Termin miałam na 5 lipca nic nie ruszyło więc planowo zgłosiłam się na wizytę z panią doktor 9 lipca, po zbadaniu okazało się, że brak jakiegokolwiek rozwarcia i nic nie wskazywało żebym miała rodzić więc za moją zgodą włożyła mi w miejsce intymne jakiś specjalny ''tampon'' żeby coś ruszyło. Na następny dzień czyli piątek poczułam prawie cały dzień delikatne skurcze ale zbytnio się tym nie przejmowałam dałam radę jeszcze obskoczyć z chłopakiem parę sklepów. W sobotę skurcze stawały się coraz silniejsze i regularniejsze. Przy skurczach co 10/8 minut pojechaliśmy na porodówkę gdzie skurcze zrobiły się w pewnym momencie co 3/4 minuty i dość bolesne ale pamiętam jak chłopakowi powiedziałam, że jak te skurcze mają tak wyglądać to ja jestem zadowolona niestety to był dopiero początek.. Położna po zbadaniu mnie powiedziała, że rozwarcie jest tylko na jeden palec i dobrze jakby skurcze byly co 2 minuty i jak chcę mogę jechać do domu ale wolałam zostać na oddziale. Myślałam, że chłopak będzie mógł zostać ze mną niestety nie mógł i pojechał do domu. Więc zostałam w szpitalu całkiem sama z brakiem znajomości języka. Brak chłopaka w takim momencie był dla mnie ciosem w serce trochę sobie w łóżku na sali popłakałam. Nie przespałam ani chwili po BÓL był niesamowity, jak tylko się położyłam łapał mnie skurcz wiec całą noc siedziałam, rano przyjechał chłopak a skurcze troszkę przechodziły więc postanowiłam wypisać się do domu. W domu bóle były coraz gorsze przy czym płakałam i krzyczałam, a gdzieś o 17 poczułam jakby coś ze mnie trochę wypłynęło jakieś 2 godziny później pojechaliśmy znów na porodówkę gdzie okazało się, że dalej nic a moje skurcze były niedotrzymania a głupia położna kazała mi jechać do domu i wziąć paracetamol i ciepłą kąpiel. W domu był sajgon krzyczałam i ryczałam wniebogłosy paracetamol nic nie dał a z kąpieli nawet nie skorzystałam bo bym nie dała rady wiecgdzieś o 24 pojechaliśmy kolejny raz na porodówkę gdzie przyjęła mnie inna położna i powiedziała, że dalej rozwarcia nie ma i powiedziała ze mam zostać na noc i da mi coś na ból wiec chłopak pojechał do domu a ja przeszłam na salę gdzie spały ciężarne panie, położna pokazała mi gdzie mam się położyć, powiedziała żebym była cicho bo kobitki spią i poszła po lek po którym miałam zasnąć niestety musialam zaraz musialam wyjsc z owej sali bo przyszedł skurcz w holu podeszła do mnie starsza położna i spytała mnie co mi jest jakoś wystękałam jej, że bardzo boli widząc mnie w jakim jestem stanie wzięła mnie do siebie na salę i zbadała. Coś tam powiedziała żebym zadzwoniła do chłopaka i ona będzie z nim rozmawiać i szybko pobiegła po jakiegoś pana, który mówił po polsku co się okazała miałam juz 3 cm rozwarcia i położna przez telefon powiedziała chłopakowi, który dopiero co wszedł do domu, że idę już na salę porodową i żeby przyjechał tak więc pozbierałam z położną swoje rzeczy i przeszliśmy na sale porodową gdzie przejęła mnie już inna położna w między czasie przybył mój chłopak i z racji tego, że wiązanki szpitalne angielskie są trudne przybył także tłumacz, który był BARDZO pomocny tłumaczył wszystko perfekto..Tak więc zaraz jak wszedłam na salę porodową ułożyłam się na łóżku i dostałam tzw głupiego jasia do ręki. Och jaka to ulga była moja koncepcja na temat epiduralu była taka, że jeszcze kilka dni przed tym całym zajściem nie chciałam ale kiedy przyszło co do czego to błagałam o niego, wracając do głupiego jasia, jak tylko parę razy się nim zaciągnęłam poczułam wielką ulgę i czułam się pijana. Niestety z każdą kolejną godziną skurcze były nie do opisania wiec skorzystałam z nieczulenia w kręgosłup ulga byla ale skurcze było nadal czuć. tak więc po 16 godzinach na sali porodowej i 45 minutach parcia przyszła na swiat moja mała diablica, która dała mi popalic nie tylko w trakcie całej akcji porodowej ale takze swoimi kopniakami przez pare miesiecy w brzuszku
Tak sie prezentuje dzień po porodzie
a tak prezentuje sie dzisiaj z wagą 5400