Tydzień dla Płodności   

Nie przegap swojej szansy!
Umów się na pierwszą wizytę u lekarza specjalisty za 1zł.
Tylko do 30 listopada   
SPRAWDŹ
X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki starania Czy niemożliwe stanie się możliwe ?
Dodaj do ulubionych
1 2 3 4
WSTĘP
Czy niemożliwe stanie się możliwe ?
O mnie: 33 lata, bezdzietna, w stałym związku od 7 lat
Czas starania się o dziecko: Ponad 7 lat w obecnym związku ze świadomymi staraniami, a 10 lat w poprzednim związku seks bez zabezpieczeń
Moja historia: Oj, długa jest, a co jest paradoksem, mało można napisać. Takie prawdziwe starania się o dziecko zaliczam od 3 lat, kiedy zaczęliśmy robić badania, a moje życie stało się podporządkowane wizytom u gina. Jak do tej pory wszystkie wykonane przez nas badania, łącznie z laparo, histero, badaniem nasienia itd. pokazały, że wszystko jest ok. Ale jednak nie jest, skoro nie zachodzę w ciążę. Zaczęłam się zastanawiać, czy nie przeżywam co miesiąc poronień samoistnych i dlatego - po dłuższej przerwie w świadomych starankach - "wróciłam" i chcę mieć w choć minimalnym stopniu kontrolę nad swoimi cyklami.
Moje emocje: Jak chyba u wszystkich długodystansowym staraczek. Ale największe chyba to bezsilność.

15 listopada 2013, 19:33

Kiedy 1,5 miesiąca temu weszłam na wagę i zobaczyłam szóstkę z przodu, postanowiłam wziąć się za siebie. Zaczęłam regularnie biegać i ćwiczyć Chodakowską. Do tego oczywiście zmieniłam dietę. Co do wagi, to efektów spektakularnych raczej nie widać, ale ciało się zaczęło robić ładniutkie no i samopoczucie lepsze. Nie wiem, czy sobie to wmawiam, czy tak jest w istocie, ale najważniejsze to to, że ja czuję się lepiej. Co to ma wspólnego ze staraniami ? Mam nadzieję, że poprzez zmianę życia i nastawienia do życia, powołam na świat nowe istnienie. Czekamy z niecierpliwością na małego groszka i żyję nadzieją (choć czasem wypieram się tego przed samą sobą), że jednak pewnego dnia zobaczę te dwie krechy na teście. Jak do tej pory zrobiłam niemalże wszystkie badania, zaliczyłam nawet wizytę w Invimed we Wrocławiu, ale na razie nie jestem gotowa na In Vitro. Jakoś to nie dla mnie. Adopcja ? Chyba też jeszcze nie czas. Na ovu jestem od roku i śledzę sukcesy i porażki innych staraczek. Jakie to dziwne uczucie, gdy radość z plusika u innej, miesza się z rozczarowaniem u mnie. No cóż, może jeszcze mam coś do przerobienia. Przede mną badania ANA1, ANA2 i czynnik Leiden. Te dwa pierwsze już zrobione, czekam na wyniki, czynnik Leiden w przyszłym mniesiącu, bo i tak nie zdążę odebrać wyników przed wizytą u gina. Jeśli się okaże, że tu tkwił problem, to się chyba niezmiernie ucieszę (wiem, wiem, brzmi strasznie głupio, ale może w końcu znalazł by się czynnik blokujący, bo za wszelką cenę nie chcę uwierzyć, że to moja głowa mnie blokuje). Z drugiej strony, trochę się boję znów, że jak zacznę brać jakieś hormony, to pojawią się polipy, które zaczęły mnie atakować dwa lata temu i z którymi uporałam się po kilku zabiegach usunięcia. Do miłych rzeczy to nie należy. Tyle, że szlag trafia, jak wszystkie koleżanki rodzą dzieci jak świeże bułeczki. Wiem, znów takie głupie powiedzenie, ale tak to wygląda. Walczę ze stresem związanym z faktem "niemania" dzieci, ale to jest niełatwe zadanie. Mam nadzieję, że w końcu wszystko się ułoży i groszek pojawi się w naszym życiu.

15 listopada 2013, 19:36

Co istotne i warte zapisania to fakt, że od kiedy zaczęłam ćwiczyć i zmieniłam dietę, coś się pokiełbasiło w moim cyklu. Jest jakiś inny. Mam wrażenie, że nie było owulacji, a jeśli była, to nie w tym czasie, co wskazuje tempka, sama nie wiem. Może następny będzie lepszy. No chyba, że już nastepnego nie będzie :)

18 listopada 2013, 20:06

Zrobiłam dziś badanie progesteronu, chcę się przekonać, czy miałam owulację w tym cyklu ? Jakoś w to nie wierzę, ale jutro już będzie jasne. Siedzę codziennie na ovu i cieszę się, jak widzę zielone kropeczki u innych. Zawsze wtedy sobie myślę, że przecież widać jak na dłoni, że wykres ciążowy i nie mogło skończyć się inaczej, tylko jakoś nie wierzę w szczęśliwe zakończenie u siebie :( Ach, ta wiara ....... chyba staję się "niewierna". To mnie najbardziej wkurza, bo wiem, że w tym tkwi sukces, jeśli to w głowie leży przyczyna tak długiego oczekiwania na dzidziusia. I te ciągłe zmiany w stanie "czucia się" - od nadzieji, przez niecierpliwe oczekiwanie, zwątpienie i w końcu zawód. Trudno się tak żyje, a mam wrażenie, że życie ucieka mi między palcami. Masakra jakaś. Boże (kimkolwiek/czymkolwiek jesteś), spraw ten jeden CUD w moim życiu, o nic więcej nie proszę ......

19 listopada 2013, 15:37

Ok, wyniki są - 10,92 ng/ml, czyli w normie. Tyle tylko, że naczytałam się własnie w necie, że sam fakt, że wynik jest w normie nie świadczy o samej owulacji, a o przejściu w fl. Na przykład, owulacji nie było, nie pękł pęcherzyk i nie doszło do owulacji, ale ciałko żółte jest, żeby wspomóc wchłanianie pęcherzyka. Poza tym, żeby badanie dało wiarygodne wyniki, trzeba by powtórzyć je trzykrotnie w ciągu jednego dnia, bo wynik może się podwoic o 50 %. Tak więc więcej tego badania nie będę robiła, ale pokażę je ginowi na wizycie. Niech się wypowie. Wcześniej on podejrzewał u mnie niedomogę funkcji ciałka żółtego, więc może to badanie jest jednak istotne ? Dziś dają znać o sobie jajniki (chyba jajniki ?) i co jakiś czas coś tam delikatnie czuję. Ale ponieważ ja nigdy nie miałam bólu owulacyjnego, to nie mam porównania. Coś się po prostu dzieje. Poza tym w ciągu dnia jakoś mnie zmuliło, ale nie na wymioty, ale taka byłam jakaś nieobecna, przez chwilę tak dziwnie się czułam, nawet nie potrafię tego opisać, ale było to radosne doświadczenie. Mam nadzieję, że nie zwariuję od tego wszystkiego. Jedno było lepsze, jak się tak nad tym wszystkim nie skupiałam. Po prostu nie wkręcałam sobie tysiąca objawów ciąży i nie śleczałam godzinami przed swoim wykresem doszukując się na nim potwierdzenia, że jestem w ciąży. Pocieszam się tylko myśla, że przecież w końcu prędzej, czy później, widzę, że każdej po kolei się udaje, to musi przyjść czas i na mnie !

19 listopada 2013, 18:56

O tak, wszystkie "ważniejsze" badania za nami. Jak to lekarz określił - mam w domu supermana :) Co do gina, to od jakiegoś czasu się zastanawiam nad zmianą. Tyle, że ten, do którego chodzę, zna mnie od podszewki i nie chcę znów zaczynać od nowa. Poza tym, chyba znów musiałabym robić wszystkie badania od początku, chyba nie mam na to sił. O badaniu progesteronu co drugi dzień mysłałam, nawet codziennie, ale bez skierowania trzeba bulić kasę, a ja mam sporo innych wydatków i trochę teraz u mnie ciężko. No zobaczymy. Ostatni rok dawałam nam szanse na naturalne zaciążenie. Teraz spróbuję znów z "chemią". Poproszę o inny zestaw lekarstw, bo ostatnio jak brałam pregnyl, to zamiast urodzić dziecko, rodziłam notorycznie polipy ! Jestem przekonana, że to wina zaburzeń hormonalnych spowodowanych tymi zastrzykami, ale dowodów oczywiście nie mam. W każdym razie boję się już brać pregnyl, żeby znów nie wyklądować na skrobankach. Masakra jakaś. Najwyżej zmienię lekarza.....

20 listopada 2013, 20:19

Boże, jak ja się tak dziś mogłam zachować ? Ach, jaka ja jestem niesforna. Taki nagły wybuch złości, że naprawdę mi wstyd. Ja nie wiem, czy podświadomie już czuję, że @ się zbliża, czy może odreagowałam napięcie z pracy, a może to po prostu przedsmak PMS ? (*)(*) wreszcie stały się pełniejsze, chociaż to miłe w tym wszystkim. No i przynajmniej się opamiętałam i przeprosiłam za swój wybuch, co zostało przyjęte. Oj, teraz przede mną chwile nerwówki, jak co miesiąc, więc stres na maxa i choćbym nie wiem, jak się starała wyluzować, nie ma szans, moje myśli są cały czas przy tym jednym - groszku :) Oby już wkrótce ......

21 listopada 2013, 21:38

Dziś masakrycznie bolała mnie głowa. Myślałam, że jak się rozruszam, to będzie ok, ale jednak nie. Jakaś masakra, nigdy tak nie miałam. Cały dzień jajory na przemian kłują. I tak żyłam nadzieją cały dzień. Niestety wieczór nastał i już nie mam złudzeń. Czuję ewidentnie, że znów się nie udało. Jutro @ zawita pełną gębą. No, po prostu szlag mnie trafi. Siedem tłustych lat czekania, ileż można ? Ok, zobaczymy, jeszcze wyniki ANA, może coś się wyjaśni ..... Boże, a może jeszcze jednak się uda ? Oby przespać noc bez bólu, bo dodatkowo złapała mnie rwa kulszowa. Eh, ćwiczyć przez to nie mogę i źle się z tym czuję. Nie wzięłam żadnych tabletek przeciwbólowych, bo nie chciałam zaszkodzić groszkowi, tak uwierzyłam, że tym razem się udało ........ Przynajmniej jutro wszystko się wyjaśni, a dziś biorę ciepłą kąpiel i spróbuję zasnąć w spokoju przytulając się do puzelka :)

22 listopada 2013, 17:25

No i załamka, znów kolejny cykl, co do którego nie żywię większych nadziei. Jakoś już nie wierzę. Bo dlaczego nagle, po siedmiu latach, miałoby się udać ? Cóż, czas smutku przede mną, później znów zacznie się zabawa w tempkę, oczekiwanie na "skok", potem dmuchanie na wysoką tempkę i ....... kolejny cykl. Chyba muszę się z tym pogodzić, że już tak będzie zawsze .......

27 listopada 2013, 19:40

Ok, stanęłam już na nogi, a przynajmniej tak mi się wydaje. ALE ...... zawsze musi być jakieś ale, cholender. Jak już się w sobie spięłam i zawzięłam się na staranek ciąg dalszy, to oczywiście moja podświadomość się stawia (co to za twór w mojej głowie ?) i zaczęły się odzywać moje bolączki. Rwa kulszowa po całości, boli już ponad tydzień i cały czas wmimalam tabsy, infekcji intymnej ciąg dalszy (z przerwą na czas wizyty wrednej @ ) - mam nadzieję, że jednak się z tym uporam. Do tego serducho boli, bo nasi przyjaciele się właśnie rozstali w bardzo niesympatycznych okolicznościach i pewnie czseka nas bieganie po sądach (po prostu uwielbiam) i kolega ze szkolnych lat ogólniaka właśnie przegrał walkę z nowotworem. W pracy ktoś napisał skargę, atmosfera ogólnie jakaś nie taka, matko święta, mam dosyć już na samym początku .... A wszystko oczywiście składa się na to, że nerwy puszczają i u nas (mea culpa). Takie sytuacje odbierają chęci i motywacja mocno spada. Na poprawę humoru kupiłam sobie buty do biegania - szkoda tylko, że użyję ich dopiero na wiosnę, bo teraz już u nas śniegi, ale humor poprawiony choć na chwilę. Dla podniesienia sił w "walce" o CUD, poczytałam na fejsie o invitro i historiach innych staraczek i ...... wkurzyłam się tylko. Historie ściskają za serce, szczególnie jak poczytałam o starającej się 14 lat. Ogromny sukces, fakt. Ale 90 % przypadków to zła diagnoza, jakieś przeoczenia lekarzy, a ja mam wszystkie badania ok, nie ma mowy o przeoczeniu. Więc - załamka. No więc czekam do piątku na wyniki badania ANA i idę pocieszyć przyjaciela, bo ma jeszcze gorzej ode mnie. Jakie to życie jest kapryśne ....... Jedyne, co miłe ostatnio, to wsparcie dziewczyn z Ovu, naprawdę bezcenne, Dzięki !

29 listopada 2013, 22:59

Poszłam dziś do laboratorium po wyniki badania i kobitka mi powiedziała, że wyniki są już u doktora. Powiedziała mi tylko, że oba są dodatnie i popatrzyła na mnie z taką żałosną miną. A ja cóż, nie martwię się jeszcze, bo nie wiem tak do końca, co to oznacza. Cieszę się nawet, bo w końcu znam przyczynę naszych niepowodzeń. Mam tylko nadzieję, że można to leczyć i że właśnie otwiera się dla nas szansa. Powiedziałam puzelkowi o wynikach i się biedny podłąmał, nawet łza mu się zakręciła w oku. A ja nie wiem, czy dlatego, że mu się żal zrobiło mojej osoby, czy dlatego, że się mną rozczarował ? No cóż, jedno jest pewne, niepotrzebnie czekałam z tym badaniem aż rok czasu, bo może dziś biegałby przy mnie mały szkrab ...... To teraz czekam na wizytę u gina w poniedziałek. Jestem ciekawa, co mi powie ?

1 grudnia 2013, 10:15

No to się załatwiłam. Nie ma to jak siedzieć dwa dni i czytać w necie o chorobach. Chyba zaczynam się zachowywać jak hipochondryczka. Na szczęście nie znam dokładnie tych wyników ANA1 i 2, bo mogłabym mieć schrzaniony weekend, a tak dowiem sie jutro. W sumie to się nie boję, bo czytałam, że 5 % zdrowych ludzi też otrzymuje wyniki dodatnie, więc może ja się do nich zaliczam. Boże, już nie mam sił. Jeszcze okropny ból poleców. Myślałam, że obejdzie się bez fizjo, ale niestety, jutro dzwonię i sie umawiam. Nie daję rady bez tabletek, a i one mało pomagają. Najgorsze, że nie mogę nic ćwiczyć. Szlag mnie trafaia. Tyle wysiłku i wszystko pójdzie na marne, jak tak dalej pójdzie. Chyba dziś jednak poćwiczę Ewcię ? Oby nie bolało bardziej. Myślałam sobie, że ten cykl może przyniesie nam niespodziankę i najwspanialszy prezent na świecie pod choinkę, ale już się raczej nie łudzę. Kurcze, dlaczego to takie trudne ? Przecież do tego jesteśmy stworzone, eh .......

2 grudnia 2013, 21:15

I wszystko jasne, cholera, nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać ? Kurczę, czeka mnie chyba długa droga, ale za to widzę jeszcze dla nas szansę. Generalnie lekarz stwierdził u mnie zespół antyfosfolipidowy (APS) zwany inaczej zespołem Hughesa. Szansa dla mnie jest, ale będę musiała brać zastrzyki przez cały okres starania się i - jeśli się uda - przez ciążę. Zniosę wszystko, choć nie wyobrażam sobie tego dzisiaj. Zanim jednak zaczniemy ostatnie podejście, mam się wybrać do Warszawki do dr Małgorzaty Jerzak - specjalistki od immunologii. Mój lekarz dziś dużo mi o niej opowiadał. Ponoć babeczka jest cudotwórczynią ? Ma mi ustalić terapię, w tym podjąć decyzję o ewentualnym braniu sterydów. Trochę o niej też dziś poczytałam na różnych forach i większość jest pozytywna, ale są też opinie zniechęcające. Trochę się boję tej wizyty, bo jadę 500 km i nie chciałabym się zawieść. Liczę bardzo na efekty tej wizyty, bo jeśli ona mi nie pomoże, to zostaje nam tylko in vitro, a co do tego jestem nastawiona jak do jeża. Samo in vitro jest ok, nie mam z tym żadnego problemu, ale cały ten proces, znów dojazdy ponad 100 km do Wrocławia, koszta, czas i stres - to mnie po prostu przeraża. No cóż, szczęście, że udało mi się zapisać tak szybko, bo już 12.12.13 r. (mój gin mi mówił, że się czeka dwa, trzy miesiące). W rejestracji powiedziano mi, że pierwszy wolny termin jest już 05.12.13 r., ale nie załatwilibyśmy sobie wolnego. Tak więc został 12.12.13 r. Wcześniej 09.12.13 r. znów wizyta u gina, chce mi zrobić USG, nie wiem, czego tam szuka, ale ok. No i muszę zrobić jeszcze jedno badanie hormonu AMH - badanie rezerwy jajnikowej. Powiedział, że będzie mi to potrzebne dla niego i ewentualnie do Invimedu jeśli się zdecydujemy na In Vitro. Czyli niemałe wydatki przede mną. Boli, ale trudno, podejmiemy jeszcze ten wysiłek i oby się zakończył sukcesem. A jak na razie, w końcu możemy się cieszyć swobodą w przytulaniu, bo wiem, że bez wspomagania nic nie wskóramy, więc pełen luzik. Chociaż tyle w tym wszystkim.

4 grudnia 2013, 21:34

No to wczoraj wieczorkiem byłam na pępkowym - ale ironia, no cóż. Sąsiadka urodziła synka - Oskara. Cały tatuś, ksero 2, bo pierwszy syn to też ksero. Zazdroszczę, ale należało im się, po dwóch poronieniach, w tym bliźniaków. Straszna strata. Ale jest w końcu ukochany maluszek. Za to mój puzelek ubzdryngolił się z rozpaczy. Boże, chyba nam się przez to nie pospuje związek ? Teraz już wiemy, że od samego początku problem tkwił we mnie. Tyle trzeba było czasu i wreszcie to jedno badanie, żeby się dowiedzieć. Teraz już tylko czekam na tę Warszawkę. Obyśmy zrobili kolejny krok do przodu :)

9 grudnia 2013, 16:34

No i po wizycie u gina. Grzybek poszedł sobie won, ale owulki w tym cyklu nie było :( Dla mnie to w sumie nie ma żadnego znaczenia, bo i tak musiałby się zdarzyć cud, a teraz tylko dwa, he,he. Lekarz stwierdził, że wg niego mam nikłe szanse na naturalne poczęcie, więc jednak szykuję się powoli psychicznie na in vitro. Postanowiliśmy (jak na razie bardziej ja), że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, byle przed moją 35-tką, bo później to już na pewno odpuszczę. Tak więc najnowsze wieści zostaną zapisane w czwartek. Dziwne, ale nawet mi nie smutno .....

12 grudnia 2013, 21:16

No i już po wizycie w Warszawce. Boże, nigdy bym tam nie chciała mieszkać. Ale to inna opowieść. W każdym razie, wrażenia ..... No cóż, tak jak się czyta na forach, dr Jerzak jest specyficzna. Mało mówi, zleca badania i od tego uzależnia dalsze leczenie. Założyła mi kartę, zrobiła wywiad rodzinny, pytała o choroby w rodzinie, o moją historię leczenia itd. Mój lekarz powiedział mi, że mam jechać do niej tylko z ostatnim badaniem, ale ja się przygotwałam na wszelki wypadek. I dzięki Bogu, bo jak zobaczyła wynik ostatniego badania, to stwierdziła, że u 5% zdrowej populacji też wychodzą takie wyniki, więc na chwilę obecną nic nie może stwierdzić. Dostałam do zrobienia zestaw badań (badanie przez swojego lekarza - USG pęcherzyków, poza tym hormon AMH, insulinę, mutacje MTHFR A1298C i C677T, witaminę D - 25(04) D3, a do tego mam brać - obok kwasu foliowego - Acard. Z wynikami mam się u niej pojawić osobiście. Jak rozmawiałam z panią z recepcji, to mi powiedziała, że nie ma innej możliwości, jak osobiście sie pojawić u dr z wynikami, droga mailowa w ogóle nie wchodzi w grę. Nie ukrywam, że dla mnie to trochę trudne, bo za każdym razem jechać 900 km i być 14 godzin w podróży, a spędzić u dr 15 minut, to starsznie męczące i kosztowne. Jeden plus, nie ma opóźnień. Ja weszłam nawet 15 minut wcześniej. Uwaga z innej beczki. Przeczytałam gdzieś na forum, że do niej należy się "stosownie" ubrać. Ja pojechałam "na sportowo", ale jak zobaczyłam wszystkie laski, które czekały przede mną (bo byłam godzinę przed czasem), to chciałam tylko stamtąd wyjść, czułam się jak wiochmenka. No cóż, następnym razem się wystroję. Dziwne to jakieś, ale mam to generalnie gdzieś. Zależy mi tylko na pozytywnym teście i dsłuuuuugim cyklem zakończonym pojawieniem się cudu na świecie. Jak na razie dr nie powiedziała mi kompletnie nic, opróćz tego, że na podstawie dzisiejszej rozmowy, nic nie może stwierdzić. Mam na razie nic nie robić, oprócz tych badań i łykania kwasu i Acardu. Z tego, co mi powiedziała, to badania genetyczne są drogie i chyba najbliżej mogę je zrobić we Wrocławiu, więc znów jechać 120 km tylko po to, żeby oddać krew i wybulić jakieś 500 zł. Boże, to jakaś paranoja. Mniej wydałabym na inf, he,he. Ale do tego jeszcze się nie szykuję. Dam szansę nam i dr Jerzak. Choć mój puzelek nie jest zadowolony raczej, bo to naprawdę kosztowne i męczące. No i tak po pierwszej wizycie. Od jutra zaczynam latać za badaniami. Wizytę u gina mam na 14.01. ale muszę ją przełożyć na 20.01, na pierwsze dni @, żeby zrobił mi to USG. No cóż, ciekawa jestem jego reakcji. Przed wyjazdem powiedział mi, że wystarczy jak pokażę ostatni wynik ANA i ona mi zleci konkretne leczenie, dostosuje dawki Heparyny i ew. sterydów, a tu klops. Ale walczymy, światełko w tunelu jest, więc idziemy w jego kierunku.

19 grudnia 2013, 21:23

I przylazła wredna @. Choć nie liczyłam na cud, nie obraziłabym się, gdyby jednak się zdarzył. A tak w imieniny mojej drugiej połóweczki, zamiast prezentu, niemiła wiadomość. Ale nie poddaję się, w poniedziałek lecę do labka robić wyniki. Trzeba się pozytywnie nastawiać, bo święta przed nami, a to czas radości .....

23 grudnia 2013, 12:06

Dziś zrobiłam badanka. Dzięki Bogu koleżanka wczoraj poleciła mi nowe laboratorium i zero kolejek. Coś niesamowitego, normalnie to się czeka około godz. na pobranie. Dziś poczułam to, co kobiety w ciąży. Glukoza - fuj, jak się chce nie powiem co po wypiciu tego świństwa. W piątek jeszcze tylko drugi raz do pobrania na genetykę i tylko czekam na wyniki. 20 stycznia zrobię USG u gina i mogę znów planować wyjazd do W-wy do dr Jerzak. Ale jestem ciekawa tych wyników, a tu trzeba czekać trzy tygodnie :( No trudno, tyle lat mi przeleciało wokół nosa, to i te tygodnie jeszcze wytrzymam. A z ciekawostek, to mój puzelek właśnie został poproszony o bycie ojcem chrzestnym dla syna znajomych. Mały jest śliczny, ma trzy tygodnie, słodziak. Czekamy na naszego osobistego słodziaka, może w moje urodziny ?

28 grudnia 2013, 12:09

Święta, święta i po świętach ...... i po badaniach. 23.12. na prezent świąteczny zafundowałam sobie pełną diagnistykę zleconą przez dr Jerzak. Koszt - raptem 660zł (po upuście w labku 530 zł). Są już pierwsze wyniki, a mianowicie wit.D - 24 ng/ml, czyli niedobór. Insulina na czczo - 5,1 uU/ml, po godz. 54,8, po dwóch 23,3. Czyli ? Na czczo w normie, po obciążeniu chyba też ? Nie podejmuję się interpretacji, bo po wielu próbach i tak dalej nic nie wiem. Czekam n aresztę badań. A w międzyczasie poczytałam o wit. D. Tu jest link, wpisuję go tu, bo fajny artykuł, a potem gdzieś przepadnie. http://medycynawiekurozwojowego.pl/pl/articles/item/17025/plejotropowe_dzialanie_witaminy_d3_ze_szczegolnym_uwzglednieniem_jej_roli_w_chorobach_ukladu_pokarmowego_u_dzieci Oj naczytałam się dużo o witamince i jestem w szoku, jaką rolę ona odgrywa w naszym "układzie". Co do reszty badań, czekamy .....

1 stycznia 2014, 20:57

Kolejny wynik. W wymazie z gardła oczekiwałam zobaczyć wynik - gronkowiec, bo mam świadomość, że od dziecka jestem nosicielką, ale nie ... nie .... gronkowiec sie chwilowo ukrył, a pojawiło się coś innego - pałeczki ropy błękitnej. Brzmi średnio, a jeszcze gorzej działa na organizm. Poczytałam na necie i oczywiście mam mętlik w głowie. Jedni piszą, że na to kładą do szpitala na dwa tygodnie hospitalizacji, gdzie indziej piszą, że te pałeczki są groźne tylko dla osłabionych immunologicznie organizmów. I tu pojawiam się ja. Jeśli faktycznie mam problem autoimmunologiczny, to by tłumaczyło moje problemy, nie tylko z niezachodzeniem w ciążę, ale też z dusznościami. Te pałeczki powodują chorobę POChP, która objawia się m.in. dusznościami, niskim ciśnieniem, obniżoną temp, ciała, ciągłym zmęczeniem. Boże, od razu czuję się chora. Zastanawiam się już nawet nad tym, czy sobie nie odpuścić tematu dziecka, skoro jestem zchorowana ? Sama juz nie wiem. Z drugiej strony nie jestem lekarzem, muszę iść do ogólnego i poprosić o skierowanie do pulmonologa. W końcu muszę się zabrać za siebie. Może się okaże, że wcale nie jest tak źle, jak mi się wydaje ? Do boju, muszę się jakoś trzymać. Skoro powiedziałam A, muszę powiedzieć B. Szkoda tylko, że mój puzel nie potrafi mnie w tym wspierać .....

7 stycznia 2014, 22:19

Kurczę, zaczynam się denerwować, nie ma wyników badańm a we wtorek za tydzień lecę do gina, chciałabym mieć już wszystko. Jutro idę do ogólnego poprosić o skieorwanie do pulmonologa, bo duszności nie dają mi spokoju, strasznie to męczące, tak łykać powietrze jak ryba. Inni to widzą w ten sposób, że ciągle ziewam. A ja po prostu mam braki tlenu. Masakra jakaś. Mam nadzieję, że to nie przez te pałeczki ropy błękitnej. No i ciekawe, co lekarz na to powie ? Oj, zaczynam na maxa leczenie, nie ma co, starzeję się, a wkurza mnie, jak mnie wszystko strzyka :(
1 2 3 4