X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki ciążowe Nie wierzę! Sugar na fiolecie!
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4

11 grudnia 2018, 16:29

No i po wizycie. Wszystko ok poza tym, że Ernest już ma owinienta pepowine wokół szyi, eh.

12 grudnia 2018, 09:43

27t5d
Świruje od wczoraj lekko. Wolałabym chyba nie wiedzieć o tej pępowinie, bo się boje :/ Położna mówiła, że raczej się już nie odkręci z niej. Do tego poczytałam w necie i to była głupotaaaaa. Dużo babek pisało, że przecież 50% płodów owija się pępowiną i że rodziły naturalnie i super. Ale ja się boje tego, że on się owinął tą pępowiną JUŻ, a przecież ciągle rośnie i ta pętla będzie coraz mniejsza. O ile nie dojdzie kolejna... Co jeszcze wyczytałam w necie to sobie daruje i nie będę Wam przytaczać. W każdym razie o wiele uważniej obserwuje ruchy. Czy są, czy nie są za silne itp. Paranoja. Skąd mam wiedzieć, że ruchy są za silne? Ogólnie pomimo, że do tej pory byłam mega za naturalnym porodem to teraz gdyby mi zaoferowali to wole cc. Ale podobno pępowina wokół szyi to nie jest wskazanie do cc, bo przecież pępowina jest długa (słowa położnej). Ginekolog powiedziała, że przepływy są ok, że pępowina jest luźna i że mam się nie przejmować. Że jedynie w trakcie porodu będę musiała być pod większą kontrolą. Czyli moja wizja skakania na piłce, chodzenia po korytarzu itp. legła w gruzach. A wiadomo, że poród leżący trwa dłużej i jest cięższy eh. I ogólnie wkurza mnie ten nfz. Praktycznie do samego porodu mam wizyty raz w miesiącu. Zapisane mam póki co dwie- 10 stycznia i 14 lutego (z KTG). Poród planowo na 8 marca. Chyba pomiędzy jeszcze zajdę na jakieś prywatne... Ernest jest duży. Jak już wspominałam poród wg miesiączki 8 marca, wg USG 28 lutego. Waży coś pomiędzy 1200-1300g, nie pamiętam dokładnie.
I po co się tak wierciłeś synu... teraz matka się stresuje.
Jutro mamy szkołę rodzenia. Chyba podpytam o tę sytuacje położną ze szkoły, bo to super babka i liczę, że mnie uspokoi.

13 grudnia 2018, 11:52

27t6d
Nie świruje już tak z tą pępowiną a przynajmniej się staram. Rozmowa z dziewczynami na gimnastyce dla ciężarnych pomogła. Ogólnie marzy mi się ktoś w bliskiej okolicy kto tak jak ja niedługo rodzi. Wiadomo, że takie wsparcie byłoby świetne. Ale jak tu kogoś poznać? Może jak już dziecko będzie na świecie to się uda? Ale na początku plac zabaw wiadomo, że odpada więc nie wiem. Tylko jedna moja bliska koleżanka ma dziecko i to już 2,5 letnie, ale najbliżej nie mieszka. Reszta jeszcze nie ma lub dopiero się stara, ale bezskutecznie póki co.
Wczoraj wpadłam w obłęd wyprawkowych zakupów. Dokupiłam pajace, obkupiłam siebie do szpitala, kupiłam pierdoły typu smoczki, butelka, masę pieluch tetrowych, otulacze, ręczniczki do kąpieli, śpiworek do fotelika, śpiworek do spania, jakieś pierwsze zabawki, prześcieradełka itp. itd. Przez moje upodobanie do akcesoriów dziecięcych podpatrzonych u blogerek itp. mój portfel jest przetrzepany, hahahaha. Choć aż tak nie świruje, nie zamawiam pieluch za 120zł za sztukę ;) Po nowym roku zostały już więc tylko duże wydatki typu wózek, komoda, łóżeczko plus jakieś pierdoły typu szumiś, karuzelka, pieluszki, środki higieniczne, apteczne itp. itd. Plus pewnie jakieś ubranka też jeszcze wlecą skoro na początku tyle ich idzie. Ogólnie wczoraj podczas tych zakupów zaśmiałam się w myśli nad becikowym 1000zł, którego i tak nie dostaniemy. To kropla w morzu potrzeb. Choć wiadomo, że mimo wszystko wolałabym je mieć niż nie mieć, ale cóż...
Za około 2 dni ma być gotowa umowa kredytowa w banku. Super, chce żeby moje myśli uwolniły się chociaż od tego tematu. Choć rata nadal mnie nie cieszy ;) Ale i tak udało nam się tyle lat mieszkać bez kredytu i bez wynajmowania. Nie ma co narzekać, ogarniemy.

15 grudnia 2018, 05:45

28t1d
Niech mi ktoś wytłumaczy skąd w 3 trymestrze problemy ze snem???? Najpierw problem ten miałam co któryś dzień, teraz codziennie i oszaleje. Budzę się o 4 i sen nie nadchodzi. A zasypiam późno. Normalnie włączam sobie serial i oglądam do 6...7... zasypiam i wstaje przed 11. Paranoja. Nie mam problemu ze zmianą pozycji do snu,nie chodzę do toalety jakoś turbo często, zestresowana też się raczej nie czuje. Dzisiaj z racji, że wyjeżdżamy do Wrocławia a do 5 sen nie nadszedł stwierdziłam, że nie ma sensu walczyć. Usadziłam jajka na śniadanie a teraz siedzę, pije kawę i czekam na 6:30 żeby zacząć się ogarniać.
Tak bardzo tego nie rozumiem. Całe szczęście nie jestem dzisiaj kierowcą. To może uda mi się zdrzemnąć w trakcie 6 godzinnej podróży. Taka ciekawostka- tylko ja mam prawko, a mąż nie. Także sytuacje, gdy nie muszę prowadzić do luksus. Ale raczej w 3 trym nie porwałabym się na 6h prowadzenia samochodu.

18 grudnia 2018, 11:42

28t4d
Kryzys senny póki co zażegnany. Od czasu wpisu wszystkie noce względnie dobrze przespane, wspaniale. Co bym nie zapeszyła ;)

5 stycznia 2019, 10:39

31t1d
Dość dawno mnie tu nie było. Wyprawka ruszyła z kopyta. Mam już w zasadzie wszystko co niezbędne i co zbędne też ;) Na spokojnie jeszcze w najbliższej przyszłości myślę o dokupieniu karuzelki, bujaczka leżaczka i maty edukacyjnej. Wózek kupimy chyba w lutym. Pokój dziecięcy powoli zaczyna wyglądać. Dzisiaj już chyba złożymy łóżeczko żeby zobaczyć jak się prezentuje ;) Już nawet zaczęłam pranie, prasowanie i układanie w szafkach. I chyba dobrze, bo mi dobre samopoczucie siada ;) kręgosłup boli tak, że aż promieniuje na pośladek i nogę, najgorzej jak chodzę. W czwartek mam wizytę u ginekologa. Musze się jej zapytać czy mam podejść prywatnie pomiędzy wizytami, bo praktycznie do samego porodu mam wizyty raz w miesiącu :O nie wiem czy to normalne. Normalne jest chyba, że co dwa tyg...
Dzisiaj jadę na sesje ciążową z koleżanką, który szkoli się na fotografa. Zobaczymy co wyjdzie. Chcemy jeszcze uchwycić aurę świąteczną i światełka. Ostatnio mąż mi cyknął już kilka fajnych zdjęć jak jakimś cudem udało nam się uchwycić śnieg ;)

Wiadomość wyedytowana przez autora 5 stycznia 2019, 18:53

10 stycznia 2019, 19:55

31t6d
Byłam dzisiaj na wizycie. Ernest jest wielki. Lekarka powiedziała, że podchodzi już nawet pod 2,5kg i że to sporo (wiadomo,że toi tak orientacyjnie :D tak sobie tłumacze haha). Mam odstawić witaminy i brać sam kwas foliowy żeby go dodatkowo nie stymulować do wzrostu. Powiedziała, że w takim wypadku stara się żeby poród nie był po terminie. W moczu wyszło mi białko i przed wizytą miałam ciśnienie 154/93. Powiedziała, że to może być gestoza, przez tydzień mam mierzyć ciśnienie i jej wysłać na mail. Mi się wydaje, że pomiary wyjdą ok, bo po wizycie już ciśnienie miałam mniejsze, a w domu było ok. Z moczem to wydaje mi się, że źle pobrałam próbkę tym razem, bo zapomniałam o tym i trochę mało "przepisowo" to robiłam ;) No zobaczymy. Ciśnieniomierz pożyczył to będę mierzyć.
Jest już głową do dołu.
Edit.
Pomiar wieczorny 111/63.

Wiadomość wyedytowana przez autora 10 stycznia 2019, 22:09

11 stycznia 2019, 13:53

32t0d
Pomiar ciśnienia porannego pokazał 110/71. Także na szczęście nie sądzę, aby mi gestoza wyszła. Ból w odcinku lędźwiowym i prawym pośladku aż po nogę z dnia na dzień się nasila. Powoli uniemożliwia mi normalne funkcjonowanie. W nocy jak wstałam do toalety to ledwo do niej dotarłam, a jak wróciłam do łóżka to z bezsilności się popłakałam. Noce są najgorsze. Każde przekręcanie się z boku na bok, wstawanie z łóżka powoduje ogromny ból. W trakcie chodzenie też czuje ciągły dyskomfort. Poszłam więc na 12 do fizjo. Zrobiła mi masaż, pokazała ćwiczenie do domu i nakleiła taśmy. Mówiła coś o tym, że moja prawa strona przejmuje ciężar przez co mam mięśnie przeciążone, napięte... i dalej nie pamiętam :D jeżeli mi pomoże jej usługa to będę do niej chodzić regularnie. Jeżeli nie to za tydzień idę do fizjo z polecenia, która specjalizuje się w fizjoterapii kobiet ciężarnych i po ciąży. Mam jednak nadzieje, że mi pomoże dzisiejszy masaż i taśmy.

14 stycznia 2019, 14:22

32t3d

Moja starsza siostra jest w ciąży. Na dziecko zdecydowała się chyba tylko dlatego, że jej o 6 lat młodsza siostra jest w ciąży... "Starali się" (co jest za dużo powiedziane) 2 miesiące, podczas których uprawiali seks raz w miesiącu. W miesiącu "trafionym" jakoś teoretycznie na tydzień przed owulacją i test pozytywny. Do tego poraziło mnie jej podejście. Mieszka w NO i tam generalnie ciąża do 3 miesiąca to ponoć nie ciąża i nawet wtedy nie ma wizyty u lekarza. No to w związku z tym, że przylatuje do pl w pt zapytałam czy chce żebym ją umówiła do ginekologa żeby ciąże potwierdzić. Na co ona, że nie chce, bo ma trening na siłowni z trenerem. Jaki ja bulwers przeżyłam jak to usłyszałam, że woli iść poćwiczyć na siłowni zamiast sprawdzić czy jest w ciąży. Bo jest ona póki co potwierdzona tylko testem. Nawet bety nie miała. Ale później próbowałam to sobie zracjonalizować. Że to może ja jestem jakaś zbyt nadgorliwa i to jej podejście jest normalne, a ja świruje...

Czuje się jak niepełnosprawna, te 15kg na plusie mnie przytłacza. Ważę się prawie codziennie jak psychol żeby ograniczyć już wzrost wagi, bo czuje, że nie podołam z dużo wyższą. Ciśnienie cały czas w normie. Odpukać chociaż sypiam dobrze, poza momentami, gdy muszę się przekręcić na drugi bok ;)

Od wczoraj kotłuje mi się w głowie to co się stało na WOŚP w Gdańsku.

1 lutego 2019, 13:18

35t0d
Dawno się nie odzywałam a tu już 9 miesiąc zaczęłam. Teoretycznie 35dni do porodu.
Życiowo wszystko się stabilizuje. Kredyt wzięty. Rata w okolicach 2tys. mega dołująca, ale co zrobić... nic się nie zrobi. Trzeba ją zaakceptować i czekać na to aż po wpisie do hipoteki spadnie o 300zł ;)Wyprawka chyba skompletowana. Nie mamy jeszcze tylko wózka i zapewne będziemy go zamawiać dopiero w połowie lutego. Czekamy na datki ;) Bo zrzuca się na niego pół rodziny hahaha ;) Dziadkowie, moja mama i teściowa. I mają dać kaskę właśnie w lutym. Mój wybór od samego początku ciąży jest ciągle ten sam- mutsy nio.
Rzeczy do szpitala też już mam przygotowane, leżą póki co w łóżeczku i muszę je przerzucić do walizki lub torby. Najlepsze jest jednak to, że nadal nie wiem gdzie będę rodzić ;) jakieś tam typy mam, ale jakoś bardzo się do tej myśli nie przywiązuje. Bo jak nie będzie miejsc na porodówce to i tak mnie odeślą... Jeżeli akcja porodowa będzie się rozkręcać powoli lub będę miała się zgłosić po prostu na termin to możliwe, że urodzę 60km od Gdańska. A jak nie to zaspa.... bądź nowe UCK. O ile już otworzyli (ale czytam, że chyba nadal nie). Wiem na pewno, że nie chce rodzić w wojewódzkim. Najbardziej martwi mnie to, że chyba będę musiała tam jechać taxówką i wracać pewnie też. Mój mąż nie ma prawka, tylko ja :D:D:D (taaak, wiem że to fenomen :D). A moja mama panicznie boi się jeździć samochodem po Gdańsku. Także no... Super. No chyba, że właśnie będę rodzić te 60km od gda to wtedy luzik. Dobra, wyjdzie w praniu :D Nie mogę się przejmować takimi sprawami, bo oszaleje. Najważniejsze, aby się urodził a jak tam dojadę to już mniej ważna sprawa.
W zeszłym tygodniu miałam jakieś zatrucie pokarmowe, czy jelitówkę, sama nie wiem co to było, ale dramat. Położna kazała mi przyjechać na kontrolę, ale z dzieckiem było wszystko ok, KTG dobre,USG też. We wtorek miałam KTG gdzie indziej i wyszło trochę gorzej. Mało ruchów. Ale wydaje mi się, że to przez to, że leżałam na plecach. A przy pierwszy KTG kazała mi się przekręcić na bok, bo na plecach też wychodziło gorzej. No i faktycznie nie ma opcji żeby sobie dłużej poleżała na plecach, bo mnie przydusza ;) We wtorek idę znowu, ale od razu położę się na bok. Ale ogólnie mam wrażenie, że dziecko mam mało ruchliwe i trochę mnie to martwi nie ukrywam.
Praktycznie codziennie mam skurcze przepowiadające. Najgorzej jest nad ranem. I tak jakby zaczęłam czuć ucisk momentami nad spojeniem łonowym, ale to chyba niemożliwe żeby Erni już do kanału wchodził? Hmmm. Ogólnie te skurcze są chyba dziwne. Boli jak przed miesiączką i trwają bardzo długo. Nawet dobre kilka minut.
Zaczęliśmy robić masaż krocza. Pisze zaczęliśmy, bo mąż został do tego zaangażowany ;) Jakie to jest nieprzyjemne :O Nienawidzę.
Kurs chustonoszenia za nami, chusta kupiona. Nie wiem czy ja to kiedykolwiek ogarnę na żywej istocie.

Wiadomość wyedytowana przez autora 1 lutego 2019, 13:30

12 lutego 2019, 10:00

36t4d
Za trzy dni ciąża donoszona (umownie ;)). W czwartek mam wizytę u gina z KTG. Zobaczymy co tam się dzieje. Może coś się już zaczyna rozwierać? ;) Jesteśmy gotowi. Ernest może wyskakiwać. Torby spakowane czekają, jedynie mój plan porodu nadal w powijakach. Nie do końca wiem czego chce i na czym mi zależy. Zastanawiam się też czy ten plan porodu faktycznie jest egzekwowany. To mój pierwszy poród i nie wiem czego mam się spodziewać. Nie wiem co myśleć o znieczuleniu zewnątrzoponowym. Miałam okazje kiedyś mieć taki rodzaj znieczulenia do zabiegu i szczerze to raczej nie chce go ponownie. Ale z drugiej strony co jeżeli ból będzie tak wielki, że już będę chciała WSZYSTKO byleby uśmierzyć ból? Wiem, że na pewnym etapie jest już za późno... Zresztą jak nie będzie anastezjologa na oddziale to i tak nie podadzą. I generalnie dużo mam takich rozkmin ;) Nacinanie krocza... chronić czy nie. Moja gin mówi, że bez sensu, bo jak pęknę to może to pójść w kiepskim kierunku ;) Miałam w planach robić masaż krocza żeby je przygotować, ale sprawia mi to zbyt duży dyskomfort i się poddałam. Może robię coś źle.
Kupiliśmy wózek. W ostatniej chwili zdecydowałam się na używany, bo rozsądek przeważył. Słyszałam od wielu osób, że te wózki głęboko-spacerowe nie są fajne na dłuższą metę i że później warto kupić po prostu spacerówkę. Bo lżejsza, mniejsza itp. Wzięliśmy więc na początek używany mutsy nomad, który rozkłada się do spacerówki. Ale za pół roku będę mogła bez wyrzutów sumienia kupić wypasioną spacerówkę. Bo tak gdybym wydała na wózek ponad 3 koła to byłoby mi szkoda pieniędzy na pewno.
Już jakiś czas temu ból kręgosłupa zupełnie minął i końcówka ciąży jest dla mnie względnie wspaniała póki co. Dalej chodzę z psiakami na długie spacery, sprzątam, gotuje, wiąże buty, schylam się, dobrze śpię ;) Także oby tak pozostało do samego końca.

19 lutego 2019, 18:18

37t4d
GBS+, niby tak czułam, że mi wyjdzie dodatni, ale mimo wszystko wolałabym go nie mieć... W weekend trasa na porodówkę ogarnięta. I całe szczęście, bo z godzinę jej szukaliśmy taki rozgardiasz remontowy panuje.
Jesteśmy gotowi. Ernest możesz wychodzić ;)
A to my na końcówce. Czekam na koniec. Chce już zrzucić te prawie 20kg co dowaliłam haha ;) Wraz z końcówką ciąży poczułam potrzebę zmian w wyglądzie. Przefarbowałam się z blondu na brąz, skróciłam włosy i zrobiłam grzywkę (fotki jeszcze przed podcięciem). Może coś w tym jest, że na przełomowe sytuacje w życiu kobiety reagują potrzebą zmiany w wyglądzie ;)
Czy boję się porodu? Bardzo często słyszę te pytanie- nie. Nie mam żadnych doświadczeń w tym temacie, nie wiem jak mój organizm sobie poradzi z porodem i po co mam to przeżywać. Jeżeli poród przebiegnie tak jak cała ciąża będzie genialnie ;)

Według czwartkowego USG nie jest już taki wielki jak to wyszło na poprzednim. Ma niby około 3kg +/-450g. Ale na te szacunki patrzę bardzo mocno przez przymknięte oczy.

Wiadomość wyedytowana przez autora 9 maja 2019, 15:00

21 lutego 2019, 12:06

37t6d
Dzięki dziewczyny za miłe słowa odnośnie zdjęć.
Wczoraj pierwszy raz leciała mi siara. Niby wiedziałam, że tak się zdarza i to normalne. Mimo wszystko szok był ;) Oby zwiastowało to brak problemów z laktacją.

24 lutego 2019, 17:08

38t2d
Odszedł mi czop śluzowy. No to jeszcze intensywniej wypatrujemy zbliżającego się porodu ;)

25 lutego 2019, 10:48

38t3d
Byłam dzisiaj na porodówce o 3 w nocy ;) Obudziłam się z bólem miesiączkowym i zauważyłam, że moja piżama jest wilgotna. Nie jakoś bardzo, ale miała plamę jakbym się posikała. Wydaje mi się, że raczej taka sytuacja nie miała miejsca.... wsadziłam sobie więc papier żeby zobaczyć czy coś leci, po chwili wyjęłam a tam krew jakby miesiączkowa. W internecie wszędzie napisane, że jak jest krwawienie to do szpitala. Próbowałam się dodzwonić czy jest sens żebym jechała, ale nikt nie odbierał. No to pojechaliśmy. Miałam w tym czasie podpaskę i wyleciało jeszcze trochę krwi takiej miesiączkowej. Lekarz wsadziła mi rękę po sam pępek, dosłownie ;) i stwierdziła, że to mi czop odchodzi. O czopie podbarwionym krwią słyszałam, ale o takim co wygląda jak miesiączka już nie... w każdym razie kazała wracać do domu. Cały czas coś mi wylatuje, ale już nie w takich ilościach. Od czasu do czasu czuje napięcie w dole brzucha jak na miesiączkę i częściej chadzam do toalety (czyżby oczyszczanie?), ale biegunka to to nie jest. Dobrze, że na 13 idę na KTG, bo tak nie do końca mnie ta wizyta na porodówce uspokoiła. Podpytam położną i zobaczymy jak tam puls u młodego.

2 marca 2019, 13:54

W środę urodziłam. Jak się tylko ogarnę napisze coś więcej. Powiem tylko, że na porodowce byłam max 2h, ponoć torpeda. Ale ma to swoje konsekwencje na moim kroczu. Ale to opiszę coś więcej jak siądę do komputera.

Wiadomość wyedytowana przez autora 2 marca 2019, 13:59

12 marca 2019, 19:08

Zbieram się do tego wpisu i zbieram i zebrać się nie mogę ;) No, ale może w końcu coś z tego wyjdzie. Dawno mnie tu nie było, tak więc może zacznę od porodu. Urodziłam w środę 27 lutego, ale od niedzieli wiedziałam, że poród jest coraz bliżej. W niedziele po spacerze odszedł mi czop śluzowy. W nocy z niedzieli na poniedziałek obudził mnie ból podbrzusza i jak się okazało krwawiłam tak jak w trakcie miesiączki. No to spanikowana zapakowaliśmy się z mężem do samochodu i pojechaliśmy na porodówkę. Tam mi powiedziano, że to nadal czop śluzowy, ale to nic nie oznacza i poród może być równie dobrze i po terminie. Ale ja czułam, że tak nie będzie ;) W pon i wtorek zaliczyłam KTG na którym kompletnie nie pisały się żadne skurcze pomimo, że coś tam czułam. We wtorek poszłam prywatnie do ginekologa żeby skontrolować co się dzieje i on powiedział mi, że mam rozwarcie na 2 palce, ale szyjka nadal dość wysoko więc z taką szyjką mogę chodzić i kolejne 2 tygodnie ;) We wtorek stwierdziłam, że wypędzę syna z brzucha, bo te czekanie mnie wykończy ;) Najpierw dłuuuugi spacer i skakanie na piłce. Pojawiły się jakby pierwsze skurcze, ale szybko odeszły. Na koniec dnia seks. Nadal nic. Zasnęłam o 21 co było dla mnie dziwne, bo w ciąży chodziłam spać bliżej północy. Obudziłam się o 2, nie wiem czemu, tak po prostu. Jakieś pół h później poczułam pierwsze skurcze, ale póki co na lajcie. Nie zasnęłam już. O 6 rano zadzwoniłam do mamy, że to może już, ale w sumie nie wiem. Razem z mężem zastanawialiśmy się czy ma iść do pracy, czy nie hahahaha. No, ale skurcze lekko się nasiliły i nabierały jakiejś regularności. Stwierdziłam, że na porodówkę nadal nie jadę i czekałam na rozwój sytuacji. Zjadłam śniadanie, wypiłam kawę, wykąpałam się, połknęłam antybiotyk przepisany na dodatni gbs i dalej czekałam ;) Jakoś po 9, czy nawet chwilę przed 10 ruszyliśmy na porodówkę. Skurcze nadal dość lajtowe. Na pewno całą sytuacja nie wyglądała jak na filmach ;) Na porodówce zbadali mnie. Lekarz stwierdziła rozwarcie na 1,5 palca (a dzień wcześniej niby 2, taka tam subiektywność badania ;)). Powiedziałam, że skurcze mam regularne, poniżej 5 minut i trwające 40 sekund do minuty. Jakimś cudem było jeszcze dla mnie miejsce na porodówce, ale byłam już przyjęta bodajże jako ostatnia. Położyli mnie na łóżku, podłączyli do KTG, nawet mam foteczkę z pełnym uśmiechem i komórką w ręku ;) Zbadała mnie lekarz, stwierdziła rozwarcie na 2cm. Położne mega fajne, omówiły ze mną plan porodu, czy chcę lewatywę, golenie krocza itp. Lekarz zaczęła gadkę o ewentualnym przebiciu pęcherza i podaniu oksytocyny. OMG przecież ja dopiero tam wjechałam a już nas chcieli popędzać ;) Chwile po tych słowach pęcherz owodniowy sam mi pękł. No i cała akcja nabrała rozpędu ;) ból był no… ekhm dość duży ;) mąż próbował uśmierzyć mój ból masując mi plecy, ale bóle nie szły z pleców a jakby z samego dołu brzucha. W końcu zalana łzami poprosiłam o zzo. Lekarz stwierdziła, że ja żadnych skurczów nie mam, bo się nie piszą a brzuch mi się wcale nie napina i że to główka jest niska i dlatego boli. Dostałam więc na pocieszenie gaz rozweselający ;) Dalej leżałam pod KTG pomimo, że chciałam poród aktywny. Powiedziano mi, że to już ostatni zapis po odejściu wód płodowych i zaraz mnie odłączą. Nie zdążyli ;) W każdym razie z badania na badanie rozwarcie się powiększało. Lekarz zdziwiona, że już 4 palce i mówi jak poczuje pani parcie proszę mówić. „JUŻ CZUJE!”. Nagle zbiegło się pełno osób, złożyli łóżko do parcia. Mąż trzymał mnie za głowę, dwie położne za nogi i zaczęło się parcie, którego nie mogłam powstrzymać. Położny krzyknęła żebym nie parła. Taaaaaaaaaa… za późno. Ernest wystrzelił a ja skończyłam z pęknięciem 3 stopnia. Wiedziałam, że jest słabo jak lekarz odbierająca poród zadzwoniła po „panią profesor” żeby mnie zaszyła. Wtedy wszedł położnik i zapytał „ten maluch takich strat dokonał?”. Moja położna środowiskowa powiedziała, że nie zostałam nacięta i to wina położnej, że tak mnie poturbowało. Nieważne… Generalnie strasznie się stresowałam, bo ciągle ktoś przychodził oglądać mi krocze i zalecili mi dietę półpłynną, aby opóźnić wiadomo co ;) dla niewtajemniczonych powiem tylko, że pęknięcie 3 stopnia obejmuje zwieracz odbytu. Lekarze bardzo na okrętkę mówili, że mogą być różne konsekwencje i że gdyby coś się działo mam niezwłocznie pojawić się w szpitalu. Nie wiedziałam za bardzo o co im chodzi, ale już w domu wyczytałam, że mogło się to skończyć nietrzymaniem kału. Tragedia. Na szczęście jest ok, ale na początku kwietnia idę do urofizjoteraputy, aby popracować nad tym co się zadziało. Podsumowując na porodówce byłam niespełna 2h i usłyszałam, że rodzę szybciej niż wieloródki i że nic tylko rodzić ;) Nie zdążyłam więc przyjąć całego antybiotyku na gbs i mieliśmy dodatkowe badania, na szczęście wyszły ok. Ernest wychodząc ze szpitala miał jedynie śladową żółtaczkę. W szpitalu byliśmy 48h. Niestety w 2 dobie po porodzie dopadł mnie baby blues i trzymał kilka dni. Dramat. Samego porodu nie wspominam bardzo źle. O wiele gorsze było dla mnie to, że raptem kilka h po porodzie zostaje człowiek sam z dzieckiem i musi sobie radzić. Dobra rozpisałam się więc do brzegu ;) O Erneściku nie chce póki co pisać zbyt dużo co by nie zapeszyć ;) Mam trochę problemy z laktacją, ale nie chce mi się póki co na ten temat zbyt dużo pisać. Przestałam sobie już tym orać głowę, że jestem beznadziejna, bo karmie mieszanie. Bo przez to ryczałam jeszcze więcej. Ale nie zapeszając mleka jest powoli coraz więcej. Korzystałam z usług położnej laktacyjnej, ale szkoda gadać. 200zł wywalone za okno. Nie chce mi się nawet pisać co ona zaleciła. Dzisiaj mieliśmy sesje noworodkową. Jutro pierwsza wizyta u pediatry, bo Ernest musi mieć zrobione badania hormonalne z uwagi na moją niedoczynność. Męczy go lekki katar, ale odciąganie gilonów raz na jakiś czas pomaga. O to więc też zapytam. Dzisiaj ze dwa razy zakaszlał, ale wydaje mi się, że to może być przez suche powietrze a nawilżacza jeszcze nie kupiliśmy. Wydaliśmy w tym miesiącu tyle hajsu na uzupełnienie wyprawki, że to się w głowie nie mieści ;) W nd mamy jeszcze dodatkowo indywidualne lekcje chustonoszenia, bo bardzo liczę, że uda nam się z powodzeniem chustować. No dobra póki co to by było na tyle, bo i tak wyszedł niezły esej ;)
Aha Erneścik urodził się z wagą 3450kg i 50cm. Tak więc przez to, że całą ciąże słyszałam, że urodzę duże dziecko moje wyprawka ubraniowa była do bani na chwilę obecną. Ale już go trochę obkupiłam.

Wiadomość wyedytowana przez autora 12 marca 2019, 21:14

19 marca 2019, 17:18

Ernest kończy jutro 3 tygodnie. Czas przy dziecku leci niesamowicie szybko. Mąż nadal ma wolne od pracy, wziął ponad 5 tygodni urlopu, dzięki czemu wraca dopiero za 2,5 tygodnia. Póki co zostawia nas tylko jak idzie na trening. Uważam, że tak długi urlop to super sprawa. Ja czuje się coraz pewniej w opiece nad dzieckiem i wizja zostania samemu w domu już tak bardzo mnie nie przeraża. Baby blues chyba w końcu odszedł, ale wolę nie mówić jeszcze hop. W niedziele mieliśmy indywidualny kurs chustonoszenia i chyba w końcu trochę ogarniam. Mega fajna babka nas szkoliła. Jeżeli ktoś z okolic Trójmiasta szuka kogoś do nauki chustonoszenia to mogę polecić. Wczoraj zaliczyliśmy pierwszy krótki spacer w chuście i Ernest przez większość czasu spał. Właśnie dlatego chciałam tak szybko zacząć żeby od noworodka się przyzwyczajał. A z uwagi na dwa psy które mamy jeden spacer dziennie w chuście musi być. Dziś domówiłam bluzę dla dwojga z myślą o wiośnie i jesteśmy gotowi na spacery :) Ja jestem zachwycona póki co chustonoszeniem. Ręce wolne, wózka nie trzeba targać, super. Ernest przez ostatnie kilka dni miał wzdęcia. Dzisiaj póki co odpukać spokój. Jak już wspominałam boje się pisać za dużo o Erneście żeby nie zapeszyć ;) Generalnie póki co jest bardzo spokojnym dzieckiem. Praktycznie nie płacze. Gdy jest potrzeba można go odłożyć do łóżeczka nawet gdy nie śpi i bez większych problemów zostanie w nim, nie płacze. Coraz mniej śpi już w dzień, ale taka chyba kolej rzeczy ;) Że z ciągłego spania powoli przejdzie na drzemki. Czekam już na pierwsze świadome gesty, uśmiech itp. A jeżeli chodzi o mnie to byłam w sobotę u ginekologa ponieważ trochę mi się moja rana krocza nie podobała a konkretniej zapach ;) Zdjął mi kilka szwów ze środka, coś tam poczyścił i jest ok. Zaproponował na moją poporodową masakrę laser. Jeden laser 1200zł a najlepiej zrobić 3... No zobaczymy. Jeżeli będzie taka konieczność to pewnie zrobię, póki co uderzę do urofizjoteraputy.

26 marca 2019, 18:09

Erneścik mój malutki kończy jutro miesiąc. Z noworodka staje się niemowlakiem. Jak ten czas szybko leci. Początek nie jest dla nas łatwy, bo walczymy z ulewaniem, zaparciami, bolącymi gazami itp. itd. W przyszły pon będzie miał usg w kierunku refluksu i jeżeli wyjdzie, że go ma to śmigamy do gastroenterologa. Oczywiście wszystko prywatnie... w połączeniu z naprawą samochodu i psim behawiorystą to trochę dostajemy po dupie finansowo ostatnio ;) Położna powiedziała mi dzisiaj rano, że mam nawet nie myśleć o płatnych laserach na krocze, bo z powodu "błędu w sztuce" i obrażeń jakie poniosłam w trakcie porodu należy mi się plastyka krocza na NFZ i nie ma co do tego dyskusji. Także na wizycie popołogowej poruszam ten temat. Do tego robi mi się jakaś przetoka... i powiem Wam, że nie ma szans żebym zdecydowała się jeszcze kiedykolwiek na poród naturalny. Albo skończy się na jednym dziecku, albo cesarka. O ile sam poród jak pisałam nie był tragiczny. Tak to co przechodzę po spowodowało u mnie traumę. Ale jeżeli czytają mnie dziewczyny, które dopiero czekają na poród. Bez obaw, takie "błędy w sztuce" nie są częste ;)
Jutro ruszamy z Ernestem na pobranie krwi do badań tarczycowych i polujemy na kupę do badań, aby wykluczyć nietolerancję laktozy.

Wiadomość wyedytowana przez autora 26 marca 2019, 18:16

6 kwietnia 2019, 13:04

Szkoda mi ciągle czasu żeby coś tu napisać, ale regularnie podczytuje co się u Was dzieje ;) Enrest w środę skończy już 6 tygodni, wow. Byliśmy u gastroenterologa dziecięcego i na usg bioderek i jamy brzusznej pod kątem refluksu. Wyszło, że Ernest refluks faktycznie ma a dodatkowo lekką nietolerancję laktozy i stąd właśnie wynikają najprawdopodobniej zaparcia. Staramy się żeby kupa była chociaż co dwa dni, ale nie wyjdzie bez interwencji nie ma szans. Zwiększył dawkę debridatu, który ma niby pomóc w wyregulowaniu tego, ale póki co guzik. Za to leki na refluks dodatkowo pogłębiają zaparcia więc jesteśmy w kropce. Z braku laku wolę refluks, niż pogłębić zaparcie. Na wadze przybiera aż zbyt ładnie ;) zapalenia przełyku nie ma więc jak to lekarz określił jest "szczęśliwym ulewaczem" i dopóki nie straci apetytu może z tym funkcjonować. W związku z tym, że tak ładnie przybiera staram się obciąć ilości mm i dokarmiać mniej niż do tej pory. Bo pomimo, że on tego mm wcale aż tak dużo nie dostawał to przybiera bardzo ładnie więc wychodzi na to, że mleka w piersiach mam więcej niż jestem w stanie w to uwierzyć. Ale niestety nadal zbyt mało, aby jechać tylko na piersi a przystawianie 24h na dobę odpada. Psychicznie tego nie udźwignę.
Poza tym tak bardzo całą ciąże nastawiałam się, że początek macierzyństwa to ciągła walka i dramat, że do tej pory nie mogę uwierzyć, że Ernest jest taki spokojny. Względnie się wysypiam. Co prawda od 5 zaczynają się jęki z powodu kumulacji gazów w jelitach (tzn. tak mi się wydaje) więc biorę go do łóżka, kładę na brzuszku czasami żeby się odgazował, przytulam i dosypiamy jeszcze ostatnie dwa dni do 9!

Wiadomość wyedytowana przez autora 6 kwietnia 2019, 13:06

1 2 3 4