Nie bylabym w stanie spokojnie pojsc do tamtego od pozamacicznej, szczegolnie po tym jak mnie potraktowal. Zobaczymy czego sie dowiem i czy mnie zbada ten nowy. Troche sie boje, ze sie nie zrozumiemy, ze nie bedzie mowil po angielsku...
Ale mimo wszystko mam nadzieje, ze znajdzie przyczyne naszych niepowodzen i bedzie dobrze!
Bylam szczerze zdziwiona, bo swojej nowej pacjentki czyli mnie nie zapytal nawet o date ostatniej miesiaczki. Powiedzialam mu o ciazy pozamacicznej, a on na to ze bedziemy sie zastanawiac na inseminacja albo in vitro. Zero rozpoznania terenu i jakichkolwiek pytan co i jak...
Z dobrych rzeczy, zlecil mi przynajmniej rozne badania, w tym AMH z ktorego najbardziej sie ciesze. Poza tym poziom hormonow i witaminek: FSH, LH, progesteronu, E 2, testosteronu, DHEAS, NFS, TSH, witaminy D i B12, kwasu foliowego i prolaktyny. Co prawda nie spytal mnie nawet w ktorym dniu cyklu jestem (a to chyba wazne w przypadku progesteronu...). Za to moj kochany S jeszcze bardziej sie wkurzyl, bo dostal skierowanie na badanie spermy Nie wiem, czy to az takie konieczne skoro dzieciatko bylo w ciazy pozamacicznej, tylko sie zle ulokowalo. Ok, pewnie nie zaszkodzi zrobic to badanie skoro dostal skierowanie. S mysli inaczej, troche to urazilo jego dume, a poza tym mysle, ze sie biedny boi kiepskiego wyniku i tej calej otoczki badania. Trzymam za niego mocno kciuki, bo jednak badania z krwi to cos innego niz siedzenie samemu w pustym pokoju i proba oddania nasienia na sile do probowki
Tymczasem u mnie objawow ciazowych brak. Szkoda, bo dzis siostra mojego S napisala, ze snilo jej sie ze w ciazy jestem. Tak bym chciala, zeby 'wykrakala' Maluszka
Z dwoch powodow.
1) Sluz - zawsze mam jakis taki zoltawy, metny i lepki, lekko ciagnacy sie (tak do 1cm). Dziwny. Przez jakis czas balam sie, ze to nie jest prawidlowe, ze to jakas infekcja - ale zrobilam chyba wszystkie mozliwe badania i nie wyszlo nic. Badania byly od chlamydii, roznych chorob przenoszonych droga plciowa, konczac na grzybkach. Nic mi nie jest, nigdy nic nie wyszlo poza nadzerka, ktora zostala wymrozona.
Gdy zaszlam w pozamaciczna, moj sluz stal sie zupelnie inny, konsystencji kremu lub balsamu i bialy. Wybielal jak po uzyciu ACE Pamietam, ze bylam w szoku, ze mozna miec zupelnie bialy sluz - i to wlasnie sprawilo, ze zaczelam podejrzewac wtedy ciaze
2) Piersi. Co prawda lekko bola, sa wrazliwe, czasem szczypia... Ale sa miekkie jak poduszeczka. W ciazy byly opuchniete i bardzo twarde - takie troche UFO z wyraznymi otoczkami sutkow.
Ok, jest wiele powodow by nie byc zadowolonym z wlasnego ukladu rozrodczego oraz z przebytej ciazy pozamacicznej. Swoje przeplakalam, swego czasu nie bylam w stanie normalnie funkcjonowac. A teraz co? Teraz przynajmniej cialo podpowiada mi wczesniej, zeby sie nie nakrecac, ze to jeszcze nie tu, jeszcze nie teraz... Szkoda, ale na pewno nie bede sie nakrecac!
Wiadomość wyedytowana przez autora 3 grudnia 2014, 16:08
Jakas aktywna sie zrobilam w tym tygodniu. Nawet w pracy robota pali mi sie w rekach Dobrze, dobrze, no dobrze jest.
Bylam dzis na pobraniu krwi do badan. Poszlo szybko, sprawnie, wyniki najprawdopodobniej jutro, moze nawet dzis wieczorem. Musialam zaplacic z wlasnej kieszeni za jedno badanie (AMH - 30 EUR), ale nawet mnie to dzis nie ruszylo. Spojrzalam tylko na mojego S, a on sie przestraszyl mojego humoru i od razu zaproponowal ze zaplaci Chyba bywam czasem mala terrorystka, biedny ten moj kochany S, oj biedny
Zaplacilam, podziekowalam Paniom z rejestracji i w ramach dywersyfikacji dzialan terrorystycznych zmusilam mojego kochanego do zadzwonienia do kliniki i umowienia sie na pobranie nasienia. Z mina zarzynanej swinki zadzwonil, umowil sie na 10 grudnia, a po odlozeniu sluchawki przez 10 minut dywagowal czy to na pewno konieczne, i ze moze zajde w ciaze do tego 10 grudnia Obwiescilam mu, ze kobieca intuicja mi podpowiada, ze w ciazy nie jestem - i ze skoro ja laze caly czas po lekarzach i laboratoriach, to on sie tez moze zorganizowac raz i wykonac to badanie
Ladnie mi dzis temperaturka skoczyla - i gdyby nie to, ze jestem praktycznie pewna, ze to nie ciaza (piersi mi nawet jeszcze bardziej sflaczaly, nie myslalam ze to mozliwe...) - moglabym w swojej naiwnosci zaczynac sie cieszyc. A tak to tkwie sobie w oczekiwaniu na okres, w miedzyczasie sie zastanawiajac czy moge sobie pozwolic na niewinne grzane winko na jarmarku swiatecznym. Wczoraj dopadly mnie wyrzuty sumienia, wiec wypilam wersje bezalkoholowa (bez porownania).
A teraz sobie siedze, pisze w pamietniku, adrenalina spadla...
Jak tak dalej pojdzie, to niech wyniki moich badan dzis jednak nie przychodza. Tak sie boje tego AMH, to prawie jak wyrok...
Skoro @ przyszla wczesniej, to i starac sie bedzie mozna wczesniej Owulacja 21-22 grudnia (przynajmniej nie w Wigilie u rodzinki), okresem zaczne pewnie Nowy Rok
No i najwazniejsze - znow moge bezmyslnie i bez wyrzutow sumienia popijac grzane winko na zmiane z kawa
Moj S sie cieszy zdecydowanie mniej, nie ominie go badanie nasienia...
Czekam nadal na wyniki badan. Nic nie przyszlo poki co (...) Beznadziejne to laboratorium, juz sie tam nie wybiore.
Co na to Pani? Pani odlozyla sluchawke...
Cwicze sie w cierpliwosci, przyda sie jak juz zajde w te ciaze
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 grudnia 2014, 13:19
- zyk
- cyk
- syk
- rzyk
- nawet ostatnio czk...
Najgorsze jest to, ze potem sa problemy we wszystkich mozliwych urzedach
Oczywiscie sie wscieklam i warknelam, ze mogl tam zadzwonic, ze zle napisali to nazwisko. I wiecie jak to jest - od slowa do slowa - powiedzialam wkurzona, ze chyba tylko mi zalezy na naszym dziecku - i ze jak tak dalej pojdzie to wyjezdzam sie leczyc do Polski, rzucam robote tutaj.
Nagle cos w moim S peklo, bo stanely mu lzy w oczach. Po prostu sie rozplakal. W srodku miasta. Moze to przez wizje naszego rozstania, moze przez ten wyjazd moj do Polski - S nie mowi zbyt dobrze po polsku (choc uczy sie intensywnie) i raczej nie mialby tam szans na prace. A moze po prostu przez moje slowa, ze tylko mi zalezy...
Oczywiscie od razu pozalowalam tego, co powiedzialam. Wiem, ze S jest dla mnie najlepszym mezczyzna na swiecie. Wiem, ze innego, lepszego nie chce i ze nigdy nie znajde, nawet gdyby mi sie cos odwidzialo i bym zechciala. Dlaczego to powiedzialam?
Usilowalam naprawic sytuacje, ale widzialam jak mu ciezko - i ze mysli o tym, co powiedzialam. Ze zastanawia sie, czy go kiedys nie zostawie. W koncu nie chcialam brac slubu w najblizszym czasie, mimo ze nalegal bysmy ustalili termin. Zaproponowal jego nazwisko, zeby nam bylo latwiej w tych cholernych urzedach. Nie chcialam wiazac mu soba rak, bo bardzo go kocham i wiem, ze bylby cudownym tata. Tata, jakiego ja nigdy nie mialam, i o jakim zawsze marzylam.
Ale ze ja go zostawie? To chyba jakis zart! Ja, z moim jednym nieistniejacym jajowodem, kiepskim sluzem i wizja doczekania sie dziecka odkladajaca sie w czasie moze do 40 (jesli kiedykolwiek)? Z lekka nadwaga i koszmarnymi niesluchajacymi zadnego grzebienia wlosami? Wariatka - Polka z kiepsko platna i pelna odpowiedzialnosci praca, ktora na dodatek sprzata tylko od swieta w domu? Jak to w ogole jest mozliwe, ze on o tym pomyslal? On, najprzystojniejszy i najinteligentniejszy facet z jakim kiedykolwiek bylam, wspanialy czlowiek. Spelniony zawodowo przystojniak, prawnik z niezlym doswiadczeniem zawodowym. Nie miesci mi sie to w glowie!
Faceci zdecydowanie nie mysla logicznie!
(... a teraz jak on nie widzi, ja poplakuje sobie w kacie w pracy. Czy kiedys spelnia sie nasze wspolne marzenia? )
Chyba ten poranny telefon cos jednak zdzialal, bo i wyniki sie znalazly!
Nie powiem, zaskoczyly mnie dosc mocno. Dlaczego? A to dlatego, ze przy moich regularnych miesiaczkach, krotkich cyklach od 12 roku zycia, po przebyciu ciazy pozamacicznej i z wykresami temperaturki wskazujacymi na owulacje... postawilam sobie w myslach diagnoze: jajka na wyczerpaniu! A dodatkowo owulacja z lewej strony i zablokowany jajowod.
A tu co sie okazuje? Prolaktyna mocno podwyzszona. LH podwyzszone. Kiepski stosunek LH do FSH (choc na to akurat tak bardzo nie patrze, bo badania robione byly w fazie lutealnej, 23 dc, 9 dpo). Dodatkowo wynik AMH: 5,65 ng/mL. Na co to wskazuje? Z tego co zdazylam doczytac - na PCOS
Co teraz robic? Jak sie leczyc? Do lekarza wybieram sie 28 stycznia, chyba zwariuje do tego czasu. Ktos moze to czyta i wie cos na ten temat?
Ponizej wklejam wyniki, podpowiedzcie cos, kochane kobietki, jesli ktoras cos wie:
Morfologia - wyniki ok, wiec nie bede sie rozpisywac
prolaktyna - 36.1, norma 4.8 - 23.3 ng/mL
Makroprolaktyna 15%
TSH - 2,72, norma 0.27 - 4.20 µU/mL
LH - 12,4, norma 1 - 11.4 mU / mL w fazie lutealnej
FSH - 4.1, norma 1.7 - 7.7 mIU / mL w fazie lutealnej
Progesteron - 10.8, norma 1.7 - 27.0 ng/mL w fazie lutealnej
Estradiol - 205.2, norma 43.8 - 211 pg/mL w fazie lutealnej
DHEA'S - 186,80, norma 98.80 - 340.00 µg/dL
Testosteron - 0.357, norma 0.084 - 0.481 ng/mL
Witamina D3 - 12.1, norma 30.0 - 100.0 ng/mL
Kwas foliowy - 16,4, norma 4.6 - 18.7 ng/mL
Witamina B12 - 377,3 norma 191.0 - 663.0 pg/mL
AMH - 5,65, norma 1.3 - 7.0, pow. 7.0 podejrzenie PCOS / hiperstymulacji jajnikow
A poza tym... No dobra, nie chcialo mi sie wczesniej wstac, i dlatego z nim nie pojechalam
A teraz sie stresuje jakbym ja sama miala przejsc jakies badanie. Trzymam kciuki i czekam na opowiesci jak to bylo, czy sie biedny stresowal i kiedy wyniki
Poza tym troche sie niepokoje, bo wyniki mojego TSH sa lekko podwyzszone. Poczytalam dzis troche o tym i wyglada na to, ze dieta wegetarianska, kapusta, brukselka, soja... sa wykluczone. A przeciez ostatnio to praktycznie tylko i wylacznie moja dieta, miesa mi nie smakuja tutaj za granica pod zadna postacia
g. 9.40
S napisal SMS odnosnie badania. Cytuje: "Bylo dziwnie, ale ok." Jednak te nasze drugie polowki jablka nie komunikuja sie jak kobiety, nieprawdaz? Ja tu liczylam na reportaz z badania, a nie krotki sms, ktory niczego nie tlumaczy Nic to, i tak wszystko z niego wyciagne przy obiadku
Przyszedl do laboratorium, Pani dala mu kubeczek ktory wygladal troche jak kieliszek do wina. Zaprowadzila do pokoju z telewizorem, gdzie dostal rozne detergenty do podmycia sie w wiadomym miejscu. W pokoju byl wielki, wygodny fotel i telewizor i szafa otwierana z dwoch pokoi, w ktorej mial zostawic kubeczek
Pani go poinformowala, ze moze sobie obejrzec film na telewizorze. Film wiadomej tematyki. Moj kochany przystapil do podmycia, stwierdzil ze detergenty mialy taki szpitalny zapach... Wobec czego ciezko mu bylo wprawic sie w stan relaksu
Sprobowal uruchomic telewizor, ale cos nie dzialal, wiec mial utrudnione zadanie.
Wiecie co powiedzial? "Czulem ten paskudny zapach detergentow, siedzialem w obcym dziwnym pokoju... ale zamknalem oczy i staralem sie wyobrazic Ciebie, jak sie usmiechasz, jak sie rozbierasz wieczorem i patrzysz mi w oczy... i co sie dzieje potem"... A potem zrobil swoje, odlozyl kubeczek, ubral sie i wyszedl z pokoju I tylko ten komentarz: "Jakos malo tego bylo, tak maksimum 2 cm plynu..." Ciekawe, czy to rzeczywiscie malo - i jakie beda wyniki Trzymajcie kciuki!
Oczywiscie jestem panikara - od razu wymyslilam sobie, ze to ta tarczyca....
Nie dam sie chorobsku, juz postanowilam. Wzielam rutinoskorbin, witamine C, witamine D (z uwagi na niedobor), kwas foliowy...
A teraz poziom prolaktyny mi sie podniosl przez stres zwiazany z audytem w pracy Oj jacy Ci ludkowie sa malo pojetni...
Wyniki uwieczniam ponizej, moze ktos skomentuje. Tymczasem do lekarza udalo sie mojemu S zapisac na wtorek, wiec we wtorek bedziemy tez podpytywac co z tym fantem zrobic
Choroby zakazne z probki spermy:
Chlamydia trachomatis, Neisseria gonorrhoeae, Mycoplasma genitalium - negatywne
Analiza spermy:
- objetosc: 2,5 mL (norma >1,5; wiec jednak nie bylo tutaj tak zle. Widocznie to moje kochanie myslalo, ze powinno bylo zalac kubeczek wszerz i wzdluz )
- pH: 7,7 (norma >7,2)
- lepkosc: normalna
- spermatozoidy: 160,5 mln / mL (norma >15) (chyba dobrze jest )
- komorki okragle ("cellules rondes" w oryginale, nigdzie nie znalazlam polskiego odpowiednika): 11,0 mln / mL (brak podanej normy)
- leukocyty: 2,0 mln / mL (norma <1 mln) WYNIK ZBYT WYSOKI, LEUKOCYTOSPERMIA
- ruchliwosc po 30 minutach:
klasa A 29%
klasa B 35%
klasa C 5%
klasa D 31%
klasa A+B 64%
- aglutynaty i agregaty plemnikow (agglutinats spontanes): tak (norma: nie)
- test zywotnosci: 71% (norma: >58%)
- MAR test: negatywny
- formy typowe: 8%
- formy atypowe: 92%
Analiza spermy na przezycie ("test de migration survie")
- ruchliwosc (natychmiastowa - po 3 godz - po 24 godz):
klasa A: 31% - 28% - 28%
klasa B: 45% - 50% - 39%
klasa C: 14% - 4% - 14%
klasa 10% - 18% - 19%
klasa A+B: 76% - 78% - 67%
- spermatozoidy przygotowane: 18,2 mln / mL
Objasnienia klas:
klasa A - ruch progresywny szybki
klasa B - ruch progresywny wolny
klasa C - brak ruchu progresywnego
klasa D - nieruchome
Podsumowanie: sperma biologicznie normalna, dobra izolacja po przygotowaniu spermy,leukocytospermia, dobra zywotnosc po 24 godzinach
Analiza mikrobiologiczna:
- po koloryzacji GRAM: brak nieprawidlowosci
- kultury tlenowe: sterylne po 48 godzinach inkubacji
- kultura mykoplazmy: negatywne
Na chwile obecna, z tego co zdazylam zauwazyc problemy sa dwa:
1) wysoka wartosc leukocytow - czytalam, ze moze to miec zwiazek z jakas infekcja. Zadnej infekcji poki co nie wykryto. Moj biedny naczytal sie o leukocytach i kojarzy mu sie to z bialaczka. Przestraszyl sie bardzo, spanikowal ze umrze na bialaczke i moze nie powinnismy miec dzieci... Probowalam sama o tym poczytac i powiedziec mu, ze to pewnie tylko jakas infekcja - moze lekarz mu to lepiej wytlumaczy. Jakie jeszcze badania mozemy zrobic w tej kwestii?
2) aglutynaty i agregaty obecne sporadycznie - nie wiem, czy to takie istotne skoro pozostale wyniki sa ok. Trzeba o to dopytac lekarza.
Powiedzialam mojemu S, ze byc moze bedzie musial powtorzyc doswiadczenie z badaniem. Nie byl zachwycony, ale chyba sie troche przestraszyl tych wynikow...
Mimo wszystko mysle, ze problem lezy bardziej po mojej stronie. Przytulam S i mowie mu, ze wszystko bedzie dobrze, zeby sie nie martwil... I ze jak nie bedziemy dzieci miec, to bedziemy miec kota. Jak tylko dorobimy sie wlasnego mieszkania
Bylo calkiem milo, mysle ze im sie rowniez podobalo...
Poznalam kilka nowych osob z otoczenia mojego S, wiekszosc wydaje sie calkiem w porzadku.
Nawet jestem z siebie dumna, bo okazalo sie, ze praktykantka od nich z Sadu, ktora zreszta ma sie moj S opiekowac przez najblizsze kilka miesiecy(polecenie szefa), jest faktycznie przesliczna dlugonoga naturalna blondynka o cudnych niebieskich oczach (taka typowa Szwedka, jak z reklamy...) - a ja, mimo ze daleko mi do jej urody, staralam sie zeby sie u nas w domu czula milo Kiedys bym pewnie zareagowala inaczej, i pewnie bym sie bardziej denerwowala gdy S mowil do wszystkich, jaka to pojetna jest i ze swietnie sobie w pracy radzi. Pierwsze postanowienie swiateczno - noworoczne: odpuscic troche sobie i S. Uwierzyc w to, ze skoro chce sie ze mna ozenic, chce miec ze mna dziecko, chce ze mna spedzac kazda wolna chwile - to znaczy, ze zadna piekna kobieta nie ma ze mna szans
Wczoraj aura milej imprezy sie skonczyla moim sporym kacem. Juz dawno nie czulam sie w ten sposob - bol glowy, wymioty, oslabienie... wielki kac, jakbym wypila co najmniej butelke wisky sama. A ja przeciez wypilam tylko kilka grzancow (moze 3 szklanki). Dziwne to, byc moze lapie mnie jakies chorobsko, bo juz od kilku dni czuje lekki stan podgoraczkowy, bol gardla i katar.
Jutro wizyta u ginekologa z wynikami moimi i S. Ciekawe, co wymysli ciekawego tym razem w ciagu naszych 5 minut (odkrylam, ze tam zapisuja pacjentow na co 10 minut... ) A koszt wizyty jedyne 100EUR. Dlaczego, no dlaczego ja nie zostalam lekarzem?
Zrobilam wczoraj liste rzeczy do przedyskutowania z lekarzem, wyszla mi prawie cala strona A4. Jak ja to wcisne w 5 minut? Chyba jestesmy jakims trudnym przypadkiem, ech.
Dodatkowo owulacja na dniach, a moj S sie rozchorowal... Wczesniej ja sie czulam kiepsko, teraz on zlapal chyba to samo - tylko przezywa 5 razy bardziej ode mnie. Jeden dzien go drapie w gardle i juz wzial sobie witamine C, rutinoskorbin, fervex i pastylki na gardlo - a narzeka jakby ten wirus to byl co najmniej ebola
Otoz lekarz sie zdziwil - sperma w miare ok (leukospermia, ale z posiewow nic nie wyszlo). Wyniki badan moich w miare - TSH mogloby byc nizsze ale nie ma calkowitej tragedii (skierowal mnie do innego doktorka, ktory ponoc tym sie zajmuje - dla niego nie ma sensu przepisywac lekow...), prolaktyna moglaby byc nizsza, ale pewnie sie zestresowalam strzykawka... Dal mi jakies cudo na to, ale powiedzial ze ode mnie zalezy czy to chce brac No wszystko cacy, tylko od 3 lat dziecka nie ma (jesli nie liczyc tej pozamacicznej). Cuda wianki na kiju.
Taki siedzial biedny doktorek zdziwiony, nie wiedzial co mi doradzic, rzucil w koncu haslo "inseminacja". Dobrze, ze przyszlam przygotowana i powiedzialam, ze jesli moj jedyny jajowod nie dziala, to nie ma sensu robic inseminacji. W takim razie, zgodzil sie ze mna doktorek, sprawdzimy jajowody kontrastem. Mysle sobie, facet madrze gada, podpytam go o posiew mojego sluzu. Skoro u S byly leukocyty, to moze cos u mnie wyjdzie? No coz, zobaczymy...
Poki co wymaz z pochwy zrobiony u lekarza, czekamy na HSG w styczniu. A potem co?
Dodatkowo doczytalam wczoraj wieczorem o HSG, ze nie mozna robic po 10 dc. Nikt mi nic nie powiedzial w klinice, wiec umowilam sie na koncowke cyklu. Noz kur... Dzisiaj dzwonie, zeby to zmienic, a Pani mi mowi ze juz nie ma miejsc na wczesniej i byc moze bede musiala czekac do marca, jesli ten termin w styczniu mi nie pasuje. I to w czasie pracy.
Jak, ja sie pytam jak, mam sie leczyc? Moj szef podejrzliwie na mnie juz patrzy jak wychodze "do lekarza", sugestywnie pyta co sie dzieje... I co ja mam powiedziec, ze staram sie o dziecko, i przy okazji zeby juz do tej roboty nie wracac? Paranoja jakas
Troche mam wyrzutow sumienia - z mojej winy sie nie moze wyleczyc. Wczoraj bylam zaproszona na impreze z kursu jezykowego do naszej nauczycielki. Kobieta mieszka jakies 20 km od naszego miasteczka. Poniewaz ja mam problem z orientacja i gubie sie wszedzie, poprosilam go zeby ze mna pojechal (musial wyjsc z pracy o 18h...). Potem mial wrocic do pracy, ale ja sie balam, ze nie znajde przystanku autobusowego z powrotem - wiec czekal biedny na mnie w jakiejs restauracji w okolicy. Kochany, prawda?
Dzis rano bardzo narzekal, ze bedzie siedzial w pracy do 22, bo musi skonczyc jakies raporty przed wyjazdem. Mam nadzieje, ze da rade, bo mamy na jutro tyyyyle pakowania...
Ciekawa jestem kiedy nastapi owulacja. Jutro jedziemy do Polski, chcialabym nie musiec mierzyc tempki u rodzinki - a tutaj wlasnie w tym czasie najciekawsze rzeczy sie beda dziac...
Jeszcze poczekam do tego badania HSG - i do diagnozy lekarza od tarczycy. Rzecz jasna, jak w koncu sie umowie Przez Swieta odpuszczam sobie i nie faszeruje sie lekami
Owulacja wypadla nam dwa dni po przyjezdzie do Polski, w weekend. Jak nigdy. Zawsze czekam na owulacje w weekend, zeby moc naprawde z moim S podzialac - a tutaj jak raz sie trafilo, to oczywiscie bylismy w Polsce i cala rodzinka w domu Nie wiem czy przytulalismy sie wystarczajaco duzo, zeby cos z tego bylo... Poza tym po bolu owulacyjnym wydawalo mi sie, ze mam owulacje znow z lewego jajnika (a tam brak jajowodu).
Wzielam konska dawke witaminy D przed przyjazdem do Polski, mam przez 15 dni wzgledny spokoj. Teraz tylko codziennie rano kwas foliowy Odpoczywam do stycznia, a od stycznia badania jajowodu i chyba zaczne brac ten solistar
Przesylam wszystkim wirtualne zyczenia zdrowych, wspanialych, rodzinnych Swiat Bozego Narodzenia, spedzonych z osobami, ktore kochamy - i cudownego niematerialnego prezentu pod choinke
Doskonale Cię rozumiem... sama kiedyś byłam za granicą i wiem jak ciężko jest ogarnąć wszystko. Zaczynam czytać twój pamiętnik i mam nadzieję, że będę zaskakiwana dobrymi nowinkami :) Życzę ci z całego serca wszystkiego dobrego. Co do tego lekarza, współczuję Ci :( To niemalże okrutne co on Ci wyrządził. Mogłabyś go oskarżyć, ale rozumiem, że nie miałaś siły ciągać się po sądach. Odszkodowanie Ci się należy a nie jeszcze za operację musiałaś płacić.... szok... Pozdrawiam, nie myśl już o tych przykrych wspomnieniach. Nastawienie człowieka i entuzjazm czynią cuda :* trzymaj się