Moja historia jest bardzo ciekawa, na pewno opiszę dłużej jak to sie stało, że się udało.
Choć wiadomo, ze to początek, różnie bywa i jesteśmy ostrożni. Ale już sam fakt, że w końcu po 2,5 latach zaskoczyło jest niesamowite. Ja jestem w szoku, ogromnym szoku, ale o tym napiszę kiedy indziej. Dzisiaj mam dużo na głowie, jutro wyjeżdżamy na wycieczkę do Chorwacji na 7 dni. Jest to częsciowo objazdówka po południu Chorwacji, częsciowo odpoczynek. Będę uważać na siebie;) A na razie daty i liczby ku pamięci.
16 maja- ostatnia miesiączka
27 maja- wizyta u lekarza, omówienie wyników badań, 12 dzień cyklu, 3 małe pęcherzyki, lekarz orzeka "długi cykl bezowulacyjny"
8 czerwca - rocznica ślubu
chyba 13 czerwca- kontrolny test "na wszelki wypadek", bo wyjeżdżaliśmy na weekend w góry - oczywiście biel
25 czerwca- spektakularny rzyg - kuchnia, łazienka, kosz na śmieci i ogon psa
27 czerwca- nudności, mama podwozi mnie pod aptekę i zmusza do kupienia testu, ponieważ w tym dniu szłam na urodziny do koleżanki
27 czerwca- popołudnie robię test i 2 czerwone wyraźne kreski - panika, Rossmann i zakup kolejnych 2 testów - wynik ten sam
28 czerwca - beta i lekarz. Na wizycie lekarz (zdziwiony również lekko) potwierdza ciążę - 5 tydzień, wychodząc z gabinetu dostaję online wyniki bety- 1510.
No to na dzisiaj tyle;) Jak wrócę z wyjazdu, napiszę więcej:)
PS. Dziękuję za wszystkie gratulacje, trzymajcie mocno kciuki, bo to dopiero sam początek i sama mam obawy i nie chcę się za mocno jeszcze cieszyć, a z drugiej strony jakoś tak czuję, że Bóg ma nas w swojej opiece i że będzie dobrze:)
Jutro ważny dzień! Idę do lekarza sprawdzić czy jest serduszko, troszkę się stresuję, ale z drugiej strony mam przeczucie, że wszystko będzie dobrze. Skąd to przeczucie? No to musze opowiedzieć całą historię.
Po dwóch latach starań przełamałam się i stwierdziłam, że muszę się wybrać do specjalisty. Nie ma przelewek, zwykły gin rozłożył ręce. Tego specalistę traktowałam jako moja ostatnia deska ratunku. Wiedziałam, że jeśli on mi nie pomoże, to już nikt nic więcej nie poradzi w tej kwestii z medycznego punktu widzenia.
Zadzwoniłam zaraz po Nowym Roku i się umówiłam- czas oczekiwania na wizyte to prawie 2,5 miesiąca.
Psychicznie odpoczęłam, wiedziałam, że co ma być to będzie i spokojnie czekałam.
W marcu, chyba 13 albo 14 dokładnie przyszłam na wizytę z teczką, w której miałam wszystkie moje badania i wyniki z ostatnich 2 lat. Lekarz przejrzał wszystko, pozapisywał sobie coś tam na komputerze i na fotel.
1. Nadżerka - szok, inni lekarze tego nie widzieli.. ale powiedział, że na razie nic z tym nie robimy
2. Macica łukowata - nie tragedia, no ale jest to lekkie odchylenie od normy, ale też nic nie zrobimy
3.Cykl bezowulacyjny - pęcherzyk nie pękł (szok, bo jak byłam u innych to zawsze mówili, że owulka się zbliża, albo że jest po owulce i że wszystko dobrze).
Miałam usg potem wszystkiego - od tarczycy po nerki i wątrobę.
Lekarz powiedział, żebym teraz skupiła się na badaniach i leczeniu, że muszę się uzbroić w cierpliwość i przepisał mnóstwo badań. Kolejna wizyta 27 maja - ponieważ w międzyczasie jechał na szkolenie do USA.
Koszt badań + wizyty to prawie 2 tyś złotych. Nie chce mi się wyciągać wszystkich karteczek ale miałam zrobić AMH, mutacje genetyczną mthfr, kilka badań na przeciwciała, anty-TG, marker nowotworowy, homocysteine, kwas foliowy, mnóstwo wymazów plus krzywą insulinową i glukozową.
Wyniki były średnie: wymazy w miarę ok, nie idealnie ale bez tragedii, przeciwciał nie miałam więc dobrze, amh w porządku, anty-TG ładne (kiedyś wyszły tak sobie), homocysteina ok, kwas foliowy lekko zawyzony ale bez tragedii, marker lekko podwyższony ale czytałam, że to wynik fałszywie dodatni i nie ma się co stresować.
Najważniejsze to to, że wyszła mi jedna mutacja mthfr - nie chce mi się sięgać po dokumenty i sprawdzać która- w każdym razie w necie naczytałam się, że poronienia, że dzieci zz upośledzeniami - bo nie przyswajam dobrze kwasu foliowego itp
I druga sprawa - glukoza wyszła w miarę ok, ale insulina źle - insulinooporność.
Pojawiłam się z wynikami 27 maja u lekarza. Powiedział, że ok wyniki, że jeśli chodzi o mutacje to odziedziczyłam po którymś z rodziców skłonność do wylewów, zawałów itp i że fkatycznie kwas foliowy w formie metylowanej będzie dla mnie lepiej przyswajalny- ale powiedział też, że patrząc na wyniki, mój organizm nieźle sobie radzi z tą mutacją i jest ona tylko jedna.
No i druga sprawa - insulinooporność - dostałam tabletki glucophage- miałam najpierw zazywać 30 dni dawke 450, potem 30 dni 750 a potem 30 dni jedną i drugą tabletkę.
Bromergon bez zmian- zeby nie podwyższać prolaktyny.
To był mój 12 dzień cyklu, więc poszłam na fotel a tam diagnoza: cykl bezowulacyjny, 3 marne pęcherzyki, nie ma dominującego, nic w tym cyklu nie będzie i jeszcze "proszę przygotować się na dłuższy cykl". Dodatkowo dostałam recepte na ovitrell i lamette i z zastrzykiem miałam się pojawić między 10 a 12 dniem kolejnego cyklu, który miał być stymulowany.
Wykupiłam wszystkie recepty, zastrzyk do lodówki, tabletki- część do szafki, a glucophae zaczęłam łykać. Koniec maja i czerwiec były dla mnie mega wyczerpujące- praca, studia, projekt, awans zawodowy itp, nie miałam siły na nic.
Serduszek w tym cyklu całym około 40 dniowym było może hmm 3?
Około 30 dnia cyklu zrobiłam test- profilaktycznie, bo jechaliśmy na termy, jacuzzi itp - test bieluteńki. Czułam się standardowo jak na okres0 lekko bolał brzuch, troche w kręgosłupie mnie bolało - tak jak zawsze, piersi pobolewały. No ale okresu jak nie było tak nie było. Zaczęłam mieć mdłości, raz zwymiotowałam - typowo u mnie przed okresem.
W końcu nadszedł 43 dzień cyklu, mdliło mnie, robiłam z mamą zakupy i kupowałam wino na imprezę urodzinową koleżanki. Mama mi mówi- "może jesteś w ciąży, zrób test". Na co ja: "Nie mam testu w domu, poza tym szkoda 10 zł, na pewno w ciaży nie jestem". Ale potem coś mnie tknęło, że może lepiej sprawdzić przed imprezą. Kupiłam test, z przekonaniem, że bezsensownie wydaje pieniądze, poszłam do domu, zrobiłam, odłożyłam, zajęłam się czymś na komórce i po chwili sobie przypomniałam i patrze a tu wyraźne 2 krechy!. Zbladłam, roztrzęsłam się i powtarzałam "to nie możliwe"! Pobiegłam do mamy i jej mówie, w szoku byłam, nie mogłam pozbierać myśli, że jak? że kiedy? Toż to niepokalane poczęcie! I przecież lekarz powiedział, że nie ma szans! Zadzwoniłam od razu do przychodni, bo chciałam się skontaktować z lekarzem w sprawie leków, czy odstawiać czy nie, ale okazało się, że tylko osobiście mogę do niego iść na monitoring. W międzyczasie pojechałam z mamą i kupiłam jeszcze 2 różne testy i małe skarpeteczki. Testy zrobiłam, wszystkie pozytywne. Włożyłam testy w skarpetki i zapakowałam jak prezent i wręczyłam mężowi po przyjściu do domu z pracy. Był mega zszokowany ale szczęśliwy i powtórzył moje słowa: "Że jak?Że kiedy? To niepokalane poczęcie"
Na imprezie byłam, ale piłam wodę Przyjaciółkom powiedziałam, mega się ucieszyły, ale prosiłam na razie o dyskrecję, bo to wcześnie.
Na drugi dzień pojechałam na "monitoring", mówie lekarzowi co i jak a ten mi mówi, że ja jakieś torbiele miałam itp i chyba nie wierzył w ciążę, no ale zaprosił mnie na usg i najpierw oczywiscie jajniki sprawdził a dopiero potem macica i co? Jest groszek 2 mm - 5tc. Lekarz w szoku i mówi "co tu się dzieje, 2 wizyty i ciąża" I zaczął wymyślać teorie jak to głowa moja odpuściła plus glucophage zadziałał na insuline, ona coś odblokowałała i jeden pęcherzyk musiał wystartować spóźniony zlekka no i mamy ciążę. Na wszelki wypadek dostałam luteine i duphastone i witaminy ciążowe. I zaprosił mnie 7 lipca, żeby podejrzeć serduszko.
Ta ciąża to jakiś cud jak widzicie, ja myślę, że to zasługa Boga, unormowania insuliny i pewnie po części głowy;) Niby ciąża planowana 2,5 roku a jak przyszło co do czego to czułam się jak nastolatka, która wpadła sobie;) Totalny szok!
Boję się jutra, ale z drugiej strony wierzę, że skoro Bóg dał mi tego bobaska w tak niespodziewanym cyklu, to ma nas w swojej opiece:)
Jest dobrze, bo dzidzia ma 3,4 mm długości i pięknie bijące serducho 120 uderzeń. Tu jest wszystko super. Nie super jest pęcherzyk ciażowy, za mały jak na ten tydzień ciaży - 6tc i za mały jak na dzidzie, która wymiarami odpowiada 6tc. Pęcherzyk ma wielkość tylko 9mm a powinien mieć 16-17mm...
W necie za dużo o tym nie ma, bo zazwyczaj sytuacja jest odwrotna. Z tego co wyczytałam to sa 2 opcje- albo pęcherzyk podgoni jakoś, albo niestety poronienie...
Lekarz powiedział, że na chwilę obencą to może źle znaczyć, albo może nic nie znaczyć i muszę czekać. Nie da się nic zrobić. Za tydzień wizyta, mam łykać duphaston dalej i aplikować luteine.
Dodatkowo mam odstawić glucophage i bromergon. Wiem, że w ciąży się to odstawia, ale też naczytałam się co się może stać po odstawieniu...
Z jednej strony cieszę się z chwili kiedy usłyszałam serduszko, cudowna chwila. Ale z drugiej strony tą radość przysłania mi strach co z tym pęcherzykiem
Jezu Ty się tym zajmij...
Pamiętajcie o moim groszku w modlitwie..
Na wiztyę nadal czekamy, dopiero w piątek, chcę tą wizytę a z drugiej strony się jej boję straszne. Ale będzie co ma być.
A dziś chciałam napisać o oczekiwaniach a rzeczywistości:)
1. Objawy!!!
Ile to ja się naczytałam - mrowienie w piersiach, żyłki, kłucia, bąbelki w brzuchu, uczucia gorąca, krwawienie implantacyjne itp itd. W czasie starań co cykl się doszukiwałam..a jak przyszło co do czego- to ciążę nie przepowiedziało mi nic! Żadna intuicja, NIC.
Piersi bolały- ale tak jak na okres, brzuch chwilke też ale dokładnie okresowo, lekko w kręgosłupie i miałam mdłości i raz wymioty- ale u mnie to są 100% objawy na okres! A no i nawet mi syfki wyszły na twarzy. Więc jak jest z tymi objawami? U mnie ciąży nie przepowiedziało mi dosłownie NIC;)
2. Kiedy dowiem się o ciąży
Oooo tu mnie wyobraźnia ponosiła- będzie pięknie magicznie, najlepszy dzień, pogoda, nastrój i w ogóle wszystko. Przygotuję piękny prezent mężowi, rodzicom powiemy później w jakiś fajny sposób. A jak było? Zrobiłam test zmuszona przez mamę. Zapomniałam o nim. Jak sobie przypomniałam i zobaczyłam 2 mocne krechy to krew mi z twarzy odpłynęła, zaczełam się trząść, powtarzałam "to nie jest możliwe, kiedy, jak, ja dosłownie wpadłam, to niepokalane poczęcie - po czym poleciałam do mamy w szoku i amoku i to samo jej mówiłam - tyle byłoby z "super przekażemy informację" Dobrze, że choć jak pojechałyśmy z mamą po kolejne testy do rossmanna to kupiłam tam mini skarpetki, włożyłam w nie testy, zapakowałam w papier i wręczyłam prezent jak wrócił z pracy- no choć to mi wyszło;p
3. Będę tryskać szczęściem dzień i noc
No nie do końca, bo byłam w szoku, wypierałam to, nie mogłam zrozumieć jak to jest możliwe. Oczywiście się cieszę, ale wpierw musiałam to sobie w głowie ułożyć.
4. Magiczne 9 miesięcy
No magiczne na pewno ale przede wszystkim na razie się przyzwyczajam do tej myśli, panikuje że się nie znam na badaniach ani na opiece nad dzieckiem, a jak ja pracę ogarnę i dom i remont i wszystko. Do tego nudności i popołudniowa senność Ale jest to dla mnie mimo to magiczny czas, jak sobie przypominam bicie serca maluszka;)
Według lekarza jest lepiej niż było. Choć nadal nie jest idealnie.
Dzieciak rośnie, ma 10,5 mm czyli urósł 2 razy;) Pęcherzyk też rośnie- to jest plus, ma 14 mm, ale nadal spóźnia o 7 mm, bo oczekiwany to 21 mm. Także dalej czekamy.
Lekarz mnie trochę zdezorientował, bo sugerował, żebym umówiła się do specjalisty w Krakowie od usg. Pytałam czy w jakiś tydzień mam celować, a on, że nie. I to mnie zmartwiło.
Niby mówi mi, że dziecko rozwija się ok. Ale ja już miałam milion myśli.
Czy jeśli mam za mały pęcherzyk to znaczy, że z dzieckiem coś nie tak?
Czy też ma jakieś podejrzenia? A może chodzi o moją mutację genetyczną?
A z drugiej strony może po prostu chce żebym była pod opieką specjalistów i tyle.
W poniedziałek zadzwonie i spróbuje się umówić, ale powiem szczerze, że po pierwsze pewnie terminy będą z kosmosu, a jak coś to i tak będę próbowała się umówić na 12 tc żeby u tego specjalisty zrobić prenatalne. Nie wiem czy jest sens pchać się do tego specjalisty teraz? Skoro jestem dopiero w 7tc i 2 dniu i co taki lekarz zobaczy na usg jak pójdę do niego np w 9tc? Wątpie czy cos zobaczy, skoro nawet mój lekarz mówił, że na rośnięcie pęcherzyka nie ma nic i nie da się nic zrobić. A wydawać sporo kasy, bo gościu w zeszłym roku brał 250zł za to, że powie ze na jego oko jest ok albo na odwrót że wydaje mu się że coś jest nie w porządku, to tylko mnie to zestresuje. Wolę iść w 12tc kiedy będzie mógł mi coś konkretnego powiedzieć, bo już będzie coś widać. Taki mam dylemat, nie to, że kasy nie chcę wydać, ale mam takie wrażenie, że jak pójdę teraz (choć wątpie czy będzie termin) to będzie to za wcześnie i bez sensu.
Zdaniem lekarza dziecko walczy, także mam małego wojownika;) No i nadal proszę o modlitwę w naszej sprawie:)
Przerażają mnie też koszty - wizyty u lekarza, recepty, badania, wizyty u specjalisty. A gdzie tu wyprawka cała, remont pokoju, jakieś rzeczy kosmetyczne dla mnie i ubraniowe..To jest przerażające. Jestem strasznie zła na rząd, że gada różne głupoty, wymysla, wydziwia a kobietom w ciąży nie ułatwia nic.... Wielce zachęcają do rodzenia, a kobieta w ciaży jest zdana na siebie...nie wspomne już o pomocy w celu diagnozy problemu niepłodności wrrrr. Przecież jeśli osoby, które nie zarabiają kokosów zachodzą w ciążę i trafi im się ciąża z problemami- leki, wizyty u specjalistów itp to ja nie wiem jak sobie radzą. My na finanse nie możemy narzekać jakoś bardzo, bo źle nie jest, ale mimo to te koszty mnie przerażają..
Trzymajcie kciuki,proszę o modlitwę.
Jezu Ty się tym zajmij
Z wyprawka będzie dobrze chyba, mama już nie może się doczekać, żeby zacząć kupować, babcia to samo:) Po ciucholandach też już chcę zacząć chodzić, jak tylko bedzie ok i będę wiedzieć kto u mnie mieszka;)))A co do ciuchów to faktycznie spodnie kupie, a ja mam dużo ciuchów oversize wiec dam radę Poza tym z wszystkim damy radę, bo jesteśmy pracowici i na wszystko zarobimy:))) A rodzice też wesprą nas;))
Strasznie bym chciała dzisiaj usłyszec pozytywne wieści, może wtedy pozwolę sobie na radość, bo na razie studzę emocje... Cieszę się ciążą, ale chodząć co tydzień i slysząć, że mogę poronić i moje szanse są 50 na 50 to same rozumiecie....
Nie piszę konkretnie o rządzie też, bo jestem apolityczna, tyle, że mam teraz więcej czasu na myślenie i widząc te tłumy kobietek, które czekają na wizytę do lekarza, to nachodzi mnie złość, że nic nie mają ułatwione..a z nfz korzystam tylko, jak mam anginę i potrzebuję antybiotyk czy inne leki i l4 Tak to nie korzystam, bo mnie to przerasta;) Korzystając z nfz nadal nie byłabym w ciąży, bo badania, które wykonałam w większości nie są refundowane...albo są np po 2 poronieniach także ten..
No nic, trzymajcie kciuki za dzisiaj!!!
Cykl rozpoczęty 26 sierpnia. Owulacja prawdopodobnie w okolicach 8 września.
W piątek pod wpływem impulsu zrobiłam test, myślałam, ze nic nie ma a tu pojawiła się blada kreseczka. Dzisiaj w Zakopanem, po cudownym relaksie w sobote zrobiłam test, kreska ciemniejsza;) A więc to się dzieje na serio!!
Na razie wszystko przyjmuję na spokojnie, bez wielkim emocji, ze strachu!
Mam dobre przeczucia, mąż też Powiedziałam jeszcze tylko mamie;) No i teraz Wy wiecie;))
22 września -pierwszy cień
23 września - sprawdzam czy to nie sen;)
24 września - kreseczka ciemnieje
We wtorek idę na betę i w czwartek, a za jakieś 1,5 tyg do lekarza;)
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 września 2017, 19:40
Beta wynik: 197
Myślę, że przyzwoicie. Wychodzi koniec 4 tyg i na razie się zgadza. Jestem jakoś pod koniec 4 tc albo początek 5tc. Nie wiem dokładnie kiedy była owulacja.
W czwartek powtórka.
Trzymajcie kciuki;)
Pęcherzyk ciążowy w macicy, wielkość to 9 mm czyli super, bo przy wcześniejszej ciąży o wiele mniejszy był. Ciałko żółte obecne, więc lekarz powiedział, że nie jest to puste jajo płodowe, ale ciąża bardzo wczesna, dlatego nie ma jeszcze serduszka. Na kolejne usg mam przyjść 13 października. I dostałam polecenie zrobienia badań: progesteron, tsh, magnes i coś tam jeszcze. Jak 13 będzie ok to czas poszukać lekarza prowadzącego..;/ ehhh z tym będzie problem;/
Ale generalnie jestem bardzo happy;))
Tak w ogóle widzę, że mi posta nie dodało wczesniejszego. Wyjazd integracyjny się udał, było super;))) Chyba nikt się nie skapł, że nie piłam;) A przynajmniej nic nie gadali
Piersi się rozszalały i bolą ale niech tak będzie, bo długo nie bolały i się martwiłam;)
14 października byłam na ostatniej wizytcie od mojego cudownego lekarza od niepłodności. Maluszkowi biło pięknie serce, wszystko było ok, lekarz bardzo optymistycznie mówił, że wszystko super. A dokładnie powiedział: MISTRZOSTWO Wypisał mi kartę ciąży, dał receptę i się pożegnaliśmy, ponieważ on nie prowadzi już ciąż, tylko działa w niepłodności. Było mi smutno, powiem szczerze, bo bardzo go lubiłam, ale z drugiej strony cieszę się, że tak szybko się udało:)
Zapisałam się wcześniej już do lekarza, który prywtanie prowadzi ciąże i zapytałam jeszcze na koniec mojego lekarza, czy ten nowy będzie ok - potwierdził, podobno duży spec od usg ciąży.
O nowym lekarzu słyszałam różne opinie. Moja przyjaciółka mi go polecała, sama prowadziła u niego ciążę. Ale generalnie słyszałam opinie i czytałam w necie, że gbur, mruk itp.
Na wizycie byłam dziś Lekarz rewelacja- bardzo konkretny, zna się na mojej mutacji, rozmawialiśmy bardzo długo z racji moich badań, poronienia, mutacji itp. Wszystko ustaliliśmy- co zażywam co nie, potem było usg;)
Maluszek ma 19mm także już duży człowiek:) I bijące serduszko;) Lekarz potwierdził, że wszystko w porządku. Po czym powiedział, że z racji poronienia należy mi się cały pakiet badań prenatalnych na nfz:) Wystawił mi skierowanie do swojego szpitala, kazał dzwonić i umówić się na 17 listopada i on mi te badania zrobi;) Z tego co wiem, to zaoszczędzę paręset złotych, bo to nie tylko usg ale też chyba kariotypy i nie wiem czy test paapa czy nie. Tak czy siak jest bardzo mocno zadowolona;) Czuję, że jestem pod dobrą opieką I mam lekarza i szpital w którym pracuje też staje się coraz bardziej popularny dla rodzących, więc jak wszystko dobrze pójdzie to będę tam rodzić
A poza tym data porodu według wcześniejszego lekarza to 7 czerwca (dzień przed rocznicą ślubu naszą)Bo ciaża była tydzień młodsza, czyli jakaś późna owulacja.
Ale dzisiaj na usg wyszło, że owulacja nie była wcale chyba późno i termin mam na 2 czerwca;)
Czyli jestem w 9 tc, a do popołudnia myślałam, że w 8tc;)
No to tyle na dziś!
Aaaa i zapomniałabym, od tygodnia mam 24/h mdłości, wymiotuje czasami po kilka razy dziennie;/ tragedia jest z tym, strasznie mnie to męczy, ale przeżyję wszystko.
U mnie w zasadzie nic spektakularnego. Na badania prenatalne idę dopiero 17 listopada. Boję się, ale cóż, będzie co będzie.
Od 3 tyg czuję się jak na wiecznym zatruciu pokarmowym. Mam mdłości 24 godziny na dobę, ciężko z tym. Są dni, ze wymiotuję po wszystkim, są dni, że wymiotuję raz-dwa w ciągu dnia a sa też takie gdy nie wymiotuję. Ale mdłości mam ciągle, nic nie smakuje super, a jak nawet w pierwszej chwili smakuje, to potem od razu mam niesmak w ustach i mdłości się nasilają. Jakoś to przetrzymam- muszę.
Oczywiście nadal pracuję i chcę pracować jak najdłużej, bo nie chcę siedzieć w domu. Choć czasem wiadomo, mam pokusę, żeby się polenić. Z sennością nie jest najgorzej, zasypiam szybko, śpię mocno tylko budzę się na siku 2-3 razy w ciągu nocy, bo strasznie dużo piję. W ciągu dnia bywam zmęczona, ale staram się nie rozleniwiać
Na razie tyle u mnie, w piątek robię kilka badań zleconych przez lekarza no i czekam do 17 listopada. Mam stresa czy wszytsko jest ok, czy serduszko bije itp ale pocieszam się, że musi być dobrze;)
Ale leci to szybciutko;)
Jestem po badaniach prenatalnych - miałam je w piątek 17 listopada. Z usg wychodzi ze wszystko ok, na wyniki testu papp-a czekamy, ale jestem pozytywnie nastawiona.
Ale może więcej o badaniu. Do lekarza chodzę prywatnie, ale akurat to usg z testem papp-a miałam robione w ramach nfz, ponieważ po poronieniu i różnych innych czynnikach (można w necie listę poczytać) lekarz ma możliwość wystawić skierowanie na to badanie na nfz. I mój mi to od razu zaproponował. Musiałam tylko przyjechać do niego do szpitala. Poślizg był spory z badaniem, ponad godzinę. Najpierw wysłami mnie na pobranie krwi, potem usg. Przede mną i po mnie sporo babeczek, na pacjentkę chyba około 20 min mają. Wchodzę do gabinetu a tam 3 osoby. Mój lekarz, pielęgniarka na komputerze plus jakaś pani doktor -taka starsza, którą mój lekarz tak jakby uczył. I to był taki minus dla mnie, bo mówił cały czas, ale mało do mnie a więcej do tej lekarki, a pielęgniarka coś tam zapisywała. Także stwierdzam, że na nfz to taka troche masówka jest, jeśli chodzi o badania. Ale z tego co ogarniałam- bo nie wszystkie wymiary czy stwierdzenia były dla mnie jasne, wyszło, że wszystko w najlepszym porządku. Dziecko ma ponad 5 cm, ma 2 rączki, 2 nóżki, liczył paluszki, serce dwukomorowe,żołądek, pęcherz, kręgosłup itp Ja to mało z tego widziałam, tzn te rączki, nóżki, główkę itp tak ale już zołądek czy pęcherz to jakiś kosmos;) Generalnie podsumował, że wszystko jest w porządku. Kuknął jeszcze na moje wyniki i stwierdził, że mam z na czczo leciuteńko podniesioną glukozę, mam 5,3 a w ciaży jest do 5,1 a nie w ciaży do 5,5. Więc w przyszły poniedziałek idę na glukozę i będę siedzieć 2 godziny w przychodni. Przed ciążą to badanie- z którego wyszła mi insulinooporność - przyczyna moich niepowodzeń w staraniach, zniosłam słabo. Teraz podejrzewam, że będzie podobnie;/// I liczę się z cukrzycą ciążową i dietą. Podejrzewałam to od razu, skoro normalnie z insuliną mam problem. Ale może i dieta mi nie zaszkodzi;) Przynajmniej nie przytyję nie wiem ile;)
Co do wagi to mam -3kg przez wymioty. Teraz jest już lepiej, bo mało wymiotuję, ale po każdym posiłku robi mi się niedobrze, a w ustach mam posmak jakbym zjadła tekturę;/ Aaa no i co jeszcze do wizyty, to idę za 1,5 tyg prywatnie do lekarza, zabierze moje wyniki papp-a. Aaaa i nie dostałam zjdęcia maluszka, więc jestem troche zła;p Także z racji, że miałam to usg i test za darmo to nie narzekam, ale jakbym miała za to zapłacić, to bym się wkurzyła;p
Nie do końca sie na tym znam, ale lekarz powiedział, że jest bardzo dobrze;)
FHR - 164 ud/min także ladnie bije;)
CRL - 52,2 mm człowieka
Przezierność karku 1,5 mm
Ryzyko:
Trisomia 21 1:9919
Trisomia 18 <1:20000
Trisomia 13 <1:20000
Jedyne co, to muszę zacząć badać ciśnienie, bo jestem obciażona tym, że mogę mieć nadciśnienie w ciaży. Chodzi tu o mutacje mthfr i to, że moją mama i babcią mają. Na razie trzeba obserwować. Nadal oprócz witam ( pregna plus, pregna dha)i metylofolianu biorę najmniejszą dawkę euthyrox. I zwiększył mi dawkę acardu, bo też z racji mutacji mam zwiększoną "szansę" na zakrzepicę. Wiec lekarz chucha na zimne na razie;)
A poza tym jestem chora i na l4, ciężko to przełknęłam, ale przynajmniej odpoczęłam sobie. Nie wiem jak nadrobię zaległości, ale nie mam ochoty o tym myśleć na razie. Miałam zawaloną krtań i tchawicę, juz jest lepiej, chociaż nie idealnie.
Jutro idę na badania- jakieś tam próby wątrobowe, mocz, cś tam i na glukozę... ehhh ostatnio źle to zniosłam, teraz pewnie też będzie nieciekawie. Jestem pewna, że wyjdzie mi cukrzyca ciążowa, nie nowość dla mnie, skoro miałam przed ciążą problem z insuliną. Nie przeraża mnie dieta, kontrola itp bo to wyjdzie mi na dobre, problem polega na tym, że mnie odrzuciło od mięsa, ryb i warzyw;/ Po 90% posiłków czuję się jak na zatruciu pokarmowym.... Raz wymiotuję, raz nie ale czuję się fatalnie po jedzeniu....a jak nie zjem to znowu zaraz mi słabo i mnie mdli. Ani tak ani tak. Także nie wiem co ja będę jadła na diecie. AAA i zeby to było takie proste, to niestety nie. Lekarz powiedział, że jak mi wyjdzie cukrzyca, to on mnie wkręci do diabetologa, bo są koszmarne kolejki. No i musze załatwic sobie wolne z pracy, jechać 30 km, próbowac się wkręcić w kolejkę- nie wiem jak ja to zrobie;/ i musze się mu pokazać, bo on mnie wtedy zaprowadzi do diabetologa i tak mi załatwi wizytę. Miło z jego strony:) Tyle, że ja to bym wolała mnieć termin ustalony i iść jak człowiek a nie wkręcać się, bo to powoduje u mnie psychiczny dyskomfort;))
Aaa no i wczoraj na wizycie poprosiłam go o usg bo tyle kaszlałam i się martwiłam. No miałam dosłownie minutowe, z maluszkiem ok wszystko;) Tylko żałuję, że go nie poprosiłam o fotkę, bo ani wtedy w szpitalu nie dostałam, ani teraz a kolejna wizyta znowu w szpitalu i to dopiero w styczniu. O płci też cisza. A ja chcę na wyprzedażasz troszkę ciuszków juz kupić Już kupiłam kilka sztuk takich neutralnych, no ale ciężko takie znaleźć) No nic poczekam cierpliwie do stycznia;)
Aaaa no i ja myślałam, że mi z racji poronienia należy się tylko to pierwsze badanie usg genetyczne I trymestru, a tu się okazuje, że nie;) I ze połówkowe też mam na nfz;) Także super, bo kasa mi idzie, wczoraj za wizytę 150zł;/, recepty do wykupienia, jutro w przychodni mnie skasują za badania ehh. A jak pomyślę o wyprawce to osiwieję. Ja nie wiedziałam, że aż tyle się zmieniło, ile jest rzeczy do kupienia i ubranka są tu najmniejszym problemem. Milion kosmetyków dla mnie i dziecka, kocyki, pieluszki, pampersy, katarek, termometr bezdotykowy, wózek głęboki i spacerówka, fotelik do samochodu z jakimis bazami itp, łóżeczko, materac, podkłady, przewijak, wanienka, śliniaki, butelki, smoczki olaboga!!! A my jeszcze planujemy zorbic remont pokoju, gdzie edzie maluszek mieszkał, wiec trzeba kupic wykładzinę a pokój ma 18 m wiec spory, wyburzyć kominek, pomalować ściany, część wytapetować, kupic firanki i zasłony i całą resztę mebelków. Normalnie będę bankrutem;) Szczególnie, że teraz kasę powinniśmy odkładac, bo szykują się zmiany, ale o tym opowiem jeśli wszystko pójdzie po naszej mysli;) Ale się rozpisałam:)
Aaa no i do tego jak się jest w ciaży to każda kobieta ma obowiązek rzygać tęczą i nie ma prawa sobie ponarzekać. Nawet jeśli stara się nie narzekać w rzeczywistości a wyleje żale w online-pamiętniku, no też nie można...
Mi też nie każdy pamiętnik czy wpis się podoba, ale powiem szczerze, że zazwyczaj nie komentuje tego, bo ktoś może mieć gorsze chwile, dni, miesiące. Ja w ogóle mało komentuje, ale oczywiście czytam, tylko nie mam do konca czasu na komentarze.
Ostatnio gadałam z koleżanką, kilka miesięcy po porodzie jest i tak doszłyśmy do wniosku, że ciąża to często przereklamowany stan. Wszyscy mówią, że jest to cudowny stan, rzyganie tęczą itp. Częściowo tak jest! A teraz napiszę, co myśmy stwierdziły, choć pewnie nie powinnam, bo mi się oberwie, bo jak ja w ogóle mogę narzekać? A no mogę! Ciąża to dla mnie oprócz radości wieczny podświadomy stres, stres przed każdym usg, wypatrywanie bijącego elementu na ekranie, strach o każdy wynik badania, strach o każdy wymiar. Ciągły stres i co gorsze, to chyba już nie minie. Może jakbym nie poroniła i była młodsza, to przyjęłabym ciażę na zasadzie- jestem w ciąży? super, urodzę zdrowego bobaska. Ale świadomość mam już większą, wiem, że bywa różnie, dlatego ten strach jest. Co do znoszenia ciąży nie mogę narzekac, bo chodzę, pracuję, jest dobrze. Wymioty, które mnie wymęczyły, powoli ustają, nie jest mi już wiecznie niedobrze. Ale nie wychodze na prostą do końca.
Wyszła mi cukrzyca ciążowa - spodziewałam się, z racji, że mam insulinooporność.
Nawet daję radę sobie z tym, kontroluję co jem i w jakich ilościach, wiele produktów odrzuciłam kompletnie, nie jest łatwe to, ale do przeżycia- zero słodyczy, większość owoców nie jem (obecnie jem grejfruta, kiwi, gruszkę, jabłko), jak bedzie sezon to wprowadze truskawki i jagody. Nie jestem nic co zawiera mąkę pszenną. Jak coś ma mąkę to albo żytnią, albo orkiszową i to w niedyżych ilościach. Muszę jeść często a mało i kłuję się średnio 7 razy dziennie i zapisuję wszystkie wyniki.
Cukrzycę przeżyję, bo da się żyć, ale znowu ponarzekam, teraz pewnie połowa osób odklika mój pamietnik z ulubionych, bo mam podejrzenie zatrucia ciążowego. I to mnie martwi bardziej;/ Wyszły mi złe próby wątrobowe, nie wiem czemu;// Na razie biorę tabletki osłonowe na watrobę, w piątek powtarzam badania i jeśli wyjdzie tak samo źle albo gorzej to mam już receptę na silniejszy lek i wtedy mam go wykupić i łykać. Ehh już mam tyle tych tabletek, że ta moja wątroba będzie w jeszcze gorszym stanie chyba. To mnie najbardziej martwi, to zatrucie, bo to może się wiązać ze szpitalem itp;/ Ale może jakoś te wyniki się poprawią?
Tak w ogóle jesteśmy przed swietami i mamy remont :OOO to nie jest dobry pomysł haha, ale jest mój tata teraz i pomaga nam w remoncie pokoju, taki wstęp przynajmniej z nami zrobi. W sobotę usuwalam swoje rzeczy z pokoju- ciężko było upchać moje wszystkie książki, pamiątki, trochę ciuchów, rzeczy do pracy, dokumenty itp do innych pokoi, ale dałam radę, poupychałam część rzeczy w spiżarce;) I w sobotę tak pracowałam, że się przeciążyłam i mnie w kręgosłupie coś postrzykło;/ Wieczorem dostałam bóle połowy brzucha i cały czas się zastanawiałam czy jechać na sor, ale doszlam do tego, ze ten ból brzucha to jest promieniowanie od kregosłupa. Woczraj ciężko mi się chodziło, ale dzisiaj jest o wiele lepiej;)
Woczraj ubraliśmy choinkę i przystroiliśmy część domu;) Troche muszę jeszcze sypialnię ogarnąć i łazienkę.
Nie wiem kiedy sie z wszystkim wyrobię, bo zaraz jadę do pracy, a skończę o 18.00 dopiero. Obiad muszę ogarnąć potem, a raczej obiadokolację, miałam upiec pierniki do szkoły, bo dzieciaki się domagały więcej i zrobić ozdobne gwiazdki diy. A tu jeszcze sprzątanie itp, nie wiem kiedy ja to ogarnę))
A z przyjemniejszych rzeczy to lekarz wstępnie obstawił płeć, ale powiedział, żebym jeszcze poczekała spokojnie do 5 stycznia- wtedy mam prenatalne 2 trymestru i wtedy mi potwierdzi;))))
Zaczęłam 18 tydzień ciąży;) (17+1) i to oznacza 5 miesiąc!!! Nieczuję jeszcze ruchów, ale zdarzyło mi się czuć tak jakby "dyskotekę w brzuchu", takie dziwne drgania, myślę, że to może już powoli zbliżające się ruchy. Nie mogę się doczekać takich świadomych ruchów;) Będę wtedy na pewno o wiele bardziej spokojna czując ruchy.
A żeby nie było za różowo to mnie diabetolog podłamała. Najpierw poszłam do pielęgniarki i schudłam 2 kg ( a tak na prawdę nie schudłam nic, tylko wcześniejsza waga była dziwna, ważę się rano na czczo w piżamce i nadal mam -3kg od początku ciąży i to się nie zmieniło). Dla pielęgniarki chudnięcie w ciąży jest złe, ale jak ja mam przytyć jak nic kalorycznego jeść nie mogę. Jem często, nawet bardzo często, ale jak nie mogę zwykłej pszennej mąki, ani słodyczy itp to jak ona sobie to wyobraza to nie wiem. Potem poszłam do diabetolog, ta mówi, że jak chudnę to nic takiego, delikatnie mozna. I mówi mi, że widzi, że po posiłkach mam piękne cukry i że się zdrowo odżywiam, ale kilka razy na czczo miałam cukier za wysoki (moja wina według mnie, bo dopiero sie ucze co i jak jesc i potem wiedziałam czemu mam podniesiony z rana), ale ona stwierdziła ze mimo, że większość rano wyników mam idealnych ale te 3 albo 4 miałam za wysokie i nadal wychodzą mi te pieprzone ketony w moczu (nie mogę sie ich pozbyc, jem do wieczora, jem często, nie głodzę się, a nadal są) to, że mam przyjmować insuline!! Czyli kolejne kłucia, tym razem w udo;/ Nie spodobało mi się to. Mam tak niskie wyniki cukrów a ta moim zdaniem troche wymysla. Powiedziała, żebym obserwowała cukry z rana, jak bedzie powyzej 90 to 1 jednostke na noc, jak 100 to 2 jednostki i tak dalej. Jestem tym przerazona. I rano teraz mam cukier idealny od wizyty, ale mam ketony nadal. I nie wiem czy brac czy nie brac tej insuliny;/ Dla mnie to poważna sprawa. Stwierdziłam, że poczekam przez święta, nie bede brać jej bo jak zacznę to bede musiała brać ciągle już. Skoro rano mam ładnie to jeszcze tylko musze zwalczyc te ketony. Mi sie wydaje, ze insulina jest bardziej na obnizenie glukozy a nie na ketony, choc moge sie mylic. W każdym razie czekam jeszcze chwile z tym. I nie ukrywam, że mnie to martwi.
No ale koniec narzekania;)
Życzę wszystkim mamusiom, wszystkim ciężarnym i wszystkim staraczkom spełnienia marzeń, dużo dużo zdrowia i pomyślności:))):***
Boze jak sie ciesze :-) caluje mocno i zycze zdrowka :-*
Jeszcze raz gratuluję :), teraz będę częściej zaglądać żeby być na bieżąco co tam u Was słychać :). Udanego wyjazdu, odpoczywaj dużo.
Kochana gratuluję raz jeszcze :) My staraliśmy się pół roku krócej niż Wy, ale zaskoczenie i radość pewnie ie mniejsza :) Wierzę, że moją ciążę wymodliłam dzięki Nowennie Pompejańskiej i teraz odmawiam kolejna w intencji zdrowia maluszka - i Tobie też gorąco polecam ! Teraz tylko serduszko i odetchniesz z ulgą :) Czekam na resztę relacji!
Udanego wyjazdu :) Będzie dobrze....
To i psu się oberwało? :D. Nudnej ciąży!!!!!
Powodzenia!
Powodzenia!
Wspaniale! Podczytywałam Cie trochę w pamiętniku... później nastąpiła cisza... i wracasz z taką oto nowiną :)
Wszystko będzie dobrze! Trzymam kciuki za was! Gratuluje jeszcze raz!
Czyli choć wyczekiwana - to jednak z zaskoczenia ;)
Wiedziałam, że Ci się uda :) Udanego wypoczynku :)
Gratulacje! Cieszę się Waszym szczęściem :)))) dużo spokoju Kochana życzę i rośnijcie zdrowo ❤️ ! Teraz koniecznie musisz częściej wpisy robić :) ściskam!
Kochana gratuluję, wiedziałam, że w końcu się uda. Dbajcie o siebie, Buziaki <3
Kochana gratuluję, wiedziałam, że w końcu się uda. Dbajcie o siebie, Buziaki <3
Super!! Gratulacje serdeczne ☺❤
No kurze jak to jest ze te najbardziej wyczekiwane są bardziej z zaskoczenia? Bardzo Ci gratuluję! Macie dwa lata spóźnienia Ale jestem przeszczesliwa ze doczekałam się tego wpisu! Wszystkiego dobrego dla Was!
Gratuluje... dajesz nadzieje nawet tak opornym na ciąze jak ja:)
Lenti nawet nie wiesz jak super widzieć Cię na fiolecie <3 Teraz będzie już tylko lepiej, nawet się nie obejrzysz a będziesz miała swojego Smyka przy sobie ! Całujemy z moim Bąblem i życzymy spokojnej i nuuudnej ciąży- no i pisz, pisz- czekamy!
No co ja mogę napisać więcej niż <3
O jaaa <3 gratulacje <3