Żebyście widziały minę starszej jak spróbowała marchewkę, bosz... Jakbym dowaliła 3 litry cytryny do tego!!!
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 maja 2014, 20:42
- A niech pani ją zapyta czy ona jest jeszcze w ciąży czy nie?
Uczciłyśmy to sekundą ciszy, po czym obie stwierdziłyśmy że babcia ma się jak najlepiej i jeszcze tydzień beze mnie wytrzyma!
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 maja 2014, 10:10
Kolejny dobry punkt bycia przy nadziei to punkt HIGIENY OSOBISTEJ
Od 18 tygodnia można umyć pępek w miejscach, które nie widziały ani mydła, ani wody przez dobre trzydzieści lat. Nawet patyczki do uszu nie umiały być choć na sekundę patyczkami do pępka. A teraz? Chlup, chlup, szur, szur. Nie ma u mnie nory, która pozostałaby nieczysta!
.................
.................
..............
córkę......
Wszem i wobec w dzisiejszym dniu matki oznajmiam, że koczkodan zmienia nazwę na...
KOKOSZANEL!
PS. Wiszę pańciowi 100 euro, bo przegrałam zaklad. Koko odda z pierwszej wyplaty...
Wiadomość wyedytowana przez autora 26 maja 2014, 19:08
Taaak, dziewucha, już się z tym pogodziłam. Choć było ciężko. Ja wiem, że wszyscy dookoła mówią oby tylko zdrowe. No jasne, że najważniejsze żeby było zdrowe, ale co w tym złego że chciałam zdrowego chłopaka??? I raz jedyny mi się zdarzyło, że o mało co w sklepie dziecięcym się nie rozbeczałam jak głupia bo wszystkie łaszki są w odcieniach różu. Jasno różowe body, ciemno różowe kaftaniki, malinowe kocyki, amarantowe czapeczki, łososiowe sukieneczki, botki a la róż wenecki, zabawki odcień róż pompejski, wózki w kolorze różu indyjskiego a nawet śliniaczki w kolorze arbuzowym!!!! Chodziłam między półkami i wdychałam głęboko powietrze, żeby nie buchnąć łzami... I wtedy to zdałam sobie sprawe. NIE RYCZ IDIOTKO. KOKOSZAEL BEDZIE MIAŁA ODSTAJĄCE USZY JAK SIĘ TAK NA NIĄ NIE CIESZYSZ. I przeszło mi. Jak ręką odjął. A za kilka dni zaczęła mnie kopać tak fajnie. I już ją lubię najbardziej na świecie.
Szanelka będzie niezła artystka. Wylatałam ją w samolocie, wytrzęsłąm w polskich PKP, w poznańskich tramwajach a nawet miała zaszczyt jechać w PolskimBusie. Sprzedałyśmy mieszkanie w Polsce, objechałyśmy wszystkich znajomych, najedłymy się grili za lata. A na koniec stargałyśmy moją 91letnią babcie na Cypr. Wynajęliśmy jej kawalerke UWAGA: z basenem i siłownią. I z ostatnich takich pilnych spraw to trzeba ją tylko tam wprowadzić. A tymczasem Kokoszanel się relaksuje w wodach płodowych, tatuś dostarcza jej codzienne dawki dżakuzi, a mama marzy o choć jednym spokojnym dniu i dawce Bacha.
Takem już teraz w 6 miesiącu. Jak nażarty żbik, nie?
Wiadomość wyedytowana przez autora 16 czerwca 2014, 11:10
I pomyśleć, że teraz jak już oficjalnie sama się zwolniłam to roboty 'niepracowej' mam po uszy... Bardzo się cieszyłam na Gertrudy przeprowadzkę. Bedzie miała swój kąt, swoje 4 ściany, swoje bałaganienie, i sama będzie sobie sprzątać. O kurwa jak ja byłam w błędzie. Teraz ja mam 2 razy tyle roboty. Wstaje o 9 i lece do Gertrudy wyłączyć jej klime bo zostawiam na noc co by się nie udusiła, robię śniadanko, zmywam naczynia, zamiatam i myję podłogę, wracam na chatę zmywam, zamiatam, myję, pierę, wstawiam na obiad, jadę po Gertrudę, oooo w pipkę jeża nietoperza... Zapomniałam się po raz setny, że w ciąży jestem. Jedyne co mi o tym przypomina to fakt, że już w nic się nie mieszczę - sukienki, które miały na mnie superancko leżeć bo i tak były za duże, teraz wyglądają na mnie jakbym nagle spuchła od użądlenia tysiąca bąków. Stopy zaczęły podpuchiwać bo stare wieczorowe szpilki zrobiły mi odcisk na pięcie, a w ciągu dnia czuję jak bezczelnie mi brzuch rośnie bo skóra się napina tak jakby miała zaraz na własnych oczach popękać!!! Z leżaka na siedziaka pańcio musi mnie już popchnąć, slipki zakładam podginając sobie nogi w otwory majtek, bobra już nie za dobrze widzę, a dzieci zwracają uwagę na jeża pod pachami. Dobijcie mnie, ale pęstety znależć też nie mogę.
Nie ogarniam się...
Taki ten okres miał być piękny. Relaksy, dżakuzji, świece, jogi, mozarty, śpiewanie brzuchowi ze stopami w górze...
Skończy się na tym że urodzę podlewając drzewo mandarynkowe albo spryskując mrówki u Gertrudy bo pewnie tak jak dziś zostawi ciastko z czekoladą na noc na kredensie...
Idę, bo kończy mi się pranie, czeka zmywanie, a i sernik chcę upiec bo jutro mam koleżankę, które ze swym mężem się rozwodzi od miesięcy siedmiu i przyjdzie mi się poużalać między ogarnianiem Gertrudy śniadania a wstawianiem jajek (na twardo) pańciowi który ze siłowni wracać będzie...
A cycki rosną jak oszalałe.
A teraz jak pomyślę do czego jeszcze mogę ten mały stolik wykorzystać to aż micha mi się od ucha do ucha - od chytrego uśmiechu - poszerza...
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 czerwca 2014, 12:04
I przychodzi ojciec dziecka...
Jaki ON jest zmęczony wam mówię...
O mamo, TAAAKI zmęczony...
Tym chodzeniem po swojej restauracji i zbieraniem rachunków...
I kładzie mi się cały spocony i uciorany, taki ledwie żywy (tym chodzeniem) na ciuszkach Atheny, świeżo popranych w nowym antyalergicznym proszku, dodatkowo płukanych dwa razy, no bo to trzeba tak specjalnie, wyjątkowo, bo dziecko 'nowe', uczulić można wszystkim aaaaaaaaaaaaaaaa. Sztuk chyba trzy tysiące pięcset dwadzieścia dwa. I leży... Nie rozumie, jak zwracam uwagę, bo on przecież TAK ciężko pracuje. Na kanapę się chce położyć, a ja mu ją zawalam niewiadomo czym.
Jak mu śmigłam jednym bodziakiem przez ucho to aż się wzdrygnął. Bo taki zmęczony, ale paplać jęzorem ma siłę, że przyjechała taka z Polski i całymi dniami 'bąki puszcza' a ON pracuje. Normalnie to sobie tak gadamy bezsensownie, że on to wielki MANAGER a w dziurawych skarpetach chodzi, a ja pani ze wsi kartofle gotuje co drugi dzień. Normalnie, ale nie wczoraj. Bo ja też już byłam zmęczona tym pracowaniem bez wynagrodzenia. I chyba miałam zawahanie jakiegoś hormona bo mnie gdzieś ubodło co powiedział. I co? I wystarczyło mi się zamknąć (tak na amen) do końca dnia. Dla pańcia to najgorsze co może go w życiu spotkać. Wielu by majątki pooddawało żeby babom gęby pozamykać, a u nas odwrotnie. Królestwo za słówko. Całą noc mnie tulał w ramionach. Tak jak to kiedyś było. Jak widywaliśmy się tylko na tydzień a potem 3 miesiące rozłąki. Całą noc! Ale jak go Athena skopała w nocy to ja już mu z rana darowałam. Mimo to jeszcze ze 3 dni będzie mi pokazywał miejsce gdzie guzikiem dostał. Ha ha.
Wiadomość wyedytowana przez autora 2 lipca 2014, 21:10
Wszędzie, o każdej porze, między posiłkami, między telefonami, zaraz po wstaniu, po tym jak tylko usiądę... W każdym supermarkecie, na rynku, w ogrodzie... 2 razy u koleżanki, 3 razy w restauracji, 16 razy w domu, w tym raz pod prysznicem. Zachowuję się jak samiec psi, który nie może ominąć ani jednej ławeczki, drzewka, auta czy żywopłotu. Wkurza mnie to. Bo gdybym jeszcze szła i szczała to luz. Ale jak tylko uda mi się te majty z grubej dupy zrolować (u nas już dochodzi do 40 stopni) to psikam trzema kropelkami jakbym miała problem z prostatą. Naciągam gacie z powrotem, myję rączki, osuszam ręcznikiem, idę do gości, a ta mała pizda znowu mi się zniża gdzieś w okolice wzgórka łonowego i siedzi po turecku na moim pęcherzu!!!
Większość wieczorów spędzam leżąc na plecach z girami w górze, co owocuje jej ćwiczeniami kung fu, joggingu i brejk densa na moim jelicie. Koniec końców zaczynam puszczać takie bąki, że aż sam gaszek zadaje mi już sto razy słyszane pytanie:
- O mój bosze... Coś ty znowu zjadła? Zdechłego psa???
No i co ja mam zrobić? Jak mówię, że to kokoszanel to mnie straszy, że jej wszystko opowie jak tylko dorośnie. Że ją obwiniałam o każdego pierda...
A ja tak na nią czyham i czyham. I raz nawet taki mini odcinek załapałam gwiazdy..
http://youtu.be/BxNknGmLHQ8
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 lipca 2014, 15:50
Zabawne jak w ciąży brzuszysko rośnie z każdym dniem, że człowiek zapomina że kilka miesięcy wcześniej żadnego brzucha nie miał. Cipkę sobie golił bez problemów, jak mrówka go ugryzła to raz dwa ją złapał i zabił, jak na brzuch się przewracał to brzuch go nie kopał dopóki się człowiek nie odwrócił w inną pozycję. Po 6 miesiącach z brzuchem okazuje się, że ręka do podcierania pupy może okazać się za krótka, seks może stać się delikatnie obrzydliwy bo ptaszek męski w porównaniu z brzuchem okazuje się wyglądać jak rureczka z kremem wbijająca się w dynię która świeżo pobiła rekord Ginessa w rozmiarze, a jak człowiek chce sobie wspomóc i dogodzić tam na dole to też już kuźwa nie sięgnie za dobrze. Wczoraj chcieliśmy uczcić dzisiejszą 100dniówkę seksiurem a tu 1wszy raz w życiu nam nie wyszło! Nie wiem jak foki to robią, ale mój pańcio wczoraj nie wiedział zupełnie jak to ugryźć. A jak doszło w miare do kołysania łodzią to kokoszanel postawiła taki namiot, że wszelka ochota mi zupełnie odeszła. Hańba i obciach. Człowiek by sobie pobzykał a tu takie frustracje, eehh.
Dziś mój dzienniczek pokazuje 100 dni do porodu. Uczciłam to spaniem do 12tej. Skoro nie ma jak się bzykać to chociaż się pośpi. Na miasto już trochę obciach wyłazić bo zaczynam łapać równowagę szerzej rozstawiając nogi, a po 2h pingwinowego chodu z lewa na prawa łapie mnie nagły ból mięsnia plecowatego i muszę koniecznie się położyć albo usiąść w pozycji pół-leżącej. Wkurzam się znowu, bo planuje codziennie tyle rzeczy a jak ju z zacznę to zaraz muszę się kłaść. Gdybym wiedziała to pokój dla panienki już dawno bym przygotowała.
A tymczasem spełniam się hmm allegrowo. Szukam wózków i kolejnych frustracji dostaję. Nie wiem czego chcę a co tak naprawdę nam się przyda. Czy z Polski czy stąd? Czy rożek potrzebny? A na co mi termometr? Kiedy chustę będę nosić? Jaki kolor pościeli? Pieluchy już mam to chyba najważniejsze? Oglądam tysiące stron www i dochodzę do wniosku, że w sumie to i siamto mi się wcale nie przyda... A tu w sumie czas już rozmyślać o naszym weselu... Kurdę, za 100 dni będziemy mieli małego rozwrzeszczanego potwora, który nie da mi już tak leniwie posiedzieć przed kompem.
Czas się brać do konkretnej roboty. Aaaaaaaaaaaaaa
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 lipca 2014, 17:39
I myśli jest kilka. Panienka miała dość mojej nocnej przygody i głośnej muzyki w cypryjskich barach mimo że piłyśmy tylko soczki? Damusia zdecydowanie pokazała co myśli o kolejnym talerzu żurku o 3 nad ranem? Szanowna córunia od kilku dni dawała znać, że nowe tabletki żelaza nie są dla mnie dobre i po kilku wieczorach z rzędu gdzie czułam jakbym miała pawia puścić, właśnie dziś nad ranem jej cierpliwość się skończyła...
Obudziłam sie przed 13tą i oczywiście zajawki, że kokoszanel się nie rusza... Przypomniały mi się zadymione bary, hucząca muzyka, bolące plecy i już na koniec bolący dół brzucha. Paw nad ranem też wrócił wsponieniem i nie wiedziałam co robić. Budzić ją czy dać jej jeszcze pospać, bo w sumie całą noc tańczyła ze mną i jej też należy się odpoczynek. Stwierdziłam, że panikować nie będę, ale imprezy już raczej będę omijać z daleka. A na pewno nie będę faszerować się żurkami i tabletkami przed samym pójściem spać. Gdzieś po godzinie dostałam "porannego" kopniaka, więc hrabianka się zaczęła wybudzać... Po kilku godzinach wspomniałam paniczowi o swoich obawach i dostałam kolejną zjebkę. Tak samo jak wtedy kiedy zaczęłam mu pleść historie o innych dziewczynach, które mają cukrzyce ciążowe i hemoroidy i pewnie ja też już to mam. Mało co nie zaczęłam go prosić o obejrzenie okolic dolnych w poszukiwaniu wynalazków kiedy to stanowczym głosem kazał mi wybić sobie z głowy wszelkie głupoty bo inaczej dostane szlaban na internet. No i okazało się, że ani cukrzycy, ani hemoroidów, ani zgagi, ani mdłości poza jednym choć konkretnym pawiem nie mam. Nadal czuję się dobrze i mało ciążowo (choć brzuch zdradza co innego) i mimo tego że to już ostatni trymestr, nadal nie umiem sobie wyobrazić, że to co mnie kopie codziennie od środka to moja mała, własna, na moje podobieństwo i charakter dziewunia, która za 3 miechy wyjdzie z mojego brzucha, a za lat 17naście będzie miała 5 kolczyków w uchu, 1 w pępku, 1 w brwi, tatuaż na ramieniu, i szlajać się będzie po tych samych barach co matka wczoraj w nocy... Bosz...
Wiadomość wyedytowana przez autora 31 lipca 2014, 21:58
I tak pomyślałam sobie, że w sumie mój obecny stan jak najbardziej nadaje się aby wam przedstawić co JA robię w ramach odskoczni, braku laku, nudy czy kolejnych godzin spędzonych przed komputerem...
O... proszę... Znajdźcie różnice!!!
a to wszystko dzięki temu, o...
Z alfabetu niebieskiego morsa
Hasło 1 - Poczytaj mi mamo!
Kto zgadnie jaką książkę dama sobie wybrała? Dla podpowiedzi wrzucę wskazówkę
Kto czytał? Hy hy
Nieźle to sobie wykombinowała, nie???
- Jak bardzo muszę być pijana żebyście złożyli za mnie meble?
Pani zrobiła oczy jak 5 złotych, szczęka jej opadła i nie wiedząc co dokładnie odpowiedzieć wyjąkała:
- Co proszę?
Więc starsza córka pyta raz jeszcze.
- JAK BARDZO muszę być wypita żebyście dla mnie złożyli meble???
Wiedziałam, że pani nadal nie załapie więc się wtrącam znając dobrze córke starszą i jej dziecinne rozumowanie, które jakby się zastanowił wcale nie jest takie dziecinne, a raczej logiczne!
- To ja przepraszam, córka źle odczytała napis na ścianie. Dla niej jeśli Polak sobie z czymś za bardzo nie radzi musi być pijany jak bela. Na trzeźwo radzi sobie ze wszystkim, wie pani taki polisz indżiniring. Więc szybko przekalkulowała, że Państwo pomogą nam złożyć meble "za darmo" tylko wtedy jeśli będziemy pijani i sobie sami rady nie damy.
Uśmiechnęłam się jak skończona idiotka, wzięłam starszą pod pachę i szybko ze sklepu wyszłam...*
Takie mam ostatnio sny. Zaczeło się od wspominania wszystkich moich byłych; co sen to coś z każdym jednym z którym kiedyś coś mnie łączyło. Ale to co noc. Raz jednemu zrobiłam loda mając już duży ciążowy brzuch. Jak się obudziłam, nie wiedziałam co robić żeby się siebie tak nie wstydzić. Gaszkowi w oczy nie umiałam spojrzeć, miałam cholerne poczucie winy i niezrozumienia. Dlaczego? Po co? Przecież niczego mi nie trzeba. Bzykamy się normalnie choć jestem ruchowo ograniczona, jak mam ochotę zrobić mojemu loda to mu robię, a o byłych nie myślę, nie wspominam, nie tęsknie!
Sny z byłymi się skończyły, zaczęły sie sny porodowe. Przedwczoraj pańcio robił mi cesarkę na stole i zaczął wyciągać mi najpierw flaki. I tak je do góry podnosił i ciągnął i ciągnął, że aż mi sie słabo zrobiło i krzyczę mu: Wyciągaj dziecko bo ja zaraz zejdę!!! Wczoraj karmiłam kokoszanel piersią. Zarąbiście naturalnie mi to szło. Wiedziałam jak ustawić jej główkę żeby złapała suta w usta. Uczucie nawet we śnie - NIE DO OPISANIA. Doczekać się nie mogę!!! No i tej samej nocy śni mi się ten sklep z meblami, gdzie starsza córka zna nas, polskich alkoholików lepiej, niż pani sklepowa!
Boję się dziś iść spać...
Boję się w ogóle...
Zaczynam po gaciach robić na samą myśl o porodzie. Nie martwię się, że nie mamy wózka, że nie mamy kocyka, albo becika. Pokój też wcale nie jest gotowy. Jak bym miała rodzić teraz, nie miałabym nic na przeciw (póki mała i mniej będzie boleć), nie byłabym na nikogo zła, że my jeszcze nie jesteśmy gotowi. Nawet gdybym wszystko miała na tip top nadal nie byłabym mentalnie gotowa. TYLE miesięcy starań, tyle zachodu i wydawania kasy na doktórów, a teraz tylko 2 miechy do rozwiązania. Boję się nie tylko samego porodu, ale co będzie dalej. Ona naprawdę siedzi w mooim brzuchu. I jak wylezie za te 2 miechy to już zostanie na zawsze. Czy ja jestem gotowa na ogon?
W międzyczasie etap rozbijania wszystkiego ze szkła jeszcze się nie skończył, a już przeszłam na kolejny level ciąży - SAMOOKALECZENIE SIĘ. Idę i się walę, a to o szafke nocną która stoi w tym samym miejscu od lat trzech, a to o framugę wejściową która jest na drzwiach od zawsze, a to w krzesło które widzę ale odległości nie wyczuwam, zacinam się nożami, a z lodówki lecą rzeczy wprost na moje gołe stopy. Proszę gaszka o kaftan bezpieczeństwa ale on tylko się uśmiecha... Z ust mych lecą słowa polskie które brzmią gorzej niż ostatnie sny nocy letniej.
* Już w rzeczywistości, 2 dni zajęło mojemu gaszkowi i jego siostrzeńcowi złożenie wszystkich mebli z Ikei, ale kuchnia wygląda teraz dużo lepiej. Po zakończonej pracy zapytałam czy oddałby te 2 dni panom z Ikei, którzy za żłożenie życzli sobie około 500zl. Pewnie stąd ten sen...
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 sierpnia 2014, 21:11
Wszystko mnie wkur*ia.
Gaszek mnie wkur*ia,
Jego córki mnie wkur*iają
Gertruda mnie wkur*ia
Bałagan mnie wkur*ia
Prasowanie mnie wkur*ia
Telewizor mnie wkur*ia
Zmywanie mnie wkur*ia
Wybór wózka mnie wkur*ia
i moje własne dziecko też już mnie wkur*ia
I jest tylko jedna rzecz która nie ma mnie jak wkur*iać, bo od od sześciu kure*skich dni jej nie ma. Jak był to dziad mnie wkur*iał prawie każdego dnia. Niszczył nam siatki na komary, szczał w kwiaty, zjeżdzał brudnymi łapami z dachu samochodu na maskę, a w nocy ganiał po dachu domu jak stado dzikich koni. Wyskakiwał zza krzaka wprost na moje nogi i gryzł jak podlewałam w ogródku, do domu znosił zdechłe karaluchy, a w dzień ciągle skomlał o coś do jedzenia. I nigdy, ale to nigdy, nie odchodził od domu na dłużej niż 12h. A teraz kur*wa już sześć dni tego kure*skiego dziada nie ma!!! I ja siedzę i ryczę, bo po nocach mi się śni i chcę go z powrotem. I ryczę jak dawno dawno tak nie ryczałam. Bo to ja go jako kociaka do domu zniosłam brudnego i śmierdzącego; ze śmietnika wyciągnęłam i kąpałam codziennie bo cuchniał przeobrzydnie jakby na śniadanie kupy zjadał. Tydzień po tygodniu, szampony, mydła i perfumy, aż się w końcu okazało że to nie on tylko jego spróchniałe zęby tak jadą i dzięki Bogu że same zdążyły wypaść bo gaszek już pięści szykował żeby mu je powybijać... I teraz? Ani smrodu, ani darcia siatek, ani miauczenia, ani galopu po dachu nocą. Nic. I to mnie też w sumie wkur*ia. Bo ja nigdy kotów nie lubiłam. A teraz siedzę i ryczę jak bóbr, bo dziadygi nie ma!!!
To chyba ta ciąża tam na mnie działa... Już mnie to zaczyna powoli wkur*iać... Bo ta znowu siedzi i kręci mi w brzuchu, jakby masło ucierała... Dżizas...
EDIT: Czytam ponownie i błędy swe poprawiam, no kur*a, ciąża mi już wygryza wszsytkie resztki yntelygencji, nie tylko emocjonalnej... wstyd...
Wiadomość wyedytowana przez autora 17 sierpnia 2014, 16:16
O dziesiątej zjadłam 2 snikersy, panna zatańczyła makarene.
Nie wiem czy trik w cyfrze DWA, czy w używkach.
Jutro zjem TRZY lody to wam napiszę...
EDIT: zjadłam jednego ale sporego, takie TRZY masywne gały - o boziu jakie meksykańskie fale były, nie wiedziałam czys szczać w majty czy lecieć do kibelka (bo mnie bodła w pęcherz mimo że zdawał się być pusty!). po kawie tez tak ma. teraz pytanie: LUBI czy NIE LUBI?
Wiadomość wyedytowana przez autora 20 sierpnia 2014, 21:03
JEDEN PAW CI NIE ZASZKODZI
POCZYTAJ MI MAMO
WYTŁUCZMY WSZELKĄ PORCELANĘ W DOMU
PIĘKNE MASZ SINIAKI NA CIELE SWYM
i dziś dochodzi etap ZAPLANUJ DZIEŃ A JA SPRZEDAM CI NOKAUT oraz chwila refleksji SKORO JA JESTEM JAK RYBA TY JESTEŚ JAK CAŁY ZWIERZYNIEC. Ale to po kolei.
Chciał nie chciał, nie zdążył się obejrzeć a brzuch urósł jak arbuz a jam już jest w 7 miesiącu, który bliżej jest w sumie ósmego i samego porodu niż tych chwil gdzie bzykaliśmy się jak fretki na zapleczu restauracji (jakby ktoś kiedyś u nas jadł, zaplecze jest na górze, daleko od kuchni, i innych sanepidowskich wynalazków). Ok, jestem częściej zmęczona. Jak patrze na ten arbuz co tacham co dnia, nie dziwię sie sobie wcale. Jak mięśni nie czuję gdy rano wstaję, nie obwiniam się o lenistwo. Ale jak wstaję o 10 na śniadnie, a po śniadaniu kładę się na 1,5h i wstaję zrobić lanccz po którym zasypiam na kolejne 2h, to wtedy już zastanawiam się "A gdzie się mój dzień znowu zapodział?". Tydzień miączyłam o meble do kuchni - kupilimy. Tydzień już miączę o farbę do kuchni. Jak kupim zacznę miączyć żeby mi pomógł panicz wymalować. Potem zamiączę o pomalowanie pokoju kokoszanel. Tydzień wybieram pościel do łóżeczka. Kila miesięcy schodzi na wybór wózka. Planuję dzień tak i tak, a Koko sprzedaje mi takie nokauty. Wczorajszy dzień boży calusieńki z głowy. Ni farby, ni prasowania, ni wózków, ni zakupów domowych. Za rogiem wizja porodu, a my w sumie nic nie mamy. A gaszek mój kochany wyskakuje z hasłem: "A na weslee to robimy zdjęcia w plenerze czy gdzie? W dzień ślubu, przed czy po?"
A z tym zwierzyńcem cholera, no bo tak:
- rzygasz jak KOT
- pierdzisz jak PIES we śnie
- wyglądasz jak FOKA
- od 7 miesiąca jak HIPOPOTAM
- chodzisz jak PINGWIN
- przy obracaniu na łóżku wydajesz dźwięki jak zarzynany PROSIAK
- z łóżka do kibelka zsuwasz się na styl PAJĄKA (nogi wpierw, potem dupa)
- gnijesz na łóżku jak LENIWIEC
- żresz jak ŚWINIA
- a w ciuchach wyglądasz (jak to moja SP mama mawiała) jak spętana KROWA.
Coraz rzadziej czuję się jak człowiek. Nie mogę się schylić, ani samej wstać. Celulit mi wyłazi, suty ciemnieją. Włosy rosną szybciej więc i odrosty widać wcześniej. Bobra już za chiny sama nie ogolę. Ani nóg... Kiedyś mogłam sobie stopy powąchać żeby sprawdzić czy nogi mi czuć, teraz muszę wierzyć gaszkowi. A że on łże jak pies czasami to sięgam po kapcia sama - ćwiczenie dnia, zajmuje tyle czasu co energii. Z broszki ulewa mi się tak jakbym mleko tam miała. Chwila bez wkładki - majtki do prania po godzinie. Choć trochę mi lepiej jak myślę o dziewczynach, które leżą całą ciążę... Jakby mi to jeszcze doszło plus hemoroidy, brak seksu i codzienne wymioty? Całe szczęście, że pańcio jeszcze chętnie zwierzyniec przeleci...
Chcę do Zakopanego. Albo inne polskie góry... Teraz!
Zaczyna się u mnie kolejna ciążowa poprzeczka, poprzeczka ósmego miesiąca, BEZMÓZGOWIE, czyli jak urozmaicić sobie sobotni wieczór jeżdżąc po wszystkich możliwych sklepach po DWA RAZY, tracąc przy tym CZTERY GODZINY, nerwy, paliwo, mrożonki i resztki jakiegoś tam rozsądku.
A wszystko zaczęło się od tego głupiego wynalazku.
Równo o 17.00 gaszek do pracy, ja na zakupy. Zakupy zaplanowane – ser mascarpone, likier migdałowy Amarreto, likier kawowy Kahluha, gruszki, wino czerwone Port, ser pleśniowy Stilton, cydr jabłkowy. Zakupy nieplanowane – mrożone paluszki rybne, mrożona pizza, kostki lodu, mrożone sajgonki, kefiry. Plan na sklep – Lidl tylko. Plan na zakupy – urodzinowy obiad z gaszkiem jutro (czyli dzisiaj). Plan na wieczór – skończone tiramisu max 19.00 a po 19tej nogi do góry, w lewej ręce pilot od klimy, w prawej od TV. Reszta dań jutro.
W Lidlu nie mają nic poza zakupami nieplanowanymi więc z Lidla jadę do Carrefour’a. Kupuję Amaretto, cydr jabłkowy i gruszki, a przy kasie znajduję zamrażalkę z kostkiami lodu, bierę paczkę. Mam połowę rzeczy na ciasto i tylko gruszki na przystawkę. Nic bez reszty składników nie zrobię. Lipa. Trzeba szukać dalej. Nie wiem czy tutaj już powinnam nadmienić, iż z Lidla wiezę mrożonki, a u nas nadal jest 35 stopni na plusie. Z Carrefour’a udaję się do specjalnego sklepu tylko z alkoholami, ale pani nie ma pojęcia co to jest Kahluha albo wino Port. Ląduję w supermarkecie Metro. W Metrze udaje mi się kupić całą resztę, więc szczęśliwa wracam do domu. Jest godzina 19ta.
I tu byłoby jeszcze znośnie, gdybym do domu weszła normalnie, rozpakowała zakupy, sprawdziła fejsbuka, przepisy na wypieki, napiła się wody, zadzwoniła do gaszka. Ale nie. Dlaczego miałoby mi być tak łatwo??? I zachodzę w głowę co stało się w Lidlu... Wychodząc spotkałam młodgo faceta, który żebrał o drobne. Odprowadzając wózek zastanawiałam się czy dać mu jakąś kasę, czy udać że go nie widzę. I tak sobie myślę „Boże ty byś był dumny ze mnie, że pomagam innym, dam mu monetę, na pewno mu się przyda. Chyba że nie chcesz, żebym mu coś dała to może jakiś szybki znak? No bo po co ustawiłeś mi go przy wyjściu? Na pewno mnie sprawdzasz... Na pewno, dobra, dam mu.” I leze do niego i daje mu drobne. I patrzę mu w oczy i on na mnie patrzy. I pytam czy wszystko u niego w porządku. A on zdaje się nie mówić po angielsku i jeszcze na mnie patrzy tak raczej dziwnie jak odjeżdżam autem. A mnie w oczach łzy stają zrazu, że bidny on taki, a młody i gadam „Boże czy on udaje czy nie, nie wiem, ale proszę cię pomóż mu, bo na pewno się w życiu pogubił”. I odjeżdżam...Do Carrefoura, monopolowego, Metro i do domu. I myślę tak o tym kolesiu i rzucam ku*wami, i trzaskam drzwiami, i wertuję pod siedzeniami, i grzebie w koszyku i torbach i w drzwiach, i wierzyć mi się nie chce, że to ma być ten znak? I teraz? Przed domem? Po tylu godzinach i już pewnie z rozmrożonymi mrożonkami i kałużą z lodu w bagażniku??? No ku*wa dzięki Ci Boże za taki mi znak!!! Następnym razem, jak nie chcesz żebym komuś kasę dała niech się jebnę o słup zrazu, albo się pośliznę, albo niech mnie chociaż jakiś ptak osra! A nie teraz. Kiedy ja stoję przed własnym domem i wejść nie mam jak! NO WSZYSTKIE ZGINĘLY – do drzwi od kuchni, do drzwi od garażu,do drzwi frontowych, a nawet od mieszkania Gertrudy.
Spocona jak szczur, wku*wiona jak nigdy, bez planu na następne 10 minut, bez telefonu, bez kluczy, bez mózgu. Za nic na świecie nie wiem gdzie mogłam je zgubić. Jadę do Gerdy. Włażę przez balkon. Nie wiem czy znowu ważne tu nadmienić, że jestem w 8 miesiącu ciąży i z rozmrożonymi mrożonkami w bagażniku. Z Gertrudą nie chcę rozmawiać bo dymi mi się z nosa i uszu. Zapełniam jej lodówkę i zamrażalkę i jadę do Carrefoura. NIKT NIC NIE WIE. Szukam w zamrażalce z kostkami lodu, może tam wypadły, panie się dziwnie na mnie patrzą, ja zrzucam wszystko na ciążę. ZNIKAM. Po jedyny możliwy klucz jadę do gaszka do pracy 20km od domu. Butelki z alkoholem obijają się o siebie, ale mam już wszystko w nosie. Kiedy ja cokolwiek przygotuję z takim szczęśliwym szczęściem, jakie ja ostatnio mam? Opowiadam po krótce historyję gaszkowi, on modli się o szybsze rozwiązanie dzwoniąc do Metro. NIKT NIC NIE WIE. Biorę jego klucz i znikam. Jadę do Lidla obszukać parking, może mi gdzieś wypadły? Jest ciemno, ale warto się przejechać. Godzina 20:50 O dziwo jeszcze otwarci. Wchodzę i pytam. PANI NIC NIE WIE. Patrzę na nią błagająco w stylu „idź i sprawdź ty łajzo jedna” ale z oczami z filmu kot w butach, poszła.
I znalazła.
„Zostawiła je pani w wózku 5 GODZIN TEMU!”
Jakbym sama nie wiedziała o której ja w tym pieprzonym Lidlu byłam, jakie plany miałam i tylko przez to że żadnych z zaplanowanych zakupów w ich pieprzonym sklepie kupić nie mogłam, i przez tego oszusta, łajdaka, żebraka jednego, który mi głowie namącił od wyjścia, wyjąć ten pieprzony wynalazek z wózka zapomniałam. (Wynalazek zastępuje monety i jak się wklada do wózka to działa jak wszystkie monety. Tylko po jakiego leszcza zrobili z tego breloczek do kluczy bez ostrzeżenia, ze to nie dla kobiet w 8 miesiacu ciazy?)Bo do niego było przyczepione wszystko!
Ale się przecież znalazły.
Więc uśmiecham się ładnie, paluchem wskazuje na brzuch, potem na głowę i krecę kółka dając do zrozumienia ze jestem szajbnieta w ciazy, a nie że zdarza się to na co dzień. Tylko w ÓSMYM miesiącu .
Jadę do Gertrudy po moje zakupy i rozmrożonki. Jest 21.30 jak wchodzę na chatę. Gdyby nie gaszka urodziny jutro (czyli dziś) walnęłabym wszystko do lodówki i poszła spać. A tak... Dziękuję Bogu za pomoc z kluczami, w końcu mogły się nie znależć, a my musielibyśmy wymieniać wszystkie zamki. Otwieram laptoka, szukam przepisu, zagryzam wargi i sięgam po mikser.
EDIT: ponoć gaszek widział żebraka jak szedł normalnie, bez kuli i się nie trząsł jak pod sklepem i wyglądał schludnie.
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 sierpnia 2014, 16:43
do pazdziernika moze do rozmiaru D dojdziesz :D czego Tobie i twojemu Pañciowo zycze...i niezpomnianych chwil rowniez...
bedziecie mieli co wspominac na emeryturze ;D
oj prosze... ja tu wyposzczona - jeszcze 4 tygodnie połogu.... brrr... takie wpisy przypominaja mi ilez jeszcze cierpic musze :/
Szaleeeej dziewczyno, tzn szalejcie, bo jak Ci brzuchol za bardzo urośnie to będzie nie lada zadanie znaleźć wygodną pozycję :D
Ciąża Ci służy! :D
Najlepsze jest to, ze po porodzie prawdopodobnie troche z tego zostanie :)
Haha swintuchy ;)
Haha swintuchy ;)
e tam brzuch nie przeszkoda :)
He he ale się umiałam, zobaczysz po porodzie, ja będzie w nich pełno mleka.. moj się smial,mze będzie wiaderko podkladal :D
He he ale się umiałam, zobaczysz po porodzie, ja będzie w nich pełno mleka.. moj się smial,mze będzie wiaderko podkladal :D