X

Pobierz aplikację OvuFriend

Zwiększ szanse na ciążę!
pobierz mam już apkę [X]
Pamiętniki Działania..działania...
Dodaj do ulubionych
‹‹ 3 4 5 6 7 ››

8 lipca 2013, 16:30

19 dzień cyklu...

nadal czuję się jak wypatroszona złota rybka, bez większych emocji, bez większych nadziei, biernie unoszę się na fali przeznaczenia. hah cóż za poetycki nastrój :)

Emocje sa owszem..ale od samego rana jestem zła na cały świat, wszystko mi dokucza i mi przeszkadza, śpiąca jestem tak, ze jak wstałam z porannej "dosypy" to aż kręciło mi się w głowie. Znowu pewnie te tabletki progesteronu. Ciiieeekawe..skoro tak reaguję na suplementację progesteronem, to aż strach pomyśleć co będzie jak w końcu uda mi się zajść w ciążę i progesteron skoczy do góry. Ze złotej rybki zamienię się chyba w śniętą rybkę.

Cały czas jestem w takim świdrze czasowym, ze na nic nie mam czasu bo uparcie praktykuję basen + doszła do tego siłownia na wytapianie słoniny no i jeszcze trzeba pracować.

od 10 dc działamy co drugi dzień ale zobaczymy co z tego będzie. W tym miesiącu bardzo racjonalnie podchodzę do sprawy, rozumiem, że pewnie się nie uda bo ten basen i siłownia... Nie staram się nie przeciążać, bo ze spaleniem tłuszczyku czekam już tak od 2 lat .... UWAZAJĄC żeby tylko nie zepsuć ewentualnej implantacji bo może a nóż się udało:/

Więc teraz na prawdę mam dosyć mojego tłuszczyku i skupiam się tylko na tym, ale rzecz jasna w głowie dzieją się rzeczy żyjące swoim życiem. Od przedwczoraj jest mi jakoś tak niedobrze, ale może to być spowodowane przegrzaniem na słońcu - bo byliśmy na plaży, lub antybiotykiem który przyjmuję na bolącego pryszcza jaki mi się zrobił na nodze. :D nie wiem skąd...nigdy nie mam pryszczy!!!

Za wcześnie na mdłości w 18 dniu cyklu :D zwłaszcza przy domniemanym braku ciąży :D

Nie dam się w tym cyklu moim pseudoobjawom, nie pozwolę żeby nadzieja znowu zrobiła mi pranie mózgu. Będę silna i ze zrozumieniem, przyjmę "na klatę" fakt że @ znowu przyjedzie..i znowu będą nici zamiast efektu starań. Ale ok. Damy radę. :)



8 lipca 2013, 22:34

kurcze...

nawet jak nie wiadomo jak bardzo sie staram nie myslec, nie nakrecac, byc obojętna i cierpliwa...to akurat musiala wydarzyc sie rzecz,ktora zabrała mi całą zabawe z basenem i siłownią.. pryszcz na lydce zamienia sie w gigantycznego czyraka , boli jak jasny gwint, wyglada paskudnie ... i zarowno mama jak i mąź, moje dwa najwazniejsze na swiecie doktorki, kategorycznie zabronili mi ćwiczen w tym tygodniu. Bo jeszcze bardziej moze mi sie zapaskudzic. buu no rozumiem,nawet sie zgadzam. ale basen i silownia to jest własnie to co na tyle zajmuje mi czas,ze pozostaly musze spozytkowac na prace a nie na myslenie...

a teraz nie mogę opędzić się od natarczywej mysli,ze moze to wszystko tak właśnie ma sie dziac bo moze w tym cyklu sie udało.. ach! i jak tu nie zwariować!?

9 lipca 2013, 12:31

Właśnie wyczytałam:

Laktoza wpływa na wzrost wydzielania prolaktyny, która wzmaga odkładanie się tkanki tłuszczowej.


!! a ja tak uwielbiam mleko! litry mleka do kawy, potem litry mleka do musli, mleczko zimne na ochłodzenie. Oczywiście mleczko odtłuszczone ale nie wiedziałam, ze laktoza tak uprzykrza wszystko.

Nie dość że tłuszczyk to jeszcze powoduje wzrost prolaktyny.

A w naszym przypadku im wyższa prolaktyna tym gorzej prawda? :)

9 lipca 2013, 19:04

tak..ja też nie wyobraam sobie wykluczenia mleka i produktów mlecznych z diety..AAALE czytałam, ze najwięcej laktozy jest w mleku, a produkty mleczne mają jej o wiele mniej. Tak jak pisze michaela kefiry, maslanki a także jogurty, serki i inne przetwory. Ja dziś szukałam informacji o laktozie w odniesienie do spalania tłuszczu bo zamówiłam dietę redukcyjną i jest w niej wykluczone mleko!! :(( A tu się okazało, że laktoza jeszcze dorzuca swoje 3 grosze w kwestii prolaktyny. ha! ale w lodóweczce chłodzi się już na próbę do porannej kawy - odtłuszczone mleko bez laktozy :D

11 lipca 2013, 11:44

22 dzień cyklu, zegarek tyka, czas płynie do przodu.

Pomimo sceptycznego nastawienia, pełnego realizmu, pierwsze co jak się budzę to patrzę na mój smartfonowy wykresik i kalendarz, liczę który to dzień, dumam kiedy to mogła być owulacja a kiedy moglo jej nie być.

W tym cyklu daliśmy czadu ze staraniami :) pytanie tylko czy była owu, czy pękł pęcherzyk. Jak zwykle w moim przypadku jedna wielka zagadka. No ale cóż...tak widac musi być.

Oficjalnie mogę rzec że zaczynają się urojone objawy, wstydzę się ich sama przed sobą i staram się je wygasić, żeby się nie nakręcić tak bardzo, że rozczarowanie będzie boleśniejsze.

Od kilku dni, przez cały dzień mnie lekko nudzi - ale to pewnie skutek konskiej dawki antybiotyku na to co mam na nodze. Nie wiadomo czy to zainfekował się pryszczyk czy może coś mnie ugryzło ale jest na tyle źle że dziś lub jutro będzie nacinanie tego. :(( Może na samą myśl o nacinaniu mi niedobrze. Buntuję się ale mama jest załamana wyglądem tego czegoś, mąż mówi ze nie ma szans żeby tego nie nacinać bo przez takie coś nie chce mnie stracić, a nawet szwagier który się mnie trochę boi ;) kilka razy dziennie mi tłumaczy , że trzeba to naciąć dla ogólnego dobra. Z takiego świństwa moze się zrobić poważne zakażenie krwi, które moze doprowadzić nawet do najgorszego :/
Cóż ja znowu narobiłam!!!

Taki pech, akurat ostatni tydzień otwartego basenu przed remontem. Czubki! Jak można remontować basen w środku lata!!?

Wczoraj z tego wszystkiego, z tych nerwów o rozcinanie zjadłam rzeczy jakich nie powinnam jeść przy mojej decyzji dietetycznej, ale miałam taaaaką ochotę że nie mogłam sie powstrzymać. 2 tosty z zółtym serem i czosnkiem zagryzione muffinką i jogurtem. heh super dieta, no ale dziś mam zamiar to odpracować. Nie mogę iść na basen, nie mogę na silownię ale za to mogę zacisnąć pasa pod kątem posiłków.

11 lipca 2013, 15:07

Ach ... jak ja bym chciała, żeby mi było tak niedobrze ze względu na ciążę a nie np upał, infekcję lub antybiotyk. Test zrobię, owszem, dla zasady i ochłody emocji ale tym razem zrobię w 28 dniu cyklu. Nie dzisiaj, nie jutro tylko grzecznie, jak przystało w 28 dniu. No chyba,że do tego czasu nudności zamienią się w wymioty :) wtedy pewnie nie wytrzymam. Ale i tak staram się myśleć racjonalnie i absolutnie nie wyciągać pochopnych wniosków.

Wiem, że kobiety w ciąży narzekają na nudności, wymioty, na bóle krzyża, bóle piersi, puchnące nogi. Ale ja będę kiedyś czciła każdy z takich objawów!!! Każdy z nich będzie mi przypominał o tym, że w końcu jestem w ciąży i noszę pod sercem owoc naszej miłości.

16 lipca 2013, 15:48

Moje urojenia ucichają, pseudoobjawy również. Jutro 28dc więc rano dla zasady, zupełnie "olewczo" zrobię ten test, żeby wiedzieć czy na pewno mogę od jutra wrócić do wytapiania słoniny na siłowni. Wczoraj i przedwczoraj aż fizycznie bolały mnie obrazki słodkich dzieci w internecie, przeurocze reklamy z bobaskami w tv , na bilbordach, w sklepie...Tak bardzo, bardzo marzę o tym żeby mieć naszego bobaska, że to pragnienie zaczyna być wprost bolesne. No ale jak przyjdzie czas to przyjdzie, trzeba uzbroić się w cierpliwość. Wczoraj aż chciało mi się płakać na myśl o tym , że pewnie znowu się nie udało, że znowu to cholerne rozczarowanie i bezsilność, że znowu muszę się z tym pogodzić...
A dziś...jestem zła na cały świat, wszystko mnie wkurza ale cieszę się, że jutro będę mogla to wyładować i poćwiczyć. Z infekcją na nodze juz lepiej, obyło się bez rozcinania uuuff. Mam od jutra zielone światło na ćwiczenia. Do tego oglądałam zdjęcia z niedzielnej imprezy i pomimo zapewnień ślepego z miłości męża, stwierdzam że wyglądam jak taki utuczony królik, gotowy do uboju. Nie , nie mam długich wystających zebów ale taki właśnie nasunął mi się wniosek. Może przez NABRZMIAŁE policzki :D

Jeszcze kolejny cykl się nie zaczął, nie zacznie się jutro, pewnie zacznie się w weekend lub na początku przyszłego tygodnia.. I dobrze! Niech się opóźnia - więcej czasu na ćwiczenia do następnej owulacji. Ostatnie 3 cykle po odstawieniu progesterony - 9 dni jak w zegarku i przyjeżdża małpiszon, szmata, dziwka, puta. ;)

Nie wiem ile z nas ma tutaj nadwagę (mniejsza lub większą) ale zauważyłam trochę wpisów na ten temat...Może to jest właśnie przyczyna naszych problemów?
Wiem, ze są wprost wieloryby zachodzące bez problemu w ciążę itp (no tym razem nic nie wspominam o mojej sąsiadce ;) ) ale może my, nawet nei z wielorybią nadwagą, jesteśmy akurat w tym ułamku ludzkości, w którym stanowi to problem.

17 lipca 2013, 11:10

2 WIADOMOŚCI, zła i zła,którą udało mi się przyjąć jako dobrą:

zła 1:
świństwo na nodze będzie dziś jednak rozcinane, nici z siłowni

zła 2:
ciotka przyjechała, ale zamiast się załamywać to cieszę się, ponieważ udało mi się ją przechytrzyć i mnie nie zalała w nocy :D a także, że to pierwszy od wielu miesięcy cykl jak w zegarku, jak przed staraniami czyli 28 dni!

+ 1 dobra wiadomość:
pomimo braku basenu, braku silowni od zeszłego tygodnia -1,2 kg mniej i -1cm tu i ówdzie :0

O dziwo więc, sympatyczne rozpoczęcie cyklu.

Cieszę się bo potencjalna owulacja już za 14 dni a nie za 21...w przypadku gdyby @ znowu się opóźniłam.

+ 2 dobra wiadomość:
nie stresowałam się testem, nie musialam patrzeć na paskudna jedną krechę :)

Hah, cóż za humorek! Aż się sama dziwię, ze względu na okoliczności powinien być raczej beznadziejny.

19 lipca 2013, 14:58

Wow!

Dziękuję bardzo dziewczyny za głosowanie w tym śmieszniutkim konkursie! Jestem zaszczycona faktem, ze znalazłam się w grupie przez Was lubianych pamiętników i w nagrodę mam roczny abonament. hihi Nie pamietam kiedy coś ostatnio wygrałam!

Mam nadzieję, ze przez rok abonamentu na wykres tez będę nanosić postęp rozwijającej się ciąży. :) Hmm..o ile wogóle takie rzeczy się na nim też nanosi.

No to w tym cyklu będzie wykresik. :D Ajajaj..kolejna rzecz, która mnie będzie odciągała od pracy.

A wracajac na ziemię. Małpiszon jest i za dwa dni będzie kolejna dawka Clo. Mam nadzieję, że w tym cyklu Pani gin obdarzy mnie uprzejmością i zajrzy w dziurkę w kwestii podglądu ilości, jakości i rozmiaru pęcherzyków.

Sympatycznie ze strony ciotki, że przyjechała jak w zegarku ponieważ moje kochanie znika na 2 ostatnie tyg sierpnia i nie można by się było starać. A w takim układzie to te 2 tygodnie będą akurat czasem na NIEPRZYJŚCIE kolejnej @ i nie czekanie na kolejną owulację na początku września...bo oczywiście przecież, <jak co miesiąc> tym razem się super wszystko uda :P tak, tak - sarkazm.

Ale spokojnie, nie ma problemu. Ja teraz szlifuję figurę a w między czasie po cichu trzymam kciuki że się uda. A dopóki się nie uda będę kontynuowała działania wyszczuplające. Sprawia mi to coraz większą frajdę. Przynajmniej lepszy taki wkręt, niż inny. No i zdjęć z wrześniowych wakacji może nie trzeba będzie obrabiać w Photoshopie...tych do wglądu publicznego, dla rodziny, znajomych, "fejsa" itp A..wstyd przyznać uzależniłam się od tego jak jakaś Celebrity.

22 lipca 2013, 13:33

6ty dzień cyklu, druga doza Clo czeka na połknięcie o 16, wczoraj była pierwsza.

A ja jestem nadal wypatroszona z wszelkich uczuć, nadziei, smutku, radości, planowania , oczekiwania --->>> oczywiście TYLKO w temacie starań. Wiem, że to tak nie można...ale uzbroiłam się w jakąś tarczę przed tą mieszanką uczć, żeby znowu boleśnie się nie rozczarować.

W zeszłym cyklu było super, na luzie, bez histerii, bez wczuwania się, bez liczenia kiedy dzidzia się urodzi jeśli się uda. Wytrzymałam tak do ostatnich kilku dni cyklu, kiedy wszystko się piętrzylo, narastało, budziła się nadzieja, rzucałam sie wygłodniale na każdy najmniejszy objaw potem karcąc sie w duchu za naiwność.

To prawie jest jak dieta. Cały dzień jesz wszystko zgodnei z programem, pilnujesz się a przychodzi wieczór i zjadłabyś konia z kopytami. Walczysz, walczysz, starasz się zasnąć, aż w końcu czasem przegrywasz i ok 24 - 1:00 wcinasz ukradkiem jakiś smakołyk. :)

Zobaczymy...co będzie ze mną w tym cyklu. Tarcza ocvhronna nie pozwala mi na żadne uniesienia i rozdmuchiwanie maleńkiej iskierki nadziei, która nieustannie tli się w kąciku serca.

Gin powiedziała w weekend mężowi, że sprawa inseminacji jest w toku. Ale tutaj to HA może znaczyć że termin będzie za 2 miesiące, w przyszlym miesiącu a moze i za 6 miesiecy lub rok. Śmieszy mnie to wszystko załatwiane tak z przymrużeniem oka, groteskowo śmieszy. Ale LUZIK. Przestało mi się śpieszyć niesamowicie bardzo. Jak się uda to się uda, ja już na prawdę jestem zmęczona tą pogonią za fasolką, króliczkiem, plemniczkiem..jakkolwiek to mozeny nazwac.

W weekend byliśmy się rozerwać, kino, plaża, ikea, spacer po mieście. MASAKRA!!! Wszędzie chodzą kobiety z brzuszkami, to się nazywa prześladowanie! Co krok to kobieta w ciąży, co krok to kolejna szpila w moje serce - im się udalo, to czemu do cholery ja nie jestem jeszcze w ciąży!!?

A z drugiej strony to widzieliśmy..hmm a może ja widziałam bo po 3ciej parze już przestałam ironizować na ten temat, zeby nie popsuć dnia mężowi :P ... widziałam chyba z 10 par, nieco podsiwiałych, takich kolo 40tki z bliźniakami.

No i pierwsza myśl jaka? Pewnie taka jak co najmniej polowy z Was - "O! Pewnie brali Clo. A miże to wynik inseminacji. Hmm..a może kilka lat czekali na in vitro "

Niesamowite jak to w zależności od punktu siedzenia zmienia się punkt widzenia. Jestem pewna, że wcześniej też widywałam kobiety w ciąży, widywałam bliźniaki, trojaczki i w ogóle nie pobudzało to we mnie żadnych procesów myślowych. A teraz..HA! To już nawet nie jest proces myślowy, to jest lawina myśli, reakcja łańcuchowa.

24 lipca 2013, 13:43

Wczoraj robiąc internetową prasówkę, do popołudniowej herbatki ze zdziwieniem stwierdziłam, że : Ojej! Wczoraj o 16 urodziła, a dziś już na nogach wychodzi happy ze szpitala? (Mowa oczywiście o Kate, ok...o księżnej Kate ;) )

na to mąż i mama zgodnym chórem : "No oczywiście!A co ty myślałaś" hmm..ci to się dobrali :D

Wyciągnęłam z tego pewien wniosek....

Może ciągle nie udaje nam się zajść w ciążę ponieważ jestem psychicznie przyblokowana. Jestem dość histeryczna jeżeli chodzi o moje ciało, moje rany, moją krew i to czy coś boli czy nie boli, więc może podświadomie tak boję się porodu, że aż nie mogę zajść w ciążę. :D

Może jak w końcu zaakceptuję fakt, ze trzeba będzie URODZIĆ dzidziusia, że to nic taaaakiego strasznego... to w końcu uda się zakończyć starania z powodzeniem.

Z drugiej strony, tak bardzo pragnąc mieć dziecko, owoc naszej milości, cząstkę mnie i mojego kochanego męża zebraną w małą, kochaną, słodką osóbkę...to nie wiem czy sam fakt porodu będzie mnie przerażał, czy może nie będę mogła się doczekać żeby już bylo po wszystkim i zeby trzymać maleństwo w ramionach.

31 lipca 2013, 13:01

Jestem zła...jestem zła i sfrustrowana tym wszystkim. Pani ginekolog ma nas w dupie, nie myśli zrobić monitoringu. Wysłała papiery na inseminację, komentując przy okazji że i tak pierwsze czego zarządają to obniżenie naszej wagi.

Taka hipokrytka. Sama jeszcze rok temu wyglądała jak wieloryb, jednak wróciła do swojej normalnej wagi i teraz się czepia. Od kiedy 15 kilo nadwagi stanowi taaaaaaki problem, że nic innego nie ma sensu robić tylko zbijać wagę.

A mąż zachowuje się tez jak dziecko. Z jednej strony chodzi i piszczy jak bardzo chciałby, żeby maleństwo rosło w brzuszku, marzy zeby się udało, naciska na starania i pilnuje terminu a z drugiej strony tak prawdę mówiąc to chyba nawet nie zagłębił się w temat. Skoro łykam te magiczne, nie działające na mnie pigułki Clo i nic się nie dzieje to chyba jest jakaś inna przyczyna tego wszystkiego nie? Rozumiem, ze to nie jest jego specjalizacja, od kardiologii do ginekologii jest kawałek drogi, no ale ...cóż. Potwierdza to tylko fakt, jakim dużym dzieckiem jest moje kochanie. :/ Chciałby żeby wszystko się samo załatwilo, wszystko samo się rozwiązało i poukladało. W rożnych sferach życia ja porządkuję rożne sprawy, jestem takim samczym typem :D i mężowi to bardzo odpowiada, no ale przecież tego sama nie załatwię. Przynajmniej nie w Hiszpanii, a nawet jakbym pojechała do Polski na monitoring itp to co z tego jak plemniki będą siedzialy w jajeczkach, w mężu 2500 km ode mnie.

Może być przecież tak, że produkuję te pęcherzyki ale nie pękają i powinno się je pod tym kątem tez podstymulować. Podejrzewam, ze to mój pech ... nie wierzę że takie luzackie podejście jest w całej hiszpanii. Pewnie tylko tutaj, w geriatrycznym miasteczku ta cwaniacka gin może nawet jeszcze nigdy nie prowadziła kogoś na stymulacji. A druga gin umywa ręce, ponieważ skoro "prowadzi mnie" ta pierwsza, to ona nie chce ingerować. Jasne, najprościej się zasłaniać innymi rzeczami.

Dlatego jestem właśnie taka zła. Bo nic nie mogę zrobic, muszę się bić z myślami i frustracją. Na każdym kroku coraz więcej tych ciążowych informacji, a to ta w ciązy, a to ta rodzi. Co to my wczoraj oglądaliśmy...aaa. Leci ty taki program "Undercover boss". Niesamowite dla mnie bylo, ze w każdym z wczorajszych 3 odcinków przewijał się temat ciężarnej pracownicy, ciężarnej żony lub córki. Przecież to istna złośliwość!

Byl plan, że w pierwszym tygodniu września pojedziemy do Polski załatwić kilka spraw - byloby super bo akurat bylby to tydzień okołoowulacyjny i z rozkoszą, za każde pieniądze wybrałabym się na monitoring. Ale plany się prawdopodobnie zmienią i pojedziemy w przedostatnim tygodniu sierpnia..więc z monitoringu nici.

Niezaleznie od wszystkiego i tak w przyszlym cyklu i następnym planuję wstrzymać się z Clo. Nie mam zamiaru wyhodować sobie cyst lub dopuścić do hiperstymulacji. W tym cyklu, na odległość rzecz jasna zarządziła żebym łykała 2 tabletki Clo, a skoro i tak nie zagląda w środek jak się sprawy mają, więc nie musi wiedzieć, jeśli zrobię przerwę w faszerowaniu się tabletkami.

No i to tyle...Jak na razie. Nieciekawy humorek jak na 14 dzień cyklu, ale wczorajsza wiadomość od gin zdecydowanie podcięła mi skrzydła. Do wczoraj, byłam na luzie. Będzie co będzie, spokojnie czekamy na rozwój wydarzeń. Jak mąż wrócił z pracy mówiąc, że w końcu się ruszyła sprawa i papiery poszły do kliniki to jasne, ucieszyłam się ale w głębi ducha z ironią i kwasem stwierdziłam "O to faaaajnie.Może w styczniu lub lutym będziemy mieć termin na wizytę" heh :/ ale jak dodał co gin powiedziała, to już nawet nie byłam w stanie cieszyć się tym, że na końcu długiego tunelu pojawiło się maleńkie światełko.

Na szczęście nie chodzi o mnie, mąż też ma małą oponkę...no ale co? Szybciej niż to możliwe przecież nie da się schudnąć..

Doszłam więc do wniosku, ze może tak ma wszystko własnie być. Może za 9 miesięcy od teraz nie będzie odpowiedni czas na dziecko. Wiem wiem...mówi się , że jak się skupić to nigdy odpowiedni czas może nie nastąpić..ale fakt faktem:
- W czerwcu 2014 wyprowadzamy się stąd, do przejechania wszerz cala hiszpania a ja jestem kierowcą naszego busa.
- Jeżeli dojdzie do skutku Ibiza to ok, odłożymy trochę kasy na start ale mam zamiar aktywnie brac udzial w pracy, bo jako team wyjazdowy jesteśmy wydajniejsi niż niejeden pojedynczy lekarz
- A jeżeli nei dojdzie do skutku ibiza..bo np coś się stanie właścicielce kliniki (życie to życie) lub co koliwek innego co pokrzyżuje tamtejsze możliwości to prawdę mówiąc zostaniemy na tymczasowym lodzie
- a jeżeli dojdzie do skutku Ibiza, to "po Ibizie" od listopada i tak wylądujemy na tymczasowym lodzie - choć wtedy mozemy grupą zwalić się braciszkowi na glowę hihiii tak jak on teraz u nas mieszka do czasu drugiej specjalizacji :D
-mamy kilka planów na to co po Ibizie ale to zalezy od kilku zależności :)

Biorąc więc pod uwagę powyższe kwestie, z całego wachlarza możliwości "że to moze nie jest odpowiedni czas"....prawdopodobnie faktycznie to nie będzie odpowiedni czas. Zdaję sobię sprawę, ze pewnie psikus losu będzie taki że i tak w ciągu następnych miesięcy w końcu się uda...i wszystko będzie się dzialo jednoczesnie, nic nie będzie spokojnie tylko wszystko na wariackich papierach..i to przyznam, że stanowi moje kolejne zmartwienie. Coraz bardziej i coraz częściej męczą mnie myśli na ten temat.
Tak bardzo bym chciała, żeby choć jedna ważna rzecz w mim życiu odbyla się spokojnie, wg planu a nie na wariata..A jak wiadomo, w takich obszarach życia bardzo ciężko cokolwiek zaplanować.

Ach, ok. Wracam do pracy. Przepraszam za trucie, ale musiałam trochę z siebie upuścić tego złego powietrza. Blee

Wiadomość wyedytowana przez autora 31 lipca 2013, 13:03

2 sierpnia 2013, 20:53

Tak bardzo się cieszę, że kolejnym z nas się udaje! To nastraja bardzo pozytywnie, nawet takiego chodzącego negatywa od 2 cykli jaki się ze mnie zrobił. Jak ze wszystkim..nie zna się dnia ani godziny! Co ma być to będzie...

A co u mnie? Oczywiście lekki kwasik. Chyba najlepiej by mi zrobiła przerwa od starań, choć miesiąc spokoju, ale dobrowolnie nie potrafię tego zrobić. Co innego jakby akurat trafił się wyjazd do Polski w okolicach owulacji z mężem i mamą (czyli spimy we trójkę w hotelu, nie ma bzykanka :P ) , ale najprawdopodobniej wyjazd wypadnie w okresie okołomałpowym...więc i w przyszłym cyklu pewnie nie odpuścimy i będziemy próbować.

3 dni temu, zrezygnowana, w żartobliwym tonie mówię do męża "eeech, po co przytulać się na komendę, bo akurat dziś powinniśmy..przeciez i tak pewnie się nie uda" a mój kochany, jak zawsze na luzie i pełny optymizmu z radosną minką stwierdzil "no co Ty. za każdym razem może się przeciez udać, nigdy nic nie wiadomo"

Wczoraj nic nie zażartowałam ale kwasik zalał moje myśli "kuuurcze, po co się sprężać jak w zegarku jak pewnie znowu będzie dupa". Sama siebie nie poznaję. Zawsze superhappy, superoptymistka, zawsze z głową w chmurach a tutaj normalnie chyba mi się zrobily jakieś zakwasy myślowe. :/ Ale pomimo tego i tak nie mogę odpuścić, bo znając siebie - teraz moze i mam dół nadziejowy, ale potem szkoda by mi było, że nie próbowaliśmy i cykl odpuszczony.

Najwazniejsze, ze waga spada. Na siłowni mam speeda wiec może niedługo zacznie się efektywnie spalać oponka którą podejrzewam o wszystkie problemy. No tak..przynajmniej jest na co zwalić te miesiace niepowodzeń. Rozkosznie bolą mnie mięśnie, ramion, brzucha, nóg...wiem, ze silownia, zwłaszcza ćwiczenia aerobowe nie sprzyjają zapłodnieniu, bo mogę wykorzystać energię potrzebną organizmowi do zapłodnienia, czy też migracji jajeczka itp...ale już czekałam wystarczająco długo na CUD. Teraz żeby pomóc losowi i sprawić żeby stał się nasz wyczekiwany cud muszę zająć się swoimi zapasami jakie zgromadziłam przez ostatnie dwa lata. Rozkoszuję się zdrowym odżywianiem i widokiem wagi spadającej o kilosik co tydzień. Nigdy bym nie przypuszczała, że można jeść smacznie i często, nie być głodną a chudnąć. Hah zabrzmiało jak reklama. :D

6 sierpnia 2013, 10:53

Chciałabym coś napisać, chciałabym wyrzuć trochę rzeczy z siebie ale nie mogę nawet poskladac myśli w kupę. Męczy mnie ta bezradność, męczy mnie to czekanie, to wmawianie sobie "eeee, jak się nie udało to nic. Przecież w następnym cyklu może się uda". Wczoraj cały dzień bolało mnie coś tam w środku. Może jajniki, może macica a może tylko pęcherz mi się przeziębił od wiecznie otwartego okna w nocy i mojej wypietej pupy jak spię. Oczywiście przerobiłam tysiąc myśli. M.in może Clo przestymulowało mi jajniki, może porobiły mi się torbiele, a może to macica się rozpulchnia :D bo się udało, a może pęcherzyki pękają (nie pękaly bo test owu jak zwykle negatywny). Wczoraj był 19 dzień cyklu, więc pozostało jakieś 9 dni do zimnego prysznica, a potem kolejnej fali nadziei na owocny cykl. Cieszę się, ze dziś nie boli. Mozna iść wytapiać słoninę. Wczoraj z okazji ciągnącego bólu przy chodzeniu i siadaniu odpuścilam sobie ćwiczenia, ale dziś idę dalej. Może ta wstrętna gin ma rację, może tłuszczyk na brzuchu zaburza pracę jajników, hormonów itp. A nawet jak nie to i tak jestem zdeterminiwana do powrotu do zgrabnej sylwetki. Mam nadzieję, że w między czasie się uda ale póki co to jest punkt mojej koncentracji. Na szczęście, na dobrą motywację po kolejnym tygodniu, kolejny kilogram mniej więc jest COOL.
Zaczełam się też zastanawiać, czy ja tak bardzo bardzo bardzo chcę rozpocząć ten nowy rozdzial w naszym życiu - bo na prawdę chcę czy moze tak mnie frustruje fakt, ze ciągle się nie udaje, że nie mogę tego mieć TERAZ, że tylko nakręca mnie to bardziej i wydaje mi się , że chcę bardziej i bardziej. Z jednej strony tak, jak najbardziej, malutkie, kochane maleństwo, owoc naszj miłości, cząstka mnie i męża połączona we wspaniałej istotce, którą będziemy uczyć życia, kochać, dbać o nia itp Ale z drugiej strony wszystko się zmieni. Zmieni się na zawsze. Nie lepsze, gorsze. Tylko wszystko będzie inne, nowe. Hmm..może to kolejna faza mojego mechanizmu autoobrony. Zawsze staram się wyłączyć z problematycznych i bolesnych sytuacji. Stanąć obok i je przeczekać. Może te dziwne rozmyślania to właśnie reakcja obronna na to ciągłe rozczarowanie i frustrację, że się w kólko nie udaje i nie udaje.

7 sierpnia 2013, 12:14

hihi, ale się wczoraj uśmiałam z waszych komentarzy o mężach na luzie. "wytrysk to ich jedyna działka" ..."Kolejna rzecz, którą to ja załatwiam"/ :D:D Biedne moje słoneczko. Jest w każdej dziedzinie życia tak kochany i cudowny, że absolutnie złego słowa nei mogę powiedzieć. No ale te starania....to są jakoś tak poza marginesem. Jasne, czasem jak mnie opadają ręce i nie mam nawet zapędu do przytulania na komendę to właśnie ON mnie rozbawia i mówi, że przecież trzeba próbować, samo się nie zrobi. Ale z drugiej strony, zamiast przycisnąć ginkę, zamiast coś poczytać o Clo i możliwych scenariuszach, zamiast poczytać o pregnylu itp to ślepo podąża dzień za dniem, za myślą...że przecież wszystko w toku, ze niedługo wszystko się uloży. heh taką lekko olewczą cierpliwość, taki luz..to faktycznie chyba tylko mężczyźni mają. To chyba jest zlokalizowane w tym chromosomie którego my nie mamy :D:D

8 sierpnia 2013, 11:53

No już po przysłowiowych ptokach. Tak jak wieczorem ciężko wytrwać w postanowieniu zdrowego żywienia, tak i, im bliżej konca cyklu tym trudniej wytrwac na luzie lub chociaż pół luzie.

Ułamek sekundy, przebłysk myśli po przebudzeniu wywołał lawinę procesów myślowych i tak oto, jestem już nakarmiona potężną dozą informacji na temat....

uwaga uwaga:

...na temat implantacji ;)

To jest normalnie CHORE! Czy nie byłoby łatwiej nie myślec, nie zastanawiać się, tylko spokojnie czekać na rozwój wydarzeń!?

Oczywiście co chwila polewam się zimnym prysznicem realności, przygotowuję do tego że na 60% znowu się nie udało..hm, może na 70% znowu się nie udało, oczywiście zachowuję spokój i absolutnie się nie nakręcam. Ale uporczywa myśl, ze ten ból w 19 dniu mógł świadczyć włąśnie o iplantacji siedzi gdzieś tam w kącie mojego umysłu i nieznacznie promieniuje.

Hah, z pewnością będzie tak jak zwykle. Nadzieja , nadzieja, malutka, większa, zgaszna, potem znowu się wyriwe i urośnie, potem ją będę zagłuszać a potem nóż w serce - małpiszon zaleje wszystko i wgniecie mnie w ziemię. No ale , ok.

Im bardziej o tym wszytskim czytam, nie mogę się nadziwić jak drobiazgowo zbudowane jest ciało ludzkie. Fantastycznie zostało to wymyślone! Niesamowite.

No nic... trzeba spokojnie czekać. Mniej więcej za 6-7 dni wszystko się wyjaśni. Jeszcze 2 tabletki Progesteronu, a potem po 4 dniach może będzie @ tak jak ostatnio, a może po 9 dniach tak jak przedostatnio a moze....dopiero za 9 mies haaaaaaa mój optymizm mnie dziś powala!! :D To bylby istny cud, zwłaszcza ze względu na moje codzienne ćwiczenia spalające tłuszczyk.

12 sierpnia 2013, 10:06

Pani mgr inż informatyki i ekonometrii a liczyć nie umie. WSTYD!
Nie wiem jak ja to liczyłam, że w czwartek będzie dzień 28 a to jutro jest 28. W ogóle wczoraj w nocy jak nie mogłam spać bo w dzień się wyspałam jak świnka (podczas gdy mężuś był na dyżurze), to zaczęłam się zastanawiać czy skoro @ zaczęła się w środę to następna środa to dzien 7 - jak zawsze liczyłam czy moze 8 !? :D

No i z taką zagwozdką zaglądam dzis w tutejszy wykresik, przecieram oczy i widzę ze dziś jest 27 dc !! Cóż za niespodzianka.

To chyba przed silownią zrobie teścik. Dla zasady. Nie nastawiam się, wprost podejrzewam że nie ma szału, nie będzie się z czego cieszyć..no ale postaram się wyciagnąć z tego jakiś pozytyw - mianowicie, ze będzie można wycisnąć z siebie siódme poty na siłowni.

Aaach..dziś się okaże czy jedziemy do Polski...Kosztowna sprawa bo jedziemy samochodem . Mama ma problemyz kręgoslupem, więc dlatego lepiej samochodem niż samolotem. jako ze mamy busika, to moze sobie poleżeć, posiedziec jak chce, wyjść i rozprostować nogi itp. A w samolocie to bylby problem, bo nie dość że trzeba by było dojechać np do Madrytu 500km, to potem sratki, przesiadki bo nie ma ekonomicznego lotu wprost.

Druga zaleta samochodem - to piękne widoczki, noc w paryżu , jedzonko na eleganckich parkingach. Uwielbiamy takie akcje z mężem a i mamie ostatnio bardzo się wycieczka podobała.

A trzecia zaleta...to ze można nakupować różnych rzeczy nie martwić się o kilogramy i nadbagaż. Czyli min 30 sosów pieczeniowych, 30 budyni, 30 kisielów, tona książek. :D Hmm..no nie wiem co to będzie z moim dietetycznym żywieniem, bo pierwsze co mam zamiar wciągnąc to jakiś pyszny torcik. Tutaj nie udalo mi się znaleźć takie smaku jak np torcik węgierki lub inny. Wszystkie ładnie wyglądają ale smakują jak...cóż. W ogóle nie smakują. :)

No ale...jeszcze się nie podniecam, bo dziś się potwierdzi albo nie. Jak się potwierdzi ti w czwartek ruuuszamy :)

Także na dziś plan 2 rzeczy do potwierdzenia:

- teścik po bretońsku ( a propos fasolki )
- info czy jedziemy

Co najśmieszniejsze, to męzowi z piątku na sobotę się śniło, ze bylam w ciąży ... i że były to bliźniaki. Sam ten sen może świadczyć o tym, że znowu się nie udało. Bo spójrzmy prawdzie w oczy....proroczy sen Kogoś kto sie wiecznie nabija z mojego życia sennego? :D

A ten sen to pewnie podświadoma reakcja na to co powiedzialam w piątek po poludniu jak byliśmy na siłowni. Ja - zwykle wyciskająca co się da na biezni i orbitreku, trochę się oszczędzałam.

Więc mężuś zadowolony zapytał:
"coo słodka? też Ci się nie chce ? Idzieeemy? "
A ja na to:
"Nie, wręcz przeciwnie, ale wolę się oszczędzać, bo wiesz..zawsze jest ten 1% prawdopodobieństwa ze się udało"

No i to pewnie to zdanie tak Mu się wgryzło w łepetynkę, ze aż przeżywał w nocy.

Tak prawdę mówiąc, to oprócz tego, ze nie da się pogadać z Nim na ten temat. Czy się udało, czy się nie udało, że boli tutaj, że swędzi sutek, że może się spóźni, a może implantacja... bo od razu mówi "ale spokojnie, trzeba czekać spokojnie i się w końcu uda, nie mamy na to wpływu" ... to ja już w ogóle nie chcę nic mówić i go nakręcać. Bo po co obydwoje mamy się rozczarowywać za każdym razem. Pewnie to źle, bo tak to by się bardziej przejmował, ale 2 najdroższe mi osoby na świecie - mamę i męża zawsze staram się chronić przed światem. Niestety nei ma już mojego tatusia...bo to On zawsze chronił mnie. [*]
Jasne, mój mąż też chce jak najlepiej, też stara się być dla mnie szyldem na całe zło, ale nie zawsze mu to wychodzi bo ja zawsze dziarsko wyskakuję na przód i chronię wszystkich swoją wyimaginowaną tarczą. Coliberek Herkules :D

---edycja 10:15---

zacisnęłam zęby, przetestowałam i DUPA. Ale ok, przyjełąm spokojnie. Za to się dziś zmolestuję na silowni. Wyżyję się na tej silowni. grrr ale jak juz mówiłam spokojnie ;), przynajmniej na wakacjach w połowie września nie będę trzęsła się o fasolkę, o każdy mój ruch, o upał, o florę bakteryjną. Tak musi być, ok - rozumiem.

Przyjęte na klatę Coliberka Herkulesa.

Wiadomość wyedytowana przez autora 12 sierpnia 2013, 10:18

27 sierpnia 2013, 12:13

Hej Dziewczynki :*

przepraszamz a znikniecie ale jak się potwierdziło, że jedziemy do Polski to powstał taki wir rzeczy do załatwienia przed wyjazdem, że nawet nie było czasu na spokojne odetchnięcie i napisanie kilku słów. Podczas podróży też nie bardzo, bo cały czas byłam padnięta jak mopsik - to ja jestem kierowcą rodzinnym, więc to ja gnałam przez całą Europę podczas gdy moje kochanie nawigowało gpsem, podawało do ust chłodne napoje oraz inne smakołyki. W Polsce trzeba bylo obskoczyć rodzinę, znajomych, sklepy, nase ukochane miejsca, pójść do naszych ukochanych kin (codziennie wieczorem inne), pozałatwiać sprawy...i w ten sposb nie wiem gdzie się podziały ostatnie 2 tyg. Jutro rano będzie ważenie, zobaczymy co narozrabiałam :/ - ale warto było. Od momentu przekroczenia polskiej granicy to był jednej wielki, nieustający orgazm kubków smakowych!!!! :P
Co do tematu przewodniego czyli starań...Małpiszon przyjechał z początku nieśmiało, a potem 2 dni fontanny więc na bieżąco były robione zakupy, bo nie było kiedy prać zalanych elementów garderoby. Gdyby nie fakt, ze robiłam test jeszcze 3 dni po terminie, czyli tak w t3 dniu plamienia to bym pomyślała, że byże była dzidzia ale się nie przyjęła :( to nawet stwierdził mąż widząc jak zielona wychodziłam z toalety, po przewinięciu, przepraniu i przebraniu ale .... cóż. To dobrze, niech się martwi. ;)
Po powrocie czekalo na nas pismo z kliniki płodności. Mamy na 25.09 wizytę. Zbytnio się nie ekscytuję tą wizytą, bo pierwsze co to pewnie przyczepią się nadwagi. Najłatwiej tym się zasłonić i odesłac człowieka z kwitkiem. Hih wczoraj nawet mąż był zdziwiony, ze nie skaczę z radości ale stwierdzilam, ze nie ma co się nastawiać na cuda jak zapewne stwierdzą, że trzeba schudnąć. I ja i on bo może tłuszczykiem podgotowuje plemniki. To stwierdzil, no i dobrzem niech tak powiedzą to powiem, żeby ustawili nam wizytę na "za miesiac" i przyjdziemy chudsi o ileś tam kilo. Wybiera się na spotkanie w klinice jak to sam powiedział "jako lekarz, a nie jako pacjent" - no cóż, fajnie. W końcu może coś się pchnie do przodu.
A mnie się aktualnie przestało super śpieszyć. Najlepiej by było jakby wszystko przesunęło się w czasie do stycznia. Jak się uda "do stycznia" to ok, ale nie powiem...wtedy zamiast pełni szczęścia też dowalało by mi cały czas nerwy jak my się stąd przeniesiemy, tona rzeczy, moja mama, kot, jazda na drugi koniec Hiszpanii..z brzuchoolem i dzidzią na wylocie. Nie lubię września, października ani listopada ale w tych okolicznościach to byłby najlepszy, najwcześniejszy czas na urodzinki. Bo ja mam na prawdę dość robienia ważnych rzeczy na wariata, w nerwach, w szaleństwie. No ale oczywiście liczyć to ja tak sobie mogę. A wszystko będzie tak jak ma być i wtedy kiedy ma być. Z góry mamy to wszystko zapisane.

27 sierpnia 2013, 13:51

Był to strasznie intensywny wypoczynek. W prawej stopie - tej która cisnęła gaz mam ponad 6 tys km :D ale bylo fajowo. Nasza trasa to było:

Oviedo-Santatnder-San Sebastian-Bordeaux-Paryż-Reims-Frankfurt-Jena-WROOOOCŁAAAW-Praga-Kawałek Austrii-Liechtenstein-Kawałek Włoch-Monako-Nicea-Cannes-Lourdes-San Sebastian-Santander-Oviedo

:D Hitem nad hity był piątek, nasz rekord 7 krajów jednego dnia.

Najważniejsze, że wszystkie sprawy zostały pozałatwiane, teraz można będzie funkcjonować bardziej na luzie i bardziej bezstresowo. Można będzie skupić się na pracy nad zrelaksowanym, zadowolonym, mądrym maleństwem.

Kochane..przyznam, że zamiast ciurkiem nadrabiać zaległości w pracy, odpisywać na łzawe maile klientów najpierw przeglądam co tam u Was nowego. :* Stęskniłam się za Wami !

29 sierpnia 2013, 13:34

oo, to fantastycznie Chiang Mai! Pomimo tego, że układamy sobie życie w innych częściach świata to Wrocław na zawsze pozostanie w naszych sercach prawda? Czasu nam nie starczyło z mężem, zeby oblecieć wszystkie nasze miejsca. Mąż pochodzi z innej części świata ale Wrocław uważa za swoje miasto i kocha chyba bardziej niż rodzinną Limę. :D

Maxi hiih, faktycznie! Kolejna nasza wspólna rzecz. Mamy na prawdę wiele wspólnego :) Szkoda, że mieszkamy na przeciwległych brzegach Hiszpanii bo fajnie by było się się spotkać i coś razem chlapnąć...zanim bobaski zaczną rosnąć nam w brzuszkach.

Dziękuję Lilianka! Bardzo się cieszę, ja też bardzo lubię Twój pamiętnik..ach Kochane! Ja uwielbiam wasze wszystkie historie!! Mam nadzieję, że niedlugo wspólnie będziemy iść w przód z rosnącymi brzuszkami a potem wymieniać doświadczenia jako mamusie ukochanych, wyczekanych dzieciaczków!

A z nastroju tematycznego...dalej mam olewcze podejście, dalej koncentruję się na spalaniu tłuszczyku, już wczoraj była siłownia i basen. Do Urlopu przez duże U pozostało 14 dni :):) więc jest czas jeszcze coś zadziałać w kwestii zaostrzenia krągłości.

Nie wiem jakie są Wasze ulubione kierunki wakacyjne, ale ja od zawsze uwielbiałam z tych bliższych kierunków Turcję, Tunezję, Egipt. Nie dość, że można wyhaczyć dobre ceny to do tego pogoda gwarantowana, duuuże baseny, smaaaczne jedzonko, ciepluchne morze. Ja, jako blondynka z niebieskimi oczami zawsze budziłam powszechne zainteresowanie tubylców ... podobnie jak i stada innych bladolicych turystek.

Odkąd podróżuję z moim kochanym mężem, który jest duży, masywny i zawsze i wszędzie trzyma mnie blisko siebie to tak się go wszyscy boją, że nawet boją się na mnie spojrzeć, Hihi Więc jest spokój. Kiedyś, trochę mi pochlebiało, że tak wszyscy..no prawie wszyscy lecą jak muchy do miodu, prawią komplementy itp Oczywiście nie dawałam się złapać takie fikumiku...nnnoo moze dwa razy dałam się złapać ;) ale była to wyważona decyzja i bardzo cudownie wspominam te wakacyjne miłości. Teraz natomiast, takie ukradkiem wysyłane buziaczki, puszczane oczka mnie wkurzają. Oczywiście wszystko w miniaturowych chwilach z poza zasięgu męża. Ostatnio w Egipcie doszło do tego, że w restauracji na obiadach i kolacjach patrzylam tylko na męża i w talerz bo kelnerzy nieustannie przesylali obleśne buziaczki i puszczali oczka. Bleee Takie coś jest bez sensu, widzą przecież że kobieta jest zajęta, ma męża, ma obrączkę a mimo tego i tak próbują coś zdziałać.

Dosyć długo pracowałam w turystyce, prowadziłam z tatą biuro podróży, jeździłam na wyjazdy służbowe. Przyjaźniłam się z obsługą hoteli, animatorami. Tak jako kumpela, koleżanka - już na wstępie informowałam, ze od lat pracuję w turystyce i "robić w konia to mogę ja kogoś a nie ktoś mnie i proszę bez żadnych podstekstów bo i tak nie ma opcji". Po takim tekscie zwykle budziłam SZACUN. Fajne to było. Będąc jednak taką kumpelą, na stopie koleżeńskiej nasłuchałam się różnych rzeczy. Smutne jest to jak turystki są postrzegane w takich wakacyjnych kurortach. Jako naiwne, spragnione panienki dające się złapać na pierwsze lepsze komplementy. Czasem potem dają się naciągać na wysyłanie kasy dla chorej mamy, chorej siostry itp. :/ Oczywiście nie tylko turystki z Polski ale też innych części Europy jak np Szwecji, Niemiec, Czech..no i rzecz jasna Rosji. Wiadomo, ze nie wszystkie ale przez pewien odsetek turystek żądnych przygód wyrobil się obleśny stereotyp...
Z drugiejstrony też nie można wrzucać wszystkich pracowników hoteli do jednego worka. To, ze niektórzy robią z swojej pracy okazję do rozkosznej rozpusty, co turnus nowa big love..ale niektórzy są normalnymi facetami, szukającymi miłości na stałe, albo nie szukającymi niczego tylko zarabiającymi pieniądze na studia, na wykształcenie.
Hmm..kurcze..to dla mnie temat rzeka. Ale ok..wracając do tematu przewodniego pamiętnika...

Dziwne bo od 12 dnia cyklu mam lekkie plamienie. Może to plamienie owulacyjne, a może torbiel po Clo. Nie wiadomo, ale i tak nie ma czasu teraz tym się zajmować, od powrotu myślałam o teście owulacyjnym ale w wirze pracy po prostu zapomniałam. A 25.09 wizyta w klinice płodności. Ciekawe jak to będzie wyglądało..oczywiście pomimo szybkiej piłki - schudnijcie 15 kilo i zapraszamy ponownie. :D

Serduszkowanie było w 13dc (od kiedy nauczyłam się liczyć nr dnia cyklu mogę powiedzieć że to 14 dzień :p )Będzie pewnie też dziś.

W tym cyklu, oprócz natrętnej myśli czy sie uda czy się nie uda mam jednak większe zmartwienie. Jak wykalkulować @małpą tak, żeby przyszła jak najwcześniej. Jeszcze najlepiej przed wyjazdem. Chyba już dziś wezmę progestron i odstawię po 9 dniach a nie 10 - może uda się. Hmm..w zasadzie to już wczoraj mogłam wziąć tabletkę, ale od powrotu minęły dopiero 2 dni a ja mam wrażenie, ze to już tydzień. Na nic nie ma czasu. .... No i w związku z tym lepiej już będę wracać do pracy a nie wysnuwać tutaj filozoficzne wywody.. :*
‹‹ 3 4 5 6 7 ››