Uwaga, uwaga! Jestesmy w 8 miesiacu!
Ostatnie dwa miesiące naszej ciążowej przygody. Miesiące wypełnione kopniakami, rozpychaniami sie i mega sennością. Jestem już duuuuuuuża, bardziej marudna i ciagle bym spała. Moze to byc wina anemii ktorą wlasnie u mnie wykryto, a moze to poprostu wina tego małego pasożyta ktory wysysa ze mnie wszystkie soki?
Kocham tego robaka. Mowie do niego na głos, po polsku gdy jestesmy sami, po angielsku w towarzystwie. Sam mężowy nalega by uczyć go obydwóch języków, bo w koncu będzie mnial podwójne obywatelstwo... Ten mały szkrab powoduje u mnie napady śmiechu i szoku jednocześnie. Zwłaszcza gdy wyciągnie nóżkę lub inną cześć ciała tak mocno, ze aż trudno w to uwierzyć, ze taki mały maluch jest taki silny. A moj brzucho przybiera rozmaite kształty, skacze, potrząsa i faluje- no cuda na kiju
Jest i świetna wiadomosc: za 6 dni przechodzimy na urlop! Co prawda nie płatny bo tutejszy rząd chyba nie rozumie,ze ciężarne i młode mamy także lubią jeść czy chodźby mieszkać, ale to zawsze wolne! Czekam na koniec z prawdziwą niecierpliwoscią.
Moze trudno w to uwierzyć, ale moja mama urodziła mnie dokładnie w tym momencie w ktorym jestem teraz. Nie potrafię sobie wyobrazić, ze mały Tazio mógłby już dzisiaj wyskoczyć z mojego brzucha i byc juz prawdziwym niemowlaczkiem. Nie, nie chłopak. Masz jeszcze całe 10 tygodni
Zdjęcie robione w pracy w toalecie. Geninialne oddaje moją słoniowatość.
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 marca 2016, 01:31
Wczoraj zauważyłam pierwszą, długowyczekiwaną białą plamkę na staniku!
Od czterech dni siedzę na zwolnieniu (w koncu!) i pomału zaczynam sie tym wolnym nudzić. Dwa dni z rzędu byłam w sklepach, trzy dni z rzędu ugotowałam wystawny obiad, jeden cały dzien spędziłam na sprzątaniu i... co dalej? Zamówiłbym kołyskę ale najpierw musimy uporać sie z pełna organizacją naszego koncika, a zeby to zrobic to mężo musi miec wolne i w taki oto sposób utknęłam w miejscu. Leżałam, oglądałam "porodówkę", grałam na Xboxie a teraz mam poczucie winy,ze nic nie robiłam... Szczerze współczuje dziewczynom ktore są zmuszone siedzieć w domu przez cały okres ciazy. Pogoda jest piękna, w Waszyngtonie festiwal kwitnącej wiśni (moj ulubiony!) a ja boje sie jechac tak daleko, bo ostatnia wyprawa do sklepu zakończyła sie kłuciem w brzuchu i odpoczywaniem na ławeczce.
Tazio ma coraz mniej miejsca i kręci sie i wierci wypychając to łokieć to kolanko. Maluch robi sie coraz bardziej dla mnie realny... Gadam do niego duzo. Tłumacze mu gdzie idziemy lub co sie w danej chwili dzieje. Mowie mu jak bardzo go kocham i ze dałabym mu wiecej niż milosc, wiecej niż mam i więcej niż kiedykolwiek bede miała. Mowie mu jak bardzo ważną małą istotką jest dla mnie i, że postaram sie go nigdy nie zawieść.
Nie wymyśliłam jeszcze gdzie chce rodzic bo szczerze mówiąc sama nie wiem gdzie mogę. Wiem,ze moje położne pracują w centralnym szpitalu PG county, ale z tego co słyszałam szpital nie ma zbyt pozytywnych opini. Najlepszy szpital jest dosyć daleko, a ten w ktorym chciałabym rodzic jest tak po środku, ale w innym Stanie... Musze sie wszystkiego dowiedzieć.
Nadal upieram sie przy porodzie naturalnym. Znieczulenia podawane do kręgosłupa definitywnie nie wchodzą w grę. Chciałabym rownież uniknąć kleszczy i vacum, a na cesarskie ciecie zdecydowałbym sie jedynie w przypadku zagrożenia życia malucha. Po urodzeniu chciałabym go dostać odrazu na brzuch o ile to będzie mozliwe. Nie chce tłumu przy porodzie. Absolutnie żadnej innej rodziny poza K., ale jedynie pod warunkiem,ze nie będzie mi "tam" zaglądał. Chciałabym rodzic na kolanach i wspomagać sie grawitacją - ot wszystkie moje porodowe postanowienia oby sie udało.
No i mamy wiosnę moja ulubiona pora roku. Zaczyna wszędzie byc kolorowo, ludzie stają sie milsi fajnie jest byc w zaawansowanej ciazy, bo wtedy z reguły są super mili, zupełnie jak ta pani w windzie, albo ten chłopak w Starbucks my od ponad tygodnia jestesmy na zwolnieniu. Odpoczywamy, leżymy całymi dniami, gotujemy pyszne jedzonko, zachwycamy swoją obecnością. Tazio z reguły jest ruchliwy, ale zadko sprawia ból i byc moze zabrzmi to dziwnie, ale jest bardzo mądrym maleństwem (pomimo,źe jest jeszcze w brzuchu). Gdy śpi i usłyszy głos taty, ktory wlasnie wrócił z pracy, zaczyna skakać tak gwałtownie, ze cały brzuszek faluje! Zrobilismy wczoraj nawet małe doświadczenie: leżeliśmy w spokoju i ciszy, maluch najwyraźniej usnął bo nie rozrabiał. Nagle K. zaczął mowic wprost do brzucha i po paru słowach Tazinek sie obudził i dalej zaczął tańczyć! Czyli zdecydowanie rozróżnia jego głos! Mało tego! Jest tym głosem zdecydowanie podekscytowany!
Ostatnio mnie jednak nastraszył... Zaczął dziwnie, regularnie podskakiwać. Zbyt szybko by była to czkawka. Podskakiwał tak pare minut i...ucichł. Oczami wyobraźni widziałam te małe biedactwo oplatające sie w pępowinie i niemogące oddychać... Kolejny dzien co prawda ruszał sie, ale jakos tak...leniwie. Na szczescie wszystko wróciło do normy i najwyraźniej to ja jestem jakaś przewrażliwiona.
Kolejna wizyta u lekarza juz za pare dni. Mam w głowie milion pytań odnośnie porodu, kwestia tylko tego czy je wszystkie zapamiętam. Podstawowe pytanie dotyczy wyboru szpitala. Chciałabym go obejrzeć jeszcze zanim stanie sie moim finalnym wyborem.
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 marca 2016, 17:32
Byliśmy dzisiaj na wizycie u pani położnej. Zmierzyła nas, zwarzyla, przeraziła sie moja wagą i rozmiarem (16kg na plusie...) i dała ważne wskazówki:
- gdy wody odejdą bez zwlekania przyjechać do szpitala!
- gdy pojawia sie skurcze regularne (co 10 minut) przyjechać do kliniki.
- od momentu pierwszych skurczy do samego porodu zazwyczaj mija ok 24 godzin wiec nie ma co sie spieszyć i panikować.
- przy porodzie najgorszą pozycją jaką mozna przyjąć jest pozycja tradycyjna- na leżąco. Im dłużej jest sie na nogach tym lepiej.
- istnieje opcja podania dożylnego środka przeciwbólowego, ktory działa bardziej rozluźniająco niż przeciwbólowo.
- szpital w ktorym pracują moje położne nie jest taki zły i mogę przyjechać na zwiedzanie, tylko najpierw musze sie umówić.
Wiecej wskazówek nie pamietam w każdym bądź razie maluch ma sie dobrze i jego gruba mama takze. Wczoraj tylko nastraszył mnie bo spał większość dnia, a ja robiłam wszystko by sie obudził... Nic nie działało. Ruszył tylko nóżka czy raczka tak zupełnie od niechcenia i miał mnie w nosie. Spanikowałam. Zaczelam płakać, prosić go by dał jakikolwiek znak, ze wszystko dobrze...i nadal nic. Obudził sie dopiero gdy usłyszał głos taty, ktory wrócił z pracy. Podsumowywując - młody nadal siedzi w brzuchu, a juz ma mamę gdzieś...
Zakupiliśmy w koncu łóżeczko. Wybór padł na lozeczko turystyczne-bardzo wiele funkcyjne. Moze byc zarówno koszyczkiem dla noworodka, łóżeczkiem ale troszkę większego maluszka i kojcem do zabawy. Udało mi sie upolować niezłą okazję: nie dość,ze ok $100 taniej to jeszcze z darmową przesyłką i kartą podarunkową w wysokości $25 zupełnie za darmo! Ha! Tak sie zakupy robi!
Wiadomość wyedytowana przez autora 24 marca 2016, 01:40
Wiecie,ze czesc ciężarnych ma swoje "zachcianki"? Nieodparty apetyt na "coś" konkretnego? Tak wiec my wybraliśmy sobie trudno dostępnego o tej porze roku i mega drogiego arbuza Arbuza ktory juz za pare miesięcy będzie sprzedawany jako "kup jeden, dostan 10 gratis", arbuza ktory za niewielkie pudełeczko w chwili obecnej kosztuje ok $5 (a ktorego mam niecale 5 minutek). Dlaczego o tym pisze? Bo siedzę sobie i mysle,ze oddałabym wszystko by zatopić swoje zębiska w tym chłodnym, słodkim owocu - tak, tak Tazio,oddałabym wszystko łącznie z Tobą
Mały łobuz doprowadza mnie do łez - na szczescie są to łzy najcześciej wywołane śmiechem. Sytuacje ktore zazwyczaj śmieszą tylko mnie, bo nikt inny ich nie roumie. No na ten przykład: pisałam juz pare razy,ze maluch lubi gdy go głaszcze i gdy bardzo chce byc głaskany wypina sie bardzo mocno z lewej strony brzucha - pamiętacie? Tak wiec ostatnio położyłam sie padnięta na plecach i czuje,ze coś mi sie pcha na prawą kość miednicy a tym czasem po lewej stronie widzę tyłek tak wypchnięty jak nigdy dotąd! Cholera jedna zaparła sie o kość by mocniej sie wypiąć! Gdy to zobaczyłam nie mogłam przestać sie śmiać jak ja kocham tego łobuza.
W koncu zapadła jakakolwiek decyzja w sprawie bejbi szałer! Odbędzie sie ono prawdopodobnie w drugą niedziele kwietnia. Cieszę sie, jestem podekscytowana ale jednocześnie troszke przerażona... Juz teraz mamy górę dziecio-rzeczy a co dopiero gdy dostaniemy te wszystkie prezenty! Chciałabym dostać ten wózek ktory sobie wybrałam (tak, tak to był jedynie moj wybór), bardzo by nas to odciążyło finansowo, ale jesli nie to tez w poządku Cieszę sie,ze w tym kraju dziecio-rzeczy są tak tanie, bo przy mojej obsesji na punkcie używanych rzeczy, będąc w Polsce, pewnie bym zbankrutowała.
No i z racji tego,ze jestem już bardzo ciężarna i mi się należy, chciałam sie poskarżyć- gorrrrąco! Wiecznie gorąco! Wiecznie spocona jak mops! I zdyszana! A do tego wiecznie mi niedobrze! I wiecznie mam wrażenie,ze mam bardzo dużo dziecia w brzuchu! Mógłby juz zacząć myśleć o pomalutkim szykowaniu się do wyjścia ten dzieć, bo szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie swojego samopoczucia za jakieś 4 tygodnie...
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 marca 2016, 00:21
Wielkimi małymi kroczkami zbliżamy sie do końca naszej ciążowej przygody. Brzuch rośnie w oczach, rozstępy tez... Taziak pomału zaczyna bolec, ale sie rusza wiec to najważniejsze, a ja sie zastanawiam czy wogole wytrwam do terminu porodu. Od paru dni czuje kłucia, rozpierania, a wczoraj doznałam jedynego w czasie całej ciazy plamienia, ale nie było to krwiste plamienie wiec nie panikowałam. Był dzisiaj nawet moment, w ktorym sie przestraszyłam. Bol pleców i miesiączkowe, omdlewające mulenie... W środę jedziemy do pana doktora to sie podpytamy czy to tak moze byc.
Od jakiegos czasu mam poważny problem z organizacja. Całe dnie przelewają mi sie przez palce. Od tygodnia pakuje walizkę do szpitala i w sumie jeszcze jej nawet nie znalazłam, nie mówiąc o jej zapakowaniu. Dziewczyny, co lepsze do szpitala: wielgachne "nocne" podpaski, jeszcze większe "sikowe" podpaski czy pielucho-majtasy? Internety radzą by zabrać przekąski, cukierki twarde, napoje izotoniczne i tego tylu rzeczy. Internety z reguły są mądre, wiec moze ich posłucham. A czy brac pamperchy skoro je szpital zapewnia? A chusteczki do pupci?
Co do bejbi szałera to w sumie nic nie wiem. Kazano przesłać listę potencjalnych gości, podziękowano i pozostawiono w głebokiej niewiedzy. Moze to będzie bejbi-niespodzianka? Teściowa sie śmieje,ze mamy juz wszystko i w sumie żadne prezenty nam juz nie potrzebne, a ja osobiście bym sie sprzeczala. Nie mamy wózka, ani maty do kontroli oddechu, nie mamy niani elektrycznej ani maty edukacyjnej, nie mamy ani jednej paczki pamperchow wielu rzeczy nie mamy, wiec prezenty jak najbardziej miłe widziane.
Zgadujemy jak będzie wyglądało to nasze Taziątko. Ustaliliśmy zgodnie,ze bedżie naszym wspólnym miksem - miksem wszystkiego co w nas najgorsze. Moja blada cera, K. odstające uszy i takie tam jakkolwiek by nie wyglądał i tak go bedziemy kochali no bo kto by nie kochał takiego małego urwisa, ktory juz w zyciu płodowym lubi byc głaskany po dupci?
f
W razie gdybyśmy nie zdążyli z wózkiem, bedziemy zmuszeni improwizować
Wiadomość wyedytowana przez autora 7 kwietnia 2016, 05:17
Prawie 20 kilogramów! Prawie 20 kilogramów wiecej muszą unieść te moje krótkie nóżki! Jestem przerażona! Ale pani doktor powiedziała, ze bardzo sie cieszy z takiej bezproblemowej, "łatwej" ciazy i że istnieje duże prawdopodobieństwo,ze spotkamy sie na wywoływaniu w 41 tygodniu... Trochę głupio sie martwię, że ciaza przebiega bez problemów, bo czesto sie czyta "cała ciaza przebiegała wręcz książkowo, jednak przy porodzie cos poszło nie tak...". Nie, nie, nie, nie myślmy nawet o tym, wiec pozwólcie że zmienię temat. Brzucho ma wymiary w poządku, maluch tętno 140, mama (czyli ja) ciśnienie 100/50 i tutaj ciekawostka: jako,że jestem kobietą niewielkich rozmiarów zostałam zaklafikowana do rozmiaru "petit" czyli cos jakby mini. Kobiety "petit" czesto zmagają sie z większymi dusznościami i niższym ciśnieniem, niż pozostałe przyszłe mamy normalnych rozmiarów czyli moje niskie ciśnienie jest zupełnie normalne.
Jak sie dowiedziałam, szpital na ktory sie zdecydowałam jest najlepszy dla dziecka i kiepski dla przyszłej mamy. Ma jeden z niewielu oddział intensywnej terapii dla noworodków i jedną z najlepszych opiek, jednak położne bywają sukowate i niemile. Pokieruje sie jednak dobrem dzidziaka i zostaniemy przy sukowatym szpitalu
Kolejna sprawa, niby błachostka: pamiętacie jak pisałam,ze Tazio gdy chce byc głaskany to wypina sie po prawej stronie brzucha? Pokazał na co go stać gdy leżałam na kozetce w gabinecie u pani doktor. Pani doktor śmiała sie oczywiście,ze zaproponowała bym głaskała go czasem rownież i z lewej strony, bo w przeciwnym wypadku mogę miec jedną stronę brzucha bardziej roziagnietą od tej drugiej.
Oh i jeszcze jedno: oficjalnie postanowione,ze jesli porod rozpoczął sie juz teraz to lekarze nie zrobiliby nic w kierunku jego zatrzymania to dobra wiadomosc, bo oznacza ze maluch jest juz na tyle duzy,ze nie miałby żadnych problemów z samodzielnym oddychaniem. Czyli spokojnie mozna przestać zaciskać nogi hehehehe
Ale narobiłam mezowi wstydu... Nie wiem czy kojarzycie z filmów, ale tutaj w Stanach bardzo czesto ludzie nie mają w domach pralek, wiec zmuszeni są prac rzeczy w pralniach - czyli pomieszczeniach zaopatrzonych w dziesiątki pralek i suszarek rożnych wielkości, dostępnych oczywiście za drobną opłatą. Pojechaliśmy dzisiaj do takiej pralni. Ja zabrałam ze sobą wszystkie dziecio-ciuszki w rozmiarze od "noworodka" do trzech miesięcy, mąż zajął sie naszymi brudami. Jako,ze dzisiaj niedziela miejsce było przepełnione. Znalazłam jednak jedyną pustą małą pralkę, wrzuciłam do niej dziecio-rzeczy, odsunęłam wózeczek, wzięłam płyn do prania przeznaczony dla noworodków (dosyć drogi de facto), napełniłam nim pralkę, wrzuciłam prawie wszystkie pieniążki iiiiii.... zorientowałam sie, ŻE TO NIE TA PRALKA!!! tzn. pieniążki nie w tej pralce! I płyn nie w tej pralce! Za to czyjeś wyprane rzeczy w tej pralce, a moje dziecio-ciuszki w pralce obok! Wołam przerażona meża "Co robic? Co robic?", a mąż najnormalniej w świecie przerzucił ciuchy z pralki do pralki i juz wszystko było dobrze. Pozornie... Bo pomyslałam sobie,ze ostatnio nie mam mózgu, a nawet gorzej: nie mam głowy! Robię głupie rzeczy, zapominam języka angielskiego, polskiego a nawet człowieczego! Odejmując 47 od 100 wychodzi mi trzynaście! Wsadzam cukier do lodówki! Sama siebie nie poznaje... I tak stoję przy tej pralce, taka gruba i bezradna i łzy mi ciekną po policzku, i mąż to zobaczył i próbuje pocieszać, a ja jeszcze gorzej sie przez to czuje i płacze coraz głośniej i on mnie przytula a ja nie mogę przestać, i ludzie sie gapią a ja płacze i płacze i płacze... I chyba płacze juz nie tylko z powodu pralki, nie tylko z powodu głupiej pomyłki, ale poniewaz sie boje, poniewaz to juz tak blisko i nie wiem jak to będzie, poniewaz boje sie,ze będzie gorzej zamiast lepiej, poniewaz boje sie,ze mąż zawiedzie, ponieważ boje sie,ze ja zawiodę... I ktos pyta czy cos sie stało, ale przeciez nic sie nie stało: "to tylko hormony" powtarzam w myślach, "to tylko te cholerne, głupie hormony...".
Wiadomość wyedytowana przez autora 18 kwietnia 2016, 01:22
Tak wiec potwierdzone oficjalnie i naukowo: TO TYŁEK! Czesc ciała ktora wypycha sie po prawej stronie, za każdym razem gdy chce odpocząć i domagająca sie głaskania TO TYŁEK (z ang. butt butt) czyyyyyli praktycznie od momentu jego pierwszych kopniaczków lubi byc głaskany po pupci. Typowy mężczyzna.
Pani doktor stwierdziła,ze jestesmy malutcy, ważymy zaledwie 2,5kg i mamy krótkie nóżki (po mamusi), ale ogólnie jestesmy zdrowi. Bedziemy prawdopodobnie niscy na co tatuś sie oburzył, ze napewno jeszcze urośniemy (tatuś jest dosyć wysoki - wystarczajaco wysoki by grać za młodu w koszykówkę). Czyli naprawde cos czuje,ze maluch będzie zlepkiem naszych najwiekszych kompleksów - co sprawi,ze bede kochała go jeszcze bardziej
Niestety jest i kiepska nowina: mamusia (czyli ja) pomimo wypijania dziennie hektolitrów rożnego rodzaju płynów odwodniła sie trochę, przez co ma mało wód połowowych - przy dolnej granicy normy. Podejrzewam takze,ze mogę trochę "przeciekać", bo tam na dole jest zawsze wilgotno, jednak nigdy nie łączyłam tego z możliwym wypływaniem wód płodowych... Mam duzo pic, a w przyszły piątek kolejne USG i moje pierwsze w zyciu KTG. Oczywiście o ile doczekamy do przyszłego piątku
Dzisiaj bedziemy sie chwalili.
-> Pochwalimy sie samodzielnie złożonym i ustawionym koszem Mojżesza. Czemu samodzielnie? Bo mężo w pracy, a żona sie nudzi
-> Pochwalimy sie zakupionym w koncu wózeczkiem. Innym niż planowałam, ale działającym na podobnej zasadzie, o cenie o polowe tańszej.
-> Pochwalimy sie spakowaną torbą do szpitala (w koncu!) w której pewnie brakuje polowe rzeczy, "ale mamy jeszcze czas".
-> Pochwalimy sie popranymi i złożonymi dziecio-ciuszkami. W tym jedną "perełką", ktora musi niestety czekac do 9 miesiąca życia malucha...
-> Pochwalimy sie darmowymi próbkami ktore napływają z kazdej strony (a ja kocham wszystko co darmowe )
-> Rozstępami na całym ciele nie bedziemy sie chwalili, tak jak olbrzymią wagą, opuchniętymi kończynami i obecnym brakiem energii życiowej. Te tematy zostawimy na dział poświęcony użalaniu sie nad sobą.
Wiadomość wyedytowana przez autora 21 kwietnia 2016, 13:18
Pierwszy raz przyjechałam do Stanow gdy byłam jeszcze studentką. Pamietam, ze szlam z koleżankami głównymi ulicami Waszyngtonu podziwiając tą wielkomiejską architekturę, odbywała sie akurat jakaś uroczystość i w około było pełno uśmiechniętych ludzi, z dzieciakami trzymającymi pęki róznokolorowych balonów. W pewnym momencie jeden z takich balonów został przebity - : POP! : - i moim oczom ukazał sie niezwykle interesujący widok: dziesiątki ludzi, dotąd uśmiechniętych, leżało płasko przy ziemi lub chowało sie za słupami a w ich oczach było widać przerażenie. Ja oczywiście nie widziałam nic niezwykłego w pękniętym balonie, wiec stałam tak jak stanęłam i obserwowałam to niezwykle zjawisko. Wtedy wydawało mi sie to zabawne. Traktowałam to jako kolejną z anegdotek opowiadaną na spotkaniach przy piwku... Dzisiaj, 8 lat pozniej, nie uważam tego za zabawne. Mało tego, teraz to ja jestem tym przerażonym tłumem bojącym sie pękniętego balonika. W przeciągu ostatniego tygodnia, jedynie w mojej okolicy, zostało zastrzelonych troje młodych mężczyzn...
Może nie wszyscy o tym wiedzą, jednak "Wspaniała Ameryka" dzieli sie zasadniczo na dwie grupy: bogatą i biedną, a te z kolei posiadają własne podgrupy. Wsród uboższej grupy populacji amerykańskiej wyróżniamy podziały ze względu na rasę, wyznanie, oczywiście zamożność a nawet na orientacje seksualne. My mieszkamy, jak juz gdzieś wczesniej wspomniałam, wsród populacji afroamerykanskiej, zamożnej na tyle by miec ładne, skromne domki, jednak zbyt biednej by sie z tąd wynieść. Mysle,ze taka kombinacja ubóstwa i bogactwa to najgorsze co moze sie wydarzyć dorastającej młodzieży, zwlaszcza takiej ktora ma nieograniczony dostęp do broni palnej... Tak więc odglosy strzałów w środku nocy juz nikogo nie dziwią, przerażenie wywołane pękniętym balonikiem rownież... Chciałabym z tąd uciec, wrócić do bezpiecznego i nudnego, polskiego miasteczka, ale nie mogłabym zostawić meża samego. "Jestes odpowiedzialny, za to co oswoiłeś". - powiedział Lis do Małego Księcia...
Reakcja znajomej, napotkanej pod domem: "ałaaa, aż mnie boli, gdy patrzę na twój brzuch!". Podobno brzuszek mam juz bardzo nisko (czego za cholerę nie widzę) i jest ogromny (co widzę bardzo dobrze). Nie czuje,aby juz opadł... Nie oddycha mi sie lepiej (a wręcz gorzej), nie chodzę bardziej kaczkowato niż zwykle... Ale z dziesięcioro nieznajomych rzuciło błyskotliwą uwagę, ze wyglądam na bardzo gotową. Szkoda tylko,ze moje dziecko myśli inaczej
Zrobiło sie gorąco, wszyscy znajomi czilałtują się na zewnątrz (w tym moj mąż) a mnie skręca normalnie,ze ani zapalić papierosa ani wypić piwka nie mogę... Wiec wróciłam do domu z podwiniętym ogonem, bo przeciez co innego mi pozostało? Tesknie za normalnym życiem, za spaniem bez ataków duszności, za bezdźwięcznym podnoszeniem sie z łóżka i to bez mężowej pomocy... No i za jakimkolwiek wyjściem z domu, bo zaczynam czuć sie jak w więzieniu. Kocham mojego synka,ale jestem juz zmęczona.
Gdy moja mama chodziła w ciazy, zaraz przed porodem, posprzątała całe mieszkanie, usiadła i stwierdziła, ze teraz moze juz rodzic. Urodziła tej samej nocy. Idac w mamine ślady ogarnelam dzisiaj praktycznie ostatnie drobiazgi i ja tez mowie, ze juz mogę rodzic. No ale kto by mnie tam sie słuchał... Aaaaaale jest nadzieja: od dwóch dni moj apetyt jest praktycznie zerowy, a w brzuchu co chwila cos sie dzieje. Moze to juz nie długo?
Łózio w razie czego juz gotowe
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 kwietnia 2016, 05:03
Mały wierci sie, wierzga odnóżami, cały brzuch az skacze.
- Wiem,że jest Ci juz cholernie ciasno. Jesli chcesz wiecej miejsca, wyłaź zamiast marudzić!-
I nastała cisza...
Newsy, newsy, same newsy:
-KTG wykazało skorcze, których zupełnie nie czuje. Pani zrobiła wielkie oczy i zaczęła sie śmiać, gdy powiedziałam, ze zupełnie nic nie czuje
-po najbardziej bolesnym badaniu na swiecie okazało sie,ze rozwarcie na trzy centymetry.
-Od momentu badania skurcze juz odczuwalne, ale nadal nie bolesne.
A teraz zła nowina:
-wód płodowych bardzo niewiele...
Decyzja:
-jedziemy zaraz na szpital i wywołujemy porod!
Ot, to takie nowostki.
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 kwietnia 2016, 19:12
genialny pomysł! :D że też nie wymyślili jeszcze USG, które zdziała takie cuda ;)
Ale ładne!!!
Ha ha ha DOBRE!!!