Kolejny szalony dzien z happy endem, tylko że tym razem zakończony na pogotowiu... Ale po kolei:
Wracając z pracy mieliśmy niewielki "wypadek" - przytrzasneła nas bramka od metra, ktora zatrzymała sie Bogu dzieki na kościach miednicy, a nie na brzuchu (aczkolwiek było to nadal dosyć bolesne...). Głupia Goska zamiast to zgłosić komukolwiek wróciła do domu jakby nigdy nic. Jednak z biegiem czasu zaczelam sie poważnie martwić: "czy uraz miednicy moze miec negatywny wpływ na dziecko?". Wróciłam do domu i postanowiłam podpytać sie teściowej, nie przypuszczałam jednak, że wzbudze w niej taka panikę!
- Dzwon do lekarza!- krzyczała. I moze miała racje z tą paniką, bo doktor kazał pojechać na izbę przyjęć tak szybko jak sie da. Poczekałam na meża jak tylko wróci z pracy i pojechaliśmy do jednego z najlepszych szpitali w okolicy. Izba przyjęć pękała w szwach! Ludzie przeróżnych kategorii, czesc z nich wygladała na bezdomnych. Kaszleli, jęczeli - byłam przerażona! Podeszliśmy do rejestracji.
- Witam. Moja żona jest w ciąży i...-
- W ciazy? Proszę zaczekać!- pani z rejestracji przerwała mu, wykręcając numer na telefonie. -Mamy tu pacjentkę w ciazy. W ktorym jestes tygodniu dziecino?-
- W 16...- odpowiedziałam nieśmiało.
- Mamy tutaj pacjentkę w 16 tygodniu ciazy. A ok. Juz ją podsyłam.- po czym zakomunikowała przez głośnik: - Potrzebny transfer na oddział polozniczo-ginekologiczny.- Po czym dosłownie po minucie przyjechała młoda dziewczyna prowadząca wózek inwalidzki. Posadzili mnie na owym wózku i wieźli przez dluuuuuuuuugie korytarze, windami do czystego i przytulnego oddziału polozniczo-ginekologicznego. Tam wysłuchali mojej historii, zaprowadzili do małej sali pełnej przeróżnych aparatur, dali kocyk i pidzamkę i kazali sie przebrać. Podczas mojego parogodzinnego pobytu badało mnie trzech lekarzy. Zmierzyli puls moj i malucha (nadal 150 uderzeń na minutę), zrobili USG, sprawdzili szyjkę, zmierzyli, zważyli i z nakazem samoobserwacji wypuścili nas do domku juz o 2:00 w nocy
Jestem bardzo szczesliwa, ze wszystko okazało sie być tylko jednym wielkim strachem, bo wiem ze jedynie centymetry decydowały o zyciu mojego malucha. Pani doktor podsumowała,ze całe szczescie ciaza jest tak młoda, bo nawet gdyby bramka ścisnęła mi brzuch to istniałaby szansa na to,ze mój okruszek uciekłby "do środka" bo ma jeszcze tam sporo miejsca. Tak czy inaczej nigdy nie wiemy co nam sie przytrafi i w ciazy naprawde trzeba miec oczy dookoła głowy...
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 grudnia 2015, 17:51
Piąty miesiacu witaj!
Co przez te piec miesięcy sie pozmieniało, czyli czas na małe podsumowanie:
- zacznijmy od samopoczucia: od mega-energetycznej rakiety, po rzygajacego miśka koale, aż do okrągłej bąby eksplodującej emocjami - bleah.
- to teraz o cycuszkach: od czarodziejskiego-niewidzialnego A (niby jest, a nie ma), po piękne i pełne C (i dalej rosną!).
- brzucho: przytaczajac wypowiedz koleżanki z jednego z pamiętników - pipki juz dawno nie widać. A tak szczerze mówiąc, to zapomniałam wogole, ze tam jest. Mąż też zapomniał (to ty masz pipke? Noł łej!). Do dnia dziękczynienia wyglądałam jak "indyk" (oh kochana rodzinka...), teraz chyba ewoluuje na świetego Mikołaja. Aż sie boje kim bede na wiosnę.
- oraz reszta tłustego ciała: jest tłusta! Przytyłam juz ze 6 kilo! A moze nawet więcej! Tłusty, tlusty indyk.
- upragniona córeczka: której wyrósł dzyndzelek ma juz wybrane imię! (Tak na 98%) - Ethan lub Ethen (Itan), do przemyślenia w jakiej wersji.
- kopniaczki: cos jakby czuje, ale kto wie czy to aby napewno spowodowane przemocą dziecia na własnej matce, czy to tylko jej chore wymysły....
To chyba na tyle, bo oka sie kleją. Dobranoc dziewczynki.
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 grudnia 2015, 05:13
Przydazyła mi sie dzisiaj zabawna sytuacja pomiędzy mną i kolegą z pracy. Kolega z pracy nie jest typowym "kolegą" a jedynie kimś kto pracuje tam gdzie ja, ale nigdy nie mieliśmy okazji tak naprawde porozmawiać. Tak sie przytrafiło, ze akurat wywiązała sie miedzy nami rozmowa:
- Co robisz w święta?- pyta kolega.
- Jem - odpowiadam, starając sie być szczera i zabawna zarazem.
- Żadnej imprezy?-
- Neeeee-
- Ja wlasnie (gdzieśtam) sie wybieram. Nie masz ochoty na imprezę?- zapytał zachęcająco.
- Nie bardzo, ostatnio jakos przestałam chodzić na imprezy.- powiedziałam bez żalu w głosie.
- Co ty w ciazy jesteś czy coś?- zażartował (?) kolega. Spojrzałam na swój pokaźny juz brzuszek, ktorego dokładnie widać pod dosyć obcisłą bluzeczką.
- Taaaaaak.- odpowiedziałam niepewnie, bo nie wiedziałam czy kolega sobie jaja robi, czy rzeczywiście tak mało spostrzegawczy jest.
- To pewnie niedługo wyjdziesz za mąż...- bardziej stwierdził niż zapytał kolega.
- Nic z tego, ja juz mam meża od prawie dwóch lat.-
- O ok. W takim razie wszystkiego dobrego.-
To był najgorszy i najbardziej pechowy (dla kolegi) podryw na świece, a ja nie mogłam przestać sie śmiać opowiedziałam o tym mężowi i wspólnie stwierdziliśmy,źe naprawde trzeba być gapą by zagadywać do ciężarnej mężatki z wielkim brzuchem.
Ostatnio namówiłam w koncu meża na wyprawę do centrum handlowego z rzeczami dla dzieci. Niestety zabrał źe sobą kolegę, co poskutkowało głośnym wzdychaniem za każdym razem gdy przestawalam gdzieś na dłużej. Ja osobiście kocham zakupy, ale nie pod presją. W tej nagonce dotrwałam tylko jedną rzecz - smoczko-termometr w zestawie ze smoczko-podajnikiem do leków. Ciekawe i mam nadzieje przydatne. Musze tam jeszcze wrócić ale tym razem sama.
Ten smoczek po lewej to taka ciekawostka: K. przyniósł go do domu na jakis tydzien przed zrobieniem testu. Pytanie: skąd ta cholera wiedziała,ze jestem w ciazy i że to będzie chłopczyk???
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 grudnia 2015, 04:40
Dzisiaj dzien rożnych emocji...
ZŁOŚCI
Bo okazało sie, ze absolutnie nie mam co liczyć na jakąkolwiek pomoc finansową podczas mojego macierzyńskiego... A dlaczego? bo tutaj nie ma czegoś takiego jak pomoc finansowa dla matek! I nie istotnie,ze skoro kobieta rodzi to nie moze pracowac. Według tego rządu najwidoczniej może i chyba powinna. Tak wiec jedyne co mi przysługuje to 12 tygodni urlopu niepłatnego. Mam ochotę walnąć głową w ścianę...
SMUTKU
Skoro zostaniemy bez jednego dochodu to cieżko będzie sie cieszyć maciezynstwem.... Zupełnie nie tak to sobie wyobrażałam...
RADOŚCI
Odwiedziła nas siostrzenica męża i przyprowadziła ze sobą dwójkę swoich szkrabów: miesięczną księżniczkę i dwuletniego rozrabiakę. Zakochałam sie w tej małej kruszynce. A jej starszy brat pomimo, ze jeszcze niewiele mowi jest strasznie mądry. Strasznie sie cieszę,ze nas odwiedzili
STRACHU
Siostrzenica męża zaproponowała,ze da mi potrzymać malutką, a ja nigdy nie trzymałam noworodka w ramionach! Nie mogę, nie potrafię i paraliżuje mnie strach! Jak ja syna wychowam bez podnoszenia go, przebierania i takich tam??? Jak ja sie zajmę noworodkiem skoro nie mam pojecia jak go nie połamać??? Zupełnie tego nie czuje i chyba sie nie nadaje...
Poza tymi wszystkimi emocjami dowiedziałam sie rownież,ze chłopca najlepiej poddać obrzezaniu, poniewaz w wieku "pieluszkowym" czesto dochodzi do zanieczyszczenia tej strefy pod skórą, a co za tym idzie mogą powstawać infekcje... Tutaj większość chłopców jest obrzezana, a nieobrzezany chłopiec juz jako mężczyzna moze czuć sie skrępowany. Mysle,ze poddamy sie temu zabiegowi. Podobno szybko sie goi a sam zabieg przeprowadzony jest pod miejscowym znieczuleniem. Co o tym myślicie dziewczyny?
I jeszcze tylko małe podsumowanie piątego miesiąca:
Wiadomość wyedytowana przez autora 8 grudnia 2015, 04:26
Nie było mnie tu kilka dni, przeżyłam chyba jakieś wypalenie Bellybestfriendowe... W sumie to przez ostatni tydzien nie działo sie nic szczególnego, poza:
- tym, ze rośniemy, tyjemy i generalnie powiększamy swoją objętość. Czujemy sie jakby ktos nas obłożył gąbką. Pierwszy raz w zyciu mamy wystarczającą ilosc sadełka by sie uszczypnąć w plecy a gdy siedzimy po turecku to boczki nas bolą. Tak wiec jestesmy oficjalnie grubasami.
- kochamy życie i go nienawidzimy (w tym samym momencie), jestesmy szczęśliwi i zdepresjonowani (rownież niemal w tym samym momencie), kochamy meża ponad wszystko i chcemy rozwodu tu i teraz (jak wyżej). Zdecydować ogólnie sie nie możemy. Czasami nawet nie jestesmy pewni czy cieszy nas bycie w liczbie mnogiej...
- krab okazał sie być krabicą. Zdecydowanie nie podręcznikową krabicą. Według podręczników powinno to być mało aktywne, spokojne zwierzątko a tym czasem ta cholera juz dwa razy zwiała! Codziennie robi przemeblowanie - przerzuca miseczki z woda i jedzeniem i buduje schodki do wolności. Kto to słyszał,zeby kraby uciekały z klatek???
- napadło nas zakupowe "szaleństwo", dzieki czemu maluchowi tez sie cos dostało
- Ethan oficjalnie został przyjęty do naszej rodziny pod pseudonimem "płodzik" (lil fetus). Tatuś wariat chciał mu nawet zabawkę pod choinkę kupić.
- Mamusia (patrz: ja w liczbie pojedynczej) postanowiła sporządzić listę rzeczy koniecznych dla małego malucha i bez których pewnie nie da sie przeżyć i sie przeraziła. Lista rzeczy na 6 stron! Mama nie jest nawet pewna od czego by tu zacząć...
- Mama (tak, znowu o niej) coraz gorzej znosi prace i jest coraz bardziej zmęczona... I mimo, ze kazdy jej idzie na rękę jak moze, to ona poprostu nie daje rady...
Tak jak widzicie, przez ostatni tydzien nic zupełnie sie nie działo. Zmykam łapać kraba bo ucieka z pokoju
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 grudnia 2015, 05:18
Co do mojej diety... Pożeram słodycze jak głupia chociaż generalnie nie mam zbyt dużego apetytu. Odważyłabym sie nawet powiedzieć,ze jem mniej niż przed ciaza (zwłaszcza przed okresem). Jestem dumna z siebie,ze nie musze wstawać w nocy, by sie najeść i mam nadzieje,ze to sie nie zmieni.
Moja miłość do meża sięgnęła zenitu! I nie wiem czy to z powodu hormonów, czy moze dlatego,ze on tak bardzo sie stara, ale bardzo go kocham. Nie jest idealny, ale ja rownież nie jestem - najważniejsze to znać i akceptować swoje wady, lub tez starać sie je delikatnie "naprawić". Kiedy go poznałam prowadził życie wybitnego kawalera, ktory nie dba o nic prócz własnego wyglądu. Z czasem zaczął sie zmieniać. W tym momecie jest w stanie przełożyć nasze dobro nad własne, zrobic to o co go proszę i zyc według zasad (ktore uwielbiam). Mysle,ze pracujemy nad sobą na wzajem dając sobie miłość i zrozumienie.
Moi rodzice, a przyszli dziadkowie zupełnie zwariowali i zaczęli kupować ubranka TONAMI! Sa strasznie podekscytowani, w koncu to ich pierwszy wnuczek tesknie za Nimi... To juz dwa lata jak sie nie widzimy. Mieliśmy spotkać sie przed świetami, ale rodzice kategorycznie zakazali mi przylotu ze względu,ze cała podróż trwa zazwyczaj ok. 14 godzin. Mamy przylecieć w trójkę I jeszcze taka ciekawostka: ostatnim razem, gdy wychodziłam od rodzicow zazartowalam, ze moze wrócimy w dwójkę (rodzice nie wiedzieli o naszych ślubnych planach), a na to mama odpowiedziała: "cos jednak czuje,ze wrócicie w trójkę" no i miała racje! Juz nie mogę sie doczekać, aż ich zobaczę
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 grudnia 2015, 17:17
Równa połowa ciazy za nami!!!
Czuje jakbym dopiero co zrobiła test, a tu bum! Połowa! czas zwariował a ja razem z nim.
Znowu mieliśmy dzieci w gościach, tylko ze tym razem mąż postanowił mnie podszkolić w dziedzinie noworodkowej. Karmiłam malutką, odbijałam, dostałam nawet lekcje zmiany pieluszki. Nadal bardzo sie denerwowałam, ale po parunastu minutach czułam sie na tyle komfortowo, by zmienić jej pozycje - i nawet jej nie połamałam bardzo mocno chce wierzyć,ze z własnym dzieckiem jest łatwiej i swobodniej...
Moze to głupio zabrzmi, ale mam kompleksy na temat mojej obecnej wagi i rozmiarów mojego brzucha... W pracy starsze babki "doradzają mi" życzliwie oczywiście, bym tyle nie jadła bo jestem gruba jak na 5 miesiac... Teściowa dolała oliwy go ognia komentując, ze ona brzuszek miała dopiero po 6 miesiacu. Chcialabym sie cieszyć,ze jestem już taka brzuchatka, a tym czasem powinnam sie chyba wstydzić...
Jest tez i dobra nowina! Nie pamietam czy juz o tym pisałam, ale miałam przeciwskazania do porodu naturalnego ze względu na rozwarstwiające sie siatkówki na obu oczach. Poszliśmy do okulisty, pani wykonała chyba wszystkie mozliwe badania i powiedziała, ze nie widzi przeciwskazan bym rodziła naturalnie bardzo mnie to cieszy.
Jutro wizyta u lekarza pod tytułem: "w poszukiwaniu siusiaka". Trzymajcie kciuki by maluch współpracował
Zgadnijcie gdzie jest dzidiuś
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 grudnia 2015, 18:00
Swieta to piekny czas. Czas radości i spokoju. Teoretycznie, bo nic i nikt tak nie wkurza jak rozwydrzony bachor za ktorego jest sie odpowiedzialnym, ale ktorego nijak mozna ukarać, tylko dlatego bo nie wyszedł z twojego łona... Gospodarze naszego (bardzo udanego swoją droga) obiadu świątecznego wymieniali miedzy sobą zniesmaczone spojrzenia, ale ani moj cudowny mąż ani meża mama nie potrafili nad tym dzikusem zapanować. Moze to i wina hormonów, ale miałam ochotę tego małego psychopatę rozszarpać. Ośmiolatek ktory zachowuje sie jakby miał lat 3, biega po całym domu, wrzeszczy i rozrzuca zabawki gdzie popadnie. Zero kultury i wychowania. Uhhhh.. Obiecuje sobie juz teraz,ze moj syn będzie wiedział jak zachować sie w gościach i nigdy mu nie pozwolę na beztroskie rujnowanie czyjegoś przyjęcia.
Oh, a swoją drogą to jestesmy juz pewni na 200% ze bedziemy mieli synka wczoraj na wizycie u lekarza mały pokazywał sie w całej swojej okazałości, szeroko rozstawiając nóżki. Zjadłam pare m&msów przed wizytą i myślałam,ze mi z tego brzucha wyskoczy. Strasznie sie wiercił, łapał za nóżki i wogole był bardzo aktywny. Tętno (w koncu) zmalało do 121 uderzeń na minutę, wody w poządku, wszystko inne tez. Waga: coś ponad 300 gramów.
Mąż powiedział mi w sekrecie,ze odrobine liczył na to,ze to będzie dziewczynka... Złamało mi to trochę serce... Dodatkowo dzisiaj na przyjęciu, gdy obwiescilismy o tym, ze czekamy na małego chłopca odniosłam wrażenie,ze pare osob było...zawiedzionych. "Cieszysz sie?" Pytają. Oczywiście,ze sie cieszę, ale odnoszę wrażenie,ze będzie chciany tylko przezemnie chyba to znowu te hormony... Chce mi sie płakać...
Dostałam dzisiaj masę prezentów, w tym dwa dla dzidziaka:
Byliśmy rownież na naszych pierwszych bobasowych zakupach.
Staraliśmy sie wybrać rzeczy uniwersalne, ze względu na brak pewności co do tego kogo tak naprawde nosze. Teraz juz możemy pozwolić sobie na niebieskie szaleństwo
Pozdrowienia odemnie i od mojego małego kosmity
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 grudnia 2015, 00:34
Im ciaza bardziej zaawansowana, tym wiecej stresów. Ostatnie dni wogole wyprowadziły mnie z równowagi: posprzeczałam sie z mamą, mieliśmy bardzo duzo pracy w pracy, wróciłam pozno wykończona i smutna i okazało sie,ze mąż postanowił zrobic mi niespodziankę i rozłożyć szafę ktora kupiliśmy jakis czas temu. Niestety nawkurzał sie tylko, przewrócił cały pokój do góry nogami, wymiatając wszystko ze starej szafy i w konsekwencji "pomagałam mu" ogarnąć ten bałagan prawie do północy. O drugiej w nocy zadzwonił telefon ze strasznymi wieściami: mała Noelle (ta malutka dziewczynka ktorą uczyłam sie karmić i odbijać) przestała oddychać i zabrali ja najpierw do jednego szpitala, a pozniej helikopterem przetransportowali do szpitala specialistycznego dla dzieci. To była noc pełna strachu i bezsenności... Rano musiałam jechac do pracy i tam znowu mnóstwo pracy i stresu i w konsekwencji dostałam dziwnych skurczy z jednej strony brzucha i zrobiło mi sie bardzo, ale to bardzo źle... Ktos z pracy zauważył,ze nie wyglądam za dobrze i kazali mi zostawić moje obowiązki i położyć sie, by odpocząć. Podczas drzemki nadal odczuwałam dyskomfort po tej jednej stronie i nagle "cos" w brzuchu zrobiło "chlup!" I bol minął jak ręką odjął! Podejrzewam,ze mały łobuziak wlazł gdzieś gdzie nie powinien i trochę mnie "uwierał".
Co do "małego łobuziaka" to bardzo aktywne dziecko czuje go juz nawet gdy stoję! Jednak prawdziwe kopniaki dostaje gdy siedzę lub leżę. Czasem żartuje, że zamiast być jak inne dzidziusie i siedzieć grzecznie w brzuchu, on próbuje zwiedzić mnie cała od środka! Ot ciekawski bobas!
Was tez tak wkurzają złote "rady" przyjaciół i znajomych? Mam w pracy panie z rożnych zakątków swiata i tak: panie z Dominikany radzą jeść duzo ananasa (ktory, z tego co wyczytałam, moze prowadzić do powstawania skurczy), oraz mandarynek po to by dziecko miało ładna cerę. Panie z Salwadoru radzą jeść w ciazy jak na mniej, za to w czasie karmienia odżywiać sie jak najlepiej w dużych ilościach. Natomiast panie z Etiopii uważają,ze pierwszy chłopiec to żadna radość, bo z chłopców nie ma żadnej kozysci uwielbiam te wszystkie rady i jak tylko usłyszę kolejna to odrazu ja tutaj zapisze! Tak żebyście i Wy były mądrzejsze - a co!
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 grudnia 2015, 00:26
Szczęśliwego Nowego Roku - aaaaaaa psik!
Tak wlasnie przywitaliśmy nowy rok z najgorszym przeziębieniem jakie w zyciu miałam. Planowałam wyleczyć sie naturalnie, ale z dnia na dzien jest coraz gorzej zamiast lepiej i musiałam w koncu siegnąć po cos mocniejszego... Ja ledwo co zyje, ale maluch rozrabia jak zawsze wiec przynajmniej mam pewność,ze on sie czuje lepiej.
Przeglądając moj pusty ostatnio wykresik na Bellybestfriend aż oniemiałam! Wykres pokazuje,ze to juz 6 miesiac mojej ciazy!!! Jak to mozliwe??? Przeciez dopiero co zaczął sie piąty??? Wam tez czas biegnie tak szybko?
Wiadomość wyedytowana przez autora 1 stycznia 2016, 21:32
Ta ciaza zamienia mnie w okropną sukę... Czasem samej siebie znieść nie mogę. Taka oto sytuacja:
Ja w pracy, mąż z racji weekendu w domu. Ja przeziębiona, umierająca. Pod koniec pracy mąż dzwoni w trosce o umierającą żonę. Żona opowiada jak jej cieżko i źle, i nagle zapaliła sie w jej głowie żaróweczka - powróciła do niej dawno juz rozwiązana sprawa z przeszłości. Jakaś głupota, nie wielki problem, ale wystarczajaco uprzykrzajaca życie im oboje. Sprawa ktora niemal doprowadziła do rozpadu ich zwiazku... Ale to juz przeszłość, powinna była dawno o niej zapomnieć. Ale nie, wlasnie w tym momencie powróciła do jej świadomości ze zdwojoną siła. Zaczęła najpierw na spokojnie robic mężowi wyzuty, pozniej juz z podniesionym głosem. -"jakim sposobem moje zainteresowanie twoim samopoczuciem obróciło sie przeciwko mnie???"- pyta przejęty mąż. Ale żona to żona i musi sie wykrzyczeć. Mąż by jej nie urazić powiedział, że idzie "się przejść" i przerwał rozmowę.
Żona ktora juz ochłonęła, powróciła do pustego domu. Wchodzi do pokoju a tam lśni! Łóżko pościelone, poodkurzaje, cały pokój pachnie! Na łożku lampka nocna o znalezienie której prosiła przed pracą, stare pudła z zamałymi ubraniami wyniesione... Zrobił każda najmniejszą rzecz o ktorą go prosiłam. Usiadłam na krześle i sie rozpłakałam. Strasznie mi było głupio,ze zupełnie bez powodu tak na niego nakrzyczalam, zrobilo mi sie go bardzo bardzo żal, że ma taką żonę jak ja... A on wrócił ze spaceru i udawał,ze zupełnie nic sie nie stało. Przytulił mnie... Jak ja bardzo go kocham...
Co do innych spraw, natknęłam sie na świetna promocje bodziakow w komplecie z czapeczkami. Zamówiłam dwa dni temu a dzisiaj juz otrzymałam paczuszkę
Maluch sie rusza, wariuje. Jestem przekonana,ze poczułam jego główkę (lub tyłek ) przesuwająca sie w moim podbrzuszu. Ależ to geninialne uczucie. I mimo tego,ze od kiedy czuje jego kopniaki powinnam być spokojniejsza, popadam w paranoje i histerie gdy tylko zdarzy mu sie nie ruszyć. Zeszłej nocy obudziłam sie o 4:00 nad ranem i wyczekiwałam chodźby jednego kopniaka, niestety sie nie doczekałam... Zdrowy rozsądek mowi, by nie budzić robaka, bo dziecko tez musi czasem sypiać ale chora, przewrażliwiona głowa sieje panikę zupełnie niepotrzebnie....
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 stycznia 2016, 04:14
- Ooooooo widzę,ze ci sie przytyło!-
- No, tak troszeczkę...- spojrzałam w podłogę.- Ale to być moze dlatego,ze jestem w ciąży...-
- Jestes w ciazy???? A to gratuluje! A ktory to miesiac?-
- Szósty...-
- Naprawde??? I ja o niczym nie wiedziałam??? A to chłopak czy dziewczynka?-
- Chłopiec.-
- Oh, chłopiec... Chciałaś chłopca....?-
- Nie, chciałam chomika, ale chłopiec tez jest fajny.-
- Kochanie, mały mnie tak kopie po pęcherzu, ze zaraz sie zesikam...-
- Młody, odpuść matce i wyluzuj tam trochę.-
- Jestes w ciazy???-
- Nie, za duzo zjadłam na lancz.-
- Zjadlas lancz razem z miska???-
Takie tam sytuacje z życia wzięte na poprawę humoru
I tradycyjne podsumowanie z okazji kolejnego miesiąca razem:
Wiadomość wyedytowana przez autora 10 stycznia 2016, 04:51
Parę rzeczy w zyciu, które niby nie są niczym niezwykłym, a jednak zaskakują:
Rzecz nr. 1 - NIEZWYKŁE SNY I KOSZMARY.
Koszmary w ciazy nie są niczym niezwykłym- wiadomo. Jednak w moim przypadku uporczywie powtarza sie jeden motyw:
- rodzę dziecko (chociaż samego porodu nie widzę): czasem chłopca, czasem dziewczynkę.
- jestem wyprana ze wszelkich uczuć, nie przytulam dziecka, nie patrzę na nie, trzymam je sztywno w ramionach.
- zapominam go karmić, przebierać.
- upuszczam je niechcący, ono zaczyna głośno płakać.
- dochodzę do wniosku,ze dziecko jest skrajnie nieszczęśliwe, ale ja nie potrafię tego zmienić.
Pozniej sny podążają w rożnych kierunkach. Niepokoi mnie treść tych koszmarów... Strasznie sie boje,ze mogłyby okazać sie być prawdziwe, a ja bardzo bym nie chciała by moj synek był nieszczęśliwy...
Rzecz nr. 2 - MĄŻ KTORY DZIWNIE DZIAŁA.
Mąż działa dziwnie bo na opak... Za pare dni ma urodziny. Ja nie wiedząc co dla niego przygotować, wykorzystałam fakt, ze umówił sie na wczoraj z kolegami na męskie oglądanie meczu. Dałam mu pewną sumę pieniędzy i kazałam nie wracac dostał oficjalną, całonocną przepustkę podczas której obiecałam nie nękać go telefonami ani wiadomościami. Ucieszył sie, wybiegł niemal z domu i... wrócił o 21:00. Wszystko by było ok, gdyby nie fakt, ze gdy go proszę by wrócił wczesniej, jakby specjalnie wraca bardzo pozno. Ot popsuty mąż.
Rzecz nr. 3. - ROBACZEK, KTÓRY Z DNIA NA DZIEŃ STAJE SIE BARDZIEJ MOJĄ MIŁOŚCIĄ.
Co prawda kochałam robaczka jeszcze przed jego istnieniem, ale od paru dni poprostu oszalałam Mowie do niego, zaczepiam go (a on mi odpukuje) i mysle o nim niemal bez przerwy. Czuje sie winna gdy on daje mi kopniaki, a ja na nie nie reaguje. Podnosi mnie na duchu i daje mi większe poćzucie pewności. Taki przykład z dnia dzisiejszego: podczas rozmowy z szefową dotyczącej mojego awansu trochę sie stresowałam, jednak poczułam -kop! kop! - i juz sie tak nie bałam, a rozmowa poszła w miarę gładko Gdy jestem smutna lub gdy płacze czuje -kop! kop!- i juz mi lepiej a gdy sie nudzę czuje cała serie - kop! kop! kop!- i wiem,ze w sumie nie nudzę sie sama naprawde kocham tego malucha i juz nie mogę sie doczekać by mu o tym osobiście powiedzieć.
- Kochanie! Kochaaaaaaaanie! Chodź szybko! Z krabem cos złego sie dzieje!- wykrzyczałam zdenerwowana.
- Co??? Co sie stało???- przybiegł wystraszony.
- Mysle,ze umiera... - powiedziałam ze łzami w oczach. Spojrzał na kraba, ktory leżał nieruchomo ze spuszczona głową. Wziął patyczek i szturchnął go delikatnie - bez rezultatu.
- Zabiłam kraba!- płakałam.- Zabiłam go! Moze miał za zimno??? Pozatym nic nie jadł od paru dni! Zabiłam go!- zalewałam sie łzami.
- Oj wcale go nie zabilas. Moze zdechł ze starości? One napewno nie żyją zbyt długo.- próbował mnie pocieszyć.
- Jesli jestem tak kiepska mamą dla kraba, to jaką ja bede mamą dla małego człowieka???- wpadłam w panikę.
- Oj napewno będziesz świetną. Pozatym młody nie będzie siedział cały dzien sam i to w skorupce.- nieudolnie zażartował mąż.
Postanowiliśmy pochować nasze zwierzątko. Znaleźliśmy ładne pudełko i ja jako sprawca tego nieszczęścia podniosłam muszelke i.... wystająca czesc kraba przełamała sie na pół i odpadła!
- O fuuuuuuuuuj!- krzyknęłam, próbując chamować odruch wymiotny. Mąż postanowił mnie ratować i podniósł muszelke.
- Ej, ale w środku jest jeszcze jeden krab!- powiedział zdziwiony mąż.
Byłam w szoku. -"Ale jak to???"- targały mną pytania.-"jak to mozliwe???"- Złapałam za telefon i zaczelam przeczesywać internet w poszukiwaniu jakiejkolwiek informacji. Okazało sie,ze nasz krabik zyje i prawdopodobnie ma sie bardzo dobrze a to co wzięliśmy za zdechłego kraba to... jego ekoszkielet. Według znalezionych informacji kraby zrzucają stary pancerzyk, jesli warunki w których żyją dają im wystarczające poczucie bezpieczeństwa. Podsumowywujac: krabik jest szczęśliwym krabem a ja jestem dobrą krabią mamą
Wybraliśmy sie na kolejne, powypłatowe bejbi-zakupy. A oto nasze perełki:
I podusia:
Wiadomość wyedytowana przez autora 15 stycznia 2016, 17:09
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 stycznia 2016, 04:41
Odkąd wszyscy wiedza o ciazy bardzo o mnie dbają, chwalą i są strasznie dla mnie mili Szkoda,ze juz za pare miesięcy to sie skończy hehe. Taki przykład z dnia wczorajszego:
- "przyniosłam ci ciepłe szaliki i czapki i rękawiczki i wogole wszystko, byś tylko nie zamarzła. Nie ważne,ze dopiero 5:00 a ty miałaś zamiar wstać o 6:30." (teściowa).
- "pozwól,ze pomogę ci z szalikiem... O tak, zeby tylko oczy ci wystawały. Nie musisz przeciez oddychać, wiec nie histeryzuj." (mąż).
- "nie powinnaś używać żadnych chemikalii! Myj wodą a ja będę narzekała,ze kiepsko pracujesz i bede miała powód by dać ci inne gównowate zajęcie." (Szefowa.)
- "serio, nie powinnaś używać chemikali. Przyniosę ci maskę zasłaniająca cała twarz i okulary ochraniające i rękawiczki i fartuch ochronny. Juz i tak wyglądasz zabawnie, to co ci szkodzi wyglądać jeszcze śmieszniej?" (kolega z pracy).
- "moze pani usiądzie? Bo wydaje mi sie,ze te pani krótkie nóżki nie utrzymają takiego ciężaru zbyt długo." (pasazer z metra).
- "kop kop kop, kop kop! Kop kop kop kop." (maleństwo).
A tak na poważnie, naprawde jestem zaskoczona tym jak bardzo nasze losy obchodzą innych ludzi. Jak bardzo chcą pomoc i jak bardzo są cierpliwi. Musze przyznać,ze mam dobrych ludzi wokół siebie.
Maluch od wczoraj przestał kopać tak uparcie i zaczął sie "prześlizgiwać". Kocham to uczucie! Czasami czuje np. pare wybrzuszeń i staram sie odgadnąć ktorą czesc ciała wlasnie poczułam a do tego jest taki silny! Jak takie maleństwo moze miec w sobie tyle siły? Aż sie boje co to będzie za 10 tygodni!
Odrębny temat dotyczy naszego życia seksualnego, ktore praktycznie nie istnieje... Próbuje, naprawde próbuje wyglądać lub zachowywać sie seksownie ale przy tych wszystkich dodatkowych kilogramach (a zakładam,ze jest ich co najmniej 10...) i przy tym wiercącym sie brzuchu, jest to raczej niemożliwe. I mimo,ze fizycznie czuje sie bardzo dobrze to moja samoocena spadła poniżej zera. A gdy słyszę jakis komplement mam ochotę wykrzyknąć: "Co ty człowieku oczu nie masz???? Wyglądam przeciez okropnie!". Ale takie juz uroki "błogosławionego stanu"
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 stycznia 2016, 19:19
Dzień dobry
"Nazywam sie Taz i mam 26 tygodni istnienia w brzuchu mamy. Mama mowi,ze jestem juz dużym i bardzo silnym chłopcem. Moze dlatego,ze kopie ją tak mocno? Albo ze rozciagam sie tak intensywnie? Że moze z łatwością odróżnić moje rączki od nóżek? No nie wiem... W każdym bądź razie mysle, ze mama naprawde mnie lubi, bo ciagle o mnie opowiada. Mowi o tym jak ją rozsmieszam, gdy się irytuję na gumkę od spodni. Albo gdy gilgoczę ją rączkami, gdy leży na boku. Mama ogólnie duzo sie śmieje z mojego powodu, chociaz przez ostatnie dni była bardzo smutna... Krzyczała na tatę, mówiła że sie zmienił, że juz o nią nie dba... Mówiła,ze czuje się samotna i wszystko jak na złość zaczyna się psuć. Płakała.. płakała bardzo czesto. Gdy przestawała płakać z powodu kłopotów, zaczynała płakać bo czuła sie winna, że stresuje mnie, a ja przeciez jestem taki malutki... I przyszedł czas gdy mama płakała przez calutki dzien i już nic ją nie cieszyło, i juz nawet się ze mną nie bawiła w pukanie czy inną naszą wspólną zabawę... I leżała w ciemności i była bardziej niż smutna. I wtedy wlasnie przyłapaliśmy tatusia na oglądaniu programu na temat depresji. I na drogi dzien przyniósł mamusi kwiaty i czekoladki i znowu był miły dla mamusi i znowu ją przytulał. i od tamtego dnia jest tak jak dawniej. Mamusine myśli znowu zaczęły być bardziej pozytywne, znowu zaczela wierzyć, ze wszystko będzie dobrze. A ja? Nadal rosnę, kopię mamę tu i tam, wiercę sie i rozciagam i już za nie całe 100 dni pokaże Wam kto jest najprzystojniejszym chłopcem na świecie "
Trochę mnie tutaj nie było, ale musiałam sie uporać z paroma rzeczami i miedzy innymi sama ze samą sobą. Kłopoty co prawda nie zniknęły, ale pojawiło sie pare możliwości ich rozwiązania. Wierze,ze będzie dobrze.
Za tydzien wkraczamy oficjalnie w trzeci trymestr. Jestem ogromna... Patrzeć na siebie nie mogę. 70 kilogramów przy wzroście 154 to zarąbiscie duzo. Jednak po mimo tak wielkiego obciążenia jestem nadal mega aktywna. Pracuje, sprzątam i nadal biegam po sklepach. Robię to co prawda wolniej, ale nadal mam problem z usiedzeniem w miejscu. Raz tylko zdarzyło mi sie omdleć, ale tylko raz i wiecej sie to nie powtórzyło.
Co do wyprawki to mamy juz dużą czesc, ale do końca nam jeszcze daleko. Wozio zamówimy w kwietniu, łóżeczko rownież. Chcemy poczekać na "baby shower" i zobaczyć co dostaniemy od gości. A póki co pomalutku zbieramy po pare rzeczy
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 lutego 2016, 02:55
- Kochaaaaaaaaaanie jestem taka gruba i nieseksowna!- zalewam sie łzami.
- Ty juz byłaś wystarczajaco seksowna.- pokazuje na brzuszek.
Taaaaaak, jestem duza. Z każdym tygodniem coraz większa. Tazio sie rozpycha i rozrabia ile tylko siły w tym małym ciałku. Czasami tak mnie rozśmiesza, ze nie mogę przestać sie śmiać! Na przykład wczoraj zauważyłam,ze wypina sie bym go głaskała i to wcale nie tak delikatnie, tylko z całej siły! Kocham tego dzieciaczka i juz nie mogę sie doczekać żeby go przytulić.
Mam nową obsesje - oglądam programy o porodówkach. Uspokajają mnie trochę. Udowadniają, ze moja decyzja o całkowicie naturalnym porodzie nie jest taka zła, bo skoro inne dały radę to czemu ja miałabym nie dać?
Pracujemy nadal. Planuje odejść na macierzyńskie jakos w połowie marca, chociaz nie powiem bo juz teraz pracuje mi sie coraz ciężej... Ale jestesmy silni i wytrzymamy te pare tygodni
Moi kochani rodzice przesłali nam pakę a w niej ok 40 najróżniejszych ciuszków w rozmiarach do ok. 6 miesięcy. Piękne rzeczy, wstawię zdjecie gdy tylko bede miała chwilkę. Planujemy ich odwiedzić jakos niedługo po narodzinach malucha. Bardzo bym chciała,zeby nasze plany wypaliły.
Jedziemy zaraz do dzieciowego raju jakim jest sklep "babies 'R' us" po resztę wyprawki, oraz zobaczyć wózek ktory wybrałam i łóżeczko. Ależ jestem podekscytowana
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 lutego 2016, 05:17
Musze sie Wam do czegoś przyznać... Od jakiegos czasu jestem ofiarą przemocy domowej. Jestem bita, kopana i wykorzystywana. Zabierana jest mi większość dziennego przydziału żywieniowego, zostaje okradana z wszystkiego co mi potrzebne do życia i traktowana jak darmowy środek transportu. Moj oprawca jest bezwzględny, wie gdzie uderzyć by najmocniej zabolało, nie raz odbiera mi siłę by podnieść sie z łóżka... Musze przyznać,że wczesniej wzbudzał we mnie odruch wymiotny, teraz jednak najwyraźniej sie z tym pogodziłam... Przeciez to juz tyle czasu minęło... Dokładnie 200 dni..
Tak, Tak! To już 200 dni za nami!!!
Od paru dni meczy mnie mega zgada, ktora podchodzi niemal do gardła... Młody chyba włosy hoduje hehe. I odkryłam pierwszego mini rozstepa z boku brzucha. Miałam nadzieje,ze mnie to ominie ale najwyraźniej odziedziczyłam po mamie zdolność do gromadzenia na sobie tych pięknych kreseczek. Najwyżej pozakrywam je tatuażem
W przyszły wtorek badamy cukier i zbieramy ochrzan od pani położnej za nadrobione dodatkowe kilogramy. Nie wiem ile ich jest, ale ide o zakład,ze nie mało
Zrobiliśmy kolejne mini bobo-zakupy i mysle,ze praktycznie zbliżamy sie do końca (przynajmniej w tym temacie). Leki i kosmetyki w kwietniu, wózek i lozeczko jakos po drodze, zestaw do karmienia moze w przyszłym tygodniu, pampersy tuz przed porodem grunt to miec plan!
A ja czuje,ze z każdym dniem jestem większa. Przerażam sie na swoj widok w lustrze, a ubrania przedciążowe wydają sie być śmiesznie małe. Mam nadzieje,ze jeszcze w tym roku się mi przydadzą...
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 lutego 2016, 19:25
Wróciliśmy wlasnie od pana doktora i chciałam sie bardzo poskarżyć na to moje dziecię, bo napędziło mi stracha! Miała to być typowa glukozowa wizyta plus wszystkie te wizytowe standardy, typu pomiar ciśnienia czy wymiary brzuszka. Samo glukozowe badanie naprawde mnie zaskoczyło, bo dostałam do wyboru smak pomarańczowy lub owocowy, a sama glukoza przypominała buteleczkę wody. Była smaczna i było mi niedobrze tylko troszeczkę. Nastepnie puls malucha- tu juz pani położna zrobiła niepewną minę, oraz pomiar brzuszka- powtarzany ze trzy razy. Dowiedziałam sie,ze maluch jest ułożony glowkowo, jego głowa znajduje sie bardzo nisko, ale mój brzuszek jest za mały jak na ten wiek ciazy... Zostałam poproszona by poczekać aż USG sie zwolni, bo trzeba będzie sprawdzić wszystkie wymiary maleństwa plus ilosc wód płodowych. Czekaliśmy na korytarzu, a ja sie czułam jak gdyby ktos wbił mi szpilkę prosto w serce... Mąż mnie uspokajał a ja prawie wybuchnelam płaczem... Moj mały okruszek nie moze przeciez być chory! Po parunastu minutach poproszono na sonogram. Dzieki Bogu okazało sie,ze z małym wszystko w jak najlepszym poządku serducho bije jak dzwon, a maluch wazy juz 1,2 kg. Jak to moja mama mawia: kawał dziecia w moim brzuszku
Wiadomość wyedytowana przez autora 23 lutego 2016, 20:10
Super, że wszystko zakończyło się szczęśliwie :)
Rany boskie... aż mi się włosy zjeżyły jak przeczytałam o tych centymetrach... Dobrze, że na strachu się skończyło. No i... jestem pod wrażeniem traktowania w szpitalu. Normalnie słowa 'w ciąży' działające niemal jak 'sezamie otwórz się' ;)
Cieszę się, że nic Wam się nie stało ;) Ja sama doświadczyłam upadku na posadzkę - zemdelnia w ciąży. Poobijałam się i wystraszona na pogotowie a tam okazało się że z Małym wszystko OK :) Nasze organizmy są jednak niebywale silne i chronią Nasze dzieci ponad wszystko :)
uważaj na siebie!
kurcze a w metrze nie ma oddzielnych bramek dla kobiet w ciazy i osob na wozkach?