia jak i na kolanach. Co do tego sadzania- to według fizjoterapeutów, o ile dziecko nie ma jakiś przeciwskazań to nie stanie się nic, jeśli się je sadza do jedzenia. Niektóre dzieci same siądą w wieku 8 miesięcy- więc czekać do 8 miesiąca z rozszerzaniem też się nie powinno, szczególnie ze względu na żelazo w diecie. Nie chciałam jej wsadzać na krzesełku tylko postanowiłam na kolanie. Wybór padł na dynię, bo nie powoduje zatwardzeń (co może wywołać marchewka). Miałam zrobionych kilka słoiczków swoich - dynie na parze zrobiłam bez dodatków i zblendowałam, potem zapasteryzowałam. Raz dziennie przez 2 dni dawałam dynię. Sara średnio rozumiałam po co jej podaję łyżeczkę pod buzię, no ale coś tam udało się trafić do buzi, z tym, że wypluwała wszystko i się krzywiła. I na drugi dzień to samo. Więc stwierdziłam, że spróbuję z marchewką. Szczególnie przy małym dziecku będę się starała zwracać na to co podaję. Nie mam niestety dostepu do sprawdzonej marchewki, więc wybrałabym marchewkę z lidla bio - nie wiem czy jest lepsza, mam andzieje, ze choc troszkę lepiej sprawdzana z mniejsza iloscia pestycydów. Jak jest nie wiem, ale jeśli mogę to wybieram przynajmniej na początku mniejsze zło- zanim dziecko zacznie mi się stołować w McDonalds :P:P:P
A, że Lidl daleko, to kupiłam z Hipp - pierwsza marchewkę Bio. Fajna, bo taka płynna no i skład idealny. I tu sukces, bo Sara zaczęła nawet buzię otwierać. Oczywiście to są śladowe ilości - hmm może łącznie to jest 3-4 malutkie łyżeczki te dla dzieci. A, że te słoiczki można zazwyczaj tylko 24 godz trzymać, to reszta ląduje w koszu. Średnio to opłacalne (dzisiaj dorwałam już marchewkę bio z lidla, więc może w tygodniu spróbuję ją sama przygotować i zobaczę czy jej posmakuje). A od dzisiaj daję słoiczek marchewka z ziemniakiem również z hipp.
Powoli, nie spinam się, zobaczymy jak to będzie. I tak na razie to mlekolove jest i mlesio jest nr 1 i pewnie będzie jeszcze długo;)
Zaczęłam powoli rozszerzanie też z tego względu, że będziemy przechodzić powoli na mleko nr 2 i nie chciałam wszystko w jednym momencie zmieniać.
Co z blw - chcę, ale widzę, że jeszcze nie jest jej czas. Na razie chcę żeby poznała troszkę smaków warzyw i owoców plus jakieś kaszki a potem będę próbować blw. Teraz widzę, że nawet za bardzo by się nie „bawiła” tym jedzeniem, nie mówiąc już o jakimkolwiek jedzeniu.
A takie moje spostrzeżenia/rady
-jak podajecie marchewkę, to używajcie plastikowej łyżeczki. Ja użyłam sylikonowej i mi zafarbowała na stałe od marchewki na żółto;) hehehe;) łyżeczki dłuższe, ale wąskie no i generalnie dla takiego malucha to plastikowe/silikonowe.
-jeśli używacie słoiczków, to dziecko nie zje od razu całego – można przechowywać słoiczek w lodówce 24-48godz – info na słoiczku. Więc najlepiej przełożyć troszkę zawartości na talerzyk czy do miseczki i podawać dziecku. A nie, że prosto ze słoiczka, bo wtedy ślina dziecka znajduje się w słoiczku, potem to leży w lodówce ileś tam godzin i niepotrzebnie tworzą się bakterie. Niby to jest jasne, ale ja na to nie wpadłam, zanim nie przeczytałam tej porady od koleżanki.
-podgrzewanie jedzenia ze słoiczka – to też skomplikowane. W mikrofalówce nie chce, w kąpieli wodnej podgrzewałam, ale dużo z tym zachodu było. Kupiłam z firmy babyono podgrzewany talerzyk – wlewa się wodę i on się robi ciepły – to jest genialne! Po pierwsze jak daje kilka łyżeczek nawet prosto z lodówki na talerzyk to zaraz marchewka robi się ciepła, po drugie ciepła jest do końca podawania. Szybko, łatwo, talerzyk ma przyssawkę co też jest fajne, że się nie wywróci. Wklejam link jeśli ktoś jest zainteresowany:
https://allegro.pl/miseczka-babyono-talerzyk-z-podgrzewanym-dnem-6m-i7411481798.html
Ja mam różową wersję. Kupiłam stacjonarnie za około 17zł.
Ja to nie ogarnęłam na początku, że to jedzenie słoiczkowe warzywne czy warzywno mięsne wypadałoby podgrzać. Niby jasne, a ja dopiero czytając opakowanie doznałam olśnienia.
Śliniaki – fajnie nam się sprawdza taki ubrankowy ze Smyka: https://www.smyk.com/catalog/product/view/id/455863/s/cool-club-sliniak-dziewczecy-z-rekawami-rozowy-jednorozce/
Mamy dokładnie ten- wystarczy ręcznikiem papierowym przetrzeć i jest czysty i większość ciuchów chroni, ale nie wszystko niestety.
Używam również gumowego. Czekam jeszcze na silikonowy, jak sprawdzę jak nam się sprawuje, to napiszę.
-Brud brud brud, jestem przerażona! Mimo śliniaka mamy czasem brudne body albo spodenki. Po domu Sara nosi zwykłe rzeczy, ale mimo to żal mi i nie chcę żeby były poplamione. Kupiłam nawet w lidlu te bodziaki po 6 zł żeby mi żal nie było i ubieram jej rajstopki do tego ciemne, ale mimo wszystko. Nagle łapką chwyci śliniak potem łapka buch na nóżki i już mamy brudne spodenki czy rajstopy. Mam mydełko odplamiajace, zobaczę czy się sprawdzi. I przeraża mnie to że; nie chcę przed każdym jedzeniem ją przebierać – no bo jak coś jej przez ręce przekładam to się złości. Po jedzeniu też przebierać to tak średnio. Mam nadzieję, że z czasem będzie mniej brudno;) I nawet zwykłych ciuszków mi żal, no bo jak upapra i nie zejdzie to potem nie chcę żeby nosiła po domu body z plamami cały dzień, bo w praniu nie zeszły. Dzisiaj ratowałam takie ulubione body z Pepco – mam nadzieję, że nie będzie plamy – bo zabarwiła marchewka przy rączce i leciutko pod brodą mimo śliniaczka;) I na spodenkach jedna plamka wrrrr
-trzeba czytać etykiety. Hipp ma moim zdaniem fajne słoiczki z warzywami i mięsne, ale owocowe są do kitu. W owocowych z Hippa jest dodawany dodatkowo cukier- bez sensu! Za to np. Gerber ma fajne owocowe słoiczki.
-Kaszki – to jakaś masakra. Wszystkie te teoretycznie znane typu bobovita, nestle itp. mają w składzie cukier. Na kiego oni dają ten cukier. Kaszek jeszcze nie podawałam, wiem, że polecane są z Holle, albo Helpa. Tylko, że raczej dostępne są tylko przez internet. Chyba, że ja ich nie zauważyłam gdzieś. Na razie kupiłam kaszkę jedną z Gerber Organic – bez cukru i z Hippa- też znalazłam bez dodatku cukru. Ale też nie wszystkie super są, bo chyba jedna z Hipp miała olej palmowy.. no ale trzeba szukać i czytać.

A no i jak ciągle o tych słoiczkach itp. i tu pytanie czy zamierzam gotować sama? Oczywiście! Tylko widze, ze Sarze takie opcje płynne na razie bardziej podchodzą- bo np. do marchewki dodawana jest woda. Także na razie słoiczki, ale mam zamiar zacząć gotować. Jest jesień, wiec też opcja dostania super fajnych warzyw i owoców jest mniejsza, dlatego sięgam po słoiczki. No i tak jak pisałam – nie jestem ekoświruską, bioekosreko, ale dla takiego maluszka chcę wybierac jak najlepiej. Nie mam gwarancji, czy rzeczy bio to tylko wyższa cena, czy może jednak mniej syfu w środku. Ale jeśli mogę to będę starać się takie kupować. Czas się rozglądnąć za sprawdzoną masarnią a na wiosnę postaram się dostać coś ze wsi niepryskane. Na razie mam tylko sprawdzone jajka ze wsi od szczęśliwych kurek;) A kiedyś może sama będę się bawić w rolnika i coś wyhoduję, na razie średnio jest na to opcja, choć coś tam swojego też mamy;)
I może jeszcze jedno – nie uchronię dziecko przed cukrem ;) Sama wpieprzam słodycze;p ale póki jest mała i mogę wybrać owoce bez dodatków cukru to tak robię;)
No to tyle na dziś;)

14 listopada 2018, 15:57

Kolejny wpis z naszego rozszerzania diety niebawem, na razie to takie początki początków;) Jak przetestuje jeszcze kilka gadżetów to napiszę, jak się sprawują.
U nas dzisiaj ciężko, nie wiem czy to zęby czy pogoda, ale marudzenie cały dzień i płacz i tylko na rękach. Teraz na chwilę udało mi się ją odłożyć to zrobiłam szybko listę zakupów na tort - w tym miesiącu mam upiec 2. Ja uwielbiam piec, ale na spokojnie, jak mam wenę i dla siebie. Na końcu ciąży i po porodzie mnie oszczędziły, ale teraz znowu są proszą;) Lubię to, ale dla innych jest to dla mnie zbyt stresujące. Zawsze się boję, że mi nie wyjdzie. No ale cóż zrobić.
A teraz jakieś pozytywy. Spędziliśmy cudowny weekend. Mąż miał imieniny a na prezent wykupiłam nam pobyt w 4 gwiazdkowym hotelu w Krynicy Zdrój. Było bosko! Potwierdziło się, że moje dziecko to stwór hotelowy. Drzemka idealnie, noc idealnie, w restauracji hotelowej super. Byliśmy na basenie z nią, ale było dość dużo dzieci i było trochę głośno – za głośno na nią i nie za bardzo chciała być w brodziku – nic na siłę, więc leżała sobie na leżaczku i ją pilnowaliśmy z mężem na zmianę. Mega się zresetowałam w saunie parowej z aromatoterapią i w łaźni - uwielbiam! Trochę popływałam, mąż też. Wiadomo, że szkoda, że razem nie mogliśmy posiedzieć w wodzie, no ale kiedyś znowu będziemy mogli;) Hotel piękny, ogromny, kosztował 180milionów złotych… Chwilami to czułam się jak uboga krewna, bo mega polowałam na dobrą cenę za pokój ze śniadaniem i się udało trafić. Bo tak to w standardowej cenie jest za drogi. W hotelu mega dużo ludzi – a to listopad, teoretycznie martwy miesiąc. Na parkingu fury za 200-300 tyś, na korytarzach miłama babkę z wózkiem za 10 tyś i zamawianym specjalnie fotelikiem niedostępnym w normalnej sprzedaży. No także ten;p mają ludzie kase :P nie narzekam, bo też tam byliśmy, no ale dziecko gratis plus wyczaiłam dobra oferte, a ludzie tam i tydzień siedzą z kilkorgiem dzieci;) A no i hotel jest super, bo np. jest klub dla dzieci i od 9 do 21 są bloki zajęć, więc rodzice mogą dzieci dać na zajęcia a sami iść do SPA:) Jest basen, sauny, siłownia, pokój zabaw dla dzieci, minigolf, wypożyczanie rowerów, w sezonie letnim leżaki takie a’la łóżka, restauracje, biblioteka, spa, lobby z barem i muzyką na żywo. Żyć nie umierać. Szkoda, że tak nie mogę posiedzieć tak z miesiąc…no dobra tydzień też byłby ok;) A przy wymeldowywaniu dostaliśmy w takich fajnych pudełkach muffinki i mandarynki;)
No i jeszcze może powiem czemu taki prezent. Zawaliłam trochę z prezentem na jego urodziny, nie przygotowałam nic, prezent spóźniony itp. A mój mąż uwielbia przygotowywać niespodzianki i robic prezenty. Muszę tu go pochwalić. Świetnie mnie słucha i np. potem dostaje prezent i jestem w szoku skąd on to wiedział a on mi mówi „w sklepie na widok tego zaświeciły Ci się oczy”, albo „wspominałaś kiedyś, że byś chciała takie coś”. A ja często nawet nie pamiętam, ze wspominałam o tym, bo wspominam tak po prostu komentując. Wie, że kocham książki to często fajne mi wynajduje, dostałam kiedyś czytnik Kindl. Kiedyś kupił mi mój wymarzony perfum Chanel tender itp. Na 30 urodziny zabrał mnie do Paryża! A no i żeby nie było, ze tak mamy pieniędzy. Jeśli chodzi o podróże to potrafimy za niewielkie pieniądze zorganizować super wyjazd. Wybieramy autokar zamiast samolotu itp., ale dzięki temu możemy cos w dobrej cenie zorganizować, dokładnie tak jak pobyty w hotelach. Trzeba nad tym siąść i poszperać, odczekać trochę dni, ale się da;) Można też korzystać z wycieczek jednodniowych, wtedy za niecałe 200zł można odwiedziec np. Pragę, Wiedeń itp. Ale ja w sumie nie o tym jak planować wyjazdy chciałam pisać. Dlatego postanowiłam na prezent dać coś super, a dla nas najbardziej super są wyjazdy. Oczywiście maż cos mi wspominał, że ma cos dla mnie na mikołaja. Mysmy w sumie zawsze na gwiazdę sobie dawali prezenty a Mikołaj nie. Ale mąż stwierdził, ze odkad mamy dziecko to Mikołaj symboliczny ale ma być;) I już mam stresa co mu kupic, żeby go zaskoczyć. On to ma ze mną łatwiej bo ja zawsze książki, kosmetyki, karty podarunkowe lubie i i się przydają;) Z nim to trudniej;)

22 listopada 2018, 13:08

Wczoraj Sara skończyła 6 miesięcy. Pół roku….szok. Mimo zabiegania w ciągu dnia był to dla mnie nostalgiczny czas. Szczególnie od godziny 17.00 zaczęłam przeżywać i wracać wspomnieniami do tego jak prowadzili mnie na salę, te emocje, strach ale i podekscytowanie i ciekawość. Jak ją po raz pierwszy zobaczyłam, dałam buziaka. Niesamowite to jest. To jest cud. Tak długo oczekiwany cud. Pierwsze tygodnie nie były proste, zmagałam się z baby bluesem, mega problemy z kp, huśtawka emocji od euforii po przerażenie. Od radości po skrywany placz. Tyle pierwszych razy, tyle nowości, prawie codziennie uczę się czegoś nowego przy niej. Teraz w wieku 6 miesięcy to już taka moja mała dziewczynka. Uśmiechnięta, czasami marudna, próbująca pokazać co chce. Pokazująca co lubi a co nie, nie tylko kulinarnie. Najpiękniejsze jest to poczucie, że ona wie, że jestem jej mamą. Nawet jak jest z moją mamą to na mój widok robi ogromny uśmiech, zaczyna gaworzyć. To jest piękne. Macierzyństwo jest piękne, choć jest cholernie trudne i tego piękna nie widać tak od razu. Ale jest piękne, bo jakby nie było to ludzie by się nie decydowali na dzieci, nie walczyliby czasami latami o to. Doceniam to co mam. Wiem jakie mam szczęście. Wiem jak się czują Ci, co obecnie się starają i nie wychodzi. Znam tę flustrację, strach i złość. Jedyne co mogę powiedzieć - to nie poddawajcie się. Ja też myślałam, że nam nie wyjdzie. Na nasz cud czekaliśmy 2,5 roku…potem strata i dopiero potem pojawiła się Sara. Czasami jestem zmęczona do granic możliwości, ciężki dzień, marudne dziecko, okropna noc. Ale wiem, że kolejny dzień będzie inny, lepszy i tak jest. Moją radą dla wszystkich – choć czasami niewykonalna – zdaję sobie sprawę, jest, jeśli ktoś może Wam pomóc to dajcie sobie pomóc. Nie unoście się mówiąc „dam sobie radę”. Oczywiście nie chodzi tu o proszenie, ale jeśli ktoś- mąż, mama, siostra, koleżanka chce Wam pomóc to dajcie sobie pomóc. To jest zbawienne. Moja mama czasami zostaje mi z Sarą, a ja lecę na tą godzinkę do kosmetyczki czy fryzjera. I jest lepiej, o wiele. Jak mąż mówi – wstanę w nocy w weekend do dziecka, to się zgadzam. Albo mówi, że w weekend rano zabierze małą do salonu żebym mogła odespać. I to daje kopa energetycznego. Także jeśli jest możliwość to korzystajcie. Z jednej strony czułam się nieprzygotowana na macierzyństwo, z drugiej coś tam wiedziałam. Teraz z perspektywy myślę, że przeczytanie kolejnej książki nic by mi nie dało. No może o kp mogłabym więcej doczytać, choć niewiele by mi to dało przy moich problemach. Być może kpi pociągnęłabym dłużej, choć nie jestem tego pewna. Poza tym wszystko co potrzebowałam wiedzieć , dowiadywałam się na bieżąco. Mój obraz macierzyństwa w głowie był straszny, chyba straszniejszy niż rzeczywistość. Wydawało mi się, że będzie jeszcze trudniej. Także to na plus. Aczkolwiek wiele oczywistości mnie zaskoczyło. Jakoś tak nie zdawałam sobie sprawy, że najprostsze wyjście do sklepu od tak spontaniczne jak zawsze nie będzie już możliwe. Albo muszę mieć opiekę do dziecka, albo zastanowić się czy nakarmić teraz czy może dotrzyma do powrotu, przewinąć, ubrać, spakować torbę i dopiero jazda..aaa no i jeszcze trzeba przewidzieć czy bez pomocy innych jestem w stanie wjechać do sklepu. Dopiero posiadając dziecko widzę, jakie miasto jest niedostosowane. Kilka schodów do pokonania aby wjechać do sklepu, sklep wielkości takiej, ze ja plus wózek uniemożliwi innym przebywanie w sklepie ze względu na brak miejsca, wysokie krawężniki, dziury w chodnikach itp. itd.
Może jeszcze napisze ogólnie co u nas: waga nieznana, obstawiam około 8 kg, wzrost – ostatnio było 70cm, teraz może 72?. Włosy zaczęły rosnąć;) Coraz fajniej siedzi na kolanach. Uwielbia jabłuszka i połączenia z nimi typu jabłko z brzoskwinią, z bananem itp. Marchewka jest super z ziemniakiem czy batatem. Brokuł i groszek zielony są nie do przejścia – pluje, złości się. Uwielbia szczeniaczka uczniaczka i żyrafkę Sophie. Ciągle się śmieje, potrafi piszczeć od tak żeby pokazać że jest szczęśliwa lub zła. Ma dni super, ma dni marudne. Zębów nie widać, ale ślinienie i ręce w buzi są ciągle. Miałyśmy iść na szczepienie ale czekam, ponieważ moja mama się strasznie pochorowała i nie wiem czy Sary nie zaraziła. Niby nic się nie dzieje – nie ma gorączki, coś tam w nosie czasem jest, ale nie trzeba odpalać katarka tylko gruszką pojedyncze kozy. I parę razy w ciągu dnia kaszlnie sobie, ale to kilka razy tylko. Także odpalamy nawilżacz powietrza, bo być może to tylko suche powietrze – oby;) Nie panikuję i na razie nie lecę do lekarza. Zapobiegawczo robię inhalacje z soli fizjologicznej.
W niedzielę byliśmy na sesji świątecznej w Krakowie. W dni sesji wiedziałam, że będzie źle. Sara od rana marudziła no i tak jak przypuszczałam łatwo nie było. Miały być 3 stylizacje. Miałam przygotowane dla niej 3 super stroje. Pierwsza jasna stylizacja super, Sara uśmiechnięta, wszystko extra. Druga stylizacja zimowa- ubrałam ją, na końcu miała być czapeczka i ta w ryk bo nie chce być ubierana, więc czapeczke sciągnelismy, udało się zrobić kilka fotek jej plus ona i my- ale wyszłam fatalnie – bo z tego płaczu jej nie ubrałam sobie narzutki, włosów nie poprawiłam ani nic. A trzecia typowo czerwono – świateczna – ubrałam jej tylko tutu, ale bodziaka w renifera już nie, bo jak się jej przez ręce przekłada coś to jest ryk. Już i tak była płaczliwa i rozdrażniona, więc tylko kilka fotek, nie chciała już leżeć na brzuszku ani nic. No ale mam już wgląd w fotki, nawet fajne wyszły, także się cieszę, a niewykorzystane elementy stroju wykorzystam w sesji robionej przeze mnie w domu;)
Plus taki, że są fotki – tzn będą za parę dni, teraz miałam tylko wgląd, spotkaliśmy się z Chrzestną Sary, dostała piękne ciuszki- będą za kilka miesięcy dobre, także super. W ogóle to tyle chcę napisać, a czasu ciągle brak, muszę ewidentnie się zmotywować i częściej pisać;)
A na koniec fotka Sary, robiłam jej to zdjęcie jakieś 2 tyg temu chyba;)

https://naforum.zapodaj.net/thumbs/f19ec913474a.jpg

26 listopada 2018, 20:55

Piszę, bo tak odwlekam wpisy a potem zapominam co chciałam napisać. Zacznę od piatku - poszłam do przychodni, żeby mi Małą osłuchali, tak an wszelki wypadek. Nasza pediatra była na urlopie, była inna dziewczyna w zastępstwie, ludzi brak, żyć nie umierać;) I babka okazała się genialna, z cudownym podejściem do dzieci. Sara się do niej śmiała, gaworzyła, lekarka zachwycona, Sara też;) Okazało sie, że wszystko usper, osłuchowo czyściutko;) Do tego miło się mi zrobiło, bo babka pytała czy to moje pierwsze dziecko, bo podchodzę na luzie do niej i nie spinam się i myślała, ze to moje kolejne dziecko hehe;) I powiedziała, że dziecko spokojne i grzeczne, bo ma mamę spokojną;) Miło mi sie zrobiło, bo w sumie praktycznie nie słyszę ocen w stosunku do mojego macierzyństwa, a tu takie miłe coś;)

W piątek był black friday, od paru miesiecy miałam upatrzony suchy basen z kulkami i udało sie go kupić taniej, kupiłam też śpiwór-już do spacerówki, bo do gondoli się nie opłaca, bo jeszcze moze miesiac i koniec godnoli. Rękawice do wózka takie jak śpiworek. Ręcznie szytą lalkę z personalizacją- to bedzie prezent od prababci(moja babcia prosiła, zebym od niej cos Sarze zamówić). No i Pufies zamówiłam nawet już w czwartek wiec znowu mam ponad 200 pampersów;) Czekam na kurierów i muszę opanować mój zakupoholizm, bo na wigilię to chleb bedziemy suchy jesc!

W niedzielę byliśmy na targach dziecięcych w Krakowie. Fajne rzeczy były, głównie ciuszki. Ja się skusiłam na zakupy i moja mama też;) Generalnie mogę podsumować - jestem matka wariatka a moja mama to babcia mgeawariatka;) Ciuszki były w różnychc enach, ale w większości niestety drogie...ale ja to rozumiem, bo to malutkie firmy, handmade, świetne materiały - za to wszystko się płaci, a jak się nie chce płacic to się nie kupuje. Skusiłam się na spódniczkę tiulową, która w srodku ma pomponiki. A moja mama kupiła jej spódnicę z muślinu i dres a'la królik. I najdroższa była ta spódniczka upatrzona przez mamę 149zł.... no ale się uparła. To ja już tansze sobie kupuję. Ale z drugiej strony stwierdzam, że jak człowiek od czasu do czasu zaszaleje to nic się nie stanie. To jedyna wnuczka mojej mamy, wyczekana, więc jak chce zaszaleć to nie będę jej psuć tej radości. No ale teraz to powinnam mieć drugą córkę, żeby skorzystała z tych ciuszków też haha;p;p
Potem pojechaliśmy jeszcze do galerii i tam też 2 razy śpiochy i sweterek kupiony dla małej plus taki letni a'la kombinezon. Kocham TkMaxx bo tam są ciuszki niestandardowe, inne, takie jak lubię <3 Ciuszki cudowne, no ciężko sie jest opanowac. Ale zeby nie było dla siebie kupiłam biustonosz sportowy z adidasa na aerobik- ale w TkMaxx, więc cenowo przez połowę, a w Calzedonii kupiłam rajstopy w kropki;) A jakby ktoś nie wiedział, motyw kropek jest moim ukochanym motywem od lat;) Nawet piszę do Was z części salonu w której jest ikeowy dywan w kropki, zasłony w kropki i firanki w lekki kropkowy wzorek;) A na sobie mam sweter w kropki;) No także ten;p;p
No i wiem, że, mimo, że kupuję ciuszki w większym rozmiarze, to i tak szybko wyrosnie. Ale uwielbiam ją stroić;) W domu jest w dresikach, wiec na wyjscia niech ma coś fajnego;) Tyle się naczekałam na ten mój cud, więc jak mogę ją wystroic to to robię;)
A no i część ciuszków zostawiam (jakby mi się druga córka trafiła;p;p), ale część sprzedaję, bo nie mieszczą się mi;) Jakby ktoś tu miał ochotę na ciuszki w rozmiarze 56-62 i małe 68 to zaproaszam na priv, mogę powysyłać fotki;)
A no i żeby nie było, to dzisiaj kupiłam 5 sztuk odzieży za 7,50;) w ciucholandzie, będzie na zaś;)) Także można i tak;) I używane perełki też odkupywałam od koleżanek;) No także zafiskowałam się na dziecko i koniec :DDD
A i muszę powiedzieć, czemu dzisiaj w ciucholandzie wylądowałam, bo musiałam pojechać na szkolenie z projektu unijnego, który prowadziłam i po powrocie do pracy będę prowadzić. Moja mama została z Sarą, a ja po powrocie (dojazd 30 km) zahaczyłam o ciucholand;)

Także się rozpisałam i wygadałam shoppingowo :P

Dziękuję za uwagę :D

28 listopada 2018, 15:48

Kiedy jest odpowiedni czas na dziecko? Ostatnio trochę o tym myślałam, być może dlatego, że w moim otoczeniu pojawiła się ciąża. To jest kwestia indywidualna. Są dziewczyny, które w wieku 20 lat chcą zostać matkami, inne myślą o tym koło 30stki, inne koło 40stki. Dla mnie każda z tych możliwości jest dobra, o ile jest świadomą decyzją. Nigdy nie krytykuję nikogo za to, kto w jakim wieku jest w ciąży. Teksty typu „ojjj już najwyższy czas” doprowadzają mnie do szału, no bo najwyższy czas czyli kiedy? Mam koleżankę która urodziła w wieku 22 lat, teraz jest po 40stce i ma odchowanych synów i uważa, że to super czas, mimo, że była na studiach i pracowała, korzystała z pomocy teściowej. Mam koleżankę która w okolicach 30stki i też jest zadowolona, bo to był ten jej czas. Kto kiedy się decyduje, jest moim zdaniem indywidualną kwestią. Jedyne czego nie toleruje to zachodzenie w ciąże, gdy nie ma się środków żeby się utrzymać. To krytykuję i to głośno. Dwoje nastolatków lat 17, stwierdzają, że zrobią sobie dziecko, bo tak się kochają, po czym ojciec mieszka ze swoimi rodzicami, dziewczyna ze swoimi , lub chłopak się przeprowadza do dziewczyny i utrzymują ich rodzice, bo oni chcą szkołę skonczyc, na imprezke pójść…no to jest porażka. Dlatego lepiej poczekać, wyszaleć się. Ja w wieku 18-25 kochałam imprezy, spotkania z przyjaciółmi itp., o dziecku nawet nie myślałam;) Czasami są dziewczyny lat 18, które może faktycznie chcą założyć rodzinę i mieć dziecko, ale dla większości wiek 18 lat rządzi się swoimi prawami..i tak być powinno
Sara pojawiła się w naszym życiu w dla nas najodpowiedniejszym czasie. Tak jest! U mnie wszystko musi być poukładane. Jak skończyłam liceum to marzyłam o studiach – nie w głowie było mi zakładanie rodziny czy dzieci. Po studiach zaczęłam pracować i odkładać kase na wesele. Planowaliśmy wesele bardzo szczegółowo – był to najpiękniejszy dzień naszego życia. No i przeszliśmy rozmowę co dalej. Czy po ślubie od razu dziecko – ja chciałam troszkę poczekać. Chciałam nacieszyć się tym stanem bycia razem jako małżeństwo. Potem zaczęliśmy starania i trwały długo..2,5 roku. Ale czy coś bym zmieniła? Nie! Czy zaczęłabym się starać wcześniej? Nie! Bo ja nie czułam się gotowa. Podczas starań miotały mną różne emocje, bałam się, ze nigdy dzieci mieć nie będę. Alenie żałowałam, że tyle „czekaliśmy” ze staraniami. A piszę ten wpis, żeby powiedzieć, żeby osoby, które się starają nie zapomniały o sobie! O małżeństwie, o przyjemnościach! Mimo tego stresu, lęku i wylanych łez, dobrze wspominam starania. Chodziliśmy do kina czy restauracji kiedy chcieliśmy, podróżowaliśmy. Jezdziliśmy na kiermasze świąteczne za granicę – kupowaliśmy bilet, autobus i już byliśmy. Robiliśmy sobie filmowe maratony, albo serialowe, ja czytałam dużo książek. I to tez było piękne, teraz niestety wszystko wymaga więcej planowania, mniej spontaniczni możemy być, z pewnych rzeczy trzeba zrezygnować. Jest pięknie, ale jest inaczej. I nie wstydzę się tego, że z przyjemnością wspominam nasze życie przed dzieckiem, bo ono też było świetne. Czasami nawet mi się zatęskni, za taką wolnością i spontanicznością. Jak lało to nagle biegliśmy w deszczu, nie musiałam myśleć, że dziecko mi się przeziębi czy zmoczy, nie myślałam czy jestem w stanie wejść do restauracji, bo może są schody, czy się tam zmieszczę, czy to odpowiednia pora i tak dalej..;)
I tak nawiązując do ciąży w moim otoczeniu - tak sobie w głowie pomyślałam, że na ich miejscu porozkoszowałabym się jeszcze spokojem rok albo dwa;) Oczywiście nie powiedziałam tego na głos, nigdy bym takiego czegoś komuś nie powiedziała. Ale tak sobie pomyślałam, że jeszcze są nieświadomi jak wielkie wyzwanie przed nimi. Jestem pewna, że będą super rodzicami, ale myślę,że nie wiedzą jeszcze jaka to rewolucja.
Na studiach poznałam jedną panią, hmm w wieku około 50 lat. Zpaytała mnie czy mam dzieci, wtedy jeszcze nie miałam i byłam w czasie starań. Powiedziałam, że nie. A ona na to – i bardzo dobrze, nie ma się do czego spieszyć. Zapytałam czy ona ma – tak, 4 dzieci. I tak z uśmiechem to wspominam, ona wiedziała, znała tę tajemnicę…;) Że warto celebrować czas we dwoje;) Bo potem to już jazda bez trzymanki;)

29 listopada 2018, 15:53

Potrzebuję sił! I powera! Na sobotę musi być gotowe 40 zaproszeń na chrzest i duży tort na rocznicę ślubu. Do tego jutro chrzestny Sary się zapowiedział z narzeczoną, więc będziemy mieć gości;) Bardzo mi miło, że sam chce ją odwiedzić, w sensie, że sam wyszedł z inicjatywą;))) Z chrzestą też się niedawno widzieliśmy:)
Obiad zrobiony, butelki odparzone, dziecko ma drzemke, a ja muszę niedługo zacząć piec blaty bezowe z orzechami do tortu. Ten tort to wyzwanie, jest trudny i do tego jest drogi, bo skladniki kosztują sporo. No ale nie mogłam odmówić koleżance zrobienia go, mimo, że poświęcę na to kilka godzin.

Już w sobotę grudzień i świąteczny czas, mój najukochańszy w roku:) Mam pół spiżarki ozdób światecznych zbieranych od kilku lat plus mnóstwo rzeczy, które sama zrobiłam. Już się nie mogę doczekać jak zacznę dekorować mieszkanie <3

17 grudnia 2018, 15:29

Dawno nie pisałam, ale srednio mam czas. Zaczęłam porządki -ale takie gruntowne. Każda szklanka podniesiona, żeby zetrzeć kurze, lampy, każda szafka uporządkowana. Została mi tylko kuchnia- właściwie część tylko ufff. Powiem szczerze, ze dawniej nigdy nie miałam czasu na to, ciągle byłam w pracy, albo pędziłam z jednej do drugiej pracy. Teraz w końcu posprzątam tak jak chcę:) Mama pomogła mi z oknami i firanami, bo Sara dokazuje i nie jest łatwo. Sprzątanie odbywa się partiami z dużą ilością przerw;) Tak w ogóle rozpoczął się mój ukochany okres w roku. Stroję dom - kto ogląda moje stories to wie, że mam na tym punkcie hopla;)) I jeszcze nie skonczyłam;) Do tego część dekoracji robię własnoręcznie;) Uwielbiam to! Sara raz lepiej raz gorzej, wczoraj tak marudziła, że miałam serdecznie dość. Już mnie nerwy brały..a dzisiaj całkiem grzeczna, także ma swoje lepsze i gorsze dni. Ostatnio byliśmy 2 razy na dłużej w galerii na zakupach i była super grzeczna;) Obserwowała sobie, jadła ładnie jak my jedlismy czy pilismy kawe;) Także super.
Ze mną jest ok, choc ostatnio jakies miałam takie chwile stresu, nie było łatwo mi i mojej psychice. Znowu te demony, niepewność co będzie itp. Ale staram się jak mogę, żeby to aż tak na mnie nie działało.. Chciałambym mieć podejscie jak mój mąż. On stawia mnie do pionu, nie martwi się na zapas. Tłumaczy mi to. Wiem, że już tyle razy się stresowałam niepotrzebnie, bo wyszło tak, że nie było się o co stresować, albo do problemu nie doszło albo rozwiązał się sam szybciej. I powiedział mi ważne słowa - czy ja uważam, że martwiąc się na zapas serio uchronie nas przed wszystkimi zyciowymi problemami i katastrofami, a jak odpuszczę psychicznie zamartwianie to nagle wszystko sie zwali? No i faktycznie ma racje, ze ja mniej wiecej tak reaguje..jakbym chciała na zas rozwiązać problem, na który nie mam kompletnie wpływu. Muszę odpuścić, bo się wykończę i zniszczę sobie zdrowie...


A już odbiegając od narzekania, strasznie się cieszę na nasze święta. W ogóle dla mnie święta to zawsze niesamowita magia. Nasza pierwsza gwiazda we trójkę, no plus reszta rodziny;)We czwartekmój tata przylatuje- super;)) Strasznie chę Sarze zapewnić piękne wspomnienia, choć wiem, że na razie to nic nie zapamięta, ale mimo wszystko;))) Moi rodzice zapewnili mi piękne wspomnienia. Finansowo byłor óżnie, były cieższe czasy, ale nigdy tego nie odczułam... Pamiętam jak jechalismy do jednego miasta w którym byłdom handlowy i tam stoisko z odzobami światecznymi - przepiękne byłyy! To był czas jak nie było galerii handlowych ani znanych sieciówek. I co roku mama kupowała jakieś ozdoby i potem stroiła dom. I dla mnie dom zawsze wyglądał magicznie! I tak mi to zostało, że teraz sama zdobię każde pomieszczenie- łącznie z łazienką;) Ostatnio moja mama stwierdziła, że uczeń przerósł mistrza, bo mam tyle ozdób;) Dzień przed wigilią ubieraliśmy choinkę, tata zawsze godzinami rozplątywał lampki, albo szukał, która się spaliła, bo zawsze któreś nie działały haha;)) Wszędzie na podłodze był brokat;) Ja brałam część ozdób do mojego pokoju. Wieczorem jak juz byłam na tyle duza zeby cos przyoszczedzic to pakowałam prezenty, które wcześniej kupiłam. Drobiazgi, ale byłam z nich mega dumna;)) W wigilię w napięciu czekałam na kolację wigilijną, mama krzątała się w kuchni, lepiła pierogi, wysyłała tatę po coś do sklepu, bo zawsze coś zabrakło;) Ja przedpołudniem oglądałam jakąś świateczną bajkę lub film, a popołudniem leciały kolędy. W całym domu pachniało, kapustą, grzybami i rybą;) Potem sprawdzałam na niebie czy jest pierwsza gwiazdka. Jak juz wypatrzyłam to się odświętnie ubierałam, czytalismy fragment z Pisma Świętego, życzenia a potem jedzenie i rozmowy. A w tle kolędy;) Po kolacji w napięciu czekałam na prezenty;) Od zawsze bawiłam się w elfa i wręczałam każdemu upominek;) Dostawałam zazwyczaj niewielkie rpezenty- teraz bardziej szalejemy. Dawniej to jakaś gra planszowa, mis i słodycze;) Potem śpiewaliśmy kolędy, oglądaliśmy film świąteczny np Kevina i na 24 jechalismy prawie 30 km do miejscowosci z której pochodzi mój tata na piękną pasterkę;) 2 dni świat - jeden u rodziny na zjezdzie rodzinnym, jeden w domu na słodkim lenistwie, spędzalismy, teraz jezdzimy zamiast lenistwa do babci;) Też chcę aby moje dziecko miało ładne wspomnienia;) Oczywiście wprowadzam własne tradycje - np pieczenie pierników, robienie piernikowej chaty, nawet kupiłam już kilka świątecznych książeczek, zeby w przyszłości jej czytać przed snem o świętach, tradycjach i obyczajach;))

20 grudnia 2018, 17:55

Maż już jedzie do domu i ma wolne do 2 stycznia jupi!!! <3
Tata dzisiaj przyleciał:)
Ja skończyłam sprzątać - jutro mąż tylko do spiżarki wrzuci pudła, które przygotowałam i posprzątane jest. Jutro ostatnie dekoracje pozakładam i w weekend zrobię kilka dekoracji diy.
Do soboty musimy zrobic 2 zamówienia na chrzest. Jedne to na razie same zaproszenia- z motywem drewnianych stópek ;)) pomalowanych na złoto;) Reszta dodatków po świętach;) A drugie zamówienie to właśnie jeszcze tylko szczegóły - motyw sweterka, bo cała reszta zrobiona- czyli winietki i personalizowane czekoladki;) Jakoś się sprężymy z mężem i zrobimy-musimy!
Jutro jeszcze na spowiedz, w wekkend ozdoby diy, tort ferrero roche i kolejna partia pierniczków i chyba jestesmy gotowi na święta..;)
Anakin- z moja grzanca tez sie nie napijesz, bo ona praktycznie w ogóle nie pije alkoholu, bo uważa, że jest fuj..;) Ale my mamy rozdzielone prace na święta:
-moja mama od lat piecze roladę orzechową-mój smak dziecinstwa <3 plus robi rybę-łososia i pierogi
-moja babcia krokiety i barszcz
-babcia męża uszka z grzybami
-ja pierniki i tort
-mój mąż sałatkę z tuńczyka
-mój tata sałatkę jarzynową
i tym sposobem nie ma masakry i nikt nie jest wykonczony:)

30 grudnia 2018, 20:50

Moja regularność wpisów jest powalająca. Miałam jeszcze przed świętami coś skrobnąć, ale nie zdążyłam. Przyleciał tata, mąż ma wolne, więc bardziej skupiłam się na rodzinie. Ręce do noszenia i do bawienia są, więc łatwiej też zrobić mi inne rzeczy;)
Właśnie jesteśmy w trakcie kolejnego zamówienia na chrzest - tego o którym pisałam, straszne ładne - dla chłopca - drewniane stópki pomalowane na złoto plus chabrowa kokarda;) Elegancko i z klasą;) Mamy już winietki, zawieszki na alkohol, pikery, został nam słodki stół i menu do zrobienia.
Wczoraj też siadłam żeby zacząć realizować mój plan - chcę na dzień babci i dziadka zorbic ogromne fotoksiążki jako pamiątkę - w sumie bardziej dla siebie, ale już wywołam więcej razy;) Ja robiłam masę fotoksiażek, a odkąd Sara jest na świecie nie mam ani jednej. Niby chciałam jej robić osobno-sesja noworodkowa, święta itp, ale stiwerdziłam, ze zrobię jedną a porządną - z metryczką, datami, dopiskami od początku ciąży aż do konca tego roku. Kilka godzin - etapami wybierałam fotki z aparatu i telefonu - wszystko czasowo po kolei...wyszło mi praktycznie 450zdjęć - wszystkie ponumerowałam, bo inaczej bym się pogubiła. Mam mnóstwo fotek Sary jak śpi itp i chciałam mieć jedną całość. Fotoksiążka bedzie miec 132 strony, nie wiem jak ja zmieszczę tyle fotek na takiej ilości, ale to była największa opcja;) Będzie jeden album dla nas, jeden dla moich rodziców plus po jednym dla prababć. Teściowej nie robię...mega mnie zawiodła...Nie pojawiła się na Mikołaja, nie pojawiła się na święta...I już nie chodzi mi o to, żeby prezent dziecku kupowała, ale żeby wykazała chęć obecności w jej życiu. Nie to nie, miarka się przebrała...Mysli, że głupim telefonem do męża załatwia wszystko..nie, nie załatwia i mam ją w głębokim poważaniu. Nawet teraz na fb mam zamiar blokować jej widoczność do fotek. Bo myśli, że jak skomentuje zdjęcie to jest babcią roku...Sara ma 7 miesięcy, a ta ją widziała 2 razy...porażka.
A z pozytywów, to święta minęły bardzo fajnie. Na początku się schizowałam, jak to będzie z tymi drzemkami, bo wszystkie się tu martwiły. A potem stwierdziłam, że podejdę do sprawy jak zawsze- czyli, na żywioł. I było super. Wigilia bardzo fajna, Sara nie płakała na widok prababć uff;) Porobiłam jej milion zdjęć, żeby miała pamiątkę z pierwszych świąt. Potem w pierwszym dniu byliśmy u mojej babci- tez super było i nawet drzemkę zaliczyła. Na drugi dzień byliśmy na zjezdzie rodzinnym - ponad 20 osób i tu też ok. Troszkę na początku się krzywiła, jak ktoś za bardzo zwracał na nią uwagę, ale potem było ok i nawet krótka drzemka też była;)

A jutro Sylwester - mieliśmy go spędzić tylko z moimi rodzicami, leniwie przed tv <3 uwielbiam tak haha;)) Bo kasę wolę wydać na weekend fajny niż na zabawę na jedną noc;) I jeszcze się denerwować, że nie mam butów czy sukienki albo zły makijaż;) Chociaz takie zabawowe sylwestra też mieliśmy i było super;) A tu zonk, bo się nam rodzinka wbiła i będzie sylwester u nas na 15 osób :D

Co tam jeszcze - aaa jestem chora, tzn przeziębiona, z nosa mi się leje, kicham ciągle i modlę się, żeby dziecko nie zarazić, bo ja nie wiem jak postępować nawet jak dziecko jest chore! Ale już powoli mi lepiej- wczoraj mój mąż rano wstał, zabrał dziecko, dał mi podwójną aspirynę i kazał spać i tak spałam do 10:50 - wstałam w o niebo lepszym stanie <3 ostatnio tak wyspałam się jakoś w weekend jak była w ciąży, bo w tygodniu to pracowałam. Cudownie było;)

Dzisiaj Sara w kościele poszalała...;) Podczas śpiewania kolęd ona też spiewała swoim "aaaaaa";) To było ok, tylko potem cisza w kościele, ksiądz na podniesieniu mówi a ta "aaaaaa", no myslałam, że padnę, cały kościół ją słyszał i tak kilka razy;) Potem w domu opowiadałam to mamie, tacie-generalnie 3 razy zahaczyłam o ten temat i ta za każdym razem w ryk...haha zauważyłam, że jak się o niej mówi to ona to jakoś rozumie:D

Jak byliśmy w galerii w czwartek to też spiewała, aż musiałam z niektórych sklepów wyjeżdżać, bo trochę za głosno pokazywała swój talent;p

A co do umiejętności:
zaczęła się przemieszczać jak szalona, przekręca się najchętniej z pleców na brzuch, mniej chętnie ale również z brzucha na plecy. Pełza do tyłu i ciagle mi przez to z maty ucieka. Ciągnie firanki, nauczyła się drzeć gazety i robi to namiętnie. Podnosi wysoko tyłej na brzuchu jak jest - ustawia się albo do siadu albo do raczkowania. Jak jest np w foteliku samochodowym - jak byliśmy w galerii to trzymała ulotkę i ciagle wyrzucała ją na ziemię i śmiała się w głos i tak ciągle;) Także ma nową zabawę;)
Co do jedzenia to je mega chetnie, lubi na razie wszystko. Uwielbia kaszki, wprowadziłam jej teraz nową z glutenem i zajada, lubi wszystkie owoce- szczególnie mango. Warzywa z mięskiem itp też. Na razie je papki - ostatnio o tym czytałam, że one są też bardzo ważne w ćwiczeniu mięśni twarzy jamy ustnej do późniejszego mówienia. Czasami daję jej jako blw marchewkę, brokuł lub chlebek - troszkę zje, ale głóenie usyfi wszystko- a pies się cieszy i zajada z podłogi haha;) Ale jako tako, żeby jadła kawałki to jeszcze nie, za to papki wsuwa jak szalona;) I wprowadzam grudki, na razie średnio jej podchodzą, ale ćwiczymy;) No i lubi pić wodę z doidy, bidony ma dwa, wie, że rurkę trzeba włożyć do buzi, ale jeszcze nie umie pić. Raz się jej udało.
Coraz lepiej wyglądają noce, ale chodzi spać też później - między 20-21 a to dlatego, że popołudniami robi sobie dłuższą drzemkę. Dzisiaj rekordowo spała 2 godz i 15 min popołudniu. A czasami spi tylko 30 min, róznie to jest, ale zazwyczaj popołudniem lubi dłużej pospać a ja mam czas ogarniać życie;) Ok rozpisałam się, może uda mi się jeszcze jutro cos napisac w przerwie od robienia sushi, wrapów, tzatzików i proziaków;)

A jeszcze napiszę ku potomnym o prezentach - Sara dostała od nas basen z kulkami - na razie podchodzimy do basenu i ona bierze kulki w ręce i wrzuca i się cieszy;)Od mojej babci dostała ręcznie szytą lalkę personalizowaną- cudowna jest- wystawia rączki po nią, od drugiej babci babcię gąskę dostała- która opowiada 3 bajki- śmieje się do niej. A od moich rodziców wózek drewniany personalizowany - będzie służył wpierw jako pchacz a potem wózek, drewniane puzelki i misie TVN ;)

2 stycznia 2019, 12:35

Miałam napisać podsumowanie w Sylwestra, potem w Nowy Rok, no ale siadam do tego dzisiaj.
Sylwester udany - Sara padła o 20:30, przespała całe fajerwerki, mimo, że w okolicy było głośno. Pies też dał radę, choć się mocno denerwowała, ale przez to, że było dużo ludzi, szum i gwar a ona siedziała pod stołem i co jakiś czas podchodziła do różnych osób na głaskanie, to denerwowała się mniej. Przynajmniej o północy nie próbowała wykopać dziury w płytkach i panelach jak w zeszłych latach...
O 2 poszliśmy spać, pierwsze wstawanie o 4 do dziecka o 7 wstała zadowlona :O wymienialismy sie z mężem, ja od 7-8 potem on ją przejął i każde z nas trochę odespało w ciągu dnia.

Rok 2018 był dla mnie chyba najbardziej przełomowym rokiem w moim życiu. Zawsze w każdym roku było dużo dobrego, trochę problemów, ale ten rok to była kumulacja wszystkiego.
Zaliczam go do bardzo udanych, niesamowitych. Były chwile ciężkie- ta sprawa o której tu wspomnam, ludzie, którzy wpływali na nas, nerwy, stres, rozwinęła mi się rpzez nich nerwica żołądka, dostawałam ataków bólu...Kumulacja w sierpniu, wzywanie policji itp, na szczęście od września mamy spokój. Teraz tylko czekam, czy będę musiała isc do sądu - oby nie, pocieszam sie ze mąż ze mną pojedzie jak cos, jestem pokrzywdzona, wiec nic mi nie grozi, choc ze wzgledu na stres wolałabym tego uniknąć. Przez to wszystko robiłam sobie gastroskopię prywatnie, bo myslalam, ze cos mi sie dzieje z zołądkiem a to te nerwy wszystko. I wiem, że w tym roku tez czekają mnie stresy - inne osóby się pojawią, ale liczę i mam ogromną nadzieje, ze bedzie ok. Nerwów na początku nie powstrzymam-wiem to, po prostu sie nie da, ale mimo to liczę, że bedzie ok. Dzisiaj mija też dokładnie rok od kiedy z tych nerwów trafiłam do szpitala, gdzie wmawiali mi przez 4 dni, że stracę dziecko i że sama mogę umrzeć. Jeśli kogos wtedy tu nie było to te wpisy są ze stycznia rok temu - można wrócić. To były te cieżkie chwile i te trudności, które są przede mną...

Ale mam 2 postanowienia na nowy rok:
Pierwsze dotyczy właśnie tego, żeby mimo stresów starać się nad tym panować. Czasami się nie da. Ale muszę nad tym pracować. Nie martwić się na zaś, wiedzieć, że nie ma sytuacji bez wyjścia i że mam wsparcie w mężu i rodzinie. Chcę mniej analizować wszystkiego w głowie, chcę mniej wyolbrzymiać wszystkiego w głowie w myśl zasady "przyjdzie czas, będzie rada". To jest pierwsze moje postanowienie. Opanowanie nerwów jest u mnie o tyle ważne, że ostatnio okres spoznił mi się 3 tyg. Ciażę wykluczałam, choc kupiłam test i zrobiłam, żeby być w 100% pewna. To był pierwszy test w życiu robiony z myślą- żeby nic nie wykazał.. Podejrzewam, że znowu prolaktyna mi świruje, a do zaburzen jej przyczynia się stres... Także muszę się starać. Poza tym będę obserwować cykl, jak znowu takie coś będzie to lekarz i zazywanie bromergonu mnie czeka znowu.

Drugie to chcę o sobie zadbać - schudnąć. Nie stawiam sobie konkretnej wagi czy ilości zrzuconych kilogramów, po prostu więcej sportu, lepsza dieta. Przy insulinooporności jest to ważne, nie mogę jej bagatelizować...Bo w koncu dorobię się cukrzycy. Także chcę schudnąć, wzmocnić mięsnie, poprawic wygląd brzucha. Do tego dołączyć chcę też więksą staranność - peelingi, balsamy, częstsze maseczki itp. W sierpniu mamy wesele, od wrzesnia wracam do pracy- chcę dobrze wyglądać i dobrze się czuć i żeby ciuchy fajnie leżały.

A teraz może pozytywniej;)
W styczniu po szpitalu trochę odpoczywałam przez przymusowe l4.Czytałam ksiażki - łącznie w tym roku przeczytałam ich 16. Co roku biorę udział w wydarzeniu 52 ksiażki w 52 tyg. W tym roku był to mój nasłabszy wynik, w zeszłych latach miałam między 22-26 ksiażek. To mnie motywuje, żeby czytać. Kocham czytać, jednak czasami mam przestoje. Nie robię tego na wyścigi - dlatego nigdy jeszcze nie przeczytałam 52 ksiażek w rok. Pewnie jakbym wybierała jakieś krótkie tot ak, ale ma to być przyjemność - dlatego czytam to co mnie interesuje i zazwyczaj są to ksiażki 300-400 stron;) Ciekawe ile w tym roku przeczytam:) W tym miesiacu dowiedziałam się też, że na 100% będzie córeczka- moje marzenie, ale o tym kiedys więcej napiszę;) W lutym wybraliśmy się do Katowic na weekend- extra było:) Fajny hotel, pozwiedzalismy miasto:) Odpoczeliśmy:) Koniec lutego albo początek marca pojechalismy na weekend do Bratysławy - genialny wyjazd, piękna pogoda, pyszne jedzenie. Strasznie miło to wspominam;) W międzyczasie szykowalismy wyprawkę, każdy zakup tak bardzo cieszył:)
W kwietniu w związku z tymi złymi wydarzeniami wyszło cos dobrego - podjelismy ważny ruch decydujący i zmieniajacy nasze życie;) Odważny, ale z drugiej strony kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. W maju na początku pojechaliśmy na ostatni wyjazd we 2;) Lublin, Kazimierz, Nałęczów, Zamość, Sandomierz;) Cudowna pogoda się nam trafiła, Lublin nas oczarowałał i okolice również.
W maju skończyłam też jedne studia podyplomowe i dzień przed cc o 22 z tego co kojarzę skonczyłam układać portfolio do obrony:)
21 maja przełomowy dzień, zostaliśmy rodzicami i do dzisiaj sie dziwę, jak to wszystko jest mozliwe, ze człowiek tworzy taki cud jakim jest dziecko:)
Początki mojeg macierzynstwa nie były łatwe- te nerwy plus babyblues. Ale mimo trudnosci było to też bardzo bardzo piękne<3
W czerwcu jak Sara miała miesiąc pojechalismy na pierwszy weekend w góry do Murzasichle Zakopane.Obroniłam też studia.
W licpu kolejny weeekend Czarna Góra + Zakopane. Wtedy też dowiadujemy sie, ze przez tragiczne wydarzenie nasz los sie poprawi i Ci ludzie znikną z naszego życia. To było nieprawdopodobne, bo myslelismy ze sie lata bedziemy z nimi meczyc. Takie szczęscie w nieszczesciu. To dało nam siłę by przetrwac najgorsze czyli sierpien- w którym działo sie duzo z ich strony złego w stosunku do nas. Ale przetrwalismy...
Sierpnie początek- chrzest! Wszystko pięknie wyszło:)
W połowie sierpnia rodzinny wypad w góry - Białka + Zakopane. Troszkę odetchnelismy:)
Wrzesień- nasz trip nad morze i zjechanie wybrzeża. Od Świnoujścia po Gdańsk:)
Gdańsk to nasze miasto nr 1 w Polsce. Śmiejemy się, z mężem, że na emeryturze sprzedamy dom przeprowadzimy sie na drugi koniec Polski i kupimy kawalerkę w Gdańsku a za reszte kasy pojedziemy zwiedzac świat - haha taki plan;)
Od września po powrocie spokój i pisanie pracy dyplomowej;) Pazdziernik - rozkoszowanie sie spokojem i pisanie pracy plus obrona pracy dyplomowej. Listopad - wyjazd weekendowy do Krynicy;)
Grudzień - moim marzeniem był spokój na świeta i się udało! Święta minęły spokojnie i radośnie, Sylwester również;)

To był dobry rok, choć trudny
Marzę, że 2019 będzie jeszcze piękniejszy!
Walka ze stresem, nasz spokój zostanie znowu przerwany przez ludzi-ale wierzę, że będzie lepiej i nie trafimy na taką masakrę. Będzie to rok nowych wyzwan- ruszymy z naszym marzeniem, jak wrócę do pracy, Sara skonczy roczek. Moze uda sie gdzies wyjechac- powinnismy oszczedzac, ale na wyjazdy staramy sie dodatkowa kase odlozyc, to co zostanie, a nie ruszac oszczędnosci, wiec moze sie uda;)

Ja dzisiaj humor mam taki sobie- mamy koszmarną pogodę, sypie snieg, ale temp na plusie wiec wszytsko topnieje i jest plucha, do dziecka w nocy wstawałam, tata za kilka dni odlatuje a mąż w pracy. Wolę jak ma wolne, wtedy jest super, bo mi pomaga i jakos tak łatwiej mi jest jak jest w domu, no ale pracowac trzeba.. Dzisiaj jeszcze msuzę upiec pierniki do zamówienia z chrztu, trochę roboty mnie czeka. I dzisiaj mamy ksiedza po koledzie...nie lubie, no ale ma przyjsc taki w sumie spoko, wesoły, wiec damy rade;)))
Idę robic drugą kawę, bo kawa dobra na wszystko:) I jestem w trakcie mega ciekawej książki, choć to ostatnia z 3 część i jak zwykle na koncu bede przezywac. Zawsze tak mam, ze kazda ksiazka zostawia we mnie jakąś pustkę i żal, że nie będę dalej w świecie moich bohaterów książki. No ale tak to jest;)

Miałam miec wpis bardziej pozytywny, wyszło tak pół na pół, ale taki był ten rok. I po raz kolejny piszę, boję się tego nowego roku, boję się nowości, ale wierzę, że Bóg czuwa i będzie dobrze! I walczę o wygląd i swoją psychikę. Więcej celów nie stawiam, bo jak postawię za duzo to potem ciężko ogarnąć, a tak to mam 2 - ważne, ale postaram się na nich skupić i choć częściowo móc pod koniec roku powiedzieć, że się udało je osiągnąć;)

Kolejny wpis chcę napisac tak trochę religijnie, ale to jest dla mnie ważne i jest to dość ciekawe. Zobaczę kiedy mi sie uda znowu siąść.
Poza tym chcę napisać jeszcze o 2 rzeczach z instagrama i o płci i o planach. -pisze, żeby nie zapomnieć tematów;)
Wszystkiego Dobrego w Nowym ROKU!

Wiadomość wyedytowana przez autora 2 stycznia 2019, 12:40

7 stycznia 2019, 19:20

No to trzeba ruszyć z tym życiem... Dzisiaj mam średni dzień - mój tata dzisiaj poleciał, mój mąż od dzisiaj robi nadgodziny w pracy, więc będzie jeszcze dłużej siedział. Do tego jest poniedziałek..A i jeszcze wkurzyły mnie wszystkie sklepy i allegro. Jakiś pech normalnie- mój mąż dostał ode mnie smartwatch na gwiazdke- cos sie popsuło, nie wyświetla, kurier miał przyjechać i go zabrać do serwisu- tydzien na kuriera czekalismy.... Przed świętami kupilismy hustawkę zawieszaną do sufitu - niby oczekiwanie było dłuższe, wiec myslalam ze na spokojnie dojdzie po świetach. I skapłam się 2 stycznia, ze nic nie doszło - zero telefonów, zero smsa, zero maila, tylko wiadomosc od sklepu ze wyslali przed swietami- weszłam na nr listu przewozowego, a tam info ze mimo maili, smsów i upomnien nie odebralismy przesylki i ze ona do sklepu wróciła- no wkurzyłam sie! I juz od kilku dni rozwiazujemy ten problem ze sklepem. Mój tata jak był to zamówilismy mu szkło hartowane + etui na telefon. Przyszły 2 szkła... etui jest w drodze- błąd sklepu a tata juz poleciał... A do tego moja babcia dostała od nas wszystkich maszyne do szycia. I dzwonila ze brakuje elemntu jednego waznego. No i fkatycznie- zadzwonilismy do sklepu a oni ze ten element jest do styropianu osobno przypomcowany. A moja babcia co? wypieprzyła styropian...i teraz nie wiadomo, czy serio tego nie było - ona twierdzi, ze nie, czy tez było a ona nie zauwazyła..teraz bedziemy probowac u Łucznika w zakładach ten element dokupic... takze ten...
No ale biore sie za życie, psychika ostatnio znowu atakuje, czarnowidztwo szczególnie wieczorem mnie ogarnia...ale walczę! Do tego od dzisiaj lepsze odzywianie, fajne sniadanie, obiad ok, na podwieczorek kiwi a teraz na kolacje sałatka. Nie bede jakiejs nie wiem jakies diety trzymac, ale zdrowo i z głową. A na 20 ide na aerobik. Troche sie pozmieniało- ten aerobik na ktory jezdzilam sie rozpadl, bo za mało osób chodziło. Ale i tak wszystko na plus- bo bede chodzic do tej samej pani tylko w mojej miejscowosci - czyli nie dojezdzam a na piechote to jakies 8 minut i nawet 10 zł taniej, a nadal 2 razy tyg po 75min;) Jedyny minus, ze potem wracac bede taka mokra i smierdzaca na piechote, ale nie mam daleko;) No i minus ze o 20.00 dopiero a wczesniejszy było o 19.30 i dni sie zmienily bo poniedzialek i sroda, a wczesniej wtorek i piatek. Wtorek ok, piatek nie bardzo, bo w piatek to sie jakos tak nie chce;) Takze cwiczenia w poniedzialki i srody, a w piatki cos w domu popołudniem spróbuje ćwiczyc;) Także tyle dobrego, ze sie zmotywowałam do diety jeszcze oprócz cwiczen. Maż ze mną bedzie jadł zdrowo;) Takze wsparcie jest;) Choc miałam ochote wciagnac dzisiaj czekolade czy pierniki, ktore zostaly po swietach, ale nie;) Nie dałam się;)

10 stycznia 2019, 15:14

Obiad ogarnięty - ogórkowa z ryżem brązowym a na drugie fir placuszki twarogowe z owocami. Teraz jem kilka orzechów (migdały i nerkowce) i jogurt wegański (z mleczka kokosowego) :)
Dziecko śpi, więc mam chwilkę spokoju. Marudna jest i chyba wychodza 2 dolne jedynki, dlatego bardzo gryzie ręce, w nocy jest niespokojna, budzi sie z nerwowym płaczem.
Co do mojej diety - nie jest restrykcyjna, raczej mądra. Wiem, że przy mojej insulinoopornosci jakbym odrzuciła makaron i ryz całkowicie to bym szybciej schudła, ale nie chcę się katować aż tak. Wolniej a zdrowiej wole. P=Od poniedziałku zeszło równe 2 kg - to oczywiscie nie tłuszcz ani nic, tylko woda, Dzisiaj mnie trochę bolą mieśnie, bo aerobik w poniedziałek i środę dał popalić.
Wreszcie się zmotywowałam, bo długo to odwlekałam, ale będe mieć wizytę u fizjoterapeutki, Zobaczymy czy mam rozejscie miesnia prostego brzucha czy tez nie i będziemy aktywizowac blizne po cc. Wolę sprawdzić czy jest ok, działać, niz potempłakać ze mi się zrobią zrosty czy przepuklina. Oczywiscie z rana wszystko ok, ale jednak cc to duza ingerencja w organizm i ciągle o tym teraz mówią, żeby się wybrać na kontrolę.

Nasze ostatnie przeboje wysyłkowe wychodza na prostą:
-etui dla taty dosłami nam w swoim zakresie
-w zakładach Lucznik udało sie dokupic tę część i już przyszła kurierem
-huśtawka ponownie wysłana.

Mąż dostał premię więc poczynilismy wieksze zakupy - zamówiłam Pufies, bo znowu są na promoce,, dysk zewnętrzny zeby zdjęcia z ostatnich lat pozgrywac, kupiłam na promocji 3 sukienki i troche pierdól na Ali.

Do tego znalazłam naszą kartę gwarancyjną i paragon z wózka i oddajemy stelaz na reklamacje. Juz dawno bo w wakacje odkreciła sie jedna sruba i cos sie tam podziało. Mój tata i mąż naprawili, ale nie jest w 100% idealnie, wózka oczywiscie uzywam cały czas, ale lekko drga stelaz. Udało się, bo gwarancja konczy sie 20 stycznia. Zobaczymy jak serwis to rozpatrzy. Najgorsze jest to, że 2-4 tyg mogą miec ten stelaz u siebie i bede bez wózka.
A że myślelismy o jakiejś mniejszej spacerówce, lepiej składanej, bardziej kompaktowej, to jade jutro do Sącza do męża i razem jedziemy zobaczyc na zywo kilka modeli, które nas interesują. Mam szczególnie jeden wózek na oku, strasznie mi sie podoba..;) Choc jest to wózek bardziej dla troszke wiekszych dzieci i nie wiem czy bedzie dobry w zimie-choc z recenzji wynika, ze tak, ale na te pare razy do momentu oddania nam stelazu moze by sie nadal a potem to juz wiosna/lato to bedzie idealny. To takie moje małe marzenie ten wózek, kiedys go ogladałam, ale jakos tak myslalam tylko o funkcjonalnosci, a teraz serce mi mowi, ze nasza obecja spacerówka jest ok funkcjonalna - duze koła itp a tamta tez jest chwalona a przy okazji strasznie ładna i niestandardowa. Nasza obecna tez mi sie bardzo podoba oczywiscie, ale ta druga siedzi w mojej głowie;) Myslalam, ze mąż sie nie zgodzi, ale powiedział "wybierz sobie, ja zapłacę" haha no to skoro tak...:P:P No zobaczymy, moze cos innego mnie oczaruje jeszcze na zywo:)

14 stycznia 2019, 15:56

Ja nie chcę, żeby moje dziecko żyło w takim świecie...
To co się działo/dzieje w Gdańsku....brak słów....:((
A ludzie potrafią jeszcze pisać pełne nenawiści komentarze.....ludzie to są potwory, nie zwierzęta, bo zwierzęta są dobre, ludzie to potwory....
Do tego jeszcze Owsiak rezygnuje....nie dziwie mu się, ciagle tyle hejtu na niego spada...nie można być wiecznie chłopcem do bicia.....
Nie mogę się ogarnąć dzisiaj.
Obiad jeszcze nie jest gotowy.
Nie chce mi się nic.
Ciągle oglądam tvn24...
Mam dość tego świata, tracę wiarę w ludzi....
Gdańsk...najwspanialsze miasto....
Może jak się ogarnę to napisze o wozku i całej reszcie, ale to teraz jest tak nieważne, że nie mam nawet głowy..

16 stycznia 2019, 11:41

Dalej średnio funkcjonuje..ogarnęła mnie niemoc i aka złość na to co się dzieje..Nie mogę nadal zrozumieć, jak taki psychol mógł dać sobie przyzwolenie, żeby odebrać życie innemu człowiekowi tylko dlatego, że ma inne poglądy. Do tego zniszczył życie jego rodzinie...A ile jest takich na świecie... I ten hejt, czepianie się wszystkiego.. Kanapowi specjaliści od wszystkiego - źle karmisz, źle trzymasz, odżywiasz się źle, źle jezdzisz, robisz za dużo, za mało, wszedzie węszą spisek...Mam dość. Rzygam tym....

Trudno mi tu nadal pisać, no ale chyba powinnam.
Mała śpi, ja umyłam dywan, zrobiłam psu jedzenie, odparzyłam butelki i zaczynam robić powoli obiad - barszcz ukrainski z warzywami i makaron pełnoziarnisyz krewetkami i warzywami. Może zrobię jeszcze bajaderki z ciecierzycy na deser.
Dzisiaj aerobik - po poniedziałku po raz pierwszy mam mega zakwasy - zakwasy na szyji i ramionach. Te 75min daje w kość...mocno, ale warto.
Po wizycie u fzizjo - mam jakieś 1,5 cm rozstępu mięśnia prostego - podobno ok, fizjologicznie i za jakiś rok powinno sie samo zamknąc, ale my popracujemy żeby wcześniej. Blizna zewnętrznie super, wewnętrznie tak sobie - podobno w srodku jest lekko zapadnięta i robią się zrosy, które mogą kiedyś przeszkadzać w zajściu a bardziej w utrzymaniu ciąży, więc też będziemy aktywizować

Brakuje mi czytania książek, już kilka dni nie czytam, ale nie mam siły. Ta cała sytuacja plus pogoda plus to, że chyba mnie coś łapie. W nocy mnie w gardle drapało. Wczoraj tak pięknie sypnęło śniegiem, całą noc strasznie wiało i temp około 1 na plusie i prawie wszystko się roztopiło. A ja chciałam taką piękną biel.
Wszyscy czekają na wiosnę - ja nie, chcę żeby zima i do końca kwietnia była. Ale tylko dlatego, że im dłużej zima będzie tym większa szansa na spokój u mnie.

Przyszła nasza huśtawka, zapytałam kuriera czy pamięta, zebym przed swiętami nie odebrała przesyłki (kurier mnie dobrze zna) i mówi, że sobie nie przypomina. Więc nie wiem czy firma coś ściemnia czy faktycznie jakiś może inny kurier był i zawalił? Nie wiem. W każdym razie wysłali na swój koszt i wczoraj szoła - jest piękna, teraz tylko trzeba zamontować.

Wczoraj siadłam i się zmusiłam i zorbiłam fotoksiążki na 112 stron - od pozytywnego testu ciążowego aż do sylwestra. Jedna dla nas, jedna dla moich rodziców na dzien babci i dziadka i po jednej dla naszych babć. Teściowej nie zamawiałam. Skoro ona nie czuła potrzeby zobaczyć się z wnuczką na świeta, to my nie czujemy potrzeby, żeby dostała coś na dzień babci. Koniec. Moje próby nawiązania więzi się skończyły. Skoro i tak nie ma kontaktu, widziała Małą 2 razy od porodu a za kilka dni mija 8 miesięcy... to po co ja mam się wiecznie starać. Zapraszac i czuc się jak głupek slysząć, ze przejazd 60 km autostradą bezpłatna to kłopot...

Dzisiaj będę miała dostawę jajek wiejskich omomom. Sklepowe tez kupuję z wolnego wybiegu, ale to nie jest to niestety...Na szczęście mam dostęp do wiejskich od szczęśliwych kurek biegających po wsi;) Jajeczniczka w weekend będzie na śniadanko.

Z mężem się troszkę pokłóciliśmy, ale już jest w miarę ok.

Co do wózka to napiszę dzisiaj lub jutro, jak tylko znajdę chwilę czasu. I moze uda sie zajrzec do Waszych pamietników.
‹‹ 3 4 5 6 7