U mnie ok. Czas zapierdziela niesamowicie. Już wiosna. Trzeba myśleć o porządkach, myciu okien, ogródku. O dziwo chcę mi się tego wszystkiego. Jest ochota tylko czasu brak. Ciekawe czy pracując uda mi się to wszystko ogarnąć.
Plan z panią Martą ustalony. Choć istnieje ryzyko, że nie wyleczę boreliozy do lipca, wtedy będę chciała wrócić po maluszka. W lipcu bowiem mija rok od wpłaty na przechowanie naszego bałwanka. Szczerze to strasznie nie chce mi się chodzić już do tej kliniki. Mimo, że dzięki niej zaszłam w ciążę mam jakiś niesmak i czuję taki wewnętrzy żal, że historia zakończyła się smutno. Teraz kiedy mam owulację istnieje szansa na naturalne poczęcie. Jednak nie mogę zostawić zarodka w zamrażarce. Pierwsze co zrobię po zakończeniu terapii to podejście do transferu. Zanim to zrobię muszę jeszcze porobić kilka badań (cytologię już zrobiłam). Jakoś to muszę ładnie zgrać w czasie.
Niedługo kończę 6-tygodniowy program na boreliozę. Następnie dwa dni przerwy i zaczynam COLO-VADE (program silnie oczyszczający z 4 dniami głodówki). Po 14 dniach tego programu następuje miesiąc odbudowy. Pani Marta radziła odczekać 6 tygodni i dopiero wtedy zrobić badania kontrolne, ale to wypadałoby już w lipcu, dlatego ja zrobię je wcześniej. Zobaczymy co wyjdzie. Myślę pozytywnie. Tak bardzo chciałabym, aby pech mnie w końcu opuścił. Chciałabym już w wakacje być w ciąży, znów poczuć tą radość, że ktoś zamieszkał pod moim sercem...
A ósmy kwiecień zbliża się nieubłaganie. Boję się tego dnia. Ciągle wyobrażam sobie jak wyglądałaby moja Michalinka, do kogo byłaby podobna, jaki miałaby uśmiech... Aż żal serce ściska.
Wiadomość wyedytowana przez autora 25 marca 2018, 17:54
Jeszcze Cię nie utuliłam, do serca z radością,
Jeszcze się nie podzieliłam z Tobą swą mądrością,
Jeszcze Ci nie pokazałam siedmiobarwnej tęczy,
Jeszcze noska nie wytarłam, kiedy katar męczy,
Jeszcze Cię nie nakarmiłam śnieżnobiałym mlekiem,
Jeszcze Cię nie nauczyłam być dobrym człowiekiem,
Jeszcze Cię nie pogłaskałam po główce z czułością,
Jeszcze Cię nie otoczyłam troską i ufnością,
Jeszcze Ci nie zaśpiewałam na noc kołysanki,
Jeszcze Ci nie malowałam na święta pisanki,
Jeszcze Ci nie przekazałam jak szanować ludzi,
Jeszcze z łóżka nie ściągałam, gdy zadzwonił budzik,
Jeszcze Ciebie nie zabrałam, by zbierać kasztany,
Jeszcze wiele nie zdążyłam Aniołku mój kochany...
Dzień 1
Od dziś można jeść tylko: ryż (kilka pierwszych dni), kasza jaglana, kasza gryczana niepalona, gotowana tarta marchew lub gotowany tarty burak, pieczone jabłko, dwie małe kromki chleba gryczanego dziennie (bez dodatków).
Pijemy tylko: wodę z coral mine, kompot z suszonych śliwek lub sok z marchwi, buraka i selera.
Leki: super flora (2x1 rano pół godziny przed śniadaniem), assimilator i lecytyna bez zmian, pentokan+h-500 rano, h-500 po południu, microhydrin po południu, saszetka leków rano i wieczorem (dwie saszetki dziennie w sumie).
Ruszam z wagą - 53,3kg
W= tak będę zaznaczała wypróżnienie (to bardzo ważne by było choć jedno dziennie).
Samopoczucie: jest rano i jem śniadanie więc na razie ok. Potem do pracy i zobaczymy ile będę miała siły po taki śniadaniu.
PS. Ten cykl jest beznadziejny. Przez kilka dni w okolicach owulacji strasznie bolał mnie lewy jajnik. Temperatura też kiepsko rosła. Poszłam na kontrolę i co? Tak jak przypuszczałam - LUF. Oby to był tylko jeden cykl bezowulacyjny, bo jak wróci mi comiesięczny LUF to mogę sobie wsadzić to całe leczenie...
Wczoraj nic nie pisałam. Miałam mało czasu. Wczoraj czułam się ok choć już pod wieczór czułam się osłabiona.
W - brak
Dzisiaj do godziny 13 czułam się dobrze. Potem osłabłam, zaczęły mnie boleć mięśnie, głowa, gardło, zaczęłam mieć dreszcze. Pisałam do Marty. To wyrzut toksyn. Za dwa dni powinno przejść. No oby... bo mam tylko weekend, a potem znowu do pracy.
W - 3 (nadrobiłam chyba za wczoraj )
Wczoraj na noc wypiłam gęstego corala. W nocy bardzo się wypociłam. Rano jeszcze kręciło mi się w głowie i byłam dość słaba. Na śniadanko zrobiłam sobie ryż z pieczonymi jabłkami. Po tym posiłku odżyłam. Potem spacerek i byłam jak nowa. Wzięłam się do roboty i ogarnęłam wszystko co chciałam.
Dzisiejsza waga - 52,5kg (szybko spada)
W - 4 (luźne)
Dziś czułam się dobrze. Zero wcześniejszych dolegliwości. Jedynie rano miałam częste spotkania z toaletą (takie wypróżnienia biegunkowe) co na tym etapie oczyszczanie jest całkiem normalne. Dużo odpoczywałam, bawiłam się z córką. Dziś z mężem uczyliśmy małą jeździć na rowerku bez bocznych kółek. Nawet udało jej się ujechać kilka metrów Po południu pojechaliśmy dogadać szczegóły w restauracji gdzie chcemy urządzić córce jej 5-te urodziny. Zawsze urodziny wyprawialiśmy w domu, ale w tym roku zupełnie nie mam na to sił. Pieniądze są więc po co sobie żałować. Został miesiąc do urodzin Mai i musimy wszystko ładnie pięknie zorganizować by nasza perełka miała wszystko co trzeba. Nie mogę się nadziwić jaka Ona jest piękna. Jestem w niej po prostu zapatrzona. Kocham ją ponad życie i jakbym mogła dałabym jej gwiazdkę z nieba. Fakt, że jest trochę rozpieszczona. Nic dziwnego. Mam w sobie tyle miłości, którą mogłaby rozłożyć na jeszcze dziesiątkę dzieciaczków. Tą całą miłość lokuję w nią. Dlatego jest najbardziej kochanym dzieckiem pod słońcem hehe
Ciężko uwierzyć, że to już prawie pięć lat jak ją rodziłam. Czas tak szybko leci...
Jeśli chodzi o samopoczucie to dziś miałam mieszankę nerwów z przypływami miłości czyli taki typowy PMS (mąż mówi do mnie "chodząca toksyno" - w końcu wychodzą ze mnie na potęgę hehe). Od dwóch dni nie czuję takiego okropnego zmęczenia jak zawsze. Pewnie dlatego, że weekend. No zobaczymy.
W-3 (luźne)
Pozwoliłam sobie dziś na kilka orzechów nerkowca... mam grzeszek
Dziś dzień jak co dzień. Zamieszanie w pracy, czyli taki typowy poniedziałek. Czuję się dobrze. Nic mi nie dolega. Wszystkie rewolucje żołądkowe minęły. Kolejny dzień na kaszy. Cały czas odliczam dni. jeszcze tylko 9 i będę mogła sobie pozwolić na chociażby jajko. Mąż robił dziś jajecznicę. Na samą myśl cieknie mi ślinka... Oby te moje męki na coś się zdały!
W-1 (konsystencja prawie ok)
Piszę za wczoraj i za dziś.
Wczoraj znów było dobrze. Brak dziwnych dolegliwości. Poza tym wysokie ciśnienie i biomet korzystny co mi zawsze sprzyja.
W-2
Dzisiaj również samopoczucie dobre choć brakowało mi kawy. Koleżanka w pracy zrobiła i narobiła mi dużej ochoty. Cóż, jeszcze trochę i też sobie zrobię.
Wieczorem byłam na pierwszej z dziewięciu sesji akupunktury (tym razem u innego pana). Dosłownie miejscowość dalej. Cieszę się, że gabinet jest tak blisko mnie. Facet od aku jest przemiły, kompetentny. Na pierwszym spotkaniu dużo rozmawialiśmy, opisałam mu swoje przeżycia. Na początek skupimy się na tym co mi najbardziej doskwiera czyli częste zmęczenie, spadki energii. Na razie będziemy kłuć na niedoczynność. Jak będę się dobrze czuła dołożymy igieł na nerwy. Według pana od aku nerwy kobiety zawsze odbijają się na narządach rodnych (u mężczyzn na prostacie)! Także kobity wrzućmy na luzzzzz
Dziś miałam po 4 igły na każdej z nóg, po jednej igle na każdej z rąk i 8 igieł na karku. Poszło sprawnie. Następna wizyta w czwartek. Pan pochwalił mnie za program odrobaczający. Jestem teraz idealnie przygotowana do dalszego działania. Aku doskonale uzupełni moje leczenie z coralem.
Jutro pierwszy dzień głodówki. Ciekawa jestem jak to będzie nie jest przez 4 dni... Idę spać. Im szybciej będę miałam to z głody tym lepiej.
W-3
Pierwsze dwa dni były cholernie trudne. Czułam i czuję się zupełnie inaczej niż się spodziewałam. Myślałam, że glinka którą piję się 4 razy dziennie (zamiast posiłków) da mi uczucie sytości. Niestety może pół godziny po wypiciu glinki czuję się "najedzona". Potem permanentny głód. No tak, w końcu to głodówka.
Pierwszego dnia ważyłam się i miałam 52,1kg. Drugiego dnia miałam już 51,5kg.
Wczoraj miałam totalną załamkę. Wieczorem chciałam wszystko rzucić i po prostu się najeść. Moje myśli krążą tylko wokół jedzenia. Ryczałam cały wieczór. Opiekunka i mąż mnie bardzo podnieśli na duchu. Postanowiłam, że wytrwam.
Dziś rano czułam się tragicznie. Schodząc ze schodów prawie zemdlałam. Opiekunka pozwoliła mi ugotować sobie marchewkę. Nigdy w życiu nie jadłam tak smacznej marchewki Osłabienie minęło. Wróciło pozytywne nastawienie. Jednak jedzenie ma siłę! Cieszę się, że to robię. Jak zobaczyłam co ze mnie wychodzi to aż byłam w szoku !! Niech sobie to wszystko w kiblu wyląduję. Po co ma się mną żywić.
Jutro ostatni dzień głodówki... Zatem byle do poniedziałku.
25.08.2018r. - Poronienie [11tc]
Wiadomość wyedytowana przez autora 6 września 2018, 10:25
2. Nie bój się wspominać o moim dziecku i wymawiać jego imienia. Nie udawaj, że nie istniało – dla mnie ciągle jest częścią życia i będzie nią już zawsze.
3. Nie traktuj mnie z litością, a ze zrozumieniem. Nie współczuj, tylko staraj się zrozumieć. Wiem, że to trudne, ale spróbuj, proszę.
4. Po prostu bądź przy mnie. Możemy razem milczeć lub rozmawiać. Wspólne spędzanie czasu jest dla mnie bardzo ważne.
5. Nie unikaj mnie i mojego bólu, nie uciekaj ode mnie. Potrzebuję teraz bliskich mi osób.
6. Jeśli jednak chcę być sama/sam, uszanuj to. Czasami po prostu mam takie dni, kiedy muszę pobyć tylko ze swoimi myślami.
7. Nie zaprzeczaj, że miałam/miałem dziecko. Nawet jeśli uważasz inaczej, dla mnie to najukochańsze maleństwo, do którego zdążyłam/zdążyłem się przywiązać.
8. Pozwól mi podzielić się smutkiem, nie bój się, kiedy płaczę. Nie hamuj moich łez – są mi potrzebne, żeby poczuć się lepiej.
9. Chciałabym/chciałbym uczcić czasami pamięć mojego dziecka. Możemy pojechać razem na cmentarz i zapalić znicz lub obejrzeć zdjęcie z USG czy kartę ciąży.
10. Pamiętaj, że muszę przeżyć żałobę i że jest to bardzo ważne. Czas jej trwania oraz przebieg są bardzo indywidualne. Nie będę nagle szczęśliwa/szczęśliwy po upływie 6 miesięcy od odejścia dziecka. Może stanie się to wcześniej, a może później.
11. Jeśli chcesz, możesz pomóc mi w codziennych czynnościach: coś ze mną ugotować, iść na zakupy czy posprzątać. Niestety wszystko jest dla mnie trudne – ciągle myślę o moim dziecku i mam problem, żeby się skupić.
12. Jeśli myślisz o mnie i moim dziecku, nie bój się tego powiedzieć. Będzie mi miło, kiedy zadzwonisz, napiszesz maila czy mnie odwiedzisz.
13. Nie mów, że „tak miało być” czy że „Bóg tak chciał”. Wciąż nie mogę zrozumieć, dlaczego mnie to spotkało i chcę po prostu uspokoić swoje emocje.
14. Nie wspominaj o tym, że będę mieć kiedyś dzieci. Być może. Ale teraz, w tej konkretnej chwili, myślę tylko o dziecku, które odeszło. I chcę godnie je pożegnać i opłakać.
15. Chciałabym/chciałbym wiedzieć, co u Ciebie słychać. Ale nie gniewaj się, kiedy dużo mówię o moim dziecku.
Do bram niebieskich zapukało dziecię, wiedząc że nie ma go już na świecie. Po jego twarzy łezki spływały i szeptał przy tym….”Ja chce do mamy”. Czy tak naprawdę stać się musiało? - w główce zadawał sobie pytanie. Nagle bramę otworzył Stróż Anioł Jego i głośno powiedział…”Nie płacz kochana. Troszkę pobędziesz tu z nami i wkrótce spotkasz się z rodzicami. Dziecię spojrzało na Stróża swego wciąż nie mogąc pojąć DLACZEGO. Bardzo chciało wrócić do mamy i nie przechodzić przez próg tej bramy. Anioł wziął wtedy dziecię na ręce pokiwał głową jakby w podzięce, coś mu tłumaczył wyjaśniał Dlaczego mówił tak cicho by nikt nie słyszał tego. Po krótkiej chwili dziecię na niego spojrzało, przetarło oczka, płakać przestało. Wtuliło się mocno w Anioła ramiona szepcząc do ucha….”Chodźmy do Boga”. Gdy przechodzili przez wielką bramę dziecię spojrzało jeszcze przez ramię. Pomachało rączką na pożegnanie swojej jedynej, najdroższej mamie. Gdy się wrota za nią zamknęły córka wyszeptała jeszcze te słowa…..” Każdego dnia przychodziła tu będę, by was powitać kochani rodzice. Będę się modliła za Wami do Boga by nigdy więcej nie spotkała was trwoga. Za mnie kochajcie moje rodzeństwo i pielęgnujcie swoje małżeństwo. Chociaż Wam nigdy nie powiedziałam- Kocham Was Bardzo - (a tak bardzo chciałam). I zanim Anioł się zorientował, dziecię zasnęło w jego ramionach ze smutną minka, słonymi łzami, bo będzie tęsknić za rodzicami……….”
Do bram niebieskich zapukało dziecię, wiedząc że nie ma go już na świecie. Po jego twarzy łezki spływały i szeptał przy tym….”Ja chce do mamy”. Czy tak naprawdę stać się musiało? - w główce zadawał sobie pytanie. Nagle bramę otworzył Stróż Anioł Jego i głośno powiedział…”Nie płacz kochana. Troszkę pobędziesz tu z nami i wkrótce spotkasz się z rodzicami. Dziecię spojrzało na Stróża swego wciąż nie mogąc pojąć DLACZEGO. Bardzo chciało wrócić do mamy i nie przechodzić przez próg tej bramy. Anioł wziął wtedy dziecię na ręce pokiwał głową jakby w podzięce, coś mu tłumaczył wyjaśniał Dlaczego mówił tak cicho by nikt nie słyszał tego. Po krótkiej chwili dziecię na niego spojrzało, przetarło oczka, płakać przestało. Wtuliło się mocno w Anioła ramiona szepcząc do ucha….”Chodźmy do Boga”. Gdy przechodzili przez wielką bramę dziecię spojrzało jeszcze przez ramię. Pomachało rączką na pożegnanie swojej jedynej, najdroższej mamie. Gdy się wrota za nią zamknęły córka wyszeptała jeszcze te słowa…..” Każdego dnia przychodziła tu będę, by was powitać kochani rodzice. Będę się modliła za Wami do Boga by nigdy więcej nie spotkała was trwoga. Za mnie kochajcie moje rodzeństwo i pielęgnujcie swoje małżeństwo. Chociaż Wam nigdy nie powiedziałam- Kocham Was Bardzo - (a tak bardzo chciałam). I zanim Anioł się zorientował, dziecię zasnęło w jego ramionach ze smutną minka, słonymi łzami, bo będzie tęsknić za rodzicami……….”
Myślę o wszystkim i o niczym.
Postanowiłam dziś ostatecznie pożegnać mojego drugiego aniołka.
Z prochu powstaniesz i w proch się obrócisz ... Jedyne co mi po niej zostało. Prochy mojej córki umieściłam w pudełeczku a to pudełko w białej szkatułce (niczym białej trumience). Schowałam tam też testy ciążowe (z pierwszej jak i z drugiej utraconej ciąży) oraz karty ciążowe, pieluszkę tetrową i śliczne malutkie body. Aniołki moje mają teraz swoje miejsce nie tylko w moim sercu, ale również w moim domu.
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/5ff133e0c973.jpg
https://naforum.zapodaj.net/thumbs/88af57ac2ee6.jpg
Spoczywajcie w spokoju Michalinko i Marcelinko [*]
Co to był za widok... Boże nikomu nie życzę.. Łzy, krew i niewyobrażalny krzyk. Nie mogę dojść do siebie po tym zdarzeniu. Serce mi się kraję. Nie modlę się na co dzień i nie chodzę do kościoła, ale teraz cały czas mam w głowie tylko te słowa: Boże uchroń moje dziecko od złego ...
Mimo wszystko ten wpis jest bardziej optymistyczny niz poprzednie. Zaczynasz powoli zyć,a zwykłe sprawy jak np mycie okien najlepiej przywracają do rzeczywistosci. Bardzo się cieszę, że tak jest u Ciebie i życzę,aby plany się powiodły ;)