Na pocieszenie mąż zabrał mnie do naszej ulubionej kawiarni, na kawę i pyszną tartę z białą czekoladą...mniam i to poprawiło mi humor, ale tylko na chwilę.
Wiadomość wyedytowana przez autora 11 października 2015, 16:22
Boże jak sobie pomyślę, ze ten cykl był totalnie olany przeze mnie, z dużą ilością kawy i alkoholu i mała ilością serduszkowania to aż dziw mnie bierze.
Póki co studzę emocje, staram się jak najmniej o tym myśleć, generalnie to jest radość gdzieś w środku a z drugiej strony jestem przerażona.
Najzabawniejsze jest to, że wczoraj gdy już pierwszy test wyszedł pozytywny zadzwoniła do mnie mama, że miała sen o mnie. Śniło jej się , że jedziemy samochodem ja już z brzuszkiem ciążowym a ona do mnie kiedy idę do lekarza, a ja na to, że jak tylko w pracy wypłacą mi premię to jadę do lekarza po zaświadczenie o ciąży. Normalnie proroczy sen jak nic.
Staram się zachować spokój, nie cieszyć się bo za wcześnie, nikomu nie mówię, wie tylko mąż i teraz Wy drogie staraczki. Jak już będę miała pewność ze wszystko jest w porządku, to powiem pewnie mamie i bratu i będę przyjmować gratulacje, ale póki co cicho sza
Wiadomość wyedytowana przez autora 14 października 2015, 13:22
Trzy testy ciążowe- wszystkie pozytywne, ale jak mówiłam dopóki nie usłyszę od lekarza ze wszystko jest OK, studzę emocje i trzymam je na wodzy. Tyle się naczytałam tutaj, że strach się cieszyć za szybko.
Poza tym moją maluteńką radość, że może się udało przyćmiewają zmartwienia i kłopoty, które dotknęły jedną z najważniejszych w moim życiu osób, więc nie potrafię nawet się cieszyć.
Czuję się ok, towarzyszy mi lekkie ciągnięcie dołem brzucha jak przed okresem i coś co mnie wkurza strasznie, pocę się w nocy jak szczur. Pościeli mi niedługo zabraknie bleeeee.
A jakie uczucia mi towarzyszą? Oprócz niepewności to głównie przerażenie....boję się zmian wszystkich, nawet takich głupich: to że będę musiała zrezygnować z ćwiczeń i roweru ( jestem, dosyć aktywna fizycznie), że przytyję dużo i tak mi zostanie o rozstępach i celulicie nie wspomnę , boję się mdłości, boję się że coś będzie nie tak, boję się o dzieciątko - to oczywiste, na myśl o porodzie zaczynam panikować, na końcu boję się jak damy radę z mężem finansowo, bo na pewno będziemy musieli zmienić mieszkanie na większe....także miliardy strasznych myśli przebiega mi teraz przez głowę. Zdaję sobie sprawę ze większość to totalne bzdury i głupotki, ale tak to teraz wygląda.
Rano poszłam do toalety na tzw "2" i przeżyłam szok bo zobaczyłam krew na papierze i na bank była to krew z narządów rodnych. Totalna panika, po 4 godzinach udało mi się dodzwonić do mojego gina, kazał zostać w domu i obserwować i umówił mnie na wizytę w czwartek. Krew się już we wtorek nie pojawiła ale plamienie i owszem, w środę nadal plamiłam, oczywiście nie poszłam do pracy i czekałam na ten czwartek i wizytę jak na skaranie. Wczoraj wieczorem zaczął mnie boleć brzuch jak na okres i znowu krew, spanikowałam totalnie i pojechaliśmy z mężem na SOR. Lekarka mnie zbadała, powiedziała,że to nie jest krwawienie , tylko plamienie, mam spokojnie poczekać na wizytę u swojego gina. Przypisała mi Dupka i wróciłam do domu. Niby uspokoiła mnie troszkę ale jednak z niecierpliwością czekałam na dzisiejszy dzień. Mój lekarz mnie zbadał, jest pęcherzyk ciążowy, ale nic więcej nie widać, bo na tym etapie więcej widać być nie może, Oczywiście plamię nadal. Dostałam luteinę dopochwowo i mam ją brać póki co razem z Dupkiem. Dostałam zwolnienie na te kilka dni wstecz i na jutro, a w poniedziałek mam wracać do pracy i pojawić się u niego 29.10. czyli dokładnie za tydzień, powinno być widać już więcej na usg. Powiedział mi że nic złego się nie dzieje , mam pozwolić spokojnie ciąży rosnąć. Wyszłam z gabinetu uspokojona, ale teraz siedzę w domu, ciemno za oknem, a jak wiadomo, wieczorem strach ma większe oczy. W sumie to jestem przerażona, że na następnej wizycie okaże się że coś jest nie tak....
W pracy powiedziałam tylko trzem osobom, jaka jest sytuacja i tylko dlatego, że musiałam je wtajemniczyć. Ale jak wiadomo plotki są szybsze od światła. Boję się że jak coś pójdzie nie tak to będę na dodatek będę musiała znosić wzrok tych zawistnych ludzi z którymi pracuję, a oni (z małymi wyjątkami -jest kilka osób z którymi się lubimy i trzymamy razem) lubią takie historie i mam czasami wrażenie że napawają się ludzkim nieszczęściem. Wiem może bredzę, wyolbrzymiam wszystko, ale tak bardzo się boję, że stracę swoją iskierkę szczęścia.
No i się poryczałam nad klawiaturą. Jestem sama w domu, męża wypuściłam na piwko z przyjacielem niech chociaż on się odstresuje- chociaż Bóg jeden wie, jak chętnie sama bym się tego piwka na rozluźnienie napiła... Leżę,z wszystkich sił staram się wchłonąć luteinę i staram się nie zwariować. Nie mam odwagi przejść na fioletową stronę.....
Wiadomość wyedytowana przez autora 22 października 2015, 20:19
Generalnie czuje się dobrze, ale tak mnie dziś głowa boli, że masakra, próbowałam się zdrzemnąć, ale obudził mnie listonosz.. Dziewczyny może macie jakiś dobry sposób niefarmakologiczny na ból głowy, bo aż mi niedobrze bleee...
Nie mogę się doczekać przyszłego czwartku, a jednocześnie boję się...
Od wczoraj wróciłam do pracy, trochę się bałam, ale jest ok, czuję trochę ciągnięcia i kłucia dołem brzucha, ale staram się nie panikować. Dziś rano coś mi jeździło po jelitach aż musiałam wziąć nospę, na szczęście pomogło.
Najgorsze jest to że chyba pojawiły się mdłości....rano myślałam że nie dojadę pociągiem do Wrocławia, a potem tramwajem do pracy. Na szczęście rano było bardzo rześkie powietrze, które mi bardzo pomogło.
Teraz czuję się dobrze, ale momentami tak mnie trochę muli i zauważyłam, ze jak dłużej stoję np. w kolejce to opadam z sił, robi mi się wtedy delikatnie słabo. I szybko się irytuję...biedny ten mój mąż, a i jeszcze jakieś irracjonalne strachy i lęki mnie dopadają zwłaszcza w nocy, czasami budzę się z takim jakimś wewnętrznym strachem, to pewnie hormony, więc staram się nie panikować, ale to bardzo nieprzyjemne uczucie.
I jeszcze jedna dziwna rzecz, strasznie mnie odrzuciło od picia czegokolwiek, zmuszam się do picia herbatek, soków, wody, a kiedyś nie miałam z tym problemu...
Wiadomość wyedytowana przez autora 27 października 2015, 12:14
Jestem już jednak po wizycie kamień serca....zobaczyłam po raz pierwszy mojego małego kropka i było nawet widać , jeszcze bardzo słabo, ale jednak bicie serca Szok , wg pomiarów usg wychodzi, że to 6t3d...Wszystko jest w porządku, mam się nie przejmować plamieniem, tak ze mną już jest, za jakiś czas powinien ten problem zniknąć.
Dostałam tylko większą dawkę luteiny, skierowanie na badania i mam się pojawić za dwa tygodnie.
Co do kataru no cóż nie ma zbyt dużego wyboru, kupiłam syrop Prenalen, piję wodę z cytryną i miodem, będę robiła inhalacje z soli fizjologicznej i mam nadzieję że przejdzie.Jutro biorę wolne w pracy, zrobię tylko badania i wygrzewam się w przez 3 dni w domku.
Dopiero dziś do mnie dotarło, że to się jednak dzieje, będziemy rodzicami...chyba czas więc na fioletową stronę mocy
PS. z tych emocji to zapomniałam dziś zapłacić za wizytę ,a lekarz się nie upomniał heheh masakra i nie pamiętam też dokładnie czy mam wizytę za dwa tygodnie w czwartek czy w piątek...taka zakręcona byłam że szok, będę musiała zadzwonić do lekarza ..ale wstyd
Wiadomość wyedytowana przez autora 29 października 2015, 20:28
Jak się chce słodyczy to trzeba jeść ;)
Oj tak właśnie robiłam :D