Tak naprawdę, nie wiem od którego momentu powinnam zacząć opowiadać o swoim porodzie, czy od momentu, w którym się on zaczął, czy od momentu, od którego ja robiłam wszystko żeby go wywołać


Na 2 dni przed porodem postanowiłam się wziąć za porządki w domu. Wysprzątałam kuchnie, umyłam podłogi na kolanach ogarnęłam łazienkę. W dzień przed porodem postanowiłam jeszcze wyszorować do porządku kibelek , a na koniec dnia nakazałam mężowi wziąć się do roboty skoro moje metody do tej pory nie przyniosły ani pół skurczu…
Mąż wrócił o 22:30 z pracy, obejrzeliśmy „Raj dla par” który właśnie leciał w tv i ok. 1 w nocy zakończyliśmy dzień w sypialni z przyjemnym akcentem na zakończenie. Żeby dopomóc żołnierzykom męża zaaplikowałam dowcipnie jeszcze jedną kapsułeczkę wiesiołka.
O godzinie 2 w nocy obudziło mnie jakieś lekkie uczucie „pęknięcia balonika” w brzuchu – pobiegłam do ubikacji sądząc, że to wody, ale nic nie poleciało więc się położyłam znów żegnając marzenia o odejściu wód… Na szczęście po 5 minutach poczułam jak lekko coś ze mnie leci W kibelku siknęło konkretnie, a potem już co chwile zmieniałam wkładki! No to miałam to co chciałam! RODZIŁAM!!
Skurcze pojawiły się praktycznie od razu po odejściu wód. Co mnie bardzo zdziwiło od samego początku były regularnie co 3 minuty i trwały po 40-45s. Trochę mnie to nastraszyło, że jak to tak często jak to dopiero się zaczęło? No nic, zadzowniłam do swojej położnej, która stwierdziła, że jeśli bój nie jest jakiś mocny to mogę się postarać wytrzymać w domu jak najdłużej. OK. Napuściłam sobie wody do wanny i postanowiłam się zrelaksować – to był cudowny pomysł, bo odczuwanie skurczy stało się znacznie mniej uciążliwe, choć nadal były one mocne i co 3minuty. Ja siedziałam w wannie, a mąż z naszą listą w ręce dopakowywał torby. O godzinie 4:30 stwierdziłam, że nie ma co czekać, ból jest naprawdę intensywny i do tego tak często są te skurcze. Po drodze do szpitala, odwieźliśmy jeszcze naszego pieska do Kamila rodziców

W szpitalu pojawiliśmy się pare minut po 5 rano. Nie badali mnie na izbie, bo Pani widziała co się dzieje więc od razu kazała się przebrać w piżamkę i zmykać na górę, na porodówkę. Tam papierologia, 40 minutowe KTG na którym ciężko już było wytrzymywać kolejne skurcze, ale starałam się być twarda Położna mnie zbadała i stwierdziła, że rozwarcie jest na ciasne dwa palce – 3-4cm. Myśle – o matko, gdzie tam jeszcze, a kilka godzin już przecież minęło. Następnie lekarz zaprosił mnie na USG – prognoza wagi 3200g. Lekarz stwierdził, że skurcze na KTG wychodzą jeszcze słabiutkie na poziomie 20-40 (??) i pomyślałam sobie JAK TO?! To co będzie przy 100, ale zbadał mnie i powiedział że jest rozwarcie na 4-5cm i że być może KTG było jakoś źle podłączone. Przeszliśmy na trakt porodowy, tam położna zrobiła mi lewatywkę no i czekaliśmy. Głównie leżałam sobie w spokoju na łóżku, ale byliśmy też pół godziny pod prysznicem co przynosiło cudowną ulgę. Obecność męża była zbawienna i nie wyobrażam sobie że mogłoby go nie być bo kiedy nadchodziły skurcze bardzo mi pomagał masując lędźwie. Przed godzina 9 przyjechała do szpitala nasza położna i po zbadaniu mnie stwierdziła, że mamy 8cm co mile mnie zaskoczyło. Wkrótce przeszliśmy do sali porodowej. Czekaliśmy na zlecenie od lekarza oksytocyny, którą położna chciała podłączyć na fazę partą.
Na tym etapie bóle krzyżowe były ciężkie do zniesienia ale przecież wiedziałam i byłam nastawiona na to, że będzie bolało Kiedy nadeszły skurcze parte położna ciągle przypomniała o oddychaniu, prosiła żeby w miarę możliwości nie przeć (akurat




Podsumowując, poród to ciężka i dosyć bolesna praca. Sama nie wiem czy tak sobie to wyobrażałam czy inaczej. W każdym bądź razie mój poród nie był dla mnie żadną traumą, od momentu wypchnięcia główki zapomniałam o wszystkim „złym”, o wszystkich bolących skurczach. Do końca dnia czułam się rewelacyjnie, przyjęliśmy babcie, dziadka i ciocie, a ja totalnie nie czułam się jakbym urodziła parę godzin wcześniej. Wiele zawdzięczam położnej, która zrobiła wszystko by chronić krocze i ciszę się, że zdecydowaliśmy się na taką prywatną opiekę.
Gratuluję tym, którzy dobrnęli do końca tego wpisu!

Wiadomość wyedytowana przez autora 21 kwietnia 2015, 22:13
Miło się czyta taki opis porodu :-) gratuluję córeczki
Gratuluję :)
Czekałam na ten wpis :* Super się czyta taką relację bo nie opisałaś porodu jak rzeźni jak to niektórym się zdarza i emanuje z tego opisu taka radość Jesteście już w domu? Jak Ci idzie z karmieniem? To teraz kolej Magic lub moja na poród;)
A jak tam znieczulenie zewnątrzoponowe? Miałaś w końcu?
Poród całkowicie bez znieczulaczy, jedynie z małą porcją oxy na koniec :) Od niedzieli jesteśmy w domu, Natka póki co jest mega aniołkiem do tego stopnia, że trzeba ja błagać żeby się obudziła na jedzonko :) Z karmieniem w sumie nie ma jakiś większych problemów, ale karmimy się przez nakładki bo Natka ma problem złapać lewą pierś a prawą mi juz poraniła więc się ratujemy nakładkami :) W piątek idziemy do petiatry zobaczyć, czy ten nasz leniuszek przybiera na wadze tak jak powinien. Mamy już pozwolenie na spacerek także może dzisiaj się wybierzemy. pozdrowienia ciocie!
kochana jeszcze raz wielkie gratulacje :) dobrnęłam do końca wpisu :) bardzo się cieszę, że jesteście już we trójkę! i zazdroszczę, bo końcówka jest okroooopnie długa :) Gratulacje mamusiu! :*
Świetnie :) jeszcze bardziej jestem spokojna co do porodu w tym szpitalu z ta polozna. A powiedz mi wiem ze Twoja ciocia tam pracuje i może miałaś względy u położnej :p ale ile bierze za poród prywatny - tzn czy w ogóle powie mi jak się zapytam? Jeśli możesz i znajdziesz czas odpisz ns prv. co do Natalki to faktycznie Aniołek. :)
Oby każda z nas mogła równie pięknie przejść poród :) Bardzo się cieszę kochana i jeszcze raz gratulacje! ;) Trochę Wam zazdroszczę że macie już Natalkę przy sobie. Cudownie :)
Dziękuję Dziewczyny! Teraz ja mocno trzymam kciuki za Was i za to, żebyście były tak samo zadowolone z porodu jak ja!