W tym cyklu wrzucam psychicznie na luz, nic nie zakładam, na nic się nie nastawiam. Może w następnym cyklu lub za 2 cykle będę bardziej nakręcona, ale teraz postaram się wytrwac w neutralnym podejściu aż do końca cyklu.
Niezależnie od tego, z ciekawości czy te tabletki przyniosą jakieś zmiany od jutra zacznę robić testy owulacyjne, może w końcu choć na nich zobaczę te 2 kreski. Nigdy raczejnie robiłam ich zbyt skrupulatnie, a jak raz (ostatni cykl) mi się zdarzyło robić je porządnie dzień po dniu...to nie doczekałam się dwóch ovu-kresek
Cóż..może gdybyśmy mieli dodge'a to byłoby to bardziej śmieszne...ale i tak jak na moje oko skojarzenie idealnie "na temat"
Co innego mąż. Teraz On ma totalnego wkręta , bo wcześniej On był bardziej wyluzowany i starał się nie uzewnętrzniać trzymania kciuków, żeby mnie dodatkowo nie podkręcać.
W pierwszy dzień kolejnego cyklu mam się zapisać na badanie HSG no i zobaczymy. W tym miesiącu nalożyło się wiele projektów, więc nie mam zbyt dużo czasu na rozmyślania. No ale zobaczymy jak to będzie w okolicach końca cyklu.
Jedyne co mnie irytuje to że wszędzie dookoła wszyscy nagle zachodzą w ciążę, nawet w świecie "c-e-l-e-b-r-y-t-ó-w" . Ha. No cóż. Mówią, że na każdego przyjdzie czas w odpowiednim czasie.
Trzeba uzbroić się w pokorę i cierpliwość.
no i zobaczymy co to będzie. Bardzo, bardzo podoba mi się moje podejście do tematu w tym cyklu. Owszem są starania w określonym czasie, jest kupa śmiechu z takiego przytulania na komendę "gotowi do startu, start" ale jak na razie ani nie nastawiam się na tak ani nie nastawiam się na nie. W głębi ducha chyba czuję się jakoś pewniej z tym całym harmonogramem tabletek, ale też jestem gotowa na bezowocne zakończenie cyklu.
Czytałam, że zwykle w 3 pierwszych miesiącach z tabletkami znacznemu procentowi par się udaje. Jeżeli się nie uda w dwóch pierwszych, to pewnie już mniej wyluzowana będę w 3cim cyklu ale pogoda zaczyna sprzyjać nastrojowi, słoneczko grzeje, niebo aż lśni błękitem w promieniach słońca więc może nie będzie tak źle.
Jedyne co mi dokucza to ogólne rozleniwienie, ale to chyba jednak tak na mnie wpływa ten progesteron. No ale trzeba się skoncentrować na pracy wtedy nie będzie czasu na upierdlistwo myślowe.
Ok brałam Clomifen w pierwszych dniach cyklu, OK teraz biorę 10 dni progesteron, OK kochaliśmy się od 12 dnia co drugi dzień. Teraz jest 19 dzień, wczoraj odpuściliśmy bo mąż był padnięty po pracy (miał całodzienny dyżur) no i nie wiem czy przez to że wczoraj odpuściliśmy coś nas ominęło, czy może owulka była wcześniej. A moze jestem jakaś felerna i nie mam owulacji!? Nie rozumiem dlaczego niektóre z nas mają problem z takim naturalnym fizjologicznych mechanizmem ciała, jakim jest normalny cykl miesięczny, owulacja, zajście w ciążę itp. Najgorsze, że robię zwykłe paseczkowe testy owulacyjne i ani razu, ani razu nie udało mi się zobaczyć tych 2 kreseczek dających zielone światło. Czytałam na forach, że często pomimo negatywnych testów owulacyjnych kobiety zachodzą w ciążę...ale te testy są bardzo niepokojące.
Wiem, że to dopiero pierwszy miesiąc z Clo, wiem że ta stymulacja to tylko kilkadziesiąt procent większe prawdopodobieństwo zajścia w ciążę, ale jednak niepokoi mnie to wszystko! Kolejna rzecz jaka mnie niepokoi, to skoro mam taaaaki niski progesteron w drugiej połowie cyklu i teraz przyjmuję tabletki prog od 15 do 25 dnia cyklu no to jeżeli faktycznie udałoby się zajść w ciążę i przerwę te tabletki to czy nie wpłynie to negatywnie? Masakra...w mojej głowie jest po prostu co miesiąc masakra. Chętnie bym podjęła rozmowy z psychologiem bo moje myśli są bardzo...autodestrukcyjne, demotywujące i męczące ale
po 1. w miasteczku w jakim mieszkamy nie ma sensu szukać pomocy bo zaraz będzie ogólnorozwojowa sensacja,
po 2.pomimo, ze znam dobrze język kraju w jakim mieszkam to jednak o takich rzeczach wolałabym rozmawiać po polsku
po 3. założmy ze bym poszukała psychologa w mieście: nie mam zielonego pojęcia ile mogą kosztowac tutaj prywatne sesje z psychologiem, ale jeżeli prywatny gin to wydatek rzędu 100-150 Euro to pewnie podobnie. Więc powiem, że taką kwotę, kilka razy w miesiącu wolę jednak wydac na coś innego - co doprowadziło mnie do wniosku, że nie jest jednak tak źle. Gdyby było bardzo źle, to wydałabym każdą kwotę na pomoc.
4. a darmowy psycholog..ha! żeby się do niego dostać...to pewnie minęłoby ze 2-3 miesiące. W tym czasie już pewnie zapomniałabym co to były za humory , które dały mi w kość pod koniec tego cyklu.
Trzeba więc poradzić sobie we własnym zakresie, dalej wrzucać na luz, robić rzeczy które będą odciągać mnie od rozmyślań i cierpliwie czekać na rozwój wydarzeń.
Ha! Wszystko byłoby pięknie gdyby to było tak łatwe jak wygląda napisane.
Wiadomość wyedytowana przez autora 5 maja 2013, 09:49
Ok..wdech i wydech , nie cholerne badania tylko badania.
Trzeba czekać, bo przecież HSG robi się w określonych dniach cyklu a nie tak z doskoku...a w zeszłym miesiącu nie udało mi się nigdzie wbić żeby ustalić termin badania. No i nie jest przecież tak źle, skoro połową drogi do sukcesu są pozytywne badania nasienia oraz fakt, że łykam te stymulanty. Takie gorzkie humory, niecierpliwienie się nic przecież nie da. Trzeba spokojnie poczekać na kolejne etapy. Taa i znowu teoretyczne filozofowanie, ja to wszystko wiem ale nie mogę zacząć tak postępować. Ech, to ta kobieta w ciąży rozbujała moje wszystkie emocje..a tak super wszystko szło w tym cyklu, bez wkręcania się, z neutralnym podejściem. Hmm..w sumie ogólne podejście w tym cyklu się nie zmieniło, wkurza mnie tylko całokształt! Że tyle czasu i nie udało nam się nic zrobić.
Nie rozumiem trochę tego i też trochę moja chora wyobraźnia się niepokoi że skoro biorę teraz ten progesteron...ponieważ zwykle mam zbyt niski..i tak nagle teraz przestane go brać...To czy zakładając, że się udało zajść w ciążę takie przerwanie progesteronu nie spowoduje, że ona się nie utrzyma?
Męża nawet nie pytam o to bo znam ogólną odpowiedź: Młody organizm, więc jak będzie trzeba to sam wyrówna poziom hormonu ze względu na fizjologiczne zapotrzebowanie. Ale rzecz jasna nie chodzi mi o taką "oczywistą" odpowiedź tylko bardziej skoncentrowaną na indywidualnych predyspozycjach.
Znowu brakuje mi możliwości normalnego pójścia do ginekologa i zapytania o nurtującą rzecz. Online .. jakoś nie jestem przekonana do pytań o takie rzeczy. Nie ma gwarancji, że na takich 'specjalistycznych' forach faktycznie odpisują specjaliści. Budowę systemów internetowych znam od zaplecza, tym się przecież zajmuję, więc pewnie stąd to sceptyczne podejście.
No nic, i tak cierpliwie trzeba czekać. Haha! CIERPLIWIE - to najwidoczniej dewiza tego cyklu. Jestem dumna ze swojego podejścia i braku oficjalnego tzw. wkręta
Jutro jedzie na 2 dni na kongres więc mam kilka planów działania. Doskonale wie że ja już mam dosyć patrzenia na jedną kreskę na teście, a dziś może być za wcześnie jeszcze na testowanie tak żeby to On spojrzał a nie ja - tchórzyk Więc mam siebie obserwować. Jak tylko jutro lub w sobotę , pojawi się plamienie to zapobiegawczo mam wziąć właśnie tabletkę luteiny. Na drugi dzień zrobimy test (w niedzielę już będzie z powrotem). Jak negatywny to ok, odpuszczamy luteinę a jak nie to ... hurra, skaczemy ze szczęścia a w poniedziałek bierze mnie pod pachę i idziemy do gin.
Luuuuz..zupełny luuz..jak nie udało się w tym cyklu to jest już genialny plan gotowy - zrobienie HSG celem wybadania przepływów. W pierwszy dzień @ mam się zgłosić telefonicznie na ustalenie terminu badania.
Widzę, ze naprawdę mężuś się już teraz całkowicie spiął w temacie. Na początku stawiał na żywioł, ale też już ma dosyć czekania i czekania, testowania, rozczarowania no i oczywiście patrzenia na moją zawiedzioną minkę co miesiąc. Tym bardziej żałujemy, że na specjalizacji którą robi nie ma nawet szans wkręcić się na ginekologię choć na miesiąc, wtedy byśmy sprawnie poszerzyli wachlarz informacji.
Wiadomość wyedytowana przez autora 9 maja 2013, 14:47
Problem pewnie też w tym, że na dworze piękna pogoda..niektórzy mogą juz zaliczyć plażę (pozdrowienia dla maxi ) a ja kisnę od 8mej przy tym kompie już 9tą godzinę, przede mną jeszcze min 4-5 h dziś, jutro i w sobote caly dzień żeby się wyrobić ze wszystkim na poniedziałek.. No ale nie ma co narzekać, trzeba sie cieszyć że jest dużo pracy, wszystko się kręci, nie ma czasu na myślenie o małpie.
Pierwsze co to pomyślałam: ach, bliźniaki!
Tak bardzo , bardzo, niewyobrażalnie bardzo bym chciała żeby w końcu się udało...
Już nie ważne, że narodziny zbiegłyby się z przeprowadzką, w maju przyszłego roku. Jakby się udało w tym miesiącu to narodziny byłyby pewnie ok stycznia. Byłoby super - do przeprowadzki maleństwo/a by podrosło/y kilka miesięcy. No i tak w głowie idą różne wyliczenia, tylko podobnie jak nie ma co liczyć niezarobionych jeszcze pieniędzy tak i nie ma co liczyć miesięcy ciąży, której nawet jeszcze nie ma
Ale w tych wszystkich planach A,B,C,D itd jakie mamy na okres od maja 2014 chciałabym mieć choć jeden solidny plan bez innych wersji. No i tak..jak się nie uda nam zajść do sierpnia, to kilka miesięcy działania zostaną wstrzymane aż mniej wiecej do października,listopada. W sumie takie 3-4 miesiące odpoczynku psychicznego z pewnością zrobi dobrze.
Wszystko zawsze robię na wariata. Z mężem dobraliśmy się pod wieloma względami .. i tym też. Więc właściwie wszystko robimy na wariata. I ok - zawsze wszystko się układa, ale ciąża, a potem powitanie maleństwa na świecie powinno przebiec w spokojnej, ustabilizowanej atmosferze a nie gdzieś w drodze między krajami Europejskimi lub nawet kontynentami. Znając życie, znając mnie i moje predyspozycje pewnie właśnie tak się stanie, ale postaram się temu zapobiec. Dobrze tylko, że w tym całym szaleństwie i dobijaniem do 'portu' w którym zapuścimy korzenie obydwoje mamy ustabilizowane życie zawodowe. Bo gdyby nie..to nie wiem kiedy w ogóle przyszedł by "odpowiedni" czas na dziecko.
Kolejna sprawa burząca mój spokój sceptyka to dziwna temperatura i poczucie że jestem na krawędzi przeziębienia się. Od przedwczoraj cały czas mam jakieś 37.2 - 37.5 - jednak moje cudowne podejście podpowiada mi, ze gdyby temperatura była solidnym objawem ciąży to po co w ogóle byłyby testy ciążowe Pewnie buzuje gdzieś we mnie jakiś wirys próbując mnie rozchorować. No nic... zobaczymy.
Na początku spłynęło to po mnie jak po kaczce, przeciez byłam na to w 100% przygotowana. Jednak po kilkunastu minutach zrobilo mi się przykro.. Ta bezsilność jest tak starsznie, strasznie frustrująca, irytująca, dołująca, wprost wbijająca w ziemię. Czuję się jakby z każdym takim testem coś we mnie pękało ... i potem tylko trzeba czasu na to żeby taka ranka się zagoiła. No ale co z tego jak zaraz , za te kolejne 28 dni będzie kolejne i kolejne rozczarowanie.
Tak bardzo bym chciała nie chcieć, olać sprawę, powiedziec sobie a co tam..Będzie co będzie, będzie jak będzie . Ale nie mogę, po prostu nie potrafię.
Ach szykują się teraz zwariowane miesiace, spokój i rytm dnia codziennego zostanie zaburzony. Już dziś częsciowo się zaczyna bo przyjechał do nas na 3 tygodnie brat męża...A za niecałe 2 tygodnie przyjeżdża jego siostra i zostanie z nami całe lato.
Absolutnie nie chodzi o to, że np jestem niegościnna, czy też za nimi nie przepadam.. No moze wolę brata od siostry..Ale teraz np zamiast lezeć sobie przytuleni w łóżeczku i oglądać coś na dobranoc, panowie szaleją na PS , ja dokańczam pracę na jutro próbując się skupić wśród tych okrzyków radości, a na prawdę ...resztki dobrego humoru wyparowały ze mnie całą powierzchnią skóry. Nawet nie mówiłam mężowi , że robię test bo to jest już NUDNE. Ta nadzieja, ten moment uniesienia że a może się udało. Przes kilka chwil wyobrażałam sobie jaką super niespodzianką by było jakbym wyleciała w podskokach z toalety i wręczyła Mu pozytywny test.
Wiecie, ze ja już nawet nie chce robić testów w domu? Bo łazienka zaczyna mi się kojarzyć z negatywnym wynikiem. Więc jak dziś pojechaliśmy odebrać brata z dworca, przed tym poszliśmy do kina i właśnie w kinie się zdecydowałam na testowanie.
Ok, spoko. Jutro tez jest dzień..Może wstrętny małpiszon zdecyduje się łaskawie przypłynąć i przynajmniej zbliży mnie to do badania HSG. Zaraz będzie nowy cykl..nowa szansa. Haaa! Który to już cykl? Już nawet nie wiem. No ale to moja wina, bo czując że coś jest nie tak powinnam cisnąć o badania wcześniej, już w połowie zeszłego roku jak się 6 miesięcy nie udawało. A nie czekać aż do napięcia nerwów i cierpliwości do krańców wytrzymałości.
A wracając do tematu głównego. @ zawitała w czwartek rano, z początku nieśmiało a teraz szaleje...Ale najważniejsze że mam już termin na HSG - czwartek 22.05
Czuę, że jakoś wypaliło się moje całe comiesięczne podniecenie, że "huurra pewnie się tym razem udało". Ileż można ślepo ufać losowi, a potem gorzko się rozczarowywać. Zawsze byłam do wszystkiego super optymistką, ale teraz, po mimo że jak wiecie bardzo, bardzo , bardzo bym chciała być w końcu w ciąży to jakoś brak mi sił na nakręcanie się. Ale dzięki temu jest lżej, przynajmniej chwilami. Może tak się właśnie przejawia wrzucanie na luz? Nie wiem. Ale wiem że jest jakoś inaczej w porównaniu do kilku miesięcy wstecz. Wciąż tak tego pragnę że aż boli, ale wygląda na to że boję się dopuścić do tego, żeby nakręcić się a potem rozczarować.
Teraz też się super nie ekscytuję tym badaniem, ale mam głęboką nadzieję że wszystko mam drożne i nie trzeba będzie z tym walczyć. Badanie może boleć, nie ma sprawy! Byleby wszystko było ok, albo chociaż do sprawnego naprawienia. Tak jak głęboka nadzieja że wszystko będzie ok, tak i silne przeczucie że jednak nie jest ok. Przecież gdzieś musi być w końcu przyczyna nie zachodzenia w ciążę...
Dziś śniło mi się życiowe..i jak na razie nierzeczywiste. Śnilo mi isę , że znalazłam stary test ciążowy i wyszły dwie kreski! Nie wierzyłam i zrobiłam jeszcze raz, inny. Tez dwie kreski. Znowu następny, następny i następny aż zrozumiałam że w końcu się udało! Tak byłam szczęśliwa, że jak mąż wracał z pracy to wyskoczyłam na niego jak wychodził z windy i ze łzami w oczach nie mogłam z siebie nic wycisnąć tylko dałam mu do ręki wszystkie testy.
Piękne...Chciałabym, żeby to mogło wkrótce się wydarzyć.
Zatem zainwestowałam 23 euro w inne testy owulacyjne mam nadzieję, że to nie te same które dotychczas tylko pod innym szyldem. Zobaczymy. Może tym razem chociaż testy owulacyjne pokażą 2 kreski. Ha!
Najwazniejsze, ze powrócił humor, luz i odjechało całe spięcie. Kolejna pora roku mentalnego w cyklu.
Testy dotychczas kupowałam z mifarma.es a dziś zakupiłam jakieś mądrzej wyglądające na obrazku z vidatest.com Kupując pierwsze testy się przerobiłam i kupiłam te z Clearblue...ale do maszynki, a jakoś nie mogę się skupic na jej zakup za te ok 90 Euro...
.....oj , zamiast odpisac komentarz, napisałam nowy wpis szaalona
Wiadomość wyedytowana przez autora 19 maja 2013, 12:10
Zniosłabym wszystko żeby tylko już zajść w ciążę i czuć dzieciątko rosnące w brzuszku pod sercem, żeby tylko już wszystko było jasne..dlaczego się nie udaje, co zrobić żeby się udało itp Prawdę mówiąc to nawet zjadłabym kupę jakby to miało pomóc
Ale nie zmienia to faktu , że mam lekkiego pietra przed tym badaniem.. Tym bardziej, że wszędzie w necie piszą że było ze znieczuleniem, że bolało itp a mąż cały czas mówi, że tu jest bez znieczulenia. o_O
Ciekawe.Może dowcipasek specjalnie chce mnie zdenerwować. Czasem na prawdę zachowuje się jak duże dziecko. Duże słooodkie dziecko,rzecz jasna.
Ajajaj. Aż mnie brzuch z tego wszystkiego nerwowo rozbolał.
Pewnie nie będzie tak źle Lepiej skupić się na pracy niż wyczytywać 'bzdurki' w internecie.
Wdech
Wydech
Dziś się z tego cieszę, w zasadzie to nie mogę się już doczekać. Nie będzie miło jak się okaże że są niedrożne, albo się nie przetkają kontrastem ale przynajmniej będzie już jakiś punkt zaczepienia.
Przyszła dziś paczuszka testów owulacyjnych z gratisowymi ciązowymi, więc zapas na ten cykl już jest tuż obok mnie, "zaszufladkowany"
W rezultacie wyszedł caaały dzień w szpitalu bo przy okazji załatwiliśmy też wycinanie takiego guzeczka na mamy plecach no i dopiero wyszliśmy we 3jkę (mama, ja i mąż) ze szpitala ok 15 a jak wróciliśmy to z wrażenia padłam i odespałam wszystkie braki ostatniego tygodnia.
Najgorsze z tego wszystkiego było oczekiwanie na sam zabieg. Im dłużej czekaliśmy pod pokojem rentgenowskim tym bardziej się nakręcałam. Kochany mąż mnie uspokajał, opowiadał jak to dokładnie będzie, mówił że wypytał wszystkiego lekarki i mówiła, że na kilkanaście lat praktyki jeszcze jej się nie zdarzyło żeby kogokolwiek bolało tak, żeby trzeba było podawać znieczulenie. Ważne żebym się rozluźniła, nie napinała i nie ruszała podczas całego procesu.
No i przyszedł moment, zawołali mnie , przebrałam się w fartuszek i zaczęło się układanie na stole rentgenowskim. Oczywiście nie gołym tylko pyszniutkim, mięciutkim z poduszeczką pod głowę. Więc od samego początku nie było tak źle. Pielęgniarka i..nawet fajny pielęgniarz przygotowali mnie, ułożyli, ustawili helikopterek, ustawili cały osprzęt do przeglądu i przyszła lekarka wykonująca zabieg. Cały czas mówiła co będzie i upewniała się, że czy nie boli.
I na prawdę!!! NIE BOLAŁO
Wyobrazałam sobei, że będzie jakaś igła (aaaaaa) wielkości dlugopisu czy niewiadomo co się będie działo a tutaj nic. Owszem, dziwne trochę uczucie, takiego lekkiego rozpierania ale absolutnie nie ból, na który caly czas na wszelki wypadek bylam przygotowana.
Co najciekawsze!!!! Na początku kontrast nie chciał wejść!! Czyli moim genialnym, autodiagnostycznym tokiem myślenia wywnioskowałam, że pewnie jednak było coś przytkane i może właaasnie dlatego cały czas byl guzik zamiast fasolki. I może dlatego testy owulacyjne wychodziły negatywne. Jutro lub pojutrze będzie opisany wynik, ale na pierwszy rzut, przelotem już wiemy , że wszystko jest ok i jest drożne. hurra !
Tak jak pisałam, jeżeli chodzi o kwestie mojego ciała, jestem trochę..a może nawet bardzo panikarą. I to tylko jeżeli chodzi o mnie, jak widzę "obcą" krew lub innym coś się przdyarza typu gwóźdź w palcu, rana cięta lub otwarte zlamanie zachowuję przytomnosć umyśly i nie ma problemu, ale jeżeli chodzi o mnie...to już jest nieco inaczej. Dziwię się, że krew @ nei powoduje u mnie zawrotów glowy lub zasłabnięć hiihi
Więc jak już bylo po wszystkim, pani gin powiedziala, że może trochę pokrwawić ale dostanę kompresik i będzie dobrze. Wyciągnęła oprzyrządowanie i poczułam że wypływa ze mnie dużo, dużo ciepłego płynu no i oczywiście - jazda w głowie : O Boze, o Boże! Tyle krwi! Co to się stało i co teraz.. Posadzili mnie, dali gabeczkę i ręczniczek na drogę do łazienki..Ja przygotowana zapobiegawczo na najgorsze, zamrożone emocje żeby nei spanikować i nei robić męzowi wstydu a tu zaledwie kilka kropelek krwi. Okazało się że ten plyn...to byl pewnie kontrast.
I tak to właśnie było. Ciekawe doświadczenie.
Leżąc i patrząc na lampy na suficie w tym pokoju rentgenowskim, rozmyślałam sobie jak to będzie cudownie jak się uda zajść w ciążę, jak to będzie cudownie czuć dzieciątko rosnące w brzuchu, .......potem strach .... a potem jak to będzie cudownie móc je tulić do piersi, kochać, głaskac, uczyć życia, przewijać, kochać, tulić itp
Zatrzymując się jednak w tym odcinku "strach" to na prawdę nie mam pojęcia jak to ze mną będzie w okresie okołoporodowym. Na samą myśl o tym już mnie boli brzuch z nerwów i ze strachu Ale nie ma nic czego nie można będzie przeżyć. Mama mówi, że podczas ciązy takie następują zmiany hormonalne, zmienia się podejście do wszystkiego że nawet ja taki autopanikarz da radę ze wszystkim. hihi
:*
a jakie masz testy owulacyjne bo ja z allegro i powiem szczerze że chyba działają :)
no to super ze działają! gdybym mieszkała w Polsce i mogła zamówić te same już bym pędziła z prośbą o nazwę..ale mieszkam w Hiszpanii i tu pewnie allegro ich nie dośle. Te tutejsze..właśnie ani razu jeszcze mi nie zadziałały blee
ja dalej czekam na @ moze jutro.....i na moja majowa wizyte,moze tez dostane jakies stylumanty :D chcialabym ....
Ooo.. no proszę, proszę. To jednak? :) Ajj..doskonale wiem jak to tak być jedną nogą na tak a drugą na nie. Rok temu też tak miałam, ale teraz już doszłam do punktu przeskoczenia wszystkimi nogami na tak. Ciekawe jak rozwinie się Twoja wizyta, moim zdaniem powinnaś wszystkimi podtekstami lub wprost kierować tak, żeby porobić wszystkie badania. Tutaj to wszystko tak powolnie idzie...
no wlasnie....ciagle jestem jedna noga na tak, a druga na nie....ale nie odpuszczam lekarza,wlasnie dlatego,ze tak powolnie wszystko tu idzie....wiec zanim moje leczenie ruszy sie do przodu....to do tego czasu pewnie zmienie zdanie...na tak
no i bardzo dobrze, absolutnie nie odpuszczaj lekarza..niech sobie wszystko spokojnie płynie obok i się samo układa bez ciśnienia i parcia.