Wiadomość wyedytowana przez autora 11 marca 2015, 13:53
Umówiłam wreszcie wizytę u ginekologa. Na 28go. To będzie 6t3d, mam nadzieję, że już będzie widać Małego Człowieka i jego pikające serducho
Z objawów ciążowych - przyatakowały mnie mdłości, co mnie mocno przygnębiło (czytaj wkurzyło), bo mdłości zażeram (jem wszystko, co mi się pod rękę nawinie), dlatego m.in w poprzedniej ciąży przytyłam blisko 20kg! Na szczęście odpuściły nieco. No i łażę zmęczona. Ale nie tak jak z Majką. W początkowych tegodniech ciąży z Majką chodziłam spać o 18:00 i przesypiałam do rana. Teraz jestem w stanie wytrwać do 21:00
Ataki paniki, w stylu "co ja dobrego narobiłam??!!" raczej minęły Teraz mam inne - "co, jeśli dziecko urodzi się chore??! "
Reasumując, wszystko w normie
P sprawuje się wspaniale. Jest bardziej świadomy całego procesu produkowania przez mój organizm zupełnie nowego człowieka, bardziej chce w tym procesie uczestniczyć. Zgłosił chęć pójścia na USG. Wie, że leżę wieczorem i przysypiam, nie dlatego, że jestem leniwa, tylko dlatego, że mały wampir energetyczny gnieżdżący się w mojej macicy wyssał ze mnie resztki chęci na... właściwie dosłownie na wszystko
Majce już tysiąc razy wszystkie babcie i ciocie, które wiedzą zadały pytanie "wolałabyś mieć siostrzyczkę czy braciszka". Dobrze, że ma dopiero 3 lata i w dodatku to kulturalna młoda dama, bo już by im pewnie powiedziała, że już jej k@^&%wa wszystko jedno Ja bym tak z pewnością zrobiła, ale na szczęście nie mnie pytają
Popełniłam ciążowe postanowienia:
- ograniczyć słodycze! (w ciąży z M. pochłaniałam niezliczone ilości, czego efektem było 20kg na plusie)
- regularnie ćwiczyć przez całą ciążę (do końca I trymestru chciałabym zostać na moim pilatesie i stretchingu (pytanie czy mogę??), potem się przeniosę na ćwiczenia dla ciężarówek. Myślę o basenie, ale się boję infekcji ukł. moczowego (bardzo mi dokuczały w poprzedniej ciąży). Postanowiłam również dzielnie ćwiczyć mięsień Kegla.
- wykorzystać czas, kiedy już zrezygnuję z pracy, żeby nauczyć się nowego języka (albo przynajmniej odświeżyć sobie niemiecki, bo po porodzie chcę ruszyć na poszukiwanie nowej lepszej pracy, a dodatkowy język będzie pomocny).
- smarować, smarować, smarować. Udało mi się uniknąć rozstępów poprzednim razem, chciałabym bardzo, żeby tak zostało
Zdecydowanie zależy mi na tym, żeby przytyć mniej niż ostatnio, bo wprawdzie zrzuciłam szybko (po 3 miesiącach nie było już śladu po zbędnych kilogramach, to sporo pracy i wyrzeczeń mnie to kosztowało, a widok w lustrze tuż po porodzie mnie zdecydowanie nie zachwycił.
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 marca 2015, 10:02
Kompletny zjazd energii życiowej Nie chce mi się mrugać, nie mówiąc już o bardziej zaawansowanych formach wysiłku. Przyczyn dopatruję się kilku (poza Fasolem - wampirem energetycznym). Po pierwsze primo zapomniałam rano o Euthyrox'ie (!). Po drugie primo obudziłam się w nocy ok. 3:00 i zasnąć do 5:00 nie mogłam za nic.
Tak więc wegetuję. Oczywiście mało to realne, kiedy P w pracy (ostatnio w zasadzie na okrągło), a ja z Młodą egzystuję i zmuszona jestem spełniać jej zachciewajki "mamo, pić/siku/jeść/zagraj/śpiewaj/bajkę/kupę/zupę" i w kółko.
A jeszcze wczoraj energią tryskałam jak gejzer. Pobiegłam rano do lekarza (boszzz, muszę go wymienić, bo oszaleję), widziałam Grocha (o wizycie jutro, bo to wydarzenie zasługujące na więcej niż 2 zdania komentarza, a dziś zwyczajnie już mi się nieeee chceee). Dowiedziałam się, że mogę spokojnie biegać na swoje fikołki (dziś ta wiadomość nie wywołałaby już u mnie takiej ekscytacji). Pojechałam z Majką do znajomych za miasto, pospacerowałam w słońcu... Zrobiłam zakupy, ugotowałam zupę na dziś.
A dziś dyyyramat... Cóż...
Pragnę przedstawić Fasola. Fasol zadomowił się i rośnie. Miałam przyjemność poznać Fasola podczas wczorajszej wizyty. Lekarz po raz kolejny mnie rozczarował. Po pierwsze stwierdzeniem: "To pani pierwsza ciąża, tak?". No nie... I mówiłam to panu już z 10 razy. Po drugie określił wiek ciąży na 4t2d na podstawie USG, ale ANI RAZU nie zapytał o datę ostatniej miesiączki. Potem spisał wyniki badań, które robiłam w grudniu przed ciążą, czyli m.in przeciwciała różyczki i toksoplazmoza, a potem wypisał mi je jeszcze raz na skierowaniu. Za to nie raczył skierować na badanie poziomu glukozy, który jest niewątpliwie istotny... No cóż. Rozglądam się intensywnie za kimś innym
Wracając do Fasola, wygląda na to, że wszystko z nim OK. Lekarz powiedział, że najprawdopodobniej widzi akcję serca, natomiast na 100% potwierdzi na następnej wizycie. Więcej w zasadzie nic nie powiedział. Kazał łykać witaminy prenatalne + kwas foliowy i "żyć normalnie"
EDIT: umówiłam się do innego ginekologa. W dalszym ciągu w pakiecie (czytaj bez dodatkowych kosztów), w innej placówce (dalej i trzeba się przedzierać przez korki), ale za to pan doktor pracuje w szpitalu w którym zamierzam rodzić, co znacznie podnosi jego wartość. Niech tylko będzie normalny...
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 marca 2015, 15:41
- mdłości brak (tfu, tfu...). Nie oznacza to wcale, że już ich nie będzie. Ale im później się pojawią, tym krócej będą trwać. Celebruję zatem każdy dzień bez nich
- apetyt nieposkromiony, farba na ścianie pachnie jak zupa z pietruszką
- słodyczy nie jem, jako zamiennik stosuję musli i świeże owoce
- słone paluszki zastąpiłam orzechami (dzisiaj pistacje). Pewnie kaloryczność ta sama, ale w paluszkach nie ma za grosz witamin a w orzechach i owszem
To wszystko nie zmieni faktu, że jem sporo... Dziś ugotowałam najpyszniejszą na świecie zupę z soczewicy i sporo silnej woli mnie aktualnie kosztuje powstrzymanie się przed żeżarciem kolejnej michy... Jak się znam to i tak się złamię natychmiast po tym, jak zaobserwuję w lustrze zanik talii. Ale do tego czasu...
Abstrachując od gastro-szału, prawie nie czuję, że jestem w ciąży. Prawie, bo jak mnie Młoda okazując czułość w swojej subtelności zdzieli łokciem w cycek, to czuję...
I czuję wiosnę Ona i Fasola zdecydowanie pozytywnie wpływają na mój aktualny nastrój
Jak bym na wadze nie stanęła, to nie chce pokazać inaczej. 57,1 kg czyli dokładnie 1kg do przodu. W super dopasowanych gaciach się nie dopnę
Nie jest to wielki powód do zmartwienia bo:
- poprzednio przytyłam 20kg i zrzuciłam z palcem w... tam, gdzie mi najbardziej urosło
- nie jem słodyczy, więc nie mam wyrzuta sumienia z powodu wrzucania w organizm pustych kalorii
- mam niedowagę (56kg przy 180cm), więc z czystym sumieniem mogę przytyć więcej niż przeciętna ciężarówka
Reasumując, tragedii nie ma, ale miałam nadzieję, że tym razem mi się uda tej wagi nieco przypilnować. Pilnuję i efekt taki sam jak poprzednio, kiedy nie pilnowałam... Widocznie taki już mój los, że tyję w ciąży jak słoń. Czas najwyższy się z faktem powyższym pogodzić. Na 18:00 idę na pilates Już mi się prawie odechciało, bo mdłości próbowały swoich sił o poranku. Ale chęć powróciła, bo jak już mam być słoniem to przynajmniej sprawnym
Weekend upłynął pod znakiem wiosennych porządków. Udało się chatę doprowadzić do stanu używania a P nawet umył okna (co roku go proszę i co roku marudzi). Ja NIE CIERPIĘ myć okien, dlatego sprzątam WSZYSTKO pozostałe, a okna zostawiam mężu Nie obyło się bez awantury. Standardowo o to, kto co robi, kto czego w domu nie robi i że nie może tak być, że wszystko robię ja Jest to standardowy element naszego małżeńskiego pożycia. Zawsze potem przez jakiś czas jest dobrze (w niedzielę nawet w ramach spędzania czasu z córką upiekli razem ciastka (!!!), a potem znowu jest tak, że wszystko spada na mnie, co dzielnie znoszę przez chwilę, a potem nie wytrzymuję i wybucham. I w kółko...
Majka podczas całego tego zamieszania najpierw próbowała nas uciszyć, potem poszła i usiadła sobie na parapecie. Pytam:
- co tak tutaj siedzisz?
- patrzę sobie na ten świat...
FILOZOF!
Jedym słowem na Święta jesteśmy gotowi!!
A tak zupełnie serio, to:
- okien bym pewnie nie myła jeszcze (bo zaraz deszcz spadnie, samochód pojedzie, a że mieszkamy na parterze, to efekt będzie ten sam co przed myciem), ale teściowa chodzi i zrzędzi...
- całą resztę sprzątania też bym w zasadzie mogła ciepłym sikiem olać, bo na Święta wyjeżdżamy, ale zupełnie inaczej się wraca do domu, kiedy w nim pachnie wypraną firaną... Dawniej było mi bardziej wszystko jedno, na satrość mi się mój zmysł perfekcyjnej pani domu ewidentnie wyostrzył
Pogoda przebrzydła. Wieje, leje i syf. W mojej głowie też stado chmur czarnych i choć usilnie staram się je przegonić, to nie chcą się rozejść nijak
Byłam wczoraj na wizycie u nowego ginekologa. Pan doktor przyjemny. Wprawdzie starszy już, ale sympatyczny. Sprawia wrażenie, że wie co mówi. Poza tym pracuje w szpitalu w którym planuję rodzić (mam nadzieję, że uda mi się urodzić z Jagą - położną która odbierała Majkę).
Zobaczył "Malucha" jak o nim mówi. Tym razem ocenił wiek ciąży na 6t0d, czyli praktycznie to samo co poprzednio - tydzień mniej niż wynika z daty ostatniej miesiączki. Akcję serca było widać (tzn. on widział, pytał, czy ja widzę, ale ja jak zwykle - nawet nie bardzo wiedziałam, na którą plamę mam patrzeć.
Pan doktor oznaczył tętno na 64/min. Mało... Nic nie powiedział, kazał przyjść 9.04. No zobaczymy... Będzie co będzie...
A oto Fasol:
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 kwietnia 2015, 15:03
Co za uroczy dzień... Bladym świtem przedświątecznie wkurwił mnie szef. Mało subtelnie pokazał mi moje miejsce w firmie (zapierdalaj i siedź cicho). Tłukę się sama ze sobą, żeby mu nie wysmarować odpowiedzi na tak krzepiącego maila, ale mam świadomość, że nic nie zyskam, a tylko sobie niepotrzebnie ciśnienie podniosę... Zacisnęłam więc zęby i milczę.
Zaraz potem zirytowała mnie pogoda. Normalnie się na nią staram nie denerwować, ale śniegu nie przewidywałam na Wielkanoc.
Wysłałam P po zakupy, będę piekła mazurek wielkanocny! Mam nadzieję, że uda się lepszy niż w ubiegłym roku. Na więcej zupełnie nie mam natchnienia...
EDIT: Mazurek chłodzi się w lodówce. Nie wygląda nadzwyczajnie, ale może chociaż w smaku będzie dobry. Postanowienie na przyszły rok - nie będę piekła mazurków. Ne wychodzą i tyle. Czas się z faktem powyższym pogodzić i kropka.
Mam dzisiaj znowu napad czarnych myśli. Wszystkie historie które przeczytałam, gdzie we wczensej ciąży tętno płodu były mniejsze niż 80ud/min kończyły się poronieniem... Coraz bardziej przygotowuję psychikę na taką wersję wydarzeń. Tym bardziej boję się w te Święta jechać do Rzeszowa. Jakbym zaczęła krwawić, wolałabym być w domu, blisko swojego szpitala... Wiem, wiem... Trzeba myśleć pozytywnie! I tak też robię przez większość czasu. Ale są takie chwile jak ta, kiedy opytmizm szlag trafia...
Natknęłam się na to w necie i mnie rozwaliło (niniejszym oświadczam, że nie miałam na celu niczyich uczuć obrazić)
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 kwietnia 2015, 17:26
Święta mogę spokojnie uznać za udane. Jedno bardzo przyjemne spotkanie z przyjaciółmi, zero zgrzytów w rodzinie. Niestety przywiozłyśmy z Majką z Rzeszowa chorobę. Wygląda jak grypa. Gorączka, ból mięśni i stawów, katar, kaszel (u M.), potworny ból głowy (u mnie).
Nie poszłam do pracy. Nie zdecydowałam się nawet na home office, bo czuję się wybitnie źle. Umówiłam nas za to do lekarzy. Najpierw ja odwiedzę ginekologa. Miałam iść do niego w czwartek, ale ponieważ od kilku dni o niczym innym nie potrafię myśleć, tylko o tym małym za wolno bijącym serduszku... Zwłaszcza, że objawy ciążowe zniknęły. Zostały tylko powiększone, bolące piersi. Nie ma mdłości, nie ma wyostrzonego apetytu, podbrzusze nie boli charakterystycznie. Nic. W głowie pojawiają się najczarniejsze myśli. Optymizm i luuuz, którego miałam na tony jeszcze niedawno, zniknęly razem z ciążowymi objawami. A teraz jeszcze ta grypa... Muszę usłyszeć, że Maluch żyje. Muszę to usłyszeć dzisiaj. Bo zwariuję.
Potem z Majką odwiedzę pediatrę, a na końcu zapisałam się do internisty. Mam szczerą nadzieję, że ginekolog poradzi, co mam robić w związku z grypą. Ale jak nie, to internista też jest umówiony.
Pozostało tylko czekać...
Mam infekcję górnych dróg oddechowych, głównie krtani, L4 na dwa tygodnie od ginekologa, chorą córkę oraz lekkie zobojętnienie w stosunku do tego, co się dzieje w otaczającym mnie świecie.
Wczorajsza wizyta u ginekologa potwierdziła że Małe żyje i jakoś tam sobie radzi. Troszkę urosło. 0,54mm, ale to mniej więcej o połowę mniej niż się spodziewałam. Lekarz określił wiek ciąży na 6t3d, ale twierdzi, że rozbieżność może wynikać z tego, że poprzednie USG wykonał innym aparatem. Serce wciąż udeża tylko 64 razy / min. To ponoć się zdarza i wcale nie musi zwiastować niczego złego...
Cóż... Jakkolwiek pan doktor nie próbuje mnie uspokajać, to wiem, że na tym etapie wszystko może się wydarzyć. Próbuję się myślami zaczepić o optymistyczny scenariusz. Jak to się nie udaje, to przynajmniej próbuję zaakceptować sytuację taką jaka jest. Czasem się udaje.
Mam zwolnienie do 20.04. To dobrze bo: odpocznę, poczytam, pogapię się tępo w TV, wyśpię się porządnie... Źle bo: za kilka dni, jak tylko wyzdrowieję, zacznę się nudzić, będę musiała gotować, bo coś jeść przecież muszę...
"Memu ciału wystarczy 36 i 6...", czyli albo ta wstrętna infekcja odpuszcza, albo umarłam i stygnę... Dziś pierwszy dzień, kiedy mogę z czystym sumieniem od rana powiedzieć JEST LEPIEJ! Przeleżałam tydzień słaba jak trup. Jutro wizyta u ginekologa. Zobaczymy jak tam Młode... Boję się. Zwyczajnie po ludzku się boję. Boję się, co ta grypa-potwór mogła mu zrobić. Przecież już i tak było słabe... Próbuję znaleźć jakieś rzetelne informacje nt tego, jak grypa może wpłynąć na płód we wczesnej ciąży, ale niczego sensownego nie znalazłam. No ale kobiety przecież chorują, a dzieci rodzą się zdrowe... Niech to Małe będzie zdrowe... Niech tylko będzie zdrowe...
Boję się, jak informacje o ciąży przyjmie mój szef. W zeszłym tygodniu zwolnił kilka osób (redukcja ze względu na koszty).
Ech... Pogoda przecudna, a w mojej głowie chmury...
Serce Fasola przestało bić
Wiadomość wyedytowana przez autora 13 kwietnia 2015, 17:22
3t6d... Jeli oczywiście wszystko pójdzie dobrze...
Wczorajszy pozytywny test był dla mnie gigantycznym zaskoczeniem. ZUPEŁNIE (i mówię tu absolutnie szczerze) się go nie spodziewałam. Sikłam formalnie, bo chciałam mieć pewność, że z czystym sumieniem mogę odstawić luteinę. Zgłupiałam jak zobaczyłam delikatną drugą kreskę. Nie pozostało nic innego, jak potwierdzić to badaniem z krwi. Beta jest maleńka, a dzisiejsza druga kreska nie jest ani trochę ciemniejsza od tej wczorajszej Pójdę oczywiście jutro i sprawdzę, czy jest przyrost B-HCG, ale gdzieś tam z tyłu głowy pojawiły się chmury (czy ja po tym poronieniu już nigdy się zwyczajnie nie ucieszę z pozytywnego testu bez czarnowidztwa i automatycznej gotowości na najgorszy możliwy scenariusz??!).
No nic. Będzie, co będzie... Jak nie w tym cyklu to w następnym (choć w tym byłoby o tyle lepiej, że nasz wrześniowy wyjazd wakacyjny wypadłby już na ostatnie dni I trymestru, czyli czułabym się nieco spokojniejsza...)
Dziękuję Wam dziewczęta za to, że jesteście...
I czekam niecierpliwie aż się rodzeństwo bliźniacze mojej Fasoli z innych rodziców jutro ujawni (tak Madzik - o Tobie... Oraz na wyczekiwanego Grocha Matyldy (imienniczki mojej drugiej córki i Dżejn - z Twoim nastawieniem do tematu prokreacji ostatnio, czuję, że Groch wyskoczy kiedy się go nawet spodziewać nie będziesz
A tym czasem niech już będzie jutro... Jak się okaże, że jednak nic z tego, to przynajmniej w czwartek zjem najlepsze sushi w mieście... Małż mnie z okazji rocznicy ślubu zaprosił. Jak się okaże, że jednak ciąża, to mi na sushi nie pozwoli... Zawsze to jakaś nagroda pocieszenia Ale wierzę, że będzie dobrze...
EDIT: Na takie się dzisiaj natknęłam:
http://iv.pl/images/38146731579141298600.jpg
Wydaje się jakieś takie adekwatne do sytuacji
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 lipca 2015, 12:10
4t0dc
B-HCG z poniedziałku - 20,99
B-HCG dzisiejsza - 99,76
Średni dwudniowy przyrost to 99 mlU/ml (395%) (w normie)
Aaaaaa... Mam atak paniki!!
4t1d
"Only two cells are needed to create a baby. Two cells and a miracle"
Wciąż nie mogę uwierzyć, że ten cud się znowu dzieje Tak poprostu, gdzieś tam w środku rośnie mały człowiek... Mój mały człowiek. Nawet nie wiecie ile mnie kosztuje nie wychlapanie wszystkim... Z natury jestem gadułą. Potworną. Jak się denerwuję to mówię, jak się złoszczę, to mówię, jak coś ważnego się dzieje, to muszę to opowiedzieć. Komuś. A teraz muszę milczeć. Nie muszę. Ale chcę. Okazuje się, że mówienie o stracie ciąży jest chyba trudniejsze, dla osoby informowanej niż dla mnie samej. Chcę im wszystkim (znajomym, rodzinie) oszczędzić kolejnych niezręcznych chwil... Do końca I trymestru pewnie nie wytrzymam. Ale może chociaż do USG genetycznego?? Boszzz... Ile to jeszcze czasu.
Powiem Luli. Mojej najlepszej przyjaciółce. Przylatuje w czwartek za tydzień. Nie mam sumienia jej okłamywać, a na pewno się zapyta dlaczego nie piję Wypiłyśmy ze sobą całe morze alkoholi wszelakich (największy sentyment pozostawiły po sobie chyba owocowe nalewki ze sklepiku w Bieszczadach, krórych to naleweczek opróżniłyśmy swego czasu ... kilka buteleczek. Nie ma takiej rzeczy na świecie poza ciążą która wiarygodnie usprawiedliwi przed Lulką moją abstynencję.
A jutro... Hmmm... Do zobaczenia Madzik Czekam na Was bardzo!
PS. Zjadłam sushi. Veggie sushi ze szparagami i ogórkiem... Pyszne
4t5d
Jest gorąco, ja jestem śpiąca i rozdrażniona (jedno z drugim być może powiązane), zupełnie nie potrafię myśli pozbierać, więc w pracy mówiąc delikatnie mały koszmarek, zwłaszcza, że koleżanka na urlopie i mnie w zaszczycie przypadło ją zastąpić. W sobotę (a najlepiej jeszcze w piątek) wywożę potomka nr 1 do babci na wakacje a wczorajszym wieczorem zepsuła się pralka. W najgorszym wypadku zawiozę do domu brudy i je tam razem z tym dzieckiem moim jedynym zostawię. Bardziej jednak optymalnym rozwiązaniem jest zakup nowej pralki. Najssss...
Umówiłam się do Dziadziusie na 3.08 i nie wiem, czy nie za wcześnie... Ale chyba nie wytrzymam dłużej.
A propos mojego nieustającego ostatnio poddenerwowania (czytaj wk&^&rwienia permanentnego):
http://iv.pl/images/88309376338203872564.png
PS: P wykazuje troskę. Znaaaaacznie większą niż w poprzedniej ciąży, a z tą pierwszą Majkową to w ogóle bez porównania: "Nie chodź na boska po tych kafelkach, bo się rozchorujesz" ; "Nie sprzątaj czasem chaty jakimiś chemikaliami" ; "Nie dźwigaj tego dziecka do cholery!". Eeee... W ciąży z Majką dzwigałam codziennie zakupy, malowałam ściany wdychając opary, sprzątałam całe mieszkanie po remoncie kuchni i było OK. Wniosek: do mojego szanownego małożonka dotarło, że ciąża nie przemienia kobiety cudownie w niezniszczalnego cyborga. Wręcz bym powiedziała przeciwnie...
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 lipca 2015, 16:19
5t0d
Zaczynamy 6ty tydzień. Mój najnowszy potomek jest wielkości ziarna sezamu.
Poza tym, że lekko nabrzmiał mi biust i że 20:00, no 21:00 max to dla mnie koniec dnia (powieki uparcie poddają się grawitacji i zaczynam przeciągle intensywnie ziewać), Fasol zupełnie nie daje o sobie znać. Daleka jestem od wpadania w panikę z powodu braku objawów ciążowych. To moja trzecia ciąża. Czuję się na tyle doświadczoną ciężarówką, by wiedzieć, że słowa: KAŻDA ciąża jest inna to nie jest jakiś tam pusty frazes. O tej porze:
- w ciąży nr 1 - zasypiałam o 18:00, biust miałam wielki, bolesny, nie byłam w stanie przełknąć kawy
- w ciąży nr 2 - posiadałam nieograniczone pokłady energii (biegałam na fikołki nieomal codziennie), biust miałam wielki, bolesny, pojawiały się mdłości
- w ciąży nr 3 - zasypiam o 21:00, biust delikatnie się powiększył, lekko uwrażliwił się na dotyk
Spakowałam dzisiaj moją pierworodną córkę na wyjazd do babci. Jedziemy w sobotę. Młoda zostaje do połowy sierpnia. Cieszy mnie niezmiernie, że mam to z głowy, gdyż szczerze nienawidzę się pakować. Od zawsze. A że naturę mam włóczęgi, więc miałam nieszczęście się w swym życiu pakować setki razy. Kolonie/obozy/zimowiska/piesze rajdy/biwaki/wypady w góry/namioty/rejsy morskie/weekendowe żeglowanie po jeziorach/zagraniczne wakacje allinclusive/delegacje służbowe... Kilkanaście razy pakowałam cały swój dobytek i przeprowadzałam się z miejsca na miejsce, z kraju do kraju... I zawsze pakowanie było dla mnie udręką. A teraz pakuję nas dwie. A niedługo nas troje/trzy.
Poza tym nic nowego. Gorąco... Czekam...
http://iv.pl/images/88680966282337501190.jpg
Piękne dwie kreseczki :-)
Aaaaa gratulacje!!!! Bardzo się ciesze :)
gratuluję :D teścik wyraźny, super! :)
łaaaał !!będzie rodzeństwo :-) gratuluję!